Hummus klasyczny

12/10/2013 Agata 8 Comments

 hummus

Moi drodzy, mały powrót dzisiaj. Chciałam zaprezentować Wam przepis na hummus, coś czym się zajadam od pewnego czasu, gdy tylko mogę. W końcu postanowiłam zrobić go sama. Zapewne każdy kto próbował go uwielbia, a kto nie próbował - musi to zrobić :-) Hummus to pasta z ciecierzycy, sezamu i czosnku. Aromatyczna i sycąca, doskonale komponująca się z chlebem, pitą oraz warzywami (z pieczonymi to juz w ogóle - idealnie). Jest łatwa do zrobienia i świetna jako przekąska, również na imprezy.

8 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Ciasto Daim

10/29/2013 Agata 15 Comments

 daim

Znacie Daimy? Karmelowe batoniki/cukierki w mlecznej czekoladzie, słodkie, zaklejające buzie. Pamiętam, gdy posmakowałam ich po raz pierwszy kilka lat temu i potem wypatrywałam ich wszędzie. Na szczęście zawsze można kupić je w Ikei, ale akurat te podrzuciła mi moja siostra, która posiada niesamowity dar chowania słodyczy i niejedzenia ich. Kupiła je w wakacje, które spędziła w Hiszpanii. I od tego czasu nie zjadła! Wow. Polecam Wam to ciasto, gdyż ma niesamowitą strukturę, jest ciężkie, słodkie, mokre. Mąkę zastępujemy mielonymi migdałami (ja po prostu mielę płatki migdałów w blenderze). Nie pożałujecie :-)

15 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Nocne Ciasteczka

10/24/2013 Agata 11 Comments

 nocne

Dlaczego nocne? Bo najfajniej piecze się je właśnie późnym wieczorem. W domu roztacza się niesamowity, pyszny zapach, aż nie można doczekać się, aż troszkę (ale tylko troszkę!) przestygną i będzie można je już zjeść :-) Ich przygotowanie jest niezwykle proste, więc nawet zmęczeni po ciężkim dniu znajdziecie te 10 minut, które są warte efektu. Ciastka pysznie smakują z zimnym mlekiem. Koniecznie dodajcie do nich trochę zmielonych migdałów, dzięki temu mają cudny zapach i są trochę "ciągnące" w środku. :-)


11 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Leczo

10/21/2013 Agata 10 Comments



Leczo, sycące, aromatyczne, kolorowe. To dla mnie idealna jesienna potrawa, która kojarzy mi się z dzieciństwem i domem. Zapach leczo jest najlepszy na świecie! Gotowałam je w październikowe, sobotnie popołudnie. Z głośników płynęła przyjemna składanka jazzowych standardów, a ja czułam, że wszystko jest na swoim miejscu.
Jest doskonałe zarówno na obiad, jak i na kolację po długim spacerze :-) Pycha!

Porcja dla 4 osób:
3 papryki
3 pomidory
1 cukinia
1 kartonik passaty pomidorowej
5 sztuk kiełbasy śląskiej
1 cebula
3 plastry boczku parzonego
2 łyżeczki papryki słodkiej
1 łyżeczka papryki ostrej
natka pietruszki
sól pieprz

1.       Na patelni smażymy pokrojone na kawałki paski boczku, dodajemy odrobinę oleju, a następnie posiekaną w kostkę cebulę. 
Podsmażamy, aż się zeszkli.
2.       Paprykę kroimy w kostkę, pomidory również. 
Cukinię kroimy na średniej grubości plastry, które potem dzielimy na pół, posypujemy je solą i odstawiamy.
3.       Do posmażonej cebuli wrzucamy paprykę i pomidory pokrojone w kostkę. 
Przyprawiamy solą i pieprzem, mieszamy. Następnie dodajemy cukinię. 
Po około 3 minutach dodajemy passatę pomidorową, przyprawiamy papryką. Gotujemy pod przykryciem.
4.       Po około 10 minutach dodajemy pokrojoną w plasterki (lub ich połówki) kiełbasę.
5.       Gotujemy pod przykryciem jeszcze około 15 minut. Podajemy ciepłe, z natką pietruszki. Najlepiej smakuje przegryzane chlebem :-)


Smacznego! :)


10 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Kaiserschmarrn, omlet cesarski.

9/28/2013 Agata 8 Comments

Leniwe poranki w sobotę, gdzie można w końcu spokojnie usiąść na łóżku z kubkiem kawy, przejrzeć stos magazynów, które przyniosło się do domu w ciągu tygodnia, włączyć sobie muzykę z dużą ilością fortepianu albo skrzypiec (właśnie słucham tego) i usiąść do wspólnego śniadania. Takie soboty są zawsze małym świętem :-) 
Dzisiaj chciałabym Wam pokazać pomysł na omlet, ale omlet trochę inny niż wszystkie. Bardzo puszysty, w smaku jest prawie jak biszkopt. Delikatny i świetnie pasuje do powideł niedawno usmażonych ze śliwek. Doskonale pasuje też do leniwych poranków. 
Dlaczego skusił mnie Kaiserschmarrn? Może to dziwne, ale... przez nazwę. Moim zdaniem jest piękna.
Zróbcie go, a się nie zawiedziecie. Może nie jest najładniejszy, ale ma w sobie coś.

8 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Ciasto z owocami sezonowymi. Śliwki!

9/24/2013 Agata 5 Comments


Sezon śliwkowy w pełni. Śliwki są wszędzie. W ciastach, w powidłach, na omletach (wkróce na blogu). Póki są jeszcze swieże, zrzucone prosto z drzewa trzeba je jeść! ;-) 

Lato już oficjalnie za nami, teraz tylko trzeba wyposażyć się w ciepłe swetry i czekać z kubkiem herbaty na te urocze, październikowe wieczory. Lubię ten miesiąc, na ogół w moim życiu dzieją się wtedy fajne rzeczy. Dużo zmian i (paradoksalnie) powiew świeżości - to na ogół oznacza dla mnie październik. Więc może nadchodzić, czekam!

Prezentuję Wam przepis autorstwa mojej Babci na proste ciasto z owocami. Gdy nie mamy śliwek, wykorzystajmy inne, sezonowe owoce. Gdy nie pasuje nam czekolada zastąpmy ją lukrem :) Ciasto jest wilgodne i zwarte, jednak ładnie wyrasta. Długo jest świeże. Polecam, na wszystkie pory roku!


5 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Tarta, figi i miód.

9/19/2013 Agata 10 Comments


Ciąg dalszy wieczornego gotowania i pieczenia, czyli występów gościnnych u moich dobrych znajomych. Miły wieczór i kolacja, na którą zjedliśmy bakłażany (w poprzedniej notce) została zwieńczona pysznym sezonowym deserem.

Figi mają smak, który chyba nie przypomina żadnego innego. Słodkie, lekko mdłe, ale w tym dobrym znaczeniu. Świetnie komponują się z innymi składnikami, na słono, słodko. Dzisiaj zapraszam Was na prostą tartę, którą przygotujecie w pół godziny. Figi są ładne i efektowne, warto je wykorzystać! :-)

10 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Bakłażan, faszerowany i zapiekany

9/18/2013 Agata 4 Comments


Wieczorne gotowanie u moich dobrych znajomych, czyli występy gościnne. Spotkaliśmy się, ustaliliśmy, że padnie na bakłażan, zrobiliśmy zakupy i zaczęliśmy działać. To był bardzo miły wieczór spędzony w pięknym wnętrzu, który niesamowicie szybko zleciał. Oprócz pysznego, sycącego dania głównego był jeszcze deser, ale o tym niedługo. Mam nadzieję, że lubicie figi. :-)

4 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Torcik Brownie z Malinami

9/14/2013 Agata 15 Comments


W poprzedni weekend, chyba już ten ostatni ze słonecznych i odrobinę wakacyjnych pojechaliśmy na jedną z ostatnich działkowych wizyt. Zerwaliśmy ostatnie brzoskwinie, dostaliśmy od sąsiadki ogromną porcję bazylii, z której zrobiłam oscypkowe pesto, nazbieraliśmy wielkiej miski malin i już podskórnie wiedzieliśmy, że to już ostatnie podrygi lata.

15 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Sernik wiedeński

9/10/2013 Agata 32 Comments



Klasyczny, piękny sernik z czekoladą na górze. Trochę jak z cukierni. Gęsty, zwarty i ładnie się kroi. Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia, jak wiele to ciasto ma wspólnego z Wiedniem (nie to co, na przykład Tort Sachera) jednak muszę przyznać, że jak na sernik jest to ciasto bardzo uporządkowane ;)
Aha, no i w serniku nie ma rodzynek. Nie znoszę rodzynek w serniku, smakują jak... nieważne. :)

32 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Truskawki i roszponka - sałatka na koniec lata

8/30/2013 Agata 1 Comments



Ostatnie wakacyjne podrygi, ostatnie truskawki w tym roku. Już nie takie tanie, już nie takie soczyste, ale jeszcze są. Skończyło się chodzenie w samych sukienkach, popołudniowe słońce już tak nie grzeje, jednak na szczęście nadal radośnie świeci. Czuję się ostatnio cały czas najedzona! W gruncie rzeczy to okropne uczucie, czas się trochę przegłodzić. Ale żeby to przegłodzenie trochę lżej wchodziło proponuję Wam tę sałatkę. Roszponka, truskawki i słony ser bałkański, do tego dressing miodowo-musztardowy. Truskawki na wytrawnie też są pyszne. 

A już niedługo będzie jesień i dopiero będę mogła działać. To moja ulubiona pora roku!

1 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Poulet Marengo - potrawka z kurczaka

8/27/2013 Agata 22 Comments


Dzisiaj chciałabym zaproponować Wam moje ulubione danie z dzieciństwa.
Gdy byłam mała uparcie chodziłam za Mamą i mówiłam "Maaaamo, a zrobisz dzisiaj pulemalengo?". PULEMALENGO, PULEMALENGO. Bardzo długi czas żyłam w przekonaniu, że mój ulubiony kurczak z pieczarkami i aromatem, którego nie umiałam rozpoznać (białe wino!) właśnie tak się nazywa. Dopiero kiedyś na lekcji francuskiego w liceum, gdy uczyliśmy się nazw zwierząt skojarzyłam, że przecież ten cały POULET (fr. kurczak) jest mi dobrze znany. No i cała zagadka sprzed lat się wyjaśniła. Mały internetowy research i kwestia drugiego członu tej nazwy też przestała być tajemnicą. To danie zostało nazwane na cześć wygranej przez wojska Napoleona bitwy pod Marengo :-)

22 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Czekolada i maliny. Tartaletki.

8/21/2013 Agata 11 Comments


Najlepsze połączenie smaków - czekolada i maliny, pyszny krem oparty na mascarpone, świeże owoce. Pycha. Proste do zrobienia i nieczasochłonne, bez pieczenia, za to z dużą ilością uśmiechu przy jedzeniu.
Tartaletki zostały przygotowane dla dziewczyn z biura Agencji PR obok redakcji, w której pracuję. Chyba im smakowało :-) 

Z tego przepisu równie dobrze, można zrobić tartę, wystarczy na małą formę.

Potrzebujemy:
na spód:
150g ciastek zbożowych np. digedstive
50g masła

masa:
250 g mascarpone
1 tabliczka czekolady gorzkiej
1 tabliczka czekolady mlecznej
1 łyżka cukru pudru
+
1 pudełko malin

1. Przygotowujemy spód: kruszymy ciastka na miał, w rondelku roztapiamy masło, łączymy składniki. 
2. W kąpieli wodnej roztapiamy dwie tabliczki czekolady, mlecznej i gorzkiej. 
3. Dwie łyżki roztopionej czekolady dodajemy do masy ciasteczkowej na spód. Mieszamy ją, wykładamy formy od tartaletek, wkładamy do lodówki.
4. Ser mascarpone miksujemy z cukrem pudrem na gładką masę, następnie przekładamy go do reszty roztopionej czekolady, może być jeszcze ciepła. Miksujemy całość na gładką masę. Odstawiamy do przestygnięcia.
5. Na spody w foremkach wykładamy masę czekoladową. Odstawiamy na kilka godzin żeby stężała.
6. Tuż przed podaniem na masę wykładamy maliny, możemy posypać je cukrem pudrem. 










