sobota, 29 lipca 2017

Ironia losu - Katarzyna Misiołek


Ironia losu
Katarzyna Misiołek
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Liczba stron: 416
Ocena: 9/10

Moje wrażenia:


W życiu często gonimy za tym, co zakazane, co kusi, nie dostrzegając szczęścia, jakie mamy pod nosem, na wyciągnięcie ręki. Doceniamy je niestety dopiero wtedy, kiedy stracimy. I z taką sytuacją mamy do czynienia w "Ironii losu".

"Czy zawsze musimy pragnąć tego przeklętego jabłka, które dojrzewało na jabłoni pokusy?! Czy nigdy nie możemy się zadowolić tym, co w danym momencie dał nam los?"

Marzena to bezdzietna czterdziestoletnia kobieta wiodąca sielankowe życie u boku męża Huberta, który jest lekarzem. Wydaje się mieć wszystko. Każda inna kobieta na jej miejscu pozazdrościłaby takiego życia. Czego więc jej zabrakło? Kiedy wdaje się w romans z młodszym mężczyzną Jackiem, traci dobre relacje z najbliższymi. Zaczyna kłamać, kręcić, plątać się. Mąż żyje w zupełnej nieświadomości, że jest zdradzany. Tymczasem kochanek robi się zazdrosny, nachalny, oczekuje czegoś więcej. Mówi o miłości. Ale czy rzeczywiście jest to miłość? Kobieta chce zakończyć ten związek, ale mimo to brnie coraz dalej. Jednakże mają miejsce pewne wydarzenia, które skutkują tragedią... 

"Z Jackiem wszystko było gwałtowne, rozszalałe, kipiące od podekscytowania. Przy kochanku miałam wrażenie, że codziennie skaczę na głęboką wodę. Przy mężu bez wysiłku unosiłam się na jej powierzchni."

Bohaterowie to bardzo mocny punkt książki. Są wyraziści, a ich kreacja psychologiczna daje powieści oryginalności. Nie polubiłam głównej bohaterki. I takie chyba właśnie było zamierzenie autorki. Postać Marzeny wywołała we mnie wiele skrajnych uczuć. Nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania. Z jednej strony miałam ochotę wytargać ją za włosy, a z drugiej w pewnym momencie nawet jej współczułam. To kobieta, która w swoim zaślepieniu, pędzie ku przyjemności, nie widzi jak bardzo krzywdzi najbliższych, a przy okazji i samą siebie. Sama nie wie czego chce, z dnia na dzień pogrąża się w swoich kłamstwach. To bardzo realistyczny portret kobiety upadłej, inaczej tego nie sposób określić. Cała ta historia jest smutna, z gorzkim posmakiem.   

"Jestem złym człowiekiem. Egoistyczną, próżną, znudzoną paniusią, której zachciało się posmakować cudzołóstwa. Pustą, bezmyślną idiotką, która w końcu zapłaci za każdą chwilę zakazanej zabawy."

Katarzyna Misiołek pokazuje, że jedna niewłaściwa decyzja może zaważyć na całym naszym życiu. To powieść, w której pozory wyłamują się na pierwszy plan. Autorka podejmując się tematu zdrady, zrobiła to w sposób przemyślany i dokładny. Dla mnie interesujące było to, że to kobieta jest tą zdradzającą. W książkach zwykle spotykam się z odwrotnym zjawiskiem. Ciekawym elementem jest zamieszczenie wpisów z forum o zdradach publikowanych zarówno przez zdradzanych, jak i zdradzających, które skłaniają czytelnika do wielu refleksji i przemyśleń. 

Historia już od pierwszych stron mnie wciągnęła. Miałam wrażenie, że mogłaby mieć miejsce obok mnie, po sąsiedzku. Wielokrotnie zostałam przez autorkę zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że niektóre wydarzenia potoczą się w takim, a nie innym kierunku. Zakończenie zaś było totalnym zaskoczeniem i szokiem, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Mimo trudnej i kontrowersyjnej tematyki, książkę czyta się lekko i szybko. Nic nie jest napisane na siłę czy przerysowane. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że wszystko przeżywamy wraz z główną bohaterką. 

Jeśli po "Ironii losu" spodziewacie się lukrowanego romansu, tu tego nie dostaniecie. To powieść mądra, realna, pouczająca. Książka jest przestrogą dla wszystkich tych, których kusi ryzyko porwania się chwili namiętności, przeżycia silnych emocji i wrażeń. Czasem warto się dwa razy zastanowić nim zrobi niewłaściwy krok. Lektura raczej dla starszego czytelnika lub osoby, która ma już za sobą dłuższy związek. Polecam!     


  

środa, 26 lipca 2017

Dwoje nie do pary. Rzęsy i nonsensy - Olivia S.


Dwoje nie do pary
Olivia S.
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 242
Ocena: 8/10

Moje wrażenia:


Czy miłość do grobowej deski istnieje? Pewnie każdy choć raz się nad tym zastanawiał. To główne pytanie przyświecające tej książce. A czy można jednoznacznie na nie odpowiedzieć?  

Bohaterka i jednocześnie narratorka książki (nazwę ją O) to mieszkanka wielkiego miasta W, która opisuje swoje codzienne życie, które wiedzie u boku męża nazywanym R. To kobieta nowoczesna, która odnosi sukcesy, jak i życiowe porażki. Mąż nieustannie powtarza jej, że będą na zawsze i że kocha ją taką jaką jest. Między małżonkami, jak to w życiu, dochodzi do poważnych kłótni, by za chwilę oddać się gorącemu seksowi.
  
"Zachowanie równowagi w braniu i dawaniu to chyba najkrótsza i najtrafniejsza recepta na trwały związek."

To niby lektura wpisująca się w powieść obyczajową, ale przypomina mi dziennik, bowiem mamy do czynienia z zapisem w większości własnych doświadczeń autorki. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie.

Jesteśmy społeczeństwem rozwodników, wystarczy tylko się rozejrzeć. Autorka dobitnie pokazuje, że nie ma sprawdzonej recepty na udane szczęśliwe, pożycie. Skupia się na relacjach w związku, na zaufaniu, doszukuje się wad i zalet zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

"... ja jestem jak mango, a on jak banan - rośliny na zupełnie innych drzewach, ale zrządzeniem losu współtworzymy jeden gęsty koktajl."

Dialogi są tak naturalne, że ma się wrażenie, że przysłuchujemy się tym rozmowom siedząc gdzieś z boku. Tu w zasadzie wszystko w tej książce wydaje się takie prawdziwe, realistyczne. W tej codzienności możemy upatrywać odzwierciedlenia samych siebie. Bo i czyż nie my sami podobnie się nie zachowujemy? Przyziemność nas otacza - jemy śniadanie, robimy zakupy, urządzamy mieszkanie, opiekujemy się partnerem podczas jego choroby, chodzimy na imprezy czy kochamy się.  

Olivia S. nie boi się tematów tabu, mówi jak jest, a przy tym nie ocenia, nie narzuca nam swojego zdania, jednocześnie wszystko podaje z niewymuszonym humorem. Pisze o rozwodach, seksie, miłości, zdradach, męskim egoizmie, przemijaniu i pragnieniu bycia młodym. Odkrywa się przed nami, pokazując swoje emocje, przeżycia, obawy, słabości, przyzwyczajenia, myśli, uczucia. Wykłada wszystko wraz z pikantnymi szczegółami pożycia małżeńskiego. Wielu czytelników pewne wnioski, poglądy i rozważania głównej bohaterki mogą oburzać, może się z nimi nie zgadzać. Ale ilu ludzi, tyle różnych spojrzeń na związek.  

"Nie ma co się łudzić - związek to wzajemne zaspokajanie swoich potrzeb."

Książka zmusza do analizy, do bliższego przyjrzenia się własnemu związkowi. Jestem pewna, że znaczną część z czytających zmusi do zmian, do popracowania nad naszymi relacjami. Osobiście na wiele rzeczy spojrzałam pod innym kątem i wysunęłam własne wnioski, a przy tym bawiłam się świetnie. 

"Dwoje nie do pary. Rzęsy i nonsensy" to powieść odważna, napisana bez cenzury, która wprowadza w dobry pozytywny nastrój. Mimo iż autorka przytacza zabawne sytuacje z życia codziennego, egzystencji współczesnej kobiety i samych związków, to jest to przede wszystkim książka o miłości, w której związek został rozłożony na czynniki pierwsze. Mając tę lekturę, żadne poradniki nie będą już Wam potrzebne. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu: Novae Res



niedziela, 23 lipca 2017

Wesoła rozwódka - Iwona Czarkowska


Wesoła rozwódka
Iwona Czarkowska
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 352
Ocena: 8/10

Moje wrażenia:


Niedawno miałam okazję czytać "Damę z kotem" Iwony Czarkowskiej, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Czy tym razem było podobnie? Wesoła rozwódka... hmm trochę dziwne, prawda? Gdy ujrzałam ten tytuł od razu skojarzył mi się ze starym czarno-białym filmem z Fredem Astairem i Ginger Rogers w rolach głównych. Ale to tylko z tytułu. 

Alicja Kalicka wiedzie na pozór szczęśliwe życie do chwili, gdy pewnego dnia w progu jej mieszkania staje kochanka męża, na dodatek spodziewająca się jego dziecka. Magda wyprowadza się do kawalerki najlepszej przyjaciółki, składa pozew o rozwód i rozpoczyna nowe życie. Od tego momentu postanawia wszystkim udowodnić, że kobieta po rozwodzie wcale nie musi zalewać się łzami. Może być wesoła i z perspektywą spoglądać na to, co jeszcze przed nią. Nowe życie rozpocznie od pomocy innym kobietom, które doświadczyły podobnego zawodu. 


"Paweł zawsze mówił, że jest naiwna. Chyba miał rację. Podobno była ostatnią osobą, która dowiedziała się, że ukochany mąż ją zdradza."

Bohaterowie są wyraziści, zarówno ci pierwszo-, jak i drugoplanowi, każdy z nich został obdarzony wadami i zaletami. Ze wszystkimi można znaleźć wspólny język. Wyjątkiem jest Paweł, który tak mnie wkurzał, że miałam ochotę złapać go za fraki i porządnie przetrzepać mu skórę. 

Rozwód to zawsze jakaś życiowa porażka. Ale Iwona Czarkowska w swojej książce pokazuje, że można przekuć ją w sukces, wyjść na prostą z wysoko podniesioną głową. Dzięki przyjaciółkom, ich wsparciu, Alicja zyskuje wiarę we własne siły i możliwości. Rozkręca biznes, ale jaki biznes! Tego nie zdradzę, musicie sami się dowiedzieć, a będziecie zaskoczeni równie mocno jak ja. Może i ta rzeczywistość opisana przez autorkę jest zbyt kolorowa, ale dzięki takiemu spojrzeniu można wyciągnąć coś dla siebie, wszystko zależy od nas samych. 

"Kto powiedział, że kobieta porzucona przez męża jest samotna?"

Pomysł na fabułę okazał się interesujący, trafny i fajnie poprowadzony. Humor wręcz zalewa karty tej powieści, a przy tym w żaden sposób nie jest wymuszony. Komizm sytuacyjny i perypetie głównej bohaterki należy potraktować z przymrużeniem oka i po prostu oddać się przyjemności z lektury. Momentami śmiałam się do rozpuku. Niektóre wydarzenia zakrawają na absurd i ironię, jak chociażby gipsowy krasnal w domu. Osobiście lubię czasem wziąć do ręki taką książkę, która w skuteczny sposób mnie rozbawi i zrelaksuje. A ta lektura jest wręcz idealna na lato. Poza tym czyta się przyjemnie i szybko ze względu na przystępny styl i język, jakimi została napisana. 

Podsumowując, "Wesoła rozwódka" to powieść, która skrzy humorem i  z całą pewnością poprawi samopoczucie każdego czytelnika. Daje wiarę i nadzieję na to, że zawsze można zacząć od nowa i że rozwód to jeszcze nie koniec świata, a być może początek czegoś nowego, lepszego.   


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika


środa, 19 lipca 2017

Przedpremierowo "Kelner" Przemysław Garczyński


Kelner
Przemysław Garczyński
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 224
Ocena: 8/10
Premiera: 11 sierpnia

Moje wrażenia:

Coraz więcej blogerów decyduje się na napisanie i wydanie własnej książki. Przemysław Garczyński to twórca serwisu 3telnik.pl. Podczas wyboru tej książki, nie wiedziałam, że jej autorem będzie znany mi bloger. Natomiast pierwsze na co zwróciłam uwagę, to jej okładka. Siekiera z ręką ociekające krwią - to robi wrażenie. Następnie był opis, który tylko podsycił moją ciekawość, a później gdy już wzięłam ową powieść do ręki, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Niniejsza lektura może i nie jest wielka objętościowo, ale zapewniam Was, że na tych ponad dwustu stronach sporo się wydarzy. 

Już od pierwszych stron autor mocno uderza. Jest zbrodnia i trup - kibic Legii Warszawa, którego znajduje emerytowany woźny - Eugeniusz Chorwat. Śledztwa podejmują się policjanci z poznańskiej Komendy Wojewódzkiej oraz ich warszawski partner - Wojciech Gót. Im dalej, tym wszystko się plącze, nic nie jest jasne, przybywa niewiadomych. Dłuższy czas nie wiadomo kim jest morderca, a kim ofiara. I co ma wspólnego memento z Boskiej Komedii Dantego Alighieri: "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie." z miejscem zbrodni? W międzyczasie zostaje zamordowana Dinara (córka znanej artystki), przyjaciółka byłej dziewczyny Jakuba, Dominiki, co jeszcze bardziej gmatwa fabułę. Czy policjantom uda się rozwikłać tę i inne zagadki? I co z tym wszystkim ma wspólnego historia Wikingów?

"W głębi ducha czuł, że w pogoni za mordercą umyka im ofiara, a to przecież ona (a w tym przypadku on) jest najważniejszym elementem tej układanki." 

Postacie są nietuzinkowi, zostali dobrze wykreowani, zwłaszcza Wilczek. Dialogi miedzy poszczególnymi bohaterami są naturalne, niekiedy ociekają humorem, co osobiście bardzo lubię. Równowaga pomiędzy opisami a dialogami została zachowana. Lekki, prosty, plastyczny język i styl sprawiają, że czyta się z przyjemnością. Akcja mknie niczym piłka wprost do bramki. Nie ma niepotrzebnych przestojów, dłużyzn.

To, co mi się spodobało, to dopuszczenie tak blisko śledztwa rzecznika prasowego w postaci Izabeli Malak. W realu tak to nie wygląda. Ten element wypadł udanie. Z takim wątkiem jak do tej pory w książkach jeszcze się nie spotkałam. To oryginalne posunięcie. Swoja drogą, Malak to bardzo interesująca postać.    

Zagadka kryminalna okazała się interesująca. Nic nie jest takie, jakim się początkowo wydaje. Bohaterowie prowadząc swoje śledztwo, niejednokrotnie odwołują się do literatury, muzyki, filmów, programów telewizyjnych, utartych powiedzonek, polityki czy znanych osób. Ważną rolę odgrywają tu także technologie naszych czasów, takie jak: smartfony, laptopy, internet, facebook. Autor wyraźnie zaznaczył, że to wszystko w znaczny sposób pomaga w prowadzeniu śledztwa. 


"Czy wątek sportowy jest wpleciony w główny motyw, czy może stanowi przykrywkę?" 

Autor dobrze, w ciekawy i sugestywny sposób oddał miasto Poznań, jego ulice, ważne miejsca. Dało się nawet wyczuć pewną ironię w tym, jak Poznaniacy postrzegają Warszawę i jej mieszkańców. Poza tym mamy liczne wtrącenia gwary poznańskiej.    

Muszę jeszcze wspomnieć o tytule, który zmylił mnie, bo z prawdziwym kelnerem ma on niewiele wspólnego, ale to pod koniec książki się wyjaśnia. Nic więcej nie zdradzę, to musicie sami odkryć. Natomiast zakończenie, a właściwie ostatnie zdania mocno mnie zaintrygowały, sugerując, że to jeszcze nie koniec tej historii.

"Nie o taką Polskę walczyli, nie o taki finisz im chodziło. "

"Kelner" to oryginalny kryminał z elementami komedii i powieści obyczajowej, w której sport, pseudokibice, historia Wikingów, literatura, samotność, trudne śledztwo, tworzą zagmatwaną i intrygującą zagadkę kryminalną. Debiut interesujący, udany, nawet bardzo, ale ze strony autora czekam na jeszcze większe wow, mam nadzieję, że czymś mnie zaskoczy. Z niecierpliwością będę wyglądać kolejnych książek Przemysława Garczyńskiego. 




Za możliwość przeczytania książki i napisania do niej rekomendacji dziękuję Wydawnictwu Novae Res


niedziela, 16 lipca 2017

Koncert cudzych życzeń - Izabella Frączyk


Koncert cudzych życzeń
Cykl: Stajnia w Pieńkach (tom 1)
Izabella Frączyk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 320
Ocena: 9/10

Moje wrażenia:


Magda wiedzie na pozór szczęśliwe życie i małżeństwo. Jej mąż to typowy maminsynek. Żyje pod dyktando matki Leontyny, która potrafi umiejętnie grać na emocjach syna. Do tego od jakiegoś czasu steruje życiem Magdy i chce by ta spełniała jej fanaberie. Jej intrygi i kłamstwa... oj nie chciałabym mieć takiej teściowej. Narobiła długów i ma plan, by synowa je spłaciła sprzedając otrzymaną po babci w spadku stadninę koni w Pieńkach, która jak się okazuje jest zadłużoną ruiną. W pewnym momencie Magda mówi dość, bierze życie w swoje ręce i zaczyna wszystko od nowa wyjeżdżając na wieś. Dla kobiety będzie to wielkie życiowe wyzwanie. Czy podoła i rozkręci biznes? A co z prywatnym życiem? Tego wszystkiego dowiecie się na kartach niniejszej powieści.

"Do tej pory nie miałam marzeń, od dawna żyłam cudzymi. Na dodatek w przekonaniu, że nie stać mnie na własne, bo nie jestem ich godna."

Z bohaterami z łatwością można znaleźć wspólny język, utożsamić się, zwłaszcza z Magdą. Ich problemy wydają się naszymi problemami. Bardzo podobało mi się to, że w końcu Magda przeciwstawiła się mężowi i teściowej oraz sposób w jaki to zrobiła. Jej przemiana jest interesująca. Z szarej myszki stała się kobietą odważną, która w końcu zaczyna wiedzieć czego chce.   

"Życie właśnie boleśnie przygięło jej kark. Tak mocno, że nie miała siły się podnieść. Jak dotychczas świetnie opanowała sztukę chowania głowy w piasek, tymczasem w aktualnym stanie ducha bardziej by się jej przydała umiejętność wstawania z kolan."

Wątek koni stanowi tło, nie przesłania reszty fabuły, choć już na samym początku główna bohaterka będzie musiała poradzić sobie z porodem tego zwierzęcia. Pojawiający się ciekawy wątek kryminalny z dwoma trupami sprzed lat dodał powieści smaczku. Prawdziwą gratką był dla mnie wątek z farmą strusi pod Olsztynem, bo sama mieszkam niedaleko. Kolejną sprawą była "sprzedaż" samochodu przez Magdę, co wręcz rozbawiło mnie do łez. Rewelacja! Oprócz tego pojawia się temat nadużywania alkoholu i zdrady, co sprawi, że krew w żyłach zawrze. Natomiast zakończenie okazało się niezwykle intrygujące i zachęcające do poznania dalszych losów bohaterów. 
  
Z książki wyraźnie bije przesłanie, że nie należy żyć dla kogoś, a dla siebie. Czasem potrzebny jest zdrowy egoizm i umiejętność powiedzenia nie. Nie można dawać się przez całe życie wykorzystywać. Każdemu z nas należy się coś od życia. A Magda w pewnym momencie o tym zapomniała. O swoich marzeniach, planach, pragnieniach.  

Akcja toczy się wartko, cały czas coś się dzieje, coś nowego się pojawia mimo iż fabuła nie jest skomplikowana. Czyta się bardzo przyjemnie, co jest zasługą lekkiego stylu i prostego języka, jakimi posługuje się autorka. Jedynie małym minusem jest zbyt często powtarzanie imienia głównej bohaterki w miejscach, gdzie przykładowo wiadomo kto jest wypowiadającym daną kwestię czy myśl. Ale to tylko sprawa czysto kosmetyczna nie wpływająca na ogólny odbiór książki. 

"Koncert cudzych życzeń" to ciepła powieść o życiu, które zaskakuje, o przyjaźni, zaufaniu i próbie rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Napawa optymizmem i wiarą w lepsze jutro. Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce
         






czwartek, 13 lipca 2017

"Szkoła żon" i "Pensjonat marzeń" Magdalena Witkiewicz


Szkoła żon 
&
Pensjonat marzeń
Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 500
Ocena: 9/10

Moje wrażenia:


 "Szkoła żon" 

Świeżo rozwiedziona Julia podczas opijania w klubie z przyjaciółkami rozwodu wygrywa trzytygodniowe zaproszenie do luksusowego SPA o nazwie "Szkoła Żon". Kobieta straciwszy wiarę w miłość, decyduje się na wyjazd. W mazurskiej głuszy poznaje kilka innych kobiet. Będzie to niezapomniana przygoda (a nawet coś więcej) życia dla każdej z nich. Po powrocie nic już nie będzie takie samo. A tytułowa Szkoła żon to idealne miejsce dla kobiet, które chcą złapać wiatr w żagle i poczuć się szczęśliwe. Znajdą tam wszystko, czego potrzebują i pragną. Szkoła nauczy je zdrowego egoizmu, dbania o siebie, o zaspokojenie swoich potrzeb, a dopiero potem partnera. Uczy by same ze sobą czuły się dobrze i zaczęły inaczej traktować swoją osobę. Kobieta, która trafi do tego miejsca nabierze pewności siebie i stanie się otwarta na to, co nowe. I do takiej szkoły trafiają Julia, Jadwiga, Michalina i Marta, gdzie między kobietami zawiązuje się przyjaźń. Ze szkoły wyjdą silniejsze, odmienione i wiedzące czego chcą od życia, a raczej czego już nie chcą.

"Wiesz moja mama mówiła mi, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeżeli coś się dzieje, to tylko po to, by pociągnęło za sobą jakieś sznurki, które poruszą to, co musi i tak nas spotkać. I coś w tym chyba jest." 

Dużym plusem było dla mnie to, że bohaterkami nie są tylko młode dziewczyny (jak to zazwyczaj bywa w erotykach). Tu spotykamy bohaterki w każdym przedziale wiekowym. Różni je nie tylko wiek, ale i wygląd, doświadczenie życiowe czy plany na przyszłość. Ale jest coś, co je wszystkie łączy - każda pragnie szczęścia, a w dotychczasowym życiu doznała zdrady, braku miłości i zrozumienia. Bardzo łatwo można się z nimi utożsamić, znaleźć którąś podobną do siebie. 

W książce nie brak śmiałych opisów scen erotycznych, ale podanych ze smakiem. I mimo iż jest to powieść erotyczna, zawiera w sobie ważne przesłanie, które jeśli tylko będziemy chcieli, to je dostrzeżemy. My, kobiety mamy nie tylko obowiązki domowe, małżeńskie i rodzicielskie, ale i prawa, z których powinnyśmy śmiało korzystać. Potrzebujemy od życia chwili dla siebie, oddechu, egoizmu, przysłowiowych swoich pięciu minut, zwłaszcza teraz, w tak zabieganym świecie. Bo szczęśliwa kobieta to szczęśliwa żona i matka. Czytając to wszystko, aż chciałoby się znaleźć w takim miejscu. Życie jest tylko jedno, więc dlaczego by z niego nie korzystać?

Powieść zarówno odważna, jak i romantyczna, napisana lekkim, przystępnym językiem, więc czyta się bardzo przyjemnie i szybko.

Dostałam moc pozytywnej energii, bawiłam się świetnie. Lektura wzruszyła mnie i zmusiła do przewartościowania kilka rzeczy w swoim życiu. Książka motywuje do zmiany swojego życia na lepsze, do zawalczenia o szczęście. "Szkoła żon" to powieść dla każdej kobiety, żony i nie żony. Jestem pewna, że dzięki niej każda z Was dostrzeże swoją wartość i potrzeby. 
    

 "Pensjonat marzeń" 

Zaczynając czytać ten tom, najbardziej ucieszył mnie fakt, że nie czytałam oddzielnych części, a od razu za jednym razem obie. To świetny pomysł wydawnictwa. 

W "Pensjonacie marzeń" powracają znane nam bohaterki ze "Szkoły żon". Polubiłam je wszystkie, dlatego ciekawa byłam, jak potoczą się ich dalsze losy. Ale oprócz dobrze już nam znanych postaci, pojawią się nowe, więc na nudę nie można narzekać, bo dzieje się naprawdę dużo. Bohaterki już wiedzą, że ich los zależy tylko i wyłącznie od nich samych. Tym razem same stworzą szkołę na Kaszubach o nazwie "Pensjonat Marzeń". Nie obejdzie się przy tym bez problemów, przeszkód, ale jak to mawiają, w przyjaźni siła. Razem można wszystko osiągnąć. Autorka bardzo fajnie pokazała tę babską przyjaźń, solidarność i wzajemne wsparcie.  

"Jakie to dziwne, że na zewnątrz człowiek ma stare opakowanie, a w środku jest tą samą młodą, uśmiechniętą kobietą. Dziwne i trochę niesprawiedliwe..."

Erotyki w tym tomie jest zdecydowanie mniej, a ta, która się pojawia, utrzymana jest w tonie z poprzedniej części, bez niepotrzebnych dziwnych nazw czy zwrotów. 

Przedstawiona przez autorkę historia pokazuje, że mimo życiowych niepowodzeń, nie można się poddawać, trzeba walczyć o swoje szczęście. Trzeba pamiętać o tym, że w życiu nigdy nie jest za późno na zmiany. Magdalena Witkiewicz utwierdziła mnie w przekonaniu, że co by nie napisała, potrafi zdobyć tym moje serce. 

"Pensjonat marzeń" to lektura niezwykle optymistyczna, lekka, zmysłowa, romantyczna, o marzeniach, miłości, przyjaźni, a przede wszystkim o kobietach. Moje wycieczki do "Szkoły żon" i "Pensjonatu marzeń" uważam za bardzo udane. Wam również je polecam! 

  

poniedziałek, 10 lipca 2017

Dobroć nieznajomych - Katrina Kittle


Dobroć nieznajomych
Seria: Kobiety to czytają!
Katrina Kittle
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 512
Ocena: 9/10

Moje wrażenia:

To już kolejna powieść z serii "Kobiety to czytają" jaką miałam okazję czytać. O tych książkach rzeczywiście aż chce się rozmawiać, bowiem poruszane w nich problemy są bliskie każdej kobiecie. 

Sarah Laden to młoda wdowa wychowująca dwóch synów. Stara się jak może, aby zapewnić im normalny, pełen ciepła dom. Pewnego dnia w przypływie impulsu pod swój dach przyjmuje ciężko doświadczonego przez los chłopca. Jordan to cichy, wyobcowany kolega ze szkoły syna Sarah, Danny'ego. Wszystko w ich poukładanym dotąd życiu się komplikuje, gdy na jaw wychodzą mroczne sekrety z przeszłości. 

Lekki tytuł może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z czymś optymistycznym, przyjemnym. Ale wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie. Autorka postanowiła zmierzyć się z trudnym tematem, jakim jest pedofilia, molestowanie, kazirodztwo, przemoc. Do tego dołożyła skomplikowane relacje rodzinne, uprzedzenia i brak zaufania. W moim odczuciu autorka ze wszystkimi tymi tematami poradziła sobie świetnie. 

"I kto skazał na taki los jego - pozwolił mu przeżyć straszliwe zbrodnie przeciwko jego ciału i duszy, dojść do siebie, rozkwitnąć, po to tylko, by potem obarczyć go czymś takim? To było nieludzkie, chore."

Wszystkie opisane wydarzenia możemy poznać z czterech punktów widzenia - z perspektywy Danny`ego, Sarah, Nate`a i Jordana. W zasadzie każdy z bohaterów poniósł stratę, która w znaczny sposób zmieniła jego życie. Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie to, kiedy to Jordan był narratorem. To nad wiek dojrzały chłopiec. Wraz z nim odczuwałam nie tyle strach, co nawet przerażenie. Katrina Kittle wiarygodnie i ze szczegółami pokazała to, co dzieje się w głowie krzywdzonego dziecka. Czytając przeżywałam wszystko wraz z Jordanem. Emocje niejednokrotnie brały górę i musiałam robić sobie przerwy, aby to wszystko jakoś przetrawić, poukładać. Ciężko czyta się takie książki, kiedy jest się samemu wrażliwym na takie zło, na dodatek w stosunku do bezbronnego dziecka. Tylko bestia, nie człowiek, jest zdolna do takich niecnych, zwyrodnialczych czynów. Podczas lektury mnóstwo pytań kotłowało się w mojej głowie. Bo ile jest takich historii jak ta wokół nas? Ile zła dzieje się za zamkniętymi drzwiami, za ścianą? Złość, nienawiść, żal, smutek, współczucie - to tylko mała część emocji i odczuć w trakcie lektury, jakie mi towarzyszyły. Ta powieść wyczerpała mnie emocjonalnie. 


"Żywimy głębokie przekonanie, że przestępcy (...) to potwory, a potwora przecież rozpoznamy na pierwszy rzut oka, prawda?"      
  
"Dobroć nieznajomych" to powieść mocna, poruszająca, wzbudzająca wiele emocji o rodzinie, strachu, winie, sile przebaczenia, miłości i przyjaźni. To książka, która tak łatwo nie da o sobie zapomnieć. Zmusza do refleksji i chwili zatrzymania się, do rozejrzenia się wokół. Uwrażliwia na to, co dzieje się wokół nas. Sprawia, że dokładniej zaczynamy przyglądać się naszemu otoczeniu. Jest impulsem do działania, by nie przyglądać się biernie na krzywdę niewinnych. 



Wyniki konkursu z "Reemisją" Izabeli Milik

Czas na wyłonienie zwycięzcy rozdawajki, gdzie do zdobycia była "Reemisja" Izabeli Milik pod moim patronatem medialnym. 



Książka wędruje do:

Kasia K.

Gratuluję :)

Podeślij mi swoje dane adresowe na maila: [email protected] 

A wszystkich pozostałych zapraszam na fanpage bloga, gdzie niebawem kolejny konkurs z "Reemisją".  



piątek, 7 lipca 2017

W rytmie passady - Anna Dąbrowska


W rytmie passady
Anna Dąbrowska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 392
Ocena: 10/10

Moje wrażenia:


Poznajcie Julitę, uczennicę warszawskiego liceum. Dziewczyna nie jest typową nastolatką. Nie spotkacie jej na imprezie, nie ujrzycie na randce z chłopakiem, ani w towarzystwie przyjaciół. Jest zagubiona, nikomu nie ufa, a jej zachowanie związane jest z wydarzeniami z przeszłości. Jednak pewnego dnia otrzymuje propozycję, która może odmienić jej życie. Musi jedynie (a może aż) zatańczyć w konkursie kizomby. 

Z kolei Marcel to przystojny, pewny siebie tancerz i instruktor. Gdy dowiaduje się o chorobie matki, postanawia również wystartować w konkursie tańca, by ewentualną wygraną przeznaczyć na pomoc rodzicielce. Julitę i Marcela dzieli przepaść, która wydaje się nie do pokonania. Ale czy aby na pewno?

Zanim dowiedziałam się o tej książce, nie wiedziałam o istnieniu tańca, jakim jest kizomba. I właściwie co to ta tytułowa passada? Mocno mnie to zaintrygowało i po prostu musiałam poznać tę powieść.

"(...) czasami szczęście można znaleźć na wyciągnięcie ręki. Szczęścia nie mierzy się miarą centymetrów, pieniędzy i wieku. Szczęście mierzy się ilością uśmiechów i rytmem bicia naszych serc, przypominającym tempo tańczenia passady."
  
Najbardziej ucieszył mnie fakt, że mogłam śledzić całą akcję z perspektywy obojga bohaterów. To pozwoliło mi na bliższe poznanie ich myśli, uczuć i emocji. A wierzcie mi, ich spojrzenie na wiele wydarzeń jest zgoła odmienne, przez co jest bardzo interesująco. Zostali dopracowani w najdrobniejszym szczególe. Przyjemne było obserwowanie tego, jak ciekawą przechodzą metamorfozę, to jak siebie nawzajem poznają i jak rodzi się między nimi uczucie. Czytając niejednokrotnie zastanawiałam się, czy tacy mężczyźni jak Marcel istnieją w realu? Chłopak miał do Julii i jej, mogłoby się wydawać irytującego zachowania, nieograniczone pokłady cierpliwości. No ideał po prostu. Choć jeśli wziąć pod uwagę to, co przeszła ta dziewczyna, nikogo nie powinno dziwić jej zachowanie i lęki wobec innych ludzi. 

"Miłość jest niedorzeczna i przez to niepowtarzalna."

Scena miłosna, jaka się pojawia, jest pięknie przedstawiona. Bez zbędnej wulgarności, z uczuciem. Kolejnym wątkiem, który zasługuje, aby o nim wspomnieć jest choroba matki Marcela. Ujęła mnie więź pomiędzy tą dwójką. Chłopak rezygnuje ze swoich marzeń, aby pomoc kobiecie. Bardzo kibicowałam mu w jego staraniach.

"Bałem się śmierci matki, bałem się pustki, która po niej pozostanie. Obawiałem się, że będzie umierała cierpiąc katusze. Bałem się też bezcelowości swojego życia, bałem się miłości, która potrafiła zgnieść serce na miazgę."
     
Zakończenie sprawiło zaś, że łzy płynęły po moich policzkach niepohamowanym strumieniem. Nie tego się spodziewałam, nie tak miało być... Moje serce zostało roztrzaskane na milion kawałków. Jeszcze długo będę musiała je sklejać. Być może do następnej powieści pani Ani, która pewnie ponownie je złamie.     

Muszę wspomnieć tu jeszcze o samym tańcu. Byłam szalenie ciekawa, w jaki sposób autorka go przedstawi. Czy poczuję ten rytm, klimat? Tę namiętność? Wyszło wspaniale, nawet lepiej niż się spodziewałam. A przecież nie tak wcale łatwo oddać to wszystko słowami, bez wizualizacji. Tę bliskość, naturalność i subtelny dotyk. A mimo to odniosłam wrażenie jakbym znajdowała się na sali i oddawała się temu zmysłowemu tańcowi.  

Książka zawiera mnóstwo barwnych, plastycznych opisów, co sprawia, że czyta się naprawdę z wielką przyjemnością. Rozgrywające się wydarzenia przedstawione są w realistyczny sposób. Anna Dąbrowska nie narzuca nam wszystkiego od razu, umiejętnie stopniuje napięcie. Dzięki temu kolejne kartki przewraca się z wielkim napięciem i zaciekawieniem.   

Już od pierwszych stron czułam się jakbym wkroczyła na parkiet i rozpoczęła swój własny taniec. Zostałam porwana przez bohaterów, poruszona do granic możliwości oraz zmuszona do refleksji i głębokich przemyśleń nad tym, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Ta historia zawiera ogromny ładunek emocji, pochłonęła mnie, zassała, i nawet teraz, już po skończeniu lektury trudno mi się otrząsnąć. Po prostu roztrzaskała mnie emocjonalnie!

"Jest taki taniec, który nazywa się życiem. Nigdy nie wiesz, jak potoczy się twoja historia."

"W rytmie passady" to wielowątkowa powieść pełna miłości, pasji, poświęcenia, niepewności jutra i odnajdywania samego siebie. To książka z gatunku New Adult, więc idealnie odnajdzie się w niej młodzież, która dopiero poznaje swoje uczucia, pierwsze miłości i towarzyszące jej emocje. Tę powieść przeżywa się całym sobą. Polecam gorąco! 

