Góry są tu porośnięte jałowcowymi drzewami, cyprysami i jakimiś karłowatymi dębami. Tu jedna z odmian jałowca.
Pierwszego dnia odpoczywaliśmy po podróży. Później, większość czasu spędziłam na chodzeniu i oglądaniu. Bezczynne leżenie na plaży, w moim przypadku nie wchodzi w grę, po 15 minutach jestem totalnie znudzona:))
Daleko, białe budynki, to obiekty sanatoryjne, obok których znajdują się nasze dziwne domki. W głębi majaczą jeszcze jakieś ślady cywilizacji. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, co tam jest.
Teren sanatorium. Zdjęć niewiele, bo nie będąc ani dzieckiem ani młodzieżą sanatoryjną:)) w ogóle nie powinnam tu być:)) podobnie, jak większość osób z zielonych domków:)). W tym kraju wszystko jest możliwe.
Kiedyś z pewnością było tu pięknie, teraz już tylko ślady dawnej świetności.
Potem spacer przed siebie. Za punkt orientacyjny, że idę w dobrym kierunku, służy mi ta góra.
W pewnym momencie sanatoryjna alejka skończyła się, dalej prowadzi wydeptana ścieżka. Jak ktoś tędy chodzi, to ścieżka gdzieś mnie doprowadzi - idę....
To moje ulubione widoki - jałowcowe drzewa.
Cała ziemia w lesie, usłana jagodami jałowca. Idzie się po nich , rozgniata i zapach jest obezwładniający.
Wszyscy mnie ostrzegali, że na samotnych spacerach, nie powinnam afiszować się z aparatem.
Sama wiem, że to niezbyt rozsądne, ale kto rozsądny decyduje się na taką wyprawę samotnie?
Na wszelki wypadek , postanowiłam nie kusić złego ponad miarę i aparat nosiłam w plecaku. Było to trochę
uciążliwe, bo za każdym razem, jak chciałam coś sfotografować, musiałam zdjąć plecak, rozejrzeć się, czy ktoś na mnie nie czyha:))) wyjąc aparat, zrobić zdjęcie, a potem w odwrotnej kolejności:)) Czasem jeszcze trzeba było wracać po plecak - jak tu...
Szłam tą ścieżką i szłam, i kiedy już prawie zdecydowałam, że powinnam zawrócić, ponieważ poczułam się nieswojo, pusto wokół i jakoś tak strasznie:). Doszłam do dziury w płocie. Każdy wie, że dziura w płocie jest bardzo intrygująca i trzeba sprawdzić, co jest dalej. Postąpiłam, jak każdy. Przez dziurę w płocie wyszłam na drogę.....
Rozejrzałam się, czy lepiej w górę....,
czy lepiej w dół. Poszłam w dół, za szumem morza.
Po drodze, kilka dzikich obozowisk, jak np. to:
Okazuje się, że są też możliwości wynajęcia domku w lesie:)) Gdyby ktoś chciał, proszę bardzo, podaję telefony:))
Spodziewałam się że droga doprowadzi mnie jakieś plaży, ale wieżowca na brzegu morza to się nie spodziewałam! No dobra, jest wieżowiec, idę obejrzeć.
Za każdym zakrętem, to cudo wyglądało inaczej, zastanawiałam się, czy to jeden dom, czy całe osiedle.
Okazało się, że to jeden ogromny budynek, ale jego bryła jest zdumiewająca
Trochę z obawą, czy ochrona mnie nie pogoni, zaryzykowałam wejście na taras widokowy. Nie pogonili:)) Zaręczam, że oprócz sztucznej trawy na tarasie (te kółka to lampy), wszystkie ścieżki wokół budynku również są wyłożone sztuczną trawą. Poza tym, donice z kwiatami, palmy itp. luksus aż kapie....( zdjęć nie ma, musicie uwierzyć na słowo)
Pod tym niebieskim daszkiem można było coś zjeść, napić się kawy albo alkoholu i tylko tutaj, przez całe 10 dni mojego pobytu widziałam jedną osobę mocno nietrzeźwą.
