Rok 1943. Rzym. Ciężarówka wypełnia się Żydami. W tłumie rodzina z małym synkiem. Los chce, że dostrzega ich Chiara. Ona jest jedynym ratunkiem dla Danielle - chłopca, który jeszcze nie rozumie, co się dzieje. Od tej chwili wszystko się zmienia. A konsekwencje tego jednego, rzymskiego świtu, wrócą do Chiary ze zdwojoną siłą za 30 lat...
Virginia Baily stworzyła powieść wielowątkową, głęboką, poruszającą i bardzo złożoną. To nie tylko historia ocalenia, ale i poszukiwania własnej tożsamości, opowieść o wielu różnych obliczach miłości i poświęcenia. Jest to powieść tajemnicza i zaskakująca. Bohaterowie Rzymskiego Poranka są świetnie wykreowani, miejsca akcji przepięknie opisane, miałam wrażenie, że wszystko tu jest dopieszczone. Dodatkowo autorka czaruje i urzeka czytelnika swoim niebanalnym stylem pisania i niedopowiedzeniami, które osobiście uwielbiam...
Na pewno nie jest to pozycja z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, chociażby przez wielopoziomową narrację, retrospekcje, a także trudny temat II Wojny Światowej i holokaustu w tle. Jest to też powieść, po którą sięgamy z pewnymi oczekiwaniami, a zostajemy zupełnie zaskoczeni przez to jak się rozwija. Z tego względu nie chcę też zbyt wiele o niej pisać, by tym, którzy zdecydują się po nią sięgnąć, nie zepsuć efektu "wow", który sama odczułam podczas lektury. Jedno mogę powiedzieć: to książka wzruszająca i piękna, na wiele skrajnych sposobów.
8/10