Przekleństwo władzy jak feudalny właściciel ziemski
Władza fascynuje ludzi, jest uzależniająca jak narkotyk. Poczucie panowania może opętać do tego stopnia, że posiadający władzę nad innymi będą sądzić, że tylko oni mają wiedzę, środki i umiejętności, aby poprawnie wykonywać określone zadania. W nauce o zarządzaniu takie podejście nazywa się mikrozarządzaniem (ang. micromanagement). Zachowanie to jest nie tylko powszechne w polskich firmach, ale ogólnie akceptowane i uważane za normalne zarówno przez przełożonych, jak i podwładnych.
Negatywne wzorce wynoszone z polskiego systemu edukacji oraz z polskiego rynku pracy, powielane są przez rządzących i z premedytacją utrwalane. Decentralizacja władzy odbierana jest jako zagrożenie dla interesów państwa (właściciel firmy) natomiast miasta i regiony (pracownik) traktowane są jak dzieci specjalnej troski, które nie potrafią zadbać o swój interes. Porównanie państwa oraz organizacji (firmy) podaję celowo, gdyż w moim odczuciu są nie tylko oczywiste, ale przenikają się wzajemnie.
Holokracja i polski centralizm
Jeszcze nie tak dawno w naukach o zarządzaniu holokracja postrzegana była jako abstrakcyjna i utopijna teoria, która nie sprawdza się w praktyce. Analogicznie odbierana jest w Polsce decentralizacja i autonomia – strach przed utratą władzy centralnej jest tak ogromny, że publiczna telewizja kręci reportaże dotyczące autonomii, którym bliżej jest to paszkwili, niż do rzetelnej i sprawdzonej informacji.
Negatywne wzorce zarządzania i organizacji pracy są latami powielane, gdyż przyjmowane są jako pewnik. Polskie szkoły nie uczą samoorganizacji, co więcej – system edukacji oparty jest na hierarchii. Po wejściu w życie zawodowe wcale nie jest lepiej – większość absolwentów szkół idzie do pierwszej pracy, gdzie spotyka despotycznego szefa lub kierownika, który rozdziela zadania, ocenia oraz nadzoruje. Hierarchia wpajana jest nam od najmłodszych lat. Nie dziwi zatem brak sprzeciwu lub nawet aprobata dla działań centralizacyjnych. Wciąż gdzieniegdzie słyszę – dobrze, że ktoś te państwo trzyma mocną ręką.
Alternatywa dla centralizacji
Postulat autonomii to nie tylko manifestacja polityczna. To przede wszystkim sprzeciw przeciwko myśli centralizmu, która uwiązuje obywateli na smyczy. Oto już nie wkraczamy, ale żyjemy w państwie, które otwarcie mówi, że lepiej dla nas będzie, gdy decyzje podejmowane będą na najwyższym – warszawskim szczeblu. To urzędnik lub nawet minister wedle własnego uznania rozda fundusze i powie, na co mają być wydane.
Władza, niczym feudalny właściciel ziemski jest tym, od czego wszystko zależy. Jeśli ma dobry humor – pochwali, jeśli wstała lewą nogą – skarci za najmniejsze przewinienie. To państwo dzięki funduszom jest quazi-bogiem, którego podwładni chwalą za inwestycje, zbudowanie nowego mostu, pozostawienie nierentownej linii autobusowej.
Mentalność wzajemnej odpowiedzialności i zaufania do obywateli oraz podwładnych nie bierze się z dnia na dzień. To lata ciężkiej pracy, nierzadko typowo od podstaw. Problemem, który dostrzegam jest mała liczba ludzi oraz organizacji, które z zapałem będą szerzyć i wdrażać nowe idee.
Wyzwanie przyszłości
Odchodzenie od hierarchicznej struktury organizacyjnej na rzecz samoorganizujących się, zwinnych zespołów jest postrzegane jako antidotum na skostniały i archaiczny styl zarządzania. Analogicznie jest z centralizmem, którego powszechność sprawia, że jest akceptowany, mimo, iż widzimy jego nieefektywność. Receptą na społeczne zaangażowanie, przejrzystość i skuteczność jest prawdziwa i głęboka decentralizacja władzy.
PS. Zachęcam do poszerzenia swojej wiedzy. Sprawdź w Internecie, czym jest holokracja.
Polityka strowana centralnie to największy chamulec i przekleństwo demokracji.
Doskonale ujęty temat.