Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Thomas Erikson
Waldemar Cichoń
Andrzej Sapkowski
Marta Niedźwiecka
Ichirō Kishimi
Jakub Bączykowski
Katarzyna Puzyńska
Jakub Ćwiek
John Wyndham
Sam Wasson
Sensualna, magnetyczna, dzika.Wyczekiwana powieść Małgorzaty Lebdy.Maj. Koniec świata. Stąd wszędzie jest daleko. Dwie kobiety przyjeżdżają tu, zostawiając za sobą dotychczasowe życie. Ale nie wita ich sielska rzeczywistość. Róża choruje, a jej mąż, by ją ratować, powoli rozmontowuje porządek, który konstruował całe życie.Maja dotyka zmiana, którą trudno oswoić. Przyjezdne nie mogą, a może nie chcą, zapobiec nieuchronnej katastrofie, powoli rozprzestrzeniającej się na całą wieś. Wspomnienia mieszają się z tym, co tu i teraz, ludzkie ze zwierzęcym, troska z furią. Żywe rozpaczliwie sprzeciwia się śmierci.Oszczędna, oddziałująca na zmysły czytających powieść Małgorzaty Lebdy łączy wrażliwość na naturę, której częścią jest człowiek, z maestrią językową. Autorka tworzy wielowarstwową opowieść o sile żywiołów, zachłanności na życie i prywatnym kosmosie w momencie próby.
Jestem zaskoczona, jak bardzo spodobała mi się ta książka. Mimo iż fabuła sama w sobie nie jest porywająca, to dzięki narracji i stylowi autorki byłam zainteresowana - a trzeba nadmienić, że nie jestem wielkim fanem tego typu historii. Podczas czytania towarzyszyło mi wiele emocji, głównie negatywnych, ale w pozytywnym sensie. Jedynie zakończenie trochę rozczarowało, ale dotarły do mnie słuchy, że może wyjść drugi tom, więc też rozumiem ten zabieg.
Jestem zaskoczona, jak bardzo spodobała mi się ta książka. Mimo iż fabuła sama w sobie nie jest porywająca, to dzięki narracji i stylowi autorki byłam zainteresowana - a trzeba nadmienić, że nie jestem wielkim fanem tego typu historii. Podczas czytania towarzyszyło mi wiele emocji, głównie negatywnych, ale w pozytywnym sensie. Jedynie zakończenie trochę rozczarowało, ale...
Tak to jest, jak się autorka w sobie samej za głęboko rozkocha i nikt jej w porę nie powie, że stała się karykaturą samej siebie i swojego języka. Gdyby w tym pisaniu był jakiś dystans albo estetyczna samoświadomość, to "Łakome" byłyby może prozą środka w stylu top empik clubu. Ale tu się jedzie zupełnie na serio...
Na okładce: Amon Carter Museum of American Art, Fort Worth, Texas. Na początku dedykacja: "Utracie. I jeszcze - ptakom".Obydwa te komponenty całości bardzo do mnie przemawiają, dając Autorce duży kredyt zaufania już na początku. A jeszcze mój ulubiony pisarz, Wit Szostak poleca, by powieść tę czytać w skupieniu i docenia pracę Lebdy. I chwilę potem przychodzi pierwsze rozczarowanie: "Wiesz, zawsze chciałam być suką tej wsi, mieć cały Maj na własność". Dalej jest kontekst, który wcale nie tłumaczy skonfundowania jakie wywołuje to przytaczane wyżej zdanie.Nie znajduję drogi do bohaterów tej opowieści, nie ufam językowi, który wydaje się być tak usilny, że aż rozczarowujący. Fabuła, rys (powiedzmy) charakterologiczny postaci, wszystko to niknie w formie. W sposobie (nie)radzenia sobie z językiem. Powtórzenia, kluczenie w kółko, dość płytkie jednak postaci rujnują kredyt zaufania zasugerowany w początkowej części mego listu. Miałkość w jaką ubrała Autorka tak trudny i tak dojmujący temat jakim jest odchodzenie i śmierć zdumiewa. Mając tak duży kapitał: zarówno w sensie konceptu, jak i tematu, aż szkoda, że został on tak mocno uproszczony. Poetycki rodowód Autorki jest tutaj tylko przeszkodą. Sposób prowadzenia, komponowania jej prozy trywializuje poezję. Czy ta narracyjna próba miała być krokiem dalej? Pewnie tak. Dla mnie okazała się jednak wydmuszką, która operując, w gruncie rzeczy, banałem (w sensie możliwości językowych) obnaża powierzchowność i niemrawość tej próby literackiej poruszania się w innym niż poezja gatunku.
