Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą okolica. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 4 marca 2014

zwyczajny niezwyczajny weekend


siedząc w Poznaniu zastanawiam się czasami co tak naprawdę spowodowało, że chcemy pozostawić wygodne życie w mieście dla dwustuletniej chałupy w nie najlepszej kondycji. ostatni weekend sprawił, że szybko przypomniałam sobie co takiego kryje w sobie magiczne Pogórze.
mijając autostradę A4 Jędrzychowice - Wrocław wkraczamy do zupełnie innego świata. Karkonosze na horyzoncie, wiatraki wiercące dziury w chmurach i już czujemy się jak w domu. nie wiemy kiedy "tutaj" stało się dla nas bardziej "u siebie" niż w Wielkopolsce. pozostawiając autostradę za plecami widzimy wyraźną zmianę architektury i krajobrazu.. i już wiemy, że to tam za tą samotną, niewysoką górą czeka na nas śledzibka. bezwarunkowo pojawia się nam uśmiech na twarzach, a do krwi płynie cała chmara endorfin. mijamy Grodziec, nasze lokalne "Mont Saint Michel" (czasami mam wrażenie, że zaraz nadciągnie fala pływowa i zaleje łąki wokół tej niewysokiej góry powulkanicznej). ale tu pięknie! słońce świeci, pagórki rysują swoje łagodne garby, to z lewej, to z prawej. ehh, jak wspaniale, że będziemy tutaj mieszkać! (będziemy?)

dojeżdżamy do śledziby. najpierw następuje rytualny obchód. jak tam kwiatki moje? co wygramoliło się już spod ziemi? o proszę jest, krokus - jeden! (a miało być pięćdziesiąt)

co rusz spoglądam na południe, dziś Karkonosze niewyraźne - przejrzystość powietrza słaba. za to słychać znajome odgłosy, o lecą w naszą stronę! to parka żurawi zamieszkująca gdzieś nieopodal wybrała się w lot nad śledzibą. zima nie wyrządziła szkód wymagających interwencji, więc mamy czas na wypoczynek, kawka u sąsiadów w promieniach grzejącego słońca, co dalej.. może krótka wycieczka po dobrze znanych drogach? jedziemy w odwiedziny do Pogórzańskich Znajomych. dziś trasa: Rząśnik - Bełczyna -  Bystrzyca - Przeździedza - Marczów - Radomiłowice. mijamy Ostrzycę - dolnośląską Fujijamę. goni nas, a może ucieka, stadko parzystokopytnych.

rzut oka na stan wody w Bobrze. tak niskiego jeszcze nie widzieliśmy. niemalże można przejść suchą stopą! w tym roku nie ma co topnieć - śniegu brak.


i taki to zupełnie inny świat, za którym w mieście tęsknimy.

p.s. o zeszłorocznych postępach prac napiszemy wkrótce.

wtorek, 22 stycznia 2013

półmaraton muzealny


żyjemy, żyjemy.. czekając na rozwój spraw formalno-projektowych, delektujemy się ciszą i spokojem (przed burzą). wygląda na to, że w końcu (?) coś drgnęło. inwentaryzacja prawie skończona, projekt się robi, ma być lada dzień, i będziemy się starać o pozwolenie na budowę. mamy nieśmiałą nadzieję dostać pozwolenie w trybie ekspresowym, lecz znając doświadczenia ZiŁ.. jak będzie? zobaczymy..

