Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 320
Data wydania: 12.04.2012
Cena: 34,00 zł
Opis wydawcy: Cas Lowood odziedziczył po ojcu niezwykły zawód: zabija umarłych.
Ojciec chłopaka został w makabryczny sposób zamordowany przez ducha, którego sam miał uśmiercić. Teraz, uzbrojony w sztylet athame, Cas podróżuje po całym kraju ze swoją matką-czarownicą i potrafiącym wyczuć obecność zjaw kotem. Razem śledzą wątki lokalnych legend, próbując wyplenić co bardziej niebezpieczne upiory ze świata. Gdy przybywają do kolejnego miasta w poszukiwaniu ducha nazywanego przez mieszkańców Anną we Krwi, Cas nie spodziewa się niczego odbiegającego od normy: chce zjawę wyśledzić, zdybać, zabić. Zamiast tego spotyka obłożoną klątwą dziewczynę, istotę z jaką nigdy przedtem się jeszcze nie mierzył.
„Nie bój się ciemności, Cas. Ale nie pozwól im sobie wmówić, że wszystko, co istnieje w mroku, istnieje również w świetle. To nieprawda.”*
Książkę „Anna we krwi” przeczytałam już kilka miesięcy temu,
dokładnie w kwietniu (jej, ale ten czas leci). To była pozycja dla mnie
obowiązkowa, jedna z bardziej wyczekiwanych książek. Krążyłam jak głupia po
empiku wokół półki na której znajdowała się „Anna”.
Oczywiście dorwałam ją w swoje szpony i postanowiłam od razu
przeczytać.
Och, dokładnie tak zrobiłam, tylko zamiast odkładać książkę
z zachwytem na twarzy i z nieobecnym spojrzeniem- spoglądałam na książkę całkiem przytomnie.
Powieść, która miała być „Taaakaaa super”, okazała się
całkiem przeciętna.
Cas Lowood jest dopiero nastolatkiem, a już posiada bardzo
niebezpieczny zawód: jest łowcą duchów. Nie jakimś przeciętnym łowcą, o nie!
Jest najlepszy w swym fachu i właśnie postanowił dorwać bardzo niebezpiecznego
ducha.
„Gdzieś tam czeka zjawa wystarczająco silna, by zatrzymać oddech w gardłach żyjących. Anna…”