sobota, 28 listopada 2015

Zwierciadło Duszy - Rozdział 8


Zwierciadło Duszy 

Rozdział 8


Spojrzałam na tajemniczego nieznajomego jak na ufoludka. To było co najmniej... dziwne. Nie będę dalej komentować, bo brakuje mi słów - przejdę do relacjonowania, co stało się dalej. 
- Ślicznotko? To my się znamy? - spytałam.
- Skończ żartować kotku - powiedział zanosząc się śmiechem. - Mamy poważniejsze sprawy do omówienia - nagle spoważniał. Szkoda, że już się nie śmiał. Tak słodko wygląda, gdy to robi.
- Na przykład kim jesteś? - weszłam mu w zdanie.
- Skończ udawać! Wiem, że mnie nienawidzisz i wiem, że wszystko schrzaniłem, ale nie udawaj. Nie zachowuj się tak jakbyś widziała mnie pierwszy raz w życiu - frustracja w jego głosie mieszała się ze smutkiem, a wręcz skrajną rozpaczą. Jakbym go czymś zraniła. 
- No, tyle, że naprawdę widzę Cię pierwszy raz - spojrzałam na niego z nieukrytym współczuciem w oczach. Czułam, że to ja jestem powodem jego smutku. Z niewytłumaczalnego powodu chciałam to naprawić, chciałam by uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Podeszłam i delikatnie ujęłam go za rękę - Co się stało? Skąd ta złość? - spytałam. Spojrzał mi prosto w oczy.
- To nie jest dobre miejsce na rozmowy - szepnął i odwzajemnił uścisk. - Chodź - rzucił i pociągnął mnie za rękę.
- Poczekaj! Jestem tu z przyjaciółmi, będą się o mnie martwić jak tak po prostu zniknę - powiedziałam.
- Racja. Spotkamy się za pięć minut przy bocznym wyjściu? 
- Tak.
- Do zobaczenia - powiedział. Miałam wrażenie, że pocałuje mnie na pożegnanie, ale coś w ostatniej chwili go powstrzymało. Uśmiechnął się i odwrócił, po czym skierował się do drzwi, ja zaś poszłam poszukać Messy. Tu zdecydowanie było za dużo ludzi, lecz pomimo tego znalezienie mojej przyjaciółki nie było takie trudne, jak na początku mogłoby się wydawać. Melissa jest bardzo towarzyska. Zawsze otacza ją mnóstwo ludzi, taka królowa pszczół, ale o dziwo nie jest typową wredną suką. Pomimo tego, że była kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek. