Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Lena M. Bielska
Erin Doom
Ludka Skrzydlewska
Marta Strzelecka
Rebecca Yarros
Rafał Junosza Piotrowski
Marcin Okoniewski
Jack Vance
Nadia Szagdaj
Filip Ilukowicz
Reportaż totalny. Kronika naszych czasów. Jedna z ważniejszych książek non-fiction ostatnich lat.Ponad 795 milionów ludzi na świecie wciąż cierpi głód.Co dziewiąty mieszkaniec Ziemi nie ma co jeść.Niemal połowa dzieci, które kończą życie przed piątymi urodzinami, umiera z powodu niedożywienia – 3 miliony każdego roku.„Większość głodujących to ubodzy mieszkańcy krajów rozwijających się. Wciąż jest na świecie 1,4 miliarda ubogich […]. Miliard czterysta milionów ubogich, czyli ludzi, którzy nie mają niczego z rzeczy uznawanych przez nas za tak codzienne, tak oczywiste – domu, jedzenia, ubrania, światła, wody, perspektyw, nadziei, przyszłości – nie mają teraźniejszości”.Argentyński dziennikarz i pisarz Martín Caparrós zjeździł świat, próbując zrozumieć, dlaczego nawet dzisiaj dla dużej liczby z nas największym wyzwaniem pozostaje znalezienie odrobiny jedzenia. Przemierza Niger, Sudan Południowy, Madagaskar, Bangladesz, Indie, Stany Zjednoczone, Argentynę. Pisze o Chinach i Barcelonie, w której, w momencie kiedy pisarz kończy pracę nad książką, przybywa ludzi szukających resztek jedzenia w śmietnikach. Caparrós w porywający sposób przedstawia historię zmagań człowieka z głodem na przestrzeni wieków i udowadnia, że to właśnie głód był jednym z, a może nawet najważniejszym czynnikiem, kształtującym naszą cywilizację. Filozofia, sztuka, ekonomia, rolnictwo, gospodarka – u ich źródeł zawsze znajdziemy jedno słowo. Głód.Dlaczego zatem współczesny świat nie potrafi rozwiązać problemu głodu? Caparrós, jak na rasowego dziennikarza przystało, unika prostych odpowiedzi. Odwiedza wielkie biurowce, siedziby światowych firm i przeludnione slumsy. Na kilkuset stronach bezlitośnie obnaża mechanizmy pogłębiające problem niedożywienia. Eksplozja demograficzna, nierówności społeczne, spekulacje cenami żywności, masowy wykup gruntów, korupcja, fundusze walutowe, wielkie korporacje – to wszystko tworzy złożony system, w starciu z którym jednostka nie ma żadnych szans. Ogromna część książki to rozmowy: z politykami, działaczami organizacji pozarządowych, pracownikami korporacji, lekarzami i przede wszystkimi tymi, którzy każdego dnia całą swoją energię poświęcają na znalezienie czegoś do zjedzenia.„Głód” Caparrósa wytrąca z równowagi, zmusza do myślenia, a często nawet do zrewidowania swoich poglądów. To imponujący rozmachem reportaż oddający głos tym, którzy na ogół milczą.
Więc mówię, nie trzeba udawać nawiedzonego: ojoj, nędza jednego człowieka jest moją nędzą, ach, jeśli jeden człowiek nie ma co jeść, nie mogę zasnąć – takie gadki są dobre, jak się chce poderwać naiwną laskę.
„Głód” Martína Caparrósa obfituje w wiele podobnych stwierdzeń, bardzo niewygodnych, wręcz rewolucyjnych – nic dziwnego, przecież autor jest osobą o skrajnie lewicowych poglądach. W sumie tą nudną etykietką można by zakończyć recenzję; wiemy już, o kogo chodzi: to lewak, czyli komunista, to znaczy odwieczny wróg kapitalizmu i kościoła. Po części to prawda, Caparrós na wielu stronach książki obwinia zarówno religię jak i obecny system gospodarczo-polityczny o stworzenie sytuacji, w której prawie miliard ludzi na świecie głoduje. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jego poglądy są skrajne, a ideologia widoczna, jednak „Głód” w żadnym razie nie jest książką wartą szufladkowania.
