Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Cormac McCarthy
Daniel Mizieliński
Rebecca F. Kuang
Beata Sabała-Zielińska
Jakub Benedyczak
Radek Rak
Anna Kańtoch
Nicholas Sparks
Marcin Mortka
Marcin Kozioł
"Zamek krzyżujących się losów", podobnie jak powieść "Jeśli zimową nocą podróżny" jest książką spod znaku formalnych eksperymentów grupy OuLiPo i fascynacji literaturą kombinatoryjną a zarazem prozą poetycką. W tytułowym zamku-oberży spotykają się biesiadnicy pozbawieni mowy. Damy i rycerze opowiadają o swoich losach, wykładając na stół karty tarota. Ułożone karty tworzą kwadrat. Każda z nich, obdarzona niejednoznaczną symboliką, jest ogniwem innego porządku znaczeń, punktem wyjścia nieskończonej liczby opowiadanych historii. Talia kart tarota staje się maszynerią generującą możliwe czy prawdopodobne opowieści, w których pobrzmiewają echa innych opowieści, podążając tropem Ariosta, Szekspira czy Sade'a.
Niemi biesiadnicy spotykają się przy stole, by podzielić się opowieściami swojego życia. Jakże jednak opowiadać z odebraną mową? Symbolami.Calvino w swojej książce buduje dwie oddzielne narracje. Jedną, wzorowaną na Orlandzie Szalonym, układa skrupulatnie z XV-wiecznej talii Visconti-Sforza. Rycerze, damy, a nawet zaprzedający duszę diabłu alchemik dobudowują kolejne linie do wielkiego karcianego prostokąta narracji. Druga wykorzystuje Tarot Marsylski, i choć na żadnym Szalonym nie wzorowana, szaleństwa ma w sobie zdecydowanie więcej. Historie ledwo dają się ułożyć z gmatwaniny kart, a ich właściciele siedzą przy jednym stole jakby z przypadku. Sade'owska Justyna obok Hamleta, Faust obok Parsifala. Wspólnie tworzą mętne i wariackie literackie kompendium, którego częścią autor czyni też siebie.Nie, nie jest to najlepszy utwór Calvina. Warto jednak spojrzeć na "Zamek…" jak na pisarskie zaplecze, a może nawet studium obsesji porządkowania. Autor wziął na warsztat dwa potężne zbiory symboli i z poszczególnych kart stworzył trybiki we własnej maszynie narracji. Wiedząc, że kunsztowne miniatury z pierwszej i proste drzeworyty z drugiej talii mają się do siebie jak pięść do koronkowej rękawiczki, stworzył dwa kompletnie różne zbiory postaci, z uwzględnieniem ich wrażliwości i języka. Krzyżówkę tę wykorzystał następnie, by odkryć nieskończone możliwości narracyjne tkwiące w obrazach, tarotowych i nie tylko.Co jednak najbardziej mnie ujęło, Calvino nie boi się przyznać do porażki. Pisząc w epilogu o drugiej części "Zamku…" pokazuje, jak znużyło go i rozczarowało własne opętanie formą – biedak próbował nawet stworzyć sześcienny wzór opowieści (szkoda, że nie wpadł na kształt domku z kart!). Oddanie książki w ręce czytelników uznał za jedyną metodę na uwolnienie się od ciągłych przeróbek, a ja, czytelniczka, mogę potwierdzić, że był to słuszny wybór!
Niemi biesiadnicy spotykają się przy stole, by podzielić się opowieściami swojego życia. Jakże jednak opowiadać z odebraną mową? Symbolami.Calvino w swojej książce buduje dwie oddzielne narracje. Jedną, wzorowaną na Orlandzie Szalonym, układa skrupulatnie z XV-wiecznej talii Visconti-Sforza. Rycerze, damy, a nawet zaprzedający duszę diabłu alchemik dobudowują kolejne...
Już zapomniałem, jak wygląda mainstream. Książka Calvina przypomniała mi o tym w sposób jednoznaczny. Początkowo "Zamek krzyżujących się losów" wręcz zachwyca nietuzinkowym pomysłem - żeby pozbawić bohaterów głosów i pozwolić im opowiadać swoje historie wyłącznie kartami Tarota, i to układanymi w konkretny wzór. Opowieści są niedługie, zaś na marginesach umieszczone zostały miniatury kart, więc możemy porównywać oryginalny rysunek z pisarskim opisem detalu. Przyznam, że jest to całkiem interesująca zabawa. Do czasu.Opowiastki zaczynają dość szybko nużyć, są bowiem przesadnie błyskotliwie krojone, i do tego topione w kulturowych odniesieniach, stosowanych bez specjalnej finezji. I gdy dochodzimy do końca puli opowiadań, okazuje się, że... następuje powtórka. Bo autor sobie wymyślił, że skoro w "Zamku..." żonglował kartami talii XV-wiecznej, wykonanej dla książąt Mediolanu przez Bonifacia Bemba, to drugą pulę opowieści, "Gospodę krzyżujących się losów", oprze na talii tzw. marsylskiej, z rysunkami z 1761 roku. Czyta się więc drugi raz drobiazgowe opisy obrazków, do których znowu narrator dopasowuje mniemane zdarzenia z historii osoby wykładającej karty. Owszem, tym razem więcej jest tu magii i - powiedzmy - rozbuchania, ale już w połowie książki doskonale wiemy, że fabuła donikąd tak naprawdę nas nie doprowadzi i całą ideą dzieła była zabawa konwencją. Nie przeczę, konwencją sprytną, ale raczej wartą niezbyt długiego opowiadania, a nie rozrośniętego dubeltu literackiego.Ogólnie więc doceniam pomysł i sposób jego realizacji (choć w sumie wolałbym widzieć sam "Zamek..." w formie oryginalnej, kiedy wyszedł jako dopełnienie albumu ukazującego bajeczność kolorowych kart),ale ostatecznie lektura mnie wymęczyła. Kolejne spotkanie z mainstreamem odsuwam więc bardziej w przyszłość.
