Twórz swoją biblioteczkę, inspiruj się półkami innych osób, dodawaj oceny i opinie do książek
Katalog
Aktualności
Społeczność
Anna Goc
Amber V. Nicole
Michał Śmielak
Stephanie Garber
Morgan Housel
Katarzyna Berenika Miszczuk
Anthony Ryan
John Wyndham
Maria Paszyńska
Magdalena Kubasiewicz
Czterdzieści osiem godzin z życia czterech uchodźców ubiegających się o azyl we Włoszech. Za nimi jest droga przez połowę Afryki i Morze Śródziemne, długa i niebezpieczna. Teraz tkwią zawieszeni między nadzieją, że ich prośba o azyl zostanie przyjęta, i lękiem przed jej odrzuceniem… Babukar, Ousman, Yaya i Robert – dwóch z nich czeka na pierwszą rozprawę przed komisją, jeden odwołuje się do sądu cywilnego, bo jego wniosek nie został zaakceptowany, tylko Babukar uzyskał ochronę humanitarną. Przez pewien czas może żyć bez strachu, dlatego zawsze idzie przodem... "Teraz niewidzialni mają swoją własną powieść. Babukar szedł przodem wypełnia pustkę i opowiada o nich w najuczciwszy sposób." - Aneglo Ferracuti, „il manifesto"Książka uhonorowana Nagrodą Literacką Unii Europejskiej
Autor zrobił eksperyment na sobie, czytelnikach i bohaterach swojej powieści. Mam nadzieję, że choć on sam jest zadowolony...Eksperyment się raczej nie powiódł. Książka jest nudna od pierwszych słów i niczym nie zachęca do lektury. Przedzierałam się przez kolejne strony, jak przez zasieki kolczaste i dobrnęłam tylko do połowy. Zajrzałam na dwie ostanie strony - niczym się nie różniły od pierwszych.To zgodnie z zapowiedzią 48 godzin z życia uchodźców (chyba wojennych) z Afryki szukających miejsca na życie w Europie. Chłopaki w różnym wieku są zagubieni w czasie i przestrzeni, czemu trudno się i dziwić. Autor przyjął metodę drobiazgowego i beznamiętnego opisywania, co w ciągu tego czasu się z nimi dzieje. Trochę, jakbym była na seansie filmowym z autodeskrypcją - te dokładne opisy gestów, budynków, dróg, przedziałów... Przy czym pisarz nie jest mistrzem obrazowania.Jeśli chciał nas, czytelników zainteresować losem takich uchodźców, jak jego bohaterowie - to mnie nie zainteresował. I nie pomogła nawet mocno naciągana okładka nawiązująca do roli Beatlesów w muzyce.
Autor zrobił eksperyment na sobie, czytelnikach i bohaterach swojej powieści. Mam nadzieję, że choć on sam jest zadowolony...Eksperyment się raczej nie powiódł. Książka jest nudna od pierwszych słów i niczym nie zachęca do lektury. Przedzierałam się przez kolejne strony, jak przez zasieki kolczaste i dobrnęłam tylko do połowy. Zajrzałam na dwie ostanie strony - niczym ...
Dwie doby z włoskiej wegetacji czterech afrykańskich uchodźców. O czym myślą, jak żyją i co jest dla nich ważne. Tylko jeden z nich, tytułowy Babukar, jest bezpieczny w nowym kraju - zyskał ochronę humanitarną, pozostali tkwią w zawieszeniu. Dla mnie historia tej czwórki imigrantów jest jakaś niedokończona i mam niedosyt. Być może taki był zamysł autora?
Ach, czemu świat nie potrafi żyć w pokoju, współpracować, nie rywalizować i prężyć muskuły. Można by spory rozstrzygać w drodze międzynarodowych sądowych mediacji, a w ostateczności rozegrać jakąś partię szachów czy inny rodzaj pojedynku, który wyłoni zwycięzcę. Czasami takie, wiem, że niezbyt mądre, myśli przychodzą mi do głowy. Ostatnio jakby częściej. To wynik poruszających obrazów matek z dziećmi przekraczających ukraińsko-polską granicę z jedną walizką i zapłakanymi oczami. Tyle zostało im z całego życia. Dobrze, że chociaż zdołały uciec. Ich mężczyźni zostali, by walczyć. Wcześniej zaś byli uchodźcy, koczujący tygodniami na białorusko-polskiej granicy, przeganiani niczym zwierzęta, przerzucani przez ogrodzenie niczym piłka. A może niczym granat. Bo miał być z tego nie lada wybuch. I jeszcze ci tonący w morzu, które mieli nadzieję bezpiecznie przepłynąć. Nigdzie nie czują się u siebie, wszędzie przeganiani podejrzliwymi spojrzeniami, smagani niechęcią. Babukar jest jednym z nich. Wraz z podobnymi sobie, z którymi się zakumplował, trafił do Włoch. Nie wszyscy są tu na równych prawach. Ochronę humanitarną uzyskał tylko Babukar, sprawy pozostałych są na różnych etapach rozstrzygania. Dlatego to on właśnie kroczy śmiało przodem. Babukar i jego kumple budzą zainteresowanie. Czarnoskórzy, trochę zagubieni, z trudem porozumiewający się łamanym angielskim, trochę włoskim i oczywiście wolofskim, używanym w ich ojczystej Afryce. Chcieliby żyć, jak wszyscy, mieć pracę, dzięki której zarobią własne pieniądze i nie będą musieli, jak obecnie, prosić o nie jakiejś dobroczynnej organizacji. Czekają jednak ciągle na rozpatrzenie swoich wniosków przez sąd. Ludzie przyglądają się im podejrzliwie. No bo jakże to tak? Uchodźcy, a nie chodzą skuleni, przestraszeni i nie żebrzą, tylko żartują, śmieją się, podrywają dziewczyny i pragną bardzo zobaczyć morze. Z jednej strony rozumiemy ostrożność, te wszystkie szczegółowe procedury, a także niepokój, nie tylko władz, ale też zwykłych ludzi, którzy niejeden raz widzieli w mediach ofiary ataków terrorystycznych. Ale też próbuję wejść w skórę uchodźcy. To przecież też ludzie, których po prostu spotkało nieszczęście. W swoich krajach byli lekarzami, fryzjerami, policjantami i nauczycielami. Tutaj są nikim. A nawet gorzej. Tutaj są postrzegani jako potencjalne zagrożenie. Gdy tak rozważamy to na zimno, to czy ludzie nie powinni mieć prawa mieszkać tam, gdzie chcą, wędrować za bezpieczeństwem, za pracą, lepszym życiem, ładniejszą pogodą czy kochaną osobą? Racja jest po trosze po jednej i po drugiej stronie. Z pewnością nie jestem osobą kompetentną, by to rozstrzygać. Jednak było mi zwyczajnie żal chłopaków. Rozmawiając o zbliżającym się meczu Portugalia : Francja, który bardzo chcieli zobaczyć, Yaya zakrzyknął: „Wygramy, Ousman, wygramy”, na co Babukar odpowiedział mu ze śmiechem: „Nie wiedziałem, że urodziłeś się w Portugalii.” Zwykła, sympatyczna rozmowa fanów futbolu. A jednak oni nie są zwykli. Są naznaczeni. To uchodźcy. Nikogo tu nie obchodzi, skąd pochodzą. Gambia, Nigeria, Wybrzeże Kości Słoniowej. Czy w ogóle wiemy, jak się tam żyje, czy trwa wojna, czy ludzie giną rozerwani pociskiem czy może z głodu? Ousman bardzo chciałby opowiedzieć o swoich marzeniach, o tym, co zajmuje jego myśli, o tym, że tęskni za domem i bliskimi. Nie jest bowiem nikim, choć wszystko tutaj mówi mu, że jest inaczej. Nie mam żadnego pomysłu, jak rozwiązać problem. Wydaje się on po prostu nie do rozwiązania. Bardzo współczuję ludziom, którzy są zmuszeni rzucić wszystko, by ratować życie. Również tym, którzy w swoim w kraju nie widzą dla siebie perspektyw. Każdy ma prawo do godnego życia i do realizowania się. Tymczasem jednak świat się zmienił, zwłaszcza po 11 września 2001 roku. Obawiamy się i nie można tego lęku lekceważyć. Może właśnie ta książka będzie pierwszą z wielu kolejnych, które sprowokują nas do refleksji. Co z tego, że czwórka naszych bohaterów wsiadła do pociągu bez biletów? Przecież i nam się to zdarza i podobnie jak oni, płacimy wtedy mandat. Co z tego, że kibicują w rozgrywkach jednemu krajowi, a za innym nie przepadają? Czy my robimy inaczej? Są tacy sami. Różnią się tym, że nie mają swojego miejsca, domu i nikogo, kto by w nim na nich czekał. Mają za to wiele złych wspomnień, które wloką się za nimi i nie sposób zrzucić ich z ramion. „Babukar szedł przodem” nie rozwiąże problemu, to pewne. Ale jest to znakomicie napisana opowieść, delikatna, bez śladu manifestacji, dzięki temu bardzo prawdziwa. Przedstawia zaledwie 48 godzin z życia kilkorga przyjaciół. Mieli to szczęście, że przypadkiem się poznali. Inaczej każdy z nich chodziłby ulicami Perugii samotnie, albo nawet bałby się na nie wyjść. Historia, jaka przydarzyła im się w drodze nad upragnione morze, dla Włocha nie oznaczałaby nic poza koniecznością zapłaty mandatu. Czym będzie skutkować dla nich, nie wiadomo. Pomyślmy o tym i może uda się nam zamiast współczucia doświadczyć czegoś z dużo wyższej emocjonalnie półki – empatiiKsiążkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/
Ach, czemu świat nie potrafi żyć w pokoju, współpracować, nie rywalizować i prężyć muskuły. Można by spory rozstrzygać w drodze międzynarodowych sądowych mediacji, a w ostateczności rozegrać jakąś partię szachów czy inny rodzaj pojedynku, który wyłoni zwycięzcę. Czasami takie, wiem, że niezbyt mądre, myśli przychodzą mi do głowy. Ostatnio jakby częściej. To wynik...
Giovanni Dozzini przedstawił nam 48 godzin z życia czterech afrykańskich uchodźców, pochodzących z rożnych zakątków kontynentu.Czy książka skłoniła mnie do głębszej refleksji? Nie sadzę. Miałam wrażenie, że gdyby nie wtręty o braku azylu i afrykańskim pochodzeniu, to byłaby po prostu historia kilkorga nastolatków i ich wakacyjnych wygłupów. Zastanawiałam się, co było powodem przyznania nagrody, ale chyba się domyślam - temat nielegalnych uchodźców jest wciąż na topie.Muszę przyznać, że nie polubiłam się z bohaterami. Irytowała mnie ta ich niezachwiana pewność siebie i lekka roszczeniowość. Nie masz biletu i dostałeś mandat? Don't worry! Pani z fundacji zajmującej się imigrantami machnie za ciebie z własnej kieszeni.Plusem tej powieści było z pewnością lekkie pióro autora, dzięki czemu przemknęłam po stronicach dość szybko.
Giovanni Dozzini przedstawił nam 48 godzin z życia czterech afrykańskich uchodźców, pochodzących z rożnych zakątków kontynentu.Czy książka skłoniła mnie do głębszej refleksji? Nie sadzę. Miałam wrażenie, że gdyby nie wtręty o braku azylu i afrykańskim pochodzeniu, to byłaby po prostu historia kilkorga nastolatków i ich wakacyjnych wygłupów. Zastanawiałam się, co było...
Czwórka młodych ludzi, którzy po ciężkiej podróży przez połowę Afryki i Morze. Śrudziemne, we Włoszech czekają w napięciu, na azyl. Tylko Babukar posiada zaakceptowany wniosek i ochronę humanitarną dlatego on jest zawsze z przodu ekipy.Czterdzieści osiem godzin z życia uchodźców, przyjaciół, którzy mimo nieporozumień, lęków, niepewności trzymają się razem
Dodaj cytat z książki Babukar szedł przodem