czwartek, 9 grudnia 2021
Słowa, słowa, słowa...
wtorek, 26 października 2021
Ciemna strona
Nie umiem jeszcze rozpoznać w sobie tego uczucia kompletności. Ciągle szukam czegoś na zewnątrz, naiwnie wierzę, że stanie się coś, przyjdzie ktoś, kto rozjaśni tę ciemną stronę mojego serca. Tkwię w tym przyzwyczajeniu, choć przebijam głową mur wyuczonych zachowań i wiem już, że nie tędy droga.
wtorek, 19 października 2021
Rozmazanie konturów
Dzień rozmazany, jak ślad szminki na krawędzi szklanki. Rozmazane wrażenia i uczucia. Rozmyte wspomnienia, z którymi nie wiem, co zrobić. Coś, co jest takie moje, choć nie zawsze było dobre, jednak nie umiem nie tulić do serca nawet tego koślawego, porysowanego, brzydkiego czasu. Zwłaszcza takiego.
Zaciągam się nostalgią jak dymem z papierosa. Czasem trzeba sobie pozwolić na przekroczenie wyraźnych konturów. Widzę tę mgłę, przez która przebija się jedynie uśmiech dziecka. On przywraca mnie teraźniejszości, ciągnie na brzeg.
poniedziałek, 18 października 2021
Autentyczność
Tylko trochę jeszcze dławi mnie w gardle. Tylko trochę. Zagryzam wargę, przełykam ślinę, przypominam ustom, czym jest uśmiech, właśnie ten, którego potrzebuję, by trwać w tu i teraz.
Zastanawiam się czym jest moja autentyczność. Przecież tak łatwo spuścić powietrze i zatopić się w melancholii. Za to cała reszta wymaga już wysiłku. Trzeba zmusić się, by wstać, by zrobić, by pomyśleć, zaplanować, dopilnować. Żeby być radosnym, tak, to też kosztuje mnóstwo pracy, samozaparcia, niekiedy buntu, walki. A jednak może nie da się inaczej. Te chwile prawdziwego, spontanicznego szczęścia są tak cenne, bo rzadkie.
No to odpalam kopalniane pokłady i próbuję. Nie chcę się zastanawiać czy jestem sobą, czy też gram jakąś rolę, bo uważam, że tak trzeba. Po prostu się staram. Czas może kiedyś mnie rozliczy. A może to ja rozliczę czas z tego, co mi dał.
środa, 6 października 2021
Jesteś..
Ciiii, nie biegnij, zatrzymaj się, ukołysz myśli i emocje. Chodź, przytul się, oprzyj skroń. Widzisz? To nie tak dużo, można zaufać, spocząć, nie łatać wciąż tych wszystkich dziur i niedostatków. Jesteś dobra i mądra, jesteś ładna i taka w sam raz, teraz, dziś, w tym momencie.
wtorek, 5 października 2021
Półwrażenie
Znów w półśnie, półprawdzie, półświadomości idę gdzieś, zmierzam do. Jestem sobą, opatulona w beżowy sweter i lekki szal, z ciemnymi okularami podtrzymującymi włosy. A pod półfryzurą, bo tylko szybki kucyk mi wyszedł i poszedł, wieczne zdziwienie, to samo, co zawsze oderwanie, choć na tę półchwilę, półwrażenie, że pod tą materią, pod widocznością cielesną, kłębi się kolejny wszechświat łagodnej mocy, która wcale nie potrzebuje manifestacji, bo zna swoją nieprzeliczalną na nic innego wartość. Gdyby tak zawsze o tym pamiętać.
poniedziałek, 4 października 2021
Setki światów
Dziesiątki, setki miejsc, które obiecują, że będzie lepiej, jeśli tylko na to pozwolisz. Zwłaszcza sobie. Drugie tyle światków, które przyciągają nostalgią, szarością, pajęczyną niemocy - bo przecież jakże ciężka jest egzystencja słabego człowieczka. Tysiące słów, zdań, malunków, fotografii. Lubię przyglądać się temu, jak myślą, jak świat odbierają i przeżywają każdą ważną/mniej ważną chwilę inni ludzie. Lubię podglądać, przysłuchiwać się, zerkać z ukosa, łapać te drobinki czyjegoś życia i chować do kieszeni, na później (lub zapominać zaraz, czy to nie wszystko jedno?). Może to być książka, blog, dziewczyna w autobusie o twarzy zatroskanej albo zachwycająco obojętnej. Zadziwia mnie ludzki rodzaj. Zadziwiają mnie pojedyncze egzemplarze, które na tle tłumu mają coś takiego, czego nie ma reszta. A każdy z nas (niemal) ma coś takiego. Choćby drobniutkiego. To jak się śmiejesz lub złorzeczysz, to jak mówisz do siebie, bo zapomniałeś parasola, to jak chodzisz, miękko, zdecydowanie, energicznie, jak marszczysz brwi i jak przytrzymujesz drzwi kobiecie z wózkiem. To czyni Cię podobnym do wielu i różnym od wielu. I dobrze.
niedziela, 3 października 2021
Póki na to czas...
