Moje włosy bardzo ucierpiały przez wieloletnie "męczenie" ich chemicznymi farbami. Wiecie, że lubiłam zmieniać fryzurę i przetestowałam już chyba wszystkie kolory tęczy... Od początku maja na mojej głowie nie zagościł żaden koloryzator - stwierdziłam, że już koniec i nie przejmowałam się odrostami. Będę siwa i tyle. Lepiej mieć zdrowe kosmyki, niż ładny kolor.
Pewnie każda z nas, choć raz słyszała o naturalnym farbowaniu henną. Już dawno chciałam spróbować, ale nie czuję się jednak dobrze w ciemnych włosach - myślałam, że henna koloryzuje tylko na brązy i czernie (głupia, niedoinformowana ja). O bezbarwnej hennie nie wiedziałam, do czasu, aż przypadkowo nie trafiłam na post z efektami hennowania na blogu Idalii.
Zaczęłam czytać, przeglądać zdjęcia.. Okazało się, że idealna dla blondynek bezbarwna henna jednak bezbarwna nie jest, bo co prawda nieznacznie, ale zmienia kolor włosów. Nie liczcie jednak na to, że Cassia rozjaśnia - w połączeniu z tlenem, promieniami słońca, cytryną, rumiankiem itd. uwalnia tylko żółty barwnik, który, w zależności od koloru wyjściowego, daje różne efekty.
Nakładanie henny nie jest takie proste, jak w przypadku zwykłej farby. Przede wszystkim jest bardziej czasochłonne, bo musimy wygospodarować sobie duuużo czasu (około 3 dni), żeby spokojnie móc wykonać cały zabieg.
Oprócz wolnego czasu i oczywiście opakowania henny, potrzebne nam też będą:
- cytryny (ok. 6 sztuk),
- folia spożywcza,
- foliowy czepek (dołączony do opakowania),
- foliowe rękawiczki (dołączone do opakowania),
- porcelanowa miseczka,
- coś do mieszania (najlepiej pędzel do nakładania maseczek),
- ręcznik.
Cała procedura wygląda następująco: wyciskamy do miski sok z 5 cytryn*, mieszamy go z proszkiem z opakowania, dziwimy się, że zapach zgniłego siana nam się podoba, jeszcze raz dokładnie mieszamy, żeby nie było grudek, a następnie przykrywamy miskę folią i ręcznikiem, żeby było jej ciepło. Po ok. 12 godzinach odkrywamy miseczkę i upewniamy się po raz kolejny, czy nie ma grudek, po czym dodajemy sok z ostatniej cytryny, jaka nam została, żeby uzyskać konsystencję gęstego jogurtu.
*Do wyciskania soku z cytryn najlepiej użyć jakiejś, chociażby najprostszej wyciskarki, ja zrobiłam to własnoręcznie i potem miałam zakwasy - nie polecam :D
Po rozmieszaniu papki i nawdychaniu się zapachu siana (no podoba mi się!), możemy zacząć rozprowadzanie henny na włosach. Wcześniej należy umyć je delikatnym szamponem bez silikonów i pozostawić do wyschnięcia. Nakładanie henny nie należy do najprostszych, bo papka szybko zasycha i nie ma sensu nakładanie kolejnych warstw. Mnie jednak udało się zrobić to w miarę równo, choć patrząc na zdjęcie poniżej, widzę że w niektórych miejscach, jakiś centymetr przy skórze głowy w ogóle henny nie było...
Głowę z hennową papką należy zabezpieczyć foliowym czepkiem, owinąć ręcznikiem i chodzić tak przez kilka godzin - maksymalnie 6, ja wytrzymałam 4.
Po odczekaniu wymaganego czasu, należy dokładnie spłukać hennę ciepłą wodą. I to byłby koniec, gdyby nie to, że po hennowaniu trzeba wstrzymać się przez 48 godzin z myciem włosów, żeby pozwolić aktywnym składnikom wgryźć się w naszą czuprynę i uwolnić barwnik. Niby żaden problem, ale włosy po wyschnięciu były suche i sztywne jak siano (którego zapach tak mi się spodobał) i jedynym wyjściem było spięcie je w mało atrakcyjnego koczka. No trudno. Trzeciego dnia umyłam włosy szamponem i nałożyłam odżywkę, a końcówki zabezpieczyłam silikonowo - olejowym serum, tak jak zawsze.
Efekt, jaki uzyskałam, przeszedł moje najśmiejsze oczekiwania. Po pierwszym myciu zauważyłam, że włosy są grubsze i błyszczą jak szalone. Widocznych zmian w kolorze na razie brak, pojawiły się tylko gdzieniegdzie złoto-miodowe pasemka. Po drugim myciu (jakieś 5 dni od nałożenia henny), włosy nadal błyszczały i były grube, ale oprócz tego stały się miękkie i jedwabiste w dotyku, a złoty kolor uwydatnił się już nie tylko na pojedynczych pasemkach, ale na całości włosów. Zapach siana nadal wyczuwalny <3 Po 8-9 dniach od nałożenia henny, efekty nadal takie same + zmniejszone wypadanie i lepszy skręt.
Na zdjęciu poniżej: po lewej stronie włosy przed henną - szare, z jaśniejszymi końcami (pozostałości po ombre), a po lewej widać miodowy kolor, jaki zauważyłam na włosach po drugim myciu. Tylko w ten sposób (robiąc zdjęcia w przybliżeniu) udało mi się uchwycić różnicę. Jeśli ktoś się przyjrzał, na wczorajszych zdjęciach ze szminkowego posta, są moje włosy w całości :)
Podsumowując: henna dogłębnie odżywiła włosy, nadała im złoto-miodowego koloru, zmniejszyła wypadanie i powiększyła obwód kucyka :) Z efektów jestem bardzo zadowolona - będę obserwować moje włosy i za jakiś czas spróbuję ponownie, bo naprawdę warto.
Henna Cassia Khadi pochodzi z internetowego sklepu (
sklep.khadi.nazwa.pl) z naturalnymi kosmetykami, w którym możecie kupić naturalne olejki, a także produkty marki Khadi, Sesa, czy Nacomi:
Jeżeli któraś z Was ma ochotę przetestować Bezbarwną Hennę Khadi na swojej głowie, jest ona dostępna w opakowaniu 150g - praktycznej puszce, którą potem możecie wykorzystać do innych celów. Przez najbliższe 7 dni, kupując Cassię dostępną
TUTAJ i wpisując
kod rabatowy CASSIA, otrzymacie ją
20% taniej! Spróbujecie?