Nigdy nie byłam "kociarą".Lubiłam ale nie szalałam na ich punkcie. W kwietniu trafiłam na ogłoszenie czarnulki,która szukała domu i niewiele myśląc postanowiłam ją adoptować. To pajączka - kotka,która uciekła dwukrotnie śmierci (była bardzo chora gdy ją znaleziono i schowała się w budzie dwóch amstaffów).
Cudna mruczka dostała imię Pajączka i otworzyła moje serce na koty :)
Wczoraj przygarnęłam drugiego malucha. Nie ma tak strasznych doświadczeń jak Pajączka ale gdy go wzięłam od razu pobiegłam do weterynarza. Ile pcheł! Biedak miał na sobie ich setki. Teraz walczę o to by czarna nie była tak nerwowa gdy Tygrysek (bo tak daliśmy mu na imię) jest w pobliżu :)
Nie widać tego ale mały ma bardzo ciekawe umaszczenie. Na główce pręgi, na bokach koła a na brzuszku drobne plamki. Baaardzo wesoły z niego stworek :))
eeee.... ja to psiarą jestem :)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczne futrzaczki ;-)
OdpowiedzUsuńMaialis - ja też tak myślałam :D Mój psiak zaakceptował nowych przyjaciół.
OdpowiedzUsuńjakie piękne, sama miałam kiedyś takiego czarnego kotka ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam http://qltura.blogspot.com/
"Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego."
OdpowiedzUsuńErnest Hemingway
Ernest chyba coś o tym wiedział ;).Ja też zaczęłam od jednego,teraz mam dwa...zobaczymy jak długo :)
Udanego dokocenia. Niech będzie jak najmniej łapoczynów ;) Ja też marzę już o towarzystwie dla mojego niebieskiego futra. Może na urlopie się uda :)
OdpowiedzUsuń