Strony

czwartek, 12 grudnia 2024

Zła nie ma

W polskich kinach niezwykle rzadko puszczane są azjatyckie filmy. Gdy mam ochotę na zobaczenie japońskiego tytułu zdecydowanie wybieram małe kina studyjne niż wielkie sieci kin. Powód jest prosty. To właśnie one skupiają sią na pozycjach, których raczej nie zobaczymy w sieciówkach. Najbliższe mnie tego typu kino znajduje się w Katowicach. Mieści się w ścisłym centrum, na rynku, więc nie ma problemu z dojazdem. Jest niewielkie, ma kilka sal kinowych, kawiarenkę. Za bilet normalny zapłacimy 21 złotych co jest niewątpliwą konkurencją dla np. Heliosa, gdzie weekendowy bilet kosztuje prawie 27 złotych.
Opis dystrybutora kina: Takumi (Hitoshi Omika) mieszka w lesie niedaleko Tokio i opiekuje się córką Haną (Ryô Nishikawa). Codzienny rytm społeczności zaburza przyjazd przedstawicieli korporacji, którzy na polanie odwiedzanej przez jelenie chcą zrobić nowoczesny przyczółek glampingowy, oferujący mieszczuchom biwakowanie w ekskluzywnych warunkach. Opór lokalnej społeczności jest spokojny, ale stanowczy. A im dalej w las, tym więcej pojawia się wątpliwości. 
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niezwykłe czyste ubranie głównego bohatera. Wygląda jakby pracował w biurze a nie na tartaku. Mężczyzna mieszka w lesie, rąbie drewno, czerpię wodę z naturalnego źródła a jego strój czy buty są w nienagannym stanie. Bez opiłków drewna, kurzu, czy błota. Wyglądało to dość nienaturalnie. I nie pasujące do miejsca gdzie rozgrywa się akcja. Sam film prowadzony jest w żółwim tempie. Przegadany film, bez nagłych zwrotów akcji. Prosta fabuła. Nieco filozoficzna poszukująca odpowiedzi na pytanie: "Czy zło istnieje". Reżyser za pomocą kolorów doskonale dzieli ludzi na tych "obcych", którzy przyjechali z propozycją inwestycji a "lokalnych mieszkańców," którzy mieszkają od zawsze w niewielkiej wsi. Możemy podziwiać tutaj przepiękne widoki, majestatyczne góry, surową przyrodę. Zawrotne zakończenie, niejednoznaczne który moim zdaniem jest "z czapy". Jak dla mnie zupełnie niezrozumiałe, przekombinowane i niepasujące do całości filmu. Człowiek długo po seansie zastanawiał się o co chodzi. Być może takie było przesłanie tego tytułu. Aby usiąść i pomyśleć nad nim. Jedno jest pewne. Zła nie ma długo zostanie w mojej pamięci.

ClaudiaMorningstar

poniedziałek, 9 grudnia 2024

Japoński ogród botaniczny w Pradze

Niedawno miałam przyjemność odwiedzenia Pragi. Pogoda dopisywała, więc oprócz tradycyjnych historycznych atrakcji postanowiłyśmy zwiedzić Ogród Botaniczny w Pradze. Wejście nie było szczególnie drogie, ponieważ bilet dla osoby dorosłej kosztował 180kc (przez internet zaoszczędzicie 30kc) a sam ogród jest ogromny. Oprócz ogrodu japońskiego, znajduje się znajduje się różne ogrody tematyczne takie jak angielski, norweski czy wiejski a nawet możemy podziwiać tropikalne rośliny w szklarni. Należy jednak pamiętać, że jeśli zależy nam na konkretnym ogrodzie to musicie obejść cały teren, nie ma możliwości wejścia na konkretny. W wekeend dodatkową atrakcją są występy na żywo.  Za to u samej góry znajduje się bardzo klimatyczna winiarnia z doskonałym winem. Można skusić się na kieliszek albo od razu na całą butelkę. Wnętrze jest klimatyzowane a z tarasu rozprzestrzenia się widok na liczne winorośla. 
Ogród japoński to średniej wielkości placyk. Możemy na nim podziwiać niewielki wodospad, klony japońskie oraz niskie krzewy. Kolor, który króluje w tym ogrodzie to "zielony", nieliczne kwitnące rośliny dodają mu uroku. Brakuje mi tutaj natomiast jeziorka z karpiami koi, które mogłam podziwiać chociażby we wrocławskim ogrodzie. Za każdym razem uważam, że do doskonała "atrakcja" ogrodu. Wielobarwne ryby dodają "koloru" prostemu charakterowi ogrodu.  Szkoda także, że nie ma niewielkiego stoiska przekąskami, zdecydowanie dodałoby to klimatu. 
Co ciekawe odwiedzający mogą podziwiać liczne bonsai. Pierwszy raz spotykam się aby umieścić tego typu aranżacje w ogrodzie. Doskonała okazja aby móc podziwiać je z bliska! Osobiście nie mam ani talentu ani cierpliwości aby zrobić własne drzewko, ale nie ma wielu miejsc, gdzie można je dokładnie pooglądać. Podoba mi się rozwiązanie aby kamienne donice postawić na wysokich stołkach, dzięki temu rozwiązaniu nie trzeba się schylać.

Podsumowując ogród botaniczny w Pradze to na prawdę ciekawe miejsce. Doskonałe miejsce na długi spacer wśród roślinności. Jeśli uważacie, że jest za daleko to możecie odwiedzić jeden z licznych w Polsce. Satomi w Pisarzowicach albo Ogród Japoński we Wrocławiu w sezonie jest doskonałą propozycją na spędzenie czasu na świeżym powietrzu.

ClaudiaMorningstar

sobota, 23 listopada 2024

Test japońskich alkoholi przy zimowej aurze

Niedawno moi rodzice odwiedzili japoński ogród Siruwia mieszczący się w Karpaczu. Oczywiście oprócz podziwianiu licznej roślinności, największej prywatnej w Polsce kolekcji japońskiej broni odwiedzający ogród mają okazję zjeść przekąskę lub napić się herbaty w kawiarence bądź zrobić zakupy w niewielkim ale dobrze wyposażonym sklepiku. Moja mama wiedząc, że jestem fanką alkoholi przywiozła mi dwa różne trunki: Choya Umeshu Extra Years oraz Sake Shochikubai.
Obydwa alkohole znam od dawna, piłam je wielokrotnie. Choya extra years to mój wybór od lat. Przyjemnie słodki bursztynowy likier o 17% zawartości alkoholu. Idealny do picia solo, z dodatkiem lodu albo aby móc robić z nim drinki. Nie za mocny w smaku. Aromatyczny. Jest na prawdę słodki, więc jeżeli lubicie tego typu napoje ten produkt będzie idealnym dla Was wyborem. Pachnie cytrusowo-migdałowo. Zamknięty w masywnej szklanej prostej butelce. W środku pływają kwaśne morele japońskie. Uwaga na środek, ponieważ owoce zawierają pestki a nikt przecież nie chce przymusowo korzystać z usług dentysty. Efektywnie to wygląda. Takie szczegóły cieszą oko. Druga butelka to Sake Shochikubai Kyoto Fushimizu Jitate Jun. Mniejsza, licząca 300 ml wódka ryżowa. Gorzka, mocna w smaku. Moim zdaniem za mocna aby pić ją solo. Dla mnie za wytrawna. Zdecydowanie wole alkohole z kwiatową lub owocową nutą. Nada się do ryb czy owoców morza, raczej nie do deserów. Zdecydowanie nie zostanę fanką. Zwróćcie uwagę na szczegóły. Ta etykieta jest niesamowita, bardzo kolorowa a jednocześnie elegancka. Bogato zdobiona, po prostu śliczna.

Lubicie japońskie alkohole? Który jest Waszym ulubionym?
ClaudiaMorningstar

sobota, 19 października 2024

Mandu, miejsce na najlepsze koreańskie pierogi w Krakowie

Jak pewnie zdążyliście się zorientować uwielbiam kuchnię koreańska. Dobrze przyrządzone jedzenie to coś co lubię. W Krakowie przetestowałam większość miejsc. Na wspólnym wyjeździe z Pauliną przetestowałyśmy dwa miejsca: Pan Kimbab z cudownym kimbabem oraz Mandu o którym więcej przeczytacie w dzisiejszym poście. Niewielki bar z pierogami mieści sią na Starym Kleparzu zaraz obok piekarenki Krusz oraz Oriental Spoon, gdzie możecie zjeść smaczny bibimbap. Lokal jest mały, w środku znajduje się kilka stolików i lodówka z napojami, na ścianach białe kafle, które nadają nieco szpitalny wygląd. Ale w końcu nie przyszliśmy tutaj oceniać wyglądu a zjeść. Ma być czysto i smacznie. W obu przypadkach nie mam nic do zarzucenia. 
Na początek zamówiłyśmy bao, które były fenomenalne. Po zamknięciu NaszeBao nie spotkałam się z miejscem serwującym tak smacznych bułeczek. Były puszyste i delikatne w smaku. Zamówiłyśmy wersję z wieprzowiną z sosem musztardowym (34zł). Soczyste mięsko w dużej ilości to coś co doceniam a sos musztardowy z dodatkiem sosu bbq doskonale pasował do mięsa. Orzeszki ziemne i kolendra to miły akcent, który nadawał daniu głębi.
Jako danie główne zamówiłyśmy 4 rodzaje mandu. Co mi się podobało, że porcję składającą się z 8 sztuk można podzielić na dwie wersje smakowe po 4 sztuki. Dlatego mogłyśmy delektować się różnymi opcjami: Seul mandu, Habak mandu, Kimchi mandu oraz Chicken mayo mandu. Byłam bardzo zadowolona z tego, że każdy rodzaj miał inny kształt. Lubię takie detale. Podobał mi się także sposób podania pierogów w bambusowym parowniku. Powód jest prosty. Moim zdaniem przyjemniej się je gdy danie prezentuje się estetycznie. Ciasto w mandu jest sprężyste, nie za cienkie ani nie za grube. Farsze dobrze dobrawione, z wyczuwalnym smakiem. Nie żałowano ich. Całość bardzo dobrze wypada. Bez problemu można się nimi najeść. Za porcję zapłacimy 24zł bądź 25 zł. Jest to dobra cena jak za lunch na mieście. Do picia obowiązkowo OnLemon gruszkowy oraz rabarbarowy (12zł/sztuka). Chętnie wybrałabym się ponownie na wekeendowy menu, którego niestety nie ma w tygodniu roboczym, a szkoda bo wydaje się być ciekawe.