Te dwa wykonania kizomby najbardziej mi się podobają, sami tylko spójrzcie ile w tym tańcu pasji. 





poniedziałek, 3 lipca 2017

Przedpremierowo "Replika" - Lauren Oliver


Replika
Lauren Oliver
Wydawnictwo: Moondrive (Otwarte)
Liczba stron: 400
Ocena: 9/10
Premiera: 5 lipca

Moje wrażenia:

To, co najbardziej zaskoczyło mnie, gdy wzięłam do ręki tę książkę, to jej podwójna okładka. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam. Wnętrze jest oryginalnie skonstruowane, że można czytać na trzy sposoby. Osobiście musiałam się zastanowić z jakiej strony "ugryźć" tę powieść. Postanowiłam zacząć od Gemmy. 

Gemma to zakompleksiona dziewczyna, która od zawsze była bardzo chorowita i sporo czasu spędziła w szpitalach. Nie ma przyjaciół, szkolne koleżanki jej dokuczają, a rodzice przejawiają wobec niej nadopiekuńczość. Gdy pojawia się możliwość wyjazdu na wycieczkę na Florydę, Gemma widzi w tym szansę na oderwanie się od swoich problemów i zasmakowania życia. Niestety w ostatniej chwili rodzice zakazują jej wyjazdu. Dziewczyna podsłuchując ich rozmowę dowiaduje się o tajemniczej klinice w Heaven, która znajduje się niedaleko docelowego miejsca wycieczki.  Gemma ucieka z domu, by sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi. Będzie ryzykować swoje życie, ale czy to ryzyko się opłaci? I czy pozna wszystkie odpowiedzi na nurtujące ją pytania? Tam poznaje Lirę. Co się stanie, gdy obie staną oko w oko? Co łączy obie dziewczyny? Która z nich to człowiek, a która to klon?


"Sekret wyszedł na jaw. Była dziwolągiem i potworem. Teraz już nie miała co do tego wątpliwości." 

Gemma i Lira to dwie, ale tylko z pozoru różne dziewczyny. Gemma ma rodziców, Lira nie ma nikogo. Gemma ciągle choruje, Lira obawia się, że choroba w końcu ją dopadnie. Obie można polubić, jednakże to z Gemmą bardziej się zżyłam. Obie są silne, chciałyby móc decydować o sobie samej, posmakować wolności, ale każda na swój własny sposób. Gemma na początku jawiła mi się jako osoba słaba, później pokazała, że jest silną dziewczyną, która walczy o odkrycie prawdy kosztem swojego życia.  


"Zapytałaś mnie, czego chcę. Powiem ci, czego nie chcę. Nie chcę spędzić reszty życia w ten sposób, nie chcę, by ktoś mi mówił, co mam robić, co mam jeść, kiedy spać, kiedy korzystać z łazienki. Mam już dość bycia szczurem laboratoryjnym."  

Natomiast drugoplanową postacią, która od pierwszej chwili wzbudziła moją sympatię był Pete. Uwielbiam jego specyficzny humor.

Pojawia się również delikatnie zarysowany wątek miłosny, a raczej dwa kiełkujące uczucia. Przyjemnie obserwowało się, jak i w jakim kierunku autorka poprowadziła tę część fabuły.

Akcja mknie bardzo szybko, po drodze pełno zaskakujących zwrotów akcji. Książka jest nieprzewidywalna, przewracając kolejne kartki, nie wiemy co się za chwilę wydarzy. Czyta się w wielkim napięciu. Zakończenie okazało się niewiarygodne, tego się nie spodziewałam.

Gdy poznałam historię Gemmy, musiałam natychmiast poznać historię Liry. I mimo, iż już wiedziałam, jak to się wszystko potoczy, zupełnie mi to nie przeszkadzało, gdyż mogłam zajrzeć do tych wydarzeń od drugiej strony. W niektórych momentach kilka scen się powtarza, ale w dalszym ciągu jest to interesujące, bo byłam ciekawa jak to wszystko wygląda z punktu widzenia Liry. A dzięki temu mogłam poznać jej myśli i odczucia. Gdybym jeszcze raz miała czytać tę książkę, pewnie zrobiłabym to w ten sam sposób. I co ważne, decydując się na Gemmę, znajdziecie więcej szczegółów i niedopowiedzeń.

Problematyka poruszana przez Lauren Olivier jest aktualna. Uważam że pomysł na fabułę to strzał w dziesiątkę. Przeraża mnie wizja przyszłości (a może to już się dzieje?), jaką przedstawiła autorka. W dzisiejszym świecie wielu naukowców modyfikuje geny i nigdy nie możemy być pewni, czy już nie powstał klon człowieka.  

Tajemnice, zagadki, kłamstwa, intrygi, eksperymenty przeprowadzane po cichu, wirusy - to wszytko tworzy interesującą i emocjonalną powieść, która zaskoczy w najmniej spodziewanym momencie. "Replika" zmusza do wielu refleksji i przemyśleń, do odpowiedzenia sobie na kilka istotnych kwestii związanych z istotą człowieczeństwa i moralnością. Zastanawiające jest dla mnie to, że nie poznałam odpowiedzi na wszystkie pytania, więc może będzie ciąg dalszy tej historii... To powieść o samoakceptacji, o walce o własne ja i wolność. Książka inna niż wszystkie, świeża, oryginalna. Polecam nie tylko młodzieży, ale i starszemu czytelnikowi. Jestem pewna, że na niektóre kwestie i problemy zupełnie inaczej spojrzycie niż młodsze pokolenie.   
     




Za możliwość przeczytania książki dziękuję