Nie, to nie sen. Szczęśliwa, że tyle śniegu wokół wykorzystuję każdą wolną chwilę na bieganie po lesie. Ja bym chyba mogła tam zostać na stałe... gdyby tylko łóżeczko, łazienka, laptopek... mogły zamieszkać ze mną :-)
Oto dowody mojej szczęśliwości:
Czy nie wspaniała sceneria? Gdyby ktoś chciał zaprzeczyć, to ja jednak powtarzam: wspaniała!
Teraz z innej beczki, tzn. nie z beczki tylko ze skarpetki :-)))
Jako, że po takich wyprawach apetyt mi bardzo dopisuje, poczyniłam wędlinkę dojrzewającą, czy jak tam ją zwał! Po całym procesie "produkcyjnym" wygląda ona tak:
Może zdjęcia nie oddają jej apetycznego wyglądu (a smaku i zapachu na pewno nie) ale możecie mi wierzyć na słowo, że smaczna. Wejdzie na stałe do mojej kuchni ten przepis. Już wszedł, następne partie miąska oczekują
w lodówce :-)
Żeby tylko nie było, że ja taka zdolna jestem... przepis pochodzi z przepastnych głębin internetu - dokładnie wzięłam go stąd: http://kuchniaaleex.blogspot.com/2010/12/dojrzewajaca-poledwica-wg-aleex.html
No i byłabym zapomniała... takie aniołki fruwały pod moim sufitem w święta, a pośrodku królowała moja pierwsza, w pocie czoła wydziergana bombka.
Nie podoba mi się zbytnio ale jako że zrobiłam ją osobiście - jestem z niej dumna! Myślę nad innymi towarzyszkami dla niej ale to jakoś tak dopiero
w grudniu chyba?!
I postaram się częściej zaglądać (do siebie) bo inne blogi obserwuję na bieżąco, żeby mi co ciekawego nie umknęło niechcący :-)