Zbierałam się strasznie długo do zrobienia hummusu. Od razu wyjaśnienie dla pewnych znajomych archeologów - hummus to pasta z ciecierzycy, a nie wierzchnia warstwa gleby - różnica w jednym "m" a jakże istotna :P
Więc jak już wspomniałam, długo się zbierałam i w końcu dałam radę. Tak nam posmakował, że nie zdążyłam zrobić zdjęć i musiałam zrobić drugą porcję, która nota bene też już znikła. Mam stanowczo fazę na pasty ze strączkowych i zapewne pokatuję Was nimi co jakiś czas. Dziś klasyk - przepis z Kwestii Smaku, poza brakiem oleju sezamowego, ale pewnie zaopatrzę się w niego.
Składniki:
- 5 łyżek ziaren sezamu
- 2 łyżki oliwy extra vergine
- 1 łyżka oleju sezamowego (nie dałam) mały ząbek czosnku
- sok z połówki cytryny
- 250 g ugotowanej i wystudzonej ciecierzycy (można dać z puszki)
- 70 - 80 ml zimnej przegotowanej wody (lub wywaru z gotowania ciecierzycy)
- sól
Wykonanie:
Ciecierzycę namoczyłam na noc w zimnej wodzie, na drugi dzień zmieniłam jej wodę i gotowałam ją do miękkości - jakieś 2,5 godziny, a miękką wystudziłam. Ziarna sezamu uprażyłam na złoto na suchej patelni. Zmieliłam je blenderem, a później zmiksowałam z oliwą extra vergine. Tak oto powstała pasta tahini. Do pasty dodałam czosnek, sok z cytryny, ociupinkę soli i miksowałam na gładką, jednolitą masę dodając na zmianę ugotowaną ciecierzycę i wodę.
Później jadłam, mąż Trzaska jadł, dzieci Trzaski jadły i wszystkim wielce smakowało. Dzieciom najbardziej z kiszonym albo rzodkiewką.