Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 listopada 2014

La Toussaint à Varsovie, czyli Wszystkich Swietych po polsku


Ten wpis jest adresowany głównie dla tych z mych czytelników, którzy Polski nie znają i nie potrafią sobie wyobrazić jak inna atmosfera panuje na polskich cmentarzach 1 listopada.
 A ze większość z nich to zaglądający tu Francuzi lub francuskojęzyczni obcokrajowcy z innych krajów, wiec wyjątkowo dalszy ciąg tekstu będzie po francusku…


Depuis que je vis en France je me suis habituée aux cimetières en France qui sont le 1 novembre, certes, fleuris, mais assez tristes et sans lumières en fin de la journée. 
Je comprends que la nuit tombe plus tard et ça n’a pas beaucoup de  sens d'allumer les photophores dans la journée, mais quand même je préfère nos cimetières polonais illuminés. 
Nina Andrycz - une grande actrice de théâtre
Pour comprendre pourquoi je considère la Toussaint en Pologne bien plus solennelle et festive, je vous invite à une promenade en photos. 
Suivez moi et vous allez comprendre de quoi je parle:)

Un cimetière en Pologne devient un  lieu bien vivant avec les foules qui se déplacent pour déposer les fleurs (dominent les chrysanthèmes de toutes sortes et couleurs,  en pot ou en compositions, parfois on trouve aussi les gerberas)






Dans les cimetières dans les grandes villes on voit aussi les prêtres, comme de chez Pagnol. Ils  prennent les inscriptions (et les offrandes) pour lire la messe pour vos chers défunts.


La plupart des familles va sur les tombes de leurs proches avec les fleurs et les photophores typiques pour les cimetières.


Cimetière du Nord à Varsovie, partie moderne


 J’étais particulièrement surprise cette année pas une machine logistique mise à la disposition des varsoviens par la société de transports publics et la ville. Le 1 et le 2 novembre il y avait 29 lignes supplémentaires de bus et de tram pour faciliter le trajets vers et entre les différents cimetières. Tous supervisés par la police et le personnel de société des transports public. Vraiment chapeau bas !



 Ce jour devant les cimetières on trouve un choix des fleurs, des décorations et des photophores. Parmi les marchands il y a toujours quelques stands de scouts, qui de cette manière « travaillent » pour gagner les moyens supplémentaires pour les voyages estivaux.

Dans de nombreux cimetières on voit les acteurs, sportifs ou encore les scouts qui quêtent pour les différentes causes de charité.




Souvent les Polonais vont rendre hommage à ceux qui sont morts pour la patrie, aux grands artistes, musiciens, écrivains. On allume surtout la lumières  parfois on dépose des fleurs aussi. Et je ne suis pas la seule à acheter 10-20 photophores supplémentaires pour déposer sur les tombes abandonnées où plus personne ne vient.

Les photos suivantes proviennent de Cimetière Powązkowski (Powązki) à Varsovie. C'est un haut lieu de mémoire et le cimetière emblématique de ma ville.
1918….








Adam Hanuszkiewicz - un grand acteur et metteur en scéne 

Gustaw Holoubek, un autre grand nom de théâtre et film

Powązki c'est un cimetière plein de sculptures classées 

Pour les victimes de camps de concentration

Morts dans l'insurrection de Varsovie en 1944


Zbigniew Herbert - un grand poète

Un croix à la memoire de victimes de Katyn.
C'est à Katyn en Russie actuelle que les soviets ont executé
sans jugement plusieurs miliers des officiers et civils polonais en 1940
(Pour lire plus sur wikipedia, cliquez ici)

Encore une photo les tombes des jeunes morts dans l'insurrection de Varsovie en 1944


Czeslaw Niemen - un chanteur 


Aleja Zasłużonych - notre panteon dans Powązki


Pour ceux qui veulent lire un peu plus sur Powązki : cliquez ici

Merci de m'avoir accompagné dans cette promenade...

wtorek, 21 stycznia 2014

"Kalina" w warszawskim Teatrze Polonia czyli mit Kaliny Jędrusik na scenie


   Miniony weekend spędziłam w Warszawie. Słowo "spędziłam" jest tu może zbyt niedokładne. Powiedzmy, że określenie "zatrzymałam się " albo "wpadłam" na weekend byłyby chyba bardziej odpowiednie. Wylot pierwszym samolotem w sobotę , a powrót ostatnim w niedzielę, to doprawdy króciutki wypad. 

