SIDEREUS NUNCIUS
BiBliotheca Studiorum PhiloSoPhicorum WratiSlavienSium
komitet redakcyjny
Adam Chmielewski, Roman Konik,
Damian Leszczyński, Artur Pacewicz
tranSlationeS ii
w serii ukazały się:
Św. Tomasz z Akwinu
O Cnotach rozumu
komentarz do VI księgi Etyki nikomachejskiej Arystotelesa
Galileo Galilei
Sidereus nuncius
przekład, wstęp i opracowanie
Artur Pacewicz
posłowie
Damian Leszczyński
WROCŁAW 2010
recenzent
dr hab. Marek Sikora
wydawcy
Studia Philosophica Wratislaviensia
Wydano z prywatnego funduszu redakcji kwartalnika
„Studia Philosophica Wratislaviensia”
projekt okładki, skład i łamanie
Zespół
korekta
Elżbieta Jamróz-Stolarska
podstawa przekładu
Galileo Galilei, Sidereus nuncius
[w:] Le opere di Galileo Galilei
Volume III, Parte Prima
Firenze 1892
c COPYRIGHT by Studia Philosophica Wratislaviensia 2010
ISBN 978–83–7432–608–7
adres redakcji
Instytut Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego
ul. Koszarowa 3
51–149 Wrocław
e-mail:
[email protected]
www.studiaphilosophica.pl
realizacja wydawnicza
Oficyna Wydawnicza ATUT
Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe
ul. Kościuszki 51a, 50–011 Wrocław
e-mail: ofi
[email protected]
www.atut.ig.pl
SPIS TREŚCI
Artur Pacewicz, Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Galileo Galilei, Sidereus nuncius . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .23
Damian Leszczyński, Posłowie:
Galileusz i filozofia nauki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87
Artur Pacewicz
Wprowadzenie
Do rąk Czytelnika zostaje oddane pierwsze pełne tłumaczenie na język polski traktatu Galileusza Sidereus nuncius 1 .
7 stycznia 2010 roku przypada 400-lecie odkrycia przez wielkiego uczonego satelitów Jowisza. Przynajmniej od 1597 roku2 astronom był przekonany o prawdziwości teorii Kopernika, lecz brakowało mu dla niej ostatecznego potwierdzenia obserwacyjnego. W październiku 1608 roku Galileusz
przeprowadza się z Florencji do Padwy, gdzie wykłada nie
tylko matematykę i astronomię, lecz również inżynierię wojskową. Prawdopodobnie 19 lipca 1609 roku odwiedza Wenecję, gdzie dowiaduje się o odkryciu soczewki oraz wynalezieniu lunety, które to informacje skłoniły go do samodzielnego
wykonania lunety3 . Miała ona powiększenie dziesięciokrotne
1
Obszerne fragmenty zostały przetłumaczone — jednak nie z języka oryginału (łaciny), lecz z tłumaczeń na języki nowożytne — przez
A. Wróblewskiego; zob. A. Wróblewski, Gwiazdy medycejskie, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 25 (1980), s. 461–480.
2
Mówi o tym w liście do J. Keplera; zob. Galileo Galilei, Lettera
57 [w:] Galileo Galilei, Le opere, vol. X, Firenze 1900, s. 67–68. Por.
W. Shea, Galileo’s Copernicanism: The science and the rhetoric [w:]
The Cambridge Companion to Galileo, P.K. Machamer (ed.), Cambridge 1998, s. 211–243.
3
S. Drake, Galileo at Work. His Scientific Biography, Chicago 1978,
s. 137.
8
A. Pacewicz
i 21 sierpnia została zaprezentowana przez Galileusza w Wenecji na wieży św. Marka. W tym czasie pojawił się w tym
mieście (a wcześniej w Padwie) nieznany z nazwiska — choć
przypuszczalnie pochodzący z Holandii — obcokrajowiec,
który najprawdopodobniej chciał tajemnicę lunety sprzedać
osobom rządzącym miastem. Uczony nie spotkał się z nim,
dlatego też pisze, iż tylko słyszał o wynalazku4 . Jeszcze w listopadzie 1609 roku lub na początku roku 1610 konstruuje
instrument powiększający już dwudziestokrotnie, w każdym
bądź razie jeszcze pod koniec 1609 roku dokonuje nowych
odkryć5 .
Pojawienie się lunety nie byłoby jednak możliwe bez wcześniejszych odkryć naukowych i technicznych, w tym przede
wszystkim skonstruowania soczewek oraz wykorzystania ich
na przykład w okularach. Już w starożytności powstawały
traktaty z zakresu optyki (czyli teorii widzenia bezpośredniego) oraz katoptryki (czyli teorii odbicia i załamania),
z których ta ostatnia pozwalała na konstruowanie rozmaitych zwierciadeł, w tym tak zwanych luster palących, czyli
parabolicznych zwierciadeł umożliwiających skupienie promieni słonecznych w jednym punkcie6 . Wykopaliska archeologiczne wydają się potwierdzać, że już od czasów starożytnych sporządzano soczewki, które służyły nie tylko do
rozpalania ognia, lecz również powiększania7 . W XI wieku,
Zob. S. Drake, Galileo Gleanings VI: Galileo’s First Telescopes at
Padua and Venice, „Isis” 50 (1959), s. 245–254 (przedruk [w:] S. Drake,
Essays on Galileo and the History and Philosophy of Science, vol. I,
Toronto–Buffalo–London 1999, s. 33–44).
5
Listopad sugerowany jest przez Drake’a, natomiast początek
1610 przez Swerdlowa; zob. S. Drake, Galileo at Work..., s. 142–143;
N.M. Swerdlow, Galileo’s discoveries with the telescope and their evidence for the Copernican theory [w:] The Cambridge Companion to
Galileo, s. 245.
6
L. Russo, Zapomniana rewolucja. Grecka myśl naukowa a nauka
nowoczesna, tłum. I. Kania, Kraków 2005, s. 75–82.
7
Ibid., 286–288. Russo sugeruje nawet możliwość wynalezienia i używania lunety już w starożytności, a może nawet w czasach cywilizacji
4
Wprowadzenie
9
w kręgu kultury arabskiej zostaje sformułowana teoria fizyczna, która pozostaje w opozycji do znanych oraz uznawanych ówcześnie koncepcji Platona, Arystotelesa, Euklidesa,
Ptolemeusza czy Epikura. Na mocy tej teorii światło nie
jest tworem oka lub istnieje ze względu na nie, lecz rozważane jest samo w sobie. Rzecznikiem tej nowej teorii był
arabski uczony Ibn al Haytham ([łac.] Alhazen, 965–1038).
W traktacie Kitab al-Manazir ([łac.] Opticae thesaurus lub
De aspectibus) wspomina on o soczewce, która dzięki odpowiedniemu wygładzeniu może ułatwić czytanie poprzez
powiększanie liter8 . Wzmianka ta ma jednak najprawdopodobniej charakter wyłącznie teoretyczny, albowiem techniczne możliwości umożliwiły zrealizowanie tego pomysłu
dopiero ponad dwieście lat później. Wprawdzie Roger Bacon w Dziele większym wspomina o wynalazku umożliwiającym dostrzeżenie liter, niezależnie od tego, jak małe by
były, wiemy wszakże, iż wypukłe soczewki najprawdopodobniej zostały wynalezione we włoskiej Toskanii między 1280
a 1285 rokiem, natomiast co do wklęsłych, nie mamy wystarczających danych9 . Jednakże na pojawienie się lunety
trzeba było poczekać jeszcze prawie trzysta lat. Pierwszy
opis urządzenia, które mogło przypominać wspomniany instrument, pochodzi od Thomasa Diggesa i datowany jest na
mezopotamskiej, co wydaje się wnioskiem zbyt daleko posuniętym.
8
N. Veyrat, E. Blanco, P. Trompette, Social Embodiment of Technical Devices: Eyeglasses Over the Centuries and According to their Uses,
„Mind, Culture, and Activity” 15 (2008), s. 188–189.
9
Zob. V. Ilardi, Eyeglasses and Concave Lenses in Fifteenth-Century
Florence and Milan: New Documents, „Renaissance Quarterly” 29
(1976), s. 341–360. Z pojawieniem się soczewek związane jest odkrycie
okularów. Ich wynalazca pozostaje nieznany — można jedynie stwierdzić, iż prawdopodobnie nie był Dominikaninem (wzmianka o wynalezieniu znajduje się w kronice klasztoru dominikańskiego Świętej Katarzyny w Pizie), ani w ogóle mnichem. Zob. E. Rosen, The Invention of
Eyeglasses, „Journal of the History of Medicine and Allied Sciences”
11 (1956), s. 217.
10
A. Pacewicz
1571 rok10 . W opisie nie wspomina się o tubie, która skrywałaby soczewki, a więc, być może, nie jest to jeszcze teleskop sensu stricto. Nie wiadomo też, dlaczego nie był on
rozwijany ani nie rozpowszechnił się na szerszą skalę. Natomiast za odkrywcę teleskopu uznawany jest Hans Lippershey — wytwórca soczewek z holenderskiego Middelburga11 .
2 października 1608 roku uzyskał on na niego patent. Zbudował kilka takich instrumentów na potrzeby wojska (Holandia
walczyła wtedy o niepodległość z hiszpańską armią pod wodzą Filipa II), szczegóły konstrukcji trzymał jednak w tajemnicy. Nie znamy dokładnie konstrukcji, jaką zastosował Lippershey w swoim instrumencie, wiemy natomiast, że Galileusz użył kombinacji soczewek wklęsłych i wypukłych, która
po dziś dzień nosi nazwę „teleskopu Galileusza”. Galileusz
jednak nie wiedział, dlaczego dany układ soczewek daje takie, a nie inne powiększenie; wiedział jedynie, że ono występuje. Problem ten rozwiązał dopiero inny filozof-naukowiec
— René Descartes12 . Ten wynalazek, wraz z późniejszym mikroskopem, ujawniając zmysłowemu poznaniu ludzkiemu to,
co wcześniej było niewidoczne gołym okiem, otworzył drzwi
nadchodzącemu Oświeceniu.
Pierwszym obiektem w historii astronomii badanym przy
pomocy lunety był Księżyc, chociaż to nie Galileusz dokonał
tego po raz pierwszy. Na pięć miesięcy przed nim lunetę ku
naszemu naturalnemu satelicie skierował Thomas Harriot,
Szerzej historię teleskopu można prześledzić na przykład dzięki monografiom: H.C. King, History of the Telescope, Mineola 1979; G. Andersen, The Telescope: Its History, Technology and Future, Princeton
2007.
11
Chociaż prawo do odkrycia rościło sobie jeszcze dwóch innych
Holendrów: James Metius (właść. Jacob Adriaanzoon), którego brat
Adrian był uczniem Tycho Brache oraz profesorem astronomii na uniwersytecie we Frankfurcie, oraz Zachariasz Jansen, wytwórca soczewek
pochodzący podobnie jak Lippershey z Middelburga, który twierdził,
iż teleskop odkrył jego ojciec już w 1590 roku. Zob. H.C. King, The
History of Telescope, s. 31–32.
12
G. Andersen, The Telescope..., s. 27, 31–32.
10
Wprowadzenie
11
naukowiec znany między innymi z wprowadzenia matematycznych oznaczeń „większy od”, „mniejszy od”. 5 sierpnia
wykonał on pierwszy szkic Księżyca, a w swoich notatkach
dwukrotnie przywoływał nazwę „The Caspian”, która określa miejsce znane dzisiaj jako Mare Crisium. Za pomocą
pióra i ołówka wykonał również pierwszą mapę satelity oraz
sportretował różne jego fazy, jednak rysunkom tym brakowało precyzji, a autorowi zdolności artystycznych13 .
Galileusz pierwszych obserwacji powierzchni Księżyca dokonuje w grudniu 1609 roku, najprawdopodobniej już przy
użyciu lunety o dwudziestokrotnym powiększeniu14 . W filozofii perypatetyckiej Księżyc stanowi granicę między sferą,
w której zachodzą wszystkie rodzaje zmiany (sfera podksiężycowa), a sferą, w której zachodzi wyłącznie zmiana miejsca (sfera nadksiężycowa). Ta druga sfera wypełniona jest
przez piąty element — eter. Księżyc ma kształt idealnie
kulisty i kiedy jest w pierwszej lub trzeciej kwadrze (używając terminologii współczesnej), widać linię prostą15 . Jak
każde ciało niebieskie, jest doskonały i nie podlega zmianom
jakościowym. Pogląd ten spotkał się z krytyką już w starożytności, czego świadectwem jest dialog P❡r➮ t♦Ü â♠❢❛✲
✐♥♦♠è♥♦✉ ♣r♦s➳♣♦✉ t➘ ❦Ô❦❧ú t➝❝ s❡❧➔♥❤❝ (De facie in orbe
lunae, O obliczu widniejącym na tarczy Księżyca 16 ), w którym przedstawione są różne starożytne koncepcje dotyczące
Księżyca. Starożytni dostrzegali „gołym okiem” jakieś plamy
E.A. Whitaker, Mapping and Naming the Moon: A History of
Lunar Cartography and Nomenclature, Cambridge 1999, s. 17. Zob.
również: J.W. Shirley, Thomas Harriot: Renaissance Scientist, Oxford
1974; M. Schemmel, The English Galileo: Thomas Harriot’s Work on
Motion as an Example of Preclassical Mechanics, Berlin–Heidelberg
2008.
14
S. Drake, Galileo’s First Telescopic Observations [w:] Essays on
Galileo..., s. 382.
15
Aristoteles, Problemata, XV 7, 911b–912a.
16
Plutarch, O obliczu widniejącym na tarczy Księżyca, tłum.
Z. Abramowiczówna [w:] Plutarch, Moralia II, Warszawa 1988, s. 128–
195.
13
12
A. Pacewicz
na naszym satelicie, co mogło przeczyć teorii perypatetyckiej, która jednakże traktowała to dostrzeganie zmian na doskonałej powierzchni satelity jako błąd, spowodowany złym
działaniem zmysłu wzroku. W dialogu Plutarcha pojawia się
też idea, że powierzchnia Księżyca jest podobna do ziemskiej
— poprzecinana wąwozami, pokryta górami, wodą i powietrzem. Galileusz, spoglądając na satelitę poprzez teleskop,
również dostrzegł podobieństwo do Ziemi17 . Wspomnianemu
Plutarchowi, którego tekst przełożył na język łaciński, nie do
końca wierzył w swojej Optyce Johannes Kepler. Nie przeszkadzało mu to jednak w twierdzeniu, że jasne miejsca na
Księżycu są morzami, a ciemniejsze ziemiami, kontynentami
i wyspami18 . Podobną opinię powtarza jeszcze w swojej Dissertatio cum Nuncio Sidereo, napisanej po tym, jak Galileusz 28 czerwca 1610 roku wysłał mu kopię swojego dzieła,
oraz w Narratio de observatis a se quattuor Jovis satellitibus erronibus, w którym potwierdza obserwacyjnie odkrycia
Galileusza19 .
Kepler nie zdawał jednak sobie sprawy, iż ostatecznie
Galileusz porzucił koncepcję istnienia na Księżycu wody.
Spowodowane było to tym, że nie znał listu z 28 lutego
1616 roku, skierowanego do kardynała Giacomo Muti, w którym włoski uczony odnosi się do dyskusji dotyczącej nierówPierwotnie sądził, iż posiada on również atmosferę, ale później wycofał się z tego stanowiska. Co ciekawe, postulował istnienie atmosfery
na Jowiszu, co umożliwiało mu wyjaśnienie pojawiania się jego satelitów. S. Drake, Mathematics, Astronomy, and Physics in the Work of
Galileo [w:] Essays on Galileo..., s. 80.
18
J. Kepler, Optica VI 9 [w:] J. Kepler, Opera omnia, vol. II, Francofurti a.M.–Erlangae 1859, s. 287: „Haec quidem Plutarchus; cui has in
parte non assentior. Magis est consentaneum, quae sunt in Luna partes lucidae, maria credi, quae maculosae, terras, continentes et insula”.
Przekład Plutarcha znajduje się w pierwszej części VIII tomu Opera
omnia (Francofurti a.M. 1870, s. 76–123).
19
Oba traktaty zamieszczone są w drugim tomie Opera omnia
(s. 485–506, 507–514) oraz przedrukowane w pierwszej części trzeciego
tomu Galileuszowych Opera omnia (Firenze 1907, s. 97–126, 179–190).
17
Wprowadzenie
13
nej powierzchni Księżyca i argumentu sformułowanego przez
Alessandro Capoano. Ten ostatni przedstawił następujące
rozumowanie: jeśli na Ziemi natura stworzyła góry dla korzyści roślin, zwierząt i ludzi, to jeśli powierzchnia Księżyca
jest górzysta, to również ze względu na korzyść roślin, zwierząt i ludzi. To ostanie jednak jest fałszywe (na Księżycu
nie ma roślin, zwierząt ani ludzi), a więc powierzchnia Księżyca nie jest górzysta. Galileusz w odpowiedzi odwołuje się
przede wszystkim do dokonywanych za pomocą lunety obserwacji, potwierdzających fakt górzystości naszego satelity,
oraz stwierdza: „nie wierzę, że ciało księżycowe złożone jest
z ziemi i wody. Kiedy zaś brakuje tych dwóch elementów,
trzeba stwierdzić, iż brakuje wszystkiego tego, co nie może
być ani istnieć bez nich. Jeśli zaś chcielibyśmy powiedzieć
[. . . ], co jest wielce nieprawdopodobne, że materia księżycowego globu jest taka, jak ziemska, to jednakże mogą nie istnieć żadne takie rzeczy, jakie powstają na Ziemi. Albowiem
do powstania roślin albo zwierząt na Ziemi nie wystarczy
jedynie materia ziemi i wody, lecz potrzeba również Słońca
— największego czynnika w naturze — oraz zmiany rozmaitych stanów — ciepłego, zimnego i umiarkowanego, a także
zmiany wzajemnego odstępu czasowego — nocy i dnia. Takie
zaś zmiany, zależne od oświetlenia Słońca, są zaś całkowicie
odmienne na Księżycu”20 . Wspomniana tu dyskusja toczyła
się sześć lat po opublikowaniu traktatu Sidereus nuncius.
Jednakże pierwsze ataki miały miejsce już trzy miesiące po
pojawieniu się traktatu. Martinus Horky, czeski astronom
i protegowany Keplera, w liście do swojego mistrza stwierdza, iż luneta być może świetnie sprawdza się w obserwacjach prowadzonych na Ziemi, lecz jest całkowicie bezużyteczna do obserwacji astronomicznych, oraz publikuje dzieło
Galileo Galilei, Opera Omnia, vol. XII, Firenze 1902, s. 240–241,
tłum. A. Pacewicz. Szerzej na temat koncepcji lunarnej zob. J. Włodarczyk, Księżyc w nauce XVII wieku. Libracja od astronomii do fizyki,
Warszawa 2005.
20
14
A. Pacewicz
Brevissima peregrinatio contra nuncium sidereum 21 . Horky
stawia w nim cztery problemy do rozważenia:
1. Czy cztery nowe planety wokół Jowisza naprawdę istnieją (Utrum quatuor novi planetae circa Iovem sint)? Zaprzeczenie istnieniu następuje poprzez następujący argument:
jak uczy każdy filozof, matematyk i człowiek oraz potwierdza Bóg, istnieje jedynie siedem ruchomych ciał niebieskich.
2. Czym są te nowe planety (Quid sunt isti novi planeti )?
Albo są gwiazdami stałymi (sidera fixa), albo planetami (sidera erratica) — ponieważ nie zaliczają się do żadnej z grup,
a więc nie są gwiazdami (sidera). To światło odbite od Jowisza sprawia, iż pojawiają się te planety, które naprawdę są
tylko halucynacją (powstają z powodu wady teleskopu)22 .
3. Jakie są te nowe Galileuszowe planety (Quales sunt
isti novi Galilaeici planetae)? Tego nie wiemy — są tak małe
(obrazowo: „ jak najmniejsza mucha względem największego
słonia”), że niemal niewidzialne, a Galileusz twierdzi, że potrafił zmierzyć odległości między nimi.
4. Dlaczego na niebie są cztery planety (Cur sunt quatuor
Galilaeici planetae in caelo)? Galileusz wymyślił je dla sławy
oraz by prowadzić filozoficzne spory i matematyczne, a także
optyczne spekulacje.
Kepler jednak stanął po stronie Galileusza i skrytykował pismo Horky’ego jako niedojrzałe. W ten sposób młody
21
Martinus Horky, Brevissima peregrinatio contra nuncium sidereum, Modena 1610; przedruk w Galileo Galilei, Opera omnia, vol. III
1.
22
Ten argument wielu badaczy uznaje za trafny i wskazuje na istotne
problemy techniczne, jakie były wówczas obecne przy wytwarzaniu teleskopów. Zob. np. H.I. Brown, Galileo on the Telescope and the Eye,
„Journal of the History of Ideas” 46 (1985), s. 487–501; N. Thomason,
Elk Theories — A Galilean Strategy for Validating a New Scientific Discovery [w:] Natural Kinds, Laws of Nature and Scientific Methodology,
P.J. Riggs (ed.), Dodrecht 1996, s. 130–131; M. Biagioli, Replication
or Monopoly? The Economies of Invention and Discovery in Galileo’s
Observations of 1610 [w:] Galileo in Context, J. Renn (ed.), Cambridge
2001, s. 301–302.
Wprowadzenie
15
naukowiec został zmuszony odwołać swoje tezy23 . Kopia pisma Horky’ego trafiła również do rąk Francesco Sizziego,
który w pracy Dianoia astronomica, optica, physica sformułował swoje własne zastrzeżenia względem teorii Galileusza,
mające charakter teologiczny: Pismo Święte uczy o istnieniu tylko siedmiu ciał; w zgodzie z tym stwierdzeniem pozostają wypowiedzi Ojców Kościoła. Oprócz tego Sizzi odwoływał się do argumentu, że luneta wytwarza złudzenia
i przywoływał analogie rodem z teologii i alchemii: „Siedem,
dzięki Bogu raczej, aniżeli dzięki samej naturze, przynależnych jest zwierzętom otworów i umieszczone są one w głowie; nimi dla całej świątyni ciała przenoszone jest powietrze, by oświecać, ogrzewać i żywić, a umieszczone są one
w wyjątkowej części mikrokosmosu (gmikrok’osmou): dwa
otwory nosowe, dwoje oczu, dwoje uszu i jedne usta. Tak też
i w niebie, jako makrokosmosie (♠❛❦r♦❦ìs♠ú), Bóg umieścił i ulokował dwie gwiazdy (stellas) dobroczynne, dwie
nieprzychylne, dwie gwiazdy-pochodnie (luminaria) oraz jedynego Merkurego — ciało niebieskie zmienne i obojętne.
Z tych oraz podobnych do tego rodzaju i natury faktów
(effectibus), a których wyliczanie byłoby długie i całkowicie nużące, wynika konieczność istnienia zarówno siedmiu
planet, jak i siedmiu bytów naturalnych. Dlatego też należy
uważać, iż z konieczności gwiazdy błądzące istnieją w liczbie
siedmiu. Do tego dochodzi siódemka naturalna i społeczna
(civilis), zarówno u dawnych i starożytnych Hebrajczyków
oraz wielu narodów, jak i u Europejczyków; w szczególności
podział na siedem dni nazwanych od siedmiu planet; dlatego, jeśli zwiększyłoby się tę liczbę, to doszłoby do zniszczeObronę formułowali później również inni badacze np. I. Wodderbronius, Quatuor problematum contra nuntium sidereum confutatio, Patavii 1610; I.A. Roffenus, Epistola apologetica contra caecam peregrinationem Martini Horkii, Bononia 1611 (oba teksty przedrukowane w:
Galileo Galilei, Opera omnia III 1, s. 147–178, 191–200). Zob. C. Strebel, Martinus Horky und das Fernrohr Galileis, „Sudhoffs Archiv” 90
(2006), s. 11–28.
23
16
A. Pacewicz
nia tego podziału na siedem. Ponadto, Ptolemeusz, którego
nie bez powodu Gwiezdny Posłaniec uzna za najznamienitszego spośród wszystkich astronomów, a który wykształcił
się w astronomii u Egipcjan, którzy zwracają uwagę, iż astronomię przejęli od Mojżesza, Abrahama i Noego [. . . ], wylicza
i określa jedynie siedem planet oraz poddaje je obliczeniom
i rozważaniu (theoria)”24 . Chociaż przedstawione argumenty
nie wydawały się poważne „naukowo”, a dziełko to było wyśmiewane nawet w kręgu jezuitów25 , to jednak było już „zaczynem”, pierwszym ziarnem, które wzeszło w tak tragiczny
sposób w 1633 roku w postaci oskarżenia o głoszenie he-
24
F. Sitius, ∆IANOIA astronomica, optica, physica, Venetiae 1611
[w:] Galileo Galilei, Opera omnia, III 1, s. 214–215; por. s. 219–220:
„Ostatni argument, wydobyty z poglądów alchemików, zaczerpnięty od
najznamienitszego Tychona, najpiękniejszy i najbardziej odpowiedni,
jest taki. Tyle planet znajduje się na tej znajdującej się powyżej scenie
ile w tym mechanizmie znajdującej się poniżej Ziemi metali, a w mikrokosmosie (mikrokosmo) [. . . ] tyle przyjmujemy narządów. [. . . ] Dwie
najznakomitsze gwiazdy — Słońce i Księżyc — postrzega się na owym
obszarze niebieskim; dwa najznakomitsze metale — złoto i srebro —
w gęstym globie Ziemi. W naszym mikrokosmosie (mikrokosmo) spostrzega się dwa szczególne życiodajne narządy — serce i mózg; dwie
planety — Jowisz i Wenus — uważa się za dobroczynne i dwa, gorsze
co do znaczenia, dostrzega się metale — cynę i miedź, oraz dwa gorsze
co do porządku narządy — wątrobę, zbiornik na krew oraz nerki — źródła powstawania. Są też dwie planety nieprzychylne — Saturn i Mars,
dwa lichsze metale — ołów i żelazo, dwa marne członki człowieka —
śledziona i żółć. Najdalej spośród planet znajduje się Merkury, ruchliwszy od Proteusza, najgorszy spośród metali — rtęć (hudrarguros), płyn
bardziej ruchliwy czyli żywe srebro i ostatni spośród narządów — płuco.
Z tych to i innych niezliczonych powodów — którymi przekonana cała
szkoła astronomów wierzy i utrzymuje, że jest tylko siedem planet —
słusznie sądzę wnioskuje się, iż nie istnieje więcej niż siedem planet
i dlatego zgodnie z prawdą należy wierzyć, iż potwierdzone było wyłącznie siedem, a nie więcej planet” (oba cytaty tłum. A. Pacewicz).
Szerzej o relacjach między Galileuszem z Sizzim zob. S. Drake, Galileo
Gleanings III: A Kind Word for Skizzi, „Isis”49 (1958), s. 155–165.
25
Zob. M. Sharratt, Galileo: decisive innovator, Cambridge 1996,
s. 91.
Wprowadzenie
17
rezji i związanego z nim procesu26 , zmuszenia sześćdziesięcioletniego, trapionego przypadłościami starości człowieka
do odwołania swoich tez i odrzucenia swoich błędów. Jak
wiadomo, resztę swojego życia astronom spędził w areszcie
domowym w Acetri koło Florencji.
Sam tytuł prezentowanego traktatu zawiera w sobie dwuznaczność, ponieważ łacińskie słowo nuncius oznacza zarówno „posłaniec”, jak i to, co posłaniec dostarcza, czyli
„wiadomość”, „doniesienie”. E. Rosen zwraca uwagę, że chociaż bardzo często w przekładach używa się pierwszego znaczenia, to sam Galileusz miał na myśli znaczenie drugie.
O formie swojego dzieła pisze używając włoskiego słowa
avviso — jest to wiadomość dla wszystkich matematyków
i astronomów o dokonanym odkryciu. Jest to o tyle ciekawe,
że pierwsza wersja w rękopisie nie posiadała tytułu, a Kolegium Dziesięciu, dając zgodę na publikację, zapisało tytuł Astronomica denuntiatio ad astrologos (Astronomiczne
zawiadomienie astrologów ). Słowo denuntiatio zostało natomiast zamienione na nuncius już w drukarni27 .
Tekst traktatu poprzedzony jest listem dedykacyjnym
datowanym na 12 marca 1610 roku, który został dołączony
już do pierwszej, nieoprawionej kopii wysłanej na dwór Medyceuszy. Tydzień później Galileusz wysłał kopię już oprawioną i załączył teleskop, za pomocą którego dokonał odkryć, aby Wielki Książe mógł samodzielnie ujrzeć to, o czym
mówi traktat. Załączanie takich listów było czymś powszechnie uznanym w czasach, gdy finansowanie nauki zależało od
osobistego wsparcia bogatych patrycjuszy.
***
W literaturze czasami stwierdza się, iż Galileusz miał dwa procesy,
w 1616 i 1633 roku; zob. np. M. D’Addio, The Galileo Case. Trial.
Science. Truth, transl. B. Williams, Roma 2004; por. S. Drake, On
the Conflicting Documents of Galileo’s Trial [w:] Essays on Galileo...,
s. 142–152.
27
E. Rosen, The Title of Galileo’s Sidereus nuncius, „Isis” 41 (1950),
s. 287–289.
26
18
A. Pacewicz
Niniejszy przekład oparty został na łacińskim tekście
opublikowanym w trzecim tomie Galileuszowych Opera omnia (Firenze 1892). Przypisy do tekstu głównego opracowano głównie na podstawie przypisów A. van Heldena z jego
tłumaczenia: Galileo Galilei, Sidereus nuncius or the Sidereal Messenger, translated with introduction, conclusion,
and notes by A. van Helden, Chicago–London 1989. Literatura sekundarna dotycząca Galileusza jest olbrzymia, a poniższy wybór, obejmujący również prace, które nie są przytaczane w powyższym Wprowadzeniu, może stanowić propozycję wstępnej lektury dla czytelnika, który chciałby rozszerzyć
i pogłębić znajomość zarówno problemów naukowych całej
epoki, jak i, w szczególności, zagadnień związanych z autorem traktatu Sidereus nuncius.
BIBLIOGRAFIA
Wydania:
Sidereus nuncius, Venetiis 1610.
Sidereus nuncius, Londini 1653.
Sidereus nuncius [Audiobook], Octavo 1998.
Tłumaczenia:
Sidereal Messenger of Galileo Galilei and a Part of the
Preface to Kepler’s Dioptrics, Edward Stafford Carlos, M.A.,
Oxford–Cambridge 1880.
Sidereus nuncius, traduzione di Maria Timpanaro Cardini, Florence 1948 (Venezia 1993, 1997, 2001).
Discoveries and opinions of Galileo including The Starry
Messenger (1610), Letter to the Grand Duchess Cristina
(1915) and Excerpts from Letters on sunspots (1913), „The
Assayer” (1923), translated with an introduction and notes
by Stillman Drake, New York 1957.
Wprowadzenie
19
Sidereus Nuncius. Nachricht von neuen Sternen, Herausgegeben und eingeleitet von Hans Blumenberg, Frankfurt
a.M. 1965 (1980, 2002).
Sidereus nuncius, traduzione e commento di Pietro A. Giustini, Roma 1978.
Sidereus nuncius or the Sidereal Messenger, translated
with introduction, conclusion, and notes by Albert van Helden, Chicago–London 1989 (1990, 1992).
Sidereus nuntius, traduzione e commento di Paolo Bussotti, Livorno 2001.
Le messager céleste, traduction Isabelle Pantin, Paris
1992.
La gaceta sideral, introducción, traduccion y notas de
Carlos Solis Santos, Madrid 2007.
Galileo’s Sidereus Nuncius, or a Sidereal Message, translated from Latin by William R. Shea, Introduction and Notes
by William R. Shea and Tiziana Bascelli, Sagamore Beach,
M.A. 2009.
Sidereus nuncius ovvero Avviso sidereo, traduzione di Tiziana Bascelli, Venezia 2009.
La messager des étoils, traduction Fernand Hallyn, Paris
2009.
Literatura (wybór):
C.W. Adams, A Note on Galileo’s Determination of the
Height of Lunar Mountains, „Isis” 17 (1932), s. 427–429.
A. Adamski, Galileusz, kopernikanizm, Biblia. Galileusza
filozofia i teologia nauki na podstawie listu Do Krystyny z Lotaryngii, Wielkiej Księżnej Toksańskiej, Poznań 1995.
A. Adamski, Galileusza filozofia i teologia nauki, Poznań
2002.
A. Adamski, Galileusza listy teologiczne oraz filozofia i teologia nauki, Poznań 2007.
G. Andersen, The Telescope: Its History, Technology and
Future, Princeton 2007.
20
A. Pacewicz
M. Biagioli, Replication or Monopoly? The Economies of
Invention and Discovery in Galileo’s Observations of 1610
[w:] Galileo in Context, J. Renn (ed.), Cambridge 2001.
M. Brion, The Medici: A Great Florentine Family, s. l.
1969.
H.I. Brown, Galileo on the Telescope and the Eye, „Journal of the History of Ideas” 46 (1985), s. 487–501.
The Cambridge Companion to Galileo, P.K. Machamer
(ed.), Cambridge 1998.
The Cambridge History of Science. Vol. 3: Early Modern
Science, K. Park, L. Daston (eds.), Cambridge 2006.
S. Drake, Galileo Gleanings VI: Galileo’s First Telescopes at Padua and Venice, „Isis” 50 (1959), s. 245–254.
S. Drake, Galileo at Work. His Scientific Biography, Chicago 1978.
S. Drake, Essays on Galileo and the History and Philosophy of Science, vol. I, Toronto–Buffalo–London 1999.
H.R. Frankel, The Importance of Galileo’s Nontelescopic
Observations concerning the Size of the Fixed Stars, „Isis”
69 (1978), s. 77–82.
O. Gingerich, The curious case of the M–L Sidereus Nuncius, „Galilaeana” 6 (2009), s. 141–165.
T.R. Girill, Galileo and Platonistic Methodology, „Journal of the History of Ideas” 31 (1970), s. 501–520.
J.R. Hale, Florence and the Medici: The Pattern of Control, London 1977 (Phoenix 2001).
H.C. King, History of the Telescope, Mineola NY 1979.
L. Martines, April Blood: Florence and the Plot Against
the Medici, Oxford 2003.
V. Ilardi, Eyeglasses and Concave Lenses in FifteenthCentury Florence and Milan: New Documents, „Renaissance
Quarterly” 29 (1976), s. 341–360.
J. Mitton, Cambridge Illustrated Dictionary of Astronomy, Cambridge 2007.
Wprowadzenie
21
Plutarch, O obliczu widniejącym na tarczy Księżyca, tłum.
Z. Abramowiczówna [w:] Plutarch, Moralia II, Warszawa
1988, s. 128–195.
J. Reston, Galileusz, tłum. A. Szymanowski, Warszawa
1998.
E. Rosen, The Title of Galileo’s Sidereus nuncius, „Isis”
41 (1950), s. 287–289.
E. Rosen, Galileo on the Distance between Earth and
Moon, „Isis” 43 (1952), s. 344–348.
E. Rosen, The Invention of Eyeglasses, „Journal of the
History of Medicine and Allied Sciences” 11 (1956), s. 13–46,
183–218.
M. Schemmel, The English Galileo: Thomas Harriot’s
Work on Motion as an Example of Preclassical Mechanics,
Berlin–Heidel-berg 2008.
F. Schevill, The Medici, New York 1949 (19602 ).
E. Schönbeck, Galileusz, tłum. J. Brodzki, Warszawa
1961.
M. Sharratt, Galileo: decisive innovator, Cambridge 1996.
J.W. Shirley, Thomas Harriot: Renaissance Scientist, Oxford 1974.
T.M. Sierotowicz, Galileusz, Kraków 2003.
C. Strebel, Martinus Horky und das Fernrohr Galileis,
„Sudhoffs Archiv” 90 (2006), s. 11–28.
N. Thomason, Elk Theories — A Galilean Strategy for
Validating a New Scientific Discovery [w:] Natural Kinds,
Laws of Nature and Scientific Methodology, P.J. Riggs (ed.),
Dodrecht 1996.
N. Veyrat, E. Blanco, P. Trompette, Social Embodiment
of Technical Devices: Eyeglasses Over the Centuries and According to their Uses, „Mind, Culture, and Activity” 15
(2008), s. 188–189.
P.P. Wiener, The Tradition behind Galileo’s Methodology, „Osiris” 1 (1936), s. 733–746.
22
A. Pacewicz
M.G. Winkler, A. van Helden, Representing the Heavens:
Galileo and Visual Astronomy, „Isis” 83 (1992), s. 195–217.
J. Włodarczyk, Księżyc w nauce XVII wieku. Libracja
od astronomii do fizyki, Warszawa 2005.
D. Wooton, New light on the composition and publication
of the Sidereus Nuncius, „Galilaeana” 6 (2009), s. 123–140.
E.A. Whitaker, Mapping and Naming the Moon: A History of Lunar Cartography and Nomenclature, Cambridge
1999.
A. Wróblewski, Gwiazdy medycejskie, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 25 (1980), s. 461–480.
GALILEO GALILEI
SIDEREUS NUNCIUS
ASTRONOMICZNY POSŁANIEC
cudowne i wspaniałe zjawiska obwieszczający
oraz przedkładający je każdemu do rozważenia,
zwłaszcza filozofom i astronomom, które przez
GALILEUSZA
patrycjusza florentyńskiego1
matematyka publicznego gimnazjum w Padwie
ZA POMOCĄ LUNETY
dopiero co wynalezionej zostały dostrzeżone na
powierzchni Księżyca, niezliczonych gwiazdach
stałych, Drodze Mlecznej, gwiazdach mgiełkowych,
a przede wszystkim na
CZTERECH PLANETACH
krążących z niesamowitą prędkością, w nierównych
odległościach i okresach czasu wokół gwiazdy
Jowisza; które, ponieważ po dziś dzień nikomu nie
były znane, Autor wreszcie jako pierwszy dostrzegł
i postanowił, że powinny zostać nazwane
GWIAZDAMI MEDYCEJSKIMI
Galileusz pochodził z Florencji, w której jego rodzina zamieszkiwała od XIII wieku Wśród jego przodków byli członkowie Rady Miejskiej Florencji oraz sławny fizyk.
1
NAJDOSTOJNIEJSZEMU
KOSMIE MEDYCEUSZOWI II2
IIII WIELKIEMU KSIĘCIU ETRURII
Rzeczywiście wspaniały i bogaty był dla ludzkości zamiar
tych, którzy próbowali wspaniałe czyny mężów o znakomitej
cnocie zabezpieczyć przed zawiścią, a ich godne nieśmiertelności imiona uchronić przed zapomnieniem i zagładą. Po to
też dla pamięci potomności przekazane są posągi, czy to wyciosane w marmurze, czy to odlane ze spiżu. W tym celu
stawia się pomniki — zarówno piesze, jak i konne — wznosi
się kolumny oraz piramidy, jak rzekł ów [poeta]3 , sięgające
gwiazd. W tym celu wreszcie buduje się miasta oraz nadaje
im imiona tych, których wdzięczna potomność uzna za godnych powierzenia wieczności. Taki jest bowiem stan ludzkiego
umysłu, że jeśli z zewnątrz nie otrzymuje on stale obrazów
rzeczy, wówczas całe to wspomnienie o zmarłych łatwo się
w nim zaciera.
Ale inni, którzy chcą mieć silniejszą i dłuższą pamięć,
nie skałom i metalom powierzają wieczną chwałę najlepszych
mężów, lecz straży Muz i niezniszczalnym pomnikom literatury. Ale po cóż mam o tym przypominać? Jak gdyby bowiem
ludzka przenikliwość, zaspokojona tym, co ją otacza, nie od2
Cosimo II Medici (1590–1621), wnuk Cosimo I, wielkiego księcia
Toskanii. Doszedł do władzy w 1609 r. po śmierci swego ojca Ferdynanda I.
3
Prawdopodobnie odniesienie do Elegii rzymskiego poety Propercjusza; zob. Propercjusz, Elegie III 2.
28
Galileo Galilei
ważyła się podążać dalej, lecz spoglądając w dal, chociaż najlepiej wie, że wszystkie pomniki wykonane ludzką ręką zginą
przez niepogodę i wraz z upływem czasu, to jednak wynalazła niezniszczalne znaki, do których nie rościł sobie prawa
ani niszczący czas, ani znienawidzony jego upływ. Dlatego,
przenosząc się do nieba, zapisała na owych znanych wiecznych obiegach najjaśniejszych gwiazd [stellae] imiona tych,
których z powodu nadzwyczajnych i niemal boskich czynów
uważa się za godnych tego, by korzystać z wieczności na
równi z gwiazdami. Z tego powodu sława Jowisza, Marsa,
Merkurego, Herkulesa i pozostałych herosów, których imiona
noszą gwiazdy, nie wcześniej zginie, niż zgaśnie ich blask.
Jednakże ów wynalazek ludzkiej bystrości, chociaż na początku szlachetny oraz godny podziwu, już od wielu wieków
zaniknął, ponieważ te jasne siedziby zajmują i dzierżą, jakby
swoim prawem, starożytni herosi. I na próżno pobożność Augusta starała się wprowadzić w ich poczet Juliusza Cezara.
Albowiem, kiedy chciał nazwać Gwiazdą Juliusza [Iulium Sidus] jedną z tych gwiazd, która w tym czasie się pojawiła,
a które Grecy nazywają kometami [Cometas], my natomiast
długowłosymi [Crinitas]4 , to ta, po krótkim czasie zniknąwszy, zniweczyła jego pragnienie 5 . Ale ja, Najdostojniejszy
Książę, mogę przepowiedzieć Waszej Wysokości bardziej rzeczywiste oraz szczęśliwsze rzeczy, ledwo bowiem na Ziemi
zaczęły lśnić nieśmiertelne zalety Twojego ducha, a już na
niebie jasne gwiazdy ofiarują się, by najznakomitsze Twoje
cnoty jakby mową po wsze czasy głosić i sławić. Oto cztery
gwiazdy, nie spośród zwyczajnych i mniej ważnych gwiazd
Gr. kometes — długowłosy, kometa; zob. Słownik grecko-polski,
Z. Abramowiczówna (red.), t. II, Warszawa 1958. Łac. crinitus, -a,
-um — owłosiony, długowłosy, kometa; zob. Słownik łacińsko-polski,
M. Plezia (red.), t. I, Warszawa 1998.
5
Nawiązanie do żywotu Cezara pióra rzymskiego historyka Swetoniusza; zob. Swetoniusz, Cezar 88 [w:] Gajusz Swetoniusz Trankwillus, Żywoty Cezarów, tłum. J. Niemirska-Pilszczyńska, Warszawa 1987
(wyd. 6).
4
Sidereus nuncius
29
stałych, lecz ze znakomitej klasy błądzących, zachowane dla
Twego sławnego imienia, które nierównymi między sobą ruchamoraz z niesamowitą prędkością wykonują swoje biegi
i obiegi wokół Jowisza — najszlachetniejszej spośród pozostałych gwiazd — jakby jego rodzone potomstwo. Równocześnie zaś wszystkie w jednomyślnej zgodzie wykonują w czasie dwunastu lat wielki obrót wokół środka wszechświata —
Słońca 6 . Wydaje się zaś, iż sam Stwórca gwiazd przekonał mnie jasnym dowodem, ażeby przeznaczyć te nowe planety dla słynniejszego niż inne imienia Waszej Wysokości.
Albowiem te gwiazdy, jak potomstwo godne Jowisza, nigdy
nie oddalają się od jego boku, chyba że na niewielką odległość. A któż nie zna życzliwości, łagodności Twego ducha, łagodności obyczajów, blasku krwi królewskiej, dostojności w czynach, wspaniałości wzoru oraz władzy nad innymi,
które mają swe domostwo i siedzibę w osobie Waszej Wysokości? Któż, powiadam, nie wie, że to wszystko wypływa
z najłaskawszej gwiazdy Jowisza, zgodnie z Bogiem — źródłem wszelkich dóbr? Jowisz, powiadam, Jowisz, który od
momentu narodzin Waszej Wysokości przekroczywszy burzliwe opary widnokręgu i zajmując środkową oś nieba [mediumque caeli cardinem occupans]7 oraz oświetlając wschodni
kąt 8 ze swego królewskiego zamku, oglądał z tego najwyższego
tronu najszczęśliwsze Twe urodziny oraz cały blask i wspaniałość swoją wlał w najczystsze powietrze, aby wraz z pierwszym oddechem delikatne ciałko razem z duszą — już przyozdobioną przez Boga szlachetnymi zdobieniami — zaczerpnęło całą tą siłę i moc. Lecz po cóż używam prawdopodobnych dowodów, kiedy mogę wykazać to rozumowo oraz przedstawić z niemal niezbitą koniecznością? Podobało się Bogu
Najlepszemu i Najwyższemu, bym wydał się najdostojniejOdniesienie do systemu kopernikańskiego.
