„Straż”
Tom I
Przechodząc
w bibliotece obok książek gatunku fantasy, natknęłam się na tę oto książkę. Co
mnie w niej zainteresowało? Bardzo ciekawa okładka i opis z tyłu książki, który
zachęcił mnie do przeczytania lektury. Książka jest obszerna, co dało jej u
mnie jeszcze większe „szanse”. Spodziewałam się ciekawej, mocno rozwiniętej
fabuły i akcji, która w wielu momentach zabierze mi potrzebny tlen do
oddychania. Czy tak było? Przeczytajcie recenzję.
Ethan
miał zaledwie cztery lata, kiedy została zamordowana jego starsza siostra,
Sera. Teraz, dwanaście lat później, Ethan prowadzi podwójne życie. Z jednej
strony jest zwyczajnym uczniem liceum w australijskim mieście Angel Falls. Z
drugiej – niezwykle utalentowanym agentem organizacji nazywanej Strażą –
strażnikiem czasu, którego misją jest chronienie historii. Nie wolno dopuścić,
aby samolubna, nieobliczalna potęga zmieniła bieg przeszłych wydarzeń, aby w
przyszłości ugruntować swoją władzę. Tymczasem jednak Ethana spotyka zaszczyt,
połączony z wielką odpowiedzialnością: zadanie wyszkolenia nowej Strażniczki.
Gdyby jeszcze nie była młodszą siostrą jego byłego najlepszego przyjaciela…
Isabel prawie już zapomniała o
chłopaku, w którym podkochiwała się jako dziecko. Nie widziała go od czasów,
kiedy pokłócił się z jej bratem. Oczywiście o dziewczynę, piękną Rochelle,
która wybrała Matta zamiast Ethana! Ale to nie ma znaczenia – Ethan i tak nie
zauważa istnienia Isabel… Aż do dnia, kiedy przypadkowe zdarzenie postawiło jej
świat na głowie. Czy to początki choroby psychicznej, czy też jest obdarzona
jakimiś dziwnymi mocami? I co ma znaczyć to, że Ethan nagle szuka jej
towarzystwa?
Marianne
Curley urodziła się 20 maja 1959 w Windsor w stanie Nowa Południowa Walia. W 1988r. przeprowadziła się wraz z
rodziną do Coffs Harbour, gdzie podjęła pracę nauczycielki w Coffs Harbour Technical College.
Marianne Curley jest autorką powieści fantasy przeznaczonych dla młodzieży. W
2000 r. wydała pierwszą powieść – „Old Magic”, za którą w 2004 r. otrzymała
wyróżnienie International Reading Association. W latach 2002 - 2005 wydała
trylogię „Guardians of Time”, również wyróżnioną przez International Reading
Association.
„-Jestem
człowiekiem. Błądzenie leży w naszej naturze.”
Pierwszym,
co rzuca się w oczy, jest dwutorowa narracja w utworze. Osobiście bardzo lubię,
kiedy wydarzenia przedstawiane są z perspektywy dwóch różnych bohaterów, a
najlepiej gdy są nimi chłopak i dziewczyna – zupełnie jak w „Straży”. Ethan i
Isabel, co mnie zdziwiło, nie są tak zupełnie różni od siebie. Owszem, dzieli
ich wiele. Między innymi postrzeganie świata czy decyzje, jaki podejmują. Ethan
stara się nad sobą panować, jest spokojny, inteligentny, opiekuńczy i odważny.
Niekiedy wpadają mu do głowy pomysły, przez które niejeden raz mógł stracić
życie lub zostać wydalonym ze Straży. Isabel jest dziewczyną ciekawą świata.
Pewnego dnia zauważa, że dzięki zwykłemu dotykowi uzdrowiła obficie krwawiący
palec. Dziwne? Tak oto dowiedziała się o istnieniu czegoś paranormalnego.
Dzięki pomocy ze strony chłopaka, została przyjęta do Straży.
Patrząc
na schemat utworów owego gatunku, spodziewałam się, że na miejscu obok
strzeżenia historii i czasu będzie wątek miłosny. Ku mojemu zaskoczeniu… wcale
go nie było. A jeśli był, to w niewielkiej ilości. Oczywiście byłam pewna, że
między Ethanem i Isabel zaiskrzy. Poniekąd się nie pomyliłam, bo uczucia, które
dziewczyna żywiła do chłopaka w dzieciństwie odżyły. Zła strona jest taka, że
on ich nie odwzajemniał. Stawiał na „przyjaźń”. Zupełnie niespodziewanie
narodziło się coś między Isabel i Nauczycielem Ethana – Arkarianem. Co?
Niestety nie mogę Wam tego zdradzić. Wszystkiego dowiecie się, czytając
pierwszy tom serii „Strażnicy Veridianu”.
„Żałowałam, że nie
jestem myślowidzącą i nie mogę zobaczyć, co dzieje się w jego umyśle, ale w
sumie nie miałam przekonania, czy to byłby najlepszy pomysł. Wyobraźcie sobie
te głupoty, które przychodziły mu do głowy.”
Głównym
wątkiem utworu było ratowanie historii i przeszłości przez bohaterów. Przyznam,
że nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim. Jestem pozytywnie
zaskoczona wyobraźnią i pomysłowością autorki. Tylko szkoda, że był
niedostatecznie rozwinięty. Miałam nadzieję, że akcje ratunkowe będą się
pojawiały co chwilę, a było ich raptem… cztery? W porywach do pięciu. Uważam,
że gdyby pani Curley „wrzuciła” ich do książki trochę więcej, to nic by się nie
stało.
Książka
jest obszerna, ale patrząc z perspektywy przeczytania jej, wszystko to
zmieściłoby się w trzystu stronach. Po takiej kobyle spodziewałam się
rozwiniętych opisów miejsc, przygód, bohaterów, a tymczasem niezupełnie tak
było. Nawet nie wiem jak wyglądali Ethan i Isabel, nie mówiąc już o pozostałych
bohaterach (których notabene pojawiło się całkiem sporo). Autorka skupiła się
tylko na Arkarianie, który miał „fiołkowe oczy i szafirowe włosy oraz był
nieśmiertelny”. Takie małe chochliki w książkach naprawdę rażą mnie w oczy.
Lubię wiedzieć jak wygląda bohater, o którym czytam przez ponad czterysta
stron. To samo tyczy się przygód. Nie były rozwinięte. Uważam, że to, co
przedstawiła kreatorka powieści jest jedynie ich delikatnym zarysem. Mogę się jedynie
nie przyczepić do bitwy z ostatnich stron, którą mogę uznać za dobrą. Czas i
miejsca historyczne, do których przenosili się bohaterowie musiały być
niezwykle ciekawe. Średniowiecze, panująca dżuma… utwór byłby o wiele
ciekawszy, gdyby były opisy miejsc.
Wszystko
działo się o wiele za szybko. Pojawiał się nie do rozwiązania, multum
dręczących i męczących pytań, a po chwili jednemu z bohaterów do głowy wpadała
cudowna myśl, rozwiązująca wszystkie zagadki. Powinno pojawić się parę
tajemnic, na które nie było rozwiązania, a bohaterzy mogliby się trochę
bardziej pomęczyć. Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo wiele sytuacji okazało się
sztucznych. Żeby tyle nie narzekać, powiem, że pojawiły się sytuacje, w których
autorka mnie zaskoczyła. Były dokładnie dwie takie. A szkoda, bo pomysł na
książkę jest naprawdę dobry.
Pierwszy
tom trylogii „Strażnicy Veridianu” pomimo wszystko, zrobił na mnie pozytywne
wrażenie. Sam pomysł i fabuła książki były dobre. Spodziewałam się czegoś
lepszego, ale cóż. Bohaterowie to zwyczajni ludzie, których moglibyśmy spotkać
na ulicy. Jest jeden wątek, na którym skupia się uwaga. Książkę polecam
wszystkim fanom fantasy. Nie spodziewajcie się po niej zbyt wiele. Potraktujcie
ją jako lekką lekturę na długie zimowe wieczory. A ja, dając szansę pani Curley
postaram się w najbliższym czasie sięgnąć po drugą część trylogii – „Mrok”.
7/10
#99
autor: Marianne Curley
tytuł: „Straż” Tom I
seria: „Strażnicy Veridianu”
gatunek: fantasy
wydawnictwo: Jaguar
data premiery: 4 maja 2011r.
ilość stron: 432