Kuchnia to dla każdej zarówno początkującej, jak i bardziej zaawansowanej włosomaniaczki prawdziwa skarbnica produktów, które można wykorzystać do pielęgnacji włosów. Taka forma dbania o czuprynę, może okazać się niezłą zabawą, jeśli tylko lubimy kombinacje z produktów spożywczych, niekoniecznie do rozpieszczania podniebienia, ale włosów. Sama często odnoszę wrażenie, że te tradycyjne, domowe sposoby pielęgnacji, sprawdzają się u mnie lepiej, niż niejeden drogeryjny kosmetyk. Kuchenne czeluści ukrywają całe bogactwo przeróżnych artykułów, z których można wyczarować coś na włos. Ja najchętniej sięgam po:
- Cukier i kawę w roli peelingu. Początkowo szło mi z nimi trochę koślawo. Mimo dokładnego płukania włosów, czułam nie do końca rozpuszczony cukier, czy ziarenka kawy. Teraz, ograniczam ilość cukru, lub kawy i baaardzo dokładnie spłukuję włosy, mocnym strumieniem wody. Próbowałam użyć fusów, zamiast mielonej kawy, jednak wolę drugą opcję, łatwiej jest mi rozprowadzić kawę na skórze głowy, fusy zbierają się w grudki.
- Miód - jako dodatek do każdej, nawet najprostszej maski wspaniale nawilży włosy i sprawi, że staną się mięciutkie. Po każdym użyciu miodu, nie mogę przestać miziać włosów, takie są miłe w dotyku.
- Siemię lniane - tutaj jest kilka propozycji do wyboru: płukanka ( pisałam o niej tutaj ), żel lniany ( wgniatanie glutka ), maseczka ( żel pozostawiamy na włosach solo, lub mieszamy z maską drogeryjną). Każdy sposób to podobnie, jak w przypadku miodu, gwarancja dobrze nawilżonych włosów.
- Mąka ziemniaczana - dodana do maski drogeryjnej, ładnie wygładzi pasma.
- Żółtko jajka - proteinowy dodatek mieszam z miodem oraz z dowolnym olejem i nakładam na włosy na ok. 20min. Niezbyt często robię tę maskę, bo moje włosy nie przepadają za proteinami, ale od czasu do czasu warto się skusić na taką kurację. Maska pozostawia błyszczące, nawilżone i łatwe do ułożenia włosy.
- Ocet jabłkowy - wykorzystuję w roli płukanki.
- Drożdże - dodane do gorącej wody i maski, stosowane regularnie nabłyszczą włosy, uniosą u nasady i przyspieszą porost.
- Żelatyna - laminowanie włosów. U mnie akurat 2 próby okazały się niezbyt udane, bo zanim zdążyłam nałożyć żelatynę, ta wyschła na tyle, że nie dała się swobodnie rozsmarować. W przyszłości spróbuję kolejny raz.
- Płatki owsiane - dodane do mąki ziemniaczanej pełnią rolę suchego szamponu. Taki szampon sprawdził się całkiem nieźle, ale nie na tyle dobrze, żebym zrezygnowała z pudru Babydream. Warto jednak spróbować: płatki należy dokładnie zmiksować, tak aby powstał drobny proszek i zmieszać z mąką ziemniaczaną. Mieszankę nakładamy na skórę głowy i włosy u nasady, a po kilku minutach wyczesujemy proszek.
- Oleje - tutaj znajdziemy prawdziwe pole do popisu. Zanim zdecydujemy się na zakup konkretnego oleju, wypróbujmy ten, który mamy w kuchni: oliwa z oliwek, winogronowy, a nawet zwykły słonecznikowy. W mojej kuchni zalegał olej sezamowy i odkąd pierwszy raz nałożyłam go na włosy, bardzo się polubiliśmy i nadal często podkarmiam nim włosy. Podobnie było z olejem z orzechów włoskich. Ja nakładam go na włosy, a domownicy wykorzystują w kuchni. A jedna strona zawsze jakoś dziwnie spogląda na tę drugą... chyba nigdy się nie zrozumiemy w tej kwestii :)
Jak pokazują powyższe przykłady, kuchnia jest bardzo przyjaznym miejscem dla osób szczególnie dbających o włosy i warto jak najczęściej sięgać po sposoby na piękne, zdrowe włosy naszych babć, czy mam.