Czyli na przecięciu ekliptyki i południka niebieskiego.
8
Tzn. tak zwany horoscopus — punkt na ekliptyce pojawiający się
na wschodnim horyzoncie oznaczający początek pierwszego gwiazdozbioru zodiakalnego.
6
7
30
Galileo Galilei
szym rodzicom Twoim godny wspomagania Waszej Wysokości w zdobywaniu nauk matematycznych. I oto w tym roku
minęły prawie cztery lata tego dobrodziejstwa, kiedy to nadszedł czas odpoczynku od trudniejszych zajęć. Dzięki temu
właśnie, z łaski Boga, rzeczywiście udało mi się przysłużyć Waszej Wysokości i do tego stopnia uchwycić nieopodal promienie Twej niesamowitej łaskawości. Cóż więc dziwnego w tym, że duch mój do tego stopnia rozpłomienił się,
iż o niczym innym w dzień i w nocy nie rozmyśla, aniżeli
o tym, abym ja, który nie tylko duchem, lecz także z urodzenia i natury jestem pod Twoim panowaniem, dał się poznać jako najbardziej pragnący Twej chwały oraz najbardziej Ci wdzięczny? A ponieważ tak sprawy się mają, pod
Twoim przewodnictwem, Najdostojniejszy COSIMO, badałem te gwiazdy nieznane poprzednim astronomom oraz mając ku temu pełne prawo postanowiłem nazwać je najczcigodniejszym imieniem Twego rodu. Jeśli więc jako pierwszy
je odkryłem, któż odmówi mi prawa do nadania im imienia
i nazwania GWIAZDAMI MEDYCEJSKIMI [Medicea Sidera]? Spodziewam się, iż od nazwy tej tyle godności tym
gwiazdom przybędzie, ile inne sprawiły pozostałym herosom.
Albowiem, nawet jeśli przemilczę Twoich najdostojniejszych
przodków 9 , o których wiecznej sławie świadczą pomniki całej historii, to sama Twa cnota, o największy herosie, może
tym gwiazdom udzielić nieśmiertelności imienia. Któż bowiem może wątpić, że jak największe oczekiwanie pobudziliście najszczęśliwszymi początkami Twojego panowania, to
nie tylko podtrzymujesz je i spełniasz, lecz także o wiele bardziej przewyższasz? Kiedy z innymi podobnymi Tobie zwyciężasz, to z sobą w niemniejszym stopniu walczysz i Siebie
samego oraz Swoją wielkość z dnia na dzień powiększasz.
9
O historii rodziny Medyceuszy zob. F. Schevill, The Medici, New
York 1949 (19602 ); M. Brion, The Medici: A Great Florentine Family,
s. l. 1969; J.R. Hale, Florence and the Medici: The Pattern of Control,
London 1977 (Phoenix 2001); L. Martines, April Blood: Florence and
the Plot Against the Medici, Oxford 2003.
Sidereus nuncius
31
Przyjmij więc, Najłaskawszy Książę, zachowaną dla Ciebie przez gwiazdy [ab Astris] rodową chwałę i ciesz się jak
najdłużej tymi boskimi dobrami, które dane są Tobie nie tyle
przez gwiazdy [a stellis], ile przez Boga, ich stwórcę oraz poruszyciela.
Ofiarowane czwartego dnia przed Idami marcowymi 1610
roku 10 .
Najbardziej oddany sługa
Waszej Wysokości
Galileo Galilei
Idy to piętnasty dzień w miesiącach: marzec, maj, lipiec i październik, natomiast w pozostałych miesiącach był to dzień trzynasty.
10
32
Galileo Galilei
Niżej podpisani Mężowie, naczelnicy Zgromadzenia Dziesięciu11 otrzymawszy potwierdzenie ze strony Reformowanego Uniwersytetu w Padwie12 , poprzez sprawozdanie osoby
wyznaczonej, tj. Wielce Czcigodnego Inkwizytora oraz przezornego Sekretarza Senatu Giovaniego Maraviglia wraz
z przysięgą, że księga zatytułowana SIDEREUS NUNCIUS
itd. pióra Galileo Galilei nie zawiera jakichkolwiek treści
sprzecznych ze Świętą Wiarą Katolicką, Zasadami, dobrymi
obyczajami, godna jest wydrukowania, udzielają pozwolenia
na jej druk w tym Mieście.
Wydano w pierwszym dniu marca 1610 roku
M.Ant. Valaresso
Nicolo Bon
Lunardo Marcello
naczelnicy
Zgromadzenia
Dziesięciu
Sekretarz Najznakomitszego Zgromadzenia Dziesięciu
Bartholomeus Cominus
1610, zarejestrowano 8 marca w księdze na stronie 39.
Ioan. Baptista Breatto
Coadiutor Kongregacji ds. Bluźnierstw
Zgromadzenie Dziesięciu ukonstytuowało się w 1310 roku jako komitet bezpieczeństwa publicznego i do roku 1335 zajmowało się sprawami z zakresu moralności, kryminalnymi, w zakresie spraw zagranicznych, finansów i wojny. Wydawało zgodę na druk książek.
12
Riformatori dello Studio di Padova było ciałem nadzorującym uniwersytet. Od 1517 roku składało się z trzech członków Senatu Wenecji,
którzy byli odpowiedzialni za cenzurę na terenach Wenecji.
11
ASTRONOMICZNY POSŁANIEC,
który zawiera i wyjaśnia obserwacje, jakich
dokonano niedawno za pomocą nowej lunety,
odnoszące się do powierzchni Księżyca, drogi
mlecznej, gwiazd mgiełkowych, niezliczonych
gwiazd stałych, jak również czterech planet
nigdy przedtem nie widzianych, a teraz nazwanych
GWIAZDAMI MEDYCEJSKIMI
Zaiste wielkie są rzeczy, które w tym krótkim traktacie przedstawiam wszystkim badaczom natury do obserwacji
i rozważań. Wielkie, rzekłbym, zarówno ze względu na doskonałość samego przedmiotu, jak i niespotykaną od wieków
nowość, wreszcie ze względu na instrument, dzięki któremu
zostały one ujawnione naszym zmysłom.
Jest na pewno rzeczą wielką dodanie do licznego grona
gwiazd stałych, które aż po dziś dzień można dostrzec nieuzbrojonym okiem, oraz ujawnienie wzrokowi niezliczoną liczbę innych gwiazd, które nigdy dotychczas nie były widziane, w liczbie dziesięciokrotnie przewyższającej gwiazdy
stare oraz znane13 .
Najpiękniejsze i najradośniejsze dla oczu jest oglądanie globu Księżyca, odległego od nas o prawie sześćdziesiąt
promieni ziemskich14 , jakby był nie dalej niż dwie te jedPierwszy katalog gwiazd stworzył prawdopodobnie Hipparch w 129
r. p.n.e. Ptolemeusz w swej Mathematike suntaxis (Sytaxis mathematica, Almagest) wymienia 1022 gwiazdy.
14
W pierwszym wydaniu, które później było kilkakrotnie przedruko13
34
Galileo Galilei
nostki, tak, że jego średnica wydaje się większa prawie trzydzieści razy, jego powierzchnia — niemal dziewięćset razy,
a jego objętość — dwadzieścia siedem tysięcy razy większa
niż przy obserwacji okiem nieuzbrojonym. Dzięki temu z zupełną pewnością można dostrzec, że Księżyc nie jest pokryty
powierzchnią łagodną i gładką, lecz szorstką i nierówną, jak
powierzchnia samej Ziemi, która wszędzie pokryta jest wielkimi wzniesieniami, głębokimi zagłębieniami i krzywiznami.
Wydaje się, iż należy sądzić, że krótko będą już trwały
dysputy o Drodze Mlecznej, jej natura bowiem została teraz
ujawniona, zarówno zmysłom, jak i rozumowi. Równie miłe
i wspaniałe jest wykazanie, że natura gwiazd, które astronomowie przedtem nazywali mgiełkowymi, jest zupełnie różna
od tego, w co dotąd wierzono15 .
Lecz tym, co daleko przewyższa cały ten podziw, a co
szczególnie zmusza nas do zabiegania o uwagę wszystkich
astronomów oraz filozofów, jest odkrycie przez nas czterech
gwiazd błądzących, nikomu spośród naszych poprzedników
nie znanych ani przez nikogo nie obserwowanych. Wykonują
one obiegi wokół pewnej gwiazdy, wyróżniającej się między
dotychczas znanymi i — na wzór Wenus i Merkurego, które
wykonują swych obiegów wokół Słońca — czasem ją wyprzedzają, a czasem podążają za nią, nigdy jednak nie oddalając się od niej poza pewne granice. Wszystko to odkryłem
i zaobserwowałem kilka dni temu za pomocą wynalezionej
przeze mnie lunety, doznając z łaski Bożej olśnienia.
Być może inne rzeczy, o wiele bardziej godne uwagi, zostaną w swoim czasie odkryte przeze mnie lub przez innych
za pomocą tego instrumentu. Najpierw jednak objaśnię jego
wywane, pojawia się pojęcie diametros. Dostrzeżono, iż podaje się w ten
sposób mylną informację o tej odległości, która wedle ówczesnych naukowców wynosiła trzydzieści promieni. W XVIII wieku dokonano więc
emendacji wprowadzając pojęcie semidiametros. E. Rosen wyjaśnia ten
błąd użyciem przez astronoma lunety; zob. E. Rosen, Galileo on the
Distance between Earth and Moon, „Isis” 43 (1952), s. 344–348.
15
Zob. Ptolemaeus, Syntaxis mathematica, ks. VII–VIII.
Sidereus nuncius
35
kształt i budowę, następnie okoliczności jego wynalezienia,
a w końcu opowiem historię dokonanych przeze mnie obserwacji.
Prawie dziesięć miesięcy temu doszła mnie pogłoska, że
pewien Flamand skonstruował lunetę, dzięki której dostrzegano przedmioty, nawet bardzo odległe od oka obserwatora,
tak wyraźnie, jakby były bliskie. O tym zaiste niezwykłym
wynalazku krążyło kilka informacji, którym jedni dawali wiarę, a inni nie. Kilka dni później otrzymałem potwierdzenie
tych wiadomości w liście od szlachetnego Jacquesa Badovere
z Paryża. To skłoniło mnie do tego, że z całego serca skierowałem się ku szukaniu metod oraz odkrycia sposobu, dzięki
którym doszedłbym do zbudowania podobnego instrumentu.
Wkrótce potem, oparłszy się na teorii załamania światła16 ,
dokonałem tego. Najpierw przygotowałem tubę z ołowiu,
na której końcach przymocowałem dwie szklane soczewki,
obie z jednej strony płaskie, z drugiej zaś strony jedna była
wklęsła, druga zaś wypukła. Następnie — umieszczając oko
przy soczewce wklęsłej — spostrzegłem przedmioty wyraźnie powiększone i zbliżone. Wydawały się trzykrotnie bliższe
oraz dziewięciokrotnie większe niż oglądane wyłącznie gołym
okiem17 . Potem skonstruowałem drugi instrument, dokładniejszy, który powiększał przedmioty przeszło sześćdziesiąt
razy18 . W końcu, nie żałując trudów ani wydatków, udało mi
się zbudować instrument do tego stopnia doskonały, że rzeczy widziane przezeń wydawały się prawie tysiąc razy większe oraz ponad trzydzieści razy bliższe niż oglądane gołym
okiem. Instrument ten ma tyle różnych zalet, zarówno dla
Galileusz studiował nie tylko filozofię, lecz również matematykę,
w tym geometrię u Ostilio Ricci i optykę. Zob. W.A. Wallace, Galileo’s
Pisan Studies in Sciences and Philosophy [w:] The Cambridge Companion to Galileo, s. 27–28.
17
Jest to maksymalne powiększenie, jakie można było uzyskać dzięki
soczewkom wytwarzanym i sprzedawanym w tamtym czasie.
18
Ten egzemplarz przedstawił Galileusz Senatowi Wenecji. Zob. Galileo, Lettera 231 [w:] Galileo Galilei, Le opere, vol. X, s. 253–254.
16
36
Galileo Galilei
obserwacji lądowych, jak i morskich, że zupełnie zbyteczne
jest tutaj ich wymienianie. Jednak porzuciwszy obserwacje
lądowe, oddałem się oglądaniu nieba i najpierw spostrzegłem
Księżyc tak bliski, jakby był odległy tylko o dwie średnice
Ziemi. Potem obserwowałem, często z niesamowitą radością,
zarówno gwiazdy stałe, jak i błądzące. A kiedy zobaczyłem
tak wielką ich liczbę, to zacząłem myśleć o metodzie, dzięki
której mógłbym zmierzyć ich19 odległości, aż w końcu ją
odkryłem. O tym właśnie trzeba najpierw powiedzieć kilka
uwag dla tych, którzy chcą zająć się tego rodzaju obserwacjami. Najpierw bowiem muszą przygotować sobie możliwie
jak najdokładniejszą lunetę, która ukazywałaby przedmioty
bardzo wyraźnie, dokładnie i niepowleczone żadną mgłą,
oraz powiększałaby je nie mniej niż czterysta razy, ponieważ wtedy ukaże przedmioty dwadzieścia razy bliżej. Jeżeli
bowiem instrument nie będzie tak dokładny, to nie uda się
dojrzeć tego wszystkiego, co zobaczyliśmy na niebie, a co poniżej zostanie opisane. Aby zaś w łatwy sposób każdy mógł
upewnić się co do powiększenia instrumentu, niech przygotuje z papieru dwa okręgi albo kwadraty, z których jeden
jest czterysta razy większy od drugiego. A będzie tak wtedy,
gdy średnica większego będzie dwadzieścia razy większa od
mniejszego. Następnie, umieściwszy powierzchnie obu na tej
samej ścianie, niech jednocześnie z daleka patrzy na mniejszy
jednym okiem zbliżonym do lunety, na większy zaś drugim
gołym okiem. Łatwo będzie to zrobić, kiedy w jednym i tym
samym czasie oba oczy będą otwarte. Jeśli instrument powiększa przedmioty według wymaganej proporcji, to wtedy
obie figury wydają się mieć tę samą wielkość. Przygotowawszy podobny instrument, należy znaleźć metodę mierzenia
Tutaj mamy do czynienia z możliwością różnej interpretacji, albowiem w tekście oryginalnym w tym miejscu znajduje się łaciński
dopełniacz liczby mnogiej zaimka wskazującego dla rodzaju żeńskiego
illarum, co może być rozumiane jako możliwe zmierzenie odległości do
gwiazd lub odległości między gwiazdami. Może też chodzić o obie możliwości jednocześnie.
19
Sidereus nuncius
37
odległości, co możemy osiągnąć dzięki następującemu fortelowi. Oto, dla łatwiejszego zrozumienia, mamy tubę ABCD.
Wzrok patrzącego nich będzie w punkcie E. Gdy w tubie nie
ma żadnych soczewek, to promienie skierowane do przedmiotu FG biegną po liniach prostych ECF i EDG. Lecz po
dodaniu soczewek biegną po liniach załamanych ECH i EDI,
zwężają się bowiem, a te, które są wolne i pierwsze skierowały się do przedmiotu FG, uchwytują tylko część HI.
Następnie, wziąwszy stosunek odległości EH do linii HI,
dzięki tablicy sinusów uzyska się wielkość kąta utworzonego
przez przedmiot HI w oku, a my otrzymaliśmy wynik, że
wynosi on tylko kilka minut. Dlatego, jeśli umieścimy na
zwierciadle CD cienkie blaszki, jedne z większymi wydrążonymi otworami, a drugie z mniejszymi, układając je w odpowiednich miejscach, stworzymy wedle życzenia takie bądź
inne kąty mające mniej lub więcej minut. Dzięki nim łatwo
będziemy mogli zmierzyć odległość gwiazd wzajemnie oddalonych od siebie o kilka minut, bez błędu jednej czy dwóch
minut. Teraz wszakże o sprawach tych chcemy jedynie napomknąć, jakby coś po raz pierwszy ustami musnąwszy [quasi
primoribus labiis libasse]. Na kiedy indziej odkładamy wyłożenie całej teorii tego instrumentu20 . Teraz natomiast przedstawimy obserwacje dokonane przez nas w ciągu ostatnich
dwóch miesięcy, zachęcając wszystkich pożądających prawdziwej filozofii, do bacznego śledzenia od samego początku
tych doniosłych rozważań.
Najpierw będziemy mówić o zwróconej ku nam powierzchni Księżyca. Dla większej przejrzystości wyróżniam na tej
20
Galileusz nigdy takiej teorii nie opublikował.
38
Galileo Galilei
powierzchni dwie części: jaśniejszą i ciemniejszą. Część jaśniejsza zdaje się otaczać i oblewać całą półkulę, natomiast
część ciemniejsza zmienia kolor powierzchni Księżyca niczym
obłok i sprawia, że wydaje się pokryta plamami. Te zaś
plamy, które są dość ciemne i duże, widzi każdy i były one
znane od wieków. Dlatego nazwiemy je dużymi albo starymi
dla odróżnienia ich od innych, mniejszych i tak licznie rozsianych, że pokrywają całą powierzchnię Księżyca, zwłaszcza
jego część jaśniejszą. Te zaś nie były widziane przez nikogo
przed nami. Dzięki wielokrotnie powtarzanym obserwacjom
tych plam utwierdziliśmy się w przekonaniu, że powierzchnia Księżyca nie jest gładka, równa i dokładnie sferyczna,
jak sądziło wielu filozofów o niej samej i o pozostałych ciałach niebieskich, lecz przeciwnie — nierówna, szorstka, pełna
wklęsłości, bardzo podobna do powierzchni Ziemi, na której wszędzie wyróżnia się łańcuchy górskie i głębokie doliny.
Zjawiska zaś, na podstawie których można wyciągnąć takie
wnioski, są następującego rodzaju.
Czwartego lub piątego dnia po koniunkcji21 , kiedy Księżyc ukazuje się nam z jasnymi rogami, wówczas granica oddzielająca część ciemną od jasnej nie przebiega już równo
wzdłuż linii owalnej, jak miałoby to miejsce na bryle idealnie kulistej, lecz zostaje wyznaczona linia nierówna, szorstka
i dodatkowo pofałdowana, jak to przedstawia załączony rysunek.
Czyli po nowiu. Nowiem nazywamy fazę Księżyca, kiedy odwrócony jest do Ziemi swoją nieoświetloną stroną. Zob. J. Mitton,
The Cambridge Illustrated Dictionary of Astronomy, Cambridge 2007,
s. 243.
21
Sidereus nuncius
39
Albowiem znajdujące się poza granicami światła i ciemności liczne, jakby wyrastające świecące wypustki, zachodzą
na część ciemną i, przeciwnie, niektóre ciemne wchodzą na
część jasną. Co więcej, wielka liczba małych czarnych plam,
całkowicie oddzielonych od ciemnej części, pokrywa wszędzie niemal całą powierzchnię Księżyca oświetlaną światłem
Słońca, z wyjątkiem tej części, która pokryta jest dużymi
i starymi plamami. Zauważyliśmy jednak, że wszystkie dopiero co wspomniane plamy zawsze zgadzają się pod tym
względem, że posiadają część ciemną zwróconą ku Słońcu.
Z przeciwnej zaś strony otoczone są świecącymi granicami,
jakby jasnymi wierzchołkami. Zgoła podobny widok mamy
na Ziemi w czasie wschodu Słońca, kiedy doliny nie są jeszcze wypełnione światłem, otaczające je zaś od strony Słońca
40
Galileo Galilei
góry podziwiamy już promieniujące blaskiem. I podobnie
jak zmniejszają się cienie ziemskich zagłębień, kiedy Słońce
wschodzi wyżej, tak i te księżycowe plamy porzucają ciemności, kiedy powiększa się część oświetlona.
Zaiste nie tylko granice cienia i światła na Księżycu postrzegane są jako nierówne oraz pofałdowane, lecz również,
co bardziej zadziwia, w zacienionej części Księżyca widać
wiele jasnych wierzchołków [cuspides], całkowicie oddzielonych i oderwanych od powierzchni oświetlonej, w dużej odległości od niej. One to, wraz z upływem czasu, zwiększają
swe rozmiary i jasność, zaś po drugiej lub trzeciej godzinie
łączą się z powstałą już pozostałą jasną częścią. Tymczasem
jednak, coraz to nowe, pojawiające się to tu, to tam, zapalają się wewnątrz zacienionej części, rosną, a ostatecznie
poszerzają się do tego stopnia, że łączą się z powierzchnią
oświetloną. Przykład tego mamy na rysunku. Jednak, czyż
na Ziemi, przed wschodem Słońca, kiedy równiny skryte są
w cieniu, szczyty najwyższych gór nie są oświetlane promieniami Słońca? Czy w miarę upływu czasu, podczas gdy średnie i większe części tych samych gór są oświetlane, światło
się nie powiększa? A w końcu, gdy Słońce już wzejdzie, czy
światło podające na równiny i góry nie łączy się? Natomiast
różnica między wzniesieniami i zagłębieniami na Księżycu
wydaje się o wiele przewyższać nierówności ziemskie, co wykażemy poniżej. Tymczasem nie mogę pominąć milczeniem
tego, co godne uwagi, a co zaobserwowałem w czasie, gdy
Księżyc podążał do pierwszej kwadry22 , a czego ilustrację
ukazuje przedstawiony powyżej rysunek. Albowiem ogromna
cienista zatoka, położona w pobliżu dolnego rogu, wżyna się
w część oświetloną. Kiedy dłużej obserwowałem ten róg, to
widziałem, że jest on cały ciemny. Jednak po niemal dwóch
godzinach, nieco wewnątrz środka zagłębienia, zaczął rosnąć
Kwadratura Księżyca (lub innej planety) to pozycja, w której kąt
względem Słońca (postrzegany z Ziemi) wynosi 90˚. Zob. J. Mitton,
The Cambridge Illustrated Dictionary of Astronomy, s. 283.