    Ileż jednak rzeczy można zrobić na miejscu w ciągu trzydziestu paru godzin! To i tak sporo czasu, nawet jeśli trzeba odliczyć parę godzin na sen. 
    Jest czas na spotkania i z rodziną i z przyjaciółmi, a w moim przypadku trzecie miejsce na podium zajmują oczywiście teatr i księgarnia. 

   O ile księgarnia wirtualna i e-booki są pewnym pocieszeniem w stosunku do prawdziwej wizyty w "papierowej" księgarni, o tyle wizyta w prawdziwym teatrze jest niezastąpiona.





   Tym razem spośród sztuk dostępnych w Warszawie w sobotę 18go stycznia (miałam tylko ten jeden dzień do wyboru:) wybrałam spektakl o życiu Kaliny Jędrusik w wykonaniu Katarzyny Figury w Teatrze Polonia (Fundacja Krystyny Jandy).

   O samej Kalinie nie wiedziałam zbyt wiele. Kojarzyłam ją oczywiście z Kabaretem Starszych Panów (głównie z piosenką "Bo we mnie jest seks") i z kilkoma rolami w telewizji. 

   Urodziłam się za późno, by móc oglądać ją w teatrze, więc to jej role w takich filmach jak "Lekarstwo na miłość" czy "Ziemia Obiecana" przyszły mi na myśl w pierwszym momencie. 
Coś tam pamiętałam o jej małżeństwie ze Stanislawem Dygatem, ale i to niedokładnie.


   Kalina Jędrusik zmarła już po moim wyjeździe z Polski, stąd nie znam żadnych programów czy koncertów ku jej pamięci i  z jej piosenkami. Nie znam również większości plotek na temat jej życia czy tego co się działo po jej śmierci. Ponoć w czasach PRL-u uważana była za skandalistkę, wampa i nawet określano ja mianem polskiej Marylin Monroe.  Telewizyjne role są dla mnie nieco przerysowane, chyba nie miała do nich za bardzo szczęścia. Natomiast większą sławę przyniosły jej piosenki, które interpretowała omdlewającym półszeptem.

    Trudno mi powiedziec czy mi sie podobał jej śpiew. Na przykład wersja piosenki "Bo we mnie jest seks" w wykonaniu Kqliny jest dla mnie za szybka. Zdecydowanie bardziej wolę jej słuchać w  spokojnych, zmysłowych interpretacjach innych piosenkarzy.







   Tak więc wybrałam monodram Katarzyny Figury trochę  z niewiedzy o postaci Kaliny Jędrusik. Chyba mają one obie w sobie coś wspólnego... Może tę aurę skandalu, seksapil kobiety przesłaniający  w oczach publiczności umiejętności aktorskie.  O Katarzynie Figurze też niewiele wiem, bo nie czytuję prasy "people", więc mogłam bez uprzedzeń obejrzeć jak gra rolę Kaliny. 

   A grała ją bardzo dobrze i chyba żadna inna aktorka nie byłaby w stanie aż tak bardzo utożsamić się z tą postacią. 

   Spektakl w reżyserii Małgorzaty Głuchowskiej wykorzystuje wiele technik i wcale nie jest monotonnym monodramem. Muzyka, światło, głos spoza sceny, teatr cieni, a nawet film urozmaicają  owo przedstawienie jednej aktorki. 


Zdjęcia przed "moim" sobotnim spektaklem.  Niestety te po spektaklu gdy publicznosc oklaskiwała Katarzynę Figurę nakazano mi uprzejmie , acz stanowczo wykasować   Okazuje się , że w tym teatrze owacje uznawane są za integralną część spektaklu i nie wolno ich fotografować w przeciwieństwie do wiekszosci teatrow, w których na ogół bywam :)
Trudno, przeżyję jakoś  ten niewielki afront… :)

    Poszczególne sceny ukazują nam młodą Kalinę, prowincjonalną dziewczynę z tupetem, która dostaje się do szkoły aktorskiej, jej spotkanie z Dygatem, dramat osobisty utraconego dziecka i szansy na następne, rozwój kariery w Kabarecie Starszych Panów, kobietę-wampa, prowokatorkę wobec obowiązujących socjalistycznych kanonów aktorstwa i pieśniarstwa, kłody rzucane jej pod nogi, romanse, trudne powroty na scenę i samotność po śmierci męża Stanisława Dygata…

