Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chopin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chopin. Pokaż wszystkie posty

1 mar 2020

210 lat temu

   
rękopis

tańczą figury w cieniach
gdy nad pięciolinią pękają
mydlane bańki czasu
suchy szelest kartki
zapachniał Szafarnią
i toruńskim piernikiem
wibrują nuty mazurków
w sękatych dłoniach grajków
z Oborowej karczmy
za oknami głuchną basy
a pod drzwiami mazowiecka mgła
w czarnej sukni stoi
głów korowody płynące
w pochodach lento sostenuto
gwałtowne wiosny kwietniowe
deszczowe milknące pejzaże
jesienie w drzewach kolorowych liści
szemrzą perdendo perdendo
w błotnistych koleinach koła powozu
legato drogi znanej na pamięć
pod opuszkami palców
klucze żurawi
na styku
nocy i świtu
diminuendo

210 lat temu urodził się Chopin. Jego muzyka jest dla wszystkich. Gra dr nauk matematycznych Nicolas Franco z Uniwersytetu w Namur w Belgii.


3 paź 2017

Kiedy słucham Chopina ...


ta muzyka


zamierzał grać
czy nasłuchiwał jak noc nadciąga
bel canto zmierzchu szemrało
liśćmi deszczem odgłosami kroków
przeczuciem paryskiego bruku
myśli rozprzęgłe
tęsknoty bolesne
improwizacje
między ustami a brzegiem pucharów rozległe
muzyka powstaje z dotyku
białych dłoni na klawiaturze
z pochylenia głowy nad pustą kartką
z kropli atramentu na końcu pióra
mazurkowy rytm kujawskich pól
furkoczące kołowrotki oberka
i ścierniska po rzepaku
nuty rozbiegane
schną na pięciolinii
wychylają się niespokojnie
chcąc zabrzmieć akordami w tę noc

nie te nuty nie zabrzmiały jeszcze
nie zmieniły się w gest
w ułożenie palców
zanim ręka zapanuje nad adagio
pod powiekami ideał
który się śni

20 lut 2015

Chopin polsko-norweski

 

