Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Marek Aureliusz
Mark Z. Danielewski
Yōko Ogawa
Callie Hart
Lauren Roberts
Kotomi Li
Marta Nowik
Anthony Ryan
M.A. Kuzniar
Anna H. Niemczynow
Czy wiesz, co tak naprawdę jest w życiu ważne?Dni młodego listonosza, mieszkającego samotnie z kotem Kapustkiem, są policzone, choć on sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Diagnoza lekarska jest dla niego szokiem – zostały mu tylko miesiące, a może nawet tygodnie życia. Zanim jednak zdąży oswoić się z tą trudną wiadomością, pojawia się diabeł ze specjalną ofertą: otrzyma dodatkowy dzień życia za każdą rzecz, którą postanowi usunąć ze świata. Tak oto rozpoczyna się naprawdę niezwykły tydzień…Co sprawia, że warto żyć? Jak oddzielić to, bez czego można się obejść, od tego, co rzeczywiście ważne? Układ z diabłem doprowadzi bohatera, a także jego ukochanego kota, dosłownie na granicę życia i śmierci.Powieść Genkiego Kawamury to dowcipna i jednocześnie wzruszająca opowieść o stracie i pojednaniu. To zarazem historia podróży w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co naprawdę liczy się w życiu.
Nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobra, nie wiem czy nie trafi do mojej życiowej topki. Fabuła mogłaby być trochę bardziej rozwinięta, ale i tak było to niesamowite przeżycie 🖤🥹
„Każda rzecz istnieje na świecie z jakiejś przyczyny. I żaden powód nie jest wystarczająco dobry, by coś z niego usunąć.“Czasem zastanawiam się nad tym, co by było, gdyby... Szczególnie w chwilach ogromnej samotności. Co by było, gdybym przy zwykłej lekarskiej kontroli dowiedziała się, że zostało mi naprawdę mało czasu do końca mojego życia? Jak bym się zachowała? Komu powiedziałabym jako pierwszemu i kiedy? Znając siebie próbowałbym trzymać to w tajemnicy jak najdłużej, bo po co martwić innych sobą. Książka, którą właśnie skończyłam czytać, wywarła na mnie duże wrażenie, choć spodziewałam się całości lektury poświęconej właśnie kotom. Główny bohater, będąc po negatywnej lekarskiej diagnozie, spotyka na swojej drodze diabła i propozycję przedłużenia życia w zamian za usunięcie czegoś ze świata. Telefony, filmy, zegary, a skończyło się na kotach, bez których zwyczajnie nie potrafił wyobrazić sobie funkcjonowania. Też bym chyba wolała umrzeć, niż poświęcić te czworonogi w zamian za jeden dzień istnienia dłużej. Jedynie zakończenie pozostawiło mnie z dużym niedosytem, zabrakło tego spotkania ojca z synem (i kotem). Kilka razy łza w oku się zakręciła.
„Każda rzecz istnieje na świecie z jakiejś przyczyny. I żaden powód nie jest wystarczająco dobry, by coś z niego usunąć.“Czasem zastanawiam się nad tym, co by było, gdyby... Szczególnie w chwilach ogromnej samotności. Co by było, gdybym przy zwykłej lekarskiej kontroli dowiedziała się, że zostało mi naprawdę mało czasu do końca mojego życia? Jak bym się zachowała? Komu...
Książka z pewnością pozostanie w mojej pamięci, ale wyłącznie ze względu na jej specyficzność, oryginalny pomysł/klimat, niżeli fakt, że wywarła na mnie jakieś ogromne wrażenie. Dla osoby, która bardzo dużo rozważa na co dzień o śmierci, sensie egzystencji, doceniania drobnych elementów życia etc. nie było w niej nic odkrywczego. Główny bohater mnie z lekka irytował swoją, już nazbyt przesadną ignorancją wobec rodziny, otaczającego go świata. Normalne, że w momencie zagrożenia życia do człowieka pewne rzeczy dochodzą, czegoś się żałuje, ale mam wrażenie, że on dopiero poznawał świat. Rozumiem, że autor zapewne ma Murakamiowski styl, w którym postacie mogą wydawać się bezradne, czasem nawet żałosne względem jakiegoś fatum czy idei, takich jak śmierć, samotność, ale zamiast wzruszać się kruchością ludzkiej egzystencji, tylko mnie to irytowało. 😐 Parę łezek poleciało w momencie wspomnień o matce i wycieczki nad morze. Pod koniec książki najbardziej zależało mi, żeby bohater pogodził się z ojcem (lub nie!). I tu przechodzimy do zakończenia… a raczej jego braku, bo nie nazwałabym tego nawet otwartym zakończeniem. Ja ogólnie jestem wielką miłośniczką otwartych zakończeń, ale otwarte zakończenie a brak zakończenia to dwie różne rzeczy. W przypadku otwartego zakończenia stajemy przed jakimś dylematem, rozważaniami, autor daje nam podpowiedzi, tutaj nie było nic.
