* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: [email protected]
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W.A.B.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W.A.B.. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 września 2023

Tess Sharpe: Sis times we almost kissed (and one time we did)

W.A.B., Warszawa 2023.

Wyzwolenie

Jest to bardzo charakterystyczny zabieg dla literatury young adult, a zwłaszcza dla tego jej odłamu, który przedstawia obyczajówki skręcające w stronę romansu - ale w wersji jednopłciowej. Anglojęzyczne tytuły sugerują rodzaj historii - i w "Six times we almost kissed (and one time we did)" Tess Sharpe ten schemat się powtarza. Ale myliłby się ten, kto oczekiwałby prostej historii sercowej. W życiu Penny i Tate nie ma miejsca na zwykłe dramaty: one muszą przeżywać rzeczy ekstremalne. Wszystko ma swoje korzenie w tragedii z przeszłości: Penny, uwielbiająca spływy - traci podczas jednej z takich przygód ojca. Po wypadku odsuwa się od niej matka. Tate nie funkcjonuje jako jej przyjaciółka, ale matki Penny i Tate się przyjaźnią - do tego stopnia, że jedna dzieli się z drugą wątrobą. Teraz dwie nastolatki są już skazane na siebie, bo trzeba będzie pomóc rodzinom w zarabianiu i zwyczajnym funkcjonowaniu.

Tess Sharpe kreśli bardzo skomplikowaną relację dwóch dziewczyn, które wyoutowały się przed bliskimi, ale szczęścia szukają daleko od siebie. Owszem, istnieją sygnały, że mogłyby spróbować być razem - zwłaszcza że w trudnych chwilach i tak są na siebie skazane, a poza tym przy wielkich emocjach lgną do siebie, tak, że prawie wyznają sobie uczucia. Tymczasem muszą zająć się gaszeniem codziennych pożarów. Mama Penny zabroniła córce terapii - sama szuka ukojenia gdzie indziej. Dziewczyna rozpaczliwie walczy o miłość matki: w wypadku straciła nie tylko jednego rodzica. Tate nie ma za sobą aż tak dramatycznych chwil, chociaż i ona musi szybko wydorośleć - żeby być wsparciem dla swojej matki. Obie bohaterki stają przed wyzwaniami, jakich odbiorczynie przeważnie nie mają - Tess Sharpe komplikuje im zwyczajność nad miarę. Czytelniczki będą się stopniowo dowiadywały nie tylko, jak wyglądał wypadek - ale też jak budowały się relacje między Penny i Tate. Wszyscy poza tymi dwiema dziewczynami wiedzą, że one muszą zacząć ze sobą być - tworzą team marzeń, chociaż mają do siebie wzajemnie zbyt dużo pretensji. Nie pozwalają sobie na słabość płynącą bezpośrednio z uczuć, ukrywają własne reakcje, bo czują się dostatecznie skrzywdzone przez los. Równolegle uczą się siebie i chronią się nawzajem. Autorka zajmuje się w pierwszej kolejności przedstawianiem przykrości i traum - romans sugeruje w tle i przekonuje do niego za sprawą postaw bohaterek. Penny i Tate pokazują, jak troszczyć się o ukochaną osobę, robią dla siebie mnóstwo i odczytują potrzeby. Sprawiają, że nawet jeśli krewni zawiodą, można znaleźć pocieszenie. Chociaż akcja toczy się w przewidywalnym kierunku, nie ma mowy o banalnej historii. Bardzo mocno podkreśla Tess Sharpe znaczenie pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, wskazuje terapię i leki jako jedyną czasami drogę wyjścia z kryzysu. Przypomina, że każdy ma prawo do takiego ratunku i że rodzice nie mogą odbierać dzieciom tego prawa. Oswaja z myślą o profesjonalnym wsparciu - zwłaszcza gdy przeżycia są ekstremalne. W efekcie ta powieść wcale nie wypada schematycznie czy blado, jest tu dużo tematów spoza literatury ya, a także wiele scen bardzo trudnych i na pewno dalekich od ukojenia. Ale Tess Sharpe nie lubi rutyny.

wtorek, 29 sierpnia 2023

Karolina Lewestam, Anna Masłoń: Pamiętnik Magdy Kot

W.A.B., Warszawa 2023.

Dziennikarskie śledztwo

Nareszcie dobry chicklit - po eksplozji mody na ten gatunek - lekkiej rozrywkowej literatury dla kobiet - prawie dwie dekady temu, na rynek wraca powieść, którą można do chicklitów zaliczyć. "Pamiętnik Magdy Kot" to książka, która rozbawi i przyniesie ciekawe rozwiązania fabularne - Karolina Lewestam i Anna Masłoń proponują książkę bez zadęcia, zabawną i uciekającą od schematów (chociaż idealnie realizującą wytyczne chicklitów). Magda Kot to bohaterka, która wreszcie wygrywa los na życiowej loterii: do tej pory samotnie wychowywała bliźniaki (ich ojciec okazał się gejem i układa sobie życie na nowo z pewnym uzdolnionym muzycznie i bardzo sympatycznym mężczyzną - pozostaje przyjacielem Magdy, ale nie może być jej życiowym partnerem) i pisała mało istotne artykuły do prasy. Podły Naczelny psuł jej humor, ale ogólnie w redakcji gazety daje się wytrzymać - Magda Kot czuje się tu dobrze. Zawsze może liczyć na swoje przyjaciółki i nawet całkiem nieźle urządza się w swojej egzystencji. Nawet jeśli narzeka - to z przymrużeniem oka, bo wie, że idealny świat nie istnieje. Ale w tę codzienność Magdy Kot - piszącej pamiętnik dla uporządkowania własnych uczuć - pewnego dnia wkracza ideał. Ideał nosi nazwisko wielkiego czerwonego psa z kreskówki, ma bardzo przyjemny głos i prowadzi fundację, która zajmuje się dobroczynnością. To z tym ideałem Magda Kot ma przeprowadzić wywiad - i udaje się na spotkanie stremowana i pozbawiona sensownego planu. Daje się oczarować i błyskawicznie związuje się z przystojnym Adamem. To jednak dopiero początek.

Adam Clifford zupełnie nie pasuje do świata Magdy Kot, a jednak jakoś się do niego wprowadza. Tylko że Karolina Lewestam i Anna Masłoń nie zamierzają przechodzić od zabawnej obyczajowej historii do idealizowanego romansu, a przynajmniej nie na stałe - bo zestawiają ze sobą bohaterów ze skrajnie różnych rzeczywistości. Mają pomysł na opowieść lekko kryminalną, zaskakującą i nietypową - i dobrze to realizują. Zajmują się też nie tylko życiem uczuciowym Magdy Kot: jej przyjaciółki też przeżywają swoje sercowe historie, dramaty i szczęścia, nad którymi warto się pochylić - pojawia się nawet postać, która jest w stanie z własnej perspektywy udzielić dobrych rad i trafić w sedno w ocenianiu czyichś wyborów. To może być wskazówka dla czytelniczek - ale przede wszystkim chodzi tu o dobrą zabawę i o rozmaitość wątków, z których można sobie wybrać ulubione bohaterki do kibicowania im. "Pamiętnik Magdy Kot" to dowcipna i lekka opowieść utkana z różnych relacji. Odbiorczynie zmęczone standardem obyczajowym - wyprowadzką na wieś i rozpoczynaniem wszystkiego od nowa - mogą dla odmiany prześledzić codzienność bohaterki, która nigdzie się nie wybiera i która może tylko marzyć o poprawie swoich warunków bytowych. W zwyczajnym życiu może stać się coś bajkowego - coś bajkowego może łatwo przerodzić się w katastrofę - ale katastrofa pozwoli dostrzec to, co najważniejsze i do niedawna ukryte. Tak w skrócie rozwija się opowieść Karoliny Lewestam i Anny Masłoń - opowieść, po którą warto sięgnąć, jeśli szuka się przyjemnej narracji i rozrywki.

piątek, 11 sierpnia 2023

Agnieszka Kołodziejska: Polacy na emigracji. Dlaczego i po co wyjeżdżamy

W.A.B., Warszawa 2023.

W nieznane

Różne są powody, dla których ludzie decydują się porzucić kraj, w którym się urodzili i wybrać sobie nową ojczyznę. Agnieszka Kołodziejska w książce "Polacy na emigracji. Dlaczego i po co wyjeżdżamy" stara się zebrać najczęściej pojawiające się w tym temacie motywy i przedstawić czytelnikom przynajmniej część aspektów życia w nowym miejscu. Przeprowadza liczne rozmowy z emigrantami i stara się je uporządkować, żeby uzyskać obraz Polaka za granicą. Chociaż przytacza wydarzenia składające się na życiorysy konkretnych bohaterów, proponuje odbiorcom raczej szybki przegląd sytuacji i portretów niż pogłębione analizy socjologiczne. W zasadzie nie wiadomo, jak wybiera rozmówców i jak trafia do ludzi, którzy następnie mają zapewnić reprezentatywny wycinek emigranckiego życia - ale nie ma to znaczenia, jeśli potraktować ten tom jako lekkie wakacyjne czytadło (nawet mimo poważnych problemów u niektórych rozmówców).

