Jestem mega- śpiochem, tak - przyznaję. Wie to każdy członek mojej rodziny i każdy znajomy, ja po prostu uwielbiam spać :) No jak tu nie uwielbiać spania, gdy co noc ma się kilka ciekawych, kolorowych snów?
Kilka tygodni temu stwierdziłam jednak, że dla własnego dobra powinnam wstawać wcześniej nawet, gdy mogłabym dłużej pospać. Dlaczego? Przede wszystkim: gdy wstawałam ok. 10, dzień kurczył się do niewyobrażalnie małych rozmiarów.. śniadanko, kawusia, sprawdzenie poczty i ploteczek w internecie, a tu już 12! Sprzątanie, gotowanie, obiad.. a tu 17! I tak, nie wiadomo nawet kiedy, uciekały mi całe dni. Postanowiłam to zmienić! Postanowiłam codziennie, bez względu na to, czy muszę, czy nie, wstawać o 8! Tak, o 8. Dla niektórych z Was to pewnie późna godzina na wstawanie, ale dla mnie to prawie jak wstawanie o 6 ;)
Jak mi poszło? Kilka pierwszych dni było 'średnio', organizm się buntował i nie zamierzał iść spać przed 1:30, a tym samym praktycznie uniemożliwiał wstanie o 8. Na szczęście z pomocą Tż i resztek własnej (głęboko skrywanej) silnej woli udało mi się w końcu przestawić na system 'wcześniej chodzę spać = wcześniej wstaję' :) Codzienne wstawanie o 8 nie jest już dla mnie problemem - hura! Powoli przyzwyczajam się do myśli codziennego wstawania o 7... Cóż, apetyt rośnie w miarę jedzenia, prawda?
Wiecie co mi jeszcze pomogło? Zmiana dźwięku budzika w komórce. Do tej pory miałam zwykły 'pibip-owy' budzik, ale obecnie budzi mnie idealna poranna piosenka, aż chce się wstawać!
Jest sobota a ja wstałam o 8... jakby ktoś mi powiedział jeszcze miesiąc temu, że będę robić to z własnej woli, chyba popłakałabym się ze śmiechu ;)
A Wam jak idzie wstawanie w wolne dni?