11 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Crumble z agrestem

8/09/2013 Agata 9 Comments

Dzisiaj chciałam Wam pokazać mój ulubiony patent na szybki deser. Dostałam od babci wielką miskę pełną agrestu i zastanawiałam się co z nią zrobić. Był kompot, ale chciałam coś jeszcze. Padło na crumble. Niestety, ale ono nigdy nie będzie powalało urodą. Musicie jednak uwierzyć, że idealnie balansuje między słodkim a kwaśnym smakiem, a do tego gdy podajemy je na gorąco z kulką lodów, to już w ogóle, wspaniała gra kontrastów :-)
Crumble robi się je wyjątkowo prosto i szybko, zawsze świetnie wpasowuje się w gorący sierpniowy wieczór.




Potrzebujemy:
300g agrestu bez szypułek
3 łyżki cukru

na kruszonkę:
200g mąki
100g miękkiego masła
100g cukru pudru

+
masło do wysmarowania naczynia 
lody waniliowe

Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Naczynie żaroodporne (ja wykorzystałam pokrywkę) wysmarowujemy masłem. Wykładamy na nie agrest bez szypułek i posypujemy cukrem.  
Przygotowujemy kruszonkę: do mąki wrzucamy masło w małych kawałkach i cukier puder. Wyrabiamy za pomocą rąk, tak aby powstały małe grudki ciasta. Kruszonką posypujemy owoce i wkładamy do piekarnika na około 40 minut.

Serwujemy po chwili, najlepiej z lodami. 






9 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Moja bajka - fotografia jedzenia

8/08/2013 Agata 14 Comments

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam Moją Bajkę o zdjęciach. 
O fotografii, aparatach, moich początkach i tym, co lubię najbardziej.  Blog jest połączeniem dwóch moich pasji - kuchni i fotografii właśnie. Pierwsze zdjęcia zaczęłam robić dawno temu, bo w wieku 13 lat. Wtedy trafiłam do pracowni fotograficznej w Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy i tam powoli uczyłam się podstawowych technik. Uzbrojona w Zenita 12 XP i kilka rolek czarno-białych klisz chodziłam i robiłam zdjęcia wszystkiemu wokół. Potem przychodziłam do pracowni i wywoływałam, najpierw filmy potem zdjęcia. Robiłam miliony próbek, siedziałam w ciemni przy czerwonej żarówce i się uczyłam. Powoli, nie raz, nie dwa, wkurzona i zniechęcona miałam ochotę rzucić wszystko w kąt, ale jakoś przetrwałam ;-) To uczucie, gdy powoli na kartce papieru fotograficznego pojawia się konkretny, wcześniej widziany kształt jest nie do opisania. Bardzo mi tego brakuje. Potem przerzuciłam się na zdjęcia cyfrowe, wygoda lustrzanki, któraą podłączam do komputera i wszystko już w nim jest, jest nieoceniona. Każda technika ma swoje plusy i minusy. 

Początki mojej bajki - kilka zdjęć wybranych, z czasów, gdy częściej fotografowałam ludzi niż jedzenie :)
Często pada pytanie jakim aparatem robię zdjęcia, otóż odpowiadam, że jest to już kilkuletni Canon 400d. Jednak z całą pewnością najważniejszą sprawą są tutaj obiektywy. Ja jestem przekonana, że nie ma lepszego obiektywu do zdjęć jedzenia, niż stałoogniskowy 50mm f.1/8 (na zdjęciu). Jest to jasny obiektyw, który jest w stanie sprawić, że większość rzeczy, którym robimy zdjęcia naprawdę będzie wyglądać apetycznie. Głównie jest to kwestia małej głębi ostrości. Zobaczcie na zdjęciu poniżej. Jest różnica :) Polecam, szczególnie, gdy ktoś chce rozwinąć swoje skrzydła w fotografii kulinarnej.

Fot.1 zdjęcie zrobione obiektywem "pięćdziesiątką", fot.2 ten sam aparat - obiektyw podstawowy 18-55.

Co do samych zdjęć jedzenia, pierwsza rzecz, która ma znaczenie: ŚWIATŁO! Ja zawsze robię zdjęcia w świetle dziennym, po prostu wiem, że tylko takie będą wyglądały apetycznie. Próbowałam z lampami, próbowałam z softboxami. Nie, światło dzienne i koniec. ;)
Po prostu trzeba znaleźć sobie jak największe okno, uniknąć ostrego słonecznego światła (możemy je „zmiękczyć” jakimś jasnym, półprzezroczystym materiałem) i działać. Efekt gwarantowany.

Kwestia stylizacji zdjęć. Możecie wejść na początkowe wpisy z mojego bloga i zobaczyć, że kiedyś nie miało to dla mnie specjalnego znaczenia. Jednak z czasem zrozumiałam, że nie tylko potrawa musi wyglądać apetycznie, ale i też jej otoczenie. Stąd też zbieram stare deski od zaprzyjaźnionego stolarza, kawałki materiałów, sztućce, talerzyki, małe buteleczki, wstążki, sznurki, wszystko co można twórczo wykorzystać. Jednak uważam, żeby nie przesadzić. Nie jest sztuką wrzucić na jedno zdjęcie, wszystkie gadżety jakie wpadną nam w ręce. Jak zawsze – umiar jest w cenie. 

Fot.1: zbieram wszystko, co mogę pokazać na zdjęciu. Fot.2 - mój ukochany aparat.
Kadry. Zawsze zaczynam od góry. Uwielbiam zdjęcia jedzenia „z lotu ptaka”. Gwarantuję, że większość potraw z tej perspektywy wygląda zaskakująco dobrze. Nie raz już wspinałam się wysokości, podtrzymywana przez „towarzyszy”. Jednak, gdy tylko mogę – układam całość kompozycji na podłodze, to wygodne i pozwala szybko zmieniać układ. Potem staram pokazać się jak najbliżej, to co przygotowałam. Ważne jest wtedy tło, patrzmy czy czasem w zdjęcia nie wkrada się nam coś, co zupełnie odwróci uwagę od reszty. 

Po tym wszystkim po prostu zgrywam zdjęcia na komputer, odpalam prosty program graficzny do korekcji kolorów (np. PhotoScape) lub czasem, gdy jest ciężko, Photoshopa i działam. Tak naprawdę wszystko musi być w porządku, już gdy robimy zdjęcie.

Ujęcie z lotu ptaka - polecam, daje duże możliwości układania kompozycji :)
To czego się nauczyłam przez ostatnie kilka lat prowadzenia bloga to tylko moje doświadczenia. Nie jestem żadnym specjalistą, tylko amatorem, ale po tym czasie po prostu już wiem, że to moja bajka ;-) Moment, kiedy po  tym jak zrobię zdjęcie, wrzucę je na bloga i czytam „O boże!!! Ślinię się na sam widok!” (pisownia oryginalna) to jest właśnie to, co lubię najbardziej. 


14 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Pierogi z Owocami

7/26/2013 Agata 10 Comments


Nigdy nie zrobię takich pierogów, jak robi moja babcia, ale mogę próbować. Uwielbiam te z serem, te z jagodami. Dzisiaj wariacja z letnimi owocami, w głównej roli poziomki, borówki i maliny. Pyszne połączenie. 
Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale ten czas tak szybko leci. Całe wakacje spędzam na linii Bydgoszcz-Poznań, pracuję, jem, gotuję, uczę się. Niedługo też w planach Katowice, ach jak ja się cieszę na tegoroczny Off Festival! Lato w pełni. 
Spróbujcie posmakować go z pierogami, gwarantuję dobre samopoczucie. :)



Potrzebujemy:
1kg mąki
0,5 litra letniej wody
1 łyżka oleju

dowolne owoce:
1 pudełko malin
1 pudełko borówek
1 pudełko poziomek

1. Na stolnicy ustupujemy kopczyk z mąki, na środku palcem robimy wgłębienie i wlewamy delikatnie wodę, a następnie olej.
2.Ręcznie wyrabiamy ciasto, aż będzie elastyczne. 
3. Dzielimy na dwie części, odłożoną kulę ciasta przykrywamy bawełnianym ręcznikiem.
4. Pierwszą część cienko rozwałkowujemy, podsypując mąką. 
5. Za pomocą szklanki wykrawamy koła z ciasta. 
6. Na każde z kół wykładamy owoce, lekko posypując je cukrem.
7. Brzegi pierogów starannie sklejamy.
8. W dużym garnku zagotowujemy wodę i ją solimy.
9. Do gotującej się wody wkładamy pierogi, gdy wypłyną gotujemy jeszcze 2-3 minuty.
10. Podajemy ze śmietaną lub jogurtem greckim.



10 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Tarta i Owoce Lata

7/18/2013 Agata 16 Comments



Jak można zamknąć lato w lodówce, a kilka godzin później je zjeść? To proste, wystarczy zrobić tę tartę :) W poprzednim wpisie (klik!) opowiedziałam Wam, jak wygląda moje "blogowanie" i właśnie tę tartę wtedy przygotowywałam. To znaczy taką samą, jednak jako, że gościła ona ostatnio co weekend na naszym stole, ta nieco różniła się układem owoców ;-)))
Z czego się składa i dlaczego jest taka pyszna? To bita śmietana i mascarpone, czysta rozpusta. Oprócz tego wszystkie letnie owoce, które wpadną Wam w ręce. Ja zawsze sięgam po maliny i jagody albo borówki. 
Po kilku godzinach w lodówce jest najlepsza. Ach, jeszcze jedno! Nie ma tu mowy o pieczeniu, to zawsze miła informacja w upalne dni.


Potrzebujemy:

na spód:
120g ciastek Digestive (lub innych herbatników)
100g masła (pół kostki)

400g śmietanki 30%
250g (1 opakowanie) sera mascarpone
5 łyżek cukru pudru
3 łyżki żelatyny (rozpuszczone w pół szklanki wody)

 100 g malin
150g jagód

1. Przygotowujemy spód: kruszymy ciastka (zamykamy je w foliowej torebce i uderzamy wałkiem lub... młotkiem, jak ja) i rozpuszczamy masło w rondelku. 
2. Mieszamy ze sobą pokruszone ciastka i masło, wykładamy jednolicie na formie od tarty.
3. Wkładamy do zamrażalnika na około pół godziny.
4. Przygotowujemy żelatynę wg opisu na opakowaniu, chłodzimy.
5. Przygotowujemy masę: schłodzoną śmietankę ubijamy na wysokich obrotach w trakcie dodając cukier puder. W trakcie dolewamy żelatynę, miksujemy dalej, aż zgęstnieje. Nie ubijamy do końca i uważamy, żeby się nie zwarzyła.
6. W osobnym naczyniu miksujemy mascarpone, aby stało się jednolitą masą (można to pominąć, jednak ja nie lubię grudek sera w śmietanie).
7. Delikatnie wkładamy zmiksowany ser do śmietany i mieszamy na lekkich obrotach.
8. Spód wyciągamy z zamrażalnika i wykładamy na nim masę, a następnie układamy umyte owoce.
9. Wkładamy całość do lodówki na około 2-3 godziny (może być więcej). 










16 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Moja bajka - blogowanie

7/16/2013 Agata 25 Comments

Ta tarta z owocami juz wkrótce będzie na blogu!