Polacy na emigracji to ci, którzy zdecydowali się wyjechać za pracą, którzy chcieli dla siebie i swoich dzieci lepszego życia albo nie mogli się odnaleźć w swoich dotychczasowych przestrzeniach - ale też ci, którzy znaleźli za granicą miłość i postanowili iść za głosem serca. Niektórych gna z miejsca na miejsce - ci szybko się nudzą, albo wymyślili sobie taki sposób na życie: poznawać kolejne kraje, miejsca i kultury - i tym uzasadniają fakt, że nigdzie nie chcą zatrzymać się na dłużej. Agnieszka Kołodziejska przeprowadza rozmowy czasami na marginesie programu telewizyjnego, zupełnie jakby czuła niedosyt gromadzonymi informacjami i chciała przedłużyć kontakt z ludźmi, których spotkała na swojej drodze. Przy okazji może obalać mity dotyczące wyjazdów, albo przyjrzeć się stereotypowemu portretowi Polaka na emigracji zarobkowej (bo nie tylko pozytywne obrazki przedstawia). "Polacy na emigracji" to książka, w której odbiorcy mają się przejrzeć - jeśli sami planują albo przeżyli wyjazd do innego kraju i układanie sobie w nim życia. To, co dla jednych będzie przestrogą, innych przyciągnie i przekona do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Agnieszka Kołodziejska wprawdzie szuka tematów, które mogą być dla odbiorców ciekawe - ale nie proponuje kompilacji historii, raczej odwołuje się do pojedynczych przykładów i na tym poprzestaje. Zamienia książkę w przegląd swoich spotkań, ale nie przekona czytelników do powszechności zaobserwowanych zachowań, nawet jeśli wydaje się to logiczne. "Polacy na emigracji" to publikacja, w której największym problemem staje się wycinkowość: wszystkie historie prezentowane są pobieżnie (z konieczności) i nie zamieniają się w wielogłosową relację nawet mimo przeskakiwania od rozmówcy do rozmówcy. To bardziej szybki przegląd losowo wybranych Polaków za granicą niż pogłębiana analiza. Ale też książka "Polacy na emigracji" ma funkcjonować jak proste czytadło dla zabicia czasu, a nie popularnonaukowa pozycja, tu nie chodzi o tworzenie charakterystyk postaci czy o wyjaśnianie złożoności powodów podejmowanych przez nie decyzji - wystarcza sam fakt życia za granicą, by automatycznie znaleźć się w centrum zainteresowania autorki.

czwartek, 29 czerwca 2023

Iza Komendołowicz: Ginekolodzy 2

W.A.B., Warszawa 2023.

Co wolno

"Ginekolodzy 2" to książka, która przeraża i chociaż przyczyni się do zwiększania świadomości praw kobiet w dziedzinie dostępu do usług medycznych z zakresu ginekologii, przyniesie też sporo niewesołych refleksji na temat kondycji polskiej służby zdrowia. To obowiązkowa lektura dla wszystkich kobiet, które chcą zachodzić w ciąże i rodzić zdrowe dzieci - Iza Komendołowicz odnosi się do spraw, które wstrząsały opinią publiczną i pokazywały słabości prawa. I nie jest tak, że tylko mężczyźni po sześćdziesiątce roszczą sobie pretensje do decydowania o ciałach kobiet. Autorka stara się dotrzeć do rozmówców z różnych grup, by przedstawić racje lub poglądy zainteresowanych. I tak przytacza co pewien czas dramatyczne historie kobiet zmuszanych do walki o siebie - smutnym tłem i refrenem w książce jest historia Izabeli z Pszczyny - kobiety, która zmarła, bo lekarze nie chcieli podjąć się terminacji ciąży. Inne panie dzielą się swoimi doświadczeniami w relacjach z medykami i przeważnie nie są to narracje optymistyczne. Panie stanowią głos kobiet w wieku rozrodczym. Jest tu też głos ginekologów z obu stron barykady. Jedni podpisali klauzulę sumienia i są zdania, że każdy płód należy urodzić, niezależnie od wad, które skazują go na cierpienie i uniemożliwiają przeżycie poza łonem matki - terminacja ciąży (część ginekologów świadomie unika słowa "aborcja", wiedząc, jakie emocje to wzbudza) jest według nich czynem niedozwolonym. Nikt nie wyjaśnia, dlaczego chce brać na siebie dylematy etyczne samych kobiet: strażnicy moralności są zbyt mocno przekonani o własnej nieomylności, żeby w ogóle dopuszczać do siebie możliwość dialogu. Są też ginekolodzy, którzy prezentują inne stanowisko: podpowiadają, co zrobić, kiedy kobieta chce przerwać ciążę. Bez przerwy powraca motyw zaświadczeń od psychiatrów jako najpewniejsze rozwiązanie - ale ta droga wiąże się z kilkoma wyzwaniami, o których bohaterowie książki będą mówić. Pojawiają się tu wypowiedzi ginekologów, którzy zaczęli wprowadzać rozwiązania przełomowe i ważne dla kobiet (najczęściej po rozmowach z nimi autorka wprowadza jeszcze komentarz co do ich dalszych losów: widać z tego wyraźnie, że buntownicy nie są mile widziani i raczej nie mają szans na spokojną karierę w zawodzie). Niektórzy wyjaśniają, dlaczego nie unikają terminacji ciąży, inni porównują zabiegi dzisiaj i te sprzed kilku dekad. Część rozmówców przypomina, jak działacze ruchów pro-life próbują terroryzować społeczeństwo, druga część walczy o ratowanie płodów z wadami letalnymi za wszelką cenę. W tym wszystkim zapomina się o jednym: że nie można pozbawić wolnej woli samych zainteresowanych, ciężarnych. W tym dyskursie najwięcej jest roli strachu: wszyscy zauważają, jak zmieniło się podejście pań przychodzących na wizyty kontrolne. Ich pierwsze pytanie nie dotyczy płci dziecka, a jego zdrowia. Zaostrzanie prawa antyaborcyjnego oczywiście nie powstrzyma kobiet, które chcą usunąć ciążę - jedynie utrudnia takie działania i zmusza do kreatywności: wyjazdów zagranicznych lub szukania szpitali, w których da się taki zabieg wykonać. Niektórzy ginekolodzy irytują się zresztą, że ich koledzy po fachu po zdiagnozowaniu patologicznej ciąży rezygnują z prowadzenia kobiety. Problemów i bolączek jest mnóstwo, Iza Komendołowicz przytacza - za sprawą szeregu wywiadów i wyznań, głównie lekarzy - ale nie tylko. Jest to książka ważna i potrzebna, a jednocześnie rodzi się złość na całą sytuację okołopolityczną - przyczynę ludzkich dramatów.

środa, 17 maja 2023

Magdalena Kordel: Wiosna cudów

W.A.B., Warszawa 2023.

Ratunki

Magdalena Kordel doskonale czuje się w obyczajowych rozłożystych sagach i chętnie zabiera też czytelniczki do maleńkich miejscowości, w których wszyscy się znają i w których bohaterki pokrzywdzone przez los i ludzi są w stanie ułożyć sobie życie na nowo. W takich miejscach najłatwiej o cud - zawsze ktoś pomoże, zawsze wesprze albo przynajmniej podsunie rozwiązanie, jakie nie przychodziło do głowy w chwili kryzysu. I nie ma się co oburzać na powtarzalność scenariuszową w najszerszym planie: wiadomo, że wszystko musi iść ku dobremu, żeby krzepić i dawać nadzieję. I w przypadku cyklu Przystań Śpiących Wiatrów inaczej nie będzie. Oto Stella - kobieta, która w pewnym momencie traci wszystko. Chciała - być może wzorem innych bohaterek obyczajówek (także tych kreowanych przez Magdalenę Kordel) - zrealizować marzenie o pensjonacie. Wraz z przyjaciółką zajmuje się odrestaurowaniem starego hotelu: kiedy uda się już sprowadzić pierwszych gości i zarabiać na wynajmowaniu pokojów - będzie mogła wyremontować stare domki znajdujące się na tyłach budowli. Na to ma nadzieję - że będzie mogła tworzyć miejsca z duszą, przyjazne romantykom i tym, którzy nie lubią ascetycznego wystroju. Stella jest naiwna i zapatrzona w swoje ideały, nie słucha głosów rozsądku, tym razem objawiających się w postaci rodziców. Wierzy przyjaciółce i nawet jeśli nie do końca zgadza się z jej decyzjami - czeka na swój moment. Tyle tylko, że życie pokazuje, że jeśli w grę wchodzą duże pieniądze, nie wolno ludziom ufać.

"Wiosna cudów" to książka, która zaczyna się od wstrząsu i kilka wstrząsów po drodze odbiorczyniom funduje - zwłaszcza jeśli chodzi o sytuację dawnej nauczycielki sporej części postaci z książki. Sympatyczna staruszka dręczona przez synów komendanta policji - potrzebuje wsparcia i dobrego pomysłu na rozwiązanie kryzysu. Jednak w większym stopniu autorka dba o rozwiązywanie problemów i o wprowadzanie niemal boskich interwencji w poważnych sytuacjach niż o prawdopodobieństwo. I tu zaczyna się miejsce na elementy krzepiące: Stella może liczyć na swoje rodzeństwo, zwłaszcza na brata, który zamienia się w strażnika, gdy siostrzeńcowi może grozić niebezpieczeństwo. W odpowiednim momencie do akcji wkroczyć również mogą rodzice - zawsze chroniący swoje pociechy i pozwalający im na rozwijanie skrzydeł. Szkoda tylko, że autorka nie szuka bardziej życiowych rozwiązań, wskazówek dla odbiorczyń. Zapewnia wyłącznie magiczne wsparcie - wychodzące od innych ludzi, ale mało prawdopodobne z perspektywy zwyczajnego życia. Tu faktycznie można mówić o cudach. Inna rzecz, że po książki Magdaleny Kordel sięga się właśnie dlatego - dla tych ciepłych i kompletnie nierealistycznych realizowanych marzeń. To, że bohaterkom sprawdza się wszystko to, o czym w ich sytuacjach marzyłyby odbiorczynie, zapewnia zainteresowanie szerokiego grona czytelniczek. Magdalena Kordel potrafi utrzymywać ciekawość odbiorczyń i kiedy zaprasza je do Kotkowa - może mieć pewność, że szybko tego miejsca czytelniczki nie będą chciały opuścić. Tworzy kolejny literacki azyl, miejsce, w którym zmartwienia znikają - same albo dzięki życzliwym osobom. "Wiosna cudów" to książka stworzona z wysoką świadomością schematów z obyczajowych bestsellerów - więc jeśli ktoś nie przepada za realizowaniem stale tego samego scenariusza i za obietnicami, że wszystko się jakoś ułoży, niezależnie od rangi problemów, będzie cyklem rozczarowany. Jednak fanki Magdaleny Kordel dość szybko stwierdzą, że warto po raz kolejny wejść w dobrze znane opowieści i sprawdzić, jak tym razem ogrzeje je autorka.

piątek, 10 marca 2023

Blake Snyder: Uratuj kotka!

