wtorek, 22 kwietnia 2014
Smutek...
Smutek mną owładnął. Uczucie dojmującej przykrości; poczucie winy, żal, bezradność...
Dlaczego?
Bo zapadł mi w pamięć przeraźliwy, nie milknący skowyt potrąconego dziś psa? To bolesne łkanie, przed którym umknął obojętny kierowca?
Bo mi wstyd z powodu własnych słabości i atutów? (paradoks... ;)
Bo pragnęłabym przychylić nieba dobrym i prawym ludziom? lecz póki co sama trwam, zawieszona w próżni - bez przyszłości, bez prawa do marzeń, bez szans na normalne życie...
Z każdym rokiem tracę nadzieję na normalną pracę i samowystarczalność. Ani intelekt, ani talent, ani pracowitość nie pozwalają po ludzku żyć. Ja jestem zaledwie humanistą, więc w dobie deprecjonowania humanizmu faktycznie mam marne szanse. Ale w podobnej (lub gorszej!) sytuacji są znakomicie wykształceni, doświadczeni fachowcy. Bezwartościowi. Zbyteczni na rynku pracy. Pozbawiani rodzinnego dziedzictwa - domów i mieszkań, odziedziczonych po przodkach - skoro nie są w stanie uiścić obowiązkowego haraczu.
Bez własności nie ma wolności. Skoro więc ludzie muszą bezustannie kupować to, co przecież sami już wcześniej kupili, degradowani są do rangi tymczasowych dzierżawców cudzego dobra. A gdy przytłacza ich ta świadomość, znikają. I nagle po tygodniu/dwóch straż pożarna, zaalarmowana przez zaniepokojonych sąsiadów, znajduje ciało w zamkniętym mieszkaniu. Albo leśny spacerowicz dzwoni na policję, natykając się na wiszące zwłoki.
Ludzie przyparci do muru wybierają śmierć, zamiast się godzić na nędzę.
Czy to grzech? Słabość?
Bynajmniej.
To honorowe sprzeciwienie się sytuacji. Jak samurajowie, którzy popełniali seppuku, aby uniknąć hańby, tak wykluczeni i sponiewierani ubóstwem ludzie ostatni raz demonstrują swą wolność.
I zasługują na szacunek.
"Kamienne" pisanki, ciężkie jak moje serce i równie puste, jak ono...
Tylko to daje ulgę. Rękodzieło, które absorbuje dość mocno, bym na moment odpłynęła. Odpoczęła.
Może dlatego lubię zajęcia, wymagające precyzji, cierpliwości, skupienia. Intensywnego myślenia i pełnej kontroli. Takie czynności nie zostawiają miejsca dla refleksji nad rzeczywistością.
To mój eskapizm.
Był.
Bo przyszedł czas oddania pożyczonej frezarki. Muszę jakoś uzbierać na własną :)
sobota, 19 kwietnia 2014
Shabby chic easter eggs
Potrzeba matką wynalazków?
Faktycznie.
Jako alergik, nie mogę jeść m.in. jajek, dlatego zawartość wydmuszek zanosiłam do Rodziców, aby je wykorzystali wedle uznania. W pewnym momencie Mamcia zaczęła kręcić nosem, że zero pożytku z takich jaj, skoro do większości ciast potrzeba białek i żółtek OSOBNO.
Pojawiło się zatem wyzwanie: w jaki sposób pogodzić pisankowe szaleństwo z pragmatyzmem?
Myślałam, myślałam, aż wymyśliłam pisanki wklęsłe.
Ten koncept sprawił, że mogłam bez problemu oddzielać żółtko od białka i uszczęśliwać Rodziców porcją jaj, zmuszających (tak, tak!) do nadprodukcji ciast ;)
Ta technika uświadomiła mi, jak fenomenalnym tworem natury jest jajko. Skorupka wytrzymuje silny nacisk, jednakże trzeba amortyzować dłonią nadmiar wibracji. No i respektować krzywiznę, dostosowując do niej kierunek cięcia - w przeciwnym razie skorupka pęknie w sposób niekontrolowany.
