recenzje • omówienia
Piotr Kuligowski
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
O kłopotach z przemyśleniem lewicowego
patriotyzmu1
O
d upadku bloku wschodniego lewica w części Europy objętej przez blisko półwiecze dominacją ZSRR poszukuje swojej politycznej tożsamości i możliwości zaistnienia w dyskursie publicznym. Często nową jakością,
którą próbują wnieść przedstawiciele tego kierunku ideowego, jest liberalizm obyczajowy; czego emanacją na polskim gruncie był np. Ruch Palikota.
Ciekawsze intelektualnie, ale i bardziej niszowe wydają się próby wskrzeszenia tradycji tzw. starej lewicy. Od lat popularyzacją dziejów niekomunistycznej, niepodległościowej i zorientowanej w kierunku ekonomicznego
egalitaryzmu lewicy zajmuje się środowisko skupione wokół czasopisma
„Nowy Obywatel”. Jedną z zasadniczych aktywności, podejmowanych przez
redaktora naczelnego tego kwartalnika, Remigiusza Okraskę, jest prowadzenie portalu Lewicowo.pl, na którym publikowane są teksty źródłowe, a także
opracowania i analizy, dotyczące dziejów polskiej, „demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej” lewicy.
W artykule chcę zanalizować dwa tytuły, które upubliczniono przy wsparciu i medialnym patronacie „Nowego Obywatela”. Pierwszy z nich to zbiór esejów
Jarosława Tomasiewicza Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej, drugi natomiast, pióra Marcina Giełzaka, nosi tytuł Antykomuniści lewicy.
Adam i Lidia Ciołkoszowie jako historycy socjalizmu polskiego. W tekście podam najpierw w wątpliwość potencjał polityczny, jaki postrzegają autorzy w pisaniu historii
„niezłomnych” i „wypartych” ze społecznej świadomości ludzi lewicy, wskazując na
wiele ograniczeń, jakie niesie ze sobą ta konwencja. Przejdę następnie do krytycznej
recenzji obu tytułów, by na końcu — przez pokazanie ich zalet i wad — wysnuć postulaty metodologiczne do badania dziejów ideowych polskiej lewicy.
Książka Tomasiewicza składa się z dwóch części. Pierwsza zawiera dwie rozprawy: o niepodległościowych tradycjach polskiego socjalizmu od roku 1832 (powstanie Towarzystwa Demokratycznego Polskiego) aż po 1990 r. i o ideowych związkach
komunizmu z nacjonalizmem w obszarze polskiej releksji politycznej. Druga część
Po dwakroć niepokornych składa się natomiast z portretów ideowych dwunastu „apostołów” polskiej lewicy patriotycznej: Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego,
Edwarda Dembowskiego, Stanisława Brzozowskiego, Edwarda Abramowskiego,
1
J. Tomasiewicz, Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej,
Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”, Łódź 2014, 260 ss.; M. Giełzak, Antykomuniści
lewicy. Adam i Lidia Ciołkoszowie jako historycy socjalizmu polskiego, Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2014, 272 ss.
198
recenzje • omówienia
Jana Hempla, Kazimierza Zakrzewskiego, Juliana Bruna, Jana Stachniuka, Henryka
Dembińskiego, Adama Ciołkosza i Zygmunta Zaremby. Książkę wieńczy drzewo genealogiczne, przedstawiające organizacyjne przekształcenia polskiej lewicy w latach
1878–1948.
Propozycja Giełzaka natomiast ma charakter monograii naukowej i jest zbudowana z trzech części. Pierwsza to intelektualna biograia Ciołkoszów, druga to rekonstrukcja ich sposobu postrzegania dziejów polskiego socjalizmu w XIX w., trzecia
wreszcie jest próbą ukazania recepcji ich sposobu ujmowania dziejów idei polskiej lewicy, a przede wszystkim odbioru ich dwutomowego, nieukończonego opus magnum,
czyli Zarysu dziejów socjalizmu polskiego.
(Nie)Moc niepokornych
Tym, co spaja te dwie, utrzymane wszak w różnych konwencjach (esej i monograia
naukowa) propozycje, są przyjęte ramy interpretacyjne. Przede wszystkim Tomasiewicz i Giełzak chcą przywrócić polski socjalizm do zbiorowej pamięci nie za pomocą
analizy współczesności i wykazania przydatności socjalistycznych rozwiązań jako
antidotum na bieżące problemy, tylko poprzez analizę historyczną. Analizę, która
także sama w sobie jest konkretnie zorientowana, gdyż nie zawiera syntetycznej
narracji, a koncentruje się na losach, a raczej — na ideach — jednostek uznanych za
rewelatorów polskiego socjalizmu. W obu książkach uwidacznia się przekonanie
(u Tomasiewicza zawarte nawet w tytule), że analizowane postacie są wyparte ze
zbiorowej świadomości przez to, że były niepokorne. Jest to zatem próba wykorzystania narracji, za pomocą której przed laty Bohdan Cywiński próbował przywracać
pamięć o niekomunistycznych środowiskach prospołecznych2. W ostatnich latach
natomiast poetykę tę z powodzeniem stosowały środowiska prawicowe, którym przez
akcentowanie „niezłomności” żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych i innych formacji antykomunistycznego podziemia udało się włączyć pamięć o nich do głównego
nurtu. „Niepokorni” socjaliści nie są jednak przez Tomasiewicza i Giełzaka uznawani
za bohaterów z racji śmierci na polu bitwy (choć niektórzy z socjalistów byli żołnierzami), tylko przez fakt kontestacji zastanego świata na wielu poziomach.
Można mieć wątpliwości, czy przyjęte przez obu autorów formy mogą spełnić polityczne założenia autorów. Niepokorność wszak zachodzi zawsze „w odniesieniu do” i może rozpalać zbiorową wyobraźnię jedynie wówczas, gdy jest łatwo
przekładalna na bieżące problemy i częściowo wpisuje się w dominujące sposoby myślenia. Tymczasem postulaty unarodowienia ludu, wywalczenia niepodległości czy
oparcia systemu politycznego na obieralnym parlamencie miały radykalny charakter
w realiach XIX i pierwszej połowy XX w. Obecnie zaś ich aktualność jest wątpliwa.
Ponadto warto zwrócić uwagę, że „niepokorność” cechowała także jednostki odległe od niepodległościowego socjalizmu. Niepokornym swoich czasów był na pewno
2
Zob. B. Cywiński, Rodowody niepokornych, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2010.
199
recenzje • omówienia
Adam Gurowski, który w 1834 r. dostrzegł w Rosji „kraj przyszłości”, postrzegając
carskie imperium jako poligon do testowania zasad wypracowanych przez Saint-Simona czy Fouriera3. Niepokorności trudno odmówić także socjalistom nie-niepodległościowym, którzy — jak Ludwik Waryński czy Róża Luksemburg — potraili płacić
za swe przekonania najwyższą cenę.
Rama niepokorności prawdopodobnie nie spełni pokładanej w niej przez autorów nadziei z jednego jeszcze powodu. Otóż w obszarze polskiej historiograii narodziny lewicowo zorientowanego pisarstwa historycznego, które dokonały się za
sprawą m.in. Joachima Lelewela czy Bolesława Limanowskiego, wiązały się z dostrzeżeniem przez obu autorów, iż obszar tego, co polityczne, nie jest zawężony jedynie do dynastii i elit, lecz obejmuje także niższe warstwy społeczne4. Tym samym
historycy ci zanegowali konieczność pisania historii jako dyskursu władzy, opowiadając w istocie coś, co Michael Foucault określił jako „przeciw-historię”, czy też jako
„perypetie dziejów”5. Trudno sobie wyobrazić, by zwrócenie uwagi, zapomnienie
czy dokonane z powodów koniunkturalnych zniekształcenie idei, wypracowanych
przez osoby dobrze przecież wykształcone i na pewnym etapie obdarzone zazwyczaj
polityczną sprawczością, mogło być równie skuteczne w kreacji lewicowej polityki
pamięci, co pisanie historii tych, którzy nigdy nie mogli zabrać głosu w swoim imieniu. Nie oznacza to jednak, że z lewicowego punktu widzenia biograistykę jako taką
należy uznać za gatunek z gruntu nieskuteczny, gdyż — jak wskazuje Enzo Traverso
— wszystkie rodzaje piśmiennictwa historycznego mają swe immanentne ograniczenia6. Jak sądzę, biograistyka zorientowana lewicowo powinna jednak uwzględniać szeroki kontekst życia i ukazywać analizowane sylwetki nie jako samodzielnych
Szerzej o tym aspekcie myśli politycznej A. Gurowskiego zob. H. Głębocki, „Diabeł
Asmodeusz” w niebieskich binoklach i kraj przyszłości. Hr. Adam Gurowski i Rosja, Arcana, Warszawa 2012, s. 431-703. Notabene w podsumowaniu swych rozważań Henryk Głębocki także
wchodzi w poetykę historycznego zapomnienia, wskazując, że Gurowski „został przez post-nowoczesność powtórnie skazany, tym razem z całym wielkim dziedzictwem polskiego
Romantyzmu być może na gorsze jeszcze piekło — zapomnienia i obojętności współczesnych” (Ibidem, s. 762).
3
Joachim Lelewel uważał np., że „stan kmiecy” uczestniczył w walce o władzę już w początkach formowania się państwa polskiego. Tym samym uznał on, że powstanie dynastii
panującej było wypaczeniem społecznego rozwoju, który charakteryzował ziemie polskie
od wieków. Zob. J. Lelewel, Stracone obywatelstwo stanu kmiecego w Polsce, Bruksela 1846.
Bolesław Limanowski z kolei dostrzegał polityczne sprawstwo ruchów społecznych (zob.
np. B. Limanowski, Historia ruchu społecznego w drugiej połowie XVIII stulecia, L.K. Bartoszewiczowej, Lwów 1888; idem, Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu, Księgarnia Polska,
Lwów 1890), nieprzypadkowo stając się prekursorem socjologii na gruncie polskim (zob.
idem, Socjologia, cz. I i II, G. Gebethner i Wolf, Kraków — Warszawa 1921).
4
5
M. Foucault, Wykład z 28 stycznia 1976, [w:] idem, Trzeba bronić społeczeństwa, przeł.
M. Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998, s. 74-78.
Zob. E. Traverso, Historia jako pole bitwy: interpretacja przemocy w XX wieku, przeł. Ś.F.
Nowicki, Wydawnictwo Książka i Prasa, Warszawa 2014.
6
200
recenzje • omówienia
demiurgów, lecz raczej jako jednostki, pozostające w uwięzi kultury i ograniczone
przez konkretne realia: życia, myślenia, działania7.
Polska robotnikiem narodów
O ile więc na poziomie analizy potencjalności politycznej oba tytuły oceniam podobnie,
to z poziomu lektury ściśle naukowej różnią się one zasadniczo. Książka Tomasiewicza to rzecz napisana rzetelnie, ze znawstwem, trzymająca się wysokich standardów,
mimo formy eseistycznej. Zwraca uwagę ekwilibrystyczne łączenie przez autora różnych wątków i głębokie przestudiowanie badanych koncepcji. Jednocześnie autor nie
pisze hagiograii. Już w redakcyjnym wprowadzeniu pada stwierdzenie, iż nie jest to
„w zamierzeniu wydawcy prezentacja wyłącznie postaw i idei godnych naśladowania
— bywa i tak, że są tu zjawiska, które w naszym odczuciu należy poznać raczej ku
przestrodze na przyszłość”8. Tomasiewicz, konstatując nienadejście czwartej formacji
lewicowych patriotów (po myślicielach doby romantyzmu, generacji przełomu wieków
oraz tych, którzy działali i tworzyli w okresie międzywojnia), podkreśla: „staram
się używać słownictwa neutralnego aksjologicznie, nienacechowanego emocjonalnie i nieideologizowanego”9. Zachowanie dystansu wobec analizowanego nurtu to
niewątpliwy walor zarówno autora, jak i redakcji.
Tomasiewicz brawurowo wykracza poza istniejące klisze. W jego ujęciu komuniści polscy odzyskują — z reguły pomijany przez badaczy — nacjonalistyczny rys
swoich koncepcji. W okresie gomułkowskim dominuje w PRL-u ideologia narodowo-komunistyczna, a demonstranci z Warszawy, Olsztyna czy Gdańska z 1956 r. śpiewają na przemian „Rotę” i „Międzynarodówkę”10; zaś wydarzenia z 1968 r. zbliżają
niektórych członków partii w sensie ideowym do przedwojennych ONR-owców11.
Oicjalna ideologia Polski Ludowej w tym ujęciu jest więc ufundowana zarówno na
sloganach socjalistycznych, jak i narodowych: działalność PAX-u, aktywność koterii Mieczysława Moczara czy legitymizujące powojenny kształt granic hasła „Polski
piastowskiej” są tylko kilkoma emanacjami tej tendencji. Uderza również doskonała
znajomość niszowych partii i grup politycznych, które po 1989 r. próbowały kontynuować tradycje PPS-owskie lub narodowo-komunistyczne. Odrzucając istniejące
Charakteryzując ten nurt historiograii, Wojciech Wrzosek pisał: „tu chodzi już nie
tyle o człowieka-sprawcę zdarzeń, ile raczej o człowieka-twórcę i uczestnika kultury, nosiciela cywilizacji. Poprzez poznanie jednostki lub anonimowej grupy jednostek poznawać
możemy to, co uniwersalne, ponadjednostkowe, także i to, co z żelazną mocą obowiązuje
w danej społeczności i epoce” (W. Wrzosek, Historia — kultura — metafora. Powstanie nieklasycznej historiograii, Leopoldinum, Wrocław 1995, s. 137).
7
8
J. Tomasiewicz, Po dwakroć niepokorni. Szkice z dziejów polskiej lewicy patriotycznej, Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”, Łódź 2014, s. 9.
9
Ibidem, s. 11-12.
10
Ibidem, s. 105-106.
11
Ibidem, s. 108.
201
recenzje • omówienia
schematy myślenia, Tomasiewicz dochodzi do interesujących wniosków. Mickiewicza łączy z Josephem de Maistre’em na poziomie podnoszenia przez autora Dziadów
eschatologicznego sensu cierpień narodu polskiego12. Słowackiego uznaje za anarchistę13, zaś Abramowskiego — za prekursora New Age14.
Owe zalety nie oznaczają jednak, że książka Tomasiewicza nie jest pozbawiona słabości. W tym miejscu chcę więc zgłosić kilka pytań i wątpliwości, związanych z niektórymi cezurami i kategoriami, zastosowanymi przez tego badacza.
Przede wszystkim nieprzekonujące jest włączenie w poczet lewicowych patriotów
Stachniuka, gdyż on sam kategorycznie odrzucał klasyczną diadę lewica-prawica,
wskazując — w zgodzie ze swą technicystyczną poetyką — że w polskiej historii
rywalizują ze sobą dwa „przeciwbieżne ciągi”: harmonistyczny (katolicki) i reformistyczny15. Oba te rywalizujące ciągi zawierały w sobie elementy zarówno prawicowe, jak i lewicowe.
Nieuzasadnione wydaje się także uznanie Towarzystwa Demokratycznego Polskiego za pierwszą polską partię polityczną16. Autor nie przytacza niestety żadnej
deinicji, która umożliwia mu taką kategoryzację. Sądzę jednak, że wszystkie grupy
polityczne okresu Wielkiej Emigracji spełniały raczej funkcje towarzyskie, edukacyjne i samopomocowe (z tworzeniem własnej obrzędowości, a nawet quasi-religijności)17, a jednocześnie nie dążyły do stania się formacjami masowymi. Także ich
program nie zawierał skonkretyzowanych postulatów, będąc raczej opowiedzeniem się
za konkretną wizją historiozoiczną18. Grupy te nie działały w żadnych ramach prawnych, które regulowałyby zasady politycznej konkurencji między nimi. Z tych względów należałoby raczej uznać je za koterie o charakterze ideowym i towarzyskim.
Z rozpoczęciem od TDP wiąże się także problem pominięcia przez Tomasiewicza wcześniejszych nurtów lewicy niepodległościowej. Nie zajmuje się on polskimi
jakobinami okresu insurekcji kościuszkowskiej, którzy dokonali politycznego odbezpieczenia terminu „patriotyzm”, nadając mu rewolucyjny i antyfeudalny charakter19. Zaskakuje także brak podkreślenia znaczenia wojen napoleońskich, które
12
Ibidem, s. 115.
13
Ibidem, s. 123.
14
Ibidem, s. 158.
15
Zob. J. Skoczyński, Neognoza polska, Kraków 2004, s. 53-54.
16
J. Tomasiewicz, op. cit., s. 13.
Objawiało się to szczególnie w przypadku towiańczyków oraz w Gromadach Ludu
Polskiego, których członkowie dzielili się komunią oraz kolejno wrzucali grudę ziemi do
trumny zmarłemu członkowi grupy — „Bratu”. Zob. Z. Świętosławski, Lud polski w emigracji
1835–1846, [Druk. Powszechna], Jersey 1854, s. 44.
17
Zob. B. Baczko, Poglądy społeczno-polityczne i ilozoiczne Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, Książka i Wiedza, Warszawa 1955, s. 325-326.
18
19
Zob. B. Leśnodorski, Polscy jakobini. Karta z dziejów insurekcji 1794 roku, Książka
i Wiedza, Warszawa 1960, s. 20, 466. O radykalnym sensie patriotyzmu także zob. J. Wiatr,
Naród i państwo. Socjologiczne problemy kwestii narodowej, Książka i Wiedza, Warszawa
1969, s. 389-391.
202
recenzje • omówienia
doprowadziły do wzrostu popularności koncepcji oświeceniowych i wiązały się z powstaniem republikańskiej igury „żołnierza obywatela”. Dobrze byłoby, gdyby Tomasiewicz uwypuklił rolę tych doświadczeń i ukazał ich wpływ na formowanie się idei
socjalistyczno-niepodległościowych. Zdecydowanie brakuje w książce podkreślenia
roli antyszlacheckiego i antyaustriackiego spisku Ludwika Gorzkowskiego. Żałować
można pominięcia Wojciecha Gutkowskiego i jego dzieła Podróż do Kalopei, które
ukazuje utopijną, protosocjalistyczną wizję Polski20. Nie ma wreszcie analizy radykalizmu doby powstania listopadowego, objawiającego się w aktywności Towarzystwa
Patriotycznego oraz w publicystyce takich czasopism, jak „Nowa Polska” i „Gazeta
Polska”21.
Pytanie o cezurę rodzi się także w zetknięciu z drzewem genealogicznym polskiego socjalizmu, które umieścił autor w zakończeniu swej książki. Ten skomplikowany wykres, dobrze obrazujący momenty przerwania ciągłości, przełomów,
rozłamów i zjednoczeń, obejmuje lata 1878–1948. Żałować można, że, dysponując
materiałem znacznie przekraczającym ten horyzont czasowy, nie pokusił się Tomasiewicz o szersze zobrazowanie organizacyjnych przesunięć w łonie polskiej lewicy.
Książka ta ma spełnić określone, popularyzatorskie cele. Z jej treścią koresponduje ciekawa okładka, na której umieszczono obraz Męczennik pracy Františka
Kupki. Przedstawia on robotnika, powieszonego na wielkim, zębatym kole na biało-czerwonym tle. Trudno o lepsze graiczne zobrazowanie syntezy koncepcji niepodległości i socjalizmu. Także tekstowemu obrazowi Tomasiewicza należy się uznanie,
bo pomimo przyjęcia dość ograniczającej, eseistycznej i biograicznej głównie formy,
książka ta nie jest prostą apoteozą, ale skłania do releksji, stawiania pytań i ponownego zajrzenia do przeczytanych już dzieł autorów z ideowego panteonu polskiej
lewicy.
Jak lewicowy antykomunista potyka się o Ciołkoszów
Łódzki historyk Marcin Giełzak podjął próbę szerszego zobrazowania postaci, której
Tomasiewicz poświęcił jeden ze swoich esejów. Niewątpliwym naukowym walorem
książki Giełzaka jest podjęcie interesującego tematu. Jej lektura wskazuje jednak,
że zarówno pisarstwo Ciołkoszów — tak pod względem krytycznego rozbioru ich
metody historiograicznej, jak i ideowego przesłania — oraz, szerzej, antykomunistyczne nurty polskiej lewicy, wciąż muszą czekać na rzetelnego historyka. Giełzak
bowiem wyraźnie potyka się o problematykę, którą wziął na warsztat. Duża część
książki stanowi proste streszczenie dzieła pary polskich emigracyjnych socjalistów,
całość zaś ma charakter wobec nich apologetyczny. Autor szermuje kategorycznymi
sądami, choć wyraźnie podejmowana problematyka jest mu słabo znana, o czym
20
W. Gutkowski, Podróż do Kalopei, red. Z. Gross, PWN, Warszawa 1956.
Do obu czasopism w 1831 r. przenikały — za sprawą m.in. Ludwika Królikowskiego,
Jana Nepomucena Janowskiego czy Bohdana Jańskiego — treści w duchu saint-simonistycznym.
21
203
recenzje • omówienia
świadczą nie tylko nieprzekonujące czy naciągane interpretacje, ale wprost dość
kompromitujące błędy w warstwie faktograicznej.
Pisze więc Giełzak np. o Lidii Ciołkoszowej, która zdawała na polonistykę22, mimo
że w okresie II RP nie obowiązywały egzaminy wstępne na studia. Za autora Ustaw Kościoła Powszechnego uznaje Zenona Świętochowskiego23, co świadczy o niezbyt uważnym nie tyle badaniu, ile przepisywaniu od Ciołkoszów. Myślicielem, którego łódzki
historyk ma na myśli, był bowiem Zenon Świętosławski. Innym przykładem przekręcenia przez Giełzaka nazwiska dość ważnej dla polskiego socjalizmu w XIX w. postaci
jest nazwanie Jana Nepomucena Janowskiego — Janem Jankowskim24.
Idea wojny ludowej — pisze Giełzak — „występuje już u B. Limanowskiego”25. To
kolejne stwierdzenie, które wywołuje konfuzję. Koncepcja tego typu pojawiła się bowiem na kilka dekad przed Limanowskim. Pisał o niej choćby Mickiewicz26, paralelną
wizję przedstawił Piotr Ściegienny27, w 1866 r. pracę zatytułowaną Wojna Ludowa
ogłosił w Szwajcarii Henryk Kamieński.
Na tym niestety lista błędów monograii się nie kończy. „Z punktu widzenia rodzimej lewicy, cezura roku 1848 nabiera dodatkowego znaczenia, był to bowiem kres
działalności I Ludu Polskiego”28 — stwierdza Giełzak. Szkoda, że nie umieścił autor
przypisu do tej informacji, ujawniając w ten sposób, na jakimż to nieznanym dotąd
źródle oparł to stwierdzenie. Z wydanego przez Świętosławskiego w 1854 r. całościowego zbioru archiwaliów Gromad Ludu Polskiego wynika niezbicie, że ostatnie
posiedzenie Gromady Grudziąż odbyło się 22 marca 1846 r. Wtedy też jej członkowie
podjęli decyzję o podziale funduszy Gromady między wszystkich członków tej grupy
i o przekazaniu archiwum Gromad Świętosławskiemu. Zakończenie działalności
wiązało się z decyzją Rządu Narodowego (co prawda nieistniającego już od ponad
dwóch tygodni), dotyczącą zakazu prowadzenia nieskoordynowanych, odrębnych
działań rewolucyjnych29.
22
M. Giełzak, op. cit., s. 22.
23
Ibidem, s. 96.
24
Ibidem, s. 140.
25
Ibidem, s. 118.
Zamysł wojny ludu z despotami pojawia się w różnych okresach życia wieszcza. Jest
on widoczny we wczesnym etapie jego twórczości, znajdując wyraz w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego; zwłaszcza w osławionej Litanii pielgrzymskiej (A. Mickiewicz, Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, wstęp i komentarze Maria Grabowska, Czytelnik, Warszawa
1986, s. 112). Szczególnego charakteru idea ta nabrała jednak w dobie Wiosny Ludów, pojawiając się wielokrotnie w artykułach Mickiewicza na łamach „Trybuny Ludów” (A. Mickiewicz, Trybuna Ludów, Czytelnik, Warszawa 1956).
26
27
Metaforą ostatniej, ludowej, prowadzonej z woli Boga wojny posłużył się Ściegienny
w celu zobrazowania swej wizji powszechnego, ponadnarodowego powstania „uciśnionych i nieszczęśliwych z ciemiężcami i w zbytkach żyjącymi” (P. Ściegienny, List Ojca Św.
Grzegorza papieża, Robotnik: organ Polskiej Partyi Socyalistycznej, 1925, nr 166, s. 2).
204
28
M. Giełzak, op. cit., s. 154.
29
Zob. Z. Świętosławski, op. cit., s. 390-391.
recenzje • omówienia
Nie najlepiej jest też ze znajomością marksizmu u Giełzaka. Powołuje się on
na pracę Fryderyka Engelsa pt. Socjalizm: utopijny i naukowy, odsyłając do anglojęzycznego tekstu30, mimo że dzieło to w tłumaczeniu na polski nosi tytuł Rozwój
socjalizmu od utopii do nauki i od wielu lat należy do kanonu prac marksistowskich,
z którymi powinien zapoznać się każdy pretendujący do miana historyka ruchu socjalistycznego. W toku narracji Giełzaka uderza także rozsądzanie ad hoc kwestii, nad
którymi badacze ilozoii Marksa rozwodzą się przez dziesiątki lat. Jednocześnie odwołania do autorów, którzy badali myśl ojca „naukowego socjalizmu”, ograniczają
się w pracy łódzkiego historyka do przywoływania niemal wyłącznie Andrzeja Walickiego, Leszka Kołakowskiego i Zygmunta Baumana, przy pominięciu wielu istotnych
nazwisk i tytułów.
Autor Antykomunistów lewicy chce, by „Polska mogła oddychać zarówno prawym, jak i lewym płucem”, postulując konieczność „odróżnienia socjalizmu od komunizmu”31. Próba taka w odniesieniu do polskiego socjalizmu, kształtującego się
w sferze idei w wieku XIX, jest skazana bądź na popadnięcie w prezentyzm, bądź na
prostą negację dorobku całej literatury okresu PRL-u. Wydaje się, że na obu mieliznach osiedli zarówno Ciołkoszowie, jak i niemal bezkrytyczny wobec nich Giełzak.
Zamysł rozróżnienia socjalizmu i komunizmu na podstawie badania historii XIX-wiecznej myśli socjalistycznej na gruncie polskim pociąga za sobą niebezpieczeństwo prezentyzmu, który jest podstawowym błędem narracji historycznej.
Termin „komunizm” bowiem w „stuleciu pary” miał zgoła inne od współczesnego
znaczenie. Jako „kommunistów” Edmund Chojecki określał uczestników francuskiej
rewolucji z 1848 r., zapożyczając to pojęcie od „właścicielstwa” i rozumiejąc przez
nie „tłumy ciemne”32. Z kolei kielecka szkoła, którą ukończyli Piotr Ściegienny i Ludwik Królikowski, znajdowała się pod dozorem ojców Komunistów, którzy głosili
całkowitą wspólnotę życia i sławili wzorce pierwszych apostołów33. Sam zresztą Królikowski, którego idee omawiają Ciołkoszowie w pierwszym tomie Zarysu dziejów socjalizmu polskiego, siebie samego w dobie Wiosny Ludów określał jako komunistę34.
30
M. Giełzak, op. cit., s. 94.
31
Ibidem, s. 15.
E. Chojecki, Rewolucjoniści i stronnictwa wsteczne, Nakładem Księgarni Behra, Paryż
1849, s. 234.
32
33
J. Turowski, Utopia społeczna Ludwika Królikowskiego 1799–1878, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1958, s. 53.
Zob. teksty Królikowskiego w: „Zbratnienie, pismo poświęcone sprawie polskiej, wydawane staraniem Braci Zjednoczonych”, Paryż 1847–1848. Warto nadmienić, że Giełzak
atakuje Ciołkoszów za niedostateczne podkreślenie kwestii zaistnienia wątków totalitarnych w polskim socjalizmie XIX w. (M. Giełzak, op. cit., s. 222), co również świadczy o całkowitym odarciu tworzonych wówczas idei z tła, w którym funkcjonowały. Falanstery przecież,
podobnie jak inne „zrzeszeniowe” i mistyczne koncepcje takich postaci, jak Królikowski czy
Świętosławski, zakładały nade wszystko dobrowolność w partycypowaniu w tego rodzaju
przedsięwzięciach, rezerwując je dla tych jednostek, które osiągnęły najwyższy poziom
rozwoju moralnego (określanego czy to jako „zaród Boży” czy „uczucie socjalne”). Zarzut
totalitaryzmu, wysunięty wobec tego rodzaju koncepcji, jest jak imputowanie totalitary34
205
recenzje • omówienia
Już te trzy przykłady pokazują, że znaczenie pojęć jest przygodne, a ich desygnaty
kształtują się i obiektywizują w konkretnej czasowości. Słowem, nie są one stałymi,
egzystującymi poza wartkim nurtem historii, lecz mają umocowanie w określonej
sytuacji.