Niespieszny dzień, taki niedzielny i pogodzony ze sobą. Trochę głosów, trochę ciszy, trochę gniewu i wybaczenia, nostalgii i przymykania powiek. Wszystko nie w porę, a jednak przyjęte ze wzruszeniem ramion.
Lubię, gdy dopada mnie taka słabość. Przestaję walczyć, opuszczam gardę i robię głębokie wdechy. Ufam, że będzie dobrze, że świat się mną zaopiekuje. Nie wszystkie marzenia się spełnią, nie każdy plan będzie zrealizowany, bo właśnie to, co nam potrzebne, spotkamy na swojej drodze.
Gdyby tu był ten cień, co mnie prześladuje, uśmiechnęłabym się z czułością. Nie chcę nosić w sobie żalu, że coś mogło pójść inaczej. Takie dni, jak dziś, uczą, by cieszyć się każdym drobiazgiem, póki na to czas.
piątek, 1 października 2021
Krzyk Walkirii
Każdego dnia i o każdej porze, raz za razem, tylko trochę lub w pełnej krasie, poznajemy siebie. I wcale nam się to nie nudzi, ba, to taka przygoda na wiele, wiele lat. Ostatnio dowiedziałam się sporo na swój temat. Zrozumiałam, że potrafię być silna i zaradna, samodzielna i "na swoich zasadach", a to przy okazji tego, że zawiódł mnie ktoś bliski. I już nie mam ochoty jęczeć i rozczulać się nad sobą. Chcę być swoją własną wersją walkirii, która prze do przodu i uśmiecha się z czułością nad słabościami tych, co to obiecywali wesprzeć w każdych okolicznościach. Przemierzyłam niemałą odległość z niemowlakiem w wózku, licząc na pkp (poszło nieźle), autobusy i życzliwość obcych ludzi. I wiem już, że człowiek nie zawsze ma ochotę na trudne wyzwania i przypominanie sobie, że może zostać sam z problemami, jednak niekiedy tak bywa, ot, zawodzą nas wypowiadane ongiś deklaracje współpracy (czy troski). Ale dobrze robi konfrontacja z całym tym chaosem wszechświata, który naraz układa się w przyjazny schemat, bo działam i chcę wierzyć, że świat się mną zaopiekuje. Właśnie teraz. Puszczam więc lęki na wiatr. Krzyczę głośniej w przestrzeń... aż do śmiechu.
czwartek, 29 lipca 2021
Boskie przedsięwzięcie
Nie jestem pewna, czy nie hołubię tego samoudręczenia, które odbiera mi spokój. Już nie jest to tylko moja sprawa, więc tym bardziej czuję się winna. A przecież bywają dni euforii i lekkości puchu. A skoro tak, to jest o co walczyć, do czego dążyć. Mało kto potrafi być tu i teraz, a nawet jeśli, to jedynie na chwilę. Reszta goni swoje fantazje i przekonania, jedni łagodnie, inni rozpychając się łokciami i tratując wszystko na swojej drodze. Jesteśmy sobą w takim samym stopniu, jak swoim wyobrażeniem o sobie, jak opinią ludzi na nasz temat, jak dążeniem do lepszej wersji siebie i sobą niedoskonałym sprzed lat. Każde „ja” zawiera jakiś okruch prawdy. Człowiek mieści się w tych ziarenkach i jednocześnie się im wymyka. Człowiek to boskie przedsięwzięcie, które nieustannie się staje i trwa w swej zmienności.
środa, 28 lipca 2021
Dławienie się duszy
sobota, 10 lipca 2021
Przepowiednia Kameny
Jest takie pragnienie, które pcha nas do przodu. Pomimo przeżytych burz,
skołatanego serca, doświadczeń, że już nie będzie tylu fajerwerków,
spontaniczności i zachwytów nad chwilą obecną, jest w nas jakiś magnetyzm
przyciągający życie, przywierający do niego jak porost. Choćbyśmy doświadczyli
tylu zawodów, że zwyczajowym odruchem jest ironiczne wykrzywienie ust na każde,
choćby pomyślane: „A może…”, resetujemy w głowie złe myśli, od których każdy
musi wreszcie odpocząć i próbujemy raz jeszcze wyłuskać spod zakurzonej sterty
swoje nadzieje i marzenia.
Marzy mi się wyjechać i
odpocząć od tego, co znajome. Marzy mi się, by letni wiatr owinął moją sukienkę
wokół kolan, podczas gdy ja zapatrzę się w zarys chmur. Marzy mi się rozsnuć
myśli, jak pajęczynę oznaczoną dziesiątkami kropel rosy, i poczekać, aż zalśnią
w słońcu, a potem wyparują, jakby ich nigdy nie było. Marzy mi się, by iść
polną ścieżką i czuć w sobie wibracje ziemi, jej troskę i dobro. Poczuć się jak
dzikie stworzenie, które nasłuchuje obcych dźwięków cywilizacji, jak Kamena
przepowiadająca nad źródłem przyszłe dzieje tej dziewczyny z ciemnymi włosami.
sobota, 3 lipca 2021
Jasne i ciemne
Bywa przejrzyście,
czysto i biało. Bywa spokojnie i łagodnie. Pulsuje pod skórą oczekiwanie na
jeszcze, na jutro, na beztroskie czemu nie.
Są
ludzie, którzy rozsiewają wokół dobrą, jasną energię, pachnące jak świeże
pranie, jak skoszona trawa. Mają iskierki w oczach i taki rodzaj akceptacji
tego, co widzą, który zdradza mądrość pogodzenia się z tym, z czym pogodzić się
trzeba. Lubię taką moc. Każdy podróżny się przy niej ogrzeje.
Moja energia jest ciemna i duszna.
Zapewne. Jest męcząca i ciągle niezadowolona. Nie przestaje pytać, podważać,
chcieć więcej i zawsze czego innego. Ściska skronie. Budzi w nocy, wibruje w
powietrzu, sprawiając, że stajesz się czujny. Wiem, trzeba mieć dużo odwagi i
siły. Wiem, nie sposób uprzedzić, przygotować na to. Wiem.
piątek, 2 lipca 2021
Poniewieram się
***
Poniewieram się na obrzeżach niechcenia
Na wpół uważnie można pominąć moje jestem tutaj
Wsłuchuję się w ciszę przed burzą za mocno
Każda minuta przecież przejaskrawia swe znaczenie
Choćby dzień obiecywał raz jeszcze to samo
Zamykam oczy i nie pamiętam już patrzenia na wskroś czy w
poprzek jakkolwiek
Jak stary ptak skrzeczę nad padliną wszystkich być może
Strzepuję z siebie kurz i zwietrzałe oczekiwania
Może znów jutro zapomnę
Od nowa zbuduję to coś
Czego nie chcę.
środa, 30 czerwca 2021
Paranoje
Poczucie zagrożenia i tłumienie krzyku, który
więźnie w gardle. Naprawdę nie wiem, czy innym udziela się podobna paranoja.
Zapewne tak. Odkąd zamknęliśmy się w domach w obawie przed tym niewidzialnym
„czymś” nawet spacer lub zakupy stają się walką z ludźmi, którzy jawią się jako
zagrożenie, wrogowie, masa przyciskająca nas do ściany. Ale walczymy przede
wszystkim ze sobą, z lękiem, własną psychiką, bo przecież nagle zrobiło się tak
ciasno, groźnie, musimy szybko i sprawnie, bo inaczej nie wiadomo co może się
stać…
Uff. Nie jest dobrze. Diagnozuję u siebie
nerwowość i irracjonalny pośpiech. Ale tu nałożyło się kilka aspektów, bo
trzeba tyyyle zrobić, póki synek śpi, albo chociaż zrobić cokolwiek, bo to
zawsze coś. Nie łatwo mi przejść nad tym do porządku, wypracować mechanizmy
sprzyjające zdrowiu psychicznemu, oj nie łatwo. A najgorsze, że sama siebie
przestaję lubić. A tak na dłuższą metę nie może być, więc próbuję raz jeszcze
zdefiniować ogrom wszystkiego na nowo, przełknąć wielką gulę w gardle i… żyć.
czwartek, 24 czerwca 2021
Poza mną...
Oddychaj – mówię sobie. To po pierwsze. Wdech, wydech, przecież
potrafisz, tyle wystarczy, by przetrwać najbliższe minuty. Najlepiej skup się
na tym, by przegonić nadmiar myśli. Za chwilę nie będzie trzeba nawet wytężać
umysłu, zaskoczy i odpłyniesz na fali spokoju. Nagłe olśnienie, że można zdjąć
ten balast z barków, że konieczności nie ściskają ci skroni bezlitosnym
imadłem, jest tak dobrze, łagodnie, bezchmurnie… I znów panika, bo gruba lina
ściąga twą świadomość do tego trywialnego „tu i teraz”. Ech.
Wczoraj usłyszałam, że
jednak potrzebna operacja. Aaa, ok., rozumiem, trzeba to trzeba. I dziwię się
tylko, że to również jest nierzeczywiste. W tej chwili mam ograniczony kontakt nawet
z samą sobą.
wtorek, 22 czerwca 2021
Posmak czerwca
I jakoś tak obok znów przechodzi słodko – kwaśny czerwiec. Nie pytam,
gdzie idzie, czy zostawia na zawsze posmak truskawkowego nieba. Uśmiech i skóra
pachnąca samą sobą, tylko to mi się marzy. Firanka unosi się lekko, otula pejzaż
zalotnie. Prawie umiem się skupić na tym fakcie, lecz po co. Przemija chwila
bez sensu i tak właśnie jest teraz najlepiej.
poniedziałek, 21 czerwca 2021
Do krwi...
Zapominam dni. Przyglądam się latom. Osób, które były mi bliskie już nie
ma, bo mają swoje sprawy i nie przystaną w biegu na chwilę rozmowy. Niezręcznie
tak jakoś powiedzieć prawdę o sobie i pokazać, że ja ciebie takiego pamiętam i
wiem, że też nie znajdujesz słów, by nazwać to, co się z nami stało. Jacy
śmieszni jesteśmy, kiedy staramy się nie ośmieszyć. Bo przecież tęsknoty i to,
co teraz czujemy, nie jest warte zatrzymania się w pędzie. Mkniemy do przodu,
zjadamy kolejne tygodnie, obchodzą nas rachunki i sprawy. Byle do piątku, byle
do wakacji, byle do wiosny, i tak jakoś kurczymy się w sobie, zagryzamy wargi.
Do krwi.
niedziela, 20 czerwca 2021
To za mało...
Jak to jest być z kimś, zupełnie obok, w pobliżu, ale nie razem i nie
wspólnie? Jak to jest, że mówię, wyjaśniam, zapalam się na chwilę, być może tym
razem znalazłam odpowiednie słowa? Lecz nie, rozerwał się worek sensów i drobne
kuleczki rozbiły się o podłogę, nim osiągnęły cel. I słyszysz te same
argumenty, i zapadasz się w sobie coraz bardziej, bo nie widzisz już nic, na
czym można się oprzeć, podtrzymać wiarę, że coś przecież zbudowaliście… Jak to
jest, kiedy staje się to rutyną i nie masz już nawet sil otwierać ust? Nie
wiem. Nie mam pojęcia. Zupełnie.
„Przejście” Pajtim
Statovci, nie wiem nawet jak odmienić to nazwisko, może nie będę próbować, to
pozycja, którą właśnie skończyłam czytać. Powiem tak, dawno nic mnie tak nie
poruszyło. To po prostu bardzo dobra książka. Pod względem fabularnym jest
wciągającą historią dwóch młodych ludzi, którzy uciekają z domu i ojczyzny,
próbując znaleźć lepsze dla siebie miejsce do życia. Przemierzają europejskie
kraje, doświadczając kolejnych perypetii i nigdzie nie czują się mile widziani
ani „u siebie”. Tematyka uniwersalna i pouczająca, bo chłopcy szukają również
siebie i swojej tożsamości, porzucając swą narodowość ze wstrętem, jednocześnie
zmagają się z tym zakorzenionym głęboko w ich sercach „balastem”. Jeden z
przyjaciół jest też osobą transpłciową i chyba pragnie akceptacji, choć jego
zachowania wobec innych bywają destrukcyjne i okrutne. Stylistycznie – wysoka
próba. Język konkretny i poetycki jednocześnie, sprawnie wplecione symboliczne
opowieści, sny, refleksje dotyczące subtelnych drobinek, wypełniających przestrzeń
między dwojgiem ludzi. Polecam gorąco.
Niedziela. Upał.
Przeziębienie, choć chyba najgorsze już za mną. I myśl, że muszę walczyć o
siebie, bo uduszę się w tym „światku”, który mnie spotkał.
sobota, 19 czerwca 2021
Nowe szlaki
Dziecko zasnęło, leży teraz spokojnie i śni o sobie tylko wiadomych
abstrakcjach. Jego kilkumiesięczna percepcja intuicyjnie obejmuje kilka konkretów,
na których zawiesza i buduje kolejne doświadczenia. Tak to rozumiem. Albo
właśnie nie rozumiem. Staram się pojąć.
Nie od razu zalała mnie
fala gorących rodzicielskich uczuć. Te emocje przychodziły stopniowo. Nadal
przychodzą. Dokładnie tak, jak się tego po sobie spodziewałam. I nie ma co
ukrywać, że ciągłe marudzenie i płacz potrafią doprowadzić mnie do szału, a
uśmiech i przytulenie wywołują radość, jaką nie da się z niczym porównać.
Wiele razy
zastanawiałam się, jak pisać o macierzyństwie. Tyle pięknych słów stworzyli
artyści doświadczając tego przywileju. Z pewnością nic lepszego, mądrzejszego,
bardziej odkrywczego nie przyjdzie mi do głowy. Nie szkodzi, chyba to w ogóle
nie szkodzi. Zdaje się, że to nie o to chodzi, bo wszystko co
najważniejsze nie mieści się w formie, w słowie, w czymkolwiek, co da się
przekazać drugiemu człowiekowi.
Warczą mi za oknem remonty, ciągle jakieś „ale” niepozwalające zatrzymać się i zrobić głęboki wdech, ale cóż, nie ma prostych dróg i rozwiązań. Ciągle liczę, że codzienność stanie się łatwiejsza, że mnogość czynności do wykonania przestanie rozrywać mnie na kawałki. I tak jakoś czuję… niedoczekanie moje. Nauczę się w tym pływać, lub choćby być niesiona z nurtem? Bo przecież nie utonę, o nie, nie ja pierwsza przecieram nieznane sobie szlaki bycia mamą. Dam radę.
piątek, 18 czerwca 2021
Pocieszajki
Wcale nie chcę być inną osobą, aż tak źle nie jest. I zdaję sobie
sprawę, że zwyczajnie, po ludzku, jako rzecze sławetny humanizm, jesteśmy
niedokończonym, ciągle trwającym projektem nas samych. Wątpliwości co do tego,
kim jesteśmy w danym momencie, jacy jesteśmy, i jak się to ma do naszych
oczekiwań, aspiracji, założeń, są z nami zespolone. Tylko jak w tym wszystkim
nie zgubić radości z bycia tu i teraz? Jak zaakceptować swoje niedoskonałości i
polubić siebie, siebie codziennego, zwykłego, z podkrążonymi oczami, z
przebarwieniami na twarzy, z brakiem elokwencji? I jak, mimo iż nam ciasno i
nieswojo we własnej skórze, nie patrzeć wciąż w lustro, nie analizować, nie
zabijać się negatywnymi myślami, bo przecież obiad, projekt sam się nie zrobi, mieszkanie
nie posprząta, a rodzina czy praca, czyli WAŻNE SPRAWY, nie
poczekają.
Przyglądam się kolejnym
ludziom, oferującym recepty na samoakceptację, na rozwijanie ducha, na lepsze live.
Bije od nich optymizm, czyli chyba wierzą w to, co proponują, o czym opowiadają.
Hmm. Ok. Zazdroszczę im tego, że potrafią skupić się na tym, czego wymaga od
nich chwila bieżąca. Moje myśli ciągle gdzieś uciekają, i choćbym robiła
najzwyklejszą rzecz pod słońcem, w głowie kiełkuje milion innych możliwości. Ciągle
za mało, ciągle nie tak, we wszystkim jestem i nie ma mnie w niczym, zapalam
się, bo przecież mi zależy, aby wykonać coś dobrze, i gasnę nagle, bo to takie
marne wśród całej różnorodności, którą oferuje istnienie. Przygniata mnie ta
myśl. A naprawdę nie chcę już tych urojonych ciężarów egzystencjalizmu, czuję
się na to za stara i, jakby to powiedzieć, strywializowana, pokonana przez
konieczności.
Długo nie chciałam
przyglądać się swoim myślom. Gdzieś przeważyło przekonanie, że są moim wrogiem,
balastem, który nie pozwala pójść dalej. Jednak okazało się, że czuję się bez
tego samotna i zagubiona, że narasta we mnie napięcie, podskórne mrowienie
staje się nie do zniesienia. Może uda mi się odnaleźć. Nie wiem. Może raz
jeszcze pogadam sama ze sobą, przecież od rozmowy czasem zaczynają się całkiem
dobre rzeczy.
To dobry dzień, bo miałam
dla siebie choć tych kilka chwil, by ubrać myśli w słowa. To już coś. Spróbuję
skupiać się na takich drobiazgach i zbudować z nich moje małe pocieszajki.