Na okładce: Amon Carter Museum of American Art, Fort Worth, Texas. Na początku dedykacja: "Utracie. I jeszcze - ptakom".Obydwa te komponenty całości bardzo do mnie przemawiają, dając Autorce duży kredyt zaufania już na początku. A jeszcze mój ulubiony pisarz, Wit Szostak poleca, by powieść tę czytać w skupieniu i docenia pracę Lebdy. I chwilę potem przychodzi pierwsze...
Dla psycholożek z duszą artystyczną, tendencją do wegetarianizmu, straumatyzowanych życiem na wsi, oczywiście molestowanych w dzieciństwie, a partnerem życiowym jest ,,Świat".
To książka przez którą się płynie.To połączenie poezji, natury, filozofii i prozy życia codziennego.To pokazanie wyjątkowej więzi człowieka i natury.To oswajanie przemijania, choroby i śmierci.To docenianie detali, krótkich chwil, dotyków, spojrzeń.To cała sinusoida emocji.To w końcu wiele wątków, interpretacji, w których każdy znajdzie coś innego.Podsumowując: wszelkie zachwyty jak najbardziej uzasadnione. Dawno nie dałem się tak wciągnąć.Czytajcie „Łakome”.
To książka przez którą się płynie.To połączenie poezji, natury, filozofii i prozy życia codziennego.To pokazanie wyjątkowej więzi człowieka i natury.To oswajanie przemijania, choroby i śmierci.To docenianie detali, krótkich chwil, dotyków, spojrzeń.To cała sinusoida emocji.To w końcu wiele wątków, interpretacji, w których każdy znajdzie coś innego.Podsumowując:...
Świetne. Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością
Bardzo cielesne - ba, intymne - ale czuję, że nie dotknęło to dostatecznie mojej wrażliwości, bym mogła niewymuszenie rezonować z przedstawioną tu historią i bohaterami. Doceniam, może kiedyś powrócę.
DNF 20%kompletnie nie dla mnie
Nie podzielam zachwytów nad tą pozycją. Nie urzekł mnie język. Irytowały mnie powtórzenia. Bohaterki były strasznie nijakie, a samo życie i śmierć zostały przedstawione bardzo powierzchownie.
Ładny tytuł. Kolorystycznie ładna okładka. Lisów nie lubię, ale doceniam metaforę, która wyłania się w trakcie czytania. Książka o pożegnaniach, o rzeczach nieuniknionych. Podobało mi się w jaki sposób autorka pisała o chorobie jak o czymś do oswojenia. Piękne i trafne spostrzeżenia. Wspaniała postać babki i dziadka. Nie mówił, ale jak już powiedział…. Irytowała mnie strasznie Ann, niepotrzebna postać, nic nie wnosiła, jej nachalnie powtarzane piękno, jej powtórzenia, jej pohukiwania… Nie przemawia do mnie też narracja w pierwszej osobie. Genialny opis przeprowadzania mrówek z jednego pokoju do drugiego. I ta ubojnia tuż obok, równoległe zestawienie dwóch światów i dwóch różnych śmierci wspaniałe. Momentami bardzo poetycki język urzekał, ale czasami było mi za krótko, za mało. Czasami język był wręcz trywialny, zbyt prosty nie odnajdował się w prozie. Największym dla mnie minusem tej książki jest to, że nie jest to proza napisana poetyckim językiem, ale poezja, która sili się na bycie prozą.
Ładny tytuł. Kolorystycznie ładna okładka. Lisów nie lubię, ale doceniam metaforę, która wyłania się w trakcie czytania. Książka o pożegnaniach, o rzeczach nieuniknionych. Podobało mi się w jaki sposób autorka pisała o chorobie jak o czymś do oswojenia. Piękne i trafne spostrzeżenia. Wspaniała postać babki i dziadka. Nie mówił, ale jak już powiedział…. Irytowała mnie...
Mówię: Wiesz, zawsze chciałam być suką tej wsi, mieć cały Maj na własność. Nie znać granic. Kusiło mnie, żeby być daleko od tego, co ludzkie. Mieć psie ciało i zgodnie z nim postępować, ulegać głodowi, niczego sobie nie odmawiać. Łasić się tylko do wybranych, podgryzać i oszczekiwać wszystko inne. Być wybredną suką. Kochać jednego człowieka, wobec niego mieć obowiązki, jego słuchać. I jeszcze: znikać na wiele dni. Mieć do tego prawo, korzystać.
Mówię: Wiesz, zawsze chciałam być suką tej wsi, mieć cały Maj na własność. Nie znać granic. Kusiło mnie, żeby być daleko od tego, co ludzkie...
Powiedziałam im, że moja wnuczka jest zamężna ze światem, tak im powiedziałam, i dodałam, że już nie należy do nas. (214).
Wiatr jest pieśnią ziemi...