22
Sidereus nuncius
41
jakiś oświetlony wierzchołek. Rosnąc powoli, ukazywał trójkątny kształt i był całkowicie oderwany i oddzielony od powierzchni oświetlonej. Zaraz też wokół niego zaczęły świecić
trzy inne małe wierzchołki. W końcu, kiedy Księżyc zdążał już w kierunku zachodu, ten trójkątny kształt, poszerzony już oraz powiększony, połączył się z pozostałą oświetloną częścią i jakby ogromny przylądek, otoczony trzema
wspomnianymi już oświetlonymi wierzchołkami, wdarł się
w cienistą zatokę. Również na zewnętrznych rogach, zarówno
wyższym, jak i niższym, wynurzyły się jakieś jasne punkty,
całkowicie oddzielone od pozostałego światła, jak widać to
na tym samym rysunku. Na obu rogach było bardzo dużo
ciemnych plam, najwięcej zaś na niższym rogu. Jako większe
i ciemniejsze jawiły się te, które leżały bliżej granicy światła
i ciemności. Te zaś oddalone od niej były mniej ciemne oraz
mniejsze. Zawsze jednak, jak już poprzednio wspomnieliśmy,
ciemna część plamy skierowana była w kierunku promieniowania słonecznego, jaśniejszy zaś obwód otaczał ciemną
plamę od strony przeciwnej do Słońca i skierowanej ku ciemnej powierzchni Księżyca. Ta powierzchnia Księżyca, która
ozdobiona jest plamami niczym ogon pawia ciemnoniebieskimi okami, przedstawia się podobnie do tych szklanych
naczyń, które będąc ciepłe po włożeniu do zimnej [wody],
uzyskują idealną oraz pofalowaną powierzchnię i dlatego nazywane są przez ludzi lodowymi pucharami [glaciales Cyathi ]. Niemniej jednak wielkie plamy na Księżycu nie wydawały się w podobny sposób oddzielone oraz pełne zagłębień
i wzniesień, lecz bardziej równe i równomierne [aequabiles et
uniformes]. Albowiem tylko gdzieniegdzie są one upstrzone
kilkoma jasnymi plamami tak, że jeśli ktoś chciałby wskrzesić dawne przekonanie Pitagorejczyków, iż Księżyc jest jakby
drugą Ziemią23 , a jego jaśniejsza część to ląd, ciemna zaś to
Tezę taką można odnaleźć u Filolaosa (DK 44 A 20), ale podzielali
ją również Anaksagoras i Demokryt, przy czym ostatni wspomina tylko
o tym, że na Księżycu są rośliny i zwierzęta o wiele większe i piękniej23
42
Galileo Galilei
morze, właściwiej by to przedstawił. Ja zaś nigdy nie wątpiłem, że jeśli spojrzałoby się z daleka na ziemski glob oświetlony słonecznymi promieniami, to ujrzałoby się ląd jako jaśniejszy, morza natomiast jako ciemniejsze. Ponadto wielkie
plamy na Księżycu wydają się głębsze niż jasne powierzchnie, na nim bowiem, zarówno wschodzącym, jak i zachodzącym, zawsze na granicy światła i ciemności rozciągają się
wokół tychże plam sąsiednie jasne części, jak to widzieliśmy
na przedstawionych rysunkach. I nie tylko brzegi wspomnianych plam są głębsze, ale też równiejsze i nieoddzielone fałdami czy też chropowatościami. Część oświetlona wystaje
najbardziej w pobliżu plam do tego stopnia, że przed pierwszą kwadrą i niemal w samej kwadrze drugiej, wokół pewnej
plamy leżącej niemal na samej północy wznoszą się — zarówno nad nią, jak i pod nią — jakieś ogromne wynisłości,
jak to przedstawiają dołączone rysunki.
Tą samą plamę przed drugą kwadrą zobaczyłem otoczoną jakimiś ciemnymi granicami, które niczym najwyższe
szczyty gór odwrócone od Słońca ukazały się ciemniejsze,
a zwrócone ku Słońcu były jaśniejsze. Przeciwnie zaś było
w zagłębieniach.
sze niż na Ziemi. Anaksagoras (DK 59 A 1, A 42) miał twierdzić, że
„Księżyc jest zamieszkały i znajdują się na nim góry i doliny”, natomiast Demokryt (DK 68 A 90), że są na nim części wyższe rzucające
cienie oraz wąwozy i doliny. O starożytnych koncepcjach dotyczących
Księżyca zob. np. Plutarch, O obliczu widniejącym na tarczy Księżyca
[w:] Plutarch, Moralia II, tłum. Z. Abramowiczówna, Warszawa 1988.
Sidereus nuncius
43
44
Galileo Galilei
W nich to część odwrócona od Słońca ukazała się oświetlona, natomiast ta leżąca od strony Słońca była ciemna oraz
zacieniona. W końcu, po zmniejszeniu się powierzchni oświetlonej i kiedy niemal cała wspomniana plama otoczona była
ciemnościami, jaśniejsze grzbiety gór dostojnie wznosiły się
w ciemności. Te dwojakie zjawisko ukazują następujące rysunki.
Sidereus nuncius
45
O jednym także nie mógłbym zapomnieć, co zauważyłem
z niejakim podziwem. Niemal sam środek Księżyca zajmuje
jakieś zagłębienie większe od pozostałych i idealnie okrągłe.
Zobaczyłem je nieopodal dwóch kwadratowych kształtów,
które w miarę możliwości starałem się zaznaczyć na dwóch
powyżej przedstawionych rysunkach. Miejsce to wygląda na
stronie zacienionej i oświetlonej tak, jak na Ziemi okolica
podobna do Czech, jeśliby zewsząd zamknięta była najwyższymi górami rozmieszczonymi w idealnie okrągłym okręgu.
Albowiem na Księżycu miejsce to jest tak otoczone wznoszącymi się górami, że najdalsza okolica sąsiadująca z zacienioną częścią Księżyca oświetlona jest światłem Słońca
zanim jeszcze granica światła i cienia dosięgnie połowy średnicy tegoż kształtu. Co do charakteru pozostałych plam, to
część zacieniona leży od strony Słońca, oświetlona zaś leży
naprzeciw ciemnej strony Księżyca, co — o czym chętnie
wspomnę po raz trzeci — należy uznać za najsilniejszy dowód na to, iż chropowatości i nierówności rozrzucone są po
całej powierzchni Księżyca. Ciemniejsze są zawsze te plamy,
które sąsiadują z granicą światła i ciemności. A im bardziej
są oddalone oraz mniejsze, tym bardziej ukazują się jako
mniej ciemne, gdyby więc tarcza Księżyca w opozycji wypełniona była w całości, to cień zagłębień nieznacznie i w bardzo
niewielkim stopniu [modico admodumque tenui discrimine]
różniłby się od jasności wzniesień.
To, co opisaliśmy, dostrzeżone zostało w jasnych okolicach Księżyca, natomiast w wielkich plamach nie dostrzeżono takiej różnicy zagłębień oraz wzniesień, jakiej istnienie z koniecznością wywnioskowaliśmy w części oświetlonej,
na podstawie zmiany kształtów spowodowanych oświetlaniem coraz to innymi promieniami Słońca zgodnie z tym,
jak w różnych położeniach oświetla ono Księżyc. A również
w wielkich plamach istnieją pewne ciemniejsze plamy, jak
przedstawiamy na rysunkach. Jednak zawsze mają one taki
sam wygląd — ich cień ani się nie zwiększa, ani nie zmniej-
46
Galileo Galilei
sza, lecz z bardzo małą różnicą ukazują się one już to ciemniejsze, już to jaśniejsze, w zależności od tego, czy promienie
słoneczne padają na nie mniej, czy bardziej pochyle. Oprócz
tego, połączone są z bliższymi częściami plam jakby delikatnym łącznikiem zlewającym i zamazującym granice. Inaczej
zdarza się w plamach znajdujących się na jasnej powierzchni
Księżyca, które niczym strome urwiska, pokryte szorstkimi
i ostrymi skałami, oddzielone są pionowo prostymi granicami
światła i cienia. Ponadto widać wewnątrz tych wielkich plam
inne plamy — jedne jaśniejsze, a niektóre bardzo jasne. Jednakże zarówno one, jak również ciemniejsze plamy, zawsze
wyglądają tak samo, bez żadnej zmiany kształtu, światła czy
cienia tak, że pewny jestem i nie wątpię, iż ukazują się one
w takiej postaci z powodu rzeczywistego niepodobieństwa
części, nie zaś z powodu nierówności w kształtach tych części, poruszających cienie w rozmaity sposób przy różnych
oświetleniach Słońca, co zgoła zdarza się w przypadku innych, mniejszych plam, znajdujących się na jaśniejszej części Księżyca. Za dnia bowiem zmieniają się, rosną, zmniejszają się, zwłaszcza te, które powstanie zawdzięczają tylko
cieniom wzniesień.
Świadom wszak jestem, iż wiele osób może wysunąć tu
zastrzeżenia i wskazywać na trudności, w wyniku czego już
wyjaśniony i tyloma zjawiskami potwierdzony wniosek poddawać będą w wątpliwość. Jeśli bowiem ta część powierzchni
Księżyca, która jaśniej odbija promienie słoneczne, wypełniona jest krzywiznami, a mianowicie niezliczonymi wzniesieniami i zagłębieniami, to dlaczego, w czasie powiększania się Księżyca, najdalszy jego łuk, który biegnie w kierunku zachodu, a kiedy Księżyc się zmniejsza, drugi łuk —
wschodni, natomiast podczas pełni cały okrąg, postrzegany
jest nie jako nierówny, szorstki i pofałdowany, lecz dokładnie
okrągły, zaokrąglony oraz nienaruszony żadnymi wzniesieniami czy zagłębieniami? A to dlatego w szczególności, że
cały, nienaruszony obwód składa się z jaśniejszej substancji
Sidereus nuncius
47
Księżyca, o której powiedzieliśmy, że cała jest ciemna i pełna
zagłębień. Albowiem spośród wielkich plam żadna nie rozciąga się aż do skrajnego perymetru, lecz widać, iż wszystkie
są połączone z dala od obwodu. Ponieważ zjawisko to, dające podstawę do tak wielkich wątpliwości, ma dwojaką przyczynę, od razu też przedstawię ich dwojakie rozwiązanie. Po
pierwsze, jeśli wzniesienia i zagłębienia na Księżycu rozciągają się tylko wzdłuż jednego okręgu, ograniczając nam półkolisty widok, to zaiste Księżyc mógłby, a w każdym razie
powinien, być dla nas widoczny pod postacią jakby zębatego kręgu ograniczonego garbatym i pofałdowanym obwodem. A gdyby nie tylko jeden szereg wzniesień rozmieszczonych według tylko jednego łuku, lecz wiele rzędów gór razem
z ich zagłębieniami i krzywiznami byłoby rozmieszczonych
wokół najdalszego obwodu Księżyca, ukazując się nie tylko
na półkuli widocznej, lecz także na przeciwnej (blisko jednak
granicy półkul), to wzrok spoglądający z daleka nie mógłby
uchwycić różnic między wzniesieniami i zagłębieniami. Albowiem odległości gór rozmieszczonych w tym samym okręgu
albo w tym samym szeregu zakryte są przez inne wzniesienia
umieszczone w kolejnych rzędach, zwłaszcza jeśli patrzący
umieszczony jest w linii prostej względem szczytów wspomnianych wzniesień. Podobnie na Ziemi, jeśli się spogląda
z daleka i jest się na tej samej wysokości, widać pasma licznych i gęsto położonych gór rozmieszczonych na płaskiej powierzchni. Tak samo wysokie szczyty fal wzburzonego morza
wydają się rozciągnięte na tej samej płaszczyźnie, chociaż
między falami jest bardzo dużo przepaści oraz zagłębień i to
tak głębokich, że między nimi skryłyby się nie tylko kadłuby,
lecz także rufy, maszty oraz żagle najwyższych statków. Tak
więc, skoro na Księżycu oraz wokół jego perymetru rozmieszczone są liczne wzniesienia i zagłębienia, a patrzący z oddali
umieszczony jest niemal na jednej płaszczyźnie z wierzchołkami wzniesień, to nikt nie powinien się dziwić, że oszukującemu promieniowi wzroku ukazują się one w linii prostej
48
Galileo Galilei
nieco zakrzywionej. Inny powód może być taki. Blisko Księżyca, podobnie jak wokół Ziemi, istnieje okrąg pewnej gęstszej od pozostałego eteru substancji, która może przyjmować
i odbijać promieniowanie Słońca, chociaż nie jest obdarzony
aż takim cieniem, aby mógł ograniczać przejście wzrokowi
(zwłaszcza, gdyby nie był oświetlony). Okrąg ten, oświetlony promieniami słonecznymi, naśladuje oraz przedstawia
pod postacią większej kuli glob księżycowy, a jeśli gęstość
jego byłaby większa, to mógłby nasz wzrok na tyle ograniczyć, by nie sięgnął on gęstej części Księżyca. I gęstszy też
jest wokół okręgu Księżyca. Chcę przez to powiedzieć, że
gęstszy nie bezwzględnie, lecz w odniesieniu do naszych promieni [wzrokowych] przecinających go po kątem. I dlatego
może ograniczać nasz wzrok, zwłaszcza będąc oświetlonym,
oraz zakrywać okrąg Księżyca skierowany ku Słońcu. Jaśniej
widać to na załączonym rysunku,
na którym glob Księżyca ABC otoczony jest okręgiem z oparu DEG. Wzrok zaś sięga z punktu F do środkowych części
Księżyca, na przykład do A, przez mniej gęste opary. Natomiast w kierunku najdalszego obszaru widok nasz ogranicza [suo termino praecludit] obfitość gęstszych oparów EB.
Oznaką tego jest to, że oświetlona część Księżyca ukazuje
większy łuk niż pozostała część ciemnego kręgu. I tę samą
przyczynę być może uzna ktoś za powód, dlaczego nie dostrzega się, iż większe plamy na Księżycu z żadnej strony nie
Sidereus nuncius
49
rozciągają się aż do najdalszego obwodu, chociaż przypuszcza się, iż niektóre znajdują się również blisko niego. Prawdopodobne jednak wydaje się, że są niewidoczne dlatego,
że skrywają się pod wielką ilością gęstszych i jaśniejszych
oparów24 .
Sądzę więc, że z przedstawionych już zjawisk wystarczająco jasno wynika, iż jaśniejsza powierzchnia Księżyca wszędzie gęsto pokryta jest wzniesieniami i zagłębieniami. Wystarczy, że powiemy o ich wielkości — nierówności ziemskie
są o wiele mniejsze od księżycowych. Chcę przez to powiedzieć, że są one mniejsze również bezwzględnie, a nie zaś
tylko w stosunku do wielkości ich globów. I to, że tak jest,
jasno widać.
Często obserwowałem — przy różnych ustawieniach Księżyca względem Słońca — że niektóre szczyty w części zacienionej są oświetlone, chociaż leżą w pewnej odległości od
granicy części oświetlonej. Porównując tę odległość z całą
średnicą Księżyca odkryłem, że czasem przekracza ona dwudziestą część tej średnicy.
24
Argument ten zostanie później porzucony przez Galileusza, ponieważ nie pojawia się w Dialogu o dwóch najważniejszych układach
świata... Zob. Galileo Galilei, Dialog o dwóch najważniejszych układach
świata Ptolemeuszowym i Kopernikowym, tłum. E. Ligocki, Warszawa
1962, s. 103 n.
50
Galileo Galilei
Niech więc CAF będzie wielkim okręgiem globu księżycowego, E — jego środkiem, a CF — średnicą, która ma się do
średnicy Ziemi jak dwa do siedmiu. Ponieważ według bardzo
dokładnych obserwacji średnica Ziemi ma siedem tysięcy mil
italskich25 , więc CF będzie wynosiło dwa tysiące mil, CE —
tysiąc, a dwudziesta część CF będzie równa stu milom. Niech
teraz CF będzie średnicą wielkiego okręgu, który oddziela
część oświetloną Księżyca od nieoświetlonej (ze względu na
bardzo dużą odległość Słońca od Księżyca linia taka niewiele
różni się od wielkiego okręgu). Niech dalej A będzie odległe
od C o dwudziestą część CF. Narysujmy promień EA, który
przedłużony przecina w punkcie D styczną GCD, przedstawiającą oświetlający promień światła. Zatem łuk CA, a właściwie odcinek CD, będzie się składał ze stu części takich,
jakich w CE jest tysiąc, a suma kwadratów DC i CE będzie równa 1010 000. Równa się ona kwadratowi DE. Zatem
DE przekracza 1004, a AD będzie równe więcej niż czterem
jednostkom, których CE ma tysiąc. Zatem wysokość AD na
Księżycu, przedstawiająca szczyt sięgający do promienia słonecznego GCD i położona w odległości CD od C, przekracza
cztery mile italskie. Tymczasem na Ziemi nie mamy gór, których wysokość przekraczałaby jedną milę26 . Jest więc jasne,
że nierówności na Księżycu są większe niż na Ziemi.
Chciałbym w tym miejscu wskazać na przyczynę pewnego innego, godnego uwagi księżycowego zjawiska. I chociaż
nie jest ono obecnie przez nas obserwowane, to jednak wiele
lat temu niektórym przyjaciołom z rodziny i uczniom zostało
wskazane, wyjaśnione i wyrażone przyczynowo [ostensa, exŚrednica Ziemi była znana dosyć dokładnie od czasów Eratostenesa. Zob. A. Diller, The Ancients Measurements of Earth, „Isis”
40 (1949), s. 6–9; B.L. van der Waerden, Science Awakening, transl.
A. Dresden, Groningen 1954, s. 230.
26
O mierzeniu wysokości gór zob. F. Cajori, History of Determinations of the Heights Mountains, „Isis” 12 (1929), s. 482–514;
C.W. Adams, A Note on Galileo’s Determination of the Height of Lunar Mountains, „Isis” 17 (1932), s. 427–429.
25
Sidereus nuncius
51
plicata atque per causam declarata]. Ponieważ jednak jego
obserwacja za pomocą lunety jest łatwiejsza i wyraźniejsza,
sądziłem, że nie będzie nieodpowiednie w tym miejscu przedłożenie tego ponownie, i to tym bardziej, że jaśniej ukaże się
pokrewieństwo i podobieństwo między Księżycem a Ziemią.
Kiedy Księżyc, zarówno przed, jak i po koniunkcji, znajduje się niedaleko od Słońca, nie tylko możemy oglądać jego
glob od strony, która ozdobiona jest jasnymi rogami, lecz
także wydaje się, iż pewny delikatnie jaśniejący okrąg zacienionej części, odwróconej od Słońca, zarysowuje okrąg i oddziela się od samego eteru ciemnym polem. Jeśli rozważymy
sprawę dokładniej, to zobaczymy, że nie tylko najdalszy obwód zacienionej części świeci pewnym delikatnym blaskiem,
lecz także nietknięta powierzchnia Księżyca, ta mianowicie, która jeszcze nie odczuła żaru Słońca, jaśnieje pewnym,
wcale nie słabym [nec exiguo] światłem. Na pierwszy rzut
oka ukazuje się tylko delikatny łuk, świecący tuż obok ciemniejszych części nieba sąsiadujących ze sobą. Pozostała zaś
powierzchnia, przeciwnie, wydaje się ciemniejsza z powodu
jaśniejących rogów zaciemniających nasz wzrok. Jeżeli zaś
ktoś wybierze sobie takie położenie, żeby te lśniące rogi zostały zasłonięte albo przez dach, albo piec, albo jakąkolwiek
inną przeszkodę umieszczoną między wzrokiem a Księżycem
(ale z dala od oczu), to naszym oczom ukaże się pozostała
część księżycowego globu. Wtedy także zauważymy, że i ta
powierzchnia Księżyca, chociaż nieoświetlona światłem słonecznym, jaśnieje niemałym blaskiem, szczególnie zaś wtedy,
gdy wzmaga się nocny strach z powodu nieobecności Słońca.
Na ciemnym polu bowiem to samo światło wydaje się jaśniejsze. Ponadto pewne jest, że ta druga (by tak rzec) jasność Księżyca jest tym większa, im mniej jest on oddalony
od Słońca. Albowiem wraz ze wzrostem odległości zmniejsza się ona coraz bardziej, do tego stopnia, że po pierwszej
kwadrze, ale przed drugą, ukazuje się słaba i dosyć delikatna,
chociaż widziana na ciemnym niebie. Kiedy jednak jest w od-
52
Galileo Galilei
ległości sześciu lub mniej stopni, to chociaż [ukazuje się]
w czasie zmierzchu, jaśnieje w zdumiewający sposób. Chcę
powiedzieć, że jaśnieje do tego stopnia, że przez dokładną
lunetę można rozróżnić wielkie plamy na samym Księżycu.
Ten zdumiewający blask wprawiał w niezwykły podziw filozofów. Aby wyjaśnić jego przyczynę, różni myśliciele różne
rozwiązania podawali do publicznej wiadomości. Niektórzy
mówili, że jest to naturalny blask właściwy samemu Księżycowi27 ; inni zaś, iż odpowiedzialna jest za niego Wenus;
inni znów wskazywali na wszystkie gwiazdy28 ; jeszcze inni
na Słońce, które swoimi promieniami dociera do powierzchni
Księżyca29 . Lecz w tego rodzaju teoriach bez trudu można
wskazać błąd i niezbicie wykazać ich fałszywość. Jeżeli bowiem owo światło jest właściwe Księżycowi albo pochodzi od
gwiazd, to najsilniej utrzymywałoby się i ukazywało w czasie
zaćmień, kiedy Księżyc znajduje się na najciemniejszym niebie. To jednak obala doświadczenie. Albowiem blask, który
w czasie zaćmień ukazuje się na Księżycu, jest o wiele mniejszy, czerwonawy i jakby brązowy30 , ten zaś jest jaśniejszy
i bardziej lśniący. Ponadto, blask ów jest zmienny oraz ruchomy [mutabilis ac loco mobilis], błąka się bowiem po powierzchni Księżyca w taki sposób, że ta część, która jest
bliższa okręgowi ziemskiego cienia, jest jaśniejsza, pozostała
zaś ciemniejsza. Na podstawie tego bez wątpienia możemy
pojąć, iż wynika to z bliskości promieni słonecznych docieVan Helden wskazuje na Erasmusa Reinholda oraz Keplera. Zob.
G. Galilei, Sidereus nuncius or the Sidereal Messenger, (transl.) A. van
Helden, Chicago–London 1989, s. 54, przyp. 51.
28
Np. Tycho Brahe; zob. ibid., s. 54, przyp. 52.
29
Np. Witelon; zob. ibid., s. 54, przyp. 53.