        Bolesław Biegas (1877 - 1954) w secesyjnej rzeźbie Harfa natchnienia przedstawił Chopina niemal w całej postaci, spowitego w rozwianą materię, wznoszącego się nad niżej umieszczoną harfą. Na jej strunach czyjaś - Ducha? Dajmoniona? Boga? Natury wreszcie? - dłoń wygrywa dźwięki, w które wsłuchuje się kompozytor wznosząc twarz z zamkniętymi oczami. Muzyka, owijając postać Chopina w materializujące się harmonie, zdaje się pochłaniać jego postać, krępując ramiona, a zarazem unosi gdzieś wyżej, w pozaziemską sferę boskiej sztuki. Dzieło Biegasa jest próbą oddania istoty muzyki w materialnym języku rzeźby. Czy jest to próba udana, odpowiedzieć musi sobie każdy sam stając przed nią, zwłaszcza po uprzednim wysłuchaniu utworów kompozytora, obejrzeniu innych jego portretów, zanurzeniu się w świat paryskiej opery opisywany w listach do przyjaciół, skonfrontowaniu opinii, prześledzeniu recepcji muzyki Chopina w późniejszych epokach. 
      Wystawa Niepokój i poszukiwanie. Polscy i norwescy twórcy czasu przełomów zaprezentowana w Muzeum Chopina w Warszawie może się wydawać sztucznym tworem. No bo że Chopin, to zrozumiałe, ale skąd Norwegia? I dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że norweski kompozytor Thomas Dyke Acland Tellefsen, ur. w Trndheim w 1823, zmarły w 1874 w Paryżu, był jednym z ważniejszych uczniów Chopina, a po śmierci swojego mistrza przejął innych jego uczniów. Tellefsen, podobnie jak Chopin, skomponował dwa koncerty fortepianowe, poza tym wiele swoich dzieł zadedykował Polakom, znanym w Paryżu przedstawicielom polskiej arystokracji. 
          Przemierzając wystawę śledzi się zaułki (dosłownie - bo usytuowane w osobnych niewielkich salach) muzyki norweskiej, od niewątpliwie najbardziej znanego Edvarda Griega i wspomnianego Tellefsena, następnie przyglądamy się próbom uchwycenia muzyki Chopina w dziełach plastycznych, malarstwie, rzeźbie, dochodząc do centrum, w którym przemierzamy biografię kompozytora prowadzeni przez fragmenty jego listów, fotografie, nagrania utworów. Naszym przewodnikiem jest - nomen  omen - prawdziwy symbol czasu przełomu XIX i XX wieku: Stanisław Przybyszewski, którego fragmenty książki Szopen a Naród wybrane zostały jako motto do poszczególnych sal wystawowych.
          Trzeba przyznać, że demoniczny Przybyszewski, portretowany przez Edvarda Muncha jako szatan, obok uwielbienia dla Chopina wygłasza też ostre uwagi o nierozumieniu jego muzyki przez innych. Zdecydowanie odmawia na przykład tej umiejętności Francuzom, twierdząc, że właśnie oni najmniej z jego muzyki potrafią odczuć.
         Wiele ciekawostek zapada w pamięć, odkrywcze skojarzenia, na które nie wpadłabym sama, zrekompensowały mi wcześniejsze kilkunastominutowe błądzenie, zanim do Muzeum dotarłam, wybierając jakąś inną drogę poprzez zaułki wcześniej nieuczęszczane. Po pierwsze, co ma wspólnego Grieg z Chopinem? Chyba chodzi o inspiracje muzyką ludową swojego kraju. Bardzo, bardzo ciekawe, ludowe norweskie skrzypce o nazwie hardingfele przyciągają uwagę kolorową ornamentyką, intarsjowanym masą perłową gryfem, gałkami z kości słoniowej. I w tym momencie wysiadł mi telefon, zdjęcia nie mam:-( Dźwiękiem hardingfele Grieg inspirował się w fortepianowym cyklu ludowych tańców Slatter. Po przeciwnej stronie skrzypiec podziwiałam dwuosobowy drewniany taboret do fortepianu państwa Griegów. Również misternie zdobiony ludowymi ornamentami. Jako Chopinowski odpowiednik norweskiej ludowości - fragment autografu Mazurka F-moll, op. 68 - bardzo pokreślony: strzałki, kreski, mazaje, linie, przejścia z góry do dołu strony; intymny zapis twórczego procesu.
         W części malarskiej wystawy przyciągają uwagę ekspresyjne szkice do portretów Chopina Weissa. Twarz kompozytora jest na nich smutna, ekspresyjnie potargana, wykrzywiona. Takiego Chopina raczej sobie nie wyobrażamy. Z drugiej strony inne obrazy - Edvarda Muncha - a na nich często twarz mężczyzny, nienazwanego, ale rozpoznawalnego na pierwszy rzut oka - to Stanisław Przybyszewski. Tę samą twarz widzimy wyrzeźbioną przez innego norweskiego artystę: Gustava Vigelanda.
          No i część centralna, koliście i chronologicznie ułożone stanowiska z listami, autografami, fotografiami z biografii Chopina i fragmenty nagrań jego utworów. Stanowiska są dwustronne: obchodzimy je po zewnętrznej stronie, a potem po wewnętrznej. Zachwycam się iskrzącymi humorem listami. Dużo w nich autoobserwacji, dystansu do samego siebie, autoironii. I przeczucia śmierci: Jesteśmy stare cymbały - bez lutnisty, który by nas nastroił. Nie umiemy tonów wydawać nowych pod kiepskimi rękami. (...) Zostaniesz jeszcze nad moim kamieniem jak te wierzby nasze, pamiętasz? - pisze do Juliana Fontany, swojego rówieśnika, przyjaciela z czasów warszawskich.
          W listach z Paryża cudownie opisuje wrażenia z oglądanych oper, zdaje sprawozdanie z wystawienia Roberta Diabła Meyerbeera, zachwyca się śpiewem dwóch rywalizujących ze sobą śpiewaczek: Marii Malibran i Giuditty Pasty, jest pod wrażeniem największego ówczesnego tenora - Giovanniego Rubiniego. W listach pisanych z Anglii i Szkocji pozwala sobie na ironiczną charakterystykę funkcjonowania angielskiego dworu: Królowa wyruszyła do Szkocji i cała Anglia uznała za stosowne udać się tam za nią (cytuję z pamięci, może niezbyt dokładnie, ale sens był właśnie taki).
          Taki był ten nasz Chopin. Nie tylko natchniony kompozytor. Także świetny obserwator, wrażliwy koneser sztuki, ironiczny komentator z celnym dowcipem, z talentem literackim. Geniusz po prostu. Inspirujący dla wielu współczesnych i potomnych.