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć mam moją bajkę, a może nawet opowiem Wam ich kilka. 
Jedną z nich jest prowadzenie bloga. Często słyszę pytania "skąd bierzesz pomysły?", "ile czasu Ci to zajmuje?", "jak to się zaczęło?". Dzisiaj opowiem Wam wszystko :)

Moje blogowanie nad Kuchennymi trwa już ponad trzy lata. Zaczęło się dość niewinnie, przed maturą. Lubiłam wtedy przeglądać inne blogi kulinarne (a była ich dosłownie garstka). W tamtym czasie próbowałam się uczyć, byłam obłożona podręcznikami i coraz częściej uciekałam do kuchni. Najpierw robiłam proste i banalne rzeczy, głównie makarony, naleśniki, ciasta według przepisów Mamy. Widać to w początkowych przepisach. 


Moje książkowe inspiracje. Nigella obowiązkowo. Herbata malinowa i ciacha, relaks w pełni.

Jak widać Moja Bajka zaczęła się dość niewinnie, i wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że po trzech latach będzie tu wpadać 30 tysięcy ludzi miesięcznie, a ja tak często będę mogła się cieszyć słysząc "upiekłam twoją tartę!", "zrobiłem te cukinie!",  "te placki były super!". To są te magiczne momenty, dla których naprawdę czuję, że to co robię jest choć trochę pożyteczne. Naprawdę miłe uczucie.


Jak wygląda powstawanie wpisu? Najpierw muszę mieć pomysł, chęć i humor. Niestety, ale nie da się ominąć żadnego z tych elementów. Skąd biorę inspirację? Zewsząd. Z gazet, książek kucharskich, z innych blogów, z telewizji, z Pinteresta, z notatek mojej mamy i babci, z książek. Bardzo lubię znajdować w Internecie zdjęcie jakiejś potrawy, ale bez przepisu (na ogół na portalach Soup.io lub Tumblr) i próbować ją odtwarzać według mojego pomysłu. Mam przynajmniej pewność, że nie kradnę nikomu receptury, a przepis jest bardzo mój. Bardzo rozwijające, polecam dla odważnych :) Lubię również wybrać się na targ, kupić różne rzeczy i potem myśleć, co z nich wyczarować. Wtedy na ogół wertuję książki i przekopuję sieć.

Tak to wygląda zza kulis :D

W kuchni działam bardzo spontanicznie, czasami wrzucam wszystko, co wpadnie mi w ręce, jestem mistrzynią improwizacji.
Zdjęcia robię zwykle dość szybko, trochę więcej czasu zajmuje mi uprzednie wystylizowanie zdjęcia- znalezienie tła, pasujących kolorami dodatków, miejsca z dobrym dopływem światła o tej porze dnia. O samym fotografowaniu jedzenia opowiem Wam już wkrótce :)
Potem to już z górki. Następny magiczny moment w mojej bajce - jak robię zdjęcie i już na wyświetlaczu aparatu widzę, że mi się podoba. Najfajniejsze uczucie, wtedy wręcz od razu mam ochotę zrzucać zdjęcia na komputer i tworzyć wpis. Proces przepuszczenia zdjęć przez małe korekty graficzne (kolory, kontrast, światło), stworzenie wpisu, przepisu i wstawienie tego na bloggera to około 1,5 godziny. Czasami więcej. :)

Chciałabym cały rok blogować w ten sposób. 
Wtedy już tylko czekam na Wasze reakcje. W kontakcie z czytelnikami bloga bardzo pomocny jest Facebook, często dostaję wiadomości z pytaniami o konkretne przepisy, na wszystkie odpowiadam. Zdarzyło mi się już pomagać moimi odpowiedziami w pisaniu prac licencjackich i magisterskich. Same zupełnie niespodziewane rzeczy, szczególnie, gdy popatrzę na siebie sprzed trzech lat.
Nauczyłam się naprawdę wielu rzeczy, poznałam masę wspaniałych osób, a nawet dostałam pracę stylistki jedzenia do pewnego projektu. Życie potrafi zaskakiwać. 

To jest właśnie początek mojej bajki :)
Już niedługo opowiem Wam więcej!