30
Czerwonawy kolor księżyca w czasie jego zaćmienia przypisuje się
obecnie załamaniu światła słonecznego w atmosferze ziemskiej, które
delikatnie oświetla Księżyc. W trakcie przejścia przez atmosferę pasmo
światła od strony błękitu jest rozpraszane, a przechodzi jedynie pasmo
zbliżające do czerwieni. To pochłanianie jest również przyczyną jawienia się Słońca jako czerwonego podczas jego wschodu i zachodu; zob.
ibid., s. 54, przyp. 54.
27
Sidereus nuncius
53
rających do pewnego gęstszego miejsca, które otacza Księżyc. Z tego punktu zetknięcia rozchodzi się na sąsiednie powierzchnie swoista jutrzenka, dokładnie tak, jak na Ziemi,
zarówno rano, jak i wieczorem rozpościera się zmierzchające
światło [crepusculinum lumen]. Kwestią tą obszerniej zajmiemy się w pracy System świata 31 . Twierdzenie zaś, że tego
rodzaju światło pochodzi od Wenus, jest do tego stopnia
dziecinne, iż aż niegodne odpowiedzi. Któż bowiem byłby do
tego stopnia nieświadomy, iż nie wiedziałby, że w ogóle niemożliwe jest, ażeby w czasie koniunkcji i wewnątrz szóstego
położenia część Księżyca odwrócona od Słońca zwrócona
była ku Wenus? A niemożliwe jest również, żeby pochodziło
ono ze Słońca, które swoim światłem Księżyc oświetla. Nigdy bowiem [owo światło] nie zmniejsza się, chociaż zawsze
półkula Księżyca oświetlana jest przez Słońce, z wyjątkiem
zaćmień Księżyca. Zmniejsza się zaś, kiedy Księżyc wchodzi
w kwadrę i gaśnie całkowicie, gdy kwadraturę przekroczy.
Kiedy więc tego rodzaju drugi blask nie jest równoczesny
z Księżycem ani mu właściwy, gdy nie pochodzi od Słońca
ani od gwiazd i gdy w przestrzeni wszechświata nie ma żadnego innego ciała niebieskiego oprócz Ziemi, to co, pytam,
należy o tym sądzić? Co powiedzieć? Czy glob księżycowy
albo inny glob cienisty i ciemny jest oblewany światłem przez
Ziemię? Cóż w tym dziwnego? Otóż najdziwniejsze wydaje
się to: Ziemia, na mocy równej i wdzięcznej wymiany, oddaje taki sam blask Księżycowi, jaki sama odeń w czasie
głębokich ciemności nocy przez niemal cały czas otrzymuje.
Problem ten wyjaśnimy. Księżyc — jego półkula wyższa odwrócona od Ziemi — w czasie koniunkcji, kiedy znajduje
się w środku między Słońcem a Ziemią, oświetlany jest promieniami słonecznymi. Natomiast półkula niższa, która jest
zwrócona ku Ziemi, skrywa się w cieniu, w żaden więc sposób
nie oświetla powierzchni ziemskiej. Księżyc, powoli oddalając się od Słońca, zwracając się do nas i będąc już oświetlany
31
Tj. Dialog o dwóch najważniejszych układach świata...
54
Galileo Galilei
z jednej strony na półkuli niższej, kieruje ku nam — jeszcze delikatne —jaśniejące rogi i delikatnie oświetla Ziemię.
Oświetlenie słoneczne Księżyca powiększa się, kiedy już dochodzi on do kwadry i rośnie odbicie jego światła na Ziemi.
Blask na Księżycu rozciąga się aż ponad półkole i nasze noce
stają się jaśniejsze. W końcu cała powierzchnia Księżyca,
która zwrócona jest ku Ziemi, oświetlana jest przez położone naprzeciwko Słońce najjaśniejszym blaskiem i cała powierzchnia ziemska jaśnieje oblana księżycowym blaskiem.
Później, zmniejszając się, Księżyc wysyła do nas słabsze promienie i słabiej jest też oświetlana Ziemia. Kiedy Księżyc
znajduje się w koniunkcji, Ziemia skryta jest w czarnej nocy.
W takim to okresie obiegu i wiecznych zmian blask księżycowy obdarza nas miesięcznymi blaskami raz jaśniejszymi,
raz słabszymi, lecz dar ten jest należycie zwracany przez
Ziemię. Albowiem w czasie, kiedy Księżyc blisko koniunkcji znajduje się niedaleko Słońca, to cała powierzchnia tej
ziemskiej półkuli, która skierowana jest ku Słońcu, oświetlana jest ożywczymi promieniami oraz otrzymuje odbite od
niego światło. I dlatego, dzięki takiemu odbiciu niższa półkula Księżyca, chociaż pozbawiona światła słonecznego, ukazuje się oświetlona niemałym blaskiem. Tenże sam Księżyc,
oddalony o kwadrant, ogląda tylko oświetloną połowę ziemskiej półkuli, a mianowicie zachodnią. Druga bowiem połowa
— wschodnia — skryta jest w nocy, a więc i sam Księżyc
mniejszym blaskiem jest oświetlany przez Ziemię, a zatem
i jego drugie światło ukazuje się nam jako mniejsze. Jeżeli
Księżyc znajdzie się w opozycji do Słońca, to będzie spoglądał na półkulę położonej w środku Ziemi całkiem zacienioną
i powleczoną czarną nocą. Jeśli ekliptyka będzie w takiej
opozycji, to Księżyc nie otrzyma zupełnie żadnego oświetlenia, pozbawiony promieniowania słonecznego i ziemskiego.
W coraz to innych położeniach względem Ziemi oraz Słońca
otrzymuje on mniejsze i większe światło odbite od Ziemi,
zgodnie z tym, czy na większą lub mniejszą część oświetlo-
Sidereus nuncius
55
nej półkuli spogląda. Taki oto zachowuje się między tymi
globami stan [tenor ], że w jednym okresie najbardziej Ziemia oświetlana jest przez Księżyc, a w innym mniej Księżyc
jest oświetlany przez Ziemię — i przeciwnie. Niech tych kilka
uwag wystarczy dla omówienia kwestii, która będzie pełniej
przedstawiona w naszym Systemie Świata 32 . W książce tej
z mnogości argumentów i doświadczeń wyniknie w sposób
oczywisty, że odbicie światła słonecznego od Ziemi jest rzeczywiste, na przekór tym, którzy sądzą, że Ziemia musi być
wyłączona z tańczącego wiru gwiazd dla tej prostej przyczyny, że jest pozbawiona zarówno ruchu, jak i blasku. Wykażemy, że Ziemia jest ciałem wędrującym, przewyższającym okazałością Księżyc, nie zaś kloaką, w której zgromadziły się odpadki z całego wszechświata. Poprzemy to nieskończoną liczbą argumentów, które daje sama natura.
Jak dotąd mówiliśmy o naszych obserwacjach globu Księżyca. Teraz krótko przedstawmy dotychczasowe wyniki obserwacji gwiazd stałych. Przede wszystkim godny uwagi jest
następujący fakt: zarówno gwiazdy stałe, jak i wędrujące, nie
są powiększane przez lunetę w tym samym stosunku, co inne
obiekty czy nawet Księżyc. Jeśli chodzi o gwiazdy, to powiększenie wydaje się o tyle mniejsze, że luneta powiększająca
inne obiekty stokrotnie może powiększyć gwiazdy zaledwie
cztery lub pięć razy. Powód tego jest następujący. Gdy oglądamy gwiazdy okiem nieuzbrojonym, przedstawiają się one
nam nie w swojej naturalnej (i, powiedzmy, fizycznej) wielkości, lecz jako promieniujące i obramowane iskrzącymi się
promieniami, zwłaszcza kiedy noc jest już głęboka. Wskutek tego wydają się większe niż gdyby były ogołocone z tych
przypadkowych nitek światła, ponieważ kąt widzenia przy
oku jest wyznaczony nie przez rzeczywisty glob gwiazdy, ale
przez jasność, która z niej tak daleko emanuje. Wynika to
zupełnie oczywiście z faktu, że kiedy gwiazdy pojawiają się
po zachodzie Słońca, wydają się małe, nawet jeżeli są pierw32
Ibid.
56
Galileo Galilei
szej wielkości. Nawet Wenus oglądana około południa [circa
meridiem] jest tak mała, że ledwo może być równa gwiazdce
szóstej wielkości [stellula magnitudinis ultimae]. Sprawa ma
się inaczej z innymi obiektami i z samym Księżycem, które
oglądane zarówno w dzień, jak i w najgłębszej nocy, zawsze
mają te same rozmiary. Gwiazdy [astra] widziane w ciemności widać ukoronowane, natomiast światło dzienne usuwa ich
nakrycia głowy, zresztą nie tylko światło dzienne, lecz także
jakikolwiek rzadki obłok [nubecula], jeśli znajdzie się między
gwiazdą [sidus] i okiem obserwatora. Taki sam efekt dają
czarne welony lub kolorowe szkła, gdyż ustawienie tych przeszkód pozbawia gwiazdy otaczającego ich blasku. Również
luneta daje ten sam wynik. Usuwa ona te przypadkowe promienie gwiazd i powiększa same ich globy (o ile gwiazdy rzeczywiście są kuliste). Wydają się one powiększone w mniejszym stopniu niż inne obiekty. W istocie gwiazdka [stellula]
piątej lub szóstej wielkości — oglądana przez lunetę — wygląda jakby była pierwszej wielkości33 .
Godna odnotowania jest także różnica między wyglądem
planet [planetae] i gwiazd stałych [stellae fixae]. Planety
ukazują swoje globy jako dokładnie okrągłe, o wyraźnie zaznaczonych konturach i wyglądają jak małe księżyce [lunulae], kuliste i równomiernie oświetlone. Natomiast u gwiazd
stałych nigdy nie można zobaczyć kolistych kształtów, gdyż
mają raczej wygląd płomyków [fulgores], których promienie
drgają i silnie migoczą. Oglądane przez lunetę mają wygląd
podobny do tego, jaki widziany jest gołym okiem, ale są dostatecznie powiększone, tak że gwiazdka [stellula] piątej czy
szóstej wielkości wydaje się równać Psiej Gwieździe34 , największej spośród wszystkich gwiazd stałych. Jednak obok
gwiazdy szóstej wielkości dostrzega się przez lunetę mnóstwo innych gwiazd, których oko nieuzbrojone nie widzi; jest
Zob. H.I. Brown, Galileo on the Telescope and the Eye, „Journal
of the History of Ideas” 46 (1985), s. 344–348.
34
Psia Gwiazda = Syriusz, alfa Psa Wielkiego.
33
Sidereus nuncius
57
ich tak wiele, że zdaje się to przekraczać wszelkie wyobrażenia. W istocie można zobaczyć ich więcej niż wszystkich
gwiazd zawartych w pierwszych sześciu wielkościach. Największe z nich, które możemy nazwać gwiazdami siódmej
wielkości lub pierwszej wielkości wśród gwiazd niewidocznych, jawią się przez teleskop jako większe i jaśniejsze niż
gwiazd [sidera] drugiej wielkości oglądane okiem nieuzbrojonym. Abyś zobaczył jakieś świadectwo tej ich niemal niewyobrażalnej mnogości, postanowiłem załączyć rysunki dwóch
konstelacji [asterismi ]. Na podstawie tych przykładów możesz ocenić inne przypadki. Najpierw chciałem przedstawić
całą konstelację Oriona [constellatio Orionis], ale przytłoczyła mnie ogromna liczba gwiazd; tak więc — mając ograniczony czas — odłożyłem to na inną okazję35 . Ponad pięćset
nowych gwiazd rozmieszczonych jest wśród gwiazd starych,
w granicach jednego lub dwóch stopni. Tak więc, do poprzednio znanych trzech gwiazd w Pasie Oriona [Cingulum]
i sześciu w Mieczu [Ensis]36 , dodaliśmy osiemdziesiąt sąsiednich gwiazd ostatnio odkrytych, starając się zachować możliwie dokładnie odstępy między nimi. Aby wyróżnić gwiazdy
znane, czyli stare, narysowaliśmy je większe i obwiedliśmy
je dwakroć grubszym konturem; inne gwiazdy, niewidoczne,
narysowaliśmy mniejsze i z pojedynczym konturem. Zachowaliśmy też różnice wielkości tak dobrze, jak to było możliwe.
Nie wiemy, czy Galileusz wykonał taką mapę — wśród jego dokumentów i pism taka mapa się nie zachowała.
36
Miecz Oriona to astronomiczny asteryzm (układ gwiazd nie stanowiący gwiazdozbioru) znajdujący się poniżej Pasa Oriona. Znany był
już w starożytności — Cyceron określał go właśnie mianem ensis —
miecz. W szkicu Galileusza nie odnajdujemy znajdującej się tam mgławicy, co można wyjaśnić albo złą jakością przyrządu obserwacyjnego,
albo zmianami historycznymi. Zob. C.R. O’Dell, The Orion Nebula:
where stars are born, Harvard 2003, s. 5; G. Galilei, Sidereus nuncius...,
s. 59, przyp. 65.
35
58
Galileo Galilei
Sidereus nuncius
59
W drugim przykładzie przedstawiliśmy sześć gwiazd
w Byku zwanych Plejadami37 (mówię o sześciu, ponieważ
siódma niemal nigdy nie jest widoczna), znajdujących się
w bardzo wąskim obszarze nieba.
Blisko nich znajduje się ponad czterdzieści nowych, niewidocznych, i żadna z nich nie jest dalej niż pół stopnia od
pierwszych sześciu. Na rysunku przedstawiłem trzydzieści
sześć z nich. Podobnie jak w przypadku Oriona zachowałem
ich odstępy i wielkości, a także rozróżnienie między gwiazdami starymi i nowymi.
Po trzecie, wykazałem naturę [essentia] i materię [materies] Drogi Mlecznej [Circulus Lacteus]. Przy użyciu lunety
Droga Mleczna została zbadana tak bezpośrednio i naocznie, że wszystkie kontrowersje [altercationes], które dręczyły
filozofów przez wiele wieków, zostały rozwiązane i jesteśmy
nareszcie wolni od gołosłownych dyskusji [verbosae disputationes] na ten temat. Droga Mleczna [Galaxia] jest niczym
Gwiazdozbiór Byka leży w pobliżu równika niebieskiego. Plejady
to otwarta gromada gwiazd dostrzegalna „gołym” okiem, odległa od
Ziemi o około czterysta lat świetlnych.
37
60
Galileo Galilei
innym, jak zbiorowiskiem niezliczonych gwiazd ułożonych
w różne grupy. Gdziekolwiek się na nią zwróci lunetę, natychmiast dostrzega się ogromne roje gwiazd. Wiele z nich
jest bardzo jasnych i dużych, lecz liczba mniejszych jest poza
wszelką możliwością przeliczenia.
Jednak ową mleczną poświatę, jak gdyby białe chmury,
widać nie tylko w Drodze Mlecznej, lecz wiele miejsc [complures areolae] o podobnych barwach jaśnieje słabym światłem tu i tam w całym eterze. Jeżeli zwrócisz lunetę [specillum] na którykolwiek z nich, to dostrzeżesz ciasne zgrupowanie gwiazd. Ponadto (co zadziwi cię jeszcze bardziej),
gwiazdy, które dotychczas wszyscy astronomowie nazywali
mgiełkowymi [nebulosae], okazują się grupami gwiazdek [stellulae] ułożonych w cudowny sposób. Chociaż każda gwiazda
z osobna umyka naszemu wzrokowi ze względu na swą małość lub ogromną od nas odległość, to połączenie ich promieni daje tę poświatę, którą przedtem uważano za gęstszą część nieba, mogącą odbijać światło Słońca lub gwiazd.
Obserwowaliśmy kilka z tych konstelacji i chcemy dołączyć
rysunek dwóch z nich.
Pierwsza — to mgławica nazywana Głową Oriona [Caput
Orionis]38 , w której naliczyliśmy dwadzieścia jeden gwiazd.
Druga — to mgławica zwana Praesepe39 , która nie jest
pojedynczą gwiazdą, lecz zgrupowaniem ponad czterdziestu gwiazdek [stellularum]. Zaznaczyliśmy trzydzieści sześć
z nich, obok Osiołków [Aselli ], ułożonych jak pokazuje rysunek.
Głowę Oriona wyznaczają gwiazdy λ, φ1 , φ2 , wymienione już u
Ptolemeusza. R.H. Allen, Star-names and their meanings, New York–
Leipzig–London–Paris 1899, s. 308.
39
Praesepe = Żłobek, otwarta gromada gwiazd w gwiazdozbiorze
Raka; dwie jaśniejsze gwiazdy w pobliżu nazywano Osiołkami [Asselius
Boeralis, Asselius Australis]. W starożytności znana jest już Aratosowi
z Soloi, Hipparchosowi z Nikei oraz wymieniana przez Ptolemeusza.
38
Sidereus nuncius
61
Krótko opisaliśmy obserwacje Księżyca, gwiazd stałych
i Drogi Mlecznej. Pozostała sprawa, która według mnie jest
najwyższej wagi — przedstawiamy i obwieszczamy odkrycie czterech planet [planetae] nigdy przedtem niewidzianych
przez człowieka od stworzenia świata aż po dzień dzisiejszy,
odkrycie poparte badaniami ich położenia oraz obserwacją
ich ruchów i zmian położenia przez ostatnie dwa miesiące.
Zapraszam wszystkich astronomów, aby zabrali się gorliwie
do badania tych planet i wyznaczenia okresów ich obiegu
[periodi ], czego do tej pory nie mogliśmy zrobić, ze względu
na krótki czas obserwacji40 . Jeszcze raz jednak ostrzegamy,
że do tego celu trzeba mieć bardzo dokładną lunetę, taką,
jaką opisaliśmy na początku tej rozprawy.
A zatem dnia siódmego stycznia bieżącego, tysiąc sześćset dziesiątego roku, o pierwszej godzinie nocy, kiedy oglądałem ciała niebieskie [caelestia sidera] przez lunetę, napotkałem Jowisza. A ponieważ przygotowałem sobie bardzo
dokładny przyrząd, spostrzegłem — co mi się nie udawało
przedtem wskutek niedoskonałości poprzedniego przyrządu
— że obok tej planety są trzy małe, ale bardzo jasno świecące
gwiazdki [stellulae]. Chociaż uznałem je za gwiazdy stałe
40
Galileusz dokona tego w 1612 roku.
62
Galileo Galilei
[inerrantia], wzbudziły we mnie pewną ciekawość, ponieważ
ułożyły się dokładnie na linii prostej, równoległej do ekliptyki, i były jaskrawsze od innych podobnej wielkości. Ich
wzajemne ustawienie i położenie względem Jowisza było następujące:
Wsch.
Zach.
to znaczy, dwie gwiazdy znajdowały się po wschodniej stronie, a jedna po stronie zachodniej. Skrajna wschodnia oraz
zachodnia gwiazda wydały mi się nieco większe niż trzecia.
Nie zwróciłem uwagi na wzajemne odległości między nimi
oraz ich oddalenie od Jowisza, ponieważ, jak powiedziałem,
uważałem je za gwiazdy stałe. Ale gdy ósmego stycznia —
nie wiem, czym się kierując — przystąpiłem ponownie do
ich obserwacji, dostrzegłem zupełnie inny układ. Wszystkie
bowiem trzy gwiazdy były teraz położone na zachód od Jowisza, znacznie bliżej siebie i w równych odstępach, jak to
pokazuje rysunek.
Wsch.
Zach.
Wtedy nie zwróciłem jeszcze uwagi na wzajemne zbliżenie się tych gwiazd do siebie, ale zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób Jowisz może znajdować się na wschód
od wszystkich tych gwiazd, skoro poprzedniego dnia znajdował się na zachód od dwóch z nich. Przyszło mi na myśl,
że może Jowisz porusza się w tych dniach na wschód, przeciwnie niż to wykazują obliczenia astronomów, i na skutek
tego ruchu znalazł się przed tymi trzema gwiazdami. Wobec
tego z wielkim zainteresowaniem oczekiwałem następnego
wieczoru. Ale zawiodłem się w swych nadziejach, gdyż całe
niebo zasnuły chmury.
Natomiast dziesiątego stycznia ujrzałem gwiazdy w następującym ustawieniu względem Jowisza:
Sidereus nuncius
Wsch.
63
Zach.
to znaczy, były tylko dwie z nich, obie po wschodniej stronie,
podczas gdy trzecia, jak przypuszczałem, była schowana za
Jowiszem. Podobnie jak pierwszego dnia, gwiazdy leżały na
jednej prostej z Jowiszem i były dokładnie ustawione w linii zodiaku. Kiedy to zobaczyłem oraz zrozumiałem, że podobne zmiany położenia w żaden sposób nie mogą być wywołane ruchem Jowisza, a ponadto zauważyłem, że oglądane
gwiazdy zawsze były tymi samymi (żadnych innych bowiem
podążających przed albo za, w dużej odległości, ustawionych w linii zodiaku nie było), owo zaciekawienie zmieniło
się w podziw, ponieważ byłem pewien, że widoczna zmiana
nie została wywołana ruchem Jowisza, lecz ruchem zaobserwowanych gwiazd. Postanowiłem więc kontynuować badania
z większą starannością i uwagą.
A więc jedenastego stycznia zobaczyłem następujące rozmieszczenie:
Wsch.
Zach.
widać było dwie gwiazdy, obie po wschodniej stronie, przy
czym ta w środku była trzykrotnie dalej od Jowisza niż od tej
położonej najdalej na wschód. Ta ostatnia była prawie dwukrotnie większa od tej w środku, podczas gdy poprzedniej
nocy wydawały się być w przybliżeniu jednakowe. Wtedy
już doszedłem do niewątpliwego wniosku, że istnieją trzy
gwiazdy obiegające Jowisza, podobnie jak Wenus i Merkury
obiegają Słońce. Stało się to zupełnie oczywiste na podstawie obserwacji, które nastąpiły później. Okazało się jednak,
że nie trzy, lecz cztery wędrujące gwiazdy [vaga sidera] wykonują swe obroty wokół Jowisza. O zmianach ich położeń
[permutationes], które potem obserwowałem dokładniej, będzie tu mowa. Mierzyłem także odległości między nimi za
pomocą lunety, posługując się metodą wyjaśnioną powyżej.
64
Galileo Galilei
Ponadto zapisywałem czas obserwacji, zwłaszcza wtedy, gdy
obserwowałem więcej niż raz tej samej nocy, albowiem obiegi
[revolutiones] tych planet dokonują się tak szybko, że zwykle można śledzić nawet zmiany ich położenia z godziny na
godzinę.