11 lis 2013

Chopinowo i Tuwimowo w BCK

     Dzisiejszy poranek w radiowej Dwójce jakby na zamówienie - Koncert fortepianowy a-moll op. 17 Igancego Jana Paderewskiego brzmi jak kontynuacja wczorajszego koncertu Bukiet Polski w Biłgorajskim Centrum Kultury. Stanisław Drzewiecki wraz z żoną Jekateriną zaprezentowali repertuar na wskroś polski złożony z utworów Chopina i Paderewskiego. W zestawieniu z fragmentami Kwiatów polskich Juliana Tuwima czytanymi przez Alicję Jachiewicz i Stefana Szmidta wytworzył się bardzo patriotyczny, ale i swojski klimat pasujący do okazji, czyli Święta Niepodległości. Było i sielsko-ogrodowo:

Bukiety wiejskie, jak wiadomo,
wiązane były wzwyż i stromo.

... i cały wywód o zapachu mięty zakończony iście lakonicznym stwierdzeniem na wzór Nowych Aten Benedykta Chmielowskiego:

Należy uznać, że właściwie
Rezeda pachnie - jak rezeda.

        Niuanse ironicznego języka Tuwima świetnie zinterpretowane przez Alicję Jachiewicz, z całą masą ukrytych (i odkrytych) dwuznaczności,  balansowania intonacją, raz serio, raz dowcipnie, stanowiły doskonałą przeciwwagę dla najbardziej patetycznego fragmentu poematu,  bez którego przecież obejść się nie mogło:

Chmury nad nami rozpal w łunę,
Uderz nam w serca złotym dzwonem,
Otórz nam Polskę jak piorunem
Otwierasz niebo zachmurzone.
........................................

I po tym fragmencie Polonez A-dur Fryderyka Chopina, patetyczny, mocny, arcypolski, wzruszajacy - w wykonaniu Stanisława Drzewieckiego. Artysta wykonał go "piorunowo" - stosownie do zaprezentowanego tekstu poematu. 
       Stanisław Drzewiecki był cudownym dzieckiem pianistów Jarosława Drzewieckiego i Tatiany Szebanowej. Pamiętam jego koncerty jeszcze w czasach, kiedy mówiło się o nim "Staś" - debiut koncertowy w wieku lat pięciu! Jest laureatem Konkursu Eurowizji dla Młodych Muzyków w Norwegii i Paszportu Polityki w roku 2000 (był najmłodszym laureatem Paszportu - 13 lat).
        Teraz to już dojrzały pianista, mający  w dorobku dziesięć płyt, grający w najbardziej prestiżowych salach koncertowych świata, od  Moskwy, Londynu, Amsterdamu,  Tokio, po Carnegie Hall w Nowym Jorku. 
       Jakiej frekwencji można się spodziewać w Biłgoraju na koncercie takiego artysty? Nieprzebranego tłumu?  Ścisku i tłoku?  Walenia drzwiami i oknami? Pomyłka: sala widowiskowa była owszem, w miarę zapełnipona, ale z widocznymi wolnymi miejscami. Czyli luz. W trakcie koncertu luzu zrobiło się jeszcze więcej, bo przypadkowi - jak to nazwać inaczej - słuchacze zwyczajnie sobie wychodzili. Pytanie się ciśnie: to po co przyszli? Pokazać się, że są kulturalni? Nie wiedzieli, czego się spodziewać? W dzisiejszych czasach rozwiniętej technologii informacyjnej wystarczy sobie zwyczajnie wygooglować nazwisko i mamy multum informacji kto zacz i z czym przyjeżdża.  Ciągłe rozmowy, kopanie w siedzenia, przemieszczanie się między rzędami,  raz po raz otwierające się za mną drzwi to naprawdę nie pomagało się skupić na odbiorze sztuki muzyki i słowa prezentowanej na scenie.  Doprawdy zbyt wiele osób wciąż zapomina, że idąc na koncert nie oni są najważniejsi i nie oni znajdują się w centrum uwagi. Wyraźnie widać - po frewkencji i zachowaniu, że brakuje tradycji  obcowania ze sztuką wysoką, a do odbioru muzyki klasycznej potrzebne jest większe skupienie niż podczas biwakowania. 
        Na pytanie, dlaczego się przychodzi, gdy cały czas tylko przeszkadza się innym, nie znajduję sensownej odpowiedzi.

31 sie 2013

Sztuka jak powietrze

     Gdy tylko pojawiają się oznaki kryzysu, najpierw traci na tym kultura. Decydenci uważają powszechnie, że to zbyteczny wydatek z budżetu. Nic dziwnego, że tak samo uważa spora część społeczeństwa. Znam ludzi, którzy twierdzą, że książki są za drogie, ale od lat nie kupili żadnej, ładując pieniądze w telefoniczne, elektroniczne gadżety, w papierosy, które wciąz drożeją, w inne używki, w mało ambitne wakacje w Egipcie, gdzie zresztą ostatnią atrakcją są chyba uliczne zamieszki. Mamy nieczytających rodaków,  ludzi biznesu, którzy nie widzieli teatru, filharmonii, tym bardziej opery. Ludzi pełniących funkcje publiczne, decydujących o życiu przeciętnego obywatela, którzy nie widzą nic zdrożnego w obnoszeniu się ignorancją w sferze jakiejkolwiek sztuki. A tłumek im przyklaskuje, podziwia ich i na nich głosuje.
    Przedwczoraj setną rocznicę urodzin pobchodził Prof. Jan Ekier, pianista, kompozytor, wieloletni członek jury Konkursu Chopinowskiego, trzykrotny przewodniczący jury, sam laureat tegoż konkursu w roku 1937. Człowiek, który przezył wiele i ma naprawdę cos do powiedzenia, w przeciwieństwie do tych współczesnych zjadaczy chleba na stanowiskach. Pouczające byłoby wysłuchanie przez nich wspomnień Profesora, które emitowała Dwójka PR w dzień urodzin jubilata. 
    Ale najważniejsze, co powiedział, to wspomnienia z czasów wojny i Powstania Warszawskiego. Otóż podczas okupacji on i inni muzycy organizowali koncerty w prywatnych domach, w umówionych miejscach, oczywiście nielegalnie. Niemcy przede wszystkim zakazali grać Chopina. Nawet podczas Powstania Warszawskiego, kiedy właściwie po ludzku rzecz biorąc, najpierw trzeba było myśleć o wymknięciu się śmierci, takie koncerty nadal się odbywały. Ludzie chcieli na nie przychodzić, chcieli słuchać muzyki, odczuwali taką potrzebę.
       Kiedyś, jak wspomina Profesor, szedł z kolegą na umówiony koncert i nie mogli znaleźć adresu. Okazało się, że dom, w którym mieli grać, już nie istniał. Został zbombardowany. Innym razem, mając pół godziny oddechu między niemieckimi bombardowaniami, Ekier zaczął gdzieś na piętrze grać dla samego siebie, po prostu w samotności. Grał wielkich klasycznych kompozytorów i popularne melodie. I tak prawie pół godziny, a wiedząc, że za chwilę rozpocznie się znowu ostrzał, wyjrzał przez okno. I zobaczył, że na ulicy pod oknem stoi tłumek mieszkańców słuchających tego nieoczekiwanego koncertu. Nikt mu nie przeszkodził, nikt nie przemówił. Po prostu stali i słuchali. A to byli ludzie każdego dnia narażeni na śmierć, stojący na ulicy, na której toczyły się tego dnia ostre walki. A jednak słuchali muzyki. Ekier powiedział, żeby sie rozeszli, bo zaraz rozpocznie się ostrzał i tak skońćzył się ten wojenny koncert.
      Ta opowieść jest dla tych wszystkich, którzy uważają, że sztuka to zbyteczna fanaberia, zachcianka, która powinna ustąpić priorytetom ekonomicznym. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy uważają, że jeśli sztuka, jakiejkolwiek dziedziny, nie da się przeliczyć na zysk finansowy, nie zasługuje na uwagę. To odpowiedź dla tych wszystkich, którzy marginalizują kulturę, jako zbędny balast dla budżetu czy to państwowego, czy rodzinnego i osobistego. Odpowiedź dla tych wszystkich, kórzy uważają, że bez muzyki można żyć. 
    
     Nie każdy musi pasjonować się muzyką klasyczną akurat, ale nie ma prawdziwie kulturalnego człowieka, człowieka z klasą, który nie ma w ogóle kontaktu ze sztuką. Niech to będzie malarstwo, niech będzie wielka polska i światowa proza czy poezja. A`propos, zmarł Seamus Heaney, laureat Literackiej Nagrody Nobla z 1995 roku. Sztuka jest jak powietrze, koniecznie do życia potrzebna. Tamci ludzie w czasie wojny i Powstania Warszawskiego świadczą o tym dobitniej niż wszelkie teoretyczne na ten temat rozważania.

