Oh! But he was a tight-fisted hand at the
grindstone, Scrooge! A squeezing, wrenching, grasping, clutching, covetous old
sinner! Hard and sharp as flint, from which no steel had ever struck out
generous fire; secret, and self-contained, and solitary as an oyster. The cold
within him froze his old features, nipped his pointed noose, shrivelled his
cheek, stiffened his gait; made his eyes red, his thin lips blue; and spoke out
shrewdly in his gratin voice. A frosty rime was on his head, and on his
eyebrows, and his wiry chin. He carried his own low temperature always about
with him; he iced his office in the dog-days; and didn’t thaw it one degree at
Christmas.
Brrrrr! Aż się zimno robi od samego opisu! A co dopiero mają
powiedzieć jego pracownicy? Kilka mizernych węgielków nie dających nawet
światełka, a co dopiero mówić o świetle. To wszystko na co można liczyć w
biurze Ebenezera Scrooge’a. No może
oprócz złego słowa, wiecznego niezadowolenia pracodawcy i samych
nieprzyjemności. Sam Scrooge, po śmierci współpracownika Marleya, prowadził
swoją firmę żelazną ręką, ale również nie pobłażał sobie we własnym domu.
Ciemno, bo ciemność jest tania, malutki ogienek, żadnych przyjemności. Kiedy w
wigilijny wieczór, wyjątkowo ciemny, mglisty i nieprzyjemny, wraca on do
swojego domostwa przeżywa wstrząs widząc w kołatce twarz zmarłego wspólnika.
Nie będąc jednak słabego ducha i nie wierząc w przesądy poszedł (w ciemności!)
do swoich pokojów. Tam jednak odwiedził go niespodziewany gość – duch zmarłego
Marleya. Twarz jego straszliwa, a głowa obwiązana chustką, aby szczęka nie
kłapała. Ciągnął za sobą kajdany i łańcuchy symbolizujące jego wszystkie złe
uczynki, wszystkie zaniedbania i każde odwrócenie się plecami na potrzebujących.
Przestrzegł on Ebenezera, że jego też
czeka taki los, że po śmierci będzie błąkał się jak tysiące innych potępionych
dusz nie zaznając spokoju, miłości i dobra. Zapowiedział też, że odwiedzą Scrooge’a
trzy duchy, które mają za zadanie coś mu pokazać.
Pierwszy duch to duch minionych Bożych Narodzeń. Zabrał on
Scrooge’a na wycieczkę w przeszłość pokazując mu jakim był kiedyś zanim
zmieniły go chciwość i pieniądze. Pokazał samotnego chłopca wyczekującego na
odwiedziny rodziny, młodego czeladnika, który bawił się wesoło na świątecznym
przyjęciu marząc o pewnej pięknej pannie. Pokazał również jak chciwość
rozdzieliła go z jego miłością, a miejsce pięknej kobiety zajął pieniądz. Nie
były to miłe obrazy.
Kolejny duch to duch obecnego Bożego Narodzenia. Pokazał on
swojemu podopiecznemu jak różni ludzie potrafią pomimo biedy i choroby odnaleźć
w tym szczególnym okresie szczęście i spełnienia i jak bardzo mogą ich cieszyć
drobne rzeczy, jak np. świetnie przygotowany pudding lub niewinne gry i zabawy.
Ebenezer zobaczył swojego czeladnika z rodziną i małym Timem, drobnym chłopcem
chodzącym o kulach, którego entuzjazm jest większy niż niejednego zdrowego
człowieka. Zobaczył również co ominęło go kiedy odmówił przyjścia na świąteczny
obiad do swojego siostrzeńca, syna ukochanej, zmarłej już siostry. Pod koniec
wizyty ducha zauważył, że spod szaty zjawy wyglądają dwie istoty. Była to para
dzieci, brzydkich i chorych, w poszarpanych odzieniu. Były to dzieci ludzkości.
Chłopca imię to Ignorancja (w angielskim jest to rzeczownik męski), a
dziewczynki Potrzeba. Mimo, że lekcja była dosyć przykra to do pełnej przemiany
Scrooge’a potrzebował on jeszcze jednego ducha.
Tym duchem był duch przyszłych Bożych Narodzeń. Mroczny, w
szacie zakrywającej całą postać, z niewidoczną twarzą. Milczący, komunikujący
się jedynie gestem. Pokazał on fragmenty rozmów pewnych znanych Scrooge’owi
ludzi, którzy mówili o śmierci pewnego człowieka. Odwiedzili zakazane rejony, w
których kilkoro ludzi dobijało handlu rzeczami ściągniętymi z jakiegoś zmarłego
i z jego łoża. Pokazał on rodzinę, która na wieść o śmierci tego samego
mężczyzny ucieszyła się, bo jej dług zostanie przepisany na kogoś innego, a
nikt nie może być aż tak nielitościwy jak zmarły. Na końcu pokazał on staremu sknerze
kim był zmarły – na zarośniętym, zaniedbanym nagrobku widniało „Ebenezer Scrooge”.
Wstrząsnęło to starcem – czy aż tak zły był, że nikt po jego śmierci nie
zapłakał? Że nie było nikogo kto by towarzyszył mu w ostatniej godzinie?
Po przebudzeniu następnego dnia okazało się, że jest
pierwszy dzień Świąt. Pełen nowego radosnego uczucia Scrooge zerwał się z łóżka
jak szalony, a przepełniające go szczęście utrudniało mu ubranie się i ogolenie.
Zawołał on przechodzącego chłopca, aby ten kupił największego indyka wiszącego
w sklepie nieopodal i tak wszystko załatwił, że dostał go mały Tim. Szaleńcza
radość poprowadziła go do wcześniej zaniedbywanego siostrzeńca, a tam spędził
najlepszy czas w swoim życiu. Nie powróciło dawne skąpstwo, zgryźliwość i
chytrość – Ebenezer postarał się, żeby każdy dzień był jak Gwiazdka, wypełniony
dobrem i szczęściem.
Kto nie zna „Opowieści wigilijnej” ręka do góry! Nikt? Tak
myślałam. W okolicy Świąt jesteśmy bombardowani przeróżnymi wersjami filmowymi
tej klasycznej opowieści, jak również można znaleźć na stosy jej książkowe
wersje (dla dzieci, nowoczesne, itp.). Co sprawiło, że jest ona tak
uniwersalna, że trafia do każdego odbiorcy bez względu na wiek czy kulturę?
Myślę, że głównie jest to sprawa drastycznej przemiany
głównego bohatera. Ebenezer Scrooge, wredny, chciwy, nieuprzejmy, staje się tak
dobry, że jakby był choćby o drobinę lepszy to rzygałby tęcza jak jednorożec.
Nie oszukujmy się, przemiana głównego bohatera jest iście bajkowa. No ale cóż,
czy nie jest przez to tak przez czytelników na całym świecie lubiana? Chyba
gdzieś tam w głębi mnie pod warstwą cynizmu żyje nadzieja, że ludzie są jednak
dobrzy, że widząc swoje błędy zmieniają się na lepsze, a świat stanie się
dobrym miejscem do życia. Dodatkowo, w czasie świątecznego sezonu łaknę tego
ciepła i dobra, tej magicznej przemiany i łatwiej mi w nią uwierzyć. Dodatkowym
smaczkiem jest obecność duchów. Mimo, że niektóre z nich wcale nie wydają się
straszne to potrafią jednak ukazać swoją
mroczną stronę w taki sposób, że delikatne ciareczki przechodzą po plecach. Z
drugiej jednak strony znajdziemy komfort w czytaniu tej historii, bo nie jest
ona zbyt przerażająca, a szczęśliwego zakończenia możemy się spodziewać nawet
nie znając jej zakończenia. Szczęście wypełniające książkę pomimo mrocznych
wycieczek Scrooge’a jest wszechogarniające. Miło jest przyjrzeć się ludziom
celebrującym Święta, które mimo, że czasem skromne lub wręcz biedne, są dla
nich radością. Nawet ta pewna przesada w opisach Dickensa (jak np. w przypadku
opisu monstrualnego indyka, który jest tak wielki, że nie byłby w stanie ustać
na własnych nogach) jest mu wybaczona, bo w końcu magia Świąt działa.
Kiedy wicher za oknem wieje, temperatura spada poniżej zera,
a śnieg ew. marznący deszcz zacina, szukam magii. W ‘A Christmas Carol’ ją
znalazłam. Już niedługo, po ubraniu choinki podczas której będę słuchać Wham! I
Mariah Carey do znudzenia, włączę sobie którąś z wersji „Opowieści wigilijnej”
i pomimo tego, że świetnie znam jej treść, z wielką przyjemnością przeżyję
historię Scrooge’a na nowo.
Polecam wszystkim tym, którzy nie wierzą w Święta, żeby się
naprostowali, tym, którzy magię Świąt chłoną każdym calem swego ciała, jak i
tym, dla których porządna opowieść to ta z duchami i śniegiem.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Podobno to właśnie Dickensowi zawdzięczamy spopularyzowanie wyrażenia "Merry Christmas".
M.
Książkę przeczytałam z niesamowitą przyjemnością w ramach
wyzwania GRA W KOLORY.