W.A.B., Warszawa 2023.

Schemat

"Uratuj kotka" to książka, która przyciąga okładkowym hasłem "ostatnia książka o pisaniu, jaką przeczytasz". Bardzo prawdopodobne, że to akurat się sprawdzi u wielu odbiorców, bo tutaj znajdą praktyczne wskazówki, a wręcz szablony, które należy tylko wypełnić pomysłami. Wprawdzie Blake Snyder skupia się na pisaniu scenariuszy pod wielkie wytwórnie filmowe (sam zresztą jest scenarzystą, który ma na koncie dziesiątki sprzedanych projektów), jednak lekcje z prowadzenia opowieści są w tym wypadku na tyle uniwersalne, że można wykorzystywać je w różnych sytuacjach - od krótkiego opowiadania po sagę. Autor wie, czego pragną odbiorcy i zdaje sobie sprawę z tego, że niczego nowego nie da się wymyślić - łamanie reguł go nie interesuje, na razie uczy odbiorców zupełnych podstaw i podaje im przepis na sukces. Podpiera się charakterystycznymi i powszechnie znanymi filmami, analizuje ich fabuły jako przykłady - żeby uzmysłowić czytelnikom, że ma rację i że jego podpowiedzi znajdują bezpośrednie przełożenie na scenariusze. Od czasu do czasu odwołuje się Blake Snyder do własnych doświadczeń, żeby przypomnieć, że ma kompetencje do tego, by uczyć odbiorców - i że warto mu zaufać. Analizuje Snyder gatunki filmowe, które najbardziej przyciągają publiczność, ale wprowadza też własną klasyfikację przez wzgląd na tematy i wątki, które na nowo definiują sytuację. Pokazuje filmy z gruntu złe. Wywołuje postać człowieka pierwotnego, który także musi zrozumieć postawy i dążenia bohatera, a przede wszystkim jego uczucia. Tłumaczy, co zrobić (i do jakich zagadnień się odwołać), żeby stworzyć film ponad podziałami kulturowymi. Skupia się na głównej postaci, podpowiada, co zrobić, żeby odbiorcy ją polubili i żeby jak najbardziej skomplikować jej cel (dzięki temu film będzie znacznie ciekawszy i większa szansa, że zostanie przyjęty). Ale to, że Blake Snyder podaje swój przepis na różne składniki dobrego scenariusza to normalne, pojawia się w każdej książce o pisaniu - przecież na tym rzecz polega, żeby zaproponować własne podejście do tworzenia i usystematyzować to, co wydaje się nieuchwytne i płynące z mitycznego natchnienia. Snyder wie jedno: to nie natchnienie, a ciężka praca, w dodatku - najeżona pułapkami. Tym, co odróżnia go od innych autorów jest podejście matematyczne. Snyder podaje, co powinno się wydarzyć w kluczowych punktach scenariusza. I omawia konkretne strony (z podaniem numeracji), na których musi się znaleźć element przykuwający uwagę recenzenta. Przy takiej rozpisce podpowiedzi w rodzaju organizowania tablicy z pomysłami są już niemal banalne. Ale w "Uratuj kotka" banałów nie ma: Snyder opowiada bardzo dobrze, z wyczuciem potrzeb ludzi piszących na zamówienie. Przekonuje do siebie i nawet jeśli przedstawia coś, co było już gdzieś i kiedyś zawarte - nadaje temu powiew świeżości, zaraża entuzjazmem i zachęca do działania. Dobrze przejść z tą książką przez kilka ćwiczeń (zamieszczanych na końcach rozdziałów) i przygotować się na zmianę w myśleniu o pisaniu. "Uratuj kotka" to książka wartościowa i bardzo potrzebna, dobrze, że pojawia się na rynku, bo być może da szansę początkującym twórcom - i pozwoli im na osiągnięcie sukcesu.

Okazuje się, że można przedstawić rzeczowo to, co z pozoru nieuchwytne. Blake Snyder bardzo chętnie dzieli się wiedzą - i może rzeczywiście poprowadzić odbiorców przez temat tworzenia. Każdy, kto chciałby zaistnieć jako autor, powinien po tę lekturę sięgnąć, niezależnie od tego, ile poradników dotyczących kreatywnego pisania już przeczytał.

poniedziałek, 30 stycznia 2023

Ali Smith: Zima

W.A.B., Warszawa 2021.

Przejście

Po "Jesieni" Ali Smith błyskawicznie wspięła się na listy bestsellerów - stała się autorką, która intryguje i zachęca do śledzenia swojej twórczości niekonwencjonalnymi pomysłami na prozę. I w "Zimie", drugiej książce z cyklu Pory roku, pojawia się znowu temat-magnes, coś, co przykuwa uwagę i sprawia, że chce się sprawdzić, jak autorka rozwiąże przedziwne fabularne zagadnienie. Oto Sophia Cleves gości w swoim domu główkę dziecka. Główkę, która zachowuje się jak duch, ale nie jest tak do końca bezcielesna i niematerialna. Główkę, której istnienia nie daje się wytłumaczyć wadą wzroku (bo Sophia natychmiast udaje się do gabinetu okulistycznego, żeby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego w jej polu widzenia pojawia się coś tak niezwykłego. Główka dziecka staje się wręcz domownikiem: nie da się jej pozbyć, podstępem usunięta poza dom próbuje znaleźć wejście i dostać się z powrotem do środka. W dodatku jest mało kłopotliwa (jeśli pominąć fakt niewytłumaczalności zjawiska) i dostarcza nawet pewnego rodzaju towarzystwa. Wprawdzie trudno byłoby z nią porozmawiać, jednak Sophia nie czuje się dzięki główce samotna. Teraz Sophia jest sama, ale nie zawsze tak było. W jej przeszłości pojawia się między innymi Iris, osoba, której imienia nie powinno się nawet wymawiać. A także całe grono intrygujących postaci, z których każda wnosi coś nowego i odkrywczego do portretu Sophii. To także opowieść o skazanej na niepowodzenie walce jednostki z całym rządowym systemem: Ali Smith wie, że to, co dla jednego stanie się zaledwie wzmianką w mediach, dla drugiego może być sensem życia i powodem do wpadania w kolejne tarapaty. Komplikuje codzienność swoich bohaterów - przede wszystkim pamiętając o tym, że nie musi zatrzymywać się na poziomie zwyczajności. Normalność jej postaci to już coś w zasadzie niedostępnego dla przeciętnego śmiertelnika.

Osobną kwestię stanowi sama jakość prozy. Narracja Ali Smith wypełniona jest wrażeniami i reakcjami - tym, co ulotne i co nie do końca daje się zdefiniować. W drobnych gestach postaci kryją się wielkie psychologiczne prawdy, reakcje odczytuje się nie tylko z wyrażonych ocen, ale też z drgnięć - zarejestrowanych dzięki wyjątkowej wrażliwości. Nie jest to opowieść przygotowywana w pośpiechu: wydarzenia i portrety psychologiczne zostały starannie przemyślane i wprowadzone tak, by czytelników przekonywać do dalszej lektury. Autorka rezygnuje przy tym z kopiowania schematów w rozkładzie akcentów fabularnych - rozwija tę historię po swojemu, nie korzysta z gotowych wzorców i sprawdzonych rozwiązań. Woli postawić na oryginalność - a że wiąże się to z proponowaniem czytelnikom bardzo przemyślanej całości - "Zima" ucieszy. Jest tu zrozumienie dla zdobyczy cywilizacyjnych, ale i szacunek dla klasyki, jest zabawa ironią. Książka dla czytelników, którym znudziły się sztampowe sensacyjne opowiastki - zmusza do refleksji i pozwala na rozrywkę na wysokim poziomie.

czwartek, 10 listopada 2022

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, Joanna Sokolińska: Mów o mnie ono. Dlaczego współczesne dzieci szukają swojej płci?

W.A.B., Warszawa 2022.

Kim są

Każde pokolenie ma własną przestrzeń do okazywania buntu starszym i do manifestowania swoich poglądów. Dzisiejsze nastolatki znalazły sposób na wyrażanie siebie przez poszukiwania w obrębie płci - nie tych klasycznych i stereotypowych, odrzucanych jako nieprecyzyjne. "Mów o mnie ono" to reportaż pokazujący, jak młodzi ludzie starają się dowiedzieć, kim są, podejmując decyzje szokujące co bardziej konserwatywnych znajomych. Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin i Joanna Sokolińska najpierw przytaczają dość obszerny słownik pojęć pojawiających się w książce (faktycznie parę razy części odbiorców się przyda, żeby nie pogubić się w zawiłościach nazewniczych). Wszystko dlatego, że zrozumienie określeń, którymi posługuje się młodzież, pozwoli też na prowadzenie wartkiej narracji - bez konieczności odrywania uwagi od przedstawianych spraw. Jednocześnie słownik ten pokazuje, jak łatwo niechcący popełnić gafę i urazić bohaterów książki, zresztą autorki też przyznają się do tego, że niezrozumienie prowadzi do ostrych konfliktów, a pomyłki i przejęzyczenia mogą być interpretowane na niekorzyść dorosłego, który próbuje się odnaleźć w niebinarnych zasadach podziału płci. To się nie zmienia: nastolatki zawsze były przewrażliwione, zwłaszcza na swój temat - ale tutaj nie wolno o tym przypominać, bo jakiekolwiek oznaki frustracji byłyby odbierane jako atak i przekreśliłyby szansę na porozumienie czy choćby wstęp do świata, który starszym nie do końca łatwo jest zrozumieć.

