Dziś post zupełnie nie hafciarski i zupełnie z innej beczki ;p I na dodatek taki, co skromnością nie grzeszy nic a nic hihi.
Znacie to uczucie, kiedy po wielu wspólnych latach (u nas piętnastu <3), facet wciąż Was pozytywnie zaskakuje? Ja miałam tak właśnie ostatnio. To, że mąż jest "Bohaterem w swoim domu", to wiadomo nie od dziś! W końcu, z pomocą moją i rodzinki, on ten dom zbudował od fundamentów, aż po dach, a potem wykończył wszystkie pomieszczenia (no dwa jeszcze zostały w woli ścisłości ;p). Wszelkie instalacje wodne, elektryczne, wentylacyjne i kanalizacyjne w domu, to też jego robota :) Płytka, panel, tapeta, farba, deska mu nie straszne. Podobnie jak składanie mebli - "gotowców z kartonika".
A tu kolejna pozytywna niespodzianka! Spełnił moje marzenie! Mam wytęsknioną garderobę! Najpierw pojawiła się moja ogólna koncepcja zabudowy. Mąż to wszystko rozplanował, rozrysował, kupił płyty w kolorze dąb sonoma, okleinę i pudełko specjalnych wkrętów i się zaczęło!
A skutki możecie zobaczyć poniżej, zdjęcia kolejno od pierwszego do ostatniego, to zabudowa mojej garderoby od lewej do prawej. Dalej są już drzwi, nad którymi, z tego co pozostało z docinania płyty, mąż zrobił jeszcze półkę na buty. Dodam jeszcze, że mimo, iż, jak widać, garderoba jest na poddaszu, to udało się wygospodarować całkiem pokaźne "królestwo", bo pomieszczenie ma, aż dwanaście metrów kwadratowych! Na środku można, więc spokojnie dodać jeszcze jakiś wieszak - drążek na kółkach :)
Jestem taka dumna z męża, że nawet sobie sprawy nie zdajecie! No i jeszcze jeden mały szczegół - mój mąż uprawia zawód prezydencki tzn jest monterem instalacji elektrycznych, nie stolarzem :)
Dał radę?
No cóż ... Bohater w swoim domu :p
Ps.: Moje młodsze dziecko zachorowało na poważną chorobę - "przylepiec pospolitus", która objawia się nieustannym przyklejeniem do mamy (tak teraz też trzymam ją na rękach), oraz płaczem gdy mama znika z zasięgu wzroku. Podobno, z wiekiem, ta choroba przechodzi. W związku z tym, chociaż tyle chciałabym wam pokazać (bratki, bransoletka, ptaszki, haftowane nożyce itd), to bardzo trudno mi wygospodarować, dłuższą chwilę, by coś w spokoju poklikać na blogu. Ale postaram się wszystko nadrobić ;) Jak ktoś miałby dodatkowe ręce do oddania, to ja z chęcią przyjmę ;p
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie zapominajcie o 'reakcjach' pod postem!
Znacie to uczucie, kiedy po wielu wspólnych latach (u nas piętnastu <3), facet wciąż Was pozytywnie zaskakuje? Ja miałam tak właśnie ostatnio. To, że mąż jest "Bohaterem w swoim domu", to wiadomo nie od dziś! W końcu, z pomocą moją i rodzinki, on ten dom zbudował od fundamentów, aż po dach, a potem wykończył wszystkie pomieszczenia (no dwa jeszcze zostały w woli ścisłości ;p). Wszelkie instalacje wodne, elektryczne, wentylacyjne i kanalizacyjne w domu, to też jego robota :) Płytka, panel, tapeta, farba, deska mu nie straszne. Podobnie jak składanie mebli - "gotowców z kartonika".
A tu kolejna pozytywna niespodzianka! Spełnił moje marzenie! Mam wytęsknioną garderobę! Najpierw pojawiła się moja ogólna koncepcja zabudowy. Mąż to wszystko rozplanował, rozrysował, kupił płyty w kolorze dąb sonoma, okleinę i pudełko specjalnych wkrętów i się zaczęło!
A skutki możecie zobaczyć poniżej, zdjęcia kolejno od pierwszego do ostatniego, to zabudowa mojej garderoby od lewej do prawej. Dalej są już drzwi, nad którymi, z tego co pozostało z docinania płyty, mąż zrobił jeszcze półkę na buty. Dodam jeszcze, że mimo, iż, jak widać, garderoba jest na poddaszu, to udało się wygospodarować całkiem pokaźne "królestwo", bo pomieszczenie ma, aż dwanaście metrów kwadratowych! Na środku można, więc spokojnie dodać jeszcze jakiś wieszak - drążek na kółkach :)
Jestem taka dumna z męża, że nawet sobie sprawy nie zdajecie! No i jeszcze jeden mały szczegół - mój mąż uprawia zawód prezydencki tzn jest monterem instalacji elektrycznych, nie stolarzem :)
Dał radę?
No cóż ... Bohater w swoim domu :p
Ps.: Moje młodsze dziecko zachorowało na poważną chorobę - "przylepiec pospolitus", która objawia się nieustannym przyklejeniem do mamy (tak teraz też trzymam ją na rękach), oraz płaczem gdy mama znika z zasięgu wzroku. Podobno, z wiekiem, ta choroba przechodzi. W związku z tym, chociaż tyle chciałabym wam pokazać (bratki, bransoletka, ptaszki, haftowane nożyce itd), to bardzo trudno mi wygospodarować, dłuższą chwilę, by coś w spokoju poklikać na blogu. Ale postaram się wszystko nadrobić ;) Jak ktoś miałby dodatkowe ręce do oddania, to ja z chęcią przyjmę ;p
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie zapominajcie o 'reakcjach' pod postem!