Drugi z wymienionych problemów prowadzi Giełzaka do odrzucenia ramy interpretacyjnej radykalnego demokratyzmu, wypracowanej przez historyków na określenie niektórych z XIX-wiecznych lewicowców. Zdaniem Giełzaka fakt nazwania
przedstawicieli frakcji „Czerwonych” doby powstania styczniowego w taki właśnie
sposób przez PRL-owską historyczkę Felicję Romaniukową oznacza, że „odmawia się
tym działaczom miana socjalistów”, ponieważ — jak stwierdza nieco dalej Giełzak
— „w ich szeregach dominowali »obcy klasowo«, a więc szlachecko-inteligenccy działacze, którym zarzuca się instrumentalne traktowanie proletariatu jako zaplecza
kadrowego dla kolejnych zrywów narodowowyzwoleńczych”35. Po raz kolejny tego
rodzaju stwierdzenia świadczą o zbyt uproszczonym i ubogim traktowaniu znaczenia pojęć w historii. Romaniukowa wszak nie była wcale pierwszą badaczką, która
pisała o środowisku „Czerwonych” jako radykalnych demokratach. Wcześniej w podobny sposób rzecz tę ujmował nie kto inny, jak Bolesław Limanowski36, któremu
chyba trudno zarzucić probolszewickie sympatie. Użycie przez nestora polskiego socjalizmu, jak i przez późniejszych badaczy, kategorii „radykalnego demokratyzmu”
wynikało z faktu, że rozumienie demokracji w ujęciu XIX-wiecznych radykałów niepodległościowych znacznie różniło się od dzisiejszego. Jan Kanty Podolecki, jeden
z ważnych członków centralizacji TDP w połowie wieku, pisał: „Demokratyzm jest
działaczem, socjalizm działaniem. Demokratyzm całością, socjalizm tejże całości
częścią”37.
Z aspektem tym wiąże się też problem, który jest fundamentalny w odbiorze
Zarysu dziejów socjalizmu polskiego, a który całkowicie pomija — lub którego nie dostrzega — Giełzak. Ciołkoszowie starają się bowiem objąć za pomocą metafory38
socjalizmu tak różne nurty i tak różne postacie, że w efekcie metafora ta staje się
opisowo dysfunkcyjna. Mają przez to także wyraźny problem z typologią polskiego
socjalizmu. Dla jego najwcześniejszego okresu proponują — w kontrze do markzmu strukturom zakonnym za to, że są głęboko religijne i organizują wszystkie sfery życia
uczestniczącego w nich (z własnej woli) człowieka.
35
M. Giełzak, op. cit., s. 95.
„Powstanie zbrojne rozpoczęło stronnictwo demokratyczne tak zwane »czerwonych«. Przeważała w nim umiarkowana demokracja” (B. Limanowski, Historia demokracji
polskiej w epoce porozbiorowej, wstępem poprzedził i przypisami opatrzył Artur Leiwand,
Warszawa 1983, s. 856).
36
37
J.K. Podolecki, O socjalizmie [w:] Idem, Wybór pism z lat 1846-1851, wyboru dokonał i
wstępem opatrzył A. Grodek, Warszawa 1955, s. 164.
38
Przez to pojęcie rozumiem, pokrótce rzecz biorąc, taki sposób opisu świata, który
sam z siebie kreuje nowy świat. Metafora jest więc takim środkiem językowego wyrazu,
który „przechowa i wyrazi jego moc twórczą w konkretnych kontekstach” (Zob. P. Ricoeur,
Język, tekst, interpretacja: wybór pism, Warszawa 1989 s. 260-270; o metaforze także zob.
W. Wrzosek, op. cit.).
206
recenzje • omówienia
sistowskiego „socjalizmu utopijnego — stosowanie określenia „socjalizm romantyczny”, dla późniejszego zaś „socjalizm robotniczy”; oddzielając oba etapy okresem
przejściowym (między Wiosną Ludów a Komuną Paryską). Są to jednak klasyikacje,
których geneza sięga zupełnie różnych sfer — pierwsza odnosi się do historii intelektualnej, druga zaś do bazy społecznej, na której ów socjalizm miałby się opierać.
Z socjalizmem romantycznym wiąże się nadto problem z trudnością w deiniowaniu
romantyzmu39, jak i z faktem, że w jego obrębie umieścili Ciołkoszowie także myślicieli, których przekonania były dość odległe od tego, co zwykło się rozumieć jako
romantyzm40. Socjalizm robotniczy natomiast na gruncie polskim musiałby się tworzyć przy nikłym odsetku swego konstytutywnego czynnika społecznego41. Wątki te
czekają na historyka historiograii, który w przyszłości, miejmy nadzieję, postanowi
na poważnie zająć się pisarstwem historycznym Ciołkoszów.
***
W recenzji obu książek, potraktowanych jako emanacja pewnego nurtu w historii
idei, wyłoniło się kilka postulatów badawczych. Wiele z nich dobrze realizuje Tomasiewicz, odrzucając zastane ramy i przypatrując się ideom z bliska, jako dziejącym
się, stającym i zmieniającym, sięgającym w tym nieustannym in statu nascendi rozmaitych sensów, ale także non-sensów i bez-sensów. Ujrzenie pojęć w ich dynamice
i w kontekście epokowym, a także dogłębne zbadanie języka, którym posługuje się
dany myśliciel, powinno być busolą metodologiczną dla badaczy historii idei. Giełzak
łamie wszystkie te postulaty, Tomasiewicz natomiast — choć stosujący formę eseistyczną — szuka paradoksów i, analizując tych, którzy nie byli ortodoksami42, sam
szczęśliwie unika ortodoksyjnego zapatrzenia w któregoś z Dwunastu.