Oto bowiem młodzi ludzie - często na długo przed ukończeniem osiemnastego roku życia, nie chodzi tu wyłącznie o uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej i pierwszych - średniej - zaczynają odkrywać, że źle czują się z płcią przypisaną im tuż po narodzeniu. Sprawdzają, kim naprawdę są, jednak nie ma tu mowy o prostych przeciwieństwach: można czuć się kobietą w ciele mężczyzny, ale też czerpać z różnych stron, czuć się raz kobietą, raz mężczyzną, decydować się na neutralne płciowo zwroty i eksperymentować ze zdobyczami kulturowymi tradycyjnie przypisanymi do kobiet albo do mężczyzn. Młodzi ludzie - którzy zawsze bali się ośmieszenia - teraz traktują LGBTQ+ jako poligon doświadczalny. Przyjmują, że wolno im nie tylko wybrać nową płeć, ale też - za pewien czas z niej zrezygnować. To często przeraża starszych, a na pewno rodzi szereg nieporozumień. Ale Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin i Joanna Sokolińska nie skupiają się na tych rodzicach, którzy przekreślają eksperymentujące dziecko. Pokazują za to, że można wspierać i kochać zawsze, że można się podporządkować, nawet jeśli nie do końca rozumie się procesy zachodzące w ciele pociechy i w jej umyśle. To człowiek sam najlepiej wie, kim jest - nie można mu tego narzucać - to powtarza się w całej książce i stanowi motto rodziców dzieci trans. Obok tego, że lepiej, jeśli dziecko wybiera sobie nową płeć i przedstawia światu nową wersję siebie niż gdyby miało się ciąć lub zabijać z powodu braku akceptacji otoczenia. Okazuje się, że nastolatki nie mają problemu z ogłaszaniem światu, jak i czy kochają - i dziwi to tylko tych, którzy nauczeni byli dyskrecji i nieafiszowania się ze swoimi pragnieniami. Autorki tomu jednogłośnie przyznają, że na oczach wszystkich dzieje się właśnie rewolucja - i stąd też trudność w ocenianiu i opisywaniu wydarzeń. "Mów o mnie ono" to nie tylko próba uchwycenia rozpowszechniającego się coraz bardziej zjawiska - to troska o przyszłe losy dzieci, które uznają, że są trans, pytanie o modę i o wpływ rówieśników czy wzorców z tik-toka, to wreszcie zestaw wskazówek dla dorosłych, którzy chcieliby pojąć, co dzieje się z młodym pokoleniem. Autorki często sięgają do wypowiedzi bezpośrednio zaangażowanych, słuchają komentarzy dzieciaków, które poszukują swojej płci - i rodziców nagle zderzanych z zaskakującymi dla nich wiadomościami. Dzielą się też własnymi doświadczeniami. Sprawdzają, jak ludzie radzili sobie z wyzwaniem, jak informowali rodzinę (albo dlaczego nie informowali). Nakreślają obraz nowej rzeczywistości, która nie jest już tylko rejestrem pojedynczych przypadków rozdmuchiwanych przez media - ale wymusza na odbiorcach skonfrontowanie własnych poglądów z pomysłami nastolatków.

poniedziałek, 17 października 2022

Renee Engeln: Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety

W.A.B., Warszawa 2022. (wznowienie)

Lustro

Gdyby kobiety nie czuły się bez przerwy oceniane i nie musiały przez cały czas zastanawiać się nad tym, czy dobrze wyglądają, mogłyby swoje zasoby umysłowe poświęcić na coś ważniejszego - twierdzi Renee Engeln, autorka książki "Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiety". Obszerna publikacja popularnonaukowa ma uświadomić czytelniczkom, w jakie pułapki wpadają - i czy w ogóle można się z nich wyzwolić. Autorka przestrzega przed tym, jaki świat dla młodszych pokoleń budują ludzie zorientowani na wygląd. Bez przerwy przypomina, że mężczyźni nie muszą się zastanawiać nad ubiorem czy nad swoją urodą, tymczasem kobiety oceniane są nie tylko przez przedstawicieli płci przeciwnej, ale też przez inne kobiety, które nie szczędzą krytycznych uwag, kiedy tylko ktoś wyróżnia się z tłumu. Renee Engeln prosi o komentarze te panie, które świadomie zrezygnowały z dążenia do perfekcyjnego wyglądu, ograniczyły stosowanie makijażu czy przestały obsesyjnie kontrolować wagę. Jednocześnie przypomina, że większość kobiet lubi ładnie wyglądać i podobać się innym i tego podejścia nie odrzuci. Jest tu zatem oskarżenie wymierzone w kulturę popularną - wroga bez twarzy - ale nie ma recepty na taki stan rzeczy, może poza globalną zmianą mentalności, co oczywiście nastąpić nie może. Renee Engeln wie, że kobiety same sobie urządzają piekło - ale nie znajduje argumentów, które jednoznacznie pokazałyby, że z takim zachowaniem trzeba zerwać. Żeby zagrać na emocjach odbiorczyń, pokazuje postawy dzieci: kilkuletnie dziewczynki są świadome tego, że tusza i brzydota to coś, przed czym trzeba się chronić za wszelką cenę, bo inaczej można zostać osobą wykluczoną z nawet małej społeczności. Autorka pyta o to, jaki wpływ na podejście do własnego ciała ma wychowanie czy postawy rodziców, próbuje podawać wskazówki, jak uwolnić się od krzywdzących przekonań i postawić na samorozwój, a nie wyłącznie na pielęgnowanie urody. Wygląda to trochę tak, jakby Renee Engeln wierzyła w istnienie dwóch grup kobiet: jedna (znacznie większa) uznaje, że płeć wiążę się ze stereotypami, które trzeba potwierdzać własnym zachowaniem. Druga odrzuca wszelkie zasady dbania o siebie i nie akceptuje przemysłu beauty. Zupełnie jakby nie istniały panie, które zwyczajnie nie zastanawiają się nad swoim wyglądem i nad modami. W ten sposób "Obsesja piękna" zamiast budzić złość na istniejące rozwiązania, momentami wręcz podsyca kulturowe zjawiska i przypomina odbiorczyniom, że najprostsza droga to dostosowanie się do nich. Renee Engeln za obowiązujący kanon przyjmuje kulturę zachodnią, ale poza nią w swoich rozważaniach nie wychodzi. W efekcie stosuje uproszczenia, na które nie zawsze odbiorczynie będą się zgadzać. Z czasem coraz więcej miejsca przeznacza na opisy badań i doświadczeń, które mają pokazać stosunek kobiet do swoich ciał - jednak trudno tu raczej o warunki kliniczne, zwłaszcza kiedy nie da się odizolować badanych od ich własnych wspomnień czy sposobu wychowania. Renee Engeln szuka też ciekawych postaci, które są w stanie podzielić się swoimi historiami: w każdym rozdziale pojawia się przynajmniej jedna bohaterka, której zwyczajna egzystencja jest przykładem na to, jak przewalczyć krzywdzące stereotypy albo jak nie dać się obsesji piękna. Niektóre kobiety opowiadają też o tym, co przeżywały w związku z postawami rodziców albo z presją otoczenia.

Renee Engeln porusza ważne tematy. Walczy o to, żeby zmienić podejście do wyglądu, żeby kobiety nie czuły się ciągle oceniane i żeby mogły udowadniać swoją wartość inaczej niż urodą. Analizuje rzeczywistość, która nie pozwala wyrwać się z tego typu podejścia i wskazuje drogę do alternatywnych przestrzeni. Chce uzmysłowić czytelniczkom, że dla swoich córek powinny przeciwstawić się konwencji. "Obsesja piękna" to książka, która momentami budzi refleksję, czy autorka na pewno ma rację w zerojedynkowym postrzeganiu świata - ale która zwraca uwagę na ważne elementy życia społecznego.

środa, 24 sierpnia 2022

David Foster Wallace: Blady król

W.A.B., Warszawa 2019.

Tornado

W „Bladym królu” tematem wiodącym ma być… codzienność w biurze zajmującym się podatkami. Trudno wyobrazić sobie mniej atrakcyjny motyw, ale David Foster Wallace wcale nie zamierza przyglądać się rutynie i codzienności w takim miejscu – potrzebuje za to w miarę neutralnego terytorium, na które wprowadzi bezbarwne charaktery. W „Bladym królu normalność nie ma znaczenia – tak samo jak klasyczne fabuły i charaktery. Liczy się jedynie słowotok – eksperymenty z formą, autotematyzmem i pojedynczymi, wyrwanymi z kontekstu scenkami. Znacznie zresztą dla czytelników ciekawsza będzie historia powstania tej publikacji gdyby nie zaangażowanie i potężna praca Michaela Pietscha nikt by do tej lektury nie dotarł. I tak trudno powiedzieć, jaki miałaby książka kształt, bo autor popełnił samobójstwo przed jej ukończeniem. Zostawił mnóstwo notatek, przygotowanych rozdziałów i… koncepcję powieści „tornadycznej”. Z własnych działań Pietsch trochę się we wstępie tłumaczy – ale dość mało, chciałoby się poznawać jego dylematy i poszukiwania, ale zrozumiałe jest to, że nie chce przyćmiewać twórcy. Musi zresztą przygotować odbiorców też na samą fabułę. „Bladego króla nie czyta się standardowo, spory problem może sprawić wyłuskanie osi fabularnej z gąszczu słów – więc Pietsch w tym pomaga. Tyle że nie jest to pozycja tradycyjna, więc standardowe metody oraz powody śledzenia tekstu się nie sprawdzają. David Foster Wallace robi wszystko, żeby skomplikować proces odbioru. Wtrąca się czasami jako autor, dodaje wielopiętrowe przypisy, popada w liczne i niekończące się dygresje. Od początku tej historii odbiorcy zderzą się ze ścianą słów – narracja wysuwa się na pierwszego bohatera tej książki. Ale raczej nie wzbudza zachwytu, tylko męczy i jątrzy. Tutaj słowa niewiele odsłaniają, wszystko będą za to maskować i ukrywać. Stąd prawdziwe czytelnicze wyzwanie. Autor lubuje się w testowaniu różnych form, szuka tej najpojemniejszej, żeby zawrzeć w niej kolejne kaskady pomysłów i słów. To sposób na zwracanie uwagi na prozę samą w sobie. Jednak ma Wallace bardzo dużo kontrastowanych ze sobą skojarzeń. Stawia na „wielką” literaturę, podejście psychologiczne i dostrzeganie zależności, które w pierwszym odbiorze nie mają racji bytu. Jest w tej powieści jeszcze humor, ale ten przejawia się przede wszystkim w serialowych rubasznych zagajeniach. Postacie wkraczają sobie nawzajem w strefę komfortu – jej naruszenie ma wywoływać śmiech. Tyle tylko, że komizm nie lubi przegadania, więc efekt będzie się stale rozmywać. Uratował Michael Pietsch książkę potężną, książkę, która zaspokoi ciekawość fanów autora. Z pewnością takiego zadania redaktorskiego nikt by się nie spodziewał – ale odbiorcy mają szansę w „Bladym królu” znaleźć fragmenty, które ich usatysfakcjonują. I wtedy dojdą do wniosku, że fabuła to jednak nie wszystko.

poniedziałek, 25 lipca 2022

John Hooper: Włosi

W.A.B., Warszawa 2022.