10 cze 2012

z ciemnego nieba

z ciemnego nieba
pada kropla za kroplą
rosną kałuże



9 gru 2011

W obronie narodowej kultury

W obronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina - petycja


Petycję podpisują zwyczajni melomani, którzy  nie są obojętni na to, co w polskiej kulturze najcenniejsze, jak i wybitni twórcy, zwłaszcza muzyczni, np. Paweł Mykietyn, Tomasz Stańko, Marek Moś czy Jadwiga Rappe.  Mało tego,  w akcję włączyli się artyści i chopinolodzy zagraniczni. I to jest naprawdę wstyd, że polskie narodowe dobro, jakim jest NIFC i muzykę na najwyższym światowym poziomie ratują nam obcokrajowcy. No, chyba że pewnym gremiom decydentów takie nazwiska, jak Andreas Staier czy Martha Argerich nic nie mówią! Tym bardziej trzeba zadać pytanie o ich kompetencje, na podstawie których zostali powołani do decydowania o kulturze.

14 lis 2010

Muzyka i Śmierć

     Kończy się Rok Chopinowski.  Jednym z najważniejszych wydarzeń przewidzianych w związku z jego obchodami był balet Chopin, artysta romantyczny w Operze Narodowej. I chociaż muzyka Chopina będzie mi towarzyszyć zawsze, obejrzeniem baletu zakończyłam moje osobiste obchody 200. rocznicy urodzin kompozytora. W listopadowy wieczór obejrzałam wersję jedną z co najmniej trzech. Wersję, ponieważ w obsadzie głownych postaci: Fryderyka Chopina, Damy (czyli George Sand), Matki, Siostry, Śmierci, Muzyki - przewidziano po dwoje, a nawet i troje solistów. Stąd, mieszkając jak ja, 300 km od Warszawy, nie wiadomo, na jaką trafi się konfigurację. Chyba mi się udało, ponieważ z kilku różnych recenzji zamieszczonych tu i ówdzie można wywnioskować, że Sergey Popov jako Fryderyk, Dominika Krysztoforska jako Dama (George Sand) i Sergey Basalaev jako Śmierć stworzyli kreacje najlepsze, a właśnie oni wystapili 6 listopada.
     Dwuczęściowy balet ułożony przez  Patrice`a Barta do muzyki różnych kompozytorów, oprócz Chopina oczywiście, także Berlioza, Liszta, Schumanna,  de Falli czy Lapunowa przedstawia w zarysie skrótową biografię Fryderyka  z wyraźnie zaznaczonymi momentami zwrotnymi, jak dzieciństwo, koncert w Pałacu Namiestnikowskim, powstanie listopadowe, przyjazd do Paryża i poznanie Schumanna, poznanie George Sand, romas, Majorka, choroba, samotna śmierć. Cała historia bardzo czytelna, wyrazista, jednoznaczna. Może przerysowana, jak scena śmierci powstańców - mimo wszystko szereg rosyjskich żołnierzy z karabinami wycelowanymi najpierw  w widownię, a potem w umierających powstańców skojarzył mi się w pierwszym momencie z Armią Sowiecką i Katyniem, co na pewno nie było zamierzeniem choreografa.
     Całość jednak pięknie ułożona pod względem muzycznym, z bardzo emocjonalnym librettem Antoniego Libery, wyraźnie podporządkowana została nadrzędnemu motywowi: rozdarciu Chopina między powołaniem do poświęcenia się Muzyce, a fatalną siłą przyciągania Śmierci. Można powiedzieć, że Chopin całe swe krótkie życie tańczył z nimi obiema, jak symbolicznie zostało to pokazane w jednej ze scen, kiedy Fryderyk-Popov porwany zostaje w taneczny wir przez Muzykę i Śmierć, jakby chciały go sobie nawzajem wydrzeć i zawłaszczyć. Ten potrójny, somnambuliczny taniec wywarł na mnie największe wrażenie.
     Inna przejmująca scena to pieśń żałobna Na lagunach (Sur les lagunes Hectora Berlioza) w wykonaniu Agnieszki Rehlis (mezzosopran). Od tego momentu staje się jasne, że w życiowym zmaganiu kompozytora śmierć będzie górą. Chociaż, czy rzeczywiście? Kiedy chory Fryderyk w ostatnim tanecznym pas pada martwy, a jego ciało wraz z całą niemal sceną przykrywa opadający z wolna olbrzymi kir, na chwilę pojawia się zwiewna Muzyka (Ewa Nowak) tańcząc nad zmarłym - na pożegnanie? A może na powitanie duszy kompozytora, któremu już nic nie przeszkodzi tańczyć tylko z nią?
     Jeśli kiedyś zastanawiałam się, czym dla mnie, laika, jest balet, to po tym spektaklu znalazłam odpowiedź. Jest to taniec życia. Dlatego wyżej cenię choreografię ułożoną do muzyki w zamierzeniu niescenicznej, nie komponowanej pod tancerza. Bo co innego, gdy kompozytor pisze balet, od razu nie tylko słysząc, ale i wyobrażając sobie jej wykonanie choreograficzne. Gdy zaś jest tylko muzyka, a trzeba do niej stworzyć  układ taneczny całkowicie nowy, nieprzewidziany, oglądanie efektów może być zaskakujące i inspirujące. Mnie taki rodzaj tańca odpowiada najbardziej.
    