Jedno z jajek z kotami (poprzedni post) upadło mi na kamienną posadzkę, ale farba utrzymała je w całości, mimo pęknięcia. Dlatego zostało ze mną. Jako miłośniczka kotów, uwielbiam te mruczące stworzenia - są wdzięcznym motywem, podobnie jak ptaszki i oczywiście... aniołki :)
Anielątka (a ściślej znaną z mitologii parę: Amora i Psyche) wyizolowałam z obrazu jednego z najwspanialszych prerafaelitów, a następnie metodą transferu przeniosłam na wydmuszki i serce z drewna (które sprezentowałam wyjątkowo dla mnie życzliwej osobie). Rzecz jasna nie mogło zabraknąć Chopina:
Wydmuszki, ozdabiane metodą transferu, powstały na samym początku mojej tegorocznej, pisankowej przygody. Zauroczyły mnie portrety retro, wiktoriańskie kwiaty, kamee, konie i technika print-room, toteż popełniłam sporo jaj w tym stylu. Jednakże w międzyczasie pojawiały się nowe pomysły, nowe wyzwania i... priorytetowa przyjemność przygotowania pisankowych upominków.
Dlatego - biblijnie! - pierwsze pisanki będą ostatnimi :) Zamierzam bowiem (nawet po Świętach) sukcesywnie wykańczać napoczęte wcześniej jajka, fotografować i pokazywać na blogu.
Cóż - nareszcie mogę :)
Pozdrawiam!
shabby chic
anioły,
Chopin,
dekoracje,
easter egg,
pisanka ażurowa,
pisanka wklęsła,
pisanki,
print-room,
ptaszki,
róże,
shabby chic,
transfer,
wielkanoc
piątek, 18 kwietnia 2014
Pisanki, które "poszły do ludzi"
Wielkanocnie sobie poczynam, bo i okazja ku temu :) A ponieważ udało mi się w końcu zakupić własny aparat, dziś będzie jego debiut - jako narzędzia, dokumentującego moje pisankowe ekscesy.
W sieci jest mnóstwo zachwycających wytworów zdolnych i pomysłowych artystów (nie tylko Faberge ;), zainspirowanych potencjałem tego perfekcyjnego cudu natury, jakim jest jajko.
Mnie również zachwyciło ono okrutnie. Potrafi wytrzymać ogromne obciążenia - nawet ciężkie kamienie i szkło - a jego skorupka to szlachetny i wdzięczny surowiec. Korzystam wyłącznie ze zwykłych, kurzych jajek.
Rok temu o tej porze produkowałam "betońce", w tym poszłam krok dalej. Niemal wszystkie (prócz oklejanych) prezentowane poniżej pisanki zostały sprezentowane ludziom, których - czy to ja, czy moi Rodzice - szanujemy i cenimy (m.in lekarzy). Są wyrazem wdzięczności i pamięci.
Specjalnie na zamówienie powstały pisanki ze złotą różą. Ja osobiście niezbyt lubię ten kolor, ale przyjaciółka rodziny kocha złoto i prosiła o "złotą różyczkę". Inna z kolei marzyła o jajkach "richelieu" - zatem voila!
Przy okazji wyprodukowałam "witrażowego" motyla. Oczywiście jak zwykle działam na surowcach tanich/bezużytecznych.
Totalny recykling: "kamienie" to zwykłe szkiełka z rozbitych butelek, znalezione na ulicy i pokruszone płytki lastriko.
Farby - zwykły akryl i resztki lateksowej farby, którą dwa lata temu malowałam ściany. Róże robione z glinki samoutwardzalnej, reliefy z masy szpachlowej, podobnie jak listki.
W mojej robocie brak kosztownych materiałów, lakierów, patyn itd.. Jest najprostsza baza, jest pomysł i cierpliwość :)
Niestety, tegoroczne pisanki/upominki okazały się tak pracochłonnym zajęciem, że - cóż, szewc bez butów chodzi - niewiele ich ustroi świąteczny stół. Ale, o ile czas i zdrowie pozwoli, wyprodukuję (a ściślej dokończę produkcję) pisanek chopiniadowych. M.in. kocich:
Wyłącznie dla Domu :)
Pozdrawiam i przepraszam za przerwę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)