Academia.eduAcademia.edu

Czy komunizm zmodernizował Polskę?

2008, Od Piłsudskiego do Wałęsy. Studia z dziejów Polski w XX wieku, kom. red. K. Persak, A. Friszke, Ł. Kamiński, P. Machcewicz, P. Osęka, P. Sowiński, D. Stola, M. Zaremba, Warszawa

Dorobek cyw ilizacyjny czterdziestu lat Polski Ludowej wywołuje dziś sprzeczne oceny. Historycy nie m ają wątpliwości, że dystans cyw ilizacyjny dzielący w 1989 r. PRL od bogatych krajów Zachodu był-w najlepszym w ypadku-zbliżony do tego, który dzielił II RP od Francji czy Niemiec przed wojną. W edług szacunków znakom itego ekonomisty i statystyka Ludwika Landaua w ar tość polskiej produkcji "rolniczej, górniczej i przemysłowej" w 1929 r., tuż przed w iel kim kryzysem , wynosiła około 610 zł p e r capita. W Stanach Zjednoczonych była wów czas ponad sześć razy wyższa, we Francji, Niemczech i W ielkiej B rytanii-mniej więcej trzy razy wyższa. M niejszy dystans dzielił Polskę od Włoch (p ro d u k c ja^-capita wyższa 0 40 proc. od polskiej), Hiszpanii i Finlandii (20 proc.). Biedniejsze od Polski były nie które kraje południa Europy, np. Portugalia. Opierając się na takich szacunkach, Wojciech Roszkowski w 1995 r. oceniał, że pol ski dochód społeczny na jednego mieszkańca był w momencie wybuchu drugiej wojny światowej siedem razy mniejszy od am erykańskiego, sześć razy od brytyjskiego, cztery

A dam Leszczyński Czy komunizm zmodernizował Polskę? Spór o dorobek PRL Dorobek cyw ilizacyjny czterdziestu lat Polski Ludowej wywołuje dziś sprzeczne oceny. Historycy nie m ają wątpliwości, że dystans cyw ilizacyjny dzielący w 1989 r. PRL od bogatych krajów Zachodu był —w najlepszym w ypadku —zbliżony do tego, który dzielił II RP od Francji czy Niemiec przed wojną. W edług szacunków znakom itego ekonomisty i statystyka Ludwika Landaua w ar­ tość polskiej produkcji „rolniczej, górniczej i przemysłowej” w 1929 r., tuż przed w iel­ kim kryzysem , wynosiła około 610 zł p e r capita. W Stanach Zjednoczonych była wów­ czas ponad sześć razy wyższa, we Francji, Niemczech i W ielkiej B rytanii —mniej więcej trzy razy wyższa. M niejszy dystans dzielił Polskę od Włoch (p ro d u k c ja ^ - capita wyższa 0 40 proc. od polskiej), Hiszpanii i Finlandii (20 proc.). Biedniejsze od Polski były nie­ które kraje południa Europy, np. Portugalia. Opierając się na takich szacunkach, Wojciech Roszkowski w 1995 r. oceniał, że pol­ ski dochód społeczny na jednego mieszkańca był w momencie wybuchu drugiej wojny światowej siedem razy mniejszy od am erykańskiego, sześć razy od brytyjskiego, cztery razy od francuskiego, a porównywalny z hiszpańskim 1. Te liczby tylko w części pokazują głębokie zacofanie przedwojennej Polski. Średnia oczekiwana długość życia statystycznego obyw atela II RP wynosiła w 1932 r. niecałe 50 lat i była o pięć lat niższa niż we Włoszech, o siedem lat niż w Niemczech i pra­ wie o 10 lat niż w A ustralii2. O zacofaniu — zwłaszcza wschodnich regionów kraju —świadczyła także struktura zawodowa. N a przykład w powiecie koszyrskim na Po­ lesiu z rolnictwa utrzym ywało się 92 proc. ludności —mniej więcej taki sam odsetek, jak w azjatyckich czy afrykańskich koloniach mocarstw europejskich (średnia dla całej Polski wynosiła 60 proc.)3. Roszkowski zauważa, że „w ciągu czterdziestu lat powojennych Polska dokonała poważnego postępu w w ielu dziedzinach życia m aterialnego”. W porównaniu jednak z krajam i przed wojną biedniejszymi rozwijała się znacznie wolniej: „Najbardziej nieko­ 1 Z. Landau, W Roszkowski, P olityk a gospodarcza II R P i PRL, W arszaw a 1995, s. 2 8 7 -2 8 8 . Szacunki L udw ika L andaua cytow ane za Roszkowskim . 2 M ały rocznik sta tystycz n y 19 38 r., W arszaw a 1938, s. 54. J Ibidem , s. 32. 5 22 rzystnie w ygląda porównanie z krajam i, które przed wojną wyprzedzały nas niewiele, jak Finlandia, Hiszpania i Włochy, lub znajdowały się w tym rankingu nawet za Polską, jak Grecja i Portugalia. W 1989 r. miały one produkt narodowy brutto na jednego mieszkańca dwunastokrotnie (Finlandia), ośmiokrotnie (W łochy), pięciokrotnie (H i­ szpania), trzykrotnie (Grecja) oraz dwuipółkrotnie (Portugalia) wyższy niż Polska”\ Można oczywiście argumentować, że to porównanie jest niesprawiedliwe, bo w 1989 r. Polska znajdowała się w stanie głębokiego kryzysu i miała za sobą blisko dekadę m inim al­ nego lub zerowego wzrostu gospodarczego. Takie samo porównanie dokonane u schyłku epoki gierkowskiej zapewne wypadłoby dla realnego socjalizmu korzystniej. Ponadto nie jest wcale jasne, jak szybki byłby rozwój gospodarczy Polski międzywojennej. Istnieją przesłanki, by sądzić, że także w latach dwudziestych i trzydziestych rozwijaliśmy się wolniej od środkowoeuropejskich sąsiadów (wielki kryzys i zmiany granic po 1918 r. nie są tu dobrym wytłumaczeniem, bo z tym i problemami zm agali się wszyscy)5. W szystkie te spory nie zm ieniają zasadniczego obrazu: PRL nie zdołała „doścignąć i prześcignąć” krajów Zachodu. Taka konkluzja nie przeszkadza jednak apologetom Polski Ludowej twierdzić, że system kom unistyczny unowocześnił nasz kraj: zurbani­ zował, zlikwidował analfabetyzm i