    

30 mar 2010

Poetyckie portrety Chopina i jego muzyki

Całe doświadczenie życia Chopina jest w jednym walcu lub jednym mazurku, w jednym
preludium, w dwóch minutach muzyki jest całość doświadczenia a jednocześnie całość
doświadczenia jest też w całym jego dziele.
Jarosław Marek Rymkiewicz

Muzyka Chopina jest najbardziej rozpoznawalnym w świecie zjawiskiem polskiej kultury. Jeśli się słyszy, że 40 mln Chińczyków na różnych etapach muzycznej edukacji uczy się, jak grać Chopina, to zaczynam się zastanawiać, czy my, Polacy, dojrzeliśmy do pełni świadomości posiadania w naszym dorobku kulturalnym geniusza na tak ponadczasową i uniwersalną miarę.

Z okazji Roku Chopina, obchodzonego w międzynarodowej skali, już pojawiły się i pojawiać się będą różne publikacje, mniej lub bardziej wnikliwe analizy życia i twórczości. Dręczy mnie jednak pytanie, ile z nich trafi do tak zwanego przeciętnego czytelnika. Czy zjawisko „Chopin” jest na tyle zrozumiałe, by zainteresował się nim zwykły, przeciętny obywatel? Czy hasło ideał sięgnął bruku będzie miało w tym kontekście wymiar zadomowienia się kultury wysokiej w niskich kręgach popularności i masowości?

Jakkolwiek Andrzej Hejmej uważa, że literackie rozważania o muzyce i kompozytorze to zaledwie dyskurs marginalny pośród innych, trudno oczekiwać, by czytelnik nie będący profesjonalnym muzykiem był bardziej zainteresowany fachowymi analizami muzycznych struktur zapisanych w partyturach. Wobec hermetyczności muzycznego dzieła Chopina literatura, w tym poezja, może się okazać swoistym pośrednikiem między czytelnikiem a wyrastającym ponad swoją epokę Geniuszem. Analizując wybrane wiersze, można się pokusić o parę refleksji na temat poetyckich poszukiwań sposobu językowego opisania fenomenu o imieniu „Chopin”.

Jednym z nich są proste i czytelne odwołania do biografii kompozytora, począwszy od stworzenia przez Jerzego Zajączkowskiego portretu cudownego dziecka (Zaczarowany fortepian), przez odtworzenie wyimaginowanego, lecz możliwego przecież, spotkania Chopina i Słowackiego na paryskim bruku (Jarosław Iwaszkiewicz, Spotkanie), po poetyckie relacje z ostatnich godzin życia (Roman Brandstaetter, Śmierć Chopina). Najciekawsze w tym zestawie wydają się jednak sytuacje liryczne osadzone w okolicznościach towarzyszących publicznym koncertom. Artur Oppman gromadzi na nim plejadę osobistości polskiej emigracji popowstaniowej na czele z Mickiewiczem, Słowackim i księciem Czartoryskim. Obok nich generałowie, posłowie, pisarze, paryska śmietanka towarzyska. Na salę wchodzi Chopin i z zamkniętymi oczami poczyna grać improwizując. To, co najważniejsze, nie rozgrywa się na poziomie muzyki, lecz w wyobraźni odbiorców. Wiersz Oppmana stanowi przykład interesującej analizy psychologii odbioru dzieła muzycznego. Słuchacze słyszą to, co chcą usłyszeć, oczyma wyobraźni widzą to, co chcą widzieć:

Ktoś pomyśli: to znad Ikwy, inny ktoś: znad Niemna,
Jeszcze komuś od Wisły gra echem znajomem,
Jakby dzieckiem słyszał pod rodzinnym domem:
A to tylko tak szumi liść na polskim drzewie,
A to tylko tak pluszcze polski deszcz w ulewie,
A to tylko tak tęskni serce po tym wszystkiem:

Za kamieniem przydrożnym – za niebem – za listkiem.

