Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Katarzyna Puzyńska
Joseph Murphy
Penn Cole
Chris van Tulleken
Marcin Giełzak
Anna H. Niemczynow
Kate Quinn
Krzysztof P. Czyżewski
Elizabeth Jane Howard
Jack Vance
Jestem szczerze zaskoczona, że aż tak bardzo mi się podobała. Romans to nie do końca mój gatunek, a YA często są dla mnie nieco zbyt naiwne i schematyczne. Oczywiście w Loveboat, Taipei nie brakuje tej "typowości" - mamy kłopoty finansowe, problemy z rodzicami, wybór dalszej drogi życia, dylemat między pasją a spełnianiem oczekiwań, no i właśnie miłości, trójkąty, przyjaźnie, zdrady... Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ale jest też coś, co wyróżnia tę książkę na tle innych. Przede wszystkim jest to powieść, w której spotykamy się z problemami osób należących do mniejszości narodowej - niby Amerykanie, a jednak też Azjaci. W "swojej" Ameryce są ciekawą atrakcją, często wytykani i sprowadzani do stereotypów, natomiast w Tajwanie są zbyt amerykańscy i jak w przypadku głównej bohaterki - nie znają dobrze języka, więc również czują się nieco wykluczeni. Niesamowicie dobrze się czytało o tych, jakże innych (dla mnie) trudnościach i przeciwnościach. Książka zyskuje nie tylko dzięki pewnej świeżości, jaką wprowadza Azja, ale również, a może przede wszystkim - naprawdę polubiłam główną bohaterkę i resztę obozowej paczki. W powieściach YA postaci zazwyczaj mnie denerwują, irytują, a studnia ich głupoty jest coraz głębsza i głębsza. Sam początek powieści sugerował, że i tym razem będzie podobnie. Widoczny konflikt Ever i jej rodziców, nieco mnie do niej zraził, jednak dziewczyna całkiem szybko zdobyła moją sympatię. Równie łatwo było mi się z nią utożsamić - pomimo zupełnie odmiennych problemów i sytuacji życiowej. Zawdzięczam to świetniej kreacji bohaterów, która wręcz ożywiła tę historię. Książka ma dobre zakończenie i spokojnie można poprzestać na tym tomie. Ja jednak, dzięki uprzejmości wydawnictwa Books4YA, mam możliwość zabrać się od razu za kolejny, którego już nie mogę się doczekać. Za oba tomy, bardzo serdecznie dziękuję.
Jestem szczerze zaskoczona, że aż tak bardzo mi się podobała. Romans to nie do końca mój gatunek, a YA często są dla mnie nieco zbyt naiwne i schematyczne. Oczywiście w Loveboat, Taipei nie brakuje tej "typowości" - mamy kłopoty finansowe, problemy z rodzicami, wybór dalszej drogi życia, dylemat między pasją a spełnianiem oczekiwań, no i właśnie miłości, trójkąty,...
Jest to druga część cyklu fantasy o szkole magicznej w klimacie dark academia. Bohaterkami w dalszym ciągu są cztery przyjaciółki, które już nie jako nowicjuszki, a drugoklasistki wracają po wakacjach do Rosenholmu. W poprzednim tomie, dziewczyny złożyły obietnicę duchowi, a taka obietnica musi zostać spełniona. W innym wypadku konsekwencje są tragiczne... I tak, przyjaciółki odkrywają coraz to nowe sekrety szkoły, tajemnice z przeszłości nauczycieli, a na jaw wychodzi więcej i więcej faktów z życia ducha. Czy to pomoże dotrzymać obietnicy? Albo, czy to wystarczy, aby znaleźć mordercę?... Książka zdecydowanie ma lepszy klimat od poprzedniej. Jest dużo więcej mroku, a miejscami robi się naprawdę niebezpiecznie. Zmiany, jakie zaszły w szkole oraz sam fakt drugiego roku, sprawiają, że dziewczynom jest trudniej pogodzić naukę przy jednoczesnym szukaniu zabójcy Trine. Dodatkowo każda z nich mierzy się z jakimiś osobistymi problemami, więc historia zyskuje dodatkowe tło i głębię. Podobała mi się również dynamiczna akcja - działo się dużo, nawet trzymało w napięciu i nic nie wydawało mi się zbyt wymuszone. Czytając "Róże i fiołki" (tom 1), miałam pewne problemy z wciągnięciem się w książkę. Nieco zbyt młodzieżowy język wybijał mnie z treści i odciągał uwagę od fabuły. Tym razem, już od początku wiedziałam, na co się piszę. I - albo język mi nie przeszkadzał, albo jest on bardziej stonowany. W każdym razie, czytało mi się lepiej i z dużą przyjemnością, i wkręciłam się prawie od razu. Jeden minus jest taki, że kończy się w takim momencie, że pozostaje tylko czekać na kolejny tom! Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Books4YA 😊
Jest to druga część cyklu fantasy o szkole magicznej w klimacie dark academia. Bohaterkami w dalszym ciągu są cztery przyjaciółki, które już nie jako nowicjuszki, a drugoklasistki wracają po wakacjach do Rosenholmu. W poprzednim tomie, dziewczyny złożyły obietnicę duchowi, a taka obietnica musi zostać spełniona. W innym wypadku konsekwencje są tragiczne... I tak,...