Byliście kiedyś w Mandu? Jak je oceniacie?
ClaudiaMorningstar

poniedziałek, 7 października 2024

Food Fest 2024

Wieki nie byłam na żadnym zlocie food truck, więc gdy  dowiedziałam się, że zamierzają przyjechać do mojego miasta to po ludzku się ucieszyłam. Wybór wozów był niewielki ale dość różnorodny. Można było zjeść dania kuchni meksykańskiej, węgierskiej, amerykańskiej czy koreańskiej. Zdecydowałam się zamówić jedzenie z Take a bowl i powiem Wam szczerze, że to był błąd. Najpierw bardzo długo czekało się na obsługę, ponieważ prawdopodobnie poszła ona na przerwę, ale zapomniała zostawić informacji ile będzie ona trwała. No ale w końcu udało mi się złożyć zamówienie. Po krótkiej chwili wywołali mój numerek i mogłam przystąpić do jedzenia.
Byłam bardzo głodna dlatego zdecydowałam się na dwie pozycje. Pierwszą z nich był bibimbap (39zł). Twardy ryż, niewielka ilość mięsa, które było bez smaku. Dziwne dodatki takie jak kiełki, sałatka z glonów, fasolka szparagowa czy szafran. Danie pozbawione smaku czy przypraw. Dawno nie jadłam tak jałowego posiłku. Zawód na całej linii. Na prawdę szkoda, bo miałam wysokie oczekiwania. 
Drugą opcją na którą się zdecydowałam się było KFC (38zł). Podane z twardym niedogotowanym ryżem z dziwnym dodatkiem jakim były kiełki. Po co? Nie wiem. Samego kurczaka było dużo, był on dość soczysty ale niestety panierka to była porażka. W niczym nie przypominała tradycyjnej wersji smażonego kurczaka. Moim zdaniem 77 zł wyrzucone w błoto. Jedzenie było słabe, nie najadła się. Żałuje wyboru a mogłam iść do punktu obok, gdzie serwowali na serio przepyszne burgery z kimchi.
Zdecydowałam zamówić się coś do picia z Coffee Bar. Pierwotnie planowałam wypić bubble tea z brokatem, ale niespodziewanie się skończyła. Kolejny mini zawód. Jak mieć pecha to na całego. Dlatego wybór padł na lemoniadę arbuzową (14zł), która była smaczna ale bardzo, bardzo słodka. Plus za kawałki arbuza. 

Był ktoś z Was ostatnio na tego typu wydarzeniu? Jak wypadło u Was jedzenie?
ClaudiaMorningstar