  Nie brak oczywiście w spektaklu piosenek, które niegdyś śpiewała Kalina, a Katarzyna Figura świetnie daje sobie radę z ich interpretacją…

   Sala była pełna widzów, którzy nie tylko zajęli wszystkie miejsca, ale nawet siedzieli na schodkach i w przejściach (to ci "na wejściówkę"). Szpilki by już nie wcisnął…
Owacje po spektaklu oznaczają, że musiał się on publiczności bardzo podobać…

I pomyśleć, że Kalina była też miłośniczką kotów i ponoć to miłość do kotów przyspieszyła jej śmierć jako astmatyczki (zmarła w wieku 60-ciu lat w 1991)

******



środa, 27 marca 2013

Fiat 126p - niezniszczalny :)

W ostatnią sobotę w Warszawie - mimo mrozu - sporo było osób spacerujących w marcowych promieniach słońca. Byłam wsród spacerujących i oto co ujrzalam pod Zamkiem Ujazdowskim, gdzie mieści się aktualnie Centrum sztuki Współczesnej...




Osobiście dawno nie widziałam tak oryginalnego pługu śnieżnego :)
I daję sobie głowę uciąć, że działa i to skutecznie. 
Zresztą było widać skutki jego działań, 
bo parking koło zamku był dokładnie odśnieżony :)
Momentalnie serce mi urosło z dumy.


Niech żyje polski Fiat 126p ! 

Niezniszczalny i długowieczny :)  :)

***

niedziela, 17 marca 2013

Marcowe migawki z Warszawy...

Co wam to przypomina?
Ulica Broniewskiego ("mój kawałek")

Wejdź na to kółko i posłuchaj paryskiego metra
("atrakcja" w Centrum Kopernika)


Nowy Świat


Zejście do toalet w Centrum Kopernika


Domowy magiel w Muzeum Techniki

Boso na śniegu 3 razy


Warszawiak



Kościół Świętego Krzyża


Pierożki gyoza u warszawskiego "Japończyka"


Mój Lasek Olszyna

"Zaspa" u stóp Pomnika Kopernika



Na Krakowskim Przedmieściu


Aleje Jerozolimskie



Na Powiślu



Uniwerek też "mój"


czwartek, 14 marca 2013

Café "Rue de Paris", czyli kawałek Francji w Warszawie



     Dziś popołudniu idąc ulicą Dobrą w Warszawie zauważyłam nagle granatowy neon przypominający do złudzenia francuskie tabliczki z nazwami ulic, a na nim napisane dużymi białymi literami "Rue de Paris", czyli : ulica Paryska.  

Dopiero nieco bliżej widać było małe słowo "café" u góry. 





Nie jest to ani fastfood, ani restauracja. 
Nie jest to też kafejka, ani snack. 
Formula jest niszowa i nie da się zaliczyć do żadnej z powyższych kategorii. 






Można tam zjeść coś o każdej porze dnia. 

Rano są wypieki jak w typowej piekarni francuskiej : croissanty, bagietki. Są też przez cały dzień nadziewane naleśniki francuskie, kanapki z bagietek, sałatki i ciasta. 
I oczywiście kawa pod każdą postacią oraz różnego rodzaju smoothie.
 Okazuje się, że w Warszawie jest takich knajpek aż cztery. Pierwsza powstała podobno już w 1999. Mają wyroby z własnej cukierni, na bazie francuskich receptur. Założycielem firmy jest wżeniony w Warszawę (i Polkę) Francuz z Normandii, który kończył w Brest w Bretanii Wyższą Szkołę Handlową (stąd jego miłość do bretońskich naleśników).





Myślę, że dla osób lubiących klimaty paryskich kafejek może być to dobre miejsce do spotkania na kawę czy zjedzenie lekkiego posiłku. I aż się dziwię, że przez tyle lat nigdy dotąd nie trafiłam w Warszawie na żadną z tych "Rue de Paris". Patrząc po adresach restauracji na ich stronie internetowej widzę, że dwie są na Dobrej, trzecia na Francuskiej, a czwarta na Chałubińskiego. Rzeczywiście rzadko bywam w tych okolicach, więc to wszystko wyjaśnia.







******