Taka już moja natura i nie mogę jej zwyciężyć chociaż czasem podejmuję walkę :-)
Z rzeczy praktycznych i pożytecznych w pocie czoła udziergałam mitenki.
Poszłam na całkowitą łatwiznę, bez kciuka tylko otwór nań i tyle. I tak mordęga dla mnie, bo tyle zszywania, a ja i 5 drutów to towarzystwo nie z tej bajki :-)
Oto one na moich własnych ręcach - były, bo już ich nie mam.
Następne na drutach się dzieją... kiedyś pewnie je skończę.
Pokażę jeszcze wykopalisko... jak dobrze mieć naturę chomika. Zanurzam ręce w przepastnych czeluściach moich szaf i oto - proszę podziwiać. Nie, to nawet nie moje dzieło, to moja córeczka kiedyś tam, dawno dawno temu. Nawet teraz nie poznała swojego kominka - i dobrze, bo mój ci on!
I co? Może być? Bez roboty, a na czasie gdyby jakieś zimno czy cóś.
Teraz pochwalę się pewnym nagłym i nieplanowanym przeze mnie spotkaniem.
Ale warto było, bo było cudownie, pogoda śliczna, towarzystwo miłe i zapowiadają się kolejne takie spotkania :-)
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny ze starego, kochanego Torunia:
Tutaj jeszcze przed spotkaniem samotnie podpieram Krzywą Wieżę.
Pierwszy raz w życiu się widziałyśmy, a ile z tego powodu radości .
Mikołaj przyjął nas dostojnie acz serdecznie.
Ile On się napatrzył w swoim posągowym życiu na takie spotkania.
Pewnie byłoby Mu nudno gdyby nie te wycieczki :-)
A Wisła płynie sobie spokojnie pod mostem kolejowym jakby nic się obok nie działo...
No to lecę dalej - osiołek czeka... jeszcze nie wie, że będzie musiał odwieźć mnie do domu :-)
Teraz pogadamy sobie chwilę od serca, jak babcia z wnuczkiem.
Pa! Do następnego, mój zaniedbywany nieco blogu...