Z tych też powodów książkę Tomasiewicza można zarekomendować zarówno
znawcom historii intelektualnej polskiej lewicy, jak i zupełnym laikom w tym temacie. Może ona bowiem spełnić funkcję popularyzatorsko-promocyjną (z uwagi na
styl autora czyta się ją bardzo dobrze), ale także jest inspirująca poznawczo i stanowi
pretekst do dalszych poszukiwań badawczych. Natomiast co do tytułu Giełzaka wy-
Rzecz tę omawia Władysław Tatarkiewicz w swym klasycznym już eseju. Zob. idem,
Romantyzm czyli rozpacz semantyka, „Pamiętnik Literacki”, 1971, nr 4, s. 3-21.
39
Problematyczna jest w tym aspekcie np. igura Jana Czyńskiego, jednoznacznie negującego rustykalny ideał romantyczny i wzywającego do skupienia się na kwestii miejskiej.
Dawał on wyraz tym poglądom na łamach wydawanego przez siebie pisma „Echo Miast
Polskich” (Paryż 1843–1845).
40
Świadectwo trudności prowadzenia propagandy socjalistycznej w społeczeństwie,
w którym niski był odsetek robotników, dał na kartach swego pamiętnika Ignacy Daszyński
wskazując, że w Galicji w latach 90. XIX w. robotnicy stanowili 8% społeczeństwa (I. Daszyński, Pamiętniki, t. I, red. K. Trawińska, Książka i Wiedza, Warszawa 1957, s. 83).
41
42
J. Tomasiewicz, op. cit., s. 11.
207
recenzje • omówienia
pada żałować, że bibliograia polskiego socjalizmu poszerzyła się o jedną, nic niewnoszącą do debaty akademickiej publikację.
Wiktor Werner, Wprowadzenie do historii, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
2012, 240 ss.
Wydane przez Wydawnictwo Naukowe PWN Wprowadzenie do historii autorstwa
Wiktora Wernera należy do grupy książek o charakterze propedeutycznym, czytanych zazwyczaj przez studentów pierwszego roku historii na zajęciach pod tym
samym tytułem. Tym, co różni ją od innych prac mających za zadanie wprowadzać
przyszłych historyków w arkana ich profesji, jest jej głęboko historyczny charakter.
Mianowicie, nie tylko pytanie o naukowość historii, ale i inne, związane z nią kwestie — w tym podstawowe pojęcia nauk historycznych i społecznych czy pojęcia i koncepcje rozwoju kultury — śledzimy, wraz z autorem badając historię nauki o dziejach
(i historyczność jej „naukowości”) oraz historię pokrewnych dziedzin wiedzy, zajmującą znaczne obszary intelektualnej historii europejskiej. Historyczność oznacza w tym wypadku, że na przykład rozdział poświęcony kwestii języka nie tylko
dotyka problemów związanych z jego „naturą”, ale przedstawia historię releksji
nad językiem, w tym różnych koncepcji rozumienia owej natury. Można wręcz powiedzieć, że książka przedstawia „w pigułce” podstawowe zagadnienia historii i ilozoii nauk humanistycznych w ogóle. Czytelnik pokonuje bowiem drogę od czasów
prehistorycznych i mitycznych, przez początki naukowego i ilozoicznego sposobu
myślenia w okresie starożytnej Grecji, po m.in. Karla Poppera. Książka dotyka także
elementarnych zagadnień epistemologicznych, przedstawia podstawy logiki dwuwartościowej i wnioskowania, omawia klasyczne koncepcje źródeł historycznych
i teorię informacji. Jej główny walor polega na tym, że jest wybiórcza i „skrótowa”, że daje ogląd „z lotu ptaka”, a zarazem rzetelna i posługująca się żywymi
przykładami (także z obszaru nauk ścisłych).
Ponadto jest to w ogóle, poniekąd, „krótka (metodologiczna) historia świata”
— metodologiczna, gdyż ta opowieść z jednej strony „opowiada” dzieje, a z drugiej egzempliikuje różne sposoby ich opowiadania (determinizm materialistyczny,
determinizm idealistyczny, woluntaryzm etc.), posiłkując się przy tym krytycznie
przykładami z historiograii. Największą jej zaletą jest żywa narracja, porozdzielana
opowieściami, które nawet zawodowemu historykowi będzie się czytać nadzwyczaj
dobrze, gdyż znajdzie w nich powtórkę z dawno zapomnianych lektur. Zachwycony
będzie w szczególności czytelnik lubujący się w starożytnych exemplach — Egipcjanie, Achilles, Grecy i w ogóle różnorakie, intelektualne „starożytności” przenikają
208