Poniedziałkowy dzień nie zaczął się najlepiej, bo wykasowałam połowę napisanej już notki, poszło to w przestrzeń- no, cóż! zawsze gapowe się płaci. Ale mniejsza z tym! Za to w niedzielę...
To był super dzień! Po dwóch latach owsiakowej ciszy spowodowanej covidem reaktywowano spotkania WOŚP-u. Może nie z takim rozmachem jak wcześniej, ale całkiem przyzwoicie: były ciasta pieczone w domach i odpowiednio porcjowane, było plecenie kolorowych cieniutkich warkoczyków, nauka pierwszej pomocy, książki i różne drobiazgi do kupna no i oczywiście aukcje ciekawych rzeczy /o występach i rozmaitych prezentacjach nie wspominam, bo to jakby podstawa spotkań/.
Aukcje były dość zabawne, bo poza całkiem poważnym obrazem, przedstawiającym słodki pejzaż, wystawiono na sprzedaż ... gumofilce, które dość szybko poszły do nowego właściciela.
A gdy za 150,- zeta wylicytowano gałązkowego drapaka- miotłę osadzonego na kiju, który na targu w sezonie kupiłoby się za 20, góra 30 złotych, pomyślałam:- Dobrze jest! Duch w narodzie nie ginie! Jeszcze ocalało trochę ludzi z fantazją/i z gotówką!
Długo nie uczestniczyłam w WOŚP-owych atrakcjach, bo na wieczór miałam zaplanowany wyjazd do teatru. To taki zaległy prezent od córci, na który trzeba było poczekać, ale czekać było warto!
Zapewne pamiętacie, jak bardzo krytycznie oceniłam komediowy spektakl o rybce...
Otóż teraz wołam wielkim głosem: warszawiacy i ci, którzy względnie blisko Warszawy mieszkają- naprawdę warto! Tematyka obejmuje sceny rodzinnego życia. Spektakl jest jak lustro, w którym możemy z dystansu spojrzeć także na nasze życiowe wybory, przyjrzeć się naszym relacjom rodzinnym- z zadumą, ale i z uśmiechem. Doskonała sztuka, doskonale zagrana. Bilety wyprzedane do ostatniego miejsca. Owacje na stojąco! Bardzo, bardzo zachęcam! "To wiem na pewno", tylko czy tytuł jest adekwatny? Bo tak naprawdę nigdy do końca niczego nie będę wiedziała na pewno...
Dobrego nowego tygodnia!
Dziś jest kolejny dzień bliżej do obalenia pisu! :)