spodenki marmurki, Vintage, 1 złoty
wtorek, 30 czerwca 2009
Jesus built my hotrod
Każdego coś pociąga, każdy ma jakąś pasję. Dla jednych jest to zbieranie znaczków, dla innych plucie przy piwie pod blokiem, dla jeszcze innych są to spotkania swingersów, a dla mnie jest to owo malutkie trrt trrrt, które powszechnie nazywamy muzyką. Być może rozwijanie tego wspaniałego zamiłowania nie zaprowadziło mnie na wyżyny rafinady: niestety (ku zniesmaczeniu pewnych osób) nie jestem w stanie wyrobić w sobie entuzjazmu wobec brzdąkaniny muzyki współczesnej - nie w smak mi konkretystyczny neoatawizm Markowego Lachenmanna, nie ciągnie mnie do synkretycznych eksperymentów Karlheinza Stockhausena, wszelkie te... przeciągania struny w ogóle mnie nie zajmują. Ja mam swojego rocka! Jak widać, jestem w tym względzie niezłą gadżeciarą. Gdy wygrzebałam tę koszulkę w rozmiarze XXXXL, myślałam, że padnę z zachwytu! Moja ulubiona płyta Ministry! Któż nie zna Psalm 69 - jednej z najważniejszych płyt lat 90tych! Jesus built my hotrod - trudno uwolnić się od tych idiotycznych słów. Soon I discovered that this rock thing was true...
Koszulka ołwersajz, Vintage, 1 złoty,
spodenki marmurki, Vintage, 1 złoty
spodenki marmurki, Vintage, 1 złoty
niedziela, 28 czerwca 2009
Zebrak
W tym sezonie moda na kombinezony jest globalna. Co nie znaczy wcale, że każdemu w takim stroju dobrze z oczu patrzy. Najniebezpieczniejsze są kombinezony o nogawkach długich - te potrafią zmasakrować człowieka. Co innego kombinezony krótkie. Czy istnieje wygodniejszy strój na lato? Nie wiem. Wiem za to, że mój kombinezon w zebry jest odlotowy. Nie mogłam bez niego wyjść ze sklepu. Uwiodło mnie to, że są to prawdziwe zebry, a nie tylko zebrowe paski. W tym kombinezonie/zebraku można wiele. Najłatwiej go zdjąć i obnażyć się w obliczu słońca, które... mam nadzieję kiedyś zacznie świecić dłużej niż 5 minut!
apaszka zebrowa, HM
środa, 24 czerwca 2009
Dziwny błękit
Tę marynarkę wypatrzyłam w zaciemnionym second-handzie dzięki kolorowi. Zupełnie niespotykany (fotografia chyba tego do końca nie oddaje) i pociągający: ni to fiolet, ni to błękit, ni to tak ubóstwiany przez młode damy chabrowy. Ot, dziwaczny kolor, który więzi wzrok. Marynarka okazała się również interesująca w kroju: szczypanki na plecach tworzą śliczną baskinkę. Myślę, że ten efekt widoczny byłby cudownie na wysokiej szczupłej osobie... Po wycięciu poduszek (które pieszczotliwie w domu nazywamy "bejzbole") marynarka okazała się całkiem zgrabna. Do tego ma szalowy kołnierz, a szalowe kołnierze to prawie mój fetysz. Jest coś urokliwego w szalowych kołnierzykach - przypominają płaszcze kąpielowe lub stroje dawnych gwiazd ekranu, nie są agresywne jak te kanciaste kołnierze szyte na męską modłę. No cóż - na zdjęciach widać tez moje niechlujstwo w stroju, ale taka już jestem, nic na to nie poradzę. Za to mam nowe buty - i to jakie fajne! Pan mi kazał przejść w nich tysiąc kroków i mają przestać dzwonić na bramkach...
Niebieska taliowana marynarka od krawca, Vintage,
spódnica z koronki, HM,
bluzka z satyny (szkoda, że nie widać cudownych motylkowych rękawów!), Reserved,
naszyjnik, HM,
czółenka peep-toe ze skory, Reserved sale (69 zł)
piątek, 19 czerwca 2009
Namiot Altexu wita!
Kolejny raz potwierdza się to, że najlepsze ciuchy kupujemy w second-handach całkiem przypadkowo i całkiem nie w Warszawie. Tutaj na prowincji są dziesiątki wspaniałych grzebalni, wiele z tradycjami. W sezonie letnim funkcjonuje też uroczy namiot Altex: po prostu ogromna brezentowa konstrukcja na skraju miasta, po brzegi wypełniona wieszakami z ciuchami. Ciuchy wymieniane są dwa razy w tygodniu i dwa razy w tygodniu jest gigantyczna wyprzedaż po 1 złoty. Namiot Altex ma też dodatkową wspaniałą cechę - ustawiony został na drodze do nowoczesnej myjni samochodowej... a wiadomo - samochód umyć to zawsze po bożemu, więc można wpaść też "na szmaty". Dzisiaj zupełnie przypadkowo tam zajechałam (oczywiście po drodze do myjni...), w rezultacie: ogromna torba szmat, ciuchów, grzebów, wycieruchów... ileż można określeń znaleźć na te przenajliczniejsze wyrzutki. Buty z tego postu to prawdziwa rewelacja. Moim zdaniem są ucieleśnieniem idei vintage: są stare, a wyglądają niezwykle nowocześnie. Są po prostu super. Do tego - to jedyne 3 złote. W ogóle - czego ja tam dziś nie kupiłam! Nawet znaczek Castilla la Mancha za złotówkę. Ogólnie jednak zajmuje mnie produkcja konfitur i dżemów. Rabarbar na polskie stoły!
środa, 17 czerwca 2009
Roboty na drutach.
Nawet najstarsi górale nie pamiętają tak zimnego czerwca. Obecnie na dworze jest siedem stopni Celsjusza, za dnia niewiele lepiej: może z piętnaście. Nie wolno dopuścić sytuacji z zapodzianiem sweterka... Ten jest za dwa złote. Mam słabość do pęczkowych wzorów, kiedyś namiętnie nimi tworzyłam: trzy razem na prawo i w jednym trzy... trudno o prostszy wzór do dziergania. Dawno nie miałam takiego milusińskiego sweterka: jak znalazł na polskie lato!
torebesia z rudego skaju, Vintage (za 3kę) - ma miliard przegródek,
tunika, z tesco (z wyrwaną dziurą na ramieniu),
getry - obcięte rajtki, boć zimno tu, Panie, w naszych górach.
sobota, 13 czerwca 2009
Fotelowo
Oczywiście w tym fotelu zakochałam się od pierwszego wejrzenia już w sklepie. Z okazji zdziadzienia, czyli dobicia najbardziej znienawidzonej liczby wszystkich dwudziestolatków, otrzymałam fotel na własność. Teraz jak stary dziad mogę w nim siedzieć i czytać gazety (maniak gazet) lub czasopisma, względnie książki (obecnie cudowny album o Fellinim z historią jego filmów). Fotel - jak przewidywałam - jest cudownie fotogeniczny. Niestety ugrzązł w gościnnym pokoju i dalej nie chce przejść przez drzwi z powodu swych nieziemskich gabarytów. Światła tam dwa gramy. Nie wiem, kiedy fotel przedrze się do nasłonecznionego salonu. Wiem za to, że już za tydzień idę na ważne wesele i po wielotygodniowych poszukiwaniach mam kiecę. Kieca jest hitowej firmy "Edith&Ella", jest jedwabna, czarna, podkreśla talię, ma ładny realistyczny deseń - krotko mówiąc jest idealną kiecą na takie okazje. Z powodu przymiarki i straszliwych opadów deszczu postanowiłam sfotografować ją na fotelu!