Zeszłam na plażę i spojrzałam na budynek z drugiej strony, kolejne zaskoczenie...
Budynek od strony morza przypomina wielki statek pasażerski. Nie wiem, czy mi się podoba, nie mam zdania. Z tego, co mi mówiono, cena mieszkań w tym czymś, liczy się w setkach tysięcy dolarów.
Zdecydowanie wolę oglądać wodę i skały, niż dzieło szalonego architekta:))
Niestety dalej, nie dało się przejść, chociaż gdybym się uparła, kto wie? Jednak zwyciężył rozsądek. Okolica wyglądała na całkiem dziką i wolałam nie zapuszczać się tam samotnie. Tą samą drogą, po skałach, przez las i dziurę w płocie wróciłam do naszych dzikich domków.
Jak nie dało się w jedną stronę, to trzeba iść w drugą:)) Kamienistą plażą wzdłuż brzegu,
Kamyki, niektóre w sam raz na kaboszony.Moje myśli w tym momencie poleciały do znanych mi z bloga, koralikujących pań:)) Nie oparłam się i jak każdy rasowy:)))) turysta, nazbierałam pasiastych kamyków.
poszłam, tak daleko, jak się dało, a po drodze....
co jakiś czas, spotykam turystów, rozbijających namioty na wąskim pasku plaży. Ptaki o dziwo, wcale nie wykazywały niepokoju i pozwalały się onserwować,
a ten był wręcz bezczelny . Z zapartym tchem obserwowałam jego poczynania.
tu, trzeba wejść do wody, bo inaczej nie ominę tych skał...
za skałami, kolejne skały i.... mini plaża nudystów. Oni nie uciekali na mój widok, ja nie uciekałam na ich widok:))
dalej plażą już się nie da, trzeba wejść na górę
wszędzie sieć ścieżek, które wybrać? w prawo, w lewo?
poszłam w prawo, lewa ścieżka była tuż nad urwiskiem, nie zaryzykowałam i dobrze zrobiłam, bo po chwili doszłam do pięknego miejsca widokowego.
Białe budynki, majaczące w oddali, to okolice naszej bazy.
Jałowcowe drzewa, rosną tuż nad urwiskiem.
Przytrzymam się gałęzi i zerknę w dół
zaryzykowałam, spojrzenie w dół i niespodzianka!
nie będę im przeszkadzać, lepiej pogapię się na morze i ptasią skałę:)))
Już wcześniej zauważyłam, ptasią skałę, ale stąd, lepiej widać:)
Wracałam nieco inną ścieżką, pilnując, by nie oddalić się zbytnio od morza.
Okazuje się, że nasze domki, nie są jedyne. Wszystko wskazuje na, że jest to siedziba całoroczna (anteny telewizyjne).
W lesie, co chwila natykałam się na przykłady bytności współczesnych jaskiniowców:)))
ta butelka, to umywalka, jak lekko odkręci się korek, woda leci jak z kranu, jestem pełna podziwu dla ludzkiej pomysłowości:)))
tu nie można zginąć, można się umyć, można skorzystać z grilla:))
Bardzo ciekawe drzewo nazywane "бесстыдница" -(
bezwstydnica) pewno z tego powodu, że wygląda, jakby było obdarte z kory - gołe:))
to znajomy widok, jestem prawie w naszym obozowisku:))
i nagle zauważyłam, że i tutaj zawitała jesień,
czas wracać do domu.
Powrót, to kolejna niespodzianka. Takim samochodem w życiu nie jechałam i po raz drugi chyba nie będzie mi dane. Czy ktoś pamięta rosyjski film pt. "Siedemnaście mgnień wiosny" tam były takie pojazdy....cdn.