Fern Michaels,
RECENZJA: Spadające gwiazdy - Fern Michaels
Witamy Was w Nowym Roku, nową (zaległą) recenzją; W tym roku jedyną książką świąteczną, na jaką przeczytałam były "Spadające gwiazdy" Fern Michaels.
Zapraszam do zapoznania się z moją opinią.
"Spadające gwiazdy"FERN MICHAELS
Tłumaczenie: Anna Bergiel
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Książka "Spadające gwiazdy" Fern Michaels przedstawia nam 29-letnią Emily Ammerman, która od czasu studiów pracuje w rodzinnej firmie - ośrodku narciarskim. Dziewczyna jest również rozchwytywaną instruktorką narciarską, która marzy, aby wyrwać się z rodzinnego miasta. Rodzice Emily niespodziewanie z chwilą przejścia na emeryturę, postanawiają zapisać na córkę kurort, bo w ich przekonania, ma to jej pomóc w znalezieniu męża. Zdaje się, że wbrew woli Emily, Państwo Ammermanowie chcą planować za nią jej życie.
Niespodziewanie jednak w Snowdrift Summit zjawia się Zach Ryder, znany aktor, który ma kręcić swój najnowszy film. Emily zostaje jego instruktorką i odkrywam, że Zach jest tak samo czarujący, jak postać, w którą się wciela.
Czy Emily ma szansę samodzielnie zdecydować jak ma wyglądać jej dalsze życie?
Głównym wątkiem powieści jest niewątpliwie relacja, jaka rodzi się między Emily i Zachem, która niestety nie porwała mnie tak, jak się spodziewałam. Była to bajkowa historia, w której jednak zabrakło oryginalności, która przykuła moją uwagę na dłużej i coś po sobie zostawiła. Nie mniej była to smaczna niczym pierniczek odskocznia od codzienności, Irytująca była sytuacja głównej bohaterki, która w tak dorosłym wieku nadal nie potrafi o sobie stanowić i daje się kontrolować rodzicom, a zwłaszcza kontrolującej ją matce, co było dla mnie przerysowana,
Polubiłam główną parę, ale bardziej jako całość, bo z tej dwójki moją większą sympatię zdecydowanie zdobył Zach. Emily była w swoim postępowaniu niespójna, niezdecydowana, co mnie jako czytelnika denerwowało. Zach z kolei był postacią mało wyróżniającą się, facet, którego każda kobieta chciałaby poślubić, bo wydaje się on być spełnieniem ich świątecznych marzeń. Polubiłam babcię Emily, gdyż ta kobieta miała charakter i na pewno się wyróżniała na tle innych postaci.
Co do fabuły, była nieskomplikowana, lekka, w swoim kalibrze, idealna na czas, w którym została wydawana. Ostrzegam jednak, że dla jednym może się wydawać się przesłodzona. Dla mnie była w porządku, gdyż w tym czasie szukam zwykle takich prostych historii.
Dużym plusem tej opowieści jest to, że pozwala przenieść się do cudownej, zimowej krainy, ze skrzypiącym śniegiem pod butami i skrzącym się w słońcu, pachnącą choinką i atmosferą prawdziwych świąt jak z hollywoodzkiego filmu. Autorce udało się też oddać klimat narciarskiego kurortu i realia małomiasteczkowej, amerykańskiej społeczności. Polubiłam też pióro autorki, a książkę czytało mi się szybko i przyjemnie.
"Spadające gwiazdy", to historia, w która uświadamia nam, że warto wierzyć w marzenia, ale nie należy czekać, aż "gwiazdy" spadną nam z nieba, aby je spełnić. To miłosna historia, która z pewnością umili niejednemu czytelnikowi mroźne, zimowe wieczory.
Za możliwość poznania tej historii dziękujemy
Recenzję przygotowała
0 Comments:
Podziel się z nami swoją opinią :)