Geniusz Chopina polega na graniu na strunach ludzkiej duszy, na wywoływaniu określonych stanów emocjonalnych, wspomnień i tęsknot:
Biją dzwony pogrzebne od krańca do krańca,
Od Wołynia – od Litwy – od wolskiego Szańca,
A z lamentu tych dzwonów jak śmierć się wywija
Taka straszna tęsknota – wszystkich – i niczyja.


Rola muzyki jest podobna do roli romantycznej literatury, wyrastającej z sytuacji politycznej, w jakiej znajdowali się Polacy na emigracji. Stąd w zakończeniu utworu obok historycznych postaci pojawiają się bohaterowie literaccy, wytwory poetyckiej wyobraźni romantycznych wieszczów:
Na fotelach… ksiądz Robak… zmienna Telimena…
Wallenrod… Gustaw… Konrad z bazyliańskiej celi…
Piast Dantyszek… Ksiądz Marek… Kordian i Anhelli…


Muzyka i literatura idą w parze. Wymagała tego historia i tak odbierano twórczość Chopina. Czytelne aluzje do powstania listopadowego
Z dłońmi na oczach siedzą Mickiewicz, Słowacki,
Nie chcą odsłonić oczu; serce się sprężyło
Krwią, żrącą jak trucizna; tam! tam ich nie było!

pozwalają domniemywać, że utworem będącym inspiracją wiersza jest etiuda c-moll zwana Rewolucyjną, według przypuszczeń badaczy skomponowana na wieść o poddaniu Warszawy.

Czy koncert odbył się rzeczywiście? Czy Chopin zagrał na nim ową etiudę? Czy mogły go słuchać jednocześnie wszystkie wymienione przez poetę osoby? W latach 1832 – 1848 Chopin dał w Paryżu 19 publicznych koncertów. Wiadomo, że koncertował na zaproszenie księcia Czartoryskiego na rzecz emigrantów polskich. Wymienione w utworze Oppmana postacie fikcyjne: Telimena, Kordian, a zwłaszcza Anhelli sugerują, że nie mogło to się odbyć przed 1838 rokiem, w którym Słowacki Anhellego napisał. Samo wprowadzenie postaci literackich jako bohaterów wieczoru zawiesza realizm poetyckiego opisu. Ależ bo nie jest to utwór o charakterze historycznym. Nie takie są funkcje literatury pięknej, tym bardziej poezji. Ma ona też wiele do powiedzenia w ujawnianiu nieświadomych elementów psychiki. Literatura interesuje się działaniem pamięci, myśleniem, a szczególnie wykorzystywanym przez nią tematem są dyspozycje uczuciowe i stany emocjonalne. Dzieła literackie zwierają wielką obfitość subtelnych analiz chwilowych reakcji emocjonalnych trwalszych uczuć, różnych faz i odcieni, a także ich manifestacji. (E. Borowiecka, Poznawcza wartość sztuki)

Jeszcze wyraźniej odrealniony, a przecież jak najbardziej prawdziwy jest koncert opisany przez Leopolda Lewina (Mickiewicz słucha Chopina). U Oppmana Chopin wszedł. W lamp półcieniu dziwny jak zjawisko, u Lewina z kolei Fryderyk najpierw rękę do grania przegina, a później szereg ojczyźnianych asocjacji słuchacza (Mickiewicza) wyrażony został przez literackie aluzje: westchnienia litewskiego boru, o krainie, co była dla niego jak zdrowie, w Paryżu kwitnie Baublis. Wkraczamy w sferę utrwalonych w kulturze, powszechnie rozpoznawalnych, skojarzeń i emocji. Chopin, na równi z literackimi postaciami odrealniony, przemawia zza światów poprzez muzykę do wszystkich pokoleń, na zawsze nieśmiertelny:

… I jesteś żywy,
Niepogrzebany, w otchłani burzliwej
Chmur, gromów, grając – o bogom podobny!

(Leopold Staff, Zniszczenie pomnika Chopina)

Ten drugi niejako wizerunek Chopina to monumentalna kreacja artysty, romantyczny Król-Duch wędrujący przez czas i historię narodu, uwznioślający swoją muzyką polskość jak sztandar chwały.

Duch wiecznie żywy i tak roztęskniony,
Że jak dwa węgle mu goreją oczy.
(…) Gdzie husarz szeptał przed śmiercią koronki,
W płaczącą lutnię swoją godził grzmotem
I gnał ich w burzę z rumaków tupotem.