rozpowszechnił edukację (co prawda —na poziomie podstawowym i zawodowym), wreszcie — wybudował w ielki przemysł. Nie m a nic zaskakującego, że dorobek rządów PZPR ocenia najlepiej elita ancien regime', ten w ątek pojawia się w tak w ielu pam iętnikach i wspomnieniach byłych ludzi władzy, że nie trzeba ich tutaj wyliczać. Nie dziwi też, że podobne poglądy w yrażają politycy partii wywodzącej się z PZPR. W ielu Polaków —zwłaszcza starszych i gorzej wykształconych, ale nie tylko —również wyraża sentym ent do czasów złudnej gierkowskiej prosperity; ludzie zawsze m ają skłonność do idealizowania czasów swojej młodości6. Co ciekawe, PRL pozostaje pozytywnym punktem odniesienia dla dwojga am erykańskich badaczy —politologa D avida Osta i antropolożki Elizabeth Dunn, którzy w latach dziewięćdzie­ siątych badali reakcje polskiego społeczeństwa na transformację ustrojową7. Zwłaszcza dla Dunn ważne jest przeciwstawienie „zimnych”, towarowych relacji międzyludzkich, wprowadzonych —według niej —w Polsce przez kapitalizm , z „ciepłym” realnym so­ cjalizm em, w którym żeby dobrze funkcjonować, trzeba było utrzym ywać rozległą sieć 4 Z. Landau, W Roszkowski, P olityk a go spod a rcz a..., s. 288. ' Porównanie takie przeprowadził na początku la t pięćdziesiątych na zlecenie ON Z szwedzki ekonom i­ sta Ingvar Svennilson. Zanalizował rozwój gospodarczy 15 krajów europejskich w okresie m iędzyw ojen­ nym . Tylko w jednym - w Polsce - produkcja przem ysłowa w latach 1 9 3 6 -1 9 3 8 nie osiągnęła poziomu z 1913 r. W ęgry np. przekroczyły poziom z 1913 r. o 4 0 proc. (I. Svennilson, G row th a n d S tagnation in the European E conomy, G enewa 1954). 6 Por. np. „sondaż trzech” d la „G azety W yborczej” z m aja 2 0 0 4 r.: ponad połowa Polaków za najlepszego polskiego przywódcę uznała Edwarda G ierka, któ ry w yprzedził m .in. Lecha W ałęsę i popularnego wów­ czas A leksandra K w aśniewskiego. 7 D. Ost, Klęska solidarnos'ci, W arszaw a 2 0 0 7 ; E. D unn, P ryw a tyz u ją c Polskę, W arszaw a 20 08. 523 kontaktów społecznych; ustrój ten traktował swoich obywateli w opiekuńczy, patriarchalny sposób. Te dwie rozbieżne oceny dorobku cywilizacyjnego Polski Ludowej należą do róż­ nych poznawczych porządków. Pierwsza —krytyczna —w sparta jest autorytetem nauki i statystyki. D ruga —bardziej pozytywna —w znacznej części składa się z sentym ental­ nych wspomnień. H istoryk m a jednak prawo postawić pytanie o to, ile jest w nich prawdy. Może prawdziwe są obie? J a k w ygląda bilans dorobku cywilizacyjnego Polski Ludowej? Ja k i był kom unistyczny projekt m odernizacyjny kraju? N a jakich założeniach się opierał? Ja k ą „wizję docelową” polskiego społeczeństwa zakładał? Ja k ie zjaw iska społeczne uznawał za św iadectw a zacofania i w jaki sposób chciał je ze społecznego życia usunąć? Wreszcie —czy się udał? H istoryk - napisał kiedyś Leopold Rankę —w tym przypomina Boga, że tak jak On ogarnia przeszłość jednym spojrzeniem. Być może warto oderwać się na chwilę od postrzegania kom unizm u przez pryzm at jego schyłkowej, kryzysowej dekady lat osiemdziesiątych i postawić pytanie, czy w pierwszych powojennych dekadach można było uznać, że kom unistyczny projekt budowy socjalistycznej, nowoczesnej Polski miał szanse realizacji. Czy było zupełnie absurdalne uznanie g o - w najszerszym sensie tego słowa —za uprawniony? Nowoczesność: droga na skróty Trudno przecenić wrażenie, jakie tempo kom unistycznego wzrostu gospodarczego robiło w latach czterdziestych i pięćdziesiątych nawet na najbardziej nieprzychylnie usposobionych obserwatorach z Zachodu. W alt W hitm an Rostow, ekonomista i jeden z czołowych twórców teorii modernizacji, a zarazem doradca prezydenta Stanów Zjed­ noczonych Lyndona B. Johnsona, tak pisał o tym w głośnej wówczas książce Wzrost ekonomiczny: m anifest niekom unistyczny (wydanej w I960 r., u szczytu zimnej wojny): „Kiedy m yślim y po dziennikarsku o rosyjskim rozwoju ekonomicznym, przychodzą na m yśl takie obrazy: Obraz narodu w ybijającego się pod kom unistyczną władzą na długo oczekiwaną pozycję przemysłowej potęgi pierwszego rzędu — symbolizowany przez rosyjski sukces w wystrzeleniu pierwszych satelitów Obraz w yjątkowego jak na współczesne doświadczenie tem pa rozwoju przemysłowego, zgodnego z planem dzięki systemowi kontroli państwowych, który ogranicza konsumpcję, utrzym uje bez­ przykładny poziom inwestycji i unika odchodzenia od pełnego zatrudnienia. Obraz gospodarki planowej, tak różnej w swoich metodach i instytucjach, że potrzebuje form analizy różnych od tych stosowanych na Zachodzie”8. 8 W W Rostow, T he S tages o f E conomic G row th: A N on-com m unist M a n ifesto, N ew York 1990, s. 93. 