Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.
Jest to jedna z tych książek, po które nie sięgnęłabym, gdyby nie bardzo kusząca promocja, na jaką natknęłam się w Empiku. Słyszałam wiele dobrego o twórczości autora, dlatego nie mogłam się doczekać sięgnięcia po którąś z jego powieści.
Leonard Peacock kończy osiemnaście lat. Z tej okazji szykuje prezenty dla przyjaciół, goli głowę na łyso i zabiera do szkoły pistolet… Tego dnia zamierza rozliczyć się z przeszłością i dorosłymi, którzy go nie rozumieją. W świecie Leonarda nie ma miejsca na kompromisy, wszystko jest albo czarne, albo białe. Jak w starych filmach z Humphreyem Bogartem... Pif-paf!
„Wybacz mi, Leonardzie” to jedna z trzech powieści młodzieżowych Matthew Quicka. To książka o szukaniu zrozumienia i buncie przeciwko zasadom, którymi kierują się dorośli.
(Źródło: Moondrive)
Chciałabym jakoś przybliżyć Wam fabułę Wybacz mi, Leonardzie, ale troszeczkę nie wiem, jak to zrobić. Spotykamy Leonarda w dniu jego osiemnastych urodzin i ma on dość wyjątkowy plan na ich spędzenie. Chłopak doszedł do wniosku, że ma już dość świata, w którym przyszło mu żyć, więc postanawia popełnić samobójstwo i zabrać ze sobą Ashera (o tym dlaczego i kim on jest dowiecie się troszeczkę później). Przez ten jeden dzień razem z Leonardem wykonujemy misternie obmyślony plan i zmierzamy ku końcowi jego egzystencji, jednocześnie dowiadując się, co go pchnęło do tak dramatycznej decyzji. To, wraz z opisem przygotowanym przez wydawcę, da Wam mniej więcej obraz fabuły.
Dawno nie zrobiłam tylu surowych notatek podczas czytania, dobrze że miałam pod ręką komputer, bo inaczej wszędzie latałyby świstki papieru. Nie wiedziałam do końca, czego właściwie mogę się spodziewać po Wybacz mi, Leonardzie, ale nie oczekiwałam, że książka Mattthew Quicka wywoła we mnie, aż tyle refleksji. To jedna z tych powieści, które nadzwyczaj często odkładałam na bok - tak mniej więcej, co dwa rozdziały. Aby odpowiednio ją odebrać musiałam przerwać lekturę i zastanowić się nad słowami Leonarda. Przemyśleć jego decyzje, dopasować do fragmentów układanki, które już miałam i zastanowić się, co właściwie go motywuje. No i oczywiście zrobić odnośnie tego wszystkiego przynajmniej krótką notatkę, bo przemyśleń i wrażeń było tak wiele, że nie dałabym rasy pamiętać o każdej, którą chciałam poruszyć. Ta powieść niejednokrotnie wywołała u mnie melancholię, bo i pytania, które stawia sobie Leonard są smutne. Dlatego nie dziwią mnie jego wycieczki metrem w poszukiwaniu szczęśliwych dorosłych, choć moim zdaniem przecenia on ich znaczenie w swoim życiu. Może wszyscy jesteśmy skazani na powtarzanie tych samych błędów, co ogół społeczeństwa, być może wszyscy jesteśmy niewolnikami obecnego systemu.
Od pierwszych rozdziałów da się wyczuć, że Wybacz mi, Leonardzie to nie jest pierwsza książka Matthew Quicka, ponieważ styl autora jest bardzo plastyczny, czuć że wie, co chce przekazać. Każdy dialog, czy wtrącenie ma przybliżyć czytelnika do odkrycia motywów głównego bohatera i jego tajemnic. W przeważającej części książka stanowi zbiór monologów Leonarda, przez co jako taka akcja posuwa się stosunkowo powoli. Wyjątkowo poruszające były listy z przyszłości, które chłopak napisał w imieniu osób, które mógłby kiedyś spotkać, pokazywały jego wrażliwość na świat i chęć do życia, której brak w innych jego wypowiedziach. Autor idealnie się spisał wchodząc w skórę Leonarda, bo tak osobiste podejście do bohatera mogło łatwo nie zdać egzaminu, tymczasem miałam wrażenie, jakbym czytała coś na kształt autobiografii lub pamiętnika. To, co średnio mi pasowało w tej książce, to całe mnóstwo przypisów dolnych, które były pewnego rodzaju wtrąceniami Leonarda. Nie chodzi mi tu do końca o samą formę, ale sposób, w jaki widnieją w książce. Przeszkadza mi układ tych adnotacji, często zdarzało się, że musiałam odwrócić stronę aby je dokończyć i wrócić na poprzednią aby kontynuować tok myślowy chłopaka. Poza tym bywało, że były wyjątkowo długie, co utrudniało zachowanie płynności w akcji i czytając musiałam być mocno skupiona na tekście. Teoretycznie to nie wada, ale zdecydowanie wolę utrzymana płynność fabuły.
