Tematyka: ograniczone prawa kobiet; okrutne zasady; tajemnice; bezinteresowna pomoc; utrata bliskich; zakazana miłość; tułaczka
Fabuła: średnio wciągająca; nieco nużąca
Brutalne sceny: występują
Sceny erotyczne: może jedna
Wulgaryzmy: brak
Ryzyko występowania łez: brak
Czy warto mieć ją na półce: raczej nie
Jak ja nie lubię książek, które nie wzbudzają we mnie żadnych emocji. Takich, po przeczytaniu których nie mam ani ochoty wykrzyczeć światu jakie to było wspaniałe, ani rzucić tym o ścianę. Plusy i minusy „Ocalonej” pięknie mi się zredukowały (rozszerzona matma pozdrawia) i wyszło na zero.
To nie tak, że książka jest słaba, historia oklepana i szkoda w ogóle się za nią zabierać. Nie mam nic do science fiction, a po takich genialnych seriach jak Saga księżycowa, czy W otchłani, wręcz zaintrygował mnie ten gatunek. Styl pisania Alexandry Duncan wprawdzie nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale jak najbardziej mi odpowiada. No i w czym problem? – chciałoby się zapytać. Otóż we wszystkim po trochu.
Po przeczytaniu „Ocalonej” przeanalizowałam tę historię od początku do końca i doszłam do wniosku, że autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Teoretycznie powinno mi się to spodobać, bo było dużo akcji, nie zabrakło dramatycznych momentów, a miłość stanowiła tylko mały dodatek do opowieści o silnej dziewczynie. Nie mogę zrozumieć, dlaczego mimo tylu zalet książki, podczas czytania nie odczuwałam żadnych emocji i niezależnie, czy bohaterowie umierali, czy kroili chleb, nie czułam nic poza lekkim znużeniem.
Chociaż od początku bardzo dużo się dzieje, to jakoś te intrygi i zawirowania w życiu Avy, nie wzruszyły mojego zobojętniałego serca. Właściwie nie mam głównej bohaterce nic do zarzucenia, ale nie zapałałam do niej szczególną sympatią, podobnie zresztą jak do innych postaci z książki. Wydaje mi się, że żaden element w powieści nie został w stu procentach dopracowany, a autorka chciała na 480 stronach mieć wszystko, od wielkiej miłości, po feministyczną opowieść o silnych, niezależnych kobietach. Jeżeli główna bohaterka jest mi obojętna, to jednocześnie jej historia, choćby nie wiem jak poruszająca, po prostu na mnie nie działa. Alexandra Duncan napchała do tej książki wszystkiego po trochu i zamiast bogatej fabuły, wyszedł groch z kapustą.
Nie odradzam czytania „Ocalonej”, ale i szczególnie nie namawiam. Zakończenie nie do końca przekonuje mnie do sięgnięcia po kolejną część. Moim zdaniem, jeżeli ktoś po zapoznaniu się z opisem, nie jest pewien, czy warto przeczytać, to może sobie ją odpuścić. Nie jest to książka, którą koniecznie trzeba znać i mieć na półce.
„Są rzeczy, które musimy zrobić, i te, które decydujemy się zrobić, a wszystko inne – większość – to mieszanina tamtych dwóch. W najlepszym razie przeżywamy życie, usiłując nie zostać zranionym, ale też i nie zranić. Nie zawsze się udaje, ale to najlepsze, co można zrobić. Właśnie to usiłowanie nazwałabym dobrem.”
Ocena Pauliny: 6/10
Paulina