Zrozumienie

Nie jest to tom dla wakacyjnych podróżników, a dla tych, którzy chcą dogłębnie poznać specyfikę Włochów i przygotować się na kulturowe różnice. John Hooper tworzy swoją książkę w opozycji do popularnych przewodników i zwierzeń blogerów: stawia na rzetelną wiedzę i dobrze udokumentowane fakty z przeszłości. Przeprowadza odbiorców przez złożoną historię (kraju, narodu, ale też powiązanych z nim motywów, na przykład kwestii Watykanu) - nie na zasadzie streszczania podręczników do historii, a wysnuwania wniosków i przekładania ich na praktyczną wiedzę. Przygląda się działaniom politycznym i ich konsekwencjom, tak, żeby zrozumieć Włochów mogli wszyscy czytelnicy chcący podjąć wysiłek lekturowy. Nie jest to bowiem książka, którą pochłania się błyskawicznie na leżaku na plaży, a opowieść, którą trzeba powoli odkrywać, rozsmakowywać się w niej i przyswajać kolejne wiadomości. John Hooper nie szuka przepisu na zawładnięcie wyobraźnią odbiorców: zamiast zwracać uwagę na siebie, jak często czynią to dzisiaj autorzy potrzebujący rozgłosu, kieruje całe zainteresowanie na temat książki - czyli na Włochów. Bardzo długo zajmuje się tematami, które pozornie nie mają znaczenia w codzienności (i dla turystów!), pozwala za to skoncentrować się na włoskiej mentalności kształtowanej przez całe wieki. Dopiero kiedy zaprezentuje czytelnikom cały zestaw decyzji politycznych i ich skutków (także w historii), będzie mógł przejść do wynotowywania co ciekawszych zjawisk charakterystycznych dla Włochów. Przyjmuje perspektywę socjologa i badacza kultury jednocześnie, interesuje go społeczeństwo i próbuje przy tym odejść nieco od stereotypowego spojrzenia - tak, żeby uchwycić specyfikę włoskiego życia, a jednocześnie nie tworzyć zbioru hiperbolizowanych charakterystyk. Pojawią się tu ciekawe z perspektywy psychologicznej zagadnienia, między innymi motyw budowania relacji (i seksistowskich zachowań, które we Włoszech nie dziwią i nie szokują), spojrzenia na płeć piękną i na modę. John Hooper sprawdza, dlaczego Włosi lubią oglądać telewizję i czego w niej szukają, jak wygląda kultura pracy i dlaczego fast foody nie zyskały tu wielkiej popularności. Zastanawia się nad tym, kiedy młodzi Włosi chcą zacząć samodzielne życie i jakie przyzwyczajenia są niezależne od rytmu świąt, a porządkują codzienność. Jest tu mowa o religijności i o życiu seksualnym, o rodzinie i o tytularności. Znajdzie się miejsce na pokazanie mrocznej strony Italii - za sprawą opowieści o głośnych zbrodniach. Nie ma jednoznacznego obrazu włoskiej egzystencji i mentalności: to rodzaj mozaiki, zestawiania coraz to innych tematów i rozwiązań niespotykanych na tak wielką skalę nigdzie indziej. John Hooper chce pokazać Włochów przez pryzmat człowieka z zewnątrz, ale bez zaskoczenia, raczej z próbą uchwycenia sensów i połączenia ich z osobistymi wrażeniami. Stawia na narrację rzeczową, esencjonalną i wypełnioną ciekawostkami - nie da się przy tej książce nudzić. Nie jest to lekka i wakacyjna lektura, a rzetelna relacja, która na długo pozostanie z czytelnikami. "Włosi" to książka dla tych, którzy lubią dogłębne analizy i wyjaśnienia, a nie tylko spostrzeżenia na temat życia gdzie indziej.

czwartek, 7 lipca 2022

Justyna Suchecka: Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze

W.A.B., Warszawa 2022.

Problemy młodych

Jest to książka, która ma młodym ludziom uświadomić, że mają gdzie szukać pomocy i nie pozostaną sami ze swoimi psychologicznymi dylematami. "Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze" to zestaw wyjaśnień, adresów i wywiadów z ludźmi, którzy przeżyli rozmaite kryzysy i zajęli się pomaganiem innym. W dobie ograniczania opieki psychologicznej i psychiatrycznej nad dziećmi i młodzieżą, Justyna Suchecka przypomina, że to element niezbędny w zapobieganiu tragediom: fachowa pomoc przyda się wielu nastolatkom, a książka ma im pomóc w nawigacji, wyjaśnić, kiedy zwrócić się do innych i - co czeka za drzwiami gabinetów specjalistów. Zwraca się również do tych młodych ludzi, którzy chcą wesprzeć swoich bliskich i zapewnić im ratunek w kryzysie - przypomina, co zrobić, żeby nie pogorszyć sytuacji i żeby samemu nie ucierpieć. Każdy rozdział to inne zagadnienie - specjalnie zostały dobrane tak, żeby jak najwięcej młodych czytelników mogło odnaleźć tu swoje problemy. Pojawią się zatem i kwestie związane z depresją, i zaburzenia odżywiania, "zwykłe" kryzysy, które mogą przerodzić się w coś poważniejszego, ataki paniki, samookaleczanie, myśli samobójcze - wszystko to, co uniemożliwia normalne funkcjonowanie i z reguły przeraża i przerasta otoczenie. Bohaterowie opowieści albo wstydzą się szukać pomocy, albo ukrywają swoje działania, z różnych powodów. Docierają do nich często obcy ludzie - i to oni są w stanie przekonać do podjęcia określonych kroków, żeby pokonać choroby. Justyna Suchecka dąży do tego, żeby przypomnieć młodym odbiorcom, że o psychikę trzeba dbać tak samo jak o ciało - i że korzystanie z pomocy psychologów czy psychiatrów to nic wstydliwego. Przytacza historie ludzi, którzy w młodości cierpieli z powodu własnej psychiki i którzy pokonali problemy - także dzięki wsparciu bliskich, ale przede wszystkim - po uzyskaniu fachowej pomocy. Daje nadzieję, chociaż - zgodnie z tytułową zapowiedzią - nie pociesza w prosty sposób. Każdy rozdział to wyjaśnienia - zgrabnie powiązane wypowiedzi specjalistów "od głowy" wypełnione także autobiograficznymi wstawkami - z dodatkowymi komentarzami na temat choroby. Całość uzupełniają porady i wskazówki dla młodzieży, zresztą wszyscy prowadzą tu swoje narracje z nastawieniem na młodych czytelników: chodzi o upraszczanie stylu, o podawanie konkretnych rozwiązań i uzasadnianie tego, co nastolatkom wydaje się nie do przejścia. Krótkie i reportażowe rozdziały dzielone są na drobniejsze części, a na koniec rozdziału pojawia się jeszcze skrótowe przypomnienie najważniejszych wiadomości (w różnej formie: czasami wywiadu, czasami - notatek, wyliczeń, definicji i skryptów). Dzięki temu odbiorcy nie tylko mogą zapamiętać informacje, ale też wczuć się w temat, znaleźć w nim coś dla siebie i przekonać się, że nie są sami. Justyna Suchecka celowo nie pogłębia wiadomości i nie proponuje sposobów na autodiagnozy - wie, jak dotrzeć do czytelników, żeby zasygnalizować im, kiedy mają szukać pomocy. Wie też, jak przedstawić pracę psychologów i psychiatrów, rozwiewa wątpliwości, podaje odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania oraz... nie stroni od emocji. W komentarzach zaproszonych do książki gości przewijają się motywy trudnych rozmów z bliskimi, płaczu i ratunku - to coś, na co można się lepiej przygotować dzięki lekturze. "Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze" to książka dla wszystkich nastolatków. Część znajdzie tutaj ślady własnych doświadczeń i drogi postępowania, część dowie się, jak nieść pomoc przyjaciołom i o czym porozmawiać z tymi, którzy zachowują się inaczej niż ogół. Nade wszystko - autorka pokazuje, że nie wolno piętnować chorych i to przesłanie pozostawia czytelnikom.

sobota, 18 czerwca 2022

Ewa Anna Baryłkiewicz: Urszula Kasprzak. Urszula

W.A.B., Warszawa 2022.

Historia życia

Wywiad-rzeka, jaki Ewa Anna Baryłkiewicz przeprowadza z Urszulą nasyci wszystkich czytelników, którzy spragnieni są prywatnych historii. Mniej nawet tu opowieści muzycznych, wieści z estrad i z koncertów, mnóstwo zwyczajnego życia, które w rozmowie zamienia się w zestaw sympatycznych wspomnień. Urszula nie podsumowuje dokonań i nie zajmuje się przedstawianiem oficjalnych danych ze sceny. Dyskografię przygotowują inni - a bohaterka książki uzupełnia to o osobiste wyznania. Oczywiście nie brakuje tu też krótkich - jedno- lub dwustronicowych relacji bliskich i przyjaciół Urszuli - jednak nie pełnią one tak ważnej roli jak sam wywiad. Ewa Anna Baryłkiewicz podchodzi do swojej rozmówczyni z wielką empatią - w pewnym momencie zastanawia się nawet nad tym, czy poruszenie tematu śmierci Stasia, pierwszego męża i wielkiej miłości Urszuli, nie wywoła w niej zbyt silnych emocji: przekonuje się jednak, że to zagadnienie interlokutorka ma już gruntownie przepracowane. Dla Urszuli rozmowa jest okazją do odkurzenia wspomnień, do przedstawienia części przeżyć, które inaczej nie trafiłyby do powszechnej świadomości. Oczywiście książka staje się też formą autopromocji - jednak Urszula, jaka się tu pojawia, to nie wyłącznie wokalistka - bardziej kochająca i wyrozumiała partnerka. Życie rodzinne eksponowane w większej części tomu przynosi sporo uśmiechu. Sentyment, jaki przenika te zwierzenia, nikogo nie zirytuje - bo tu liczy się szczerość. Urszula nie kreuje się, rozmawia dla przyjemności przywoływania ciekawostek z dawnych lat. Przemyca też trochę swojej życiowej filozofii (i sposobów na dotarcie do niej), może tym samym zainspirować czytelników i przekonać ich, że każde przeciwieństwa losu da się pokonać.

Co ciekawe, sprawy muzyczne schodzą tu na margines. Urszula opowiada o swojej pracy z Budką Suflera, ale ucieka od szczegółów. Odżywają tu czasem zatargi, gdzieś powracają niesnaski dzisiaj już bez znaczenia. Urszula jednak dość szybko zyskuje szansę na opowiedzenie o swoim ukochanym Stasiu. Obecność Stasia wiąże się z prezentowaniem części muzycznych dokonań, więc nie można powiedzieć, żeby Urszula odrzucała całkowicie kwestie kariery. Staś jednak dominuje w tych wspomnieniach - idealizowany i wymarzony, ukochany na miarę pięknej baśni. Prowadzi Urszula czytelników aż do zakończenia tej baśni - ale niezbyt długo trwa mollowa narracja, bo na horyzoncie pojawia się Tomasz - drugi życiowy partner. Historia Tomasza okazuje się bardziej skomplikowana, a Urszula przytacza ją także po to, żeby pokazać różnorodność emocji i doznań. Tom "Urszula Kasprzak. Urszula" jest zatem przeglądem codzienności Urszuli - przetykanym od czasu do czasu drobnymi scenicznymi wstawkami. Urszula przedstawia swoim fanom siebie spoza estrady, daje szansę poznania ciekawych faktów - nieco plotkarskich, bardzo osobistych, szczerych i wartościowych z punktu widzenia wielbicieli. Urszula przypomina o sobie - i chociaż jest to wyraźnie efekt mody na autobiograficzne publikacje sław - funduje odbiorcom potężną opowieść. Warto tu jeszcze podkreślić, że liczne zdjęcia nie rozrzedzają tej historii, za to znakomicie ją uzupełniają. To książka dla zainteresowanych Urszulą prywatnie. Bardziej memuary niż autobiografia.

środa, 1 czerwca 2022

Agata Twardoch: Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta?

W.A.B., Warszawa 2022.

Projekty

Agata Twardoch próbuje sprawdzić, czy płeć w architekturze ma znaczenie. Zastanawia się nad tym, czy kobiety mogą projektować lepsze miasta, ale też - nad tym, czy znalazły swoje miejsce w zawodzie do niedawna silnie zmaskulinizowanym. Architektki muszą walczyć o uznanie i o klientów. Same nie znoszą stereotypów, jednak posługują się nimi, kiedy próbują zdefiniować własne zadania i role. Czasami podkreślają, że uogólnienia są potrzebne zwłaszcza do zmiany mentalności społeczeństwa - ale unikają ubolewania nad własnym losem i nadmiernego prawienia morałów. Tu nie liczą się tony feministyczne, a jedyny motyw powtarzający się w każdej rozmowie, a związany z edukowaniem odbiorców - to pytanie o nomenklaturę. Agata Twardoch interesuje się tym, jak jej rozmówczynie chcą być przedstawiane: jako panie architekt, architektki czy architekci. Odpowiedzi mogą zaskoczyć, nawet u tych kobiet, które mocno podkreślały nierówności w zawodzie i konieczność wprowadzania zmian. "Architektki" nie są tomem promującym płeć piękną w zawodzie, chociaż autorka może próbować w ten sposób zagrać na nosie zbyt pewnym siebie i wzgardzającym damską konkurencją panom (we wstępie przypomina wykładowców, którzy wyzłośliwiali się na temat kobiet w architekturze). Wszystkie rozmówczynie mają już czym się pochwalić, wcale nie potrzebują dodatkowej reklamy - mają w swoich życiorysach dokonania spektakularne. I - za każdym razem inne. Rzeczywistość nie zawsze wygląda tak, jak w kryminałach Joanny Chmielewskiej (a nawet ten temat pojawia się w książce), ale Agata Twardoch znajduje ciekawe motywy do poruszania w rozmowach. Zajmuje się między innymi pracownią architektoniczną założoną przez mamy - zachęca interlokutorki do podzielenia się refleksjami dotyczącymi macierzyństwa i kariery. Przypomina też, jak empatia przydaje się w zawodzie: rozmawia z architektką, która stworzyła projekt integrujący lokalną społeczność. Chociaż to zadanie nie kojarzy się z budowaniem wielkich metropolii, ma wielkie znaczenie dla zaangażowanych w realizację pomysłu - i nawet po zakończeniu pracy wiąże się z kontynuowaniem znajomości. Oczywiście są też sprawy wielkiej wagi w procesie budowania kształtu miast - kobiety mogą mieć wpływ na organizowanie przestrzeni, a nie tylko na urządzanie wnętrz, jak się powszechnie sądzi. Agata Twardoch dąży zatem do wskazywania ról architektek w obecnych realiach i do wyznaczania trendów na najbliższą przyszłość. "Architektki" to mniej rozmowa o tym, co było, chociaż reminiscencje czasami się pojawiają dla kontrastu - bardziej analiza teraźniejszości i prognozy. W naturalny sposób staje się ten tom zaproszeniem do zawodu - i może wyzwolić społeczną dyskusję o tym, czy w ogóle płeć w podobnych zajęciach ma znaczenie. Agata Twardoch prowadzi rozmowy głębokie, ale poza aspiracjami zawodowymi interesują ją również charaktery rozmówczyń: jeśli z kimś od pierwszego spotkania nadaje na tych samych falach, podkreśla to we wstępach do wywiadów. Proponuje szczegółowe analizy, wnikanie w sedno wyzwań. Pokazuje, na czym polega zawód - i gdzie jest w nim miejsce dla kobiet. Oswaja z obecnością architektek i ich głosami w organizowaniu codzienności. Przekonuje, że ograniczenia istnieją tylko w umysłach niektórych - i że nie mają one racji bytu, gdy chodzi o wygodne życie we współczesnych miastach. Jest to lektura trochę pouczająca - jednak przede wszystkim chodzi w niej o zaspokajanie ciekawości odbiorców. Czytelnicy znajdą tu mnóstwo zagadnień powiązanych z projektowaniem przestrzeni i przekonają się, że nie ma sensu kierować się stereotypami.

niedziela, 22 maja 2022

Justyna Drzewicka: Hotel spełnionych marzeń

W.A.B., Warszawa 2022.

Ratunek

Nie każdy wchodzi w posiadanie zamku. Nie każdy decyduje się na tak ogromną inwestycję bez wyraźnych planów i możliwości. Jednak Anka popełnia typowy błąd zakochanej kobiety: kiedy narzeczony przekonuje ją, by kupiła Grodzisko, zapożycza się i przenosi na prowincję, chociaż uwielbia życie w wielkim mieście. Dość szybko Krzysztof pokazuje swoje prawdziwe oblicze i kończy związek - Anka zostaje z Grodziskiem i ekipą, która pomaga w prowadzeniu posiadłości. Najchętniej sprzedałaby zamek, żeby pozbyć się problemu - ale jedyny, który chciałby go kupić, to Krzysztof - a to już mocno podejrzane. "Hotel spełnionych marzeń" wydaje się w planie osi fabularnej dość stereotypową historią. Spodoba się jednak czytelniczkom, które szukają schronienia w literaturze obyczajowej i lubią podbarwione romansowo historie. Anka jako szefowa i menadżerka hotelu próbuje zadbać o dobre samopoczucie gości: z tymi, którzy w krytycznym momencie do Grodziska przyjechali, łatwo się zaprzyjaźnić, wbrew wszelkim regułom budowania relacji. Jest tu starsze małżeństwo - para, która mimo problemów zdrowotnych nie przestała się kochać, jest zwariowana na punkcie energii Ziemi globtroterka, która nigdzie nie może znaleźć swojego miejsca i nie zostaje na dłużej w żadnym kraju. Jest też znany pisarz, człowiek, który przybywa do Grodziska w poszukiwaniu spokoju i natchnienia - i tutaj tworzy najlepsze rozdziały powieści, która przyniesie mu jeszcze większy sukces. Galerię postaci uzupełniają pracownicy zamku: również tu znajdują się ludzie po przejściach, ale wyczuleni na krzywdy innych, wrażliwi i gotowi pospieszyć z pomocą, gdy tylko trzeba. W efekcie Grodzisko staje się przystanią i receptą na różne problemy. Z wyjątkiem tych finansowych - Anka musi sama radzić sobie z utrzymaniem olbrzymiej posiadłości - a nie wie jeszcze, czy ze swojej stałej pracy nie zostanie zwolniona, bo trwa właśnie reorganizacja w korporacji. Bohaterka jest silną i samodzielną kobietą, ale tęskni też za bliskością. Kiedy pojawia się możliwość seksualnego spełnienia, wdaje się w relację bez przyszłości - a później, oczywiście, cierpi. Jednak na tym jej nowe przeżycia sercowe skończyć się nie mogą. W "Hotelu spełnionych marzeń" miłość przybiera przeróżne oblicza: raz to przywiązanie i oddanie, raz - wielka przyjaźń, w której mieści się też troska i czułość. Justyna Drzewicka stara się na różne sposoby pokazać czytelniczkom, że nie wolno tracić nadziei na poprawę losu. Podsuwa im spełnianie śmiałych marzeń, przypomina, że nawet jeśli rzeczywistość przynosi wiele rozczarowań, nie można się na nią zamykać - bo tylko wtedy da się znaleźć rozwiązania codziennych problemów. "Hotel spełnionych marzeń" to książka, którą przyjemnie się czyta. Stworzona dla relaksu, przyciągnie odbiorczynie, które cenią sobie sprawdzony schemat: wyprowadzkę na prowincję, nową miłość i życzliwych ludzi wokół - Justyna Drzewicka przynosi czytelniczkom to, czego pragną od odprężających i krzepiących ciepłych obyczajówek. Nie można się zżymać na przewidywalność w tej opowieści - chodzi tu przecież o realizowanie znanego scenariusza. A z tym Justyna Drzewicka nieźle sobie radzi. Nie zmęczy zatem nikogo, kto potrzebuje pocieszenia i literackiego azylu.

wtorek, 10 maja 2022

Sebastian Nowak: Powszednia historia

W.A.B., Warszawa 2022.

