Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy
Po tygodniu od złamania miałam dostać nowy gips. Nie taką niepełną łuskę przybandażowaną do mnie bandażem elastycznym, a normalny, pełny gips. Nie dało się, noga była tak spuchnięta, że trzeba było poczekać jeszcze tydzień i grzecznie słuchając lekarza trzymać ja tak wysoko, jak się dało. Bo niestety nie da się prowadzić domu, gotować, sprzątać itd z nogą w górze, jakaś moja część nie chciała się poddać i byłam dzielna. No głupio zrobiłam. Nie ma sensu jeździć dzielnie na fotelu od komputera robiąc sprawnie - lub mniej sprawnie - to co pani domu powinna. Noga bolała i spuchła tak, że wyglądała jak ilustracja z podręcznika medycyny sądowej. Zatem zrobiłam co kazali. Usiadłam w końcu na d..., nogę położyłam na oparciu stojącego na przeciwko krzesła i zaczęło się poprawiać. Obrzęk zszedł i dostałam białą gustowną, grubą dziurawą kabaretkę, przez którą można się w dowolne miejsce podrapać cienkim, tępym narzędziem. Choćby patyczkiem do manicure. Dwóch ortopedów przyoblekało mnie w tę biegiem tężejącą, polimerową siatkę. Jest długa aż po kolano i niewygodna, ale nie gniecie. To tak zwany lekki gips, można go moczyć, ale przesadnie tego nie zalecają. Gipsu z gipsu to pewnie w tym wcale nie ma i zdejmować go będą pewnie diaksem, bo to strasznie twarde i ani troszkę nie kruche.
Ortopeda stanowczo zakazał mi opierać się na tej nodze. Zatem kule i fotel ćwiczę i nie powiem, są pewne sukcesy, ale wygodnie nie jest. Używając kul nie ma się ani jednej ręki do dyspozycji. Nic nie można przenieść, a zwłaszcza płynów w kubku. Koc czy sweter można sobie na plecy zarzucić i jakoś to idzie. Książkę czy ołówki, druty z wełną można wsadzić do torby, uwiesić sobie na szyi i się taki transport na niewielkie odległości udaje. Kubek z zawartością trzeba opróżnić tam, gdzie się do niego płynu nalało. Kieszenie boczne są przydatne, owszem, ale trzeba uważać, aby transportowanych przedmiotów nie zgubić i na nich nie usiąść. Zwłaszcza telefon mógłby ucierpieć. Nogę dalej muszę trzymać wysoko. Robiąc coś dłużej przy stole kładę ją czasem na blacie obok lewej ręki. Widok musi być niecodzienny. Ale boleć przestaje.
Jeszcze przed wypadkiem zaczęłam dziergać kamizelkę dla J. Danka podarowała mi fantastyczną resztkę merynosa 2 ply. W nieoczywistym szaroniebieskim kolorze, z nopkami w rozmaitych kolorach, miłą, jasną i obiecująco pachnącą olejem przędzalnianym. Danka nabyła całą cewkę w e_supełku i była to jedyna taka cewka w kraju, przypadkowo zaimportowana z Irlandii. Więcej niż ta resztka nie było. Dla mnie na wyrób trochę mało, ale dla pewnej J, która jest ode mnie dużo szczuplejsza owszem, powinno starczyć. J z trudem zaakceptowała materiał, bo dla niewprawnego oka naolejowany, żółtawy sznurek w łatki nie jest jakiś specjalnie interesujący nawet z informacją że to merynos non superwash. Bardziej niż te informacje przekonała ją uprana próbka już bez żółtawego oleju, zapachu i z przepięknie rozkwitniętej, spuchniętej, mięsistej włoczki. Kamizelka w serek robiona od góry metodą Cocoknits wyszła znakomicie. Zastosowałam w niej patent z książki "Smart Fitting" Kennetha D. Kinga, aby proste boczne szwy jednakowoż pracowały dla korzyści i dobrego wyglądy nosiciela ubrania. Otóż ten ponoć słynny krawiec zaleca, aby w miejscu talii zebrać w szwie bocznym 3/8 cala, czyli 0,6 cm tkaniny i przeszyć szew ponownie do podkroju pachy i w dół do brzegu wyrobu. Przekładając to na język dzianiny robionej od góry w okrążeniach zebrałam po minięciu pachy 2 x po 2 oczka na przodzie i tyle do talii, a później je dodałam. Przy próbce 17 o. na 10 cm to około tych 2,4 cm w obwodzie na wysokości talii mniej niż w biuście i w biodrach. To wystarcza, aby sylwetka wyglądała zgrabnie.