524 W arto zacytować właśnie Rostowa, byl bowiem nie tylko wpływowym uczonym, ale także zaprzysięgłym antykom unistą, co czyniło go mniej skłonnym do przeceniania osiągnięć radzieckiego modelu gospodarczego. N awet on nie miał jednak w ątpliw o­ ści, że poza bogatym Zachodem komunizm może się wydawać atrakcyjną propozycją ustrojową. W 1961 r. Rostow wygłosił wykład dla oficerów am erykańskich sił specjal­ nych, którzy kończyli kurs przygotowawczy do w alki z partyzantam i. Ostrzegał ich przed pokusą, jaką dla lokalnych elit może być radziecka droga wzrostu9. W swojej sławnej wówczas książce Rostow porównywał tempo rozwoju gospodarki am erykańskiej i radzieckiej. W yliczał, że radziecka rozwija się w podobnym tempie jak am erykańska —tyle że z opóźnieniem, które według niego wynosiło średnio 35 lat i wynikało z późniejszego startu na drodze rewolucji przemysłowej. W edług Rostowa w 1950 r. dystans pomiędzy Stanam i Zjednoczonymi a Rosją w produkcji p er capita pozostawał zbliżony do tego z 1913 r. Zmniejszał się jednak szybko. N awet Rostow szacował średni wzrost gospodarczy w ZSRR po 1945 r. —podkreślając, że oficjalne statystyki uważa za znacznie zawyżone —na 6—7 proc. rocznie, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wynosił on tylko 3—4 proc.10 W yjątkowość modelu radzieckiego polegała także na tym , że był on zdolny do kon­ centrowania ogromnych środków w wybranych dziedzinach gospodarki. N a przykład ZSRR wydawał 20 proc. swojego produktu krajowego brutto na sektor zbrojeniowy — w porównaniu z 10 proc. w ydaw anym i przez A m erykę, co pozwalało Kremlowi rywalizować z W aszyngtonem jak równy z równym. Dzięki tem u —według Rostowa —to Rosjanom wcześniej udało się wystrzelić w kosmos satelity, co zrobiło ogromne wrażenie w Stanach Zjednoczonych i rozpowszechniło tam przekonanie, że w w yścigu technologicznym pozostają za Rosją. Po prostu Rosjanie adm inistracyjnie skierowali najzdolniejszych inżynierów do pracy w przemyśle kosmicznym. Ceną za tę mobiliza­ cję było ograniczenie inwestycji w dobra konsumpcyjne —od mieszkań zaczynając, na produkcji piwa kończąc (w tych dziedzinach, jak wyliczał Rostow, obóz kom unistyczny pozostawał coraz bardziej w tyle za Zachodem; skrupulatnie oceniał, że w produkcji piw a p er capita A m erykę i Rosję dzielił dystans 80 lat). Zachód —pisał Rostow — może przegrać rywalizację z radzieckim komunizmem dlatego, że nie m a odpowiedniej propozycji dla krajów Trzeciego Świata, którym model radziecki obiecuje szybki skok w nowoczesność. Zachód również musi przedstawić im taką propozycję. Cóż oznaczał „skok w nowoczesność”? Rozumienie procesu historycznego według Rostowa (a także innych ówczesnych teoretyków modernizacji, takich jak Lucian Pye, ’ M.E. L atham , M odernization a s Id eology: A m erican S ocia l S cience a n d „N ation B u ild in g" in th e K ennedy Era, Chapel H ill 20 0 0 , s. 2. 10 W. W. Rostow, T he S tages o f E conomic G row th ..., s. 102. 525 Daniel Lerner, Gabriel Almond czy Jam es Coleman) opierało się na kilku fundamen­ talnych opozycjach: tradycja —nowoczesność, statyczne —dynamiczne, wieś —miasto, rolnictwo —przemysł, dziedziczenie pozycji społecznych —m erytokracja i mobilność, religijne —świeckie. Punktem w yjścia procesu modernizacji było statyczne, rolnicze, feudalne, żyjące przede wszystkim na wsi społeczeństwo, w którym role społeczne dziedziczyło się po ro­ dzicach, mobilność była bardzo ograniczona, a porządek ten sankcjonowała powszech­ nie w yznawana religia. Punktem docelowym było społeczeństwo żyjące w miastach, złożone przede wszystkim z pracowników przemysłu i usług, wykształcone, mobilne, w którym religia i przesąd zostały odrzucone na rzecz nauki, a o awansie społecznym decydowały posiadane kw alifikacje11. Społeczeństwo nowoczesne kontroluje naturę i własną przyszłość; społeczeństwo tradycyjne w egetuje w pozahistorycznym, niezmien­ nym świecie, w którym rytm życia wyznaczają pory roku i cykle zbiorów (na pozahistoryczność tego bytow ania zżymał się M arks, pisząc o „idiotyzmie życia w iejskiego”, z którego ludzkość musi się wyrwać, żeby wejść na drogę procesu historycznego). Teoretycy modernizacji zakładali, że droga do modernizacji jest uniwersalna, linio­ w a i taka sam a dla wszystkich społeczeństw —niezależnie od ich tradycyjnego bagażu kulturowego. W praktyce pozwalało to uporządkować społeczeństwa w hierarchię, za­ czynając od „najbardziej rozwiniętych" —to miejsce zajmowały Stany Zjednoczone - aż po Trzeci Św iat12. U ważali także, że dzięki odpowiedniej polityce państwa —wspiera­ jącej wolny rynek i rozwój przedsiębiorstw pryw atnych oraz import technologii —kraj zacofany może dokonać w krótkim czasie cywilizacyjnego „skoku”, który byłby anti­ dotum na urok m arksizm u i kom unizm u w w ydaniu radzieckim. D ygresja o am erykańskich teoriach modernizacji m a miejsce w tych rozważaniach, pokazuje bowiem, jak powszechnie w pierwszych powojennych dekadach było zako­ rzenione —także u niemarksistów i nie tylko w krajach najbiedniejszych! —przekonanie o linearnej drodze postępu społecznego oraz o tym , że można w ytyczyć na niej ścieżkę „na skróty”. Uderzające jest jej strukturalne podobieństwo do wywodzącej się z m y­ śli M arksa ewolucjonistycznej teorii rozwoju, zakładającej przejścia pomiędzy w ielki­ m i formacjami społeczno-historycznymi —feudalizmem, kapitalizm em , socjalizmem, stworzonej w Związku Radzieckim , skodyfikowanej przez Lenina i Stalina, a potem wyeksportowanej do krajów Europy Środkowej13. Ona też zakładała, że możliwa jest 11 Por. M .E. L atham , M odernization a s Id eology..., s. 3 i n. 12 Popularność tego pojęcia jest także w ym ow na, chociaż pierw otnie nie odnosiło się tylko do poziom u rozwoju krajów do niego zaliczanych, ale także do obecności poza dw ubiegunow ym system em ryw alizacji superm ocarstw. ; Podobieństwo to zauw aża m .in. A nna Sosnowska. Pisze: „Nie będzie chyba błędem podsum ować jej założenia — w spólne także d la teorii rozwijanych pod p atronatem ZSRR — w kategoriach ewolucjonizm u, optym izm u rozwojowego i redukcjonizm u technologicznego. [...} R adziecka m odyfikacja klasycz­ 5 26 „droga na skróty” do nowoczesności i rozumiała ją podobnie —jako uprzemysłowienie, urbanizację, sekularyzację. Tym procesem miała racjonalnie i planowo kierować par­ tia. Maurice Dobb, bardzo wówczas znany ekonomista marksistowski, podsumował to przedsięwzięcie porównaniem do psa goniącego rowerzystę. Pies zwykle biegnie bez­ pośrednio za rowerem, nadkładając drogi, ale gdyby myślał racjonalnie (i planował), wówczas przewidziałby punkt, do którego rowerzysta dojedzie, i udałby się tam na skróty14. Wielki skok: wariant polski N a charakter ówczesnej polskiej refleksji nad rozwojem i zacofaniem wpłynął szereg okoliczności szczególnych. W ym ieńm y dwie: nie tylko w ielki kryzys dotknął Polskę bardziej i trwał dłużej niż w sąsiednich krajach, ale także marksizm , chociaż w niestalinowskim w ydaniu, był głęboko zakorzeniony - w znacznej mierze poprzez prace Ludwika Krzywickiego —w polskiej debacie o rozwoju i zacofaniu na długo przed woj­ ną (i radziecką transfuzją ideologiczną, która po niej nastąpiła). Dla w ielu polskich intelektualistów dorastających w latach w ielkiego kryzysu był on doświadczeniem formującym, które utwierdziło ich w przekonaniu, że kapitalizm zawiódł jako system społeczny. Świadectw jest w iele; zacytujm y jedno —W łodzimierza Brusa: „Sytuacja mojej własnej rodziny była relatywnie dobra (mój ojciec —pracownik umysłowy ochotniczej organizacji żydowskiej —zachował pracę w całym okresie m ię­ dzywojennym), zestawienie nieczynnych fabryk i marnowanych produktów obok armii ludzi desperacko poszukujących pracy i walczących o swe przetrwanie rodziło pytania, których nie można było zlekceważyć”. Szukając wyjaśnień, Brus sięgnął po podręcznik ekonomii klasycznej. „Nie pam iętam teraz, jaką książkę tak gorliw ie czytałem, lecz moje rozczarowanie było całkowite. Następnie —pod wpływem kogoś z mych kolegów — sięgnąłem po literaturę marksistowską. Pierwszym dziełem była Ekonomia p olitycz­ na A. Bogdanowa, przekład z rosyjskiego bardzo uprzednio popularnego podręcznika autorstwa jednego z towarzyszy w alki Lenina, określonego następnie m ianem rewi­ zjonisty; po tym były Nauki ekonomiczne K arola M arksa K autsky’ego, M anifest komuni­ styczny oraz pewna liczba mniejszych prac samych ojców założycieli (ale bez K apitału). W szystko to wywarło na mnie wielkie wrażenie, jako przekonujące wyjaśnienie procesu historycznego, wskazujące obecnie na socjalizm z jego planową gospodarką jako jedyne nego m aterializm u historycznego uzasadniała możliwość i sensowność socjalizm u w krajach zacofanych. Je j atrakcyjność sprowadzała się do założenia, że rewolucja i uprzem ysłowienie socjalistyczne m ogą - za spraw ą wtórności przem ian społecznych wobec technologicznych - przeprowadzić społeczeństwa rolnicze w prost do nowoczesnego socjalizm u" (A. Sosnowska, Z roz um ieć zacofanie. Spory historyk ów o Europę Wschod­ n ią (1 9 4 7 -1 9 9 4 ), W arszaw a 1997, s. 190). 14 W Brus, O gólne problem y fu n k cjon ow a n ia gospodark i socja listycz n ej, W arszaw a 1961, s. 176. 527 realistyczne lekarstwo na ewidentnie nieuleczalne choroby kapitalizm u; to, co —jak sądziliśmy — wiedzieliśm y w tedy o sowieckich piatiletk ach z sukcesem realizujących gwałtowną industrializację i likw idujących bezrobocie, wydawało się potwierdzać ten pogląd, który stopniowo (wedle standardów nastolatka...) zmienił się w coś w rodzaju W eltanschauung”15. W arto zaznaczyć, że w ostatnich latach przedwojennych przekonanie o niewydolno­ ści gospodarczej wolnego rynku było powszechne także wśród tych ekonomistów, któ­ rzy nie określali się jako marksiści. Etatyzm i planowe inwestycje państwowe uważał za receptę na zacofanie nie tylko Eugeniusz K wiatkowski, ale także młodzi ekonomiści skupieni przed wojną wokół dw utygodnika „Gospodarka Narodowa”. Był wśród nich m.in. Czesław Bobrowski, po wojnie szef Centralnego Urzędu Planowania, oraz wielu jeszcze innych powojennych działaczy gospodarczych'6. Ciągłość — także personalna —pomiędzy przedwojenną m yślą ekonomiczną a planem trzyletnim odbudowy kraju 1947—1949 jest bardzo wyraźna. Widoczne zerwanie nastąpiło dopiero w 1950 r., wraz z początkiem planu sześcioletniego, naciskiem na forsowną industrializację w typie stalinowskim oraz wyelim inowaniem wszystkich pozostałości pryw atnego sektora go­ spodarki. Zerwanie to nie było jednak całkowite. Brusowi np. kurs przyjęty po 1950 r. wydawał się logiczną konsekwencją „poprzedniego etapu”. Sądził wówczas, że „wielki skok” w ym agał wielkich poświęceń i mobilizacji, które byłyby niemożliwe bez całko­ witej kontroli partii nad gospodarką. Podsumujmy krótko: znaczna część polskich elit uważała kapitalizm za system skom prom itowany i utrw alający zacofanie —co więcej, miała dobre powody, aby tak myśleć. Uważała także, że „skok cyw ilizacyjny” jest możliwy tylko przez skoncentro­ wany wysiłek inw estycyjny państwa i towarzyszącą mu inżynierię społeczną. W tym miejscu pojawiał się także postulat likw idacji (albo osłabienia) tradycyjnych hierarchii społecznych, który był prostą konsekwencją przekonania, że polskie zaco­ fanie wynikało w znacznej mierze z nierozwojowej, półfeudalnej struktury społecznej, blokującej postęp17. Komunistyczny projekt modernizacyjny mieścił się więc w sze­ rokim spektrum ówczesnego —wzmocnionego przez w ielki kryzys — nurtu m yślenia o przezwyciężeniu zacofania krajów peryferyjnych. Był może jego skrajnym wariantem , ale z pewnością nie historyczną aberracją bez paraleli w świecie kapitalistycznym . 6 lutego 1946 r. w ybitny historyk gospodarczy W itold Kula wygłosił na U niwersy­ tecie Łódzkim wykład habilitacyjny zatytułowany „Przywilej społeczny i postęp gospo­ 15 W. Brus, Z m ora reform ow a n ia socja listyczn ego system u ekonom icznego, „Teoria Ekonomii. Prace i M ateriały” 1997, nr 4. 16 Cz. Bobrowski, W spomnienia ze stu lecia , Lublin 1985, s. 78 i n. 17 I w tym m iejscu pokrew ieństw o z am erykańskim i teoriam i m odernizacji jest interesujące; w optyce Rostowa i jego współpracowników zm iana społeczna m iała przyjąć naturalny, a nie w ym uszony przez państw o charakter, ale tradycyjn e hierarchie i tak m iały zniknąć. 528 darczy” (warto na m arginesie zauważyć, że Kula także szukał korzeni swoich poglądów w latach w ielkiego kryzysu18). Mówił: „Kraje duszone przez dziesiątki lat problemem tzw. przeludnienia, tzw. zbędności, jak Chiny czy Polska —stoją przed kategorycznym im peratyw em wejścia za wszelką cenę na drogę postępu gospodarczego. N a przeszko­ dzie stał system klasowych i międzynarodowych przywilejów. A z chwilą gdy przywi­ leje społeczne nie przyczyniają się do postępu gospodarczego, a przeciwnie, ham ują go —wtedy, jak już wiemy, niedługi rokować im można żyw ot”. K ula wiedział, że Polska podejmuje się zadania w yjątkow ego i bez precedensu. „Nie znają dzieje takiego kręgu kulturalnego, który by postawił sobie świadomie zadanie ta­ kiego podjęcia i wykonania akcji finansowania inwestycyj, która by pozwoliła nadążyć za przyrostem ludności, która by mogła nawet znacznie prześcignąć przyrost ludności podnosząc powszechną stopę życiową — a która jednocześnie nie usprawiedliwiałaby żadnego nowego przywileju społecznego. Świat nam współczesny pierwszy podjął to zadanie. Przyszłość pokaże, jak zadanie to wykonamy. Ale dla przeciwstawienia się troskom dnia powszedniego, dla podołania zadaniu, którego nikt sobie jeszcze nigdy nie postawił —m usim y mieć świadomość tego, że na tym właśnie polega am bitne, he­ roiczne piękno naszej epoki”19. Fascynacja „am bitnym, heroicznym pięknem naszej epoki” nie oznaczała oczywiście zgody na państwowy terror i byłoby nadużyciem przypuszczać, że musiała prowadzić na takie manowce. Pytanie o cenę, którą za przyspieszenie „skoku w nowoczesność” warto zapłacić, pozostało jednak w wykładzie Kuli otwarte. Przekonanie o konieczności procesu modernizacyjnego nie oznaczało również śle­ pej akceptacji modelu radzieckiego. Włodzimierz Brus —żeby jeszcze raz go zacytować - zdawał sobie sprawę z niedoskonałości odgórnego, państwowego projektu moderni­ zacyjnego w radzieckim wydaniu. Poznał go dobrze: w czasie wojny trafił do ZSRR, skończył tam studia i pracował jako montażysta akordowy w fabryce wyrabiającej części metalowe do spadochronów, a potem jako kierownik biura planistycznego w fabryce produkującej specjalne dwupalcowe rękawice dla wojska w Saratowie. O swoich do­ świadczeniach pisał tak: „W fabrykach sporo się nauczyłem, nie w sensie pozytywnym, lecz w negatywnym : jak dalece realia planowania centralnego sprowadzone na poziom fabryki były odległe od schematów nauczanych na zajęciach: słaba organizacja, szkod­ liw a rola wypełnienia planu jako głównego wskaźnika sukcesu, system bodźców, który zachęcał do marnotrawstwa zamiast do oszczędzania zasobów, sprawy najważniejszej w warunkach wojny; kontrola jakości była efektywna tylko w przypadku prowadzenia jej z zewnątrz przez oddelegowanych ze strony wojska. Tak więc mikroekonomia przemysłu sowieckiego była przerażająca. Jeśli chodzi o makroekonomię, nie było oczywiście możli­ 18 A. Sosnowska, Z rozum ieć zacofa nie..., s. 112 i n. 19 W K ula, P rz yw ilej społeczny a postęp gospodarczy, „Przegląd Socjologiczny” 1947, t. 9- 529 wości bezpośredniej jej oceny, lecz to, co można było dostrzec na własne oczy, wywierało pośrednio w ielkie wrażenie, szczególnie jeśli uwzględnić ogromne trudności wysiłku wo­ jennego kraju odciętego przez najeźdźców od wielkich i często najważniejszych gospo­ darczo obszarów. Akcja uprzemysłowienia stworzyła w Saratowie pewną liczbę nowych fabryk, wśród nich wielkie zakłady produkujące kombajny zbożowe i łożyska kulkowe, w ielkie rafinerie ropy naftowej itp. Zostały one szybko przestawione na produkcję woj­ skową (fabryka kombajnów rozpoczęła produkcję samolotów myśliwskich) i stworzyły bazę dla zakładów przemysłowych ewakuowanych z zachodniej części kraju. Możliwości zmobilizowania zasobów w warunkach konieczności były również oczywiste: jednym z przykładów - z mego doświadczenia —było przeprowadzenie gazociągu do Saratowa z nowo odkrytych złóż w na pozór niemożliwych warunkach zimy 1942/1943”20. Ta ocena wyszła spod pióra Brusa w latach dziewięćdziesiątych, kiedy fiasko pro­ jektu kom unistycznego już się dokonało i kiedy już się z nim rozliczył (chociaż nieko­ niecznie ze swoim zaangażowaniem), pisząc książkę dokładnie analizującą przyczyny niewydolności gospodarki centralnie sterowanej21. Jego konkluzja jest jednak jasna: chociaż projekt miał w ady —wśród których nie najmniejszą była konieczność przejścio­ wego (jak wówczas sądził) ograniczenia konsumpcji —to w bezprzykładnie trudnych w arunkach wojennych zasadniczo się sprawdził. Polska nie miała oczywiście wyboru modelu ustrojowego. Założenia planu sześ­ cioletniego zostały podyktowane. W zorzec radziecki był w okresie stalinowskim nie do zakwestionowania, chociaż różne jego elem enty (np. kolektywizację) realizowano w Polsce znacznie mniej brutalnie i z mniejszą determ inacją niż w ZSRR. Polscy inte­ lektualiści w yw ierali znikomy wpływ na politykę społeczną i gospodarczą22. Czy mimo to m ogli jednak uznać, że kom unizm spełnia swoją m odernizacyjną obietnicę? Przynosi postęp tak szybki i raptowny, że byłby niewyobrażalny w Polsce międzywojennej? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie przez pryzm at jednej ze sztandarowych bu­ dów stalinizm u —Nowej Huty. Ja k każdy wybór jednostkowego case stu d y, to oczywi­ ście wybór w pewnej mierze arbitralny. M a jednak tę przewagę nad innym i budowami socjalizmu (np. Zambrowem czy Kraśnikiem), że już od końca lat pięćdziesiątych był często analizowany przez socjologów, a społeczność Nowej H uty została przez nich dobrze opisana25. 20 W Brus, Z m ora reform ow ania ... 21 W Brus, K. Laski, O d M arksa do rynk u , W arszaw a 1992. 22 Brus we wspom nieniach narzekał, że m arksistow skich ekonom istów nie informowano o żadnych k lu ­ czowych posunięciach rządu w polityce gospodarczej, takich jak np. w ym ian a pieniędzy, nie m ów iąc już o konsultow aniu ich z nim i. Partia pozostawiała im niewdzięczne zadanie uzasadniania swojej p olityki p ost fa ctu m . S ytu acja uległa zm ianie w okresie odw ilży gom ułkow skiej, ale naw et wówczas głos ekspertów akadem ickich m iał niem al wyłącznie doradczy charakter. 2J Z w iększych prac socjologicznych w arto w ym ienić: M . Siem ieński, Z badań n a d dzia ła lnością k u ltu ra l­ n o-ośw ia to w ą w N ow ej H ucie, W rocław - W arszaw a - K raków 19 61; A. Stojak, S tudia n a d załogą H uty 530 Nowa Huta: spełniona obietnica? W nakręconym w 1957 r. dokum entalnym filmie o Nowej Hucie M iejsce zamieszka­ n ia jest scena, która —po niewielkich zmianach —mogłaby trafić do westernu. Dwustu młodych robotników próbuje się wcisnąć na koncert do klubu robotnika24. To mały zniszczony baraczek, obliczony —jak mówi z offu narrator — na 70 osób. Szturm ują drzwi i w ybijają okna, żeby dostać się do środka i posłuchać operowych arii po włosku w wykonaniu sędziwej śpiewaczki, która nawet nie przypomina socjalistycznej gw iazdy estrady. Robotnicy nie słuchają: piją wódkę, palą papierosy, przepychają się i śmieją ze śpiewu, którego nie rozumieją. Nic dziwnego —kom entuje narrator —że baraki, w których m ieszkają robotnicy, czyli oficjalnie „hotele robotnicze”, miejscowi nazywają „dzikim M eksykiem ”. Bardzo możliwe, że cały ten obrazek —jak w większości ówczesnych dokumentów —został zainscenizowany. Potraktowany jako metafora, mówi jednak wiele o projekcie, którym była budowa Nowej Huty. Dziesiątkom tysięcy młodych ludzi sprowadzonych ze wsi do nowego, zaplanowanego od podstaw m iasta obiecano mieszkanie i pracę oraz życie kulturalne godne w ielkiego, nowoczesnego m iasta. W iele z tych obietnic pozostało niespełnionych, chociaż miasto i kom binat zbudowano; w tym sensie plan się powiódł i nie powiódł równocześnie. Fundam enty domów w Nowej Hucie, m iasta obliczonego docelowo na 100 tys. mieszkańców, zaczęto budować w 1949 r., w pierwszym roku planu sześcioletnie­ go. Usytuowanie kom binatu hutniczego pod Krakowem podyktowane było nie ty l­ ko w zględam i gospodarczymi. Chodziło o to, żeby proletariat z Nowej H uty był przeciwwagą dla inteligencko-mieszczańskiego Krakowa, w którym komuniści czuli się niepewnie. Partia wprawdzie sfałszowała wybory w 1947 r., ale świetnie wiedziała, że —mimo agitacji i zastraszania wyborców —w Krakowie i na Podkarpaciu uzyska­ ła najgorszy w ynik w kraju. Planiści uważali też, że w ielki przemysł potrzebny jest w Krakowie ze względów społecznych: miał wchłonąć tysiące młodych ludzi z bardzo biednych i przeludnionych okolicznych wsi25. im. L enina, W rocław 19 67; R. Siem ieńska, N owe życie w now ym m ieście, W arszaw a 19 69; P Z akrzewski, Z jaw isk o w yk olejen ia społecznego m łodzieży na terena ch uprz em ysław ianych (w yn ik i ba d ań w N ow ej H u cie), W ar­ szawa 19 69; F. A dam ski, R odzina n ow ego m iasta. K ierunk i p rz em ia n w struk turze społeczno-m oralnej rodz iny now ohu ck iej, W arszaw a 19 70; J. W ódz, Z ja w isk a p a to lo g ii społecznej a sank cje społeczne i p ra w n e (w yn ik i b adań em pirycznych w N ow ej H ucie), W arszaw a 19 71; T. G oban-K las, M łodzi robotnicy N ow ej H uty ja k o odbiorcy i w spółtw órcy k ultury, W roclaw 1971. W sum ie w ciągu pierwszych dw udziestu la t N owej H u ty ukazało się o niej 10 dużych prac socjologicznych i kilkadziesiąt artykułów oraz kom unikatów z badań. 24 M . W rocławski (reż.), M iejsce zam ieszk ania, W arszaw a 1957 [w :] Polska szkoła dokum entu. C zarna seria , W arszaw a 20 08 (w ydaw nictw o na płycie DVD). 25 O tej ostatniej, rzadko dziś w spom inanej m otyw acji planistów, zob. np. J. Sulim ski, D w ad zieścia p ię ć la t społeczeństwa N ow ej H uty, „Studia Socjologiczne” 1975, nr 2, s. 265—266. 531 Za pola, na których miały stanąć miasto i kom binat, zapłacono chłopom grosze. W ykup ziemi okazał się brutalnym wywłaszczeniem w majestacie prawa. W połowie lat sześćdziesiątych socjologowie z Krakowa badali, co rolnicy z włączonej do Nowej H uty wsi Pleszów zrobili z tym i pieniędzmi. „Za mórg ziemi kupiłem żonie buty, a so­ bie cygarniczkę” — skwitował to jeden z wywłaszczonych. Z 5 1 badanych wówczas rodzin aż siedem nie odebrało w ogóle pieniędzy, bo cały czas składało odwołania i li­ czyło na podwyższenie odszkodowań. Pieniądze przez piętnaście lat leżały w sądowym depozycie26. M iasto tymczasem rosło jak na drożdżach. Pod koniec 1950 r. spis powszechny wykazał, że w Nowej Hucie żyło 15 tys. ludzi ze starych wsi, włączonych do miasta, oraz 3 tys. nowych przybyszy, głównie lokatorów hoteli robotniczych. Pięć lat później N owa H uta liczyła już 70 tys. mieszkańców. Wśród „nowych” tylko połowa mieszkała jednak w nowych blokach. Cała arm ia —ponad 20 tys.! —tłoczyła się w hotelach ro­ botniczych. W sumie przez pierwsze dziesięć lat przez Nową H utę przewaliło się 200 tys. przy­ byszy. 85 tys. osiadło na stałe. W mieszczańskim Krakowie krążyły opowieści o fur­ m ankach, którym i sprowadzali się robotnicy, wyładowanych siennikam i i meblam i z wiejskich chałup oraz o świniach i kurach hodowanych w wannach. W szystkie miesz­ kania w Nowej Hucie m iały wysoki na ówczesne czasy standard: łazienki z ciepłą wodą, spłukiwane ustępy, centralne ogrzewanie i gaz. Jeszcze w latach siedemdziesiątych w innych dzielnicach Krakowa, stale niedoinwestowanych, takie wygodny spotykało się rzadziej niż w Nowej Hucie27. „Kiedy ukończyliśmy m akietę nowego m iasta, biuro polityczne zażyczyło sobie ją zobaczyć. Specjalny pociąg w gęstej obstawie m ilicji wiózł m akietę do Warszawy. Szczerze mówiąc, teraz uważam, że ta próba zdominowania Krakowa, zasiania r o b o t­ niczego ferm entu« pod bokiem historycznego m iasta, wystawienie tuż za rogatkam i jednej z największych w Europie hut — krótko mówiąc: to była niemalże zbrodnia. Czy jednak mógł o tym myśleć 25-letni architekt, tuż po studiach, gdy dano mu szan­ sę współprojektowania całkiem nowego m iasta?” — mówił w wywiadzie udzielonym w 2002 r. prof. Stanisław Juchnowicz, w latach pięćdziesiątych jeden z najmłodszych projektantów Nowej Huty. A rchitekt podkreślał, że pseudorenesansowy wystrój domów w Nowej Hucie —bu­ dowanych zgodnie z w ytycznym i socrealizmu, by „socjalistyczną treść” w architekturze ubierać w „narodowe form y” —krył koncepcję osiedla, która wcale nie była radzieckim w ynalazkiem : „Spoglądając z góry na plan Nowej Huty, widzimy, że składa się ona 26 J. W ódz, P rzeobrażenia społeczne w si P leszów w łącz onej do N ow ej H uty 1 9 4 9 -1 9 6 9 (studium z socjo logii p r a ­ w a ), K raków 1971, s. 3 2 -3 3 . 27 J. Sulim ski, D wadzies'cia p i ę ć la t..., s. 279. 532 z oddzielnych »kom órek«. Poszczególne osiedla —Centrum A, Centrum B itd. —to tak zwane z angielska » neighbourhood units« —»jednostki sąsiedzkie«. W każdej mieszka około sześciu tysięcy ludzi, każda m a własną szkołę. To rozwiązanie wymyślono w 1920 roku podczas rozbudowy Nowego Jo rk u ”28. W „racjonalnie zaprojektowanym ” mieście ludzie jednak uparcie odstawali od pla­ nu. Jednym z pierwszych głośnych, publicznych sygnałów, że na wielkiej budowie so­ cjalizm u nie wszystko idzie jak należy, był Poemat d la dorosłych, napisany przez Adam a W ażyka, do niedawna „wierzącego” stalinowskiego kom unistę. Poemat opublikowała latem 1955 r. „Nowa K ultura”, najważniejszy ówczesny tygodnik kulturalny (i oczy­ wiście organ PZPR). W ażyk pisał: Ze wsi, z miasteczek w agonam i jadą zbudować hutę, wyczarować miasto, wykopać z ziemi nowe Eldorado, arm ią pionierską, zbieraną hałastrą tłoczą się w szopach, barakach, hotelach, człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach; w ielka m igracja, skudlona ambicja, na