Za drzwiami

Sebastian Nowak bawi się motywem relacji międzyludzkich - tych, które są powszechnie zrozumiałe i jednocześnie najmniej efektowne. Dla swoich bohaterów nie ma baśniowych rozwiązań i pocieszeń w trudnych chwilach, stawia ich przed sytuacjami przykrymi lub do bólu zwyczajnymi, żeby przetestować ich przygotowanie na niespodzianki. "Powszednia historia" to zanurzenie się w egzystencję kilku postaci - niby nietuzinkowych, gdzieś wyłamujących się ze społecznych schematów - a jednak w pełni przekonujących w swoich dążeniach i zamiarach. Nie ma znaczenia, czy chodzi o nieudane związki damsko-męskie czy o miłość homoseksualną - nieporozumienia, które zniszczą wizję szczęścia zawsze wypadają tak samo i wiążą się z bezradnością. Ludzie, których portretuje Sebastian Nowak, niechętnie nadają kierunek biegowi wydarzeń: wolą poddawać się temu, co przyniesie los, zupełnie jakby zatracili wiarę w moc sprawczą. W związku z tym ciągle skazani są na przeżywanie dramatów i dylematów, na rezygnację z marzeń na rzecz tego, co możliwe do osiągnięcia najmniejszym wysiłkiem. A to nie jest zbyt udany przepis na szczęśliwe życie. W "Powszedniej historii" nie ma miejsca na czcze obietnice: jeśli coś ma się rozpaść, rozpadnie się raczej prędzej niż później, jeśli coś ma dostarczać poczucia beznadziei - na pewno się do opowieści wkradnie. Tu króluje marazm i bezradność, nawet jeśli ktoś próbuje działać po swojemu. Mechanizmy w relacjach międzyludzkich Sebastian Nowak odmalowuje z wyczuciem: stawia na literaturę środka, ucieka za to od hollywoodzkich scenariuszy. Tu wszystko rozgrywać się będzie bez fajerwerków i nawet opowieść składa się z pojedynczych scenek, poszatkowanych i pomieszanych, a nie z logicznego, przyczynowo-skutkowego ciągu wydarzeń. Precyzja jest czynnikiem, który przyciągnie odbiorców: bo Sebastian Nowak w tym podglądaniu okrucieństwa rzeczywistości jest po prostu szczery. Przekonuje swoimi wizjami, zapewnia silne przeżycia. a jednak udaje mu się też pokazać rozmycie prywatnych dramatów, ich miałkość w obliczu problemów innych ludzi. Co ciekawe, w "Powszedniej historii" bohaterowie najczęściej doświadczają sytuacji znanych czytelnikom z konkretnych etapów w życiu, są przewidywalni i dokładnie określeni, sami siebie definiują przez codzienność. A jednak wszystko składa się na odświeżającą całość, nieco oniryczną, trochę zuchwałą. Marazm przesycający tom nie zmienia faktu, że jest tu również ważna ironia, zwłaszcza w kolejnych doświadczeniach postaci, w ramach akcji a nie charakterów. Ucieka autor od wielkich słów, a przecież potrafi przedstawiać wielkie tematy - tyle tylko, że maskuje je pozorną zwyczajnością narracji. Równie łatwo odrzucić tych bohaterów, co się z nimi zaprzyjaźnić - nie ma jednej reakcji na tę opowieść, tak samo jak nie ma jednego scenariusza, który Sebastian Nowak chce realizować. "Powszednia historia" to ukłon w stronę zwyczajności - niefilmowej, nieksiążkowej egzystencji wypełnionej drobnymi troskami - pokazanie jak jest "naprawdę" w zderzeniu z tym, jak mogłoby być.

poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Marta Zaraska: Tajemnice długowieczności. Jak przyjaźń, życzliwość i optymizm pomagają dożyć stu lat

W.A.B., Warszawa 2022.

Spokój ducha

Ten temat zawsze intryguje czytelników, a Marta Zaraska podchodzi do niego z chęcią faktycznego odkrywania ciekawostek i przepisów na długie i udane życie. "Tajemnice długowieczności. Jak przyjaźń, życzliwość i optymizm pomagają dożyć stu lat" to opowieść wpisująca się w slow-life, a jednocześnie - zapewniająca wskazówki i podpowiedzi dla odbiorców. Odpowiednia dieta, ruch, ograniczanie stresu, towarzystwo, ćwiczenie umysłu - składników w tej recepcie będzie kilka, wszystkie niby banalne, a jednak niekiedy trudne do wprowadzenia w codzienną egzystencję. Do tego - moda na wymyślanie kolejnych strategii działania, odwracających uwagę od tego, co najważniejsze. Marta Zaraska zamierza jednak odkryć uniwersalny przepis na długowieczność - i dzieli się z czytelnikami tym, co udaje jej się sprawdzić. Proponuje nie poradnik, a zgrabną psychologiczną książkę, która zapewni też rozrywkę. Sprawdza autorka, jak proces starzenia się wygląda od strony biologicznej, na poziomie komórek. W nauce szuka odpowiedzi na swoje pytania - między innymi na to, czy rozmaite suplementydiety i lekarstwa pozwolą żyć dłużej. Przy okazji autorka może wyjaśnić, dlaczego choroba wyzwala w ludziach określone zachowania i odnieść się do etycznych stron walki o długowieczność. Analizuje też rolę przyjaźni i kontaktów z innymi ludźmi. Zachęca do zachowań, które wywołują zdumienie "ogółu", a na które mogą sobie pozwolić naprawdę szczęśliwi ludzie. Wplata w narrację nie tylko porady dla odbiorców, ale też ciekawostki ze świata nauki, przybliżane niemal na prawach anegdoty. Dzięki temu przyjemnie śledzi się tę opowieść. Marta Zaraska bardzo często zmusza wręcz czytelników do angażowania się w treść, do rozważań, co sami odbiorcy by wybrali w określonych okolicznościach. Z jednej strony proponuje wywód naukowy, starannie dopracowany i wypełniony danymi, z drugiej - zrytmizowaną opowieść, która wciąga i która pozwala na zagłębianie się w temat nawet mniej zainteresowanym odbiorcom. Na pewno autorka odrzuca konwencje kioskowych poradników, jednak jeśli ktoś zamierza skorzystać na lekturze i wprowadzić w czyn przepisy na długowieczność, będzie mógł dokonać paru odkryć. Przybliża ten tom stan badań nad długowiecznością, ale bardziej na styl dziennikarski, jako zaangażowany reportaż, niż jako referowanie odkryć uczonych. Dzięki temu trafi do szerokiego grona odbiorców. Wymyka się schematom, nie naśladuje rozwiązań z typowych książek do samorozwoju, można się z niego sporo dowiedzieć.

Ale nie tylko o długowieczność tu chodzi, bardziej nawet o poprawę jakości życia, o zrozumienie prostych prawd rządzących egzystencją każdego człowieka z osobna. Marta Zaraska bezbłędnie odczytuje to, co najbardziej istotne dla odbiorców, dzieli się odkryciami i pozwala na przewartościowania priorytetów - tak, by ograniczyć poziom stresu i zapewnić sobie bardziej satysfakcjonującą codzienność. Jest w książce moc inspiracji, jest też udana narracja: stylistycznie także Marta Zaraska może przekonać do siebie odbiorców. Znajduje temat, który cieszy się sporą popularnością (i jednocześnie jest dość uniwersalny), a do tego potrafi go zrealizować z dużą wprawą.

wtorek, 22 marca 2022

Jagna Kaczanowska: Pies, który nas odnalazł

W.A.B., Warszawa 2022.

Naprawianie życia

Jagna Kaczanowska wybiera scenariusz, który momentami budzi wątpliwości - jako obliczony na wzruszenia i ckliwość, przesadzony i nieprzekonujący w swoich kierunkach. A jednak "Pies, który nas odnalazł" to książka psychologiczno-obyczajowa, która ucieszy fanki ciepłej i krzepiącej literatury. Anka nie radzi sobie z bliskimi. Moment diagnozy jej syna, Kaja, stał się jednocześnie momentem rozpadu rodziny. Wprawdzie mąż Anki nie odszedł od niej - kobieta może mówić o szczęściu, bo większość matek autystycznych dzieci wychowuje swoje pociechy samotnie, po usłyszeniu "wyroku" - jednak Remek w ogóle nie interesuje się bliskimi. Anka czuje się zatem opuszczona i niemal zdradzona. Nie wie, jak prosić o pomoc, zresztą uznaje, że powinna sobie ze wszystkim poradzić. Do obowiązków w opiece nad Kajem próbuje zaangażować Polę, dwunastoletnią córkę. Jednak Pola sprawia coraz więcej problemów wychowawczych (a może po prostu walczy o siebie) - jest krnąbrna i niegrzeczna, a w dodatku nie lubi brata, wstydzi się go i nie chce spędzać z nim czasu. Anka jest coraz bardziej poirytowana, co rodzi kolejne konflikty, zwłaszcza z Polą. Nie ma czasu dla córki - ani cierpliwości do niej. W efekcie ciągle zaostrza się problem. To moment, w którym historia się rozpoczyna - i jednocześnie chwila, w której Pola znajduje na spacerze psa ze zranioną łapą. Zabiera zwierzę do domu, czym naraża się na kolejne wyrzuty ze strony matki. Anka nie zamierza przygarniać bezdomnego psa, liczy na to, że odda go do schroniska - jednak pewien zbieg okoliczności sprawia, że zmienia zdanie.

Pies w rodzinie mnóstwo zmienia. Trzeba ustalić podział obowiązków, zyskuje się powiernika, który nie ocenia i nie krytykuje, a zawsze wyraża radość na widok członka rodziny. Pies otwiera i skłania do mówienia o uczuciach, a czasami nawet pomaga odkrywać w sobie nieznane pokłady emocji wcześniej nieuzewnętrznianych. Pies nie przejmuje się drobiazgami, a ponieważ zdecydowanie wyróżnia się spośród innych pupili, przyciąga uwagę i pozwala napotykanym ludziom uświadamiać sobie ważne prawdy. Motyw psa nie zaprząta jednak całej uwagi Jagny Kaczanowskiej. Pola bowiem decyduje się na radykalny krok - ucieka z domu. I wprawdzie autorka rejestruje zachowania jej rodziców i próby działania (z podpowiedzią dla tych rodziców, którzy muszą się z podobną sytuacją mierzyć), ale przede wszystkim koncentruje się na Poli. Dwunastolatka, która nie przewiduje wszystkich przeciwności losu, naraża się na spore niebezpieczeństwo. Może trafić na dorosłych o złych zamiarach, może też narazić się na złośliwe uwagi w kawiarni, w której nie ma czym zapłacić. Musi gdzieś przenocować i coś jeść - ale kiedy wyzwoli się spod kurateli dorosłych, ma też szansę zakosztować życia, którego dotąd nie znała. W dorosłość w przyspieszonym tempie wprowadzi ją klasowa rywalka. Jagna Kaczanowska pozwala odbiorcom na zrozumienie, do czego prowadzi brak komunikacji w rodzinie. Nie chce straszyć, raczej przestrzega - i przekonuje, dlaczego warto zaopiekować się zwierzęciem.

niedziela, 6 marca 2022

Agnieszka Litorowicz-Siegert: Sukienka z wody

W.A.B., Warszawa 2022.

Ratunek

Jest w tej książce obietnica, że wszystko musi się ułożyć - nawet jeśli wydawałoby się to trudne do zrealizowania. Ale Agnieszka Litorowicz-Siegert doskonale wie, że kiedy tworzy literaturę kobiecą, musi kierować się tonami krzepiącymi i optymizmem, a niekoniecznie prawdopodobieństwem. Już i tak wystarczy, że sporą część tomu wypełnia uwagami o niemal kryminalnej proweniencji. Edyta leży w klinice. Zapadła w śpiączkę po wypadku i bliscy czekają na jej wybudzenie. Nie tracą nadziei, ale muszą też działać. Edyta znajdowała się w przededniu wielkiego sukcesu wydawniczego: miała skończyć powieść, na podstawie której powstawał scenariusz filmowy. Podpisała stosowne umowy i wszyscy wiedzieli, że błyskawicznie stanie się sławna. Jednak teraz nie wiadomo, czy Edyta w ogóle przeżyje, a co dopiero - czy będzie w stanie dotrzymać terminów. Jednak wydawca jeszcze nie wie o problemach i tu z pomocą może przyjść Alina. Alina jest profilerem, pracuje w policji i przygotowuje się do tworzenia kryminałów. Tylko ona może pomóc przyjaciółce i dokończyć jej książkę - tak, by nie trzeba było zrywać umów. Alina nie ma pojęcia, czy Edyta pochwaliłaby ten pomysł - ale podejmuje się zadania. I dość szybko odkrywa tajemnicę: w książce pojawia się mężczyzna, który jednoznacznie wskazuje na pozamałżeńską relację autorki. Alina musi rozwiązać zagadkę, znaleźć tajemniczego bohatera i dowiedzieć się, jak wygląda jego część historii - żeby wiedzieć, w jakim kierunku poprowadzić fabułę. Przy okazji sama może przekonać się, że warto uwierzyć w miłość.

Jest "Sukienka z wody" tomem bardzo udanym, zwłaszcza w kwestii informowania odbiorców o wyciąganych przez bohaterów wnioskach. Tu każdy sekret zyskuje rzeczowe wyjaśnienie, dzięki temu Agnieszka Litorowicz-Siegert może przekonać bez trudu do kreacji Aliny. Ta kobieta musi być wyjątkowo spostrzegawcza i umieć budować całe narracje na podstawie detali - niedostrzeganych zwykle przez otoczenie. Wiele razy Alina będzie udzielać informacji w oparciu wyłącznie o drobiazgi. Tym zaskarbi sobie uznanie czytelników. Na tle tego zdecydowania i samoświadomości problemem staje się to, co Agnieszka Litorowicz-Siegert ma w każdej swojej książce - skłonność do dublowania synonimów, zupełnie jakby nie była przekonana do trafności pierwszego określenia. To pojawia się w wypowiedziach różnych postaci, nie może być zatem traktowane jako element kreacji językowej bohatera - a wprowadza poczucie niepewności. Zupełnie niepotrzebnie, to zresztą psuje trochę efekt. Warto w redakcji zwrócić uwagę na ten aspekt pisarstwa - niewiele trzeba, żeby książki nabrały blasku i bardziej przekonywały odbiorców.

Jest "Sukienka z wody" obyczajówką wolną od stereotypów. Nawet jeśli wiadomo, że autorka będzie szukać szczęścia w miłości - jej romans będzie się rozwijać w mniej oczywisty sposób. Cieszy takie poprowadzenie akcji, dalsze plany odwracają uwagę od tematu wybudzania się ze śpiączki - tutaj istnieje całkiem dużo zagadnień, które przyciągną czytelniczki i sprawią, że powieść spotka się z dużym zainteresowaniem nie tylko fanek literatury obyczajowej. Jest tu niespodzianka, jest zestaw sekretów, jest przeniesienie tematów z kryminałów - w postaci śledztw tam, gdzie trzeba samodzielnie dojść do jakiegoś wniosku. Ogólnie "Sukienka z wody" to całkiem przyjemna powieść dla kobiet. Co ważne - autotematyzm nie jest tu nachalny.

środa, 23 lutego 2022

Katarzyna Czajka-Kominiarczuk: Mam nadzieję

W.A.B., Warszawa 2022.

Otucha

Bardzo zgrabnie połączyła Katarzyna Czajka-Kominiarczuk modę na lifestyle'owe opowieści i na poradniki dotyczące samorozwoju. Jej książka "Mam nadzieję" to zestaw życzliwych uwag i wskazówek zamieszczonych w całkiem przyjemnych w lekturze felietonowych tekstach - może miejscami aż zbyt prostych, ale chodzi przecież o to, żeby dotrzeć do maksymalnie szerokiego grona odbiorców, bez ograniczeń wiekowych - i przekonać ich, że powinni decydować o sobie i nie kierować się pomysłami innych. Autorka nie zamierza obiecywać, że wszystko się jakoś ułoży: przekonuje czytelników, że w życiu pojawiają się i wzloty, i upadki - i na tym polega jego piękno. Pozwala jednak oceniać rzeczywistość tak, by ograniczyć frustracje i stresy, zapewnić sobie spokój i mierzyć się z przeciwnościami losu bez kompleksów. Kieruje się do zagubionych - do tych, którzy potrzebują wsparcia, komentarza krzepiącego i optymistycznego - ale nie: wypełnionego gotowymi receptami na szczęście. W ogóle nie ma tutaj pogoni za wiecznym zadowoleniem, Katarzyna Czajka-Kominiarczuk próbuje odwieść czytelników od takiej wizji. Przypomina, że nie warto wytyczać sobie granic wieku na zrobienie czegoś, uczy, że w każdym momencie życia można podejmować nowe wyzwania. Wyczula na krytyków: ważną częścią jej książki jest przekonywanie odbiorców, że oni sami mogą siebie oceniać, ale nie powinni kierować się opiniami innych. Podpowiada, jak nie dopuszczać do siebie złośliwości i stereotypów, które zwykle podcinają skrzydła - co przyda się zwłaszcza zagubionym i niepewnym siebie. Autorka pisze o tym, jak nie dać się lękom i jak nauczyć się prosić o pomoc, jak traktować siebie i jak wypracować dystans niezbędny do właściwego odbierania rzeczywistości. Wyczula na internetowych specjalistów od wszystkiego (zwłaszcza - od układania innym życia), podpowiada, jak dążyć do doskonałości i jednocześnie jak nie zapędzić się w zamiarze bycia idealnym. Proponuje, by być sobą - i uczy, jak to zrobić.

Kiedy czyta się tę książkę, ma się wrażenie, że to luźne przemyślenia, niekoniecznie układające się w ważny dla odbiorców plan. Jednak pod pozorami plotek przy kawie Katarzyna Czajka-Kominiarczuk przemyca dla czytelników ważne treści. Nie buduje konkretnych planów działania, nie ma tu tak charakterystycznych dla kioskowych poradników wyliczeń, podsumowań i ramek z cytatami do zapamiętania. Potrzebne informacje należy sobie samodzielnie wyłuskać z tekstu - i będą dzięki temu znacznie bardziej wyraziste, lepiej wpłyną na odbiorców. "Mam nadzieję" to zatem zestaw refleksji, który ma szansę dotrzeć do każdego czytelnika w inny sposób. Autorka odnosi się do typowych problemów dzisiejszych czasów, ale zachowuje przy tym wysoki stopień ogólności wywodów, tak, żeby nie dawać konkretnych rad na konkretne zmartwienia - a żeby nauczyć odbiorców właściwego podejścia do codziennych wyzwań. To się sprawdza. Podobnie jak przesycanie opowieści własnymi doświadczeniami: Katarzyna Czajka-Kominiarczuk dużo zyska dzięki tej szczerości i zapraszaniu czytelników do swojego świata. To próba uzyskania normalności na przekór wszystkiemu - i przypomnienie istotnych, a gubionych każdego dnia prawd. W "Mam nadzieję" nie znajdzie się ani wielkich odkryć, ani przełomowych czy wywrotowych tez. Ale autorka skupia się na tym, co czytelnicy powinni wiedzieć, a o czym często zapominają - i uświadamia im, jak niewiele trzeba, żeby ulepszyć swoje życie.