Książka z pewnością pozostanie w mojej pamięci, ale wyłącznie ze względu na jej specyficzność, oryginalny pomysł/klimat, niżeli fakt, że wywarła na mnie jakieś ogromne wrażenie. Dla osoby, która bardzo dużo rozważa na co dzień o śmierci, sensie egzystencji, doceniania drobnych elementów życia etc. nie było w niej nic odkrywczego. Główny bohater mnie z lekka irytował swoją,...
3.5/5 ⭐
Mocno murakamiowa. Jest powolnie, jest magicznie, jest antropomorficznie. Tylko to zakończenie.
„A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” autorstwa Genki Kawamury, japońskiego pisarza, scenarzysty i producenta filmowego, to czwarta książka wydana w ramach „Serii z żurawiem” przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą przeczytałam i o której piszę na moim blogu czytelniczym. Przygodę z tą serią uważam za bardzo udaną. Wszystko to w ramach odkrywania na nowo prozy azjatyckiej, w tym japońskiej oraz poznawania nowego wydawnictwa😏. Wszystkie wcześniejsze przeczytane książki bardzo mi się podobały (poprzednie recenzje to: „Kwiat wiśni i czerwona fasola”, „Ona i jej kot” oraz „Kot, który spadł z nieba”). Podobały mi się również okładki zaprojektowane przez Małgorzatę Flis idealnie pasujące do treści, które się znajdują wewnątrz. Książki z tej serii są naprawdę pięknie wydane. Ze skrzydełkami, na których znajdziecie krótką notkę o autorze, o samej serii (tylne skrzydło),jak i opinie po wydaniach międzynarodowych (na przednim skrzydle). Kartki mają sporą gramaturę, przez co książka wydaje się pozornie bardziej pojemna niż wskazuje na to realna ilość stron. A czcionka jest idealnej wielkości i wyrazistości. Nawet mając sporą wadę wzroku, jak ja, czytelnik nie męczy się podczas czytania. „Koty to jednak nie byle co. Zwykle mają nas w nosie, ale gdy naprawdę cierpimy, trwają u naszego boku.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.A gdyby zabrakło kotów na świecie? Gdyby ze świata nagle zniknęły telefony? Co by się stało, gdyby zniknęły filmy, kino? Jak ludzie żyliby, gdyby zniknęły zegary? Na te i inne pytania musi odpowiedzieć sobie trzydziestoletni, samotny listonosz, który nagle dowiaduje się, że ma raka mózgu w czwartym stadium. Osierocony przez matkę cztery lata wcześniej. Opiekujący się jej ukochanym kotem od tego czasu, zwanym Kapustkiem. Skłócony z ojcem, który według niego w niewłaściwy sposób przeżył chorobę i śmierć swej żony. Odwiedzany przez swego doppelgängera, który proponuje mu dodatkowe dni, jeśli tylko z życia zostaną usunięte pewne rzeczy. „(…) Jak się nad tym głębiej zastanowić każda rzecz na naszym świecie mogła równie dobrze nie istnieć i nie zrobiłoby to wielkiej różnicy. Może nawet i sami ludzie zaliczali się do tej kategorii…” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.Narracja głównego bohatera zmierza właśnie w tym kierunku. Myśli płyną wolno jak rzeka. Główny bohater po śmiertelnej diagnozie zastanawia się nad swoim życiem. Stara się je podsumować. Stara się nadać mu sens. Rozważa, co z w życiu miało jakąś wartość lub mogłoby mieć w przyszłości. Bez czego człowiek mógłby się obyć. „Komórki w zaledwie dwadzieścia lat od powstania przejęły kontrolę nad ludzkością. Gadżet, którego równie dobrze mogłoby nie być, stał się niezbędny i niezastąpiony. Wynajdując telefon komórkowy, człowiek wynalazł także niepokój powodowany przez brak telefony.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.Ja należę jeszcze do pokolenia pamiętającego świat bez telefonu komórkowego, co nie uchroniło mnie przed stresem, gdy smartfona zapomnę ze sobą wychodząc z domu. Znacie te uczucie? Genki Kawamura zaprasza czytelnika do dyskusji. Co jest ważne, co zbędne w naszym współczesnym życiu. Za czym się uganiać i czego żałować. Podważa istnienie wielu oczywistych przedmiotów, które kiedyś człowiek wynalazł i bez których życie wydaje się niemożliwe, jak na przykład zegarki. Zaprasza nas do medytacji nad sensem produktów, którymi się otaczamy kwestionując ich zasadność. Jednocześnie autor zwraca uwagę na ważne sprawy. Na rodzinę. Na zwierzęta, które są dla człowieka nierzadko pocieszeniem i wytchnieniem. Na relacje, też te przeszłe, w stronę których warto się jeszcze raz zwrócić. „Rodzina nie jest stałym tworem, który istnieje sam z siebie. Potrzeba działania, by trwała i funkcjonowała, należy o nią dbać. (…) Myśleliśmy, że relacja podtrzyma się sama, że nie musimy nic robić – i przez to, zanim nawet zdaliśmy sobie z tego sprawę, doszliśmy do punktu, z którego nie dało się wrócić.