Dwunastego stycznia w pierwszej godzinie nocy zobaczyłem gwiazdy [sidera] ustawione następująco:
Wsch.
Zach.
gwiazda położona najdalej na wschód była większa od zachodniej, chociaż obie były dobrze widoczne i świeciły bardzo jasno. Każda z nich była odległa od Jowisza o około dwie
minuty łuku. Trzecia gwiazdka [stellula] — początkowo niewidoczna — zaczęła się pojawiać po dwóch godzinach. Najpierw była bardzo mała i niemal dotykała Jowisza. Wszystkie trzy były ułożone na linii prostej wzdłuż ekliptyki.
Trzynastego stycznia zobaczyłem po raz pierwszy cztery
gwiazdki [stellulae] w następującym ustawieniu względem
Jowisza:
Wsch.
Zach.
trzy znajdowały się po stronie zachodniej, jedna natomiast
po wschodniej. Tworzyły odcinek prostej, tylko środkowa
spośród gwiazd zachodnich odchyliła się nieco ku północy.
Wschodnia oddalona była o dwie minuty od Jowisza, a Jowisz oraz pozostałe miały odstępy około jednej minuty.
Wszystkie gwiazdy zdawały się być tej samej wielkości i chociaż małe, były bardzo jasne, znacznie jaśniejsze od gwiazd
stałych tej samej wielkości.
Czternastego stycznia było pochmurno.
Piętnastego stycznia, o trzeciej godzinie w nocy, gwiazdy
ukazały się w takim oto położeniu względem Jowisza:
Sidereus nuncius
Wsch.
65
Zach.
wszystkie były po stronie zachodniej i tworzyły niemal linię prostą, albowiem trzecia gwiazda od Jowisza uniosła
się nieco ku północy. Najbliższa Jowiszowi gwiazda była
najmniejsza ze wszystkich, pozostałe wydawały się odpowiednio większe. Odległości między tymi trzema kolejnymi
gwiazdami [sidera] były równe i wynosiły około dwóch minut. Gwiazda najbardziej wysunięta na zachód była odległa
o cztery minuty od gwiazdy najbliższej sobie. Były bardzo
jasne, ale nie migotały [nihil scintillantia] tak, jak zawsze,
już to przed, już to po pojawieniu się. Zaś w godzinie trzeciej widoczne były tylko trzy gwiazdy w takim położeniu
względem Jowisza:
Wsch.
Zach.
leżały one niemal dokładnie na tej samej linii prostej. Gwiazda leżąca najbliżej Jowisza była bardzo mała i oddalona
od niego o trzy minuty. Od niej znów druga była oddalona
o cztery minuty i trzydzieści sekund. Zaś po kolejnej godzinie dwie środkowe gwiazdki [stellulae] znalazły się bardzo
blisko siebie, w odległości trzydziestu sekund.
Szesnastego stycznia, pierwsza godzina nocy, widzimy
trzy gwiazdy ułożone w takim porządku:
Wsch.
Zach.
dwie były rozdzielone Jowiszem i w odległości czterdziestu
sekund od niego. Trzecia zaś leżała osiem minut na zachód
od Jowisza. Gwiazdy leżące bliżej Jowisza nie wydawały się
większe od oddalonej, lecz jaśniejsze.
Siedemnastego stycznia, trzydzieści minut po zachodzie,
położenie było takie:
66
Wsch.
Galileo Galilei
Zach.
na wschodzie była tylko jedna gwiazda, odległa o trzy minuty. Na zachodzie również jedna, odległa od Jowisza o jedenaście minut. Gwiazda wschodnia wydawała się dwa razy
większa od zachodniej. Żadnych innych niż te dwie nie było.
Zaś po czterech godzinach, tuż przed godziną piątą, trzecia
gwiazda zaczęła wynurzać się na wschodzie. Wcześniej była
ona, jak sądzę, połączona z pierwszą. Teraz położenie było
takie:
Wsch.
Zach.
gwiazda środkowa położona była blisko gwiazdy wschodniej,
w odległości dwudziestu sekund od niej oraz była odchylona
nieco na południe od linii prostej wyznaczonej przez gwiazdy
zewnętrzne i Jowisza.
Osiemnastego stycznia, dwadzieścia minut po zachodzie,
ułożenie było takie:
Wsch.
Zach.
gwiazda położona na wschodzie była większa od zachodniej
i leżała w odległości ośmiu minut od Jowisza. Zachodnia zaś
była położona w odległości dziesięciu minut od Jowisza.
Dziewiętnastego stycznia, druga godzina w nocy, ułożenie gwiazd było następujące:
Wsch.
Zach.
wszystkie trzy leżały niemal dokładnie w linii prostej z Jowiszem. Jedna na wschodzie, odległa od Jowisza o sześć minut.
Między Jowiszem a pierwszą gwiazdą podążającą po stronie
zachodniej odległość wynosiła pięć minut. Zaś między nią
Sidereus nuncius
67
a gwiazdą położoną najdalej na zachód odległość wynosiła
cztery minuty. Nie byłem wówczas jeszcze pewien tego, czy
między Jowiszem a pierwszą gwiazdą położoną na zachodzie
jest jeszcze jedna gwiazdka [stellula], tak blisko niego położona, że niemal go dotykająca. I oto w piątej godzinie już
wyraźnie zobaczyłem gwiazdę zajmującą miejsce dokładnie
między Jowiszem a gwiazdą wschodnią, a układ wtedy był
następujący:
Wsch.
Zach.
gwiazda dopiero co zobaczona była bardzo mała. Jednakże
w godzinie szóstej była niemal równa z pozostałymi.
Dwudziestego stycznia, godzina pierwsza minut piętnaście, widziano ułożenie podobne do tego:
Wsch.
Zach.
pojawiły się trzy gwiazdki [stellulae] tak małe, że ledwie
można było je zobaczyć. Odległości między nimi a Jowiszem
oraz między nimi samymi nie były większe niż jedna minuta.
Nie byłem pewien, czy na zachodzie są dwie czy też trzy
gwiazdki. Około godziny szóstej były ułożone w następujący
sposób:
Wsch.
Zach.
gwiazda zachodnia była dwa razy dalej niż wcześniej, czyli
w odległości niemal dwóch minut. Odległość od Jowisza pierwszej gwiazdy położonej na zachodzie wynosiła czterdzieści
sekund, zaś od gwiazdy położonej najdalej na zachód —
dwadzieścia sekund. W końcu, w godzinie siódmej, zostały
dostrzeżone na zachodzie trzy gwiazdki [stellulae]:
Wsch.
Zach.
68
Galileo Galilei
najbliższa Jowiszowi była odległa od niego o dwadzieścia
sekund. Między nią, a gwiazdą najdalej wysuniętą na zachód, odległość wynosiła czterdzieści sekund. Między nimi
zaś widziałem jeszcze jedną gwiazdę, odchyloną nieco ku południowi, oddaloną nie więcej niż dziesięć sekund od gwiazdy
położonej najdalej na zachód.
Dwudziestego pierwszego stycznia, trzydzieści minut po
zachodzie, na wschodzie były trzy gwiazdki [stellulae], równo
oddalone od siebie i od Jowisza:
Wsch.
Zach.
odległości zaś, wedle szacunku, wynosiły pięćdziesiąt sekund.
Także na zachodzie widoczna była jedna gwiazda, oddalona
od Jowisza o cztery minuty. Na wschodzie, gwiazda najbliższa Jowiszowi była najmniejsza ze wszystkich. Pozostałe zaś
trochę większe i niemal równe wielkością między sobą.
Dwudziestego drugiego stycznia, o godzinie drugiej, ustawienie gwiazd było podobne do tego:
Wsch.
Zach.
między gwiazdą wschodnią a Jowiszem odległość wynosiła
pięć minut, a od Jowisza do gwiazdy położonej najdalej na
zachód — siedem minut. Natomiast dwie pozostałe gwiazdy
zachodnie były odległe od siebie o czterdzieści sekund, zaś
bliższa Jowiszowi była odległa od niego o jedną minutę.
Gwiazdki [stellulae] leżące pośrodku były mniejsze od skrajnych. Położone były w linii prostej zodiaku, z wyjątkiem
środkowej spośród trzech zachodnich, która była nieco odchylona ku południowi. Lecz w szóstej godzinie nocy zostały
dostrzeżone w takim układzie:
Wsch.
Zach.
Sidereus nuncius
69
wschodnia była bardzo mała i oddalona od Jowisza, jak
przedtem, o pięć minut. Trzy zachodnie zaś były równo oddalone zarówno od siebie, jak i od Jowisza. Odległości wynosiły niemal minutę i dwadzieścia sekund, a gwiazda najbliższa Jowiszowi wydawała się mniejsza niż pozostałe dwie.
Wszystkie widziałem ułożone dokładnie w linii prostej.
Dwudziestego trzeciego stycznia, czterdzieści minut po
zachodzie, gwiazdy pojawiły się mniej więcej w takim układzie:
Wsch.
Zach.
trzy gwiazdy ustawione były, jak zawsze, w prostej linii Zodiaku z Jowiszem — dwie na wschodzie, jedna zaś na zachodzie. Gwiazda najbardziej oddalona na wschód leżała w odległości siedmiu minut od bliższej, ta zaś w odległości dwóch
minut i czterdziestu sekund od Jowisza. Odległość między
Jowiszem a gwiazdą zachodnią wynosiła trzy minuty i dwadzieścia sekund. Wszystkie były niemal tak samo duże. Jednak o godzinie piątej dwóch gwiazd, które wcześniej leżały
najbliżej Jowisza, już nie widziałem, albowiem, jak sądzę,
skryły się za Jowiszem. I wtedy układ był taki:
Wsch.
Zach.
Dwudziestego czwartego stycznia zobaczyłem trzy gwiazdy, wszystkie na wschód od Jowisza i leżące niemal w linii
prostej z nim:
Wsch.
Zach.
środkowa bowiem odchylona była nieco ku południowi. Najbliższa Jowiszowi odległa była odeń o dwie minuty, druga
zaś od tej o trzydzieści sekund, najdalej zaś położona na
70
Galileo Galilei
wschód oddalona była od drugiej o dziewięć minut. Wszystkie były bardzo jasne. O szóstej zaś godzinie zobaczyłem już
tylko dwie gwiazdy w takim położeniu:
Wsch.
Zach.
leżały one niemal dokładnie w linii prostej z Jowiszem. Najbliższa mu odległa była od niego o trzy minuty, druga zaś
od niej o osiem minut. Jeśli się nie mylę, to dwie środkowe
gwiazdki [stellulae], które obserwowałem wcześniej, zeszły
się w jedną.
Dwudziestego piątego stycznia, o godzinie piątej minut
czterdzieści, ustawienie było takie:
Wsch.
Zach.
Widoczne były tylko dwie gwiazdy po stronie wschodniej, obie dosyć duże. Najbardziej wysunięta na wschód oddalona była od średniej o pięć minut, średnia zaś od Jowisza
o sześć minut.
Dwudziestego szóstego stycznia, czterdzieści minut po
zachodzie, układ gwiazd był następujący:
Wsch.
Zach.
widziałem bowiem trzy gwiazdy, dwie po wschodniej i jedną
po zachodniej stronie Jowisza. Ta była odległa od niego
o pięć minut, zaś środkowa, leżąca po wschodniej stronie,
o pięć minut i dwadzieścia sekund. Gwiazda leżąca najdalej
na wschód była odległa od środkowej o sześć minut. Leżały
w tej samej linii prostej i były tej samej wielkości. W godzinie piątej ustawienie było niemal takie samo. Różniło się
ono tylko tym, że blisko Jowisza wynurzyła się na wschodzie
czwarta gwiazdka [stellula], mniejsza od pozostałych, odległa od Jowisza o trzydzieści minut i trochę odchylona od
linii prostej ku północy, jak to pokazuje dołączony rysunek:
Sidereus nuncius
Wsch.
71
Zach.
Dwudziestego siódmego stycznia, w pierwszej godzinie
po zachodzie, zobaczyłem tylko jedną gwiazdkę [stellula] i leżała ona na wschodzie, w następującym położeniu:
Wsch.
Zach.
Była bardzo mała i oddalona od Jowisza o siedem minut.
Dwudziestego ósmego oraz dwudziestego dziewiątego stycznia z powodu zachmurzenia nic nie mogłem zaobserwować.
Trzydziestego stycznia, w pierwszej godzinie nocy, zobaczyłem gwiazdy [sidera] w takim układzie:
Wsch.
Zach.
jedna znajdowała się po wschodniej stronie Jowisza i w odległości dwóch minut i trzydziestu sekund od niego, dwie
zaś po zachodniej stronie, z których bliższa Jowiszowi odległa była odeń o trzy minuty, druga zaś od niej o jedną
minutę. Gwiazdy zewnętrzne leżały w linii prostej z Jowiszem, a gwiazda środkowa odchylona była nieco ku północy.
Gwiazda leżąca najdalej na zachód była mniejsza od pozostałych.
Ostatniego dnia stycznia, w drugiej godzinie nocy, zobaczyłem dwie gwiazdy po wschodniej stronie Jowisza, a jedną
po zachodniej:
Wsch.
Zach.
spośród znajdujących się na wschodzie środkowa odległa
była od Jowisza o dwie minuty i dwadzieścia sekund, położona zaś najdalej na wschód od środkowej o trzydzieści sekund. Gwiazda zachodnia znajdowała się w odległości dziesięciu minut od Jowisza. Wszystkie leżały niemal w linii prostej z Jowiszem, jednakże gwiazda wschodnia, leżąca bliżej
72
Galileo Galilei
Jowisza, uniosła się nieco ku północy. W czwartej zaś godzinie
Wsch.
Zach.
dwie gwiazdy wschodnie zbliżyły się do siebie i odległość
między nimi wynosiła tylko dwadzieścia sekund. Podczas
tych obserwacji gwiazda zachodnia wydawała się dosyć duża.
Pierwszego lutego, w drugiej godzinie nocy, układ gwiazd
był podobny do tego:
Wsch.
Zach.
gwiazda położona najdalej na wschód od Jowisza była od
niego odległa o sześć minut, natomiast gwiazda położona na
zachodzie o osiem minut. Od strony wschodniej pojawiła się
również bardzo mała gwiazda oddalona od niego o dwadzieścia sekund. Wyznaczała dokładnie linię prostą.
Drugiego lutego zobaczyłem gwiazdy w tym porządku:
Wsch.
Zach.
jedna położona na wschód od Jowisza leżała w odległości
sześciu minut od niego. Jowisz oddalony był od gwiazdy położonej bliżej na zachód o cztery minuty. Między tą gwiazdą
a położoną najdalej na zachód odległość wynosiła osiem minut. Leżały one dokładnie w linii prostej i były niemal tej
samej wielkości. Lecz w godzinie siódmej były już cztery
gwiazdy:
Wsch.
Zach.
między nimi, pośrodku, znajdował się Jowisz. Spośród tych
gwiazd najdalej wysunięta na wschód oddalona była od znajdującej się przed nią o cztery minuty, ta zaś od Jowisza
Sidereus nuncius
73
o jedną minutę i czterdzieści sekund. Jowisz oddalony był
od bliższej mu gwiazdy położonej na zachód od niego o sześć
minut, ta zaś od położonej najdalej na zachód o osiem minut. Wszystkie dokładnie ułożone były w linii prostej według
Zodiaku.
Trzeciego lutego, w siódmej godzinie, gwiazdy ułożone
były w takiej kolejności:
Wsch.
Zach.
gwiazda położona na wschód od Jowisza leżała w odległości
jednej minuty i trzydziestu sekund od niego. Położona na zachód i bliższa Jowiszowi znajdowała się w odległości dwóch
minut od niego. Od niej zaś, w odległości dziesięciu stopni,
położona była gwiazda najdalej wysunięta na zachód. Leżały
one dokładnie w linii prostej i miały taką samą wielkość.
Czwartego lutego, w drugiej godzinie nocy, wokół Jowisza znajdowały cztery gwiazdy, dwie po stronie wschodniej
i dwie po zachodniej, ułożone dokładnie w linii prostej, jak
na poniższym rysunku:
Wsch.
Zach.
gwiazda najbardziej wysunięta na wschód znajdowała się
w odległości trzech minut od gwiazdy ją poprzedzającej, ta
zaś leżała w odległości czterdziestu sekund od Jowisza. Jowisz był oddalony o cztery minuty od gwiazdy bliższej mu od
zachodu, a ta leżała w odległości sześciu minut od gwiazdy
najdalej wysuniętej na zachód. Były niemal równej wielkości, tylko gwiazda najbliższa Jowiszowi wydawała się nieco
mniejsza. W siódmej godzinie nocy odległość między gwiazdami po wschodniej stronie Jowisza wynosiła tylko trzydzieści sekund.
Wsch.
Zach.
74
Galileo Galilei
Jowisz był w odległości dwóch minut od gwiazdy bliższej mu od wschodu, oraz czterech minut od gwiazdy bliższej mu od zachodu. Ta zaś była w odległości trzech minut
od gwiazdy położonej najdalej na zachód. Wszystkie były
równej wielkości i leżały w linii prostej według ekliptyki.
Piątego lutego niebo było pochmurne.
Szóstego lutego ukazały się tylko dwie gwiazdy mające
między sobą Jowisza, jak widać na dołączonym rysunku:
Wsch.
Zach.
gwiazda położona na wschód była w odległości dwóch minut od Jowisza, zaś na zachód w odległości trzech minut
od niego. Leżały w linii prostej z Jowiszem i miały tę samą
wielkość.
Siódmego lutego widać było dwie gwiazdy, obie na wschód
od Jowisza, ułożone w ten sposób:
Wsch.
Zach.
odległości między nimi i Jowiszem były równe i wynosiły niemal jedną minutę, a przez nie i przez środek Jowisza biegła
linia prosta.
Ósmego lutego, w pierwszej godzinie nocy, widać było
trzy gwiazdy, wszystkie na wschód od Jowisza, jak na rysunku:
Wsch.
Zach.
najbliższa Jowiszowi, dosyć mała, leżała w odległości minuty i dwudziestu sekund od niego. Środkowa zaś znajdowała się od niej w odległości czterech minut i była dosyć
duża. Najbardziej wysunięta na wschód, bardzo mała, leżała
w odległości dwudziestu sekund od środkowej. Nie byłem pewien, czy najbliżej Jowisza znajduje się tylko jedna czy dwie
Sidereus nuncius
75
gwiazdki [stellulae]. Wydawało mi się bowiem niekiedy, że
była tam jeszcze jedna gwiazda na wschodzie, nadzwyczaj
mała i oddalona od tej tylko o dziesięć sekund. Wszystkie
one leżały w linii prostej według Zodiaku. Natomiast w godzinie trzeciej gwiazda leżąca najbliżej Jowisza już go niemal
dotykała, znajdując się w odległości dziesięciu sekund od
niego. Pozostałe zaś oddaliły się od niego, środkowa o sześć
minut. W końcu, w godzinie czwartej, gwiazda, która wcześniej była najbliżej Jowisza, złączyła się z nim i już nie było
jej widać.
Dziewiątego lutego, trzydzieści minut po zachodzie, widoczne były dwie gwiazdy po wschodniej stronie Jowisza
i jedna po zachodniej w takim ułożeniu:
Wsch.
Zach.
najdalej wysunięta na wschód, dosyć mała, leżała w odległości czterech minut od gwiazdy środkowej. Środkowa, większa, odległa była od Jowisza o siedem minut. Jowisz zaś
znajdował się w odległości czterech minut od gwiazdy, małej zresztą, leżącej na zachód od niego.
Dziesiątego lutego, w pierwszej godzinie nocy, widziane
były dwie gwiazdki [stellulae], obie po wschodniej stronie
Jowisza, w takim ustawieniu:
Wsch.
Zach.
ta bardziej oddalona znajdowała się w odległości dziesięciu
minut, bliższa zaś w odległości dwudziestu sekund. Ułożone
były w linii prostej. W godzinie czwartej, gwiazdki położnej
najbliżej Jowisza nie było już widać. Również druga zmniejszyła się tak, że z ledwością można było ją dostrzec, chociaż
powietrze było przejrzyste. Bardziej oddalona od Jowisza
była taka jak przedtem, i jej odległość od niego wynosiła
dwanaście minut.
76
Galileo Galilei
Jedenastego lutego, w pierwszej godzinie nocy, widoczne
były dwie gwiazdy na wschodzie i jedna na zachodzie. Zachodnia była w odległości czterech minut od Jowisza. Natomiast wschodnia położona bliżej Jowisza
Wsch.
Zach.
znajdowała się również w odległości czterech minut od niego.
Położona zaś najdalej na wschód znajdowała sie od niej
w odległości ośmiu minut. Były dosyć jasne i leżały w linii
prostej. Lecz w godzinie trzeciej zobaczyłem na wschodzie
czwartą gwiazdę, najbliższą Jowiszowi, mniejszą od pozostałych, oddaloną
Wsch.
Zach.
od Jowisza o trzydzieści sekund i odchyloną nieco ku od
linii prostej wyznaczonej przez pozostałe gwiazdy. Wszystkie gwiazdy były bardzo jasne i bardzo dobrze widoczne.
Zaś w godzinie piątej minut trzydzieści, gwiazda leżąca na
wschodzie najbliżej Jowisza oddaliła się od niego i zajęła
miejsce pośrodku, między nim a gwiazdą bardziej wysuniętą
na wschód i jej bliższą. Wszystkie leżały dokładnie w linii
prostej, miały tę samą wielkość, jak można to ujrzeć na załączonym rysunku:
Wsch.
Zach.
Dwunastego lutego, czterdzieści minut po zachodzie, widoczne były dwie gwiazdy na wschodzie i dwie na zachodzie. Gwiazda najdalej położona na wschód była oddalona
od Jowisza o dziesięć minut, gwiazda leżąca najdalej zaś na
zachód o osiem minut,
Wsch.
Zach.
Sidereus nuncius
77
i obie były dosyć jasne. Pozostałe dwie leżały bardzo blisko Jowisza i były bardzo małe, zwłaszcza ta znajdująca się
na wschodzie, w odległości czterdziestu sekund od Jowisza.
Natomiast leżąca na zachodzie odległa była od niego o minutę. W czwartej godzinie, gwiazdki [stellula], która leżała
najbliżej Jowisza od wschodu, nie było już widać.
Trzynastego lutego, trzydzieści minut po zachodzie, ukazały się dwie gwiazdy na wschodzie
Wsch.
Zach.
i oprócz tego dwie na zachodzie. Gwiazda leżąca na wschodzie i bliżej Jowisza, dosyć jasna, odległa była od niego
o dwie minuty. Gwiazda leżąca najbardziej na wschód i wyglądająca na mniejszą, znajdowała się w odległości czterech minut od poprzedniej. Spośród gwiazd leżących na zachód od Jowisza najdalsza, bardzo dobrze widoczna, odległa
była od niego o cztery minuty. Między nią a Jowiszem leżała gwiazdka [stellula], blisko gwiazdy leżącej najdalej na
zachód, odległa od niej nie więcej niż trzydzieści sekund.
Wszystkie były ustawione dokładnie w linii prostej według
ekliptyki.
Piętnastego lutego (gdyż czternastego niebo było pokryte chmurami), w pierwszej godzinie nocy, rozmieszczenie
gwiazd było takie:
Wsch.
Zach.
widoczne były trzy gwiazdy na wschód od Jowisza, żadnej zaś nie było widać po stronie zachodniej. Gwiazda leżąca najbliżej Jowisza od strony wschodniej znajdowała sie
w odległości pięćdziesięciu sekund, kolejna zaś w odległości
dwudziestu sekund od niej. Najbardziej oddalona na wschód
od środkowej była oddalona o dwie minuty oraz większa od
pozostałych, bowiem gwiazdy leżące najbliżej Jowisza były
78
Galileo Galilei
bardzo małe. Jednak około godziny piątej, spośród gwiazd
leżących najbliżej Jowisza było widać tylko jedną,
Wsch.
Zach.
w odległości trzydziestu sekund od niego. Natomiast odległość gwiazdy leżącej najdalej na wschód od Jowisza zwiększyła się i wynosiła teraz cztery minuty. A w godzinie szóstej, oprócz dwóch gwiazd położonych na wschodzie, o których dopiero co powiedziałem, widać było jedną gwiazdkę
[stellula] na zachodzie,
Wsch.
Zach.
bardzo małą i oddaloną od Jowisza o dwie minuty.
Szesnastego lutego, w godzinie szóstej, gwiazdy stały
w takim układzie:
Wsch.
Zach.
gwiazda leżąca na wschodzie odległa była o siedem minut
od Jowisza. Ten zaś od pierwszej gwiazdy leżącej na zachód
odległy był o pięć minut, natomiast ta od najdalej wysuniętej na zachód o trzy minuty. Wszystkie były niemalże
tej samej wielkości, dosyć dobrze widoczne i rozmieszczone
w linii prostej, według Zodiaku.
Siedemnastego lutego, w pierwszej godzinie nocy, widoczne były dwie gwiazdy:
Wsch.
Zach.
jedna na wschód od Jowisza, oddalona od niego o trzy minuty, druga na zachód, w odległości dziesięciu minut. Ta
Sidereus nuncius
79
była nieco mniejsza od gwiazdy leżącej na wschodzie. Lecz
w godzinie szóstej, gwiazda leżąca na wschodzie zbliżyła się
do Jowisza i znajdowała się w odległości niemal pięćdziesięciu sekund od niego. Zaś gwiazda leżąca na zachód od
niego oddaliła się i odległość wynosiła teraz dwanaście minut. W trakcie obu obserwacji leżały one w linii prostej, były
dosyć duże, zwłaszcza leżąca na wschodzie w trakcie drugiej
obserwacji.
Osiemnastego lutego, w pierwszej godzinie nocy, widoczne były trzy gwiazdy, z których dwie na zachód od Jowisza,
a jedna na wschód od niego. Gwiazda leżąca na wschód znajdowała się w odległości trzech minut od Jowisza.
Wsch.
Zach.
Położona na zachód oraz bliższa Jowiszowi znajdowała
się w odległości dwóch minut, leżąca zaś najdalej na zachód
odległa była od poprzedniej o osiem minut. Wszystkie leżały dokładnie w linii prostej i miały niemal tę samą wielkość. A w godzinie drugiej, obie gwiazdy leżące najbliżej
Jowisza były tak samo oddalone od niego, bowiem gwiazda
leżąca na zachód od niego była również oddalona o trzy minuty. Lecz w godzinie szóstej została dostrzeżona czwarta
gwiazdka [stellula], leżąca pośrodku między najdalej wysuniętą na wschód a Jowiszem, w takim ustawieniu:
Wsch.
Zach.
gwiazda najdalej wysunięta na wschód była odległa o trzy
minuty od kolejnej podążającej na wschodzie, która znajdowała się w odległości jednej minuty i pięćdziesięciu sekund
od Jowisza. Ten zaś odległy był o trzy minuty od pierwszej gwiazdy na zachodzie, która znajdowała się w odległości siedmiu minut od gwiazdy leżącej najdalej na zachód.
Były one niemal równe, tylko leżąca najbliżej na wschód od
80
Galileo Galilei
Jowisza była nieco mniejsza od pozostałych. Leżały w linii
prostej, równoległej do ekliptyki.
Dziewiętnastego lutego, czterdzieści minut po zachodzie,
widziałem tylko dwie gwiazdy na zachód od Jowisza,
Wsch.
Zach.
dosyć duże i rozmieszczone dokładnie w linii prostej z Jowiszem i według ekliptyki. Gwiazda leżąca bliżej Jowisza
leżała w odległości siedmiu minut od niego i sześciu minut
od gwiazdy wysuniętej najdalej na zachód.
Dwudziestego lutego niebo było pochmurne.
Dwudziestego pierwszego lutego, półtorej godziny po zachodzie, zobaczyłem trzy gwiazdki [stellulae] w takim ustawieniu:
Wsch.
Zach.
leżąca na wschód znajdowała się w odległości dwóch minut od Jowisza, ten zaś o trzy minuty od pierwszej leżącej
na zachód. Ta z kolei leżała w odległości siedmiu minut od
gwiazdki najdalej wysuniętej na zachód.
Dwudziestego piątego lutego, półtorej godziny po zachodzie (albowiem przez poprzednie trzy noce niebo było przykryte chmurami), zobaczyłem trzy gwiazdy:
Wsch.
Zach.
dwie leżały na wschód od Jowisza, a odległości między nimi
a nim były równe i wynosiły cztery minuty. Jedna leżała na
zachód od Jowisza w odległości dwóch minut. Położone były
dokładnie w linii prostej według ekliptyki.
Dwudziestego szóstego lutego, pół godziny po zachodzie,
widoczne były tylko dwie gwiazdy:
Sidereus nuncius
Wsch.
81
Zach.
jedna na wschód od Jowisza i w odległości dziesięciu minut, druga na zachód i w odległości sześciu minut. Gwiazda
leżąca na wschodzie była nieco mniejsza od leżącej na zachodzie. Lecz w godzinie piątej zobaczyłem trzy gwiazdy:
Wsch.
Zach.
albowiem oprócz dwóch już zauważonych, ukazała się na
wschodzie, blisko Jowisza, trzecia bardzo mała gwiazda, która wcześniej skrywała się za nim i była oddalona o jedną
minutę. Gwiazda leżąca na wschodzie była oddalona bardziej niż wcześniej i leżała w odległości blisko jedenastu minut od Jowisza. Tej nocy postanowiłem po raz pierwszy zaobserwować przesunięcie się Jowisza i sąsiadujących z nim
planet względem Zodiaku , uczyniwszy odniesienie do jakiejś gwiazdy stałej. Zobaczyłem bowiem taką gwiazdę na
wschodzie, w odległości jedenastu minut od planety leżącej
na wschód, a odchylona była ona nieco ku południowi w następujący sposób:
Wsch.
Zach.
Dwudziestego siódmego lutego, godzinę i cztery minuty
po zachodzie, zobaczyłem gwiazdy w takim ułożeniu:
Wsch.
Zach.
gwiazda leżąca najdalej na wschód od Jowisza znajdowała
się w odległości dziesięciu minut od niego. Kolejna, która
82
Galileo Galilei
leżała bliżej niego, w odległości trzydziestu sekund. Pierwsza gwiazda, leżąca na zachód od Jowisza, znajdowała się
w odległości dwóch minut i trzydziestu sekund od niego, leżąca zaś najdalej na zachód w odległości minuty od niej.
Gwiazdy leżące blisko Jowisza były małe, zwłaszcza ta na
wschodzie. Skrajne zaś były dobrze widoczne, przede wszystkim ta na zachodzie. Ułożone były dokładnie w linii prostej
według ekliptyki. Biorąc pod uwagę odniesienie do wspomnianej gwiazdy stałej, wyraźnie ukazało się przesunięcie
tych planet na wschód. Jowisz bowiem, wraz z towarzyszącymi mu planetami, był bliżej tej gwiazdy stałej, jak można
to zobaczyć na dołączonym rysunku. Lecz w godzinie piątej, gwiazda leżąca na wschód od Jowisza i najbliżej niego
znajdowała się w odległości jednej minuty od niego.
Dwudziestego ósmego lutego, w pierwszej godzinie nocy,
widziałem tylko dwie gwiazdy. Jedną na wschód od Jowisza, w odległości dziewięciu minut od niego, drugą zaś na
wschód oraz w odległości dwóch minut. Były dosyć dobrze
widoczne i leżały w linii prostej. W stosunku do tej linii oraz
w stosunku do gwiazdy leżącej na wschodzie, gwiazda stała
umieszczona była prostopadle, jak na rysunku:
Wsch.
Zach.
Lecz w godzinie piątej zobaczyłem trzecią gwiazdkę wyłaniającą się na wschodzie i w odległości dwóch minut od
Jowisza w takim ustawieniu:
Wsch.
Zach.
Pierwszego marca, czterdzieści minut po zachodzie zobaczyłem cztery gwiazdy, wszystkie na wschód od Jowisza. Najbliższa znajdowała się w odległości dwóch minut od
Sidereus nuncius
83
niego, kolejna w odległości minuty od tej, trzecia w odległości dwóch sekund od drugiej i była jaśniejsza od pozostałych. Gwiazda położona najdalej na wschód znajdowała
się w odległości czterech minut od trzeciej i była mniejsza
od pozostałych. Leżały niemal w linii prostej, tylko trzecia
licząc od Jowisza odchylona była nieco ku górze. Gwiazda
stała, z Jowiszem i gwiazdą najdalej wysuniętą na wschód,
tworzyła trójkąt równoboczny, jak na rysunku:
Wsch.
Zach.
Drugiego marca, czterdzieści sekund po zachodzie, widoczne były trzy planety, dwie na wschód, jedna na zachód
od Jowisza, w takim układzie:
Wsch.
Zach.
planeta najdalej wysunięta na wschód znajdowała się w odległości siedmiu minut od Jowisza, kolejna zaś w odległości trzydziestu sekund od tej. Gwiazda leżąca na zachód od
Jowisza znajdowała się w odległości dwóch minut od niego.
Planety skrajne były jaśniejsze i większe od środkowej, która
wydawała się bardzo mała. Gwiazda wysunięta najdalej na
wschód odchylona była nieco na północ od linii prostej wyznaczonej przez pozostałe planety i Jowisza. Wspomniana
już gwiazda stała leżała w odległości ośmiu minut od planety wysuniętej najdalej na zachód. Gwiazda stała wraz z tą
planetą wyznaczały linię prostą prostopadłą do prostej wyznaczonej przez wszystkie planety, jak na dołączonym rysunku.
84
Galileo Galilei
Postanowiłem dołączyć odniesienia Jowisza i towarzyszących mu planet do gwiazdy stałej, aby na tej podstawie
każdy, kto zechciałby, mógł wyliczyć dokładnie przesunięcie
tych planet zarówno według długości, jak i szerokości, wraz
z ruchami, które zostały wzięte z tablic.
Tak wyglądają więc obserwacje czterech Planet Medyceuszy [Planetae Mediceorum], niedawno przeze mnie odkrytych. I chociaż z danych tych nie otrzymano jeszcze ich okresów obiegu [periodi ] w postaci liczbowej, wypada przynajmniej wymienić tu niektóre godne podkreślenia fakty. Przede
wszystkim, ponieważ gwiazdy te czasem wyprzedzają Jowisza, a czasem idą za nim w podobnych odstępach, pozostają od niego w ograniczonych odległościach na wschód lub
zachód, towarzysząc planecie w jej ruchu prostym i wstecznym [retrogradum], nikt nie może wątpić, że odbywają swoje
obiegi wokół Jowisza i jednocześnie wraz z nim wykonują
obiegi w okresie dwunastu lat wokół środka wszechświata
[circa mundi centrum]. To, że poruszają się one po nierównych kołach, wynika wyraźnie stąd, że w największym oddaleniu od Jowisza nie można nigdy zobaczyć dwóch z tych
planet połączonych, podczas gdy w sąsiedztwie Jowisza widuje się razem dwie, trzy, a czasem nawet cztery z nich.
Można również zaobserwować, że obiegi są szybsze u tych
planet, które zataczają mniejsze koła wokół Jowisza, ponieważ gwiazdy najbliższe mu widzi się przeważnie jednej nocy
na wschodzie, a następnej na zachodzie, podczas gdy planeta
zakreślająca największą orbitę wydaje się mieć, na podstawie dokładnych obserwacji jej powrotów [reversiones], okresy
[restitutiones] półmiesięczne. Mamy tu piękny i elegancki argument rozwiązujący wątpliwości tych, którzy, akceptując
bez wahania obiegi planet wokół Słońca w systemie Kopernika [in systemate Copernicano], z niepokojem przyjmują,
że jedynie Księżyc obiega Ziemię i towarzyszy jej w rocznym obiegu wokół Słońca. Niektórzy wyrażali przekonanie,
że taka struktura świata winna być odrzucona jako niemoż-
Sidereus nuncius
85
liwa. Teraz jednak mamy nie tylko jedną planetę obiegającą
drugą i wraz z nią wykonującą obieg wokół Słońca, lecz na
własne oczy możemy zobaczyć cztery gwiazdy wędrujące wokół Jowisza, podobnie do Księżyca obiegającego Ziemię, przy
czym wszystkie razem z Jowiszem zakreślają wielką orbitę
wokół Słońca w obiegu trwającym dwanaście lat. Wreszcie,
nie powinniśmy pomijać milczeniem przyczyny, dla której
Gwiazdy Medycejskie [Medicea Sidera] wydają się być czasem dwukrotnie większe niż kiedy indziej, chociaż ich orbity
wokół Jowisza są bardzo ograniczone. Z pewnością nie należy
szukać przyczyny w wyziewach ziemskich, ponieważ Jowisz
i sąsiednie gwiazdy stałe nie zmieniają wielkości, gdy obserwujemy wspomniane wzrosty i osłabienia jasności Planet
Medycejskich [Planetae Medicei ]. Jest też nie do pomyślenia, by przyczyną tych zmian były wahania odległości od
Ziemi w perigeum i apogeum, ponieważ obieg po niewielkim
kole nie może spowodować takiego efektu, a ruch po krzywej owalnej (która w tym wypadku musiałaby być niemal
linią prostą) wydaje się niemożliwy do wyobrażenia i zupełnie niezgodny z tym, co się jawi41 . Chętnie jednak wyjaśnię,
co przychodzi mi na myśl w tej kwestii, poddając to bez
zastrzeżeń osądowi ludzi myślących. Jak wiadomo, wpływ
wyziewów ziemskich sprawia, że Słońce i Księżyc wydają
się większe, natomiast gwiazdy stałe i planety — mniejsze.
Dlatego też świecące ciała niebieskie [luminaria] blisko horyzontu wydają się większe, podczas gdy gwiazdy wydają
się mniejsze i najczęściej trudno widoczne, a zmniejszają się
nawet bardziej, jeśli owe wyziewy wypełnia światło. Dlatego też gwiazdy wydają się bardzo słabo świecić za dnia
oraz o zmierzchu [interdiu ac intra crepuscula], podczas gdy
w wypadku Księżyca tego efektu nie widać, jak to stwierdziliśmy powyżej. Z tego, co było tu powiedziane — jak
Galileusz nigdy nie pozbył się głęboko zakorzenionego od stuleci
przekonania, że ruchy ciał niebieskich mogą odbywać się tylko po okręgach; nie przyjął więc idei Keplera o ruchu planet po elipsach.
41
86
Galileo Galilei
również z tego, co obszerniej powiemy w naszym Systemie
— wynika, że nie tylko Ziemia, lecz także Księżyc otoczony
jest wyziewami, i takie samo rozumowanie możemy zastosować do reszty planet. Nie jest zatem zupełnie niemożliwe
sądzić, że wokół Jowisza istnieje także otoczka gęstsza od
reszty eteru, wokół której poruszają się Planety Medycejskie,
tak jak Księżyc wokół sfery żywiołów. Wskutek istnienia tej
otoczki wydają się one większe w perigeum, gdyż wtedy
przynajmniej otoczka zostaje częściowo usunięta. Czas nie
pozwala mi na pisanie tu dalszego ciągu, ale łaskawy Czytelnik może się wkrótce spodziewać kolejnych nowin.
KONIEC
Damian Leszczyński
Posłowie:
Galileusz i filozofia nauki
Postać i dzieło Galileusza odgrywają dla filozofów nauki
i teoretyków poznania rolę kluczową i zarazem symboliczną.
Można wręcz powiedzieć: podaj mi swoją interpretację myśli naukowej Galileusza, a powiem ci, za jakim typem filozofii nauki się opowiadasz. W dziele włoskiego uczonego
skupiają się bowiem wszystkie gorące tematy, nad którymi
debatują badacze nauk, a zwłaszcza nauk przyrodniczych:
relacja między doświadczeniem a teorią, kryteria akceptacji
bądź odrzucania hipotez, rola teoretycznych założeń (paradygmatu czy stylu myślowego) w ich formułowaniu i przeprowadzaniu eksperymentów, realistyczny bądź instrumentalistyczny charakter teorii naukowych, ciągłość albo nieciągłość postępu naukowego czy wręcz samo jego istnienie. Dochodzą tu także bardziej ogólne problemy, takie jak miejsce
nauki w całokształcie ludzkiej refleksji nad światem, relacja
między nauką a religią, kwestia swobody pracy naukowej,
ale też odpowiedzialności uczonych, zwłaszcza kiedy wchodzą w role świeckich kapłanów.
W ostatnim stuleciu, czy nawet ostatnich dwóch wiekach,
ustaliły się pewne kanony rozstrzygania tych kwestii oparte
na swego rodzaju sieci lub systemie nie zawsze explicite wykładanych założeń — epistemologicznych, ontologicznych,
88
D. Leszczyński
ale też aksjologicznych — wyznaczających to, co można by
nazwać stylem w filozofii nauki (rozumiejąc termin „styl”
mniej więcej tak, jak czynili to Fleck, Panofsky czy Crombie). O charakterze danego stylu decydowały odpowiedzi na
fundamentalne filozoficzne pytania: czym jest rzeczywistość,
jaki jest status bytowy przedmiotów, o których mówi nauka,
w jaki sposób uzyskujemy do nich poznawczy dostęp i czy
samo poznanie ma wpływ na ich konstytucję (a jeśli tak,
to jaki), czym jest nauka, jakie są jej funkcje i cel oraz jak
wiąże się z filozofią i innymi zbiorami wypowiedzi o świecie, o roszczeniu do prawdziwości. Odpowiedzi na te pytania
nie zawsze formułowane są wprost, częściej należy je raczej
wydobyć z rozważań poświęconych szczegółowym zagadnieniom, niemniej jednak każda filozofia nauki musi jakoś się
do nich odnieść.
Jednym z takich szczegółowych zagadnień, których rozwiązanie ukazuje istotne dla danego stylu filozofii nauki założenia, jest właśnie podejście do myśli Galileusza. Choć
niemal wszyscy badacze, niezależnie od głoszonych poglądów, uważają, że włoski uczony odegrał istotną rolę w rozwoju nauki, to jednak często różnie rozumieją ową istotność,
różnie też interpretują jego wkład w budowę nowoczesnych
nauk przyrodniczych. Spróbuję poniżej przedstawić cztery
sposoby interpretacji myśli Galileusza charakterystyczne dla
czterech, mniej lub bardziej odrębnych stylów uprawiania filozofii nauki.
Najbardziej powszechne wyobrażenie o Galileuszu i jego
roli w dziejach nauki, funkcjonujące także w potocznej świadomości, ukazuje go jako rewolucjonistę, który zapoczątkował odwrót od „ jałowych” spekulacji średniowiecznej scholastyki dzięki temu, że „ jasny swój wzrok ku przyrodzie
zwrócił, aby pod jej wpływem myśli swe przeobrazić”1 . Krótko
E. Mach, O przeobrażaniu i przystosowaniu w myśleniu przyrodniczym [w:] Eseje popularnonaukowe, tłum. S. Kramsztyk, Łódź 1899,
s. 44.
1
Posłowie
89
mówiąc, geniusz Galileusza polegałby na tym, że jako pierwszy zaczął badać przyrodę doświadczalnie, podczas gdy dotąd jedynie teoretyzowano na jej temat, podpierając się autorytetem Arystotelesa. Taka interpretacja, w szeroko rozpowszechnionej i zarazem naiwnej wersji, opiera się na wizji nauki i jej metod, zaproponowanej u progu nowożytności przez
Francisa Bacona (skądinąd krytykującego Galileusza za wykorzystywanie do badania natury metod matematycznych,
które sam uważał za jałowe), przekonany o tym, że istotą
pracy naukowej jest wyciąganie ogólnych wniosków z dużej
liczby pilnych obserwacji. O tym, że Baconowska wizja nauki
bliższa jest raczej alchemicznej myśli renesansu niż nowożytnemu, zmatematyzowanemu przyrodoznawstwu pisano wielokrotnie, wskazując na zasadnicze różnice między Baconowskim wyobrażeniem o doświadczeniu, a tym, jak faktycznie
wyglądały eksperymenty zgodne z nowożytną metodologią.
Bardziej wyrafinowana wersja proponowanej przez Bacona
interpretacji przetrwała w filozofii pozytywistycznej, a także,
w pewnej mierze, w neopozytywizmie. Również w tym podejściu zasadniczą rolę pełni obserwacja, planowany eksperyment i indukcja, Galileusz zaś postrzegany jest jako ten,
który jako pierwszy, po długim okresie błędnych poszukiwań, stosuje te metody systematycznie i skutecznie. Taki
jego obraz znajdujemy na stronach klasycznej Die Mechanik
in ihrer Entwicklung Ernsta Macha, będącej jedną z tych,
dziś już zapomnianych prac, które w istotny sposób ukształtowały dwudziestowieczną filozofię nauki uprawianą w duchu logicznego empiryzmu2 . W podobny sposób prezentowane są odkrycia Galileusza dotyczące praw ruchu ciał czy
praw ruchu wahadła w licznych pracach z zakresu historii nauki, powstających w pozytywistycznym i scjentystycznym klimacie, nie tylko tych sprzed wieku bądź kilkudziesięciu lat, ale również tych nowszych. Formułowanie matePor. E. Mach, Die Mechanik in ihrer Entwicklung, Leipzig 1897,
zwł. s. 125–126, 134 oraz 145 (o obserwacyjnych źródłach praw ruchu).