Kiedy już zignorujemy początek, to jest nieźle. A kiedy przestaniemy zwracać uwagę na główną bohaterkę, to jest już nawet dobrze... Ale wróćmy do tego nieszczęsnego początku. Do księgarni Flory przychodzi Jack. Dziewczyna idzie do piwnicy, aby wziąć dla niego zamówienie, a w tym czasie on rozgląda się po półkach i znajduje trupa. W tym momencie każdy normalny człowiek by uznał, że Flora jest mordercą i ma trupa na podłodze! Pierwsze, co przychodzi do głowy to telefon na policję. Akcja dzieje się w latach pięćdziesiątych, więc komórki w kieszeni nie ma, ale istnieją budki telefoniczne. A co robi Jack? Idzie do Flory i mówi, że powinna "coś zobaczyć". Po czym prowadzi ją i pokazuje jej trupa. I tu ponownie - pierwsze, co powinna zrobić dziewczyna, to uznać Jacka za mordercę. Zwłaszcza, gdy ten proponuje zabranie portfela trupa i sprawdzenie dokumentów - niby w celu identyfikacji... Bo przecież przeszukiwanie ciała jest takie normalne. W takich okolicznościach rozmawiają i wreszcie (WRESZCIE!) decydują się, aby zadzwonić na policję. Jeszcze przed jej przyjazdm Jack wychodzi - chociaż to on znalazł ciało! Będąc na miejscu Flory - podejrzewałabym Jacka o morderstwo, natomiast na miejscu Jacka, uznałabym, że to Flora nie ma czystego sumienia. A co robią oni? Łączą siły i wspólnie szukają sprawcy. Co ciekawe, nie przyświeca im cel znalezienia zabójcy, zależy im głównie na pozbyciu się plotek dotyczących śmierci w księgarni, ponieważ to źle wpływa na biznes. Cóż - lepsza taka motywacja niż żadna... Mniej więcej po tych lekkich absurdach, robi się lepiej. Ewentualnie ja po prostu przywykłam i już mi nie przeszkadzały. Odnośnie samych bohaterów - Flora często mnie denerwowała. Wyciągała wnioski dość mocno naciągane - co Jack jej wypominał - a okazywały się całkiem słuszne. A jednak. Nie ukrywam, że całkiem dobrze się bawiłam i spędziłam miło czas. Dodatkowo, może to przez mnogość postaci pobocznych, ale nie rozpoznałam zabójcy. Typowałam zupełnie inną osobę i trochę się zaskoczyłam rozwiązaniem sprawy. Mogę nawet powiedzieć, że miałam podwójne zaskoczenie, ponieważ zdziwiłam się też tym, że zaskoczyło mnie zakończenie 😅 Na pewno jeszcze wrócę do książek pani Merryn Allingham oraz do duetu Flory i Jacka i przekonam się, czy polubię ich bardziej 😉
Kiedy już zignorujemy początek, to jest nieźle. A kiedy przestaniemy zwracać uwagę na główną bohaterkę, to jest już nawet dobrze... Ale wróćmy do tego nieszczęsnego początku. Do księgarni Flory przychodzi Jack. Dziewczyna idzie do piwnicy, aby wziąć dla niego zamówienie, a w tym czasie on rozgląda się po półkach i znajduje trupa. W tym momencie każdy normalny człowiek by...
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów.
-Książki!- zawołał radośnie Raoden. -Nie powinienem cię był tu sprowadzać- mruknął Galladon.- Teraz nigdy się ciebie nie pozbędę.
To jest książka, w książce jest świat, słowa ziarnami, w których znaczenia migoczą. Strona za stroną morskich fal i ziem - krainy życiem tętniące w dłoni trzymasz swej. Lecz spójrz uważniej: teraz widzisz już? Twe życie jak papier, ocean to tusz. Czy stoisz twarzą w twarz ze swoją naturą? Tyś czytelnikiem czy może lekturą?
To jest książka, w książce jest świat, słowa ziarnami, w których znaczenia migoczą. Strona za stroną morskich fal i ziem - krainy życiem tęt...