Już zapomniałem, jak wygląda mainstream. Książka Calvina przypomniała mi o tym w sposób jednoznaczny. Początkowo "Zamek krzyżujących się losów" wręcz zachwyca nietuzinkowym pomysłem - żeby pozbawić bohaterów głosów i pozwolić im opowiadać swoje historie wyłącznie kartami Tarota, i to układanymi w konkretny wzór. Opowieści są niedługie, zaś na marginesach umieszczone zostały...
Ładna elegancka konstrukcja. Interesująco się czyta. Dobry wstęp do tajników tarota.Szkoda, że opowieści uplecionych z kart nie podtrzymują fascynujące charaktery. Jest w tych dwóch narracjach, które składają się na "Zamek krzyżujących się losów" coś zbyt akademickiego i monotonnego.
"Krzyżujące się losy" to nie tak znowu rzadki wątek podejmowany w literaturze i naszej ot takiej codziennej refleksji nad biegiem wydarzeń. Calvino połączył to z zabawą tarotem, czyli de facto ograniczył do kombinatoryki i wyobraźni w ramach pięćdziesięciu kilku odniesień do siły i władzy (buławy),cierpienia i ostrych interwencji losu i ludzi(miecze),kielichy (dary życiowe),pieniędzy i transakcyjnego wymiaru życia (denary). Książka, podobnie jak wszelkie zabawy w strukturalizacje jest oczywiście dla mnie przejawem tego jak bardzo jesteśmy w stanie i skłonni zredukować nasz świat do ogarnianych umysłem treści, by uzyskać poczucie spokoju wynikającego z panowania nad dostępną nam i własnymi siłami narysowaną mapą świata.
"Krzyżujące się losy" to nie tak znowu rzadki wątek podejmowany w literaturze i naszej ot takiej codziennej refleksji nad biegiem wydarzeń. Calvino połączył to z zabawą tarotem, czyli de facto ograniczył do kombinatoryki i wyobraźni w ramach pięćdziesięciu kilku odniesień do siły i władzy (buławy),cierpienia i ostrych interwencji losu i ludzi(miecze),kielichy (dary...
Wizjonerstwo Italo Calvino w pełnej krasie. Autor używa dwie talie tarota (marsylski i Viscontich) do stworzenia fascynującej maszyny narracji, gdzie "znaczenie każdej pojedynczej figury zależy od miejsca, jakie ona zajmuje w sekwencji kart, które ją poprzedzają i po niej następują". Ileż wirtuozerii i stylistycznej kombinatoryki zostało włożonych w wymyślenie historii korespondujących z największymi tytułami literatury światowej i i mitologii - "Ulissesem", królem Midasem, "Faustem" czy sztukami Szekspira. Italo, jesteś wielki.
Wizjonerstwo Italo Calvino w pełnej krasie. Autor używa dwie talie tarota (marsylski i Viscontich) do stworzenia fascynującej maszyny narracji, gdzie "znaczenie każdej pojedynczej figury zależy od miejsca, jakie ona zajmuje w sekwencji kart, które ją poprzedzają i po niej następują". Ileż wirtuozerii i stylistycznej kombinatoryki zostało włożonych w wymyślenie historii...
Kiedy nie można nic powiedzieć pozostają nam gesty , słowa pisane i ...karty tarota ? Bohaterowie Italo Calvino spotykają się w karczmie gdzie za pomocą kart tarota opowiadają swoje historie.Fajna ciekawa książka szczególnie dla osób , które znają karty ale nie tylko. Aż się chce samemu poćwiczyć w ten sposób intuicję :)
bardzo ciekawy pomysł!
Dla jednych twórczość Calvino to matematyka, szalbierstwo, kombinatoryka, silenie się na oryginalność, postmodernistyczne udziwnianie literatury, która dawno się wyczerpała, w której wszystko już było.Dla mnie jego twórczość to magia.W miejscu, gdzie literatura staje się magią, wszelkie powszechnie obowiązujące prawa i konwencje literackie tracą rację bytu. A jednak fascynujące jest to, że ta zniewalająca i rządząca się własnymi regułami magia pozostaje jednak przede wszystkim wspaniałą literaturą.
Dla jednych twórczość Calvino to matematyka, szalbierstwo, kombinatoryka, silenie się na oryginalność, postmodernistyczne udziwnianie literatury, która dawno się wyczerpała, w której wszystko już było.Dla mnie jego twórczość to magia.W miejscu, gdzie literatura staje się magią, wszelkie powszechnie obowiązujące prawa i konwencje literackie tracą rację bytu. A jednak...
- Kim jesteś? - Jestem człowiekiem, który miał poślubić tę drugą dziewczynę, miał pójść tą drugą z rozstajnych dróg, miał ugasić pragnienie z drugiej studni. Ty sam, nie wybierając, udaremniłeś mój wybór.
- Kim jesteś? - Jestem człowiekiem, który miał poślubić tę drugą dziewczynę, miał pójść tą drugą z rozstajnych dróg, miał ugasić pragnienie ...
[...] filary dobra publicznego wsparte są bowiem na zliniałych łuskach prywatnego barbarzyństwa.
[...] odwrotnością każdego wyboru jest rezygnacja, a zatem nie ma różnicy pomiędzy aktem wyboru a aktem rezygnacji.