Zresztą Caparrós nie pisze o głodzie znanym nam ze smutnych telewizyjnych migawek pokazujących raczej krótkotrwałe katastrofy spowodowane wojną czy suszą, które, jak sam wspomina, zdarzają się coraz rzadziej. Dla niego najważniejszą sprawą jest głód zalegający, ten mało widoczny, niemieszczący się w ramówce wiadomości – głód dotykający miliarda niedożywionych ludzi na całym świecie. Z czego większość żyje w tak zwanych krajach demokratycznych. Głód jako niepokój, że jutro być może nie będzie nic do jedzenia; głód jako mniej niż 2000 kalorii dziennie; głód jako zabójcza monotonia potraw; głód jako jedyny horyzont świadomości (Caparrós pyta głodujących w Indiach czy Bangladeszu, co by chcieli dostać, gdyby mogli dostać wszystko, odpowiedzi z reguły są do siebie zbliżone: krowę, trochę jedzenia, kozę, worek ryżu – tak odpowiadają wygłodzeni postawieni przed klasycznym dylematem złotej rybki). Okazuje się, że wielu z głodujących akceptuje swój los mówiąc, że taka najwyraźniej jest wola Boga. Łatwo więc zrozumieć niechęć autora do kościoła, jednak książka nie byłaby warta uwagi, gdyby jej odpowiedzi były proste, a winny oczywisty. Caparrós zdaje sobie sprawę z tego, że świat jest skomplikowany i pełen sprzeczności. Sam zresztą zauważa wiele u siebie. Nic nie wprowadza w błąd tak bardzo jak statystyka, prawda naszych czasów – stwierdza, chociaż prawie na każdej stronie posiłkuje się liczbami, żeby przedstawić swoje racje. Jest za to pewien, że obowiązujący paradygmat musi zniknąć, próżno jednak szukać w „Głodzie” rozwiązań, ponieważ Caparrós sam nie wie, czy coś da się zrobić, ale chce wierzyć w niemożliwe, bo, jak twierdzi, wiele razy w historii to właśnie niemożliwe zmieniało sytuację.
Głównym tematem tej książki nie jest głód spowodowany zbyt małą podażą żywności. Naukowcy/Specjaliści/Urzędnicy/Politycy są zgodni, że ludzkość jest w stanie wytworzyć jej tyle, aby bez problemu wyżywić 9 miliardów mieszkańców. Problemem, według Caparrósa, jest przede wszystkim dystrybucja (kolejne groźne lewicowe hasło). Jedzenie jest, ale nie dociera do głodujących; nie znaczy to jednak, że jeśli wyrzucimy niedojedzoną pizzę, to biedne dziecko w Afryce na tym straci – patrz pierwszy akapit. I tak bez końca.
Forma „Głodu” jest dość specyficzna. Książka podzielona jest na siedem dużych rozdziałów, opisujących podróże autora do krajów (Niger, Indie, Bangladesz, USA!, Argentyna, Sudan Południowy, Madagaskar),w których panuje większe lub mniejsze niedożywienie. Pomiędzy nimi wciśnięte są rozmaite przemyślenia, statystyki, fakty, rozważania, luźne zapiski. W sumie ponad 700 stron dogłębnej analizy zjawiska zbanalizowanego i zepchniętego do kategorii konieczności dziejowej. Wszystko to, co opisane jest w „Głodzie”, dzieje się teraz na naszych oczach, powoli, każdego dnia; ruch jest tak znikomy, że wydaje nam się niewidoczny. Na szczęście Caparrós nie wierzy w teorie spiskowe, w jakąś grupę trzymającą władzę świadomie uciskającą biednych. Po prostu jakoś tak wyszło, że część świata, która bez końca powiększa zyski, sprawia, że inna część nie ma co jeść.
Caparrósowi zdarzało się tworzyć raporty dla ONZ, więc na liczbach zna się doskonale; i chociaż bez przerwy używa ich, aby udowodnić swoje tezy, to nie chce tego robić, wolałby znaleźć inny sposób, przemówić językiem wściekłości, a nie oburzenia: mam wrażenie, że gniew jest jedyną interesującą relacją, jaką człowiek może nawiązać ze swoją epoką. Na wielu stronach buntuje się przeciwko urzędowym definicjom zamieniającym silne emocjonalnie słowa na stwierdzenia w stylu: bezpieczeństwo żywnościowe czy niedożywienie strukturalne. No tak, nie ma co kluczyć, Caparrós jest rewolucjonistą bez dwóch zdań, ale posiada przy tym wielką mądrość, zabójczą inteligencję i opowiada się za ideologią, która nie jest oparta na wierze, że wie się wszystko, ale na propozycji, która by dopuszczała omylność. Zbyt często, pisze Caparrós, rewolucjoniści byli przekonani, że wiedzą, czego chcą, może przyszedł czas na rewolucję ludzi pragnących zmian, którzy są świadomi, że tych zmian nie da się ich wprowadzić. Brzmi paradoksalnie. Według Caparrósa żyjemy w epoce bez ideologii, coraz mniej wiemy i czujemy się coraz bardziej zagubieni. Widać jednak światło w tunelu: Trudne to są epoki, jakby osierocone. Łatwiej było wiedzieć, nie wątpiąc. Ale to zarazem epoki fascynujące, będące czystym poszukiwaniem. Nie ma nic bardziej ekscytującego i bardziej dolegliwego niż poszukiwanie.
Chyba prekursor tego typu literatury. Dostrzegam w tej książce mocne inspiracje np. dla takiego Charlesa Bukowskiego.
Szacunek dla Autora za ogrom pracy, dane statystyczne i historie zwykłych ludzi. Książka nie kończy się jednak receptą na uzdrowienie sytuacji i zawiera zbyt wiele utyskiwań w kierunku Boga, w którego przecież M. Caparros raczej nie wierzy. Generalnie widać lewicowe odchylenie Autora.
Bardzo ciekawa, chwilami szokująca. Na pewno składnia do refleksji. W mojej opinii jednak za długa.
Żyjemy w najlepszych możliwych czasach. Obecne zdobycze techniki pozwalają nam żyć lepiej i dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Ziemia w naszych rękach jest w stanie wykarmić całą swoją populację. Ba, jest w stanie wykarmić jeszcze więcej ludzi niż mamy obecnie. A mimo to, mimo XXI wieku, co 4 sekundy ktoś umiera z głodu. Jak możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?Autor zadaje to pytanie wielokrotnie podczas ponad 700 stronnicowej lektury. A nie jest to przyjemna lektura. Porównałabym ją do wyrzutu sumienia. Uwiera z każdą stroną. Uwiera zresztą również Martina. Caparros opisuje mechanizmy ekonomiczne, które wymknęły nam się spod kontroli i to jak wpływają na obecną sytuację. Wskazuje jak bardzo na bogaceniu się bogatych tracą biedni. Przytacza wszelkie dokumenty, statystyki- słowem wszystkie możliwe twarde dane. A przede wszystkim oddaje głos samym poszkodowanym- ludziom, którzy do tej pory głosu nie mieli i trudno powiedzieć, żeby ta sytuacja mogła się zmienić. I chyba te świadectwa przerażają najbardziej. Bo nic nie boli empatycznego czytelnika bardziej niż stwierdzenie, że czyimś marzeniem życia jest posiadanie dwóch krów. I to marzenie, dla tej osoby, wydaje się być niemożliwym do zrealizowania.Caparros przyciągnął mnie do swojej książki przede wszystkim świetną reporterską robotą. Fragmenty rozmów z lokalną społecznością mieszają się z materiałami źródłowymi dotyczącymi problemu głodu na świecie. Ta mieszanka wstrząsała mną najbardziej i pchała mnie ku kolejnym rozdziałom. Mam jednak drobne "ale". Autor gubił mnie czasami w swoich rozmyślaniach- miałam wrażenie, że niektóre rozwiązania czy wytłumaczenia wydają mi się być zbyt proste, może idealistyczne? Na pewno mocno nasiąknięte jego poglądami. Oczywiście są to fragmenty, w których mógł sobie na to pozwolić, ale pewnie mogą nie przemawiać do wielu czytelników.Mimo to polecam tę książkę. Polecam ją z całego serca wiedząc, że to ciężka i uwierająca lektura. Wiem również, że jej przeczytanie nie rozwiązuje żadnego problemu, co zresztą wspominał sam autor. Ale czy powinno się żyć w niewiedzy?
Żyjemy w najlepszych możliwych czasach. Obecne zdobycze techniki pozwalają nam żyć lepiej i dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Ziemia w naszych rękach jest w stanie wykarmić całą swoją populację. Ba, jest w stanie wykarmić jeszcze więcej ludzi niż mamy obecnie. A mimo to, mimo XXI wieku, co 4 sekundy ktoś umiera z głodu. Jak możemy żyć, wiedząc, że dzieją się takie...
Bardzo smutne to wszytko jest. Autor musiał na pewno dużo sił włożyć w jej powstanie, same dialogi czy opisy niektórych miejsc przyprawiają o ciarki. Dużo dodatkowych zjawisk, towarzyszących głodowi jak land grabbing, nieletnie małżeństwa, które nadal istnieją w wielu kulturach. Można to wszytko naprawić. Jeśli jest jakaś wymówka, która sobie wmawiamy. To myślę, że książka ja obali w łatwy sposób.Na minus - książka posiada dużo powtarzających wywodów autora, w których można się zgubić.
Bardzo smutne to wszytko jest. Autor musiał na pewno dużo sił włożyć w jej powstanie, same dialogi czy opisy niektórych miejsc przyprawiają o ciarki. Dużo dodatkowych zjawisk, towarzyszących głodowi jak land grabbing, nieletnie małżeństwa, które nadal istnieją w wielu kulturach. Można to wszytko naprawić. Jeśli jest jakaś wymówka, która sobie wmawiamy. To myślę, że...
Na przykładach opisu zjawiska głodu w kilku państwach autor przypomina, jak bardzo głód ogranicza horyzonty. Myśląc tylko o przetrwaniu, trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek dalszą perspektywę, planować cokolwiek. Kobieta z Nigru, zapytana o to, co by chciała dostać, gdyby pojawił się czarodziej i mógł jej dać cokolwiek, powiedziała, że krowę. Dzięki temu jej rodzinie byłoby łatwiej przetrwać. Napomniana przez autora, że czarodziej mógłby jej podarować absolutnie cokolwiek, namyśliła się i stwierdziła, że… dwie krowy. Wtedy jej rodzina żyłaby w dostatku, a ona mogłaby nawet sprzedawać nadwyżki. To lektura odbierająca apetyt. Zgodnie ze statystykami przedstawionymi przez autora na świecie już jest wystarczająco dużo jedzenia, żeby wykarmić wszystkich. Tylko trzeba byłoby dać to jedzenie od razu ludziom, a nie zwierzętom hodowanym na mięso. Ilości wody czy hektarów potrzebnych na wyprodukowanie kilograma roślin a mięsa są porażające. Za czasów rewolucji Mao i początków kolektywizacji w Chinach głód stał się tak wielki (posyłano fałszywe raporty odnośnie szybkości i wielkości uzyskanych plonów, więc władze myślały, że jest dobrobyt),że chińscy chłopi wymieniali się córkami z sąsiadami, aby nie jeść własnej krwi. Dochodzi do absurdów, Indie to coraz bardziej prosperujące państwo, gdy tak wielu mieszkańców cierpi głód. Większość dóbr jest skoncentrowane w rękach niewielu bogatych rodzin. Według autora Indie wcale nie były tradycyjnie wegetariańskie, to efekt ostatnich kilku setek lat, starożytne opisy uczt zawierają stoły uginające się od mięsnych dań. Ludzie nie jedzą mięsa, bo ich nie stać. O ile jestem w stanie uwierzyć, że ludzie w Indiach czy gdziekolwiek indziej nie jedli / nie jedzą mięsa z biedy, a do tego dorabia się niewynikające z ekonomii wyjaśnienia, o tyle twierdzenie, że kiedyś ludzie jedli powszechnie dużo mięsa, wydaje mi się mocno naciągane. W historii Polski czy innych krajów świata powtarza się ten sam schemat - ludzie przez wieki jedli mięso okazjonalnie, zależnie od statusu czy możliwości finansowych było to raz na tydzień, miesiąc, rok, przez większość czasu odżywiali się w sumie wegetariańsko lub piscetariańsko (wegetarianizm + ryby) lub jarsko (wegetarianizm + ryby + drób, bez tzw. czerwonego mięsa). Spożycie mięsa gwałtownie wzrosło wraz ze wzrostem produkcji, odeszło się od zjadania całego zwierzęcia na korzyść mięśni, resztę traktując jako odpadki i teraz wielu ludzi się brzydzi flaczków, wątróbki, móżdżku itp. dań. Trudno się kłócić z tymi danymi. A jednak nie dowierzam autorowi. Warto przecież także pamiętać o tym, że zwłaszcza starożytne teksty stawiają na heroizm i opisy bogactwa, wielkich czynów etc., że pisze się o tym, co najlepsze, historię pisali przez wieki zwycięzcy, czyli ludzie nie tylko bogaci, ale i wykształceni, którzy w ogóle potrafili pisać. A więc tacy, którzy mieli o wiele większe szanse uczestniczyć w jakiejś uczcie. Tymczasem brak nam przekazów na temat życia większości ludzi, na temat codzienności przeciętnego człowieka, a zwłaszcza na temat życia biednych, których chyba zawsze było najwięcej. Poznajemy historię z perspektywy uprzywilejowanej garstki, stąd też biorą się romantyczne opisy dostatku Polski szlacheckiej. O chłopach pańszczyźnianych pisze się obszernie dopiero teraz, w dwudziestym pierwszym wieku. I dlatego myślę, że nawet jeśli w starożytnych Indiach odbywały się uczty, gdzie stoły uginały się pod tacami z mięsnymi potrawami, to dieta większości ludzi już podówczas była przynajmniej mocno zbliżona do wegetarianizmu - i to nie tylko w Indiach. Tam jedynie próbowano brak jedzenia mięsa jakoś uzasadnić, wytłumaczyć, być może pomijając wstydliwe ekonomiczne przyczyny i szukając doniosłych przyczyn natury etycznej czy duchowej. Problemem przestał być brak żywności, a stał się brak funduszy na zakup tejże. To gruba, obszerna, długa, wielowątkowa książka, starająca się wyczerpać temat i myślę, że to się udało autorowi - i to w nadmiarze. Pierwsza połowa wciągająca, wstrząsająca, druga wprawdzie też, ale… przez liczne powtórzenia lektura zaczyna nużyć (w sumie i tak nie da się tego przeczytać za jednym razem, gdyby czytać po rozdziale osobno lub podzielić książkę na mniejsze publikacje dot. poszczególnych krajów, może pewna powtarzalność mniej by się rzucała w oczy),a nie jestem pewna, czy taki był zamierzony cel autora. Szok, niedowierzanie, refleksja - tak. Motywowanie do działań - pewnie też, chociaż książka udowadnia, że działania powinny się pojawić na poziomie systemowym, od góry, głód jest na tyle szeroko zakrojonym problemem, że ciężko go zwalczać oddolnie. Ale znużenie? Chyba nie. Poza tym nie ze wszystkim, co autor pisze czy zaleca się zgadzam, trudno jednak odmówić mu rzetelności czy też dążenia do niej. Rozdziały opatrzone nazwami państw osobiście uważam za ciekawsze od rozważań autora. Niemniej jednak widać, że autor się napracował i nawet jeśli publikacja zawiera powtórzenia czy iteracje, pisanie tego samego innymi słowami, to jest to nadal książka jak najbardziej wartościowa, zawierająca wiele informacji i danych, podchodząca do tematu holistycznie, a poniekąd dowodem na jej znaczenie jest też fakt, że powoływali się na nią autorzy różnych poważnych publikacji, które czytałam. Autor pozwala sobie także na zamieszczenie emocjonalnych, filozoficznych przerywników o wartości literackiej, charakterystyczne dla nich jest jedno pytanie, wciąż powtarzane, w różnych konfiguracjach - czasem jako pełne pytanie, skracane w kolejnych akapitach o różne elementy, czasem jest to wyraz „jak“ rozbudowywany w kolejnych akapitach do pełnego pytania. Wskazuje to na empatię autora. Poza tym i poza mnogością danych i bliższymi opisami sytuacji w poszczególnych krajach, książka ta zawiera również opisy, anegdoty (lecz nie humorystyczne, np. to o wymianie córek do zjedzenia czy o tym, że największy dobrobyt, jaki nigeryjska kobieta potrafi sobie wyobrazić, to posiadanie dwóch krów),które zapadają w pamięć i są przykładami na to, co głód może zrobić z