Witajcie w sobotę. Zanim przejdę do głównego tematu dzisiejszego posta chciałam podziękować Wam za wsparcie jakie dostałam w komentarzach pod wpisem informującym o tym, że pewna osoba złamała prawa autorskie i przypisała sobie prawie całą moją zakładkę dotyczącą współpracy recenzenckiej. Sprawa dość szybko się wyjaśniła, bo dziewczyna nie zamierzała się niczego wypierać. Przyznała, że ukradła zakładkę, przeprosiła, obiecała, że wszystko usunie, a potem podeśle mi link do zmienionej zakładki. Po mojej interwencji to, co co na jej blogu było mojego autorstwa zniknęło tak, więc notka na mojej stronie również została usunięta. Dlaczego ? Odpowiedź jest prosta - osoby, które czytałyby ją po skasowaniu oznak plagiatu i tak nie zobaczyłyby w niej tego czego dotyczyła .Ktoś zapyta : W takim razie po co w ogóle była ta notka ? Po, to żeby pokazać Wam , że plagiat to nie wymysł, ani mit tylko coś, co istnieje naprawdę. Mało tego może dotknąć osobę taką jak ja, która nadal myli się w ilości spacji czy stawia znaki interpunkcyjne w niewłaściwym miejscu. Dziewczyna skopiowała nie tylko treść, ale także błędy jakie popełniłam przy pisaniu tej zakładki. Teraz już wszystko zostało poprawione. Napisałam o tej sytuacji też dlatego, że nigdy wcześniej mnie to nie spotkało, chciałam wyrzucić z siebie ból, żal, frustrację. Zastanawiacie się pewnie też dlaczego przez dobrych kilka dni panowała tu totalna cisza. Po pierwsze musiałam trochę ochłonąć, może nie zapomnieć , bo to trudno, ale przestać się tym przejmować. Po drugie trochę pochłonęły mnie studia oraz prace nad kolejnymi niespodziankami dla Was. Teraz z nową energią , pomysłami wracam i obiecuję, że będę tutaj częściej niż dotychczas. Sprawę plagiatu uważam za zamkniętą. Czegoś mnie ona nauczyła, a takie przykre doświadczenia nie tylko w życiu, ale i w blogowaniu są potrzebne. Pozwalają coś dostrzec, zrozumieć, postanowić itd.