W życiu każdej matki przychodzi taki moment, że samotne wyjście po codzienne zakupy równają się urlopowi na słonecznej plaży. Szaleńcze sam na sam ze sobą, bez wiecznego "mamaoooo" przyprawia o erotyczne doznania, co patrzącemu z boku, nie wygląda dobrze między
wyborem cebuli i kapusty. Obłąkańcza radość z tych dwudziestu minut wręcz boli. Ludzie dziwnie się patrzą na kobietę z siatami i szerokim uśmiechem na twarzy. Profilaktycznie przechodząc na drugą stronę drogi. W nieodległej przeszłości byłam taką kobietą. Obłąkanie w oczach było widać chyba z drugiego końca wsi. To był dzień, kiedy po ponad pięciu tygodniach chorób mogłam spędzić sama dwie godziny. Bez dzieci. Bez prania, sprzątania, gotowania i wiecznego jęczenia. Gdy po kolejnym tygodniu wysłałam je do placówek edukacyjnych , osiągnęłam pełnię szczęścia dopiero po kilku godzinach. Kiedy uprzątnęłam chlew, usiadłam i patrzyłam, jak bajzel sam się nie tworzy. Chłonęłam ład i porządek.
Jednak matka, też człowiek. Zachciało mi się wyjazdu. Już pierwsza godzina z kolejnych czterech w aucie, nie zapowiadała miłej podróży. Na szczęście w cudnym przebłysku czarnowidztwa spakowałam słuchawki, które po prostu odcięły mnie od tego, co dzieje się na tylnym siedzeniu. Sielankę kilku dni próbowała zepsuć pogoda oraz emeryt, który będzie jedną z głównych postaci kolejnego wpisu. Integracja rodzinna zaczęła wychodzić i uszami. Kocham ciszę i cenię własną przestrzeń. Czekałam więc powrotu do domu. Wiecie, taki urlop, po urlopie. Jeden dzień na szał porządkowy i kolejny wyjazd. Dzieci kategorycznie odmówiły jazdy z nami. Szczerze je rozumiem, też po wyjeździe mam ich dosyć. Jednak boję się wyjechać bez nich. Ale od początku.
W przypływie narodowej tradycji, przynajmniej jeden dzień urlopu winien być wykorzystany na remont czy inne równie relaksacyjne czynności. Wybrałam pranie mebli i dywanów. Po odsyfieniu domu, ułożeniem równo lalek, misiów, klocków i książeczek. Zebraniu tony sierści, ciastoliny, modeliny. Odczyszczeniu niezmywalnych plam po farbach. Zebraniu wywrotki brokatu, spanikowałam. Oboje z mężem dziś ciężko pracowaliśmy, a dziewczynkom wystarczyło 15 minut, żeby dom doprowadzić do stanu sprzed porządków. Jutro mamy wyjechać na cały dzień na targi, a one zostaną z babcią... Już mam wizję tego, co zastanę po powrocie. Strach jest tak silny, że pomimo pokusy spędzenia dnia z mężem, namawiam dzieci na wyjazd z nami.
Tylko ja tak mam? To da się leczyć?
11 komentarze
Kiedy Maja miała dwa lata wybraliśmy się sami z mężem na weekend nad morze. To był genialny pomysł :)
OdpowiedzUsuńSami? I jak po powrocie? Temat na książkę?
UsuńBożena, moja miłość. Wiesz, jaki miałam dziś dzień? Po usłyszeniu kolejnego "mama" i jęku młodszego miałam ochotę uciekać, a kiedy pojawiła się wizja wyjścia do Biedronki, to bałam się wyjść, żeby przypadkiem nie zachłysnąć się odrobiną wolności. :-D
OdpowiedzUsuńDylemat typowej matki: wyjść i delektować się ciszą, wrócić i zejść na zawał, czy zostać i zapisać się do psychiatry ;)
UsuńOj tam, będziesz miała co wspominać na stare lata :D
OdpowiedzUsuńMATKO! Wróciłam i jest porządek...
Usuńja mam tylko jedno dziecko, a wystarczy kilka sekund, by opróżnić wszystkie szafki.. nawet te u dziadków... kilka kilometrów dalej:) Na szczęście moja teściowa jak bawi się z wnusią, to na bierząco odkłada zabawki do pudełek, tak że nie robi się za duży bałagan, dlatego nie mamy obaw jak zostawiamy z nią dziecko. No ale jedno, to nie trójka:) Nie mam pojęcia jak to jest, ale domyślam się, że przeje... dziecie kilka kilometrów i będziecie się zastanawiać jak tam dzieci:)
OdpowiedzUsuńU nas to ja na bieżąco odkładam ;)
UsuńKwestia wytrenowania. Kiedy wyjeżdżam sama, a wiesz, że zdarza mi się to często, w drodze powrotnej dzwonię do domu i uprzedzam, żeby wszystko ogarnęli, bo jestem wypoczęta, zrelaksowana i bardzo, ale to bardzo nie chcę, żeby zepsuto mi moje dobre samopoczucie ;-) Zwykle działa. Polecam #potwierdzoneinfo :-p
OdpowiedzUsuńCo Ty masz z tymi siatami i cuerpiętnictwem? Od robienia zakupów są faceci. Ostatecznie człowiek bierze większy plecak i ma wolne ręce. Czasami odnoszę wrażenie, że w sieci tworzą się takie kółka negatywnej adoracji. Oj jak mi ciężko, jaka jestem brzydka, gruba, samotna, lista jest długa. Polki chyba nie potrafią być szczęśliwe, a na pewno nie potrafią pisać o swoich egoistycznych przyjemnościach bez wyrzutów sumienia lub dziwnego wrażenia, że ktoś z boku je ocenia. Gdy ktoś z boku nawet ich nie zauważa.
OdpowiedzUsuńTo nie cierpiętnictwo,wręcz przeciwnie,takie mamy tak naprawde ubóstwiają swoje dzieci i dom i dlatego decyduja sie na 3 ,5 a nie jedno dziecko(i to zapewne grubo po 30stce),wybieraja 24h etat w domu,zamiast kariery i kawki z kolezanka w przerwie w pracy . Nie kazda kobieta ma meża przy sobie,ktory wszystko za nia ogarnie.Kiedy nie ma sie komu zostawic trojki,czy czworki pociech w wieku np.do lat 6,to chwila samotnosci jest naprawde sukcesem.Niektorzy nie maja dziadkow,cioc czy kasy na opiekunke��Co jednak nie zmienia faktu ,ze te Mamy kochaja to,co robią��
Usuń