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.To powieść o żałobie. W piękny sposób Kawamura ukazał tęsknotę dorosłego syna za matką, za tym, co dla niego znaczyła i z czym mu się kojarzyła. Ze wzruszeniem czytałam przykładowo scenę, w której z Kapustkiem przegląda stare zdjęcia z różnych scen wspólnego życia. To opowieść także o niezrozumieniu i utraconej relacji z ojcem, który zwykle wyobcowany, mniej jawnie okazywał uczucia, a tym samym postawił przed bohaterem most, którego on nie był w stanie pokonać. A także to nostalgiczna książka o sensie życia i pojednaniu, na które nigdy nie jest za późno. Historia toczy się powoli, mimo, że ubrana jest w tydzień życia głównego bohatera. Nie wiem, nawet jak ma na imię. Jest znane tylko imię tytułowego kota. Bohater jest również narratorem. Opowiada czytelnikowi swoją historie w relacji pierwszoosobowej. Kreśli swój punkt widzenia, ale też obdarza nas spostrzeżeniami, które zmieniają jego tok myślenia. W pewien sposób szybko dojrzewa w przeciągu tych siedmiu dni. Każdy dzień ujęty jest w osobnym rozdziale powieści, od poniedziałku do niedzieli. Każdy rozdział zawiera również podtytuł. Ostatni „Żegnaj, świecie” kończy się słowami; „Naparłem na pedały i ruszyłem w dół zbocza. Szybko nabierałem prędkości. Cel był coraz bliżej.” – „A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” Genki Kawamura.Genki Kawamura pozostawił mnie w osłupieniu po przeczytaniu ostatniego zdania. Zaszczepił w mej głowie pytania: Czy dojechał do celu? Czy zdążył? Czy spotkał się z ojcem? Co mu powiedział? Co z Kapustkiem? Itd. Jakby chciał mi pokazać, że to nie zakończenie jest ważne, a wydarzenia, która do niego doprowadziły. Ciekawe zakończenie przyznać muszę. Ze zdziwieniem czytałam wspomnienia różnych filmów, które jako producentowi filmowemu autorowi są pewnie bardzo dobrze znane. Zaciekawił mnie również powołany w książce tytuł książki sprzed wielu lat, który na swoje czasy był nowatorskim sposobem narracji pt. „Jestem kotem” autorstwa Sōseki Natsume (1867 – 1916). Inna publikacja tego autora „Miniatury na wiosenne dni” została wydana przez Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, natomiast książkę „Jestem kotem” pisaną z perspektywy tego zwierzęcia wydaną po raz pierwszy w Japonii w roku 1906 nie znalazłam w zasobach tego wydawnictwa. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego wyda tę pozycję w nowej, pięknej oprawie. Ogromnie proza tego japońskiego pisarza, zmarłego w roku 1916 mnie zafrapowała. Został uznany przez jednego z najwybitniejszych japońskich prozaików, a jego wizerunek zdobił w latach od 1984 do 2004 roku tysiąc jenowy banknot.A propos jenów, w trakcie czytania dowiedziałam się, że planowany pogrzeb, nagrobek, urna itd. głównego bohatera wyniósłby, bo półtora miliona jenów. Według kursu z dnia 4 września 2020 roku byłaby to kwota 53 tyś zł. Ciekawe czy pogrzeb został przez autora opisany w bardzo wysokim standardzie, czy niekoniecznie. Patrząc na odzwierciedloną w walucie polskiej kwocie naszła mnie myśl, że nie stać mnie na planowanie i opłacanie swego pogrzebu i pochówku. Warto żyć wiecznie😉. Tylko że mnie żaden mój własny doppelgänger jeszcze nie odwiedził. Zerknijcie na tę kolejną pozycję z zasobów „Serii z żurawiem”. Jest to powieść niebanalna, choć nostalgiczna. Z odpowiednią dozą magii i oniryzmu. Zwracająca naszą uwagę na życie i to, co się na nie składa. Idealna, spokojna rozrywka. Udanej lektury! Książka wydana została nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Bo.wiem.