Leonard Peacock jest specyficznym bohaterem, zadającym wyjątkowo trudne pytania, moim zdaniem również bardzo wrażliwym i... zupełnie do mnie nie podobnym. Podejrzewam, że gdybym natknęła się na niego na ulicy, podobnie jak wiele osób, z którymi miał styczność, uznałabym go za dziwaka. To sprawiło, że przez lwią część tej powieści nie mogłam się z nim zżyć, nie pochwalałam ani jego działań, ani toku rozumowania. W zbrodni nie ma przekazu, a popełnienie jej budzi mój głęboki sprzeciw, ponieważ żyjemy w świecie, który sam w sobie jest niebezpieczny. Scena z nauczycielką, którą doprowadził do łez, duma, że nie podejdzie on do egzaminów, nie będzie uczęszczał na studia... nie potrafiłam go zrozumieć. Zadawał ważne pytania, miał dobre spostrzeżenia na temat codzienności, a mimo to zamiast spróbować coś zmienić, poprzez bezczynność stawał się częścią systemu, którego tak bardzo nienawidził. Jednak... Mieliście kiedyś tak, że zanotowaliście sobie całe mnóstwo uwag do recenzji odnośnie bohatera czy treści, a później jedyne do czego się nadają to wyrzucenie do śmieci? Jak bardzo zmienia się nasz pogląd na książkę, kiedy przeczytamy już ostatnie zdanie. Okazuje się, że odbieramy ja zupełnie inaczej. I również tak bardzo ewoluował mój początkowy obraz Leonarda, po przeczytaniu tych ostatnich stron. Różnica jest tak duża, że gdybym teraz miała okazję go spotkać, chętnie posłuchałabym, co ma do powiedzenia i z przyjemnością wypiłabym z nim kawę.
Książka Matthew Quicka okazała się znacznie lepszą pozycją, niż mogłabym sądzić po pierwszych rozdziałach. Niesie ze sobą ważny przekaz i pokazuje wiele aspektów obecnego świata, na które my również powinniśmy zwrócić uwagę. Nie znajdziecie tu ckliwej opowieści o miłości, będącej lekiem na wszelkie zło, jak również gotowych rad, jak przetrwać w dzisiejszej rzeczywistości. To bardzo melancholijna pozycja, wyróżniająca się nietypowym bohaterem i wyjątkową wrażliwością na świat, a na ocenę, którą jej wystawiłam ogromnie wpłynęło to, czego dowiedziałam się w ostatnich rozdziałach.
Moja ocena: 8/10
Skończyłam czytać: sierpień 2016 r.
Ocena z Lubimy czytać: 8,05/10
Ilość stron : 406
Data wydania : 8 października 2014 r.
Ocena z Lubimy czytać: 8,05/10
Ilość stron : 406
Data wydania : 8 października 2014 r.
Okładka : miękka z zakładkami
Wydawnictwo : Moondrive
Tłumaczenie : Jacek Konieczny
Wydawnictwo : Moondrive
Tłumaczenie : Jacek Konieczny
Cena (z okładki) : 39,90 zł
Zastanawialiście się kiedyś nad wszystkimi wieczorami waszego życia,
których nie potraficie sobie przypomnieć? Tak prozaicznymi, że mózg nie zadał sobie trudu,
by je zarejestrować. Setki, może tysiące wieczorów rozpoczęło się i zakończyło,
nie pozostawiając żadnego śladu w pamięci. Czy to was nie przeraża?
A co, jeśli wasz umysł zapamiętuje te niewłaściwe wieczory?