Kiedyś dużo amatorsko szyłam, bo były takie czasy,że jeśli chciało się być w miarę modnie i ładnie ubranym, lub mieć dobrze ubrane dzieci, nową pościel, to trzeba było nauczyć się szyć. Materiały były na ogół dostępne, gorzej natomiast było z gotową odzieżą. Potem czasy się zmieniły. W sklepach mnóstwo gotowej odzieży - do wyboru do koloru. Do tego cała masa second handów, gdzie zawsze można było coś ładnego, markowego wypatrzeć
w przystępnych cenach, a wiec zawód krawcowej i krawca, umarł śmiercią naturalną, a i szycie amatorskie straciło sens. Maszyna poszła więc w odstawkę,schowana w najmniej dostępnym miejscu w mieszkaniu i absolutnie nie myślałam że kiedykolwiek do niej wrócę. A jednak. Skłoniła mnie do tego epidemia, brak maseczek w aptekach, a ceny na wolym rynku zaporowe. Biorąc pod uwagę,że aby miało sens ich noszenie np w sklepach, trzeba ich mieć kilka, w celu wymiany, a potem prania i dezynfekcji.
Dlatego maszyna znów powędrowała na stół. W szafie zrobiłam remanent i znalazłam kupione kiedyś, a nie wykorzystane bawełniane materiały, znalazłam na
YT film instruktażowy z wykrojem i przystąpiłam do szycia. Na filmie maseczka jest dwuwarstwowa. Ja szyłam trzywarstwową. W środek dawałam dodatkowo włókninę.
W sumie takich maseczek uszyłam 17. Drugie tyle uszyła córka, dla której podobnie jak mamie żadne rękodzieło nie jest problemem, jeśli tylko zechce spróbować
Dla tylu maseczek wystarczyło nam gumek.
W rezultacie najbliższą rodzinę zaopatrzyłyśmy.
Ponieważ materiału mi jeszcze zostało więc najprawdopodobniej na tych kilkunastu nie poprzestanę. Może się komuś przydadzą.