szyi sznurek —krzyżyk z Częstochowy, trzy piętra wyzwisk, jasieczek puchowy, dusza nieufna, spod miedzy wyrw ana, wpół rozbudzona i wpół obłąkana, milcząca w słowach, śpiewająca śpiewki, w ypchnięta nagle z mroków średniowiecza masa wędrowna, Polska nieczłowiecza w yjęta z nudy w grudniowe wieczory... Wśród działaczy partyjnych przetoczyła się fala oburzenia: poeta szkalował propa­ gandową świętość. Ale zarówno reportaże, jak i prace socjologów potwierdziły jego lapidarną diagnozę. Nowa H uta rzeczywiście była bowiem — jak napisał później jeden z socjologów —„chłopskim m iastem ”. W 1970 r. aż 70 proc. jej mieszkańców zarabiało na życie pra­ cą fizyczną (odwrotnie niż w innych dzielnicach Krakowa). Niewielu miało m aturę, nie mówiąc już o dyplomach uniwersyteckich. W czasie budowy kom binatu miasto było pełne młodych samotnych mężczyzn (92 proc. mieszkańców poniżej trzydziestki!), skoszarowanych w fatalnych warunkach w hotelach robotniczych albo w nieotynko28 L. O lszański, Z n a leź ć sposób na N ow ą Hutę. R ozm owa ze S tanisław em Ju ch n o w icz em , „G azeta W yborcza”, 2 3 - 2 4 III 20 02. 533 wanych i niewykończonych blokach (na takich inwestycjach oszczędzano: nie wybudo­ wano np. ogromnego teatru, który w pierwotnych planach Nowej H u ty miał zam ykać od południa plac C entralny)''. O ile jednak na wsi tradycja i sąsiedzi trzym ali młodych ludzi w ryzach, o tyle przeniesieni do m iasta szybko tracili hamulce. Przestępczość w Nowej Hucie, w tym przestępczość nieletnich, była wysoka. Jeszcze w 1975 r. socjolog Jerzy Sulim ski pisał, że przybyli ze wsi rodzice nie potrafili nauczyć dzieci reguł wielkom iejskiego życia — „wskutek czego wystąpiły liczne trudności w wychowaniu młodego pokolenia”30. („Zamiast klasy kasza” —tak ujął to w 1955 r. Ważyk). N owa H uta przyniosła też władzom bolesne rozczarowanie polityczne. Społe­ czeństwo socjalistyczne miało być społeczeństwem bez religii — dlatego w Nowej H ucie nie przewidziano kościoła. W I9 6 0 r. m ieszkańcy zbudowali krzyż na jednym z pustych placów. K iedy władze próbowały go usunąć, doszło do zam ieszek. Dla p artii był to jasny sygnał: na m ieszkańców Nowej H u ty nie można liczyć. Nie w y­ szło: na „sztandarowej budowie socjalizm u” nie udało się zbudować socjalistycznego społeczeństwa. Czy N owa H u ta była specyficznie polskim w ariantem kom unistycznego przed­ sięw zięcia m odernizującego? Tak i nie. Porównanie z budową M agnitogorska opi­ saną w znakom itej książce Stephena K otkina jest bardzo w ym ow ne51. Nie m a tu m iejsca na w yliczanie w szystkich różnic. N ajbardziej nasuw a się ta, że w Nowej H ucie w arunki życia były lepsze (przez pierwsze lata M agnitogorska budowniczowie m ieszkali w nam iotach, dopiero potem w ybudowano im baraki; w Nowej Hucie na początku w barakach, a już po pierwszych latach w blokach). M ożna także odnieść w rażenie, że w Nowej H ucie relacje m iędzyludzkie były mniej brutalne —włączając w to nacisk władzy i zaw iadyw anego przez nią aparatu przemocy (w ielu budow ­ niczych M agnitogorska zginęło w kolejnych falach stalinowskich czystek, a jedną z głównych rozryw ek budowniczych było oglądanie publicznych procesów pokazo­ w ych, które odbyw ały się w budynku cyrku). Stalinizm w polskim w ydaniu nabrał w ięc lokalnego — łagodniejszego i, jeśli można tak rzec, bardziej cyw ilizowanego - kolorytu. Jeżeli potraktow ać N ową H utę jako m etaforę całego kom unistycznego projektu m odernizacyjnego — przynajm niej w jego pierwszych dekadach — najbardziej ude­ rzający jest hybrydow y charakter społeczeństwa, które powstało w jego w yniku: pół chłopskiego, pół m iejskiego, zawieszonego pomiędzy ludowym przyw iązaniem do religijności i tradycji a socjalistyczną w iarą w racjonalną organizację społeczną. Z a­ 29 w ” ” J. Sulim ski, R ecenzja książki M ak sym ilian a Siem ieńskiego „Z badań n a d d ziałalnością k u ltu ra ln o-ośw ia tow ą N ow ej H ucie”, „Studia Socjologiczne” 1971, nr 1, s. 251 i n. J. Sulim ski, D w a dzieścia p ię ć la t..., s. 280. S. K otkin, M a gn etic M ountain. S talinism as a C iviliz a tion, B erkeley 1995. 534 chodni teoretycy modernizacji, tacy jak Rostow, traktow ali „skok w nowoczesność” jako krótką fazę przejściową. Z tej perspektyw y kom unizm mógł w ybić się do sko­ ku, ale zatrzym ał się gdzieś w nieokreślonej przestrzeni pomiędzy punktem startu i punktem lądow ania52. 32 K ryzys w iary w kom unistyczny w arian t „skoku w nowoczesność” nakładał się na rozczarowanie innym i jego w arian tam i - tym i, które próbowano realizować w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w k ap ita­ listycznych krajach peryferyjnych. N akładał się także na rozczarowanie wobec optym istycznej w izji linio­ w ego - kierow anego przez państw o - rozwoju społecznego, któ ra przyświecała takim przedsięwzięciom inżynierii społecznej, jak The G reat Society w Stanach Zjednoczonych. W iara w transform acyjną moc p ań stw a w sferze społecznej załamała się wówczas nie tylko w krajach „realnego socjalizm u”, ale także w rozwiniętych dem okracjach Zachodu i w Trzecim Swiecie. 535