człowiekiem, jak bardzo dehumanizujący jest. I może nawet nie tyle sam głód (w końcu ludzie nie tylko chętnie przeprowadzają głodówki zdrowotne czy przestrzegają zasad ramadanu albo postu przed wielkanocą, albo innych form postu / głodówki / niejedzenia),ale bardziej brak pewności jutra, brak kontroli nad swoim życiem poraża, głód (nawet jeśli jest bardzo szkodliwy dla zdrowia, w skrajnych przypadkach zabójczy) jest jedynie tego symptomem. Przeprowadzając jakąś głodówkę oczyszczającą lub jakiś post religijny wiemy, kiedy głód się skończy, jest to zależne od nas, od naszej woli. Osoby nie będące w stanie zaplanować kolejnego posiłku, nie wiedzące, kiedy w ogóle będą jeść, a co dopiero, co, mimo iż często pracują czy też starają się znaleźć choćby dorywcze zajęcia, oni nie mają tego komfortu psychicznego, brak głodu jedynie w części zależy od nich, bo nawet robiąc wszystko w ich mocy, by nie głodować, nie zawsze są w stanie coś zjeść danego dnia. Statystyki zamieszczone w książce są bezwzględne. Produkowanej żywności wystarczyłoby na wykarmienie 12 miliardów ludzi, tymczasem 1 miliard głoduje. Na żywienie europejskich krów wydaje się więcej w przeliczeniu na krowę, niż na ludzi w Afryce, w przeliczeniu na jednego człowieka. Produkcja żywności w ostatnich latach znacznie wzrosła, a głód nie zmalał, stąd też twierdzenie, że głód wynika obecnie z braku żywności, jest mitem. Wynika z braku dostępu do niej. Pojawia się też wątek przeludnienia, autor zwraca uwagę na fakt, iż ci, którzy martwią się tym, wychodzą z optymistycznego założenia, że gdyby było mniej ludzi, to właśnie oni należeliby do tych, którzy by byli, a nie tych, których by nie było. Rozwój medycyny, pomoc humanitarna i opinia publiczna powstrzymują regulację liczby ludności (nie wypada zabić zbędnych, niepotrzebnych, nadmiarowych ludzi),zostawieni sami sobie cierpią głód. Wyniki szkolne dzieci malgaskich bardzo się poprawiły, odkąd zaczęto dawać im śniadanie w szkole - kto by pomyślał, że dzieci nie mogły się skupić, bo były po prostu głodne? A któż wie, może i te biedne społeczności państw afrykańskich, głodujący w Argentynie, w Azji byliby w stanie wydać kolejnego Mozarta, kolejnego laureata nagrody Nobla, kolejną osobę, która by w znacznym stopniu wpłynęła na świat, kulturę, rzeczywistość, gdyby tylko mogli żyć w przyzwoitych warunkach, umożliwiających edukację i rozwój?
Na przykładach opisu zjawiska głodu w kilku państwach autor przypomina, jak bardzo głód ogranicza horyzonty. Myśląc tylko o przetrwaniu, trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek dalszą perspektywę, planować cokolwiek. Kobieta z Nigru, zapytana o to, co by chciała dostać, gdyby pojawił się czarodziej i mógł jej dać cokolwiek, powiedziała, że krowę. Dzięki temu jej rodzinie byłoby...
Bardzo długo czytałam tę książkę i już myślałam, że nie skończę. Po opiniach czytelników spodziewałam się czegoś innego - że mnie oświeci, przejrzę na oczy, stanę się lepszym człowiekiem, świadomość skali problemu mnie wyzwoli. W rzeczywistości niewiele fragmentów wzbudziło we mnie zdziwienie ani nie przyniosło nowej wiedzy. Mocnym elementem reportażu są wywiady z ludźmi - od głodujących, po bogatych kapitalistów, a kończąc na tych, którzy chcą coś zmienić, jak lekarze bez granic (nawet, jeśli motywacją jest pewien egoizm). Zdaję sobie sprawę z tego, że autor nie deklarował żadnego rozwiązania problemu, co czyni obraz przyszłości jako niezwykle pesymistyczny. Uważam, że Martin Caparrós gubił się czasami w swoich przemyśleniach, zawierały wiele dygresji, jego język bywał niezrozumiały. Myślę, że warto przeczytać ,,Głód", ale jest to książka, do której nie wrócę.
Bardzo długo czytałam tę książkę i już myślałam, że nie skończę. Po opiniach czytelników spodziewałam się czegoś innego - że mnie oświeci, przejrzę na oczy, stanę się lepszym człowiekiem, świadomość skali problemu mnie wyzwoli. W rzeczywistości niewiele fragmentów wzbudziło we mnie zdziwienie ani nie przyniosło nowej wiedzy. Mocnym elementem reportażu są wywiady z ludźmi -...
Arcydzieło reportażu. Mnóstwo tu faktów, rozmów, emocji bohaterów i autora. Gorzki obraz wygodnego świata, który tworzony przez stulecia nie jest przeznaczony dla wszystkich, a my, ludzie żyjący w zachodniej cywilizacji nie mamy pojęcia o tym, jak wygląda życie większej części ludzkości. Nasze zdumienie, współczucie, oburzenie, wstyd - to wszystko wypada blado lub/i nieautentycznie biorąc pod uwagę poziom bólu i cierpienia matek tracących dzieci, całych rodzin, żyjących na śmietnikach, czy nawet ubogich amerykanów, żywiących się fast foodami z braku możliwości kupienia zdrowego jedzenia. Książka otwiera oczy, pozwala przeżywać wraz z autorem podróż po wielu miejscach na Ziemi, które niekoniecznie byłyby naszymi wymarzonymi.
Arcydzieło reportażu. Mnóstwo tu faktów, rozmów, emocji bohaterów i autora. Gorzki obraz wygodnego świata, który tworzony przez stulecia nie jest przeznaczony dla wszystkich, a my, ludzie żyjący w zachodniej cywilizacji nie mamy pojęcia o tym, jak wygląda życie większej części ludzkości. Nasze zdumienie, współczucie, oburzenie, wstyd - to wszystko wypada blado lub/i...
To trzeba przeczytać. To trzeba wiedzieć
Niewątpliwym plusem książki jest to, że ukazuje temat z wielu perspektyw - zarówno skali mikro, jak makro.Na minus - książka mogłaby być krótsza o dobrych dwieście stron i niewiele by na tym straciła. Często prześlizgiwałam się po kolejnych kartkach, a gdy zastanawiałam się o czym właśnie czytałam, to odpowiedź była jedna - o niczym.
Problem polega na tym, że potrzeba czterech kalorii pochodzących z roślin, aby wyprodukować jedną kalorię jaką daje kurczak, sześć do wyprodukowania jednej wieprzowej i dziesięć w przypadku kalorii z wołowiny lub jagnięciny. To samo dzieje się z wodą; potrzebne jest 1500 litrów wody aby wyprodukować kilogram kukurydzy, ale 15 tysięcy idzie na kilogram wołowiny. Hektar dobrej ziemi może dać 35 kilogramów białka roślinnego; jeśli produkcja będzie przeznaczona do wykarmienia zwierząt - 7 kilogramów. Czyli jeden człowiek jedzący mięso zgarnia dla siebie środki , które rozdzielone, wystarczyły by dla pięciu albo dziesięciu ludzi. Jedzenie mięsa wprowadza bezwzględną niesprawiedliwość: pozwalam sobie na jedzenie produktu pięć, dziesięć razy droższego niż ten, który jesz ty. Jeść mięso, znaczy mówić: mam gdzieś pozostałych dziewięciu.
Problem polega na tym, że potrzeba czterech kalorii pochodzących z roślin, aby wyprodukować jedną kalorię jaką daje kurczak, sześć do wyprod...
Czym jest teraźniejszość bez przyszłości? Z czego zbudowana jest teraźniejszość, jeśli nie ma w niej różnych postaci przyszłości? Jak można żyć w teraźniejszości, w której nie ma przyszłości? W teraźniejszości, w której dla powtarzających się nieustannie strasznych rzeczy nie ma przeciwwagi nadziei, że kiedyś się to skończy?
Czym jest teraźniejszość bez przyszłości? Z czego zbudowana jest teraźniejszość, jeśli nie ma w niej różnych postaci przyszłości? Jak można ...
Im większy głód, tym bardziej jesteśmy zwierzętami, im mniejszy - tym bardziej ludźmi.