2
90
D. Leszczyński
matycznych praw uznaje się za wynik mniej lub bardziej
przypadkowych obserwacji i doświadczeń, których ilustrację stanowią zazwyczaj powtarzane od setek lat anegdoty:
Galileusz odkrył prawa ruchu wahadła przyglądając się kołyszącej lampie w katedrze w Pizie, prawa ruchu ciał miał
rzekomo udowodnić eksperymentalnie, zrzucając ze szczytu
krzywej wieży w Pizie jednocześnie kulę armatnią i kulę od
muszkietu, w obecności scholastycznych uczonych3 .
Za reakcję na tego typu naiwną i anegdotyczną interpretację można uznać próbę pomniejszenia zarówno rewolucyjnej roli Galileusza, jak i czysto doświadczalnych źródeł
jego odkryć. W takiej interpretacji, którą znajdujemy przede
wszystkim w historycznych pracach związanego z konwencjonalizmem Pierre’a Duhema, a także nawiązujących doń
badaczy, m.in. Alistaira C. Crombiego, Galileusz nie jest
ani twórcą nowożytnej nauki, ani obrońcą nowej metodologii,
lecz raczej kontynuatorem nurtu, który rozpoczął się kilkaset
lat przed nim. W swoich Études sur Leonard da Vinci Duhem (nawiązując w pewnej mierze do wcześniejszych badań
Paula Tannery’ego) sformułował tezę o „paryskich prekursorach Galileusza”, w myśl której prawdziwy przełom w rozwoju nauki dokonał się w XIII wieku, a dokładnie w roku
1277, kiedy biskup Paryża Étienne Tempier, potępiając szereg twierdzeń filozoficznych i teologicznych, zarazem otworzył drogę do badań naukowych wolnych od wpływu autorytetu Arystotelesa. Z takiej perspektywy Galileusza i jego
odkrycia należałoby potraktować jako odległy rezultat tego
3
Zob. np. W. Libby, An Introduction to the History of Science,
Boston–New York–Chicago 1917, s. 76–77; C. Singer, A Short History
of Science to the Nineteenth century, Oxford 1941, s. 195. Warto zauważyć, że sam Mach, choć generalnie opowiadał się za traktowaniem Galileusza jako eksperymentatora, sceptycznie podchodził do tych anegdot
(por. Odczyty popularno-naukowe, s. 110–111), podkreślając też, że eksperymenty, za pomocą których Galileusz starał się potwierdzać swoje
teorie, różniły się od tych, za pomocą których czyni się to obecnie (por.
Die Mechanik in ihrer Entwicklung, s. 141).
Posłowie
91
przełomowego wydarzenia, ich oryginalność zaś czy nawet
nowatorstwo nie polegałoby na tym, że włoski uczony oparł
się na świadectwie doświadczenia — gdyż czyniono to na
długo przed nim — lecz raczej na tym, że sięgnął po inne,
niż dotychczas, teorie służące jego interpretacji4 .
Podobne opinie znajdujemy u Crombiego, który kładzie
nacisk na to, że idea nauki jako zespolenia planowej eksperymentacji z teoretyczną interpretacją pojawiła się na długo
przed nowożytnością: „Koncepcja logicznej struktury nauki eksperymentalnej, broniona przez równie znamienitych
uczonych, jak Galileusz, Francis Bacon, Kartezjusz i Newton, była dokładnie tą samą koncepcją, którą opracowano
w XIII i XIV stuleciu”5 . W takim wypadku, podobnie jak
to było u Duhema, Galileusza nie należy traktować ani jako
prekursora, ani tym bardziej wynalazcy nowej nauki, lecz
raczej jako genialnego epigona: „nowe metody zostały po
raz pierwszy wyłożone w XIII wieku, ale w sposób całkowicie dojrzały i skuteczny zastosował je dopiero Galileusz”6 .
Crombie zwraca również uwagę, że odpowiedzialność za upowszechnienie się pierwszej, nieco naiwnej wizji Galileusza
i współczesnych mu myślicieli jako rewolucjonistów i właściwych twórców nowożytnej nauki, ponoszą pisarze i ideolodzy
epoki Oświecenia, a także August Comte, który dostarczył
Por. P. Duhem, Études sur Léonard de Vinci: ceux qu’il a lus
et ceux qui l’ont lu, t. III, Paris 1913, s. 411. Zob. także P. Duhem,
Le Systéme du monde. Histoire des doctrines cosmologiques de Platon
é Copernic, t. VIII, Paris 1958, s. 225 („Dynamika, jakiej nauczano
w Paryżu począwszy od połowy XIV stulecia, nie była jeszcze dynamiką Leibniza, Huyghensa i Newtona [. . . ] Jednakże była już czymś
dużo więcej, niż tylko szkicem dynamiki Galileusza i Kartezjusza”). Na
temat interpretacji Galileusza w świetle głównych założeń filozofii nauki Duhema zob. J. Agassi, Duhem versus Galileo, „The British Journal
for the Philosophy of Science” 31 (1957), s. 237–248.
5
A.C. Crombie, Robert Gosseteste and the Origins of Experimental
Science, 1100–1700, Oxford 1953, s. 2.
6
A.C. Crombie, Nauka średniowieczna i początki nauki nowożytnej,
tłum. S. Łypacewicz, Warszawa 1960, t. I, s. 22.
4
92
D. Leszczyński
kanonu interpretacji historii nauki utrzymującego się do czasów obecnych7 .
To rozwiązanie bronione przez Duhema czy Crombiego,
będące — całkowicie słuszną z historycznego punktu widzenia — próbą rehabilitacji naukowego wkładu średniowiecza i zdjęcia z epoki tej niezasłużonego określenia „wieki
ciemne”, spotkało się wszakże z krytyką, która w dużej mierze wynikała z przekonania, że w takiej wizji nie tylko niezasłużenie pomniejsza się znaczenie myśli Galileusza dla rozwoju nauki współczesnej, ale też błędnie rozumie się jego
rolę. To właśnie ta błędna ocena Galileuszowego sposobu
rozumienia nauki zdecydowała o łączeniu go przez Duhema
i jego zwolenników linią ciągłości z nauką średniowieczną
i tym samym traktowaniu jako epigona, nie zaś oryginalnego i nowatorskiego myśliciela. Taką krytykę idei „paryskich prekursorów Galileusza” znaleźć można przede wszystkim w pracach Alexandre’a Koyrégo, który stara się opisać rozwój nauki jako proces zmian „strukturalnych wzorców sposobów postrzegania świata” oddzielonych od siebie
tym, co za Gastonem Bachelardem określa mianem „mutacji” czy zerwań epistemologicznych, a co obecnie określa się
jako rewolucje naukowe. Koyré nie przeczy oryginalności myśli średniowiecznej, nie twierdzi też, iż nie wypracowała ona
spójnej, eksperymentalnej metodologii, uważa jednak, że nawet po odrzuceniu autorytetu Arystotelesa i skierowaniu się
ku badaniom eksperymentalnym, myśl ta była niezdolna do
systematycznego zastosowania narzędzi matematycznych do
opisu rzeczywistości, co wynikało przede wszystkim z tkwiących u jej podstaw i raczej nieuświadamianych założeń ontologicznych i epistemologicznych8 .
Por. Ibid., s. 19–20.
Por. polemikę Koyrégo z tezami Crombiego (i, pośrednio, Duhema)
w: Les Origines de la science moderne. Une interprétation nouvelle [w:]
A. Koyré, Études d’histoire de la pensée scientifique, Paris 1966, s. 61–
83, a także w: A. Koyré, Études Galiléennes, Paris 1966, s. 11–16.
7
8
Posłowie
93
Z takiej perspektywy Galileusz znów jawi się jako twórca
rewolucyjny, jednakże jego rewolucyjność ma zupełnie inny
charakter niż sądzili badacze przywiązani do pozytywistycznego stylu uprawiania filozofii i historii nauki. Zasługą Galileusza nie byłoby to, że oparł swoje teorie na obserwacji
i doświadczeniach, lecz, przeciwnie, że zerwał istniejący dotąd związek między teorią a zdroworozsądkowym doświadczeniem, proponując w miejsce zakorzenionego w poznaniu
potocznym myślenia Arystotelesowskiego, myślenie modelowe, oparte na ideach Platona, Pitagorasa i Archimedesa9 .
Jako taki, Galileusz może być zatem traktowany jako ojciec nowożytnej nauki, ale jednocześnie nie może nim już
być Bacon, którego naiwne wyobrażenia bardziej pasują do
wcześniejszych epok. Podstawowe założenie programu Galileusza zawarte jest w słynnej wypowiedzi z Il Saggiatore,
mówiącej o tym, że księga przyrody jest napisana językiem
matematyki i aby ją odcyfrować, należy zacząć z nią „rozmawiać” w tym właśnie języku. W tego rodzaju ontologicznym
i epistemologicznym programie należy też szukać źródeł racjonalizmu Galileusza i jego wręcz lekceważącego stosunku
do doświadczeń jako czynników weryfikujących hipotezy (to
arystotelesowscy oponenci Galileusza domagają się empirycznych dowodów jego odkryć, on sam zaś stwierdza, że nie
„Nie można zapominać, że obserwacja lub doświadczenie w sensie
potocznym nie odegrały większej roli w powstaniu nowożytnej nauki,
a jeśli nawet, to jedynie rolę negatywną, jako przeszkody [. . . ] Prawdziwym prekursorem nowożytnej fizyki nie jest ani Buridan, ani Mikołaj
Oresme, ani nawet Jan Philipon, ale Archimedes”. A. Koyré, Galilée et
Platon [w:] A. Koyré, Études d’histoire de la pensée scientifique, s. 168,
172. Piszący przed Koyrém E.A. Burtt przy okazji Galileusza mówi
o niosącej go „pitagorejskiej fali”. Por. E.A. Burtt, The Metaphysical
Foundations of Modern Science. The Scientific Thinking of Copernicus,
Galileo, Newton and Their Contemporaries, Garden City 1952, s. 203
(pierwsze wydanie 1932). Por. też T.R. Girill, Galileo and Platonistic
Methodology, „Journal of the History of Ideas” 4 (1970), s. 501–520.
Jeśli chodzi o krytyczne uwagi na temat takiej „idealistycznej” interpretacji Galileusza zob. np. P.P. Wiener, A Critical Note on Koyré’s
Version of Galileo, „Isis” 4 (1943), s. 301–302.
9
94
D. Leszczyński
potrzebuje doświadczeń, aby być przekonanym o prawdziwości swoich koncepcji). Zresztą, jak stara się pokazać Koyré,
odkrycia Galileusza nie tylko nie dały się eksperymentalnie
potwierdzić (doświadczenie przemawiało raczej na korzyść
jego oponentów), ale także nie mogły powstać w oparciu
o obserwacje (dlatego też Koyré poświęca wiele miejsca na
wykazanie, że słynny eksperyment w Pizie, mający dowodzić
prawa ruchu ciał, nigdy nie został przeprowadzony, a nawet
gdyby Galileusz go wykonał, to jego wynik przemówiłby nie
za jego koncepcją, lecz przeciwko niej, potoczne obserwacje potwierdzają bowiem zasady przyjęte w fizyce Arystotelesa)10 . Z tego punktu widzenia rewolucję zapoczątkowaną
przez Galileusza należy potraktować jako głęboką rewolucję
teoretyczną nie tylko w naukowej metodologii, ale w całym
sposobie postrzegania świata, polegającą przede wszystkim
na odrzuceniu idei kosmosu jako hierarchicznie uporządkowanego i skończonego świata oraz na geometryzacji przestrzeni11 .
10
Por. A. Koyré, Galilée et l’experience de Pise. A propos d’une
légende [w:] A. Koyré, Études d’histoire de la pensée scientifique, s. 213–
223. Opowieść o pizańskim eksperymencie powtarzana jest do dziś, zob.
np. The Encyclopedia Americana, Connecticut 1987, t. 12, s. 240. Na
ten temat zob. też J. MacLachlan, A Test of an “Imaginary” Experiment of Galileo’s, „Isis” 3 (1973), s. 374–379 oraz T. Szabó Gendler,
Galileo and the Indispensability of Scientific Thought Experiment, „The
British Journal for the Philosophy of Science” 3 (1998), s. 397–424.
11
Por. A. Koyré, Galilée et Platon, s. 170. Szczegółową charakterystykę tej rewolucji przedstawia Koyré w książkach Od zamkniętego świata do nieskończonego wszechświata, tłum. O. i W. Kubińscy,
Gdańsk 1998 oraz La Révolution astronomique. Copernic, Kepler, Borelli, Paris 1961. Warto dodać, że przyjmowana przez Koyrégo wizja
nauki i poznania, a w związku z tym również interpretacja natury i znaczenia odkryć Galileusza, ma źródła zarówno w filozofii Kanta (i interpretacji Galileusza zawartej w Krytyce czystego rozumu, B XII), jak
i w interpretacji nowożytnej nauki przedstawionej przez Husserla, którego Koyré był uczniem, w Kryzysie nauk europejskich (§ 9). W przeciwieństwie do tego, podejście epistemologiczne Duhema, a także Crombiego, odwołuje się raczej do myśli Arystotelesa. Dlatego też, mimo
pewnych podobieństw, zwłaszcza w kwestiach metodologii badań z za-
Posłowie
95
Te idee, rozwijane już w latach trzydziestych XX wieku
przez Koyrégo czy Bachelarda, po drugiej wojnie światowej
znalazły oddźwięk w pracach Thomasa S. Kuhna, który na
pomysłach czerpanych z francuskiej epistemologii historycznej oparł, z jednej strony, swoją koncepcję rozwoju nauki
jako serii rozdzielonych rewolucjami paradygmatów, z drugiej zaś, metodologię badań historycznych, dążącą do zrozumienia dawnych idei i doktryn w ramach ich „naturalnego
środowiska” teoretycznego, a więc obowiązującej wówczas
racjonalności. Z tego punktu widzenia popularna „historyjka
o tym, w jaki sposób Galileusz obalił teorię Arystotelesa, jest
mitem wynikającym z braku perspektywy historycznej”12 .
O ile jednak Koyré, podobnie jak wcześniej Duhem, zainteresowany był jedynie teoretycznymi czynnikami rozwoju
nauki czy wiedzy ludzkiej, a zwłaszcza wzajemnym wpływem idei naukowych, filozoficznych i teologicznych, Kuhn,
obok tej „historii wewnętrznej” postanowił uwzględnić również „zewnętrzną” historię nauki, biorąc pod uwagę społeczne czynniki odkryć i teorii. Na gruncie takiego podejścia,
wraz z zastosowaniem pojęcia „niewspółmierności”, opisującego różne teorie jako nieprzekładalne na siebie języki, determinujące różne sposoby widzenia świata, czy wręcz światy,
w jakich żyją uczeni, pojawiła się kolejna interpretacja roli
kresu historii idei, istnieją zasadnicze różnice między antyrealistycznym
podejściem Koyrégo (i nawiązującego doń Kuhna), a w gruncie rzeczy
realistyczną postawą Duhema.
12
T.S. Kuhn, Przewrót kopernikański. Astronomia planetarna w dziejach myśli, tłum. S. Amsterdamski, Warszawa 1966, s. 149. O wpływach
Koyrégo na swoją pracę pisze Kuhn w Alexandre Koyré and the History of Science: On An Intellectual Revolution, „Encounter” 34 (1970),
s. 67–69. W podobny sposób koncepcje Galileusza interpretuje Lakatos,
por. Falsyfikacja a metodologia naukowych programów badawczych [w:]
I. Lakatos, Pisma z filozofii nauk empirycznych, tłum. W. Sady, Warszawa 1995, s. 14–15; jeśli chodzi o szersze omówienie tej kwestii (wraz
z dyskusją poglądów m.in. Kuhna i Feyerabenda) zob. I. Lakatos, Dlaczego program Kopernika wyparł program Ptolemeusza? [w:] I. Lakatos,
Pisma..., s. 285–327.
96
D. Leszczyński
Galileusza w rozwoju nauki, której dobry przykład znajdujemy w pismach Paula K. Feyerabenda. Do tej pory, nawet
jeśli pomniejszano wagę odkryć włoskiego uczonego, nie odmawiano mu racji. Natomiast w relatywistycznej, konstruktywistycznej i instrumentalistycznej wizji Feyerabenda nie
tylko uwydatniony zostaje brak związku koncepcji Galileusza z doświadczeniem (na co wskazywał już Koyré, traktując to wszakże jako zaletę), ale również słuszność zostaje
przyznana jego oponentom.
Aby uzasadnić taką interpretację, Feyerabend odwołuje
się do najbardziej kontrowersyjnego momentu związanego
z postacią Galileusza, a mianowicie do jego obrony heliocentryzmu i sporu z Inkwizycją, dowodząc, że reprezentujący tę
ostatnią kardynał Bellarmin, z punktu widzenia wiedzy swojej epoki i obowiązujących reguł racjonalności, miał rację.
Feyerabend stawia tę tezę w typowy dla siebie, ostry i prowokacyjny sposób: „Kościół w czasach Galileusza nie tylko
stosował się do wskazań rozumu, tak jak określano go wówczas i, częściowo, nawet obecnie, ale brał także pod uwagę
etyczne oraz społeczne konsekwencje poglądów Galileusza.
Oskarżenie wniesione przezeń przeciwko Galileuszowi było
racjonalne i tylko oportunizm oraz brak spojrzenia z perspektywy czasowej mogą powodować żądanie rewizji wyroku”13 . Mamy tu do czynienia z zasadnym metodologicznym postulatem oceniania idei czy teorii we właściwym im
środowisku intelektualnym czy, używając określenia Luciena
Febvre’a, zgodnie z „uposażeniem umysłowym” epoki. Feyerabend wszakże łączy to dodatkowo z aksjologicznym postulatem konieczności uwzględniania społecznych kosztów
teorii naukowych i obrony obywateli przed „machinacjami
specjalistów”14 .
P.K. Feyerabend, Przeciw metodzie, tłum. S. Wiertlewski, Wrocław
1996, s. 130.
14
Ibid., s. 134.
13
Posłowie
97
Takie postawienie sprawy być może da się uzasadniać
etycznie, jednak zdaje się pomijać istotną kwestię prawdziwości bądź choćby instrumentalistycznie traktowanej skuteczności naukowych koncepcji Galileusza. Można odnieść
wrażenie, że wahadło wychylone skrajnie w jedną stronę
przez oświeceniowych i pozytywistycznych apologetów Galileusza, Feyerabend próbuje wypchnąć równie daleko w stronę
przeciwną, na pozycje antyoświeceniowe i antypozytywistyczne. O ile w pierwszym wypadku wadą interpretacji było
pomijanie specyfiki myślenia epoki czy nawet kontekstu społecznego, o tyle w drugim błąd polegałby na ich przecenieniu
kosztem wartości epistemicznych, które, bądź co bądź, odgrywają tu istotną rolę. Niewątpliwie sugestie Feyerabenda
są cenne (zwłaszcza w obliczu roszczeń naukowców do pełnienia przewidzianej dla nich przez Comte’a funkcji kapłanów świeckiego kultu, jakim czasem otacza się naukę), jednakże ostatecznie, wraz ze strywializowanym hasłem Anything Goes, prowadzą one do niepożądanych i zarazem komicznych efektów ubocznych. Są nimi oskarżenia nauki o imperializm, ataki na zachodnią kulturę jako narzędzie represji
czy opinie o „tyranii prawdy”15 itp., które może i dałoby
się potraktować poważnie, gdyby nie to, że same stanowią
zaprzeczenie „zasad rozumu”, jak określał to Feyerabend,
a ponadto mogą być zupełnie zasadnie potraktowane jako
„machinacje ekspertów” mącących ludziom w głowach —
ich autorami są bowiem zawodowi pracownicy naukowi (choć
zwykle nie przyrodoznawcy, lecz humaniści).
Te cztery wybrane interpretacje poglądów Galileusza,
proponowane przez różne style uprawiania filozofii nauki,
ukazują nie tylko brak zgody co do natury i znaczenia propozycji autora Sidereus nuncius — choć wszystkie w zasadzie
akceptują to, że włoski uczony odegrał w dziejach ludzkiej
Feyerabend zatytułował jedno ze swoich wystąpień Galileo and the
Tyranny of Truth (opublikowane następnie w P.K. Feyerabend, Farewell
to Reason, London–New York 1987, s. 247–264).
15
98
D. Leszczyński
myśli, z tych czy innych powodów, istotną rolę. Te rozbieżne
interpretacje pokazują przede wszystkim, że rekonstruowanie historii nauki czy historii idei jako takiej jest czymś
bardziej skomplikowanym, niż tylko opisywaniem, zgodnie
z zaleceniem Rankego, „ jak się rzeczy faktycznie miały”.
Badanie idei czy doktryn jako swego rodzaju faktów teoretycznych zawsze dokonuje się z punktu widzenia określonych
założeń, a zarazem, aby właściwie zrozumieć owe idee czy
doktryny, trzeba dokonać rekonstrukcji założeń, w oparciu
o które idee te powstały — należy więc starać się odtworzyć to, co Hélène Metzger nazwała historycznym a priori
danej epoki, Colingwood zaś jej absolutnymi założeniami.
Jednakże samo uświadomienie sobie swoich założeń i wydobycie na jaw założeń badanych autorów niekoniecznie przybliża nas do uchwycenia właściwej treści ich koncepcji, albowiem — jeśli teza o istnieniu takich, specyficznych dla epoki
czy kultury założeń jest prawdziwa — to należałoby ją samą
również potraktować jako wyraz tego rodzaju lokalnych założeń, co sugeruje, że, być może, w innym miejscu i innym
czasie nie będzie ona obowiązywać. Ten paradoks można
potraktować jako trywialny, współczesna filozofia styka się
z nim bowiem na każdym kroku, jednak nie znaczy to, że
teoretycy poznania i badacze nauki powinni go lekceważyć.