„A gdyby tak ze świata zniknęły koty?” autorstwa Genki Kawamury, japońskiego pisarza, scenarzysty i producenta filmowego, to czwarta książka wydana w ramach „Serii z żurawiem” przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą przeczytałam i o której piszę na moim blogu czytelniczym. Przygodę z tą serią uważam za bardzo udaną. Wszystko to w ramach odkrywania na nowo...
Rozczarowała mnie ta książka. Rozdział, w którym zniknęły telefony dał mi nadzieję, że pozycja będzie magiczna, refleksyjna i skłoni do przemyśleń. Byłam zachwycona. Ale z każdą kolejną stroną ten zachwyt mi mijał.
Przewrotny, zachęcający tytuł. Obiecujący opis. I bardzo rozczarowująca treść. To jest książka, czy szkic jej szkicu? Brakuje głębi, która mogłaby tu sięgać jądra Ziemi. Wszystko jakoś ledwo dotyka tematu, ślizga się po nim. Po podrasowaniu kandydatka na lekturę szkolną w klasie 6.
Bardzo mądra książka skłaniająca do refleksji. Warto przeczytać i zastanowić się nad życiem. Polecam
Historia przedstawiona w książce może i nie jest skomplikowana, ale została ujęta w niezwykle wzruszający sposób. Każdy rozdział zawiera przemyślenia umierającej osoby, która stara się zrozumieć, co w jej życiu było i jest naprawdę ważne. Oczywiście z wyborami i opiniami głównego bohatera można się nie zgadzać lub stwierdzić, że czytelnikowi próbuje się sprzedać jakieś banały. Mnie jednak ta pozycja poruszyła i uroniłam pod koniec łzę. Powieść japońskiego pisarza skłania do refleksji i zatrzymania się nad codziennością. Może też stanowić dobry materiał do dyskusji z tradycją literacką przedstawiania motywu ars moriendi i jego realizacją w XXI wieku.
Historia przedstawiona w książce może i nie jest skomplikowana, ale została ujęta w niezwykle wzruszający sposób. Każdy rozdział zawiera przemyślenia umierającej osoby, która stara się zrozumieć, co w jej życiu było i jest naprawdę ważne. Oczywiście z wyborami i opiniami głównego bohatera można się nie zgadzać lub stwierdzić, że czytelnikowi próbuje się sprzedać jakieś...
Żyjemy, choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że nadejdzie koniec. Życie, tak jak miłość, wydaje się wspaniałe właśnie dlatego, że nie trwa wiecznie.
Żyjemy, choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że nadejdzie koniec. Życie, tak jak miłość, wydaje się wspaniałe właśnie dlatego, że nie trwa w...
Byłem szczęśliwy czy nie? Nie miałem pojęcia. Ale wiedziałem jedno: ludzie za sprawą własnego myślenia są w stanie być najszczęśliwsi, ale też najbardziej nieszczęśliwi za sprawą samego swojego myślenia.
Byłem szczęśliwy czy nie? Nie miałem pojęcia. Ale wiedziałem jedno: ludzie za sprawą własnego myślenia są w stanie być najszczęśliwsi, ale t...
Ale samo bycie żywym nie ma wielkiego znaczenia. Cały sens w tym, jak się żyje.