w międzyczasie  zdążyliśmy zwiedzić różnie ciekawe i mniej ciekawe miejsca w poszukiwaniu natchnienia.
kraina domów przysłupowych nie jest jedyną krainą szachulcową w Polsce. wspominałam już wcześniej o przepięknych podcieniach żuławskich, dziś pomorska kraina w kratę, której stolicą jest Swołowo.
o Swołowie dowiedziałam się już dość dawno, jakieś dwa lata temu, z internetu. nie będzie zaskoczeniem, że szukałam po prostu informacji o domach szachulcowych i zupełnie niespodziewanie znalazłam Muzeum Kultury Ludowej Pomorza. mniej lub bardziej świadomie kojarzyłam, że nad morzem są szachulce ale nie spodziewałam że jest ich tak dużo.
samo Swołowo, to jedna z najstarszych wsi w regionie słupskim, o owalnicowym układzie przestrzennym, w niewielkim stopniu zmianiona od XIX wieku. Muzeum Pomorza Środkowego, przy wsparciu dotacji unijnych, odremontowało zabytkową zagrodę chłopską (pierwszy etap prac) i stworzyło w niej swoją filię. w 2012 roku został zakończony drugi etap prac remontowo-konserwatorskich, dzięki którym otwarto osiem kolejnych budynków w różnych częściach wsi. całość daje naprawdę imponujący efekt - prawdziwe muzeum na poziomie europejskim. nie jest to typowy skansen. budynki są porozrzucane po całej wsi i jedynie część z nich ma charakter skansenowy - prezentujący wyposażenie wnętrz typowe dla chłopa pomorskiego. pozostałe budynki mieszczą różnego typu wystawy, mniej lub bardziej interaktywne, na temat życia chłopów pomorskich, dawnych zawodów, muzyki, obrzędów itp. zaprezentowane eksponaty nie pochodzą jedynie ze zbiorów poniemieckich, są tam także sprzęty i pamiątki osób przesiedlonych przymusowo do Swołowa po wojnie.









muzeum w Swołowie nie tylko prezentuje budownictwo ludowe, stara się też edukować, uświadamiać jakimi materiałami posługiwano się dawniej, jakie techniki stosowano, jak zapobiegać niszczeniu przez szkodniki czy grzyby.
bardzo brakuje takiej placówki na Dolnym Śląsku. region z tak dużą ilością budynków drewnianych ma tylko jeden skansen (w Pstrążnej koło Kudowy Zdrój)! dla porównania w "murowanej" Wielkopolsce są cztery.
można by powiedzieć, że całe Pogórze Sudeckie jest pewnego rodzaju skansenem ale wiele domów na naszych oczach zginęło, kolejne się sypią, czasem wyjątkowe, wszystkie jedyne w swoim rodzaju.. szkoda, że dolnośląskie władze nie zadbają o stworzenie podobnego muzeum. placówka w Swołowie otrzymała 8 milionów z Unii Europejskiej na drugi etap prac - Pomorze może, Dolny Śląsk nie?

odwiedziliśmy też Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu. kilka subiektywnych słów o muzeum.. hmm.. gdybyśmy wcześniej nie byli w Swołowie, może by mi się nawet podobało. zbiory - całkiem, całkiem, prezentacja - mizerna. wszystkie sprzęty skrupulatnie chroni gruba warstwa pleksy, przez którą nie można przyjrzeć się ekspozycji (odbija się światło), nie mówiąc już o tym, że dobrego zdjęcia zrobić nie można. to ja już chyba wolę znienawidzone przeze mnie sznurki broniące dostępu do eksponatów. opisy maleńkie, słabo zachęcają do przeczytania. warto jednak wybrać się do muzeum chociażby po to, aby zobaczyć malowane meble, zbiór malowideł na szkle, formy piekarskie, wyroby kowalskie czy ule figuralne.










kolejny przystanek - Jindrichovice, a tam mały, prywatny skansen w Czechach, składający się z dwóch domów przysłupowych i kilku mniejszych zabudowań gospodarczych. w czasie naszej wizyty jeden z domów był remontowany. zostaliśmy oprowadzeni po skansenie przez około dwunastoletniego chłopca, który opowiadał nam o czymś. o czym? do końca nie wiem. mówił po czesku i nie starał się mówić ani powoli, ani wyraźnie, więc rozumiałam co trzecie słowo. w samym budynku było dość dużo eksponatów, co sprawiało trochę wrażenie braku ładu i składu. ciekawostką jest działająca kuźnia i mini-wiatrak, który poza funkcją mielenia zbóż ma wiertarkę i tokarkę napędzane siłą wiatru.
oprowadzanie zajęło niecałe pół godziny, co kosztowało 80 koron od osoby. to moim zdaniem całkiem niemało.








ostatnią z naszych wycieczek odbyliśmy do Muzeum Łużyckiego w Zgorzelcu. była to nasza druga próba zobaczenia izby łużyckiej. pierwszy raz był nieudany z powodu braku informacji na stronie internetowej o drobnym szczególe - w soboty zazwyczaj muzeum jest zamknięte.
zobaczyliśmy jedynie wystawę stałą (wystawa czasowa była właśnie zmieniana), którą jest izba łużycka z XVIII/XIX wieku. wnętrze izby wypełnione jest meblami i sprzętami z terenu Łużyc. całość otwiera zrekonstruowana ściana domu przysłupowego. wystawa mieści się w niewielkim pomieszczeniu, jednak można bez ograniczeń przyglądać się sprzętom. bardzo ładny talerzownik (półka na talerze), malowane meble, ceramika. niestety z wrażenia nie zrobiliśmy żadnych zdjęć wnętrza, ale izbę można zobaczyć tutaj.

zachęcam wszystkich do zwiedzania.
[i]

niedziela, 20 marca 2011

wiosenna omyłka

w miniony piątkowy poranek, o przybyciu Panny Wiosny utwierdził nas widok młodego słoniątka, radośnie wędrującego pośród pobliskich śledzibie zagajników.





jednak tuż po południu, ku wstrętnemu zadowoleniu Królowej Śniegu, nieoczekiwanie zaczęło śnieżyć w kratkę ...brryyy


no cóż, naszą głupotą było cieszyć się przedwcześnie, wszakże wszyscy wiedzą, że jeden słoń wiosny nie czyni! ...eh, musimy czekać na lokalne bociany.

wtorek, 23 listopada 2010

widokowo





siedząc w Poznaniu z narastającą potrzebą wyjazdu w góry, postanowiłam wrzucić kilka widokowych fotek, które zostały zrobione ze śledzibowych okien, dachu, podwórza i łąki..








wtorek, 21 września 2010

zamek nam najbliższy



Grodziec - zamek nam najbliższy, ku naszej radości okazał się być bardzo atrakcyjnym zamkiem. wybierając się na wycieczkę krajoznawczą tamże myśleliśmy, że w ciągu 20 minut zobaczymy wszystko co można zobaczyć. okazało się, że zwiedzanie zajęło nam półtorej godziny, a przy okazji dowiedzieliśmy się, że w zamku organizowane są różnego rodzaju imprezy od rycerskich po folklorystyczne. Polecamy wizytę na Grodźcu wszystkim przebywającym w jego okolicy. Warto!



środa, 11 sierpnia 2010

Bogatynia ponownie

jest gorzej niż myślałam! programy telewizyjne, internet, gazety, wszelkie środki przekazu nie pozostawiają nadziei: perła architektury przysłupowej jest zdewastowana! wiele domów już nie istnieje, konstrukcja wielu jest poważnie naruszona - będzie rozbiórka! okropna tragedia dla tych ludzi! przecież w Bogatyni bieda.. zwłaszcza w zniszczonej części.. smutno mi..

wtorek, 10 sierpnia 2010

tragedia w Bogatyni

w ostatni weekend w Bogatyni stała się tragedia. miasto zostało zalane! w wyniku intensywnych opadów z brzegów wystąpiła mała rzeczka płynąca przez miasto - Miedzianka. po usłyszeniu pierwszych informacji z Bogatyni stanął mi przed oczami niedawny widok miasta - popadających w ruinę domów przysłupowych..
od razu pomyślałam, że te domy, tak zaniedbane i spróchniałe, mogą nie wytrzymać naporu wody.. niestety tak właśnie się stało! niektóre domy nie wytrzymały, popłynęły z nurtem, zawaliły się! okropna tragedia dla mieszkańców!!!
ja jednak mam nadzieje, że ta powódź przyniesie też coś dobrego, sprawi że cała Polska dowie się o tym, że są takie domy - domy przysłupowe - w Bogatyni, że miasto dostanie w końcu pieniądze na renowację przynajmniej części domów - zabytków i że Bogatynia stanie się za jakiś czas perełką Polski południowo-zachodniej..

p.s. szukając informacji o powodzi w Bogatyni trafiłam na zdjęcia powodzi tamże z 1916 roku..

środa, 21 lipca 2010

S.



S. – wieś w Polsce położona w województwie dolnośląskim, na Pogórzu Kaczawskim w Sudetach

wtorek, 20 lipca 2010

kraina domów przysłupowych







(powyższe zdjęcia zostały zrobione w Bogatyni)


S. leżą na skraju krainy domów przysłupowych. jest to teren dawnych Górnych Łużyc na styku trzech granic: polskiej, niemieckiej i czeskiej. na tym terenie możemy podziwiać domy przysłupowe, szachulcowe budynki z charakterystycznymi słupami podtrzymującymi piętro i/lub dach domu. wewnątrz szkieletu słupowego znajduje się izba tzw. zrębowa. na parterze przylegają do izby zrębowej ściany murowane, na pierwszym piętrze drewna użyto tylko w tam, gdzie było to konieczne do utrzymania ciężaru dachu, a przestrzenie na górnym piętrze między konstrukcją drewnianą wypełniano patykami i ciętą słomą zmieszaną z gliną (szachulec)
(zainteresowanych odsyłam do tutaj i tutaj).







(wyżej Bogatynia raz jeszcze)

podobno domy tego typu powstały wraz z rozwijającym się tkactwem chałupniczym. podczas pracy warsztat tkacki powodował drgania, a izba zrębowa niezależna od konstrukcji budynku umożliwiała bezpieczną pracę, niegrożącą zawaleniem.
domy przysłupowe niestety giną! giną głównie w Polsce, bo Czesi i Niemcy już wiedzą, że to ich skarb narodowy i należy o nie dbać. u nas domy te umierają jeden po drugim.. dlaczego? z oczywistego powodu: pieniądze! często chodzi o pieniądze na remont, których właściciele po prostu nie mają. czasami jednak chodzi też o pieniądze, które mogliby właściciele otrzymać za taki dom, jako spadkobiercy, jednak przez pazerność zwykle zwaśnionych spadkobierców, domy nie są sprzedawane zainteresowanym potencjalnym "ratownikom". zamiast tego rozpadają się i pieniędzy nie dostaje nikt! smutne, żałosne, głupie!



wyżej: Grabiszyce Górne - dom przysłupowy na krowim pastwisku - jak się dowiedzieliśmy właściciel czeka aż się rozpadnie.. przecież na pastwisku taki dom nie jest potrzebny!




wyżej: Miedziana - przeuroczy dom nie na sprzedaż podobno ze względu na sprawy spadkowe (czytaj: usłyszeliśmy od autochtonów, że rodzeństwo nie może się dogadać w sprawie sprzedaży domu po rodzicach - dom umiera z ludzkiej zachłanności..?)


co roku w ostatnią niedzielę maja odbywa się święto przysłupowych szaleńców:"Dzień Otwartych Domów Przysłupowych". dołączyliśmy do grona szaleńców uczestnicząc w szóstym zlocie przysłupomaniaków ;) 30 maja 2010.

odwiedziliśmy Bogatynię - miejscowość z największą ilością domów przysłupowych na kilometr kwadratowy w Polsce, a w szczególności dom pana Marcina P. poniżej pokaz prac ciesielskich podczas Bogatyńskiego Dnia Otwartego.. w tle dom p.Marcina.



odwiedziliśmy też Zagrodę Kołodzieja w Zgorzelcu - przepięknie odrestaurowany, translokowany (czyt, przeniesiony, tak przeniesiony - okazuje się, ze domy przysłupowe można przenosić) pensjonat - restaurację pani Elżbiety G. zostaliśmy po zagrodzie oprowadzeni przez samą właścicielkę i niezmiernie miło przyjęci mimo zamieszania spowodowanego odwiedzinami wielu osób (w tym byłego mieszkańca domu kołodzieja). Pani Elżbieta słysząc, że kupujemy dom przysłupowy zaproponowała wszelka pomoc, za którą z góry dziękujemy ;)
poniżej Zagroda Kołodzieja





Niebieski Burak w Łaziskach, to kolejny przystanek na naszej "przysłupowej drodze".



nasz I Dzień Domów Przysłupowych zakończyliśmy odwiedzinami "naszego" domku - stoi ;)