Pół roku na Islandii. Okolice Reykjaviku
Teraz wydaje mi się to nierealne i zupełnie odległe. Siedzę w moim pokoju, przy tym oknie co zwykle, spoglądając na ten sam rząd brzóz rosnących u sąsiadki, piję herbatę przy biurku i zastanawiam się czy ostatnie miesiące to był dziwny sen. Trudno mi odnaleźć się w tej rzeczywistości i błądzę po omacku po mojej wiosce. Prawie wszystko jest dokładnie takie jakie zostawiłam, naznaczone jedynie zmieniającymi się porami roku. Trochę jakbym przeniosła się nagle w inną rzeczywistość. Czy jestem teraz w domu? Czy właśnie opuściłam dom? Jak to możliwe, że otoczenie zmienia się tak nagle? Żegnając się z Islandią trochę nie umiałam sobie wyobrazić, że to faktycznie koniec jakiegoś rozdziału. Dopiero uderzenie rzeczywistości podczas jazdy z lotniska uświadomiło mi, że nie zobaczę już Esji zastanawiając się, jakiego koloru szaty przybierze dzisiaj. Powrót, mimo że wyczekany, okazał się całkiem przykry. Ogrom emocji, zagubienie, poczucie straty. Erasmus blues. Powoli wracam do rzeczywistości, ...