wtorek, 30 lipca 2024

Pan KimBap

W ubiegły weekend Paulina i ja pojechałyśmy na babski wyjazd. Nie byłabym sobą aby nie pójść do jednej lub dwóch koreańskich restauracji na obiad. Padło na Pan Kimbap, czyli bistro o którym słyszałam dużo dobrego. Jak myślicie jak wypadł?
Na początek niemałe zdziwienie, ponieważ wycofali z menu pierożki. Szkoda, bo miałam na nie wielką ochotę. Tymczasowo zabrakło im herbaty śliwkową, więc zamówiłam moją ulubioną herbatę yuzu (250ml/8,50zł) natomiast Paulina wybrała pepsi (250ml/7,50zł).
Nieoczekiwanie dla mnie zdecydowałam się na bibimbap klasyczny bulgogi (450g/34zł). Smaczne. Dużo chrupiących warzyw, świeży ryż, a za sprawą marynaty przyjemnie słodkie i miękkie mięsko. Jajko sadzone takie jakie lubię najbardziej. Zdjęcie oczywiście przed wymieszaniem, w takiej formie prezentuje się najbardziej reprezentacyjnie.
Paulina zdecydowała się na japchae z kurczakiem (450zł/34zł). Gdy kelnerka przyniosła nam to danie to nieźle się zdziwiłam. Podał on bardzo dziwnie podany. Zbędny jest tutaj zarówno ryż i jajko sadzone a także mix sałat. Nie mam najmniejszego pojęcia po co je dodali. To jakby do zamówionego dania typu spaghetti bolognese dodać ugotowane ziemniaki oraz surówkę. Nonsens. Sam makaron był poprawny ale fajerwerków nie było. Mięso w nieco ostrym sosie gryzł mi się z resztą. 
Kimbap serowy (250g/26zł) oraz kimchi-bulgogi (280g/29zł) to chyba najsmaczniejsze pozycje z całego menu. Elastyczne i kleiste, z dobrym ryżem. Wypełnione dużą ilością farszu. Nie jestem w stanie wybrać, która wersja przypadła mi bardziej do gustu. Jeśli ktoś chce zamówić danie na wynos to musi dodatkowo zapłacić 1 zł za plastikowe opakowanie. Kolacja dla dwóch osób wyniosła nas 140zł, co jak na Kraków nie jest wygórowaną ceną.

Sam lokal położony jest daleko od rynku, więc czeka Was przyjemny spacer. Jest niewielki, chociaż ma dwie osobne salki. Oszczędne w dekoracjach. Za to możemy posłuchać k-popu. Polecam rezerwację, bo jeśli nie to możecie odbić się od drzwi. W niedzielę wszystkie stoliki było zarezerwowane, a lokal był pełny co nie przeszkadzało kuchni na szybkie wydawanie zamówionych dań. Jeśli ktoś potrzebuje doprawić danie to na stolikach znajduje się sos sojowy, majonez i ostry sos paprykowy. Obsługa miła i uśmiechnięta. Nie jest to jedyna koreańska restauracja w Krakowie. Jeśli będziecie mieli czas to możecie odwiedzić inne: Oriental Spoon, My Korea shop&bistro bądź Choi's Korean Chicken.

Znacie te bistro?
ClaudiaMorningstar

poniedziałek, 15 lipca 2024

Oseyo 25, czyli kolejna koreańska restauracja we Wrocławiu

Oseyo 25 nie niewielki dwupoziomowy lokal w sercu Wrocławia. Jest bezpośrednim sąsiadem z Okashi, czyli małym sklepikiem z importowanymi produktami spożywczymi z Azji. Prosto urządzony, za to z ciekawie ozdobioną ścianą z starymi reklamami soju, anime czy wycinkami z gazet. Menu dość szerokie, zjemy tutaj przystawki, rozpalimy grilla albo jedno z licznych dań głównych.
Na przystawkę zdecydowałyśmy się na mandu bulgogi (6sztuk/26zł). Były one na serio bardzo smaczne. Jedne z lepszych, które miałam okazje jeść w Polsce. Ciasto delikatne w smaku, z dużą ilość mięsnego soczystego farszu, który był idealnie doprawiony.
Ja zdecydowałam się na kimchi jjigae (52zł). Również udana pozycja. Przyjemnie ostra zupa z dużą ilością kimchi, tofu oraz mięsa. Patrycja zamówiła KFC (46zł) oraz ryż (8zł). Porcja była olbrzymia, więc jeśli jesteście na prawdę głodni nie wahajcie się zamówić tą pozycję. Mimo że nie jestem wielką fanką kurczaka to ten na prawdę był bardzo dobrze przyrządzony. Odpowiednia grubość panierki, soczyste mięso i nieco ostry sos na prawdę robią robotę. Jedynie miałabym nieco zastrzeżenia do podania tej potrawy, mogłaby się ładniej prezentować.
Do naszego posiłku dostałyśmy banchan, czyli koreańskie przystawki. Od lewej są słodkie ziemniaki, w środku kimchi, a po prawej stronie kiełki fasoli. 
Restauracja posiada duży wybór napoi alkoholowych i bezalkoholowych. Na początek zdecydowałam się na gruszkowy sok (16zł/puszka), a później coca cole (9zł). Patrycja natomiast pozostała tradycjonalistką i zamówiła coca colę klasyczną (9zł) oraz coca colę zero (9zł). Za cały posiłek zapłaciłyśmy 175zł. Co w 2024 roku  wydaje się przeciętną ceną za obiad w restauracji. Na koniec trzeba wspomnieć kilka słów na temat obsługi. Pozytywne zaskoczenie, ponieważ była miła, uśmiechnięta i pomocna. Znała menu i potrafiła wyjaśnić z czego składa się dane danie, co jest pomocne jeśli nigdy wcześniej nie miało się do czynienia z koreańską kuchnią.

ClaudiaMorningstar
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka