* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: [email protected]
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przewodnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przewodnik. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 sierpnia 2024

Krzysztof Lubczyński: Paryż. Przewodnik literacko-historyczny

Iskry, Warszawa 2024.

Spacer

Literatura i historia - to dwa elementy, które splatają się w gawędziarsko-przewodnikowej opowieści Krzysztofa Lubczyńskiego. Autor zabiera odbiorców na przechadzki po Paryżu - dzieli się swoimi fascynacjami i obserwacjami, a także ogromną wiedzą. Pozwala na poznawanie kultury i obyczajowości, wytycza ścieżki i proponuje tematyczne wędrówki tak, żeby nie tracić czasu (zdarza mu się napisać, że na jakiejś uliczce nie ma nic ciekawego do obejrzenia, a czasami zachęca do tego, żeby zejść z oficjalnej turystycznej trasy i odkryć coś interesującego). Za każdym razem dzieli się wiedzą na temat tego, co działo się w przeszłości i tego, co zafunkcjonowało w wyobraźni literatów. Na równi z postaciami historycznymi przywołuje bohaterów literackich - bo nigdy nie wiadomo, co skusi turystów i odkrywców. Przy okazji też pokazuje, jak miejsca mogły inspirować artystów.

Jedyna wada tej książki to brak możliwości trafiania pod poszczególne adresy automatycznie - jeśli kogoś interesuje konkretne miejsce, będzie musiał i tak przejść z autorem cały rozdział, będzie musiał wiedzieć, o jakiej ulicy albo dzielnicy mowa, żeby dotrzeć tam, gdzie chce. Jednak większość czytelników będzie po prostu odbywać podróż literacką i dla nich to w najmniejszym stopniu nie jest komplikacja - liczyć się będzie możliwość wysłuchania ciekawych opowieści związanych z miejscami. Paryż jawi się dzięki temu jako miejsce wypełnione niezwykłymi budowlami, atrakcjami (nie tylko turystycznymi), zakątkami do odkrywania i - miejsce sentymentów. Bo każda trasa i każdy punkt kolejnych wypraw mogą stać się ulubionymi terenami odbiorców. Zwiedzanie Paryża z kimś, kto dzieli się swoimi fascynacjami, może być ciekawą przygodą - zwłaszcza czytelniczą. Jeśli ktoś ma zamiar wyruszyć śladami bohaterów literackich albo chce pooddychać historią, będzie usatysfakcjonowany, lektura dostarczy mu sporo wiadomości, ale też sporo wrażeń estetycznych. Nie ma tu zbyt wielu zdjęć, wydawnictwo stawia na tekst (który nie potrzebuje żadnych ozdobników, bo już sam w sobie jest wystarczająco atrakcyjny i gęsty, działa na wyobraźnię i funkcjonuje jak najlepszy album). Krzysztof Lubczyński potrafi opowiadać - robi to z dużą wprawą, przekona do siebie nawet tych odbiorców, którzy do Francji by się nie wybierali. Nagromadzenie wiadomości z różnych dziedzin cieszy - pozwala poszerzać horyzonty albo przypominać sobie ulubione lektury, nikogo nie zdziwi odruch sięgania na biblioteczne półki po odpowiednie książki, chociaż sam autor czasami komentuje przytaczane tytuły. To także znakomita odskocznia od blogowych wyznań quasi-podróżniczych - tu mniej liczą się osobiste wrażenia: one mogą być jedynie dodatkiem do intertekstów. Oczywiście subiektywny jest też wybór tematów - Krzysztof Lubczyński w książce "Paryż. Przewodnik literacko-historyczny" nie może przecież zaprezentować absolutnie wszystkich miejsc. Decyduje się na to, co według niego najbardziej przekona czytelników - i to rozwiązanie się sprawdza. Książka jest niezwykle przyjemna, pomaga w oswajaniu przestrzeni i w przypominaniu, jak tworzyć literackie przewodniki dzisiaj.

środa, 3 kwietnia 2024

Tomasz Orłowski: Dyplomatyczna ratatouille. Dokładka

Rebis, Poznań 2024.

Smaki Francji

Ta wiadomość ucieszy wszystkich, którzy cenią sobie podróżowanie – i tych, którzy wolą rozsmakowywać się w przewodnikach literackich i wędrować wyłącznie w wyobraźni, za sprawą starannie dobieranych lektur. Tomasz Orłowski powraca z dokładką smakowitych opowieści na temat Francji. Powraca – ze względu na zainteresowanie, jakie wzbudził „Nasz zakochany przewodnik po Francji”. A to oznacza, że czytelnicy otrzymują kolejną porcję ciekawostek i wiadomości na temat codziennego życia, zwyczajów i kulturowego dorobku Francji, podaną w sposób wyjątkowy. Bo Tomasz Orłowski nie zamierza wcale schlebiać masowym gustom. Upiera się przy pisaniu starannym, literackim i pięknym, nie przejmując się wcale faktem, że to już zjawisko niemodne i raczej się na rynku literackim nie zdarza. W zalewie bylejakości „Dyplomatyczna ratatouille. Dokładka” mocno się wyróżnia – więc jeśli ktoś potrzebuje oderwania od rutyny i nijakich wyznań niedzielnych podróżników, tu zyska odskocznię dla siebie. Tomasz Orłowski pisze ironicznie i ciekawie, nie zamyka się na humorystyczne komentarze – ale wszystko podaje z klasą, pamiętając o tym, że nie może zawieść odbiorców spragnionych wysokiej jakości tekstów. Stawia na opowieści, które nie zmieściły się w pierwszym tomie – żeby stworzyć uzupełnienie „Naszego zakochanego przewodnika po Francji” i żeby pokazać czytelnikom, jak wiele tematów jeszcze czeka na odkrycie. Subiektywny wybór miejsc, zabytków, tras czy kulinariów nie będzie przeszkadzać w odbiorze – warto zaufać autorowi i dać się poprowadzić przez meandry historii oraz teraźniejszości. Tomasz Orłowski Francję przedstawiać potrafi – zamienia się w kompetentnego przewodnika, który w dodatku ma jeszcze zacięcie literackie w starym stylu – i to wielki atut, bo dzięki takiemu podejściu książka wyróżnia się na rynku, stanowi opowieść wyjątkową i barwną. Zwłaszcza synestezyjność opisów docenią odbiorcy, którzy trafią na tę lekturę – niezależnie od tego, czy wiedzeni ciekawością na temat Francji jako celu podróży, czy – poszukujący czegoś niezwykłego na dzisiejszym rynku wydawniczym. Tomasz Orłowski pisze tak, jak pisało się przed dekadami, ale nie boi się subtelnego przymrużenia oka, od czasu do czasu zdradza upodobanie do celnych puent. Może wprowadzać akcenty towarzyskie albo osobiste wrażenia – zwłaszcza kiedy odnosi się do ulubionych smaków, regionalnych potraw i miejsc, które zapewnią udany odpoczynek turystom. Jednocześnie jest rzetelny w przygotowywaniu podbudowy teoretycznej, nie pozostawia odbiorców bez wiadomości na temat kolejnych budowli – i tutaj ożywia historię, jest w stanie zaprezentować przeszłość barwnie i z pomysłem. „Dyplomatyczna ratatouille. Dokładka” to książka, która bardzo szybko znajdzie szerokie grono czytelników – pozwala na odkrywanie piękna Francji w najlepszej możliwej formie. Poza wartością poznawczą jest to również znakomita lektura – coś, co wymaga skupienia, ale zapewnia też relaks. Tomasz Orłowski w swoich esejach przedstawia Francję, którą sam poznał – ale dodaje do tego mnóstwo informacji nieoczywistych. Dzięki wybranemu stylowi narracji może przekonać do siebie odbiorców i udowodnić, że na rynku jest miejsce na niespieszną, staranną opowieść płynącą z fascynacji, ale też mądrą i ciekawą. Ta publikacja jest jak podróż bez ruszania się z ulubionego fotela – wolna od wad dzisiejszej literatury podróżniczej i poprowadzona z pomysłem.

sobota, 16 marca 2024

Anna Zygma: 555 zagadek o Górach Stołowych

Bezdroża, Helion, Gliwice 2024.

Wiedza ze szlaków

Bardzo wyróżnia się ta publikacja na rynku książek turystyczno-krajoznawczych: chociaż tytuł i forma kojarzą się z rozrywką, wnętrze tomu „555 zagadek o Górach Stołowych” skrywa potężną dawkę wiedzy, którą Anna Zygma przekazuje zwłaszcza zapaleńcom – lub tym, którzy chcą się nimi w najbliższej przyszłości stać. Oprowadza po Górach Stołowych z przewodnickim zacięciem i nie infantylizuje wiadomości, co najczęściej zdarza się dzisiaj wędrującym blogerom. Na pewno „555 zagadek o Górach Stołowych” nie będzie książką rozczarowującą, chyba że ktoś spodziewał się banalnych i upraszczanych do bólu komentarzy. Anna Zygma rezygnuje z gawędziarskiej narracji, nie zależy jej na kupowaniu czytelników anegdotami i scenkami z życia wziętymi. Przeczesuje za to biblioteki, szuka czystych danych i przekuwa je w krótkie komentarze. Książka zaczyna się od szeregu zagadek – to prawie dziewięćdziesiąt stron z pytaniami różnego rodzaju. Czasami trzeba tylko wskazać jednowyrazową nazwę albo dopasować wskazówkę do zdjęcia (czy po prostu rozpoznać miejsce przedstawione na fotografii – ale zagadek graficznych jest tu stosunkowo niewiele), innym razem – odwołać się do lokalnej legendy albo do wiadomości z różnych dziedzin, ogniskujących się na terenie Gór Stołowych (pochodzenie, geografia, geologia, parki narodowe, zwierzęta i rośliny, szczyty, formacje skalne, uzdrowiska, szlaki, miejscowości, przeszłość, filmy, budowle sakralne czy platformy widokowe – tematów tu nie zabraknie, a każdy kolejny zestaw zagadek pogrupowanych ze względu na zagadnienie, którego dotyczą, pokazuje, jak wiele wiadomości można wydobyć z regionu.

Przy zagadkach przeważnie nie ma podpowiedzi (chociaż bywa, że zestaw wskazówek ma ułatwić podawanie rozwiązań), za to w zasadniczej części tomu, „rozwiązaniach”, wyjaśnienia są rozbudowane i wypełnione danymi. Anna Zygma zarzuca wręcz odbiorców liczbami i faktami, przytacza ciekawostki historyczne i odwołuje się do kulturotwórczej roli niektórych miejsc. Stawia na treściwe wyjaśnienia, nie bawi się w poszukiwanie formy: odpowiedzi są rzeczowe, ale mogą też zaintrygować odbiorców. To dzięki tej lekturze można się dużo dowiedzieć o Górach Stołowych – i przygotować się na odkrywanie tego miejsca. Różnie może za to przebiegać samo czytanie: albo wiązać się będzie z próbami udzielenia odpowiedzi na zagadki, albo odbiorcy wybiorą drogę na skróty i od razu przejdą do samych wyjaśnień (wtedy jednak trzeba też zacząć od przeczytania zagadki, żeby wiedzieć, czego ona dotyczy). Anna Zygma szuka informacji sprawnie i podsuwa czytelnikom wiadomości w pigułce. Oczywiście nie jest to książka pozbawiona zdjęć – liczne fotografie nie przytłaczają i nie dominują nad tekstem, za to pokazują uroki Gór Stołowych, krajobrazów, miejsc i zwierząt. To lokalne atrakcje nie tylko dla turystów. Nie czyta się tej publikacji linearnie, chodzi bowiem o gromadzenie i przyswajanie konkretnych danych, a nie o odbywanie podróży z fotela. Anna Zygma pozwala na zapoznawanie się z pięknymi i ciekawymi miejscami, a forma zabawy, którą proponuje, ma zapewnić odbiorcom odrobinę wysiłku intelektualnego – wyzwanie, z którym zmierzą się chętnie wszyscy turyści i miłośnicy Gór Stołowych. „555 zagadek o Górach Stołowych” to rodzaj nietypowego przewodnika – ale też reklamy miejsca, które jest warte odwiedzania.

poniedziałek, 31 lipca 2023

Agnieszka Zakrzewicz: Rzym. Najpiękniejsze wakacje. Powieść-przewodnik

Czarna Owca, Warszawa, 2023.

Zwiedzanie

Rzadko zdarzają się na rynku tego typu publikacje i trudno w ogóle wskazać właściwego odbiorcę monumentalnej pozycji "Rzym. Najpiękniejsze wakacje". Agnieszka Zakrzewicz postanawia bowiem podzielić się z odbiorcami swoją fascynacją Wiecznym Miastem, a jednocześnie nie przepisywać przewodników. Potrafi prowadzić gawędziarską narrację, w której zamieszcza informacje na temat rozmaitych zabytków, historii i legend - ale nie chce trafić na półkę z przewodnikami. W efekcie proponuje hybrydę, którą nazywa powieścią-przewodnikiem. Wprowadza elementy fabularne, mało skomplikowane i mało rozwinięte, żeby przesadnie nie utrudniać śledzenia wydarzeń. Oto Eliza, która tuż po maturze wylatuje na tydzień do siostry ojca. Ciotka ma ją zabrać na uroczystość wręczenia Złotych Globów i to będzie kulminacyjny punkt historii, natomiast kolejne dni bohaterka spędza na odwiedzaniu kolejnych miejsc i poznawaniu ich przeszłości, od czasu do czasu jeszcze bierze udział w degustowaniu lokalnych potraw, albo spotyka się z nowymi znajomymi (nie bez znaczenia jest tu włoski temperament i tendencja miejscowych do podrywania i uwodzenia wszystkich kobiet: Eliza musi na własnej skórze przekonać się, o co chodzi z włoską mentalnością w tej kwestii).

Eliza spotyka się z ciotką i długie godziny spędza w trasie, wybiera się w miejsca doskonale znane i powszechnie kojarzone, a czasami jeszcze przeżywa coś duchowego (z audiencji u papieża i z fascynacji papieżem-Polakiem autorka trochę się tłumaczy, bo Eliza zaznacza, że kiedy umarł Jan Paweł II miała cztery lata, a to nie sprzyjało tworzeniu wspomnień czy choćby budowaniu emocjonalnej więzi - mimo to sprawy duchowe są dla niej dość ważne). "Rzym. Najpiękniejsze wakacje" to opowieść o zwiedzaniu i fascynacji poznawaniem zabytków. Ciotka sypie wiadomościami jak z rękawa, wykorzystuje każdą wolną chwilę, a jeśli gdzieś trzeba zachować ciszę - wprowadza do tematu wcześniej. Eliza może jedynie prosić o doprecyzowanie albo funkcjonować jako naiwny turysta: jakieś drobne wiadomości ma, ale to ciotka wiedzie prym w oprowadzaniu. Rolą Elizy jest ani przez moment nie znudzić się ogromem danych. Na szczęście ciotka opowiada sprawnie, Agnieszka Zakrzewicz potrafi przekazywać wiedzę tak, by czytelnicy mieli wrażenie słuchania przewodnika - i to jej wielki atut, bo prześledzenie niemal siedemsetstronicowej opowieści napisanej nienaturalnym stylem byłoby nie do wytrzymania. Jeden mankament tu widać: Eliza jako młodsze pokolenie nadużywa zawołania "OMG", w pewnym momencie zaczyna się od tego zbyt dużo rozdziałów, żeby mogło jeszcze cieszyć a nie irytować. W zasadzie same przygody Elizy - sprowadzone do niezbędnego minimum - mogłyby przyciągać, jednak autorka rozrzedza je oprowadzaniem po Rzymie i Watykanie, to jest dla niej istota opowieści. Narrację buduje sprawnie, próbuje też wyszukiwać różne - urozmaicane - refleksje na temat dojrzewania Elizy. Bohaterka ściąga na siebie uwagę wtedy, gdy przekonuje się o znaczeniu stroju, albo kiedy spotyka gwiazdę kina. Przeżywa bardzo dużo, chociaż Agnieszce Zakrzewicz zależy w pierwszej kolejności na analizowaniu zabytków. "Rzym" to książka, która nie funkcjonuje ani jako powieść, ani jako przewodnik - ale budzi ciekawość ze względu na umiejętne przedstawianie miejsc wartych odwiedzenia.

sobota, 7 maja 2022

Paweł Gaik, Monika Stolarska: Odetchnij od miasta. Góry

Buchmann, Warszawa 2022.

Trasa

Ta seria bardzo dobrze się sprawdza, bez względu na to, czy odbiorcy chcą się wybrać na krótką wycieczkę, czy też potrzebują bardziej szczegółowych podpowiedzi w kwestii wyboru miejsca na urlop. "Odetchnij od miasta. Góry" to kolejna propozycja, w której znalazło się miejsce na odnotowanie ciekawych domów gościnnych i schronisk, restauracji i gospodarstw agroturystycznych na górskich szlakach. Autorzy szukają tu oryginalności i klimatu, komfortu i pomysłów, spotykają się z ciekawymi ludźmi i wypytują o ich sposoby na życie. Nie zamykają się na żadne doświadczenia: zdarza się, że znajdą się tu restauracje proponujące kuchnię orientalną, która niekoniecznie kojarzy się z górami. Podpowiedzi mogą tu szukać ci, którzy chcą się wybrać w Beskidy, Bieszczady lub Sudety, w Góry Świętokrzyskie, Tatry i Pieniny. Za każdym razem twórcy tomu proponują krótkie i wyraziste rozdziały: opowiadają kolejno, gdzie spać, gdzie jeść i gdzie wędrować. Dodatkowo niemal każdą część zamykają rozmową z ciekawą postacią: żeby pokazać, że góry mogą być nie tylko sposobem na relaks, ale też - planem na życie. Nie jest tak, że Paweł Gaik i Monika Stolarska polecają mnóstwo miejsc: wybierają zaledwie kilka, opisują je skrótowo i wzbogacają o komentarze założycieli. Miejsca noclegowe opatrują też kilkoma propozycjami tego, co można zobaczyć w pobliżu: tak, żeby jak najbardziej ułatwić decyzję odbiorcom cierpiącym na brak czasu. Dbają o to, żeby oddać charakter domu, w którym się znaleźli: uwzględniają różne potrzeby, sygnalizują, gdzie mile widziani są goście z dziećmi lub zwierzętami - drobne podpowiedzi, które sporo mogą ułatwić w planowaniu wakacji lub weekendowego wypadu.

Paweł Gaik i Monika Stolarska nie szukają atrakcyjnych literacko narracji: proponują przewodnik, jak najbardziej rzeczowy i wypełniony danymi. Jedyne odstępstwa od tej zasady to dłuższe prezentacje miejsc noclegowych - tu można dopatrzyć się dążenia do reportażowości, zupełnie jakby beznamiętny styl przekreślał automatycznie wyjątkowość domu - oraz w wywiadach, bo przecież trudno wymagać od zaproszonych gości prezentowania wyłącznie konkretów. Z kolei w krótkich, akapitowych wyjaśnieniach przy restauracjach i knajpach albo przy tym, co warto zobaczyć w pobliżu bez przerwy autorzy zwracają się do odbiorców, przypominają, ile czasu należy zarezerwować, dlaczego i jak przygotować się do wizyty. Od czasu do czasu mogą też wspomnieć o właścicielu miejsca, co również może świadczyć o ekskluzywności lub wyjątkowości. Nie wiadomo, jak dokonują wyborów: na pewno samodzielnie przetestowali oferty i łączą relacje marketingowe, opowieści właścicieli i własne odczucia - jednak brakuje przejrzystych kryteriów odrzucania innych propozycji. "Odetchnij od miasta. Góry" to prosty i klimatyczny przewodnik, z którego warto korzystać, jeśli nie ma się jeszcze sprawdzonych miejsc do odwiedzania. Uatrakcyjniają go zdjęcia z tras, więc jeśli ktoś nie byłby przekonany do wycieczki, nabierze na nią ochoty. Jeśli komuś będzie mało podanych wiadomości, może skorzystać ze "stopek": znajdują się tu adresy i telefony oraz adresy www miejsc prezentowanych. Warto mieć tę pozycję pod ręką.

środa, 5 maja 2021

Barbara Gawryluk, Paweł Skawiński: Tatry. Przewodnik dla dużych i małych

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

W górach

Jest to publikacja absolutnie obowiązkowa dla wszystkich, którzy kochają Tatry, przewodniki literackie i mądre lektury nie tylko dla najmłodszych. Barbara Gawryluk i Paweł Skawiński przedstawiają czytelnikom polskie Tatry w ogromnej i pięknie wydanej książce "Tatry. Przewodnik dla dużych i małych". Mnóstwo tu danych pozwalających dowiedzieć się czegoś o górach, równie wiele rozdziałów do przyjemnego czytania. Tematy związane z górskimi szlakami zostały tu podzielone na kolejne rozkładówki: autorzy przybliżają między innymi kwestie związane z pogodą, ubieraniem się na wyjście w góry, ze zwierzętami. Zabiorą odbiorców na szczyty i w doliny, do kuchni (zwłaszcza z uwagi na sery owcze), do schronisk. Przedstawią niedźwiedzie, kozice, świstaki i dziką przyrodę, opowiedzą o lawinach i o góralach. Jeden temat rozciąga się przeważnie na cztery duże strony, co oznacza, że zostanie przedstawiony bardziej szczegółowo, nie tylko zasygnalizowany. I to cieszy: odbiorców traktuje się tutaj poważnie, Barbara Gawryluk i Paweł Skawiński nie zamierzają tworzyć kioskowej publikacji, w której narracja sprowadza się do podpisów pod zdjęciami. Tutaj zresztą zamiast zdjęć są wspaniałe ilustracje Adama Pękalskiego, które bardzo pasują do całości i pokazują dbałość o odbiorców. Wielkim atutem jest wprowadzenie postaci narratora: Paweł Skawiński to były wieloletni dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, który może podzielić się swoimi historiami i doświadczeniami - ale w obrębie książki powraca jako kreskówkowa postać, która opowiada o wydarzeniach z własnej perspektywy, a czasem wprowadza też emocjonalne komentarze. To rozwiązanie znakomite: pozwala odrobinę rozbić wywody, sprawia, że nie ma wrażenia zarzucania odbiorców nadmiarem tekstu i budzi ciekawość (Paweł Skawiński w swojej bajkowej wersji zdradza rozmaite sekrety, warto go posłuchać). Informacji jest tu mnóstwo, ale wszystkie zostały przedstawione w najlepszej możliwej wersji. Czyta się te teksty bardzo dobrze: są odpowiednio wyważone, tak, żeby zaintrygować dzieci i żeby przedstawiane wiadomości zapadły im w pamięć (liczy się to zwłaszcza w przypadku pisania o bezpieczeństwie w górach: zachowania na szlakach, wobec dzikich zwierząt, w kwestiach pogodowych czy ze względu na TOPR). Autorzy liczą na to, że mali odbiorcy wyrosną na świadomych turystów, a na razie - jeśli zdarzy im się trafić z rodzicami w góry, dopilnują, żeby przestrzegać zasad. "Tatry. Przewodnik dla dużych i małych" to książka naprawdę urzekająca. Śledzi się z przyjemnością kolejne rozdziały: nawet jeśli ktoś orientuje się w przedstawianych tematach. Udana narracja (zarówno ta tekstowa jak i obrazkowa) w zestawieniu z dowcipem to coś, co skusi odbiorców w różnym wieku. Ta książka nie tylko przybliża specyfikę polskich Tatr. Pozwala odbyć podróż bez wychodzenia z domu: podsuwa pomysł na rodzinną wycieczkę i przy okazji wychowuje. Jeśli ktoś nie ma ochoty na wyjazd, może po prostu dzięki czytaniu poznać góry i dowiedzieć się czegoś. Przydałyby się takie publikacje o innych zakątkach Polski - to idealna lektura edukacyjna, która bardzo cieszy.

piątek, 26 czerwca 2020

BTS. Wszystko, co trzeba wiedzieć o królach K-popu

Egmont, Warszawa 2020.

Przewodnik dla fanek

To publikacja dla nastolatek, młodych fanek K-popu – tych, które jeszcze zachwycają się członkami boysbandów. W dodatku – fanek odpornych na kicz, zwłaszcza w tym wypadku. Opowieść o BTS obfituje bowiem w naiwne zachwyty nad „słodkimi uśmiechami” chłopców oraz ich dołeczkami w policzkach. To nikogo nie zdziwi, że artyści – siedmiu chłopaków – wyglądają jak wyrośnięte dziewczyny, noszą kolczyki lub klipsy, farbują włosy i mają staranny makijaż. Gdzieś na marginesie pojawia się podejrzenie o fascynację stylem drag queen, ale tego tematu się nie rozwija, na wszelki wypadek (w końcu i tak dzieci nie wiedzą, o co chodzi). Tomik jest prezentacją charakterystyczną dla kolorowych magazynów młodzieżowych: mnóstwo zdjęć, szczątkowe informacje podawane w formie pojedynczych akapitów-podpisów pod materiałem graficznym, spora dawka ekscytacji.

„BTS. Wszystko, co trzeba wiedzieć o królach K-popu” to prosta i bogato zdobiona prezentacja zespołu. Jest tu wyjaśnienie, kto ma jakie pseudonimy i jak znalazł się w boysbandzie, hierarchia w zespole (podział na głównych i pomocniczych wokalistów, raperów czy tancerzy), wskazywanie źródeł inspiracji. Jest tu mowa o gadżetach sygnowanych przez BTS, krótkie i czasem komiczne opisy układów tanecznych, przewodnik po filmikach wartych obejrzenia albo najlepiej definiujących zespół. Co pewien czas pojawia się metryczka wybranego członka ekipy – jest tu siedmiu chłopaków, więc czytelnicy dowiedzą się też, skąd taki akurat skład i taka liczba. Jednozdaniowe anegdotki o BTS, migawki z różnych sesji oraz modowych poszukiwań, podkreślanie skromności chłopaków – czyli kreowanie ich na dziecięcych idoli. Nie ma mowy o żadnych skandalach. Królowie K-popu dają dobry przykład, jedyny sygnał, że są normalnymi ludźmi to informacja, że wszystkich obowiązuje zasada niepisania na Twitterze po alkoholu. Pisze się w tym niewielkim tomiku o karierze boysbandu w Korei Południowej, a potem też w Stanach, o kolejnych utworach, które przyniosły chłopcom sławę, o teledyskach, o zaletach chłopaków – w sam raz dla piszczących fanek, które potrzebują skrótowych danych i pamiątek, żeby jeszcze bardziej uwielbiać boysband, dopóki z niego nie wyrosną.

W tej książce tekst ma w ogóle mniejsze znaczenie niż zestawy fotografii – chodzi przecież o to, żeby podziwiać chłopaków i zyskiwać przestrzeń do poznawania ich. Chociaż to „zupełnie nieoficjalny przewodnik” to przygotowany został tak, żeby przedstawiać zespół w jak najlepszym świetle i konstruować wokół niego grono wiernych fanek. Chłopców przede wszystkim można oglądać na wielu zdjęciach (przy okazji odbiorcy dowiedzą się, który Koreańczyk uznawany jest za największego przystojniaka). Omawianie reakcji, jakie wyzwala BTS, to przy okazji nakreślanie różnic kulturowych – to, co w popkulturze Dalekiego Wschodu zupełnie nie dziwi, w innych stronach świata może wydawać się niemal brawurą. Dlatego też przyda się dzieciom taki przewodnik.

Wiadomo, że boysband to produkt marketingowy – więc w przewodniku o BTS analizuje się po prostu kolejne elementy machiny promocyjnej czy te pomysły, które trzeba zwłaszcza marketingowo wyeksponować. To analizy dalekie od opowieści o sztuce: liczy się wizerunek i to, co składa się na przekazy medialne. Chłopcy z zespołu sami w sobie nie zamienią się nagle w artystów, nawet gdyby któryś z nich miał jakiś talent, to nie da rady go ujawniać – boysbandy nie lubią indywidualizacji, każdy musi realizować przypisaną mu rolę. A z tym BTS radzi sobie najwyraźniej lepiej niż inne grupy.

wtorek, 2 czerwca 2020

Tomasz Orłowski: Nasz zakochany przewodnik po Francji, czyli dyplomatyczna ratatouille

Rebis, Poznań 2020.

Życie gdzie indziej

Tomasz Orłowski Francję zna doskonale- nie tylko z pracy w roli ambasadora Polski. Dla czytelników jednak ważniejsze będzie uczucie, jakim darzy ten kraj. Na wzór osobistych opowieści o życiu w różnych miejscach – i w odniesieniu do literackich przewodników – tworzy tom „Nasz zakochany przewodnik po Francji, czyli dyplomatyczna ratatuille”. Nasz – bo opiera się na doświadczeniach i obserwacjach swoich oraz żony. Każdy człon tego tytułu znajduje odzwierciedlenie w zawartości. Na początku tomu wydaje się, że Orłowski przyciągnie wyłącznie turystów i podróżników – zajmuje się prezentowaniem wybranych regionów, szlaków do przejścia, miejsc wartych zobaczenia. Nie dlatego, że to obowiązkowe punkty z każdego przewodnika – ale dlatego, że sam autor bardzo je ceni. Ta książka, chociaż dość duża pod względem objętości, nie ma gromadzić informacji o wszystkich miejscach. Orłowski proponuje relację subiektywną. Często pokrywającą się w zagadnieniach z typowymi przewodnikami, jednak nieroszczącą sobie praw do prezentowania wszystkiego. Kiedy Tomasz Orłowski opowiada o Francji, stara się nie tylko operować wiadomościami z topografii, sięga do historii, żeby przedstawiać znaczenia poszczególnych miejsc i zaintrygować czytelników ciekawostkami z przeszłości. Dzięki temu jest mu też łatwiej poszerzyć grono odbiorców o pasjonatów dawnych wieków. Automatycznie znajduje i motywacje do poznawania kolejnych terenów czy budowli. Bardzo pogłębia wiedzę na temat odwiedzanych miejsc.

Na początku mocno akcentuje autor właśnie przewodnikowe aspekty. Z czasem coraz częściej jednak się otwiera, zaczyna wplatać do tomu również anegdoty dyplomatyczne – i to pierwsze uzasadnienie, dlaczego sięgnąć akurat po ten tom, kiedy nie ma się w planach dalekich podróży. Tomasz Orłowski nie błaznuje i nie podpiera się banalnymi żartami, ale wykazuje się w opowieściach poczuciem humoru i dyskretną ironią. Cechuje te prezentacje wysoka kultura słowa, co przekłada się na literackość tomu. Kiedy już otwiera się na miejsce na historie nieco bardziej osobiste, wprowadza Orłowski do książki jeszcze jeden ważny aspekt życia we Francji: kulinaria, ze szczególnym uwzględnieniem tych „niecodziennych”. Opowiada między innymi o swoim upodobaniu do ostryg, o serach pleśniowych czy o żabich udkach. W tym wypadku nie chodzi tylko o przedstawianie własnych wyborów smakowych ani o sposób przyrządzania – autor pisze także o różnych podejściach do eksperymentowania ze smakami, tak, by pokazać czytelnikom także komiczne momenty związane z posiłkami.

Do tego typu publikacji sięgną raczej ci, którzy liczą na osobiste wyznania, a nie szukający tras i atrakcji turystycznych. Kiedy przystąpi do lektury ktoś nastawiony wyłącznie na wspomnienia i osobiste opowieści, może uznać, że za dużo tu wiadomości przewodnikowych, zanim Tomasz Orłowski zdecyduje się wpuścić innych do swojego świata (a później ich liczba nie będzie maleć, jednak autor zdecyduje się na rozrzedzenie przewodnika doświadczeniami z własnego życia – więc będzie bardziej przyciągać do czytania). „Nasz zakochany przewodnik po Francji” to metoda na nietypowe prezentowanie życia w innym kraju. Można wziąć tę książkę i podążać śladami autora, poznawać Francję z jego perspektywy – i na pewno będzie to wyprawa bogata w doznania. Ta publikacja została też ozdobiona licznymi zdjęciami, które udowadniają odbiorcom, dlaczego warto podróżować oraz poznawać inne kraje.

środa, 24 kwietnia 2019

Jerzy S. Majewski: Historia warszawskich kin

Agora, Warszawa 2019.

Jak oglądać

To bedeker tematyczny, Jerzy S. Majewski zabiera odbiorców do kina – a właściwie do niemal wszystkich kin funkcjonujących w historii Warszawy od początku takiej formy rozrywki po czasy obecne. Z jego publikacją – bardziej ciekawostkową, wspomnieniową i popularyzatorską niż naukową – można prześledzić losy miejsc, charakterystyki, śladowo nawet repertuar. Chociaż większa część tomu przygotowana została na bazie leksykonu – da się tę pozycję czytać po prostu dla przyjemności – nie tylko za sprawą odrzucenia hermetycznego dyskursu. Majewski śledzi wspomnienia bywalców kin, ale interesuje się stroną interdyscyplinarną. Omawia kina jako budynki i przestrzenie, jako określone repertuary czy tematy, ale też kina jako źródła rozmaitych estetycznych doznań. W pierwszej części autor prowadzi spójną relację dotyczącą samego bycia kinomanem w różnych czasach. Najpierw to dość prymitywne obrazki, niewyszukany humor, propozycja konkurująca między innymi z fotoplastykonem. W czasach drugiej wojny światowej przebywanie w kinie w Warszawie to rodzaj manifestacji, zresztą trudno później znaleźć widzów, którzy przyznaliby się do wyłamywania się ze społecznych akcji. Jednak autorowi i tak udaje się omówić specyfikę warszawskich kin podczas wojny. Następnie prowadzi – między innymi – relację z rozmaitych przemian, przeprowadzek i przebudów. W pewnym momencie kończy esej z dawką wspomnień, żeby wprowadzić hasłowe notki już o konkretnych kinach w kolejnych latach czy dekadach. W tym punkcie rezygnuje z zestawu obowiązkowego cech kin. Raz bardziej przygląda się tworzącym je ludziom (przywołuje nawet postać „legendarnego” operatora), raz – architekturze, przeprowadzkom lub modernizacjom. Szuka tego, co świadczyć będzie o wyjątkowości kina, albo tego, co podkreśla jego atmosferę. Zależy mu – i w pierwszym rozbudowanym eseju, i w notkach o konkretnych kinach – na przekonaniu czytelników do jednego: że chodzenie do kin łączyło się z określonym stylem życia, nie było przypadkowym wpadaniem na film a sposobem spędzania czasu. Zwłaszcza kiedy w pozornie leksykonowych notatkach autor odwołuje się do rozmaitych wspomnień, odnotowuje też komentarze bywalców – przez co ożywia legendy albo na moment wskrzesza dawną świetność kin. Dzięki temu historia robi się jeszcze bardziej ciekawa dla odbiorców. Całość kończy się przeglądem skrótowym i chyba najmniej spodziewanym (chociaż stworzonym na bazie ankiety) – to jest opowieścią o multipleksach i wielkich sieciach kinowych, które mają w Warszawie swoje siedziby.

Jerzy S. Majewski o poszczególnych kinach pisze tyle, ile może, ile udaje mu się znaleźć w materiałach źródłowych lub w memuarach. Przez to zaprasza czytelników do odwiedzania kolejnych miejsc, z jego tomem można przejść się po wskazanych budynkach albo przypomnieć sobie czasy świetności kin. Dodaje do tego pewną liczbę zdjęć (również archiwalnych). Tak poprowadzona opowieść sprawia, że przeszłość intryguje nie tylko tych, którzy chcą czuć dumę ze swojego miasta. Ładnie też wypada kontrast między miejscami z duszą – w których trzeba znosić rozmaite niewygody – a multipleksami, ujednolicanymi i skomputeryzowanymi. Warszawskie kina mniej nawet pod kątem repertuaru i aktorów, a bardziej z perspektywy masowej publiczności – to bardzo dobry pomysł. Jerzy S. Majewski zrealizował temat w sposób przyciągający nie tylko kinomanów.

poniedziałek, 14 listopada 2016

Lechosław Herz: Podróże po Mazowszu

Iskry, Warszawa 2016.

Wędrówka

Nie pierwszy raz Lechosław Herz zabiera czytelników w literacko-historyczną podróż, ale teraz skupia się na terenach sobie najbliższych – to jest na Mazowszu. Ubolewa nad tym, że ten region jest traktowany po macoszemu przez literatów, przegrywa w walce o uwagę jako dodatek do Warszawy, ale nie doczekał się własnego kronikarza, a po połowie XX wieku w ogóle przestał być zauważany przez pisarzy czy poetów. Mazowsze w poezji kończy się na Broniewskim, Herz chce teraz przeprowadzić czytelników po terenach, które sam doskonale zna i bardzo ceni. Problemy z literaturą akcentuje wiele regionów, wszystkim wydaje się, że ich akurat w twórczości jest za mało. Lechosław Herz jednak zamierza wypełnić lukę i stworzyć przedziwny bedeker z dala od przewodników i mód.

Mazowsze to cały zestaw małych wsi i miejscowości, które nie zapadają w pamięć nawet przypadkowym turystom. Ale Herz nie zamierza budować całych opowieści na atmosferze i pięknie krajobrazów. Sięga głęboko do historii i wynajduje anegdoty oraz fakty na tyle szczegółowe, że przeważnie nie trafiają do podręczników historii. Autor sięga do źródeł i wie, gdzie szukać tematów do zapisków. Odnotowuje drobiazgi, z których następnie zbudować – czy raczej odtworzyć – może kawałek przeszłości, może nieważnej w skali kraju, za to istotnej dla regionu, a przynajmniej składającej się na jego specyfikę. Przypomina dawne plotki i skandaliki lub elementy normalności wpisujące się w zainteresowania kronikarzy. Dzięki olbrzymiej pracy, jaką Herz wkłada w odszukiwanie danych, czytelnicy przekonają się, dlaczego warto zwrócić uwagę na Mazowsze i dostrzegać w nim coś więcej niż tylko dodatek do Warszawy. A że autor prezentuje swoje odkrycia smakowicie, trudno się oprzeć przechodzeniu szlaków z tą właśnie publikacją. „Podróże po Mazowszu” to z jednej strony zbiór odnalezionych w archiwach faktów, z drugiej – czysta przyjemność dla czytelników rozmiłowanych w literaturze faktu. Herz pisze piękną melodyjną polszczyzną, dzisiaj już klasyczną i rzadko spotykaną. Sprawia, że opowieść toczy się płynnie i angażuje nie tylko bezpośrednio zaangażowanych. Herz trochę przypomina, jak można wykorzystywać materiały źródłowe, żeby ułożyć na ich podstawie wartką i barwną opowieść. Tu nie ma znaczenia, że bohaterowie wydarzeń pochodzą z zamierzchłej przeszłości: liczą się oryginalne charaktery i sytuacje będące znakami czasów.

To podróż po znanych autorowi szlakach. W związku z tym Herz chętnie dzieli się obserwacjami i wiedzą wędrowca, tą, której nie da się nauczyć z książek. Kieruje odbiorców na własne ślady, wystawia minirecenzje, potrafi wskazać największą wartość czy moment, który warto uchwycić. Całe „Podróże po Mazowszu” przesycone są takim prywatnym podejściem, specyficznym subiektywnym zaangażowaniem i jednocześnie precyzją przy wskazywaniu dróg. Herz pokazuje się jako doskonały przewodnik: znający wszelkie tajniki miejsc, aktualne i te przeszłe, równie interesujące. Herz ma do nich sentymentalny stosunek, czemu zresztą trudno się dziwić, kiedy prześledzi się choćby fragmenty relacji z wędrówek. Mazowsze zyskuje swoje miejsce w literaturze. Autor starannie wynotowuje również akcenty regionalne w literaturze – ale więcej miejsca poświęca jednak historii.

Są „Podróże po Mazowszu” w narracji prawdziwym popisem literackim. Herzowi posługiwanie się staranną i klasyczną polszczyzną przychodzi naturalnie. To zamienia opowieść „użytkową” w prozę z prawdziwego zdarzenia, wyrazistą i głęboką, o przyjemnym brzmieniu, w sam raz dla koneserów. To literatura faktu, ale bardzo zwraca uwagę na ten pierwszy człon nazwy gatunkowej. Herz dba o kształt narracji w stopniu obecnie niespotykanym, słowa mają dla niego wielką wartość. Dzięki temu „Podróże po Mazowszu” zaintrygują nie tylko mieszkańców regionu czy miłośników banalnych badań. Herz tworzy bedeker odpowiedni także do czytania, do przeznaczenia lekturowego, a nie tylko użytkowego. Nie pierwsza to tego typu publikacja Herza, więc żadnych zaskoczeń nie będzie – fani zyskają za to kolejne omówienie mniej kojarzonego zakątka Polski.

Wzruszeń przyniesie ten tom wiele, obudzi też zainteresowanie losami małych miejscowości o bogatej historii. Lechosław Herz to przewodnik i gawędziarz jednocześnie, autor, który zdaje sobie sprawę ze znaczenia małych ojczyzn i proponuje czytelnikom piękną podróż przez wieki i tereny sobie bliskie. Warto za nim podążać, a na pewno śledzić efekty takich wypraw.

piątek, 5 czerwca 2015

Anna Maria Goławska, Grzegorz Lindenberg: Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny

Italianna, Lublin 2015 (wznowienie).

Zwiedzanie

Moda na spokojny rytm życia w Toskanii trwa, a to oznacza, że popularnością cieszą się też książki dotyczące tego regionu. Anna Maria Goławska i Grzegorz Lindenberg dzielą się toskańską fascynacją w nowej edycji „Przewodnika subiektywnego”. Po raz kolejny odbiorcy mogą śledzić wędrówki po Toskanii i Umbrii, planować własne trasy i cieszyć się stałą obecnością kotów. Tym „Toskania i Umbria” różni się od standardowych przewodników, że wciąż aktualizowane informacje filtruje przez doświadczenia autorów. To oznacza, że do historycznych, kulturowych i organizacyjnych wskazówek dojdą jeszcze prywatne uwagi i podpowiedzi spoza kanonu oficjalnych porad. Goławska i Lindenberg rozumieją uroki Toskanii, ale poza zachwytami potrafią też wskazywać uciążliwości miejscowych zwyczajów, przygotowują odbiorców także na nieprzyjemności i rozczarowania. Dla czytelników, choćby i przypadkowych, rozczarowanie może być jedno: zbyt mało kotów na zdjęciach. Te czworonogi, które do niewielkiego tomiku trafiły, budzą zachwyt – chciałoby się więc oglądać następne, zwłaszcza że w narracji Anny Marii Goławskiej pojawiają się jak stały refren. To ożywia przewodnik i sprawia, że odbiorcom będzie się przyjemnie śledzić tekst, nawet jeśli nie zamierzają podążać śladami autorów. „Toskania i Umbria” daje szansę odbycia podróży bez wychodzenia z domu – a podróżnikom ułatwia zaplanowanie trasy i przygotowanie się do wyprawy. Goławska pamięta o wszystkim – obok rejestru wartych odwiedzenia zabytków i poznawaniu lokalnych zwyczajów przywołuje ulubione restauracje, miejsca z noclegami czy lodziarnie. Podpowiada, w jakich miejscach lepiej zapytać o cenę przed złożeniem zamówienia i kiedy zrezygnować z hotelu na rzecz wynajętego pokoju. Zachęca do odwiedzenia sprawdzonych lokali – i widać, że nie jest to reklama, a rzeczywisty zachwyt. Do tego przedstawia autorka motywy, które ją zafascynowały, a których nie potrafi odtworzyć lub odnaleźć – pisze o nich bez nostalgii, raczej ze zdziwieniem, że w doskonale znanej okolicy nie ustrzegła się niespodzianek. Zwykłym czytelnikom zresztą spodoba się ta akcentowana osobista perspektywa opowieści. Anna Maria Goławska wplata do narracji Grzegorza Lindenberga, pisze też o subiektywnych doświadczeniach na tyle często, by traktować ją jako osobistego – profesjonalnego, ale zaprzyjaźnionego – przewodnika.

Początek tego tomu jest zestawieniem dwóch relacji, dzisiejszej i cytatów z przewodników sprzed wieku. Pełnią one rolę historycznej ciekawostki i uatrakcyjniają wiadomości, które w każdym przewodniku powinny się znaleźć. Potem Anna Maria Goławska ma do dyspozycji wiadomości z historii sztuki, które bardzo zgrabnie dokłada do rytmu prywatnej podróży. Doradza, na co nie warto tracić czasu, a gdzie należy koniecznie zajrzeć. Jej tekst jest bardzo zachęcający: do tego stopnia, że znajdą się zapewne odbiorcy, którzy wyruszą na wyprawę tylko posiłkując się książką „Toskania i Umbria”. Nieprzypadkowo ta publikacja doczekuje się kolejnych wydań: zestawia zalety przewodnika i dziennika podróży. Wraz z autorami można poznawać Toskanię i cieszyć się prostymi przyjemnościami życia.

Tomik ma podręczny format, chociaż jego wagę zwiększa kredowy papier. Dla oszczędzenia miejsca zastosowany został drobny druk. Jednak rodzaj papieru dyktowany jest albumowym charakterem tej pozycji. W książce jest mnóstwo zdjęć, rzadko artystycznych, najczęściej dość zwyczajnych, takich, które każdy przywozi z wypraw (wyjątek w tych kadrach stanowią ujęcia kotów!). To również konsekwencja przyjęcia perspektywy przewodnika subiektywnego: autorzy nie chcą jawić się jako bardziej wtajemniczeni od czytelników: są po prostu ludźmi zakochanymi w Toskanii i jako tacy mogą dzielić się prywatnymi wrażeniami i prywatnymi zdjęciami. Takie wybory nie zakłócają profesjonalizmu przygotowania książki, za to uprzyjemniają lekturę. Niepozorna książeczka zawiera ogrom przydatnych wiadomości, a napisana jest stylem o literackim zacięciu. Anna Maria Goławska i Grzegorz Lindenberg nie promują nachalnie siebie, a przez pomysł na narrację stają się bliscy czytelnikom.

wtorek, 28 października 2014

Rosita Steenbeek: W Rzymie jak w domu. Przewodnik po miejscach nieoczywistych

Marginesy, Warszawa 2014.

Historia najbliższa

Rosita Steenbeek tworzy przewodnik prywatny po Rzymie, a czyni to w sposób, który budzi zazdrość. Codziennie przemierza szlaki, które mają historyczne znaczenie, kojarzy miejsca z antycznymi postaciami, jest w stanie lawirować po dokonaniach z dziedziny kultury i sztuki niemal bez wysiłku. A do tego sama wpasowuje się w atmosferę miasta, korzysta z uroków życia i nie pozwala sobie na zmęczenie. „W Rzymie jak w domu” to zaproszenie do odwiedzin.

Kiedy Steenbeek chce poznać lokalne historie, umawia się z ludźmi, którzy najlepiej o nich opowiedzą. Przekazuje informacje żywe i wplatane w naturalne rozmowy, nie ma tu monotonnego rytmu encyklopedycznych przewodników. Autorce bowiem nie zależy na tym, żeby przedstawiać pełne dane dotyczące konkretnego miejsca, raczej żeby zaintrygować odbiorców i zmusić ich do chłonięcia opowieści. To jej się udaje, „W Rzymie jak w domu” w warstwie narracji przypomina dobrą obyczajową powieść. Steenbeek rzeczywiście czuje się tu jak w domu, chociaż łączy z tą postawą zachwyt turystyki i odkrywcy. Przemierza znane sobie uliczki i na nowo przedstawia ich uroki odbiorcom, którzy nawet nie przypuszczali, ile tajemnic z przeszłości kryją. Steenbeek zachowuje się trochę tak, jakby postacie z przeszłości były jej dobrymi przyjaciółmi, szuka elementów ich zwyczajności (może o tę ścianę opierał się cesarz?). Autorka mieszka w celi w przykościelnym pałacu i już samo to pobudza do działania wyobraźnię: jej taras znajduje się za oknem z przepięknym witrażem, słychać też fragmenty operowych przedstawień. Tu nie da się żyć bez ciągłego przypominania o kulturowym dorobku. Rzym, który w swojej książce ocala Steenbeek to prawdziwe Wieczne Miasto – człowiek mimowolnie staje się tu częścią wielkiego dzieła. Codzienność zaczyna być pasjonująca, bo nie wiąże się z przyziemnymi sprawami, a z nieustannym śledzeniem tropów przeszłości.

Rosita Steenbeek lubi wynajdować dla czytelników ciekawostki i informacje spoza oficjalnych przewodników. Dlatego tak chętnie spotyka się z ludźmi, którzy mogą dostarczyć jej nowych anegdot. Zaprzyjaźnia się nawet z wnukiem Luigiego Pirandella, kloszardem, który wszystkich obdarowuje prezentami. Spotkania z innymi są ważną częścią tomu, zresztą autorka ceni sobie dobre towarzystwo i ciekawe rozmowy. To dla niej również cel zwiedzania Rzymu. Jest tu zadomowiona, a jednocześnie rozumie postawy przyjezdnych – sama pochodzi z Holandii. Być może to pozwala jej na ciągłe zachwycanie się nad miejscem opisanym już na wszelkie możliwe sposoby przez całe stulecia.

„W Rzymie jak w domu” to książka barwna. Po lekturze chciałoby się natychmiast udać w ślady autorki i odnaleźć prezentowane przez nią miejsca. To nie książka-przewodnik, raczej książka-spotkanie, swoiste zaproszenie do odkrywania nowych terenów i oswajania ich przez wspomnienie związanych z nimi ludzi. Żadne, nawet najbardziej szczegółowe przewodniki nie oddadzą piękna i tajemniczości Rzymu tak dobrze jak ta publikacja. Rosita Steenbeek nie wybrała najłatwiejszej drogi – nie powtarza skrzętnie odnotowywanych wiadomości ani literackich zapisków. Sama poznaje Rzym i mimo upływu lat zachwyca się nim tak samo silnie. To uczucie, które udzieli się czytelnikom. Książka „W Rzymie jak w domu” przypomina autobiografię przefiltrowaną przez radość odkrywania tajemnic miasta. Autorka oprowadza po Rzymie, nie rezygnując z osobistej perspektywy – i ten wybór najlepiej sprawdza się w zestawieniu z lekką, dziennikową narracją. To nie tyle „przewodnik po miejscach nieoczywistych” co szansa na odbycie czytelniczej podróży z najlepszą możliwą opieką.

niedziela, 13 października 2013

Poznański przewodnik literacki. Red. Paweł Cieliczko, Joanna Roszak

Media Rodzina, Poznań 2013.

Śladami twórców

Z tego przewodnika Poznań może być dumny. Nie jest nowością prezentowanie walorów kolejnych miast przez pryzmat twórczości literatów, sam pomysł nie należy do odkrywczych, ale realizacja nakazuje „Poznański przewodnik literacki” postawić wysoko wśród bedekerów. Nie dość, że jest ciekawy, rzetelnie przygotowany, starannie opracowany i atrakcyjnie wydany, to jeszcze usatysfakcjonuje różne pokolenia i różne grupy odbiorców. „Literackość” potraktowana tu została szeroko, jako twórczość pisana – obok fragmentów utworów pisarzy i poetów pojawiają się tu kawałki felietonów radiowych, wzmianki z kabaretowych monologów, hip-hopowe popisy, piosenki z różnych nurtów… Różnorodności gatunkowej (więc, siłą rzeczy, także stylistycznej) towarzyszą skoki czasowe – interesujące partie o Poznaniu lub Wielkopolsce znajdują autorzy bowiem w pismach renesansu, a poszukiwania kończą na czasach najmłodszych. Obok Jana Kochanowskiego pojawi się zatem Mezo, obok Zygmunta Baumana – Zenon Laskowik. Nie zabraknie wieszczów, aktorów i reżyserów, autorów książek dla dzieci i badaczy. Już sam przegląd nazwisk byłby najlepszą zachętą do rozpoczęcia lektury.

Opracowanie graficzne bardzo porządkuje pomysł na tom i pozwala unikać hierarchizowania. Przy zachowanym układzie alfabetycznym według nazwisk twórców czasem nawet dość luźno powiązanych z Poznaniem, każdy autor zostaje przedstawiony na niepełnych dwóch sąsiadujących ze sobą stronach. W lewym górnym rogu mieści się rysunkowy portret – co nadaje tomowi klasycznego klimatu i jeszcze podkreśla brak chaosu czy przypadkowości. Pod nazwiskiem i datą urodzin i śmierci widnieje krótka próbka tekstu z Poznaniem. Następnie przychodzi czas na notę o twórcy – ze szczególnym uwzględnieniem dokonań, osiągnięć czy… elementów ważnych do odczytywania i interpretowania dzieł. Każdy autor dzieli przypadające na siebie miejsce z czarno-białą, często artystyczną fotografią poznańskich widoków, ulic i fragmentów budynków oraz krótkim opisem miejsca. Najczęściej wybór miejsca wynika bezpośrednio z przytoczonego fragmentu twórczości. W ten sposób scala się literackość i motyw przewodnika.

Imponuje liczba autorów, ale także ogrom archiwistyczno-ankietowej pracy, jaką musieli wykonać badacze, by przygotować tę publikację. Aż chce się podjąć samodzielne poszukiwania, aby wskazywać kolejne miejsca odnotowywane przez wpatrzonych w Poznań artystów. Oczywiście przyjęty układ haseł nie pozwala na dokładne analizowanie motywu Poznania w kolejnych utworach: u niektórych autorów to przecież jedynie drobna wzmianka, u innych – konsekwentne i długotrwałe wykorzystywanie poznańskich ulic jako tła akcji. Tak samo lokalni twórcy mogą zginąć w natłoku sław, chociaż w artykułach hasłowych przeważnie zaznacza się związki konkretnego twórcy z Poznaniem, by łatwiej było czytelnikom pojąć kierunki pisarstwa i literackie decyzje.

I edytorsko, i pod względem detektywistycznej niemal realizacji, jest „Poznański przewodnik literacki” dziełem imponującym – a i rozbudzającym apetyt. To świetny pomysł na promowanie miasta i okazja na dotarcie do różnych kręgów czytelników. Połączenie konwencji słownika biograficznego i tradycyjnego przewodnika udało się tutaj znakomicie: faktycznie można w Poznaniu sprawdzać trafność spostrzeżeń kolejnych artystów. Z pewnością wielu mieszkańców Poznania nie spodziewało się nawet tak intensywnej obecności miasta w literaturze różnych gatunków. „Poznański przewodnik literacki” to również szansa na zaprezentowanie dokonań lokalnych twórców. Stanowi źródło ciekawostek i świetny materiał promocyjny.

sobota, 27 lipca 2013

Agnieszka Gaj: Przewodnik po Krakowie - Nowej Hucie

WAM, Kraków 2013.

Szlak nieznany

Kiedy pisze się o Krakowie, Nowa Huta traktowana jest po macoszemu: przegrywa z zabytkami, klimatem i legendą centrum miasta, funkcjonuje w świadomości turystów, ale nie budzi zbyt dużego zainteresowania. Sytuację zmienia nieco moda na klimaty PRL – chociaż sama świadomość przeszłości Nowej Huty nie wystarcza do zbudowania turystycznej potęgi. Jeśli jednak znajdą się chętni do zwiedzania tej części Krakowa, mogą teraz sięgnąć po przewodnik Agnieszki Gaj.

Autorka wymyśla kilka tras, które proponuje odbiorcom. Podział tematyczny stanowi też propozycję uporządkowania wartych zobaczenia miejsc. Znajdziemy tu zatem trasę historyczną, architektoniczną, „zapomnianą”, religijną, ekologiczno-sportową, trasy rowerowe i artystyczno-towarzyskie. Agnieszka Gaj dąży do zgromadzenia jak największej liczby danych, ciekawostek i miejsc do odwiedzenia – i nawet jeśli część z nich na pierwszy rzut oka nie zaintryguje, książka pozwoli dogłębnie poznać dzielnicę i pomoże uniknąć wydeptywanych turystycznych szlaków. Dla mieszkańców Nowej Huty stanie się powodem do dumy – a może i szansą na ciekawe wycieczki dla znajomych. Gaj zagłębia się w historię budynków (mniej interesują ją ludzie, choć nie jest to regułą), przedstawia elementy architektury warte dostrzeżenia. W części zapomnianej pojawiają się między innymi forty, pałace i dworki. Autorka towarzyszy czytelnikom w podróży, zarówno tej przez ulice Nowej Huty, jak i tej przez wieki. Mówi do swoich odbiorców tak, by ci mieli wrażenie, że słuchają przewodnika i mogą zamienić się w turystów.

Jednak Agnieszka Gaj wybiera formę, która części odbiorców wydać się może raczej infantylna. Lubi markowane wywiady i w ten sposób uzasadnia podawanie części informacji. Wywiady służą wprowadzaniu znalezionych w literaturze cytatów oraz wiadomości. Do wywiadów tych zaprasza się przypadkowych przechodniów i kronikarzy sprzed wieków. Zresztą już od pierwszych akapitów widać, że Agnieszka Gaj zestawieniami pytań i odpowiedzi chce ułatwiać lekturę, wierząc, że to najlepsza technika przyciągania uwagi. Tworzenie sztucznych wywiadów to następny krok w kierunku urozmaicania narracji przewodników. Tyle że za zabawą formą nie może pójść modyfikowanie stylu. Autorka wypowiedzi przytacza bez prób nadania im potocznej lekkości, przez co udawane rozmowy brzmią raczej nieprawdziwie. Nie o wirtuozerię w dyskusjach wprawdzie tu chodzi, a o fakty i dane – a tych nie zabraknie – a jednak rzuca się w oczy brak stylistycznego wyczucia autorki i spora doza naiwności („panie Janie Długoszu”). Treść przewodnika jest ważna i cenna, ale sposób przeprowadzania przez niektóre trasy mógłby być o niebo lepszy, gdyby Gaj nie próbowała bawić się w literata.

Poza tekstem przewodnika znajdują się w tomie informacje przydatne dla turystów – mapki i plany miasta, wiadomości dotyczące komunikacji miejskiej i adresy. Wartość artystyczną nadają fragmenty literackie czy zdjęcia (nie zawsze wyłącznie dokumentacyjne), natomiast dla żądnych rozrywki pojawi się tutaj garść anegdot i ciekawostek imitujących te podczas zwykłych wycieczek z przewodnikiem. Książka jest kolejną publikacją przybliżającą Kraków zainteresowanym turystom i tym, którzy lubią zwiedzanie miast z dala od popularnych szlaków. Nowa Huta oglądana z różnych perspektyw może dzięki temu tytułowi stać się atrakcją turystyczną – a przynajmniej miejscem niekojarzonym wyłącznie z szarością i przemysłem.

sobota, 13 sierpnia 2011

Agata Bromberek, Agata Wielgołaska: Turcja. Półprzewodnik obyczajowy

Nowy Świat, Warszawa 2011.

Inny świat

W przewodnikach nacisk kładzie się na miejsca i przydatne dla turystów wskazówki. Odbiorcy dowiadują się, co warto zwiedzić i gdzie należy się udać – rzadko jednak mają szansę z książek poznać zwyczaje mieszkańców danego kraju czy regionu. Tymczasem przecież znajomość typowych zachowań tubylców może okazać się równie ważna co wiedza na temat godzin otwarcia kolejnego miejsca do zwiedzania. Z takiego założenia wyszły autorki tomu „Turcja. Półprzewodnik obyczajowy”, Agata Bromberek i Agata Wielgołaska, koncentrując się w swoim tekście nie na tym, co w Turcji zobaczyć warto, ale na tym, czego spodziewać się po ludziach. To książka co najmniej dla kilku grup odbiorców: dla ludzi, którzy chcieliby wyjechać do tego kraju i uniknąć nieporozumień z mieszkańcami, dla tych, którzy mają tureckich znajomych i chcą lepiej pojąć motywy ich zachowań, dla czytelników, którzy planują mieszkanie i pracę w Turcji (także dla tych skuszonych wizją pracy w warunkach „wakacyjnych”) i dla tych, którzy wprawdzie nie mają ochoty ruszać się z domu, ale szukają ciekawej lektury. „Turcja” zaspokoi ciekawość, przyniesie sporo praktycznych wskazówek, wyjaśni różnice kulturowe i najczęstsze przyczyny nieporozumień, a do tego dostarczy sympatycznej opowieści.

Dwie autorki wiadomości encyklopedyczne sprowadzają do minimum, słusznie zakładając, że szukający tradycyjnych i schematycznych przewodników mają już z czego wybierać i sięgną po inne publikacje. Skupiają się za to na opisywaniu tureckich obyczajów, odwołując się bez przerwy do własnych doświadczeń oraz do wywiadów, przeprowadzanych wśród znajomych. Posiłkują się opowieściami przyjaciół i anegdotami przekazywanymi jako plotki, by zbudować spójny obraz tureckiej mentalności.

Nałogi tureckie, poczucie wspólnoty, kultura gadania czy kulinaria. Odrobina polityki i religii. Trochę o modzie, o relacjach damsko-męskich, stosunku do służby wojskowej, o higienie, urzędach i sposobach spędzania wolnego czasu. Po krótkim podwójnym wprowadzeniu, które pełni rolę prezentacji, obie autorki przedstawiają codzienne życie w Turcji, próbując uchwycić je w jak największej liczbie szczegółów. Obalają związane z tym krajem stereotypy i starają się przełożyć zachowania czy deklaracje na polskie realia. Nie gloryfikują Turków i Turcji, ale też nie krytykują nadmiernie, usiłują wypracować wyważony obraz. Kolejne rozdziały, przygotowane bardziej jak naprawdę ciekawe gawędy niże elementy przewodnika, autorki piszą osobno i zawsze filtrują przez własne obserwacje. Uwaga: podpisane są tylko w spisie treści, warto więc czasem sprawdzać, czy nie zmieniła się narratorka-przewodniczka.

Takie podejście nie pozwala oczywiście na wyeliminowanie powtórzeń, zdarzy się więc parę razy, że jedną informacją raczeni będziemy kilkakrotnie, na szczęście w niczym to nie przeszkadza, bo cała książka ma swój bardzo przyjemny rytm. Znacznie trudniej zaakceptować błędy w dzieleniu wyrazów: zabrakło korekty komputerowego składu i pojawia się kilka stron, na których liczne efekty owego braku widnieją.

Książkę czyta się naprawdę dobrze: ma na to wpływ pewna familiarność, fakt, że autorki skłonne są do zwierzeń i dzielą się własnymi przeżyciami, w praktyce sprawdzając trafność kolejnych obyczajowych obserwacji. Lekka narracja i nastawienie na nowości i oryginalne – często egzotyczne – postawy pozwala cieszyć się lekturą. Bromberek i Wielgołaska nie próbują podlizywać się czytelnikom, ale szybko przekonają ich do siebie. Świadome obiegowych opinii na temat Turków i ich zachowań wobec turystów, tłumaczą, w co wierzyć, a czemu nie ufać. Do tego dochodzą akcenty osobiste, które sprawiają, że od książki nie chce się odrywać.

piątek, 5 sierpnia 2011

Aneta Radziejowska, Marek Rygielski: Nowy Jork. 101 miejsc, któe musisz zobaczyć

Nowy Świat, Warszawa 2011.

Prywatny przewodnik

Z chwilą, gdy rynek wydawniczy zalewają przewodniki po różnych miejscach na świecie oraz relacje z wypraw i podróży, coraz większym uznaniem cieszyć się zaczynają… nieformalne porady znajomych i opinie ludzi, którzy właśnie wrócili z interesującego odbiorców miasta czy kraju. W efekcie czytelnicy przestają sięgać do oficjalnych publikacji, obiektywnych, ale i bezdusznych – a wybierają za to relacje mocno subiektywne. Tę konwencję postanowili wykorzystać Aneta Radziejowska i Marek Rygielski, tworząc prywatny i osobisty przewodnik po Nowym Jorku.

„Nowy Jork. 101 miejsc, które musisz zobaczyć” to lektura wymarzona dla tych, którym nie chce się przedzierać przez setki stron encyklopedycznych i mało w praktyce użytecznych informacji, a wolą skondensowane i szybkie podpowiedzi, co zobaczyć trzeba, co zobaczyć warto, co podoba się innym i dlaczego autorzy odnoszą się do Nowego Jorku z sentymentem, mieszając symbole miasta z miejscami, do których chętnie wracają. Jest tu zatem Empire State Building, ale i klub Bob Bar, jest Statua Wolności i most brookliński, ale i najbardziej nowoczesny sex shop. Muzea, kościoły, parki i sklepy, dzielnice i budynki. To, co zwiedzić trzeba i to, co przyniesie upragniony relaks. Z „Nowym Jorkiem” można odkryć miasto na nowo. Żeby na turystyczne wrażenia zostało jak najwięcej czasu, autorzy wybrali mocno skondensowaną formę opowiadania o mieście. Każdy minirozdzialik rozpoczyna się zdjęciem (przypuszczam, że w wersji czarno-białej tracą one sporo ze swojego uroku, chociaż nie wszystkie), następnie pojawia się opis miejsca, który nigdy nie zajmuje więcej niż stronę – dowiedzieć się można z niego czasem czegoś o historii, czasem o teraźniejszości. To tu autorzy uprzedzają, ostrzegają, zachęcają i przytaczają anegdoty. Pozostawiają też sporo zagadek i podsycają ciekawość, nie chcą zdradzać wszystkiego, by nie odbierać radości zwiedzającym. Dzielą się skrótowo własnymi przeżyciami i wcielają się w przewodników-przyjaciół. Na końcu każdego opisu zamieszczają informacje praktyczne: godziny otwarcia placówek, adresy i adresy stron internetowych, sposoby dotarcia, ceny biletów i wszystko, co może się przydać turystom. Informacje ogólne, zgromadzone na końcu tomu, mapy, wskazówki i kilka stron z kolorowymi fotografiami wieńczy pierwszą z książek w dobrze zapowiadającej się serii „Podróże z wyobraźnią”.

Mocną stroną książki – poza rzetelnym przygotowaniem danych i opinii o miejscach – staje się nieformalny styl narracji. Radziejowska i Rygielski w tekstach kreują się na dobrych znajomych, którzy chętnie posłużą radą i dodatkowo opowiedzą, jak wyglądało ich zetknięcie się z danym miejscem. W ten sposób mogą wzbudzić zaufanie co odważniejszych turystów i sprawić, że ich książka posłuży jako rodzaj mapy. Nie jako źródło historycznej czy geograficznej wiedzy, bo nudne i schematyczne informacje zostały stąd usunięte na rzecz żywiołowej opowieści. „Nowy Jork” zachęca do zwiedzania i odkrywania miejsc bliskich autorom między innymi dzięki nieskrępowanej radości widocznej w kolejnych historiach.

Przydałoby się jednak – i być może to zostanie naprawione w ewentualnych wznowieniach – zamieścić w książce wiadomości o autorach. Jeśli ci mają być przewodnikami, powinni wzbudzać zaufanie i przedstawić swój związek z Nowym Jorkiem. Familiarny niemal styl i kilka emoticonów nie zastąpi notek biograficznych – tego w tomie zabrakło.
Pozostaje w zasadzie tylko zanurzyć się w lekturze lub wyruszyć śladami Anety Radziejowskiej i Marka Rygielskiego w poszukiwaniu własnej trasy po Nowym Jorku.

niedziela, 5 września 2010

Maciej Łubieński, Michał Wójcik: Błyskawiczny przewdnik historyczny po Warszawie. 63 miejsca i trasy

National Geographic. Warszawa 2010.


Wczoraj i dziś

Przewodników i bedekerów poświęconych najciekawszym miejscom danych miast i regionów jest na rynku wydawniczym zatrzęsienie – można zatem wybierać między typowymi turystycznymi podpowiedziami i opowieściami niebanalnymi, modelowym przeglądem zabytków i punktów obowiązkowych na wycieczkowym szlaku lub zestawem ciekawostek. „Błyskawiczny przewodnik historyczny po Warszawie” autorstwa Macieja Łubieńskiego i Michała Wójcika jest książką napisaną z pomysłem – ale nie zastąpi zwyczajnego przewodnika, może być co najwyżej jego uzupełnieniem, lub podręcznym zestawem wskazówek dla tych, którzy coś o stolicy wiedzą i chcieliby wzbogacić zasób wiadomości o informacje z dawnych dziejów. Dla Łubieńskiego i Wójcika liczy się historia w wymiarze plotkarsko-publicystycznym. Nie pojawi się tu zatem męczący zbiór dat i faktów – a cała masa intrygujących spostrzeżeń, które nie zawsze miałyby szansę znaleźć się na kartach podręczników. Autorzy wybierają tematy oryginalne i przetwarzają je na lekki, felietonowy komentarz, mający za zadanie rozbudzić ciekawość odbiorców i zachęcić do dalszej lektury.

Łubieński i Wójcik sięgają po historię w wymiarze mikro – jak w przypadku woźnicy, który dostał mandat za wypasanie konia w Warszawie w czasach, gdy na tysiąc mieszkańców przypadało szesnaście samochodów – oraz po historię wielką, przedstawiając między innymi listę budynków, na których widać wciąż ślady po kulach i pociskach z czasów drugiej wojny światowej. Z różnorodnością tematów wiąże się tu i różnorodność czasów – Stanisław August Poniatowski pojawia się obok przywódców Partii. W tomie sporo jest miejsc-zagadek, rozszyfrowywanych tajemnic i poszukiwania sensacji w mrokach dziejów. Łubieński i Wójcik doskonale zdają sobie sprawę z tego, że siła ich przewodnika musi leżeć nie w kronikarskich notatkach, ale w tropieniu niezwykłości i absurdów. Zwyczajna historia, która przetrzymuje próbę czasu, w obliczu zarejestrowanych w tej książce opowieści blednie. Z „Błyskawicznym przewodnikiem historycznym po Warszawie” można odbywać prawdziwą podróż po nieznanym mieście – lub potraktować tom jako zbiór ciekawostek, w dodatku przyjemnie opisanych.

Zarówno Maciej Łubieński jak i Michał Wójcik nie stronią od osobistych akcentów: subiektywne oceny towarzyszą zjawiskom prezentowanym po upływie dekad. Zdarza się, że autorzy odwołują się do wyobraźni, jak w przypadku sfingowanego monologu Dariusza Szpakowskiego. Innym razem wprowadzają do opowieści rysy dramaturgii, ślady ironii czy zaangażowania emocjonalnego. Nie silą się nigdy na wyraziste i ostre żarty, nie dowcipkują na każdym kroku – ale obaj piszą lekko, więc „Błyskawiczny przewodnik historyczny” dobrze się czyta. Szybkiej lekturze sprzyjają też krótkie teksty: czasem aż chciałoby się, by opowieść trwała i przyniosła nieco więcej szczegółów – jednak Łubieński i Wójcik przyjmują konwencję artykułów prasowych i koncentrują się tylko na najważniejszych partiach informacji. Całości za to chętnie nadają posmaku sensacji, przedstawiając kolejne punkty na planie Warszawy jako miejsca, które stały się świadkami wydarzeń nietypowych, intrygujących czy mrożących krew w żyłach. Odwołują się też do zapisków literatów i felietonistów, drobnymi cytatami ilustrując przedstawiane dzieje – to zaledwie namiastka przewodnika literackiego, ale przecież w tym tomie wszystko musi toczyć się błyskawicznie – nie ma miejsca na obszerne wyimki z dzieł poprzedników.

Znalazło się za to mnóstwo miejsca na fotografie i małe mapki. Zdjęcia pełnią tu nie tylko funkcję ilustrującą wywód – przydają się też jako punkt wyjścia do kolejnych komentarzy, przykuwają uwagę odbiorców i zachęcają do wyprawy śladami autorów. Szkoda, że w większości wypadków są to fotografie przedstawiające stan aktualny.
Najsłabszym punktem książki okazała się korekta. Jest tu sporo literówek (przeważnie w podpisach pod zdjęciami) – to kłóci się z ogólną jakością wydania tomu. Pośpiech tym razem autorom i wydawcy nie posłużył.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Ewa Zamorska-Przyłuska: Przewodnik literacki po Krakowie i województwie małopolskim

WAM, Kraków 2010.

Z książką po kraju

Nie ulega wątpliwości, że taka książka jest potrzebna. Nie ulega też wątpliwości, że dziś nie jest już możliwe stworzenie przez jedną osobę pełnego korpusu tekstów poświęconych Krakowowi, synteza ustępuje miejsca rozdrobnieniu. Wie o tym dobrze Ewa Zamorska-Przyłuska, która, mimo pomocy ze strony wielu osób, w swoim „Przewodniku literackim po Krakowie i województwie małopolskim” zawarła ledwie garstkę wyimków z rozmaitych lektur. Pisze zresztą na początku tomu o znanej chyba wszystkim autorom-archiwistom pokusie ciągłego doczytywania, którą w pewnym momencie należało przezwyciężyć. I tak „Przewodnik…” dostarczy mnóstwa apetycznych fragmentów i zachęci do samodzielnych poszukiwań.

Tom Zamorskiej-Przyłuskiej łączy w sobie zalety przewodnika i zestawu tematycznych cytatów. Autorka jednak, żeby nie zamęczać czytelników rutynowymi trasami, proponuje luźne spacery wybranymi ulicami. Rozpisuje je jak w klasycznym przewodniku – tak, że z książką w ręku można zwiedzać Kraków i okolice – a dodatkowo każde warte odwiedzenia miejsce opatrzone zostało zapożyczonym z literatury (nie tylko polskiej!) komentarzem. Teraz, przemierzając Kraków (i miasta województwa małopolskiego), można będzie skonfrontować swoje doznania z doświadczeniami sławnych pisarzy bez konieczności przypominania sobie konkretnych fraz. Zamorska-Przyłuska wyznacza trasy, a „duchy” twórców podszeptują zwiedzającym ciekawostki na temat danego miejsca. Wielu osobom „Przewodnik literacki” pomoże odkryć warte zauważenia rejony, inne niż standardowo prezentowane w przewodnikach turystycznych. Możliwość poruszania się śladami pisarzy nada wycieczkom rysu wyjątkowości. Autorka książki zwraca czasami uwagę na drobiazgi, które w zwykłym, codziennym pośpiechu mogłyby zostać przeoczone – kto na przykład zatrzymałby się dzisiaj nad miejscem, w którym naprawia się pióra?

Bedeker Zamorskiej-Przyłuskiej zaopatrzony jest w dokładne mapki, nie ma obaw, że nie odnajdzie się przedstawianych rejonów. Rolę przewodnika, tym razem po książce, pełnią także marginesowe zakładki i dopiski. Obok tekstu znajdują się wytłuszczone i skrótowe informacje: nazwiska cytowanych autorów, tytuły dzieł wraz z datami wydania: to pozwoli szybko odnaleźć interesującego odbiorców twórcę i samodzielnie projektować wycieczki literackie. Przy ponad 430 stronach tekstu takie rozwiązanie ma niebagatelne znaczenie.

Autorka stawia w dużym stopniu na prozę współczesną, teksty od schyłku lat 80. XX wieku, sięga też po dwudziestowieczne narracje. Wybiera fragmenty prozy oraz poezji, ale posiłkuje się często również wspomnieniami i opowieściami z dzienników, listami i dokumentami, próbując wyłuskać z zapisanych kart prawdziwy obraz Krakowa. Prawdziwy to znaczy jak najbardziej zbliżony do rzeczywistości. Kiedy natomiast opuszcza Zamorska-Przyłuska Kraków, przedstawia jeszcze w skrócie między innymi Tarnów, Oświęcim, Wadowice, Zakopane, Nowy Sącz czy Pieniny – tak naprawdę można było o każdym z tych miejsc napisać osobną książkę i rozbudować „krakowską” część. Wiadomo przecież, że tematów (i cytatów) jeszcze długo by nie zabrakło. Można by poszerzyć anegdotyczną relację z domu literatów przy Krupniczej lub zdecydować się na obszerniejsze wyimki z literatury. Zapewne wiele miejsc w przewodniku pozostawi niedosyt odbiorców – ale książkę da się też traktować jako podręczny przegląd cracovianów, a potem – doczytywać, uzupełniać i szukać.

„Przewodnik literacki po Krakowie i województwie małopolskim” to publikacja wartościowa i ładna także pod względem jakości wydania. Pozwala na odkrywanie tego, co najbliższe, daje szansę na nietypowe wycieczki i rzuca nowe światło na tereny wielokrotnie w przewodnikach opisane.