25 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Drinks in the jars - drinki w słoikach

7/09/2013 Agata 12 Comments



Jakiś czas temu zostałam zaproszona na otwarcie nowej restauracji w Poznaniu - Whiskey in the Jar. Bardzo fajny klimat, było rockowo i głośno, a do tego na samym Starym Rynku. Śliczne panie kelnerki uwijały się podając naprawdę dobre steki i hamburgery. Jednak jak sama nazwa wskazuje ta przemiła knajpa specjalizuje się w podawaniu whiskey w niecodziennej formie - w słoiku. Od razu zakochałam się w tym pomyśle i stwierdziłam, że muszę pokazać go u siebie. Dzisiejszy wpis jest bardziej propozycją podania, niż stricte przepisem. Jestem przekonana, że sami wiecie jaki alkohol w jakich proporcjach lubicie najbardziej. Oczywiście, czerpiąc z oryginału - najlepiej będzie podać whiskey! :)

PS. Na samym dole świetny patent na kostki lodu zaczerpnięty z internetu. Owoce zalewamy wodą i zamrażam. Niby banalne, ale bardzo efektowne. Przetestowałam i polecam! :)

Potrzebujemy (na 1 porcję):
1 czysty słoik
4 małe truskawki bez szypułek
4 kulki zimnego arbuza bez pestek
8 kostek lodu
listki mięty

+ulubiony alkohol
+ulubiony napój

1. Słoiki myjemy i osuszamy.
2. Do środka wkładamy na zmianę truskawki, lód, arbuza, listki mięty, aż zapełnimy słoik.
3. Dolewamy ulubionego alkoholu w dowolnej proporcji z napojem.
4. Podajemy od razu.







12 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)

Cherry Pie - tarta z wiśniami

7/02/2013 Agata 27 Comments


Zerwaliśmy wczoraj z drzewa wiśni cały wielki kubeł tych owoców. 
Trzeba było koniecznie wykorzystać je do jakiegoś ciasta. Znowu drożdżówka...? Nie, dzisiaj nie. Moja siostra rzuciła "A może zrobisz takie cherry pie, jak w amerykańskich filmach?". A ja od razu miałam wizję amerykańskich gospodyń domowych z przedmieść, które w tych sielankowych, familijnych filmach pieką tartę z wiśniami. Z całą pewnością ich paje są zdecydowanie bardziej dopracowane i wygładzone. Ale niestety, taki już urok mojego pieczenia, jednak ma smakować, nie jestem chorobliwą perfekcjonistką co do wyglądu (przepraszam). Tarta jest pyszna, naładowana owocami, lekko kwaskowata, ale i słodka. Nie jest trudna do zrobienia. Polecam na lipiec! W inne miesiące wiśnie mogą być mrożone. ;)


Potrzebujemy:

ciasto:
250g mąki
150g masła
1 jajko
2 żółtka
3/4 szklanki cukru
szczypta soli

nadzienie:
500g wiśni
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki skrobii ziemniaczanej

1. Wyrabiamy ciasto. Składniki mieszamy ze sobą w misce za pomocą miksera, następnie za pomocą rąk wyrabiamy i zlepiamy w dwie kule, jedną większą drugą mniejszą. Jedna będzie na spód tarty, druga na górę. Wkładamy je do foliowego worka, a następnie do zamrażalnika na około pół godziny.
2. Wszystkie wiśnie drylujemy. Posypujemy je cukrem, aż puszczą sok. Następnie posupujemy (przesianą, koniecznie!) skrobią ziemniaczaną i mieszamy. 
3. Większą kulę rozpłaszczamy i wylepiamy ciastem formę od tarty.
4. Mniejszą kulę rozwałkowujemy (możemy użyć mąki, aby się nie kleiła). Nożem wykrawamy paski, tak aby pasowały długością do formy.
5. Formę wyłożoną ciastem wkładamy na około 10 minut do piekarnika nagrzanego do 170 stopni.
6. Wyjmujemy ją, wykładamy na ciasto wiśnie. Na nie wykładamy paski ciasta.
7. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około pół godziny.
8. Pyszne na gorące, równie dobre na zimno. Z lodami waniliowymi również będzie świetnie smakować :) 







27 komentarze:

Dziękuję za każdy komentarz :)