(Kornel Makuszyński, Chopin do ojczyzny wracający)

Ponadczasowa sława kompozytora stanowi potwierdzenie słuszności Horacjańskiego przekonania o unieśmiertelniającej sile sztuki. Prawdziwie mógłby Chopin za rzymskim poetą zawołać: exegi monumentum aere parennius.Odrębny zbiór tworzą utwory o specyficznej organizacji dźwiękowej i rytmizacji naśladującej muzyczne ukształtowanie mazurków czy polonezów. Same tytuły wskazują na źródła inspiracji. Gdy polonez chopinowski Marii Konopnickiej utrzymany jest w polonezowym rytmie regularnego ośmiozgłoskowca, z kolei Kazimierz Przerwa –Tetmajer w Mazurku Chopina wykorzystuje wiersz sylabotoniczny z wyrazistym rymem męskim w co drugim wersie. Identyczną wersyfikację zastosował wspomniany już wyżej Artur Oppman w Preludium:
Chopinowska nuta płynie
W księżycową dal,
Niby skarga płynie cicha,
Niby łzy i żal.


Rytmizowanie wierszy na wzór mazurka i mazura, poloneza i kujawiaka, które stanowiły istotne źródło inspiracji Chopina, wpisuje się poniekąd w dyskurs o polskości jego muzyki. Temat do dziś nie zamknięty, gdyż na tegorocznych Targach MIDEM w Cannes na spotkaniu w polskim pawilonie padło pytanie: Na czym właściwie polega polskość polonezów? (Magazyn. Chopin, Nr 1/2010) Osobną kwestią jest wartość artystyczna tego typu zabiegów. Jakkolwiek by je oceniać, trzeba mieć na uwadze, że muzyka jest ciemniejsza niż poezja, a to znaczy, że wszelkie próby jej werbalizacji zawsze będą niewystarczające.

W wielu utworach poetyckich znaleźć można ślady i rozwinięcia mistrzowskiej metaforyki Norwida z Fortepianu Szopena. Stąd czerpiemy pamięć o ostatnim spotkaniu Norwida z Chopinem, którego ręka… dla swej białości/ Alabastrowej (…) Mieszała mi się w oczach z klawiaturą/ Z słoniowej kości…” oraz symboliczny obraz sprzętu podobnego do trumny, który
Polskę głosił, od zenitu
Wszechdoskonałości Dziejów
Wziętą, hymnem zachwytu –
Polskę – przemienionych kołodziejów


Tenże fortepian u Kazimierza Wierzyńskiego pełen czaszek i kurz popiołów przewodzi upiornemu pochodowi:
Alarm! Zbudźcie się martwi! Do ręki piszczele!
Trąbić surmę ostatnią, uzbroić kapele,
Anioły zakuć w pancerz, niech staną szwadronem,
Rekruci bóstw przy ludzkim nieszczęściu szalonym,
Z Bogiem lub mimo Boga. Podajcie mi szpadę.
(…) jak tu trzymać nadludzką wciąż wartę,
Cały świat jak przerąbać do dna klawiatury,
Biec do grobów i trupy wywlekać do góry,
Ponad ciemności, nad zgubę, nad mrok bezrozumny
Chwiać się, wlec bez siły, iść brzegiem swej trumny(…)

(Szopen)

Nie przypadkiem Jarosław Marek Rymkiewicz zauważa, że główne źródło inspiracji Chopina było w śmierci, w umieraniu. Śmierć, umieranie, a więc także nicość – od tego często w sztuce wszystko się zaczyna. (…) pojawiają się takie instrumenty nicości, tacy wysłannicy czy posłańcy nicości. (…) oni zawiadamiają nas o naszym przeznaczeniu. (…) Ich dzieła objawiają nam to, co nas czeka i dlatego tak nas przejmują.

Geniusz Chopina wyobrażają w utworze Norwida trzy postacie: Pigmalion, Orfeusz i Chrystus. Pigmalion – ten, który stwarza i ożywia ideał piękna dzięki sile swej miłości; Orfeusz – ten, który dzięki muzyce zwycięża śmierć; Chrystus - ten, którego consummatum est dokonuje zbawienia świata. Zaiste, czyż można o jakimkolwiek artyście powiedzieć więcej?


Biłgorajskie Widnokręgi nr 1. Almanach, Biłgoraj 2010

26 mar 2010

Rok Chopinowski

Wiedziałam, że Anderszewski gra fenomenalnie, chociaż niekoniecznie Chopina. Jego ulubionym kompozytorem jest raczej Bach. Jednak tutaj intryguje mnie, co on sobie śpiewa grając? Na płycie tego nie widać.

http://www.youtube.com/watch?v=gTGaSDF0KSg&feature=channel


Filmik trwa ponad 11 minut i składa się z dwóch części.