Cytat dniaMało w świecie jest rzeczy równie pięknych jak ulice Gdańska widziane po księżycu, i to w cichą, pogodną noc letnią. Co tam wówczas dzieją s...Mało w świecie jest rzeczy równie pięknych jak ulice Gdańska widziane po księżycu, i to w cichą, pogodną noc letnią. Co tam wówczas dzieją się za dziwy, temu nie uwierzy, kto nie widział. Te krocie białych posągów i popiersi; te wszystkie króle, rycerze i boginie, co ze swoich wnęk nadpowietrznych coraz wypuklej występują; te inne, geniusze i anioły, stojące na szpicu dachów, co rosną do nieprawdopodobnych wysokości; te malowane wieńce i medaliony, których tła złote mienią się teraz od księżycowego srebra jak tkanina lamowana we dwa kruszce; te smoki, ziejące zielonym płomieniem, i te rynny o przeraźliwych paszczękach garguli, co na poprzek ulicy wyciągają szyje coraz dłuższe, dłuższe, jakby wzajem chciały się połykać; te nieskończone cienie od krat gankowych, dziurkowane z koronczarską misternością, co wiszą po murach i tarasach, jakby kwef ciągnący się za matką nocą; te drzwi czarne, zamczyste, zasznurowane żelazem, a takie głuche, jakby za każdymi czaiła się jakaś tajemnica - wszystko to na tle owych ogromnych okien, a raczej ścian całych naperełkowanych kryształem, gdzie światłość księżyca łamie się w tysiące blaszek i z piętra na piętro spada w bladofioletowe kaskatele - wszystko to świat jakiś odrębny: ni stara Norymberga, ni stara Italia, to jeszcze coś innego - to nasz Gdańsk dziwny i przedziwny, jedyny pod słońcem i księżycem.RozwińJadwiga Łuszczewska, Panienka z okienka4 osoby to lubiąDodaj do ulubionychUsuń z ulubionych
Czasem też, nie wychodząc z obrębu miejskiego, tuż za Zieloną Bramą wsiadali do czółna, które ich wiozło po ciemnej a przepastnej Motławie, ...Czasem też, nie wychodząc z obrębu miejskiego, tuż za Zieloną Bramą wsiadali do czółna, które ich wiozło po ciemnej a przepastnej Motławie, okrążając spichlerzową dzielnicę. Tam dopiero można czuć i widzieć, jak silnie bije serce Gdańska. W dzień - ruch niesłychany. Krocie statków o kształtach wszelakich, ciężkich, wybujałych, jaskółczych. Na statkach i na stopniach domów tysiące ludzi gadających stu językami, od flisaków krakowskich do Murzynów, niewolników jakiegoś zamorskiego armatora. Wszyscy krzyczą, kłaniają się, uśmiechają, a rękami machają, bo wszyscy się targują i każdy chce każdego przekonać. Tu zboże z przeraźliwym skrzypem idzie w górę po misternej windzie, ówdzie z sypkim jękiem spada na szalę nie mniej misternej wagi. Na palowych pomostach pełno stołów dla pisarzy i wekslarzy, pełno budek z błyskotkami, przekupniów z przysmakami. Wszędzie chaos kolorów i dźwięków, jarmark narodów - zrękowiny morza i ziemi, obsyłających się wzajemnie swoimi bogactwami.RozwińJadwiga Łuszczewska , Panienka z okienka2 osoby to lubiąDodaj do ulubionychUsuń z ulubionych
Jeżeli w godzinach roboczych dalsze ulice pracowitego miasta przedstawiały się pusto i głucho, za to w godzinie przedwieczornej cały ten tłu...Jeżeli w godzinach roboczych dalsze ulice pracowitego miasta przedstawiały się pusto i głucho, za to w godzinie przedwieczornej cały ten tłum spracowany wylegał dla odpoczynku i przechadzki, a wylęgał rojnie i strojnie. A stroje pstrzyły się tą niesłychaną rozmaitością, jaka zazwyczaj panuje po wielkich portowych miastach. Oprócz ubiorów niemieckich i holenderskich, przeważających liczbą, można było dostrzec i wielu naszych ziemian, łatwych do poznania po czapce włożonej „brodźcem” i po „marynałce”, czyli pasiastej opończy, jaką się zazwyczaj u nas kładło na samym wsiadaniu do komięgi. Owi sielscy przybysze, sprzedawszy rano swoje żyto albo pszenicę, chodzili teraz po mieście, zadzierając głowę, dziwując się kamiennym ozdobom na domach i zamorskim gościom na ulicach. A było tych zamorczyków niemało: żółtowłose Angliki, kraciaste Szkoty, czarnookie Portugały z siatką na włosach jak u białogłowy. Czasem pojawił się człowiek z Lewantu, Grek o kaftanie cudnie wyszywanym lub Albańczyk białofałdzisty; gdzieniegdzie nawet, niby tulipan, zakwitł bisurmański turban. Niektórzy z przechodniów zatrzymywali się przy gankach i przez kraty wiedli rozmowy z siedzącymi na nich mieszkańcami domu lub, zaproszeni, wchodzili na taras i siadali przy rodzinnych stołach. Inni dążyli na zamiejskie przechadzki, w które Gdańsk zawsze obfitował.RozwińJadwiga Łuszczewska , Panienka z okienka2 osoby to lubiąDodaj do ulubionychUsuń z ulubionych