Jestem niepoprawną optymistką. Kiedyś myślałam, że ludzie chcą dla siebie najlepiej - mieć dobre wykształcenie, zarobki, ciekawą pracę... wiecie, typowe życiowe cele. Ciężko mi było zrozumieć motywację osób, które to olewały i po prostu sobie egzystowały jakoś, często na kimś pasożytując. Odpowiadał im taki styl życia, niektórzy byli nawet z tego dumni. Zastanawiam się, dlaczego ludzie świadomie decydują się marnować życie, jedyne, które w sumie mają. Tak, według mnie marnują życie i nie boję się tego powiedzieć, bo przejście po najmniejszej linii oporów to czyste marnotrawstwo.
Możesz ich spotkać wszędzie. W sklepie, szkole, na ulicy. Czasem możesz nie zdawać sobie z tego sprawy. Inni znowu lubią się tym chwalić i opowiadać o tym na każdym kroku. Dla niektórych jakaś kradzież ze sklepu to już powód do szacunku na osiedlu. Co z tego, że kartoteka już nie jest czysta... ale ten podziw kolegów! Praktycznie żadna z tych osób nie kradnie, bo jest głodna. Oni to robią dla swojej wygody. Po co za coś płacić, skoro można mieć za darmo? Jak mnie złapią, to trudno. Pokajam się przed sądem, powiem, że żałuję i może mi wlepią jakiś rok w zawiasach. Kilka takich sytuacji i więzienie wita. Wyroki się odwieszą i taki delikwent, który ledwo co ukończył pełnoletniość posiedzi przynajmniej do trzydziestki. Najlepsze lata zmarnuje. Czy kiedyś się nad tym zastanowi? Najdzie go chwila refleksji? Szczerze powiedziawszy wątpię. Ludzki mózg jest tak zaprojektowany, aby nie dopuszczać do siebie faktu, że np. podjęło się złą decyzję - czasem na siłę staramy się to sobie tłumaczyć i szukać pozytywów.
Podziały w klasie są proste. Zawsze można wskazać jakiegoś kujona, który aż się gotuje, gdy ktoś się okaże lepszy. Jest też klasowy geniusz-luzak, który po prostu wie i nie musi tyle siedzieć nad książkami. Oczywiście dowcipniś, sportowiec i osoba... która zawsze ma problemy - albo uwaga albo wizyta u dyrektora, często do tego dochodzą złe oceny. Pomijając okres buntu, co takimi osobami kieruje? Owszem, może jakaś aprobata wśród rówieśników, lecz na jak długo? Kiedyś się ludzie rozejdą i co wtedy? Na kim jego zachowanie będzie robić wrażenie? Czy i w tym przypadku apetyt rośnie w miarę jedzenia i taka osoba będzie się posuwać coraz dalej? Będzie tak spragniony atencji, że będzie w stanie zrobić prawie wszystko. Czy taki człowiek już sam w sobie nie powinien budzić strachu? Że w askcie desperacji jest zdolny do wszystkiego?
Zawsze uważałam, że jeżeli ktoś chce, to mu się uda. Może nie dokładnie z wyznaczonym pięknym celem, ale starając się i dążąc już coś osiągnie. Będzie starał się być lepszy, dla samego siebie, nie dla innych. Im dłużej żyje, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że takie osoby należą poniekąd do elitarnej grupy. Serio, dokąd ten świat zmierza? Dlaczego zawsze muszę myśleć o kimś w najlepszy możliwy sposób? Po co tak mocno wierzyć w ludzi? U niektórych denerwuje mnie obojętność, poczucie, że "to ich nie dotyczy". Szybki przykład - wypadek, udzielasz pomocy i prosisz kogoś z tłumu gapiów, aby zadzwonił po pogotowie. Nikt tego nie zrobi, dlatego też na szkoleniach z pierwszej pomocy podkreślają, aby wskazać konkretną osobę, np. "pani w czerwonym swetrze". Ludzie chcą zrzucać ze swoich barków ciężar odpowiedzialności. Tak samo przy organizacji jakiegoś wydarzenia - nikt się nie wypowie, nie są zainteresowani, a potem potrafią tylko narzekać.
Nie jestem w tym momencie zdenerwowana, tylko rozczarowana. Tak po prostu ludzką postawą. Wiem, że poniekąd w ten naturalny sposób zmniejsza się konkurencja, ale czy naprawdę powinniśmy na to patrzeć tylko w ten sposób? Uważam, że warto skupić się na przyczynach. Nie każdy może się tłumaczyć trudną sytuacją rodzinną/finansową, bo "z każdego bagna da się wyjść". Tylko co? Trzeba chcieć. Niby prosta czynność, trochę się zmobilizować i starać się coś zrobić dla siebie, a dla niektórych praktycznie nieosiągalna. Szukają poklasku w złym stylu, chcą fałszywej sławy. Nie przejmują się konsekwencjami, żyją z dnia na dzień. Jeszcze co do tych młodych przestępców - później najśmieszniejsze są tłumaczenia, że "sędzia się na mnie uwziął, to nie moja wina, ja nie chciałem"! Proponuję wziąć rozpęd i przywalić głową w mur, zanim się zacznie w tak głupi sposób usprawiedliwiać swoje zachowanie. Jesteś kowalem własnego losu (jakże oklepane hasło!), więc weź się do roboty leniu, a nie siedź, narzekaj i zazdrość innym, że są w miejscu, w którym Ty nie jesteś i najprawdopodobniej nigdy nie będziesz.
Nic dodać nic ująć!!! Zawsze piszesz bardzo mądrze!!!
OdpowiedzUsuńZa to lubię do ciebie zagladać!!!
pozdrawiam
Też zawsze dziwi mnie postawa takich osób. Nie wiem czy "dziwi" to odpowiednie słowo. Nie potrafię ich zrozumieć. Co ma na celu kradzież, siedzenie w tej samej klasie po kilka lat, niszczenie sobie zdrowia papierosami i narkotykami? Chyba tylko marnowanie sobie życia. Mądrze napisane.
OdpowiedzUsuńPoszerzając horyzonty - Klik!
Mądrze!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Annę Frank. Nie mogę wyjść z podziwu, że taka młoda dziewczyna, dziecko wręcz była w stanie pisać w taki mądry sposób.
OdpowiedzUsuńCo do pomocy podczas wypadku - wówczas działa psychologia tłumu. Ludzie reagują w takich sytuacjach całkiem inaczej niż normalnie.
Fajny wpis, taki prawdziwy :)
OdpowiedzUsuń