J nie bardzo wiedziała, czego ma oczekiwać. Gdy zobaczyła gotową, upraną kamizelkę z cieplutkiej, mięsistej, pachnącej dzianiny na dodatek pasującą na nią jak ulał zaniemówiła. I teraz czasem wyprowadzi moje psy na spacer. I wszyscy są zadowoleni. J jest świeżo osierocona przez jej sukę staruszkę, lubi długie spacery i umie się ze zwierzakami dogadać. I kiedy Pan Mąż znika psiaki wyprowadza J albo moja córka.
Psy szybko pojęły, że w domowej hierarchii spadłam na samo dno. Teraz Bajka gotuje z Panem Mężem a Frania siada jemu na głowie. Ze mną najwyżej posiedzą w buduarze, jak coś rysuję.
Okropnie mi trudno wyłączyć motorek, który we mnie ciągle pracuje. Z wielkim trudem przychodzi mi spokojne siedzenie z nogą w górze. Mam wrażenie, że dostanę odleżyn na zadku. Miotam się po mieszkaniu, dziś leżakowałam na tarasie bo było cieplutko, ale głupia ja, nie okręciłam się kocem tak, jak opisał to Mann w Czarodziejskiej Górze i trochę zmarzłam. Jeszcze trzy i pół tygodnia w dybach i mam nadzieję będę wolna.
Gackowo (pewno powinnam pisać "Pani Gackowo" bo nigdy się tu nie przedstawiłam, choć czytam od lat bo cenię zdrowy rozsadek i poczucie humoru). Dobra rada zasłużonej reumatyczki i stalej ofiary ortopedów (jakieś kilkanaście razy): to właśnie dla nas wynaleziono kubki termiczne lub minitermosy. Wkladasz do kieszeni lub w reklamówkę i zawieszasz na kuli i pijesz kawę przy laptopie czy na kanapie. Sprawdzone. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńDzięki stokrotne, faktycznie nie pomyślałam, stoi ich bateria w szafce! Nie panikuj mi tu, tu jesteśmy na ty ;-) Gackowa
UsuńUgh! Współcz wielki, doskonale rozumiem <3 trzymaj się Kochana!
OdpowiedzUsuńO matko, ja nawet nie próbuję "zapodać" nogi na blat stołu, bobym zaraz miała obie w gipsie, takoż ręce. To musi być widok.
OdpowiedzUsuńTrzy i pół tygodnia to nie wieczność, szybko minie, i znów będziesz Pańcią Nr 1 dla psinek :). Kochana, bardzo Ci jestem wdzięczna za wszelkie porady dotyczące konstrukcji dzianin. Ostatnio myślałam o Tobie, po tym, jak opuściłam pewną grupę na FB, gdyż wdałam się w dyskusję o wyższości akrylu nad wełną. Oczywiście broniłam jak lew włókien naturalnych, lecz poległam i moje argumenty zostały zdeptane. Ani szkody dla środowiska, ani negatywny wpływ na zdrowie nie przeważyły tego, że akryl jest "mięciutki i milutki, i do tego tani". Płakać mi się chciało, że młode kobiety mają na oczach klapki. I kiedy poradzono mi, żebym się myła, to nie będę "śmierdzieć w akrylu", poczułam się tak okropnie, że....opuściłam grupę bez żalu, że coś tracę. No bo co? Peany nad "zdobyczami" z Action, i koszmarki z tego zrobione....Jestem ciekawa Twojego zdania na ten temat. Czy uważasz, że każdy może dziergać z czego chce, nosić poliestry, zatruwać środowisko, czy też lepsza jest edukacja, szerzenie wiedzy o poszanowaniu natury, w tym własnego zdrowia? A może to ze mną coś jest nie teges? ( Pracująca emerytka, 65+).
Pozdrowienia !
Się podłącze... akryl to w sumie Plastik, który przy praniu idzie w wodę po praniu i w gruntową, czyniąc tzw mikroplastik w tej ostatniej...
UsuńOczywiście mam też kilka rzeczy z akrylu, czy dodatkiem, ale w dyskusje na temat mniemanej wyższości tego nad włóknem naturalnym, to bym się nie wdała. Oczywiście włókna naturalne, wełna, wymagaja szczególnej pielęgnacji, a to kosztuje nieco czasu, w odroznieniu od akrylu, więc być może to jest ta mniemana wyższość?
No ale wszystko jedno.
Gackowo kochana, siedź cierpliwie na czterych literach, to już wnet, blisko.
A po wszystkim sprawdź, czy stopę w umywalce dasz radę umyć 😉 bo ja tak, obie 😎
Nawet nie żartuj. Milutkie i mięciutkie akryle są dla ... No nie dla mnie. I tyle. Dziewiarskie grupy na FB też omijam, odkąd jakaś panna na mnie za kradzież wzoru napadła. A ja zrobiłam bo umiałam z odgapienia. Szkoda nerwów. A przyroda już z nami jako gatunkiem przegrała...
Usuń