Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spacer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spacer. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Magia szklanego ekranu, albo jedna z tych rzeczy, o których się filozofom nie śniło.

Osoby dramatu:
Pani o nieznanych personaliach, wieku - ujmijmy to - więcej niż średniego
Pimpek - piesio mały i kudłaty
Toluś
Brego

Miejsce akcji: osiedlisko-blokowisko malowniczo zasypane śniegiem i do tego mgłą zasnute, temperatura -15 stopni

Czas akcji: późne popołudnie - co w obecnym czasie oznacza ciemności kryją ziemię

     Pani o nieznanych personaliach, wieku więcej niż średniego wyszła na spacerek ze swoim ukochanym Pimpkiem. Obskurne osiedlisko nie zachęcało do spacerków, ale Pani nie dla własnej frajdy i przyjemności, czy zdrowia nawet, bo to przecież i śnieg, i mgła, a i temperatura zabójcza, ale dla Pimpka, którego natura wezwała celem opróżnienia malutkich jelitek i pęcherzyka.
W tychże celach opróżnienia tego i tamtego Toluś zabrał  Brego na spacer.
Spacerowali, spacerowali, aż się Toluś z Panią i pieski spotkali.
Stojąc w niedalekiej odległości od Pani Toluś usłyszał monolog Pani kierowany do Pimpka:
"Pimpek choć do domku, bo ci nóżki zmarzną, no choć już, choć."
Pimpek nie wyglądał na przejętego groźbą zmarzłych nóżek, czy też czegokolwiek innego i nadal zawzięcie obwąchiwał skrawek trawnika. Jedynym przejętym i zmarzniętym stworzeniem była jego Pani.
Pani postanowiła użyć wobec Pimpka innego argumentu: "Pimpuś choć do domu pooglądać telewizję. Niedługo się twój serial zacznie."
Toluś nie wytrzymał i zagadnął: "Dzień dobry, to Pimpek ma swój ulubiony serial?"
- "No tak, Eswuenżeta ogląda, to i ja zerknę."
- "Co ogląda?" - dopytywał niezorientowany Toluś.
- "No Stawkę większą niż życie przecież."


niedziela, 19 lutego 2012

No i stało się!

Jako rzekłam stało się!

Dziś Toluś wyszedł na poranny spacer z  Brego.
Długo nie wracają.
W końcu nadchodzą. Słyszę pipczenie domofonu.
Wchodzą do mieszkania.
Toluś wyrzuca z siebie: "Brego się rzucił na niego, poleciał jak strzała, no rzucił się na niego i ... odgryzł mu nos!"

Zamarłam. Połamałam się, posklejałam taśmą i znów połamałam. Co? To niemożliwe! Mój biszkoptowy Miś potworem-kilerem?

Na co Toluś powstrzymując rechot: "Na bałwana, na bałwana się rzucił, ukradł mu nos, bo był przecież rasowo z marchewy!"
Odzyskałam wiarę w psa - żarłok, ale przyzwoity.

Szkoda tylko dzieciaków, które przyjdą obejrzeć jutro swojego kalekiego bałwanka, bo przecież im nie powiem, że nosa nie ma, bo to ostatnie stadium syfilisu.

czwartek, 20 października 2011

Rany, tutaj są zwierzęta - akt czwarty (nie wiadomo czy ostatni?) Bazyl. Odsłona druga.

   Wieczorem stanęliśmy z Bazylem w domu. Brego, jako pies towarzyski, był zachwycony pojawieniem się Bazyla. Od razu rozpoczął zaproszeniem do zabawy, obskakiwaniem, podgryzaniem i ... pojawił się problem. Bazyl nie rozumiał komunikatów, nie potrafił się bawić. Dla pewności, że nic złego między "chłopakami" nie zajdzie Toluś nie spał całą noc mając tzw. baczenie. Bazyl był spokojny, trzymał się jednak z dala od Brego, tyle że Brego miał problem, żeby trzymać się z dala od Bazyla. Noc przebiegła na szczęście spokojnie.
Następnego dnia postanowiliśmy wyjść z psiurami na wspólny spacer.
Trzeba tu zaznaczyć, że Bazyl kompletnie nie umiał chodzić na smyczy, po wyjściu na dwór zachowywał się jak diabeł tasmański, ciągnął tak, że wyrywało nie tylko ręce, ale całą obręcz barkową. Wszystko prowokowało go do panicznego szczekania i napierniczania "orbitek", czyli kręcenia się wkoło na smyczy, zupełnie jak wcześniej na łańcuchu.
Idziemy (spacer równoległy), ja z Bazylem cudem nie biegnę, aż po jakimś czasie, mimo że trzymamy pieski w sporej odległości od siebie, te wspinają się na tylne łapy, jeżą sierść i dawaj z mordami na siebie. Jazgot jakich mało. Wróciliśmy do domu. I wtedy ... cud! Tak się na siebie wykrzyczeli i wytupali w tym jednym wybuchu, że po powrocie do domu Bazyl zaakceptował Brego całkowicie. Zaczęli się bawić. Bazyl stopniowo poznawał reguły. Psy radośnie galopowały po mieszkaniu, wywracały koziołki, podgryzały się, wylizywały, a w końcu zasnęły przytulone do siebie.



   Miss Fridrikson, bezpieczna w swojej klatce, interesowała Bazyla bardzo i miało się wrażenie, że w celach konsumpcyjnych. Zresztą do dziś Bazyl nie radzi sobie z przesadnym zainteresowaniem, dlatego nie narażamy ich obojga na bezpośrednie spotkania.
Za to jazda była z Zośką.