PS1. Polecam wszystkim nowy magazyn on-line VINTMAGAZINE. Przede wszystkim cudowne zdjęcia w bardzo nowoczesnej stylistyce i bardzo fajne ciuchy! Magazyn z niezłym pazurkiem ;-)
PS2. Zdjęcia w tym poście wykonał obiektyw Yashica 50 mm f/2.0 - jeśli ktoś chce zakochać się w fotografii, serdecznie go polecam. Dodam jeszcze od siebie, że uwielbiam fotografować i testować w ten sposób rzeczywistość.
piątek, 12 czerwca 2009
Kaka aka Karl
Karl Ragelferd (niestety - z powodu mojej ekscytującej dla niektórych wady wymowy - nie umiem poprawnie wyartykułować tego nazwiska...) zawsze budzi u mnie wiele podejrzeń. Kojarzy mi się z dawnych lat ze stylem, który nie do końca mnie samej odpowiada. Jednak jego ostatnie kolekcje dla Chanel całkiem mi się podobały, niektóre pomysły wręcz zachwyciły. Stary Karl nie traci pazura, a może właśnie - analogicznie do niektórych pokarmów - Karl na starość pazura dopiero nabiera... Gdy kupowałam tę spódnicę, od razu skojarzyła mi się ze stylem Chanelowskim: czarna koronka wydaje mi się w tym wypadku jednoznaczna. Anna wyrzuciła tę bluzkę, którą natychmiast przygarnęłam. Podobno w różu wyglądam jak Miss Piggy, ale blady róż jeszcze zniosę - do tego koniecznie krwista czerwień. Pudrowy róż i krwista czerwień to połączenie absolutnie fantastyczne. Do tego całkiem blada skóra (który to odcień mam za skórny ideał...) i wracamy do Grey Gardens. Niestety nie posiadam w ogrodzie wystudiowanej ruiny...
Szyfonowa bluzka z lamówkami, Zara,
Koronkowa spódnica, H&M,
naszyjnik, H&M,
buty, Buffalo London,
torebka, Top Secret.
poniedziałek, 8 czerwca 2009
Kocham kierpce i kwiaty
Dziś uznałam, że kierpce to naprawdę najlepsze buty na upały. Kierpce całe ręcznie robione, niedrogie, wygodne i genialnie proste w konstrukcji. Do tego krajowe, niechińskie. Suknia miała być z szantungu jedwabnego, a to jest właśnie tzw. prototyp ze starej szmaty. Stara szmata to zapomniany materiał z naszej przepastnej szafy z tkaninami, całkiem miły w obsłudze... i ultramodny jeśli chodzi o deseń. Chciałybyśmy takich sukienek szyć dziesiątki i podbić nimi świat. Można nosić z kierpcami... I to Anna zrobiła większość tych zdjęć... oto siła terroru ;-)
kierpce, polish traditional shoes for children and adults,
naszyjnik, HM.
sobota, 6 czerwca 2009
Straight to the top...
Kurtka - włączam dziś internet, a tam szafiarska akcja muzyczno-gwiazdorska! Zapomniałam się zgłosić - doczepiam się ad hoc i zupełnie na krzywy ryj. A jest to ryj wyjątkowo wykrzywiony i sfiksowany. Tom Waits jest moim bogiem. Mogę sobie tak powiedzieć. To mój absolutnie ukochany, ześwirowany i fanatycznie wielbiony artysta. Znam większość płyt Toma na pamięć - gdy go zobaczyłam na koncercie w czeskiej Pradze rok temu... popłakałam się jak dziecko. Wystylizowanie się na Toma zajęło mi ok. 3 minuty. Tom jest przecież ikoną mody - kolekcjonuje buty i kapelusze! Zresztą, codziennie stylizuję się na Toma: ponoć najlepiej mi to wychodzi w majtkach i staniku przy hi-fi... podczas wykonywania płyty Blue Valentine. Jestem absolutnym powałem na punkcie Waitsa, co tu dużo gadać! I'm going up where the air is fresh and clean... I know I never gonna stop - until I know I'm wild and free. I can't let old mister sorrow pull old Frankie down... I'm gonna take you, New York!
Stylizowanie się na Toma sponsoruje filtr fake tilt-shift :-D
oraz
zdanie Toma: "Never trust a man in a blue trenchcoat" :-)
piątek, 5 czerwca 2009
Sławny niebieski prochowiec.
Sławny wynalazek Tomasza Burberry ma już ponad sto lat, roi się od niego na ulicach choć okopy i granaty nie są obecnie naszą sprawą. Jeden fason i tysiące skojarzeń - trenchcoat pozostaje jednym z najbardziej ikonicznych krojów w historii mody. Lubię myśleć o nim jako o autonomicznym ubiorze: łatwo w nim ukryć sukienkę, garsonkę, koszulkę i szorty: pokrótce schować w nim całą swoją aktualną odzieżową osobowość i nadal mieć coś do powiedzenia tym klasycznym ubiorem. Najpiękniejsza scena na ten temat: zakończenie Śniadania u Tiffany'ego- występują tam dwa płaszcze i kot! Gdy zobaczyłam ten rozkloszowany, granatowy... nie mogłam się oprzeć. Choć mam już w szafie dwie bliźniacze granatowe wariacje na temat trencza: hiszpański płaszczyk z zaokrąglonym kołnierzem oraz HM-owski cudaczny płaszcz CDG (którego nie noszę w obawie przed zniszczeniem :-)) - natychmiast zgarnęłam ten sławny już niebieski prochowiec... w rozmiarze 40! Bo 40... jest jeszcze bardziej rozkloszowany i nie tłamsi strategicznego punktu mojego ciała, a zatem oddechowej klatki. W słowach naocznego świadka: teraz ten punkt może spokojnie migrować! Ponieważ ten płaszcz kojarzy mi się z walką, założyłam go na wczorajsze obchody - tysiąc wrażeń z placu Teatralnego! A teraz hipnotyczny Leonard ma tu coś do powiedzenia.
Your famous blue raincoat was torn at the shoulder.
You'd been to the station to meet every train
And you came home without lili marlene...
Prochowiec w kolorze żywego granatu (podszewka w panterkę!), HM,
Broszka, zrób to sam za 3 złote w 15 minut,
OST "Funny Face", Vintage from the famous plac Szembeka,
ciasteczka - z mojej ulubionej ciastkarni, mniam mniam mniam.
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Suffer little children
Aż do momentu pisania tego postu myślałam, że ta piosenka nazywa się "Suffer like children". Nic natomiast nie zmieni faktu, że The Smiths to jeden z moich ulubionych zespołów rockowych - co do tego nie mogę mieć wątpliwości. Ta piosenka ma 25 lat? W to też trudno uwierzyć... Głos Morrisseya ciągle wybrzmiewa gdzieś z tyłu głowy. This charming man. Też kilka dni temu przekręcił licznik - on na 50, ja na 30. Wow, już niedługo skończy się czas przymusowej pikselozy. Zaś ta trykotowa narzutka/płaszcz ratuje mi życie - można ją zapinać na tysiąc sposobów, jest czarna i idealna na obecną "angielską" pogodę. Kto widział dziś o 5tej rano mgłę w Warszawie, ten rozumie, o czym opowiadam. Chciało się nią wypychać poduchy i materace...
tunika, Zara,
spodnie, Stradivarius.
PS. A teraz sensacyjna wiadomość - w nowym numerze pisma "K Mag" na stronie 2. można podziwiać moją genialną fotografię autora felietonów kulinarnych. Oczywiście uznałam ten opublikowany portret wielkości paznokcia za omen rychłej sławy na miarę Helmuta Newtona :-D - w końcu K-Mag to jeden z lepszych polskich magazynów i w ogóle uważam, że wielu aspirującym fotografom może to wspaniałe czasopismo pokazać, że niekoniecznie branie przykładu z fotografii reklamowej jest najlepszą drogą rozwoju artystycznego w naszym kraju. Przy okazji serdecznie polecam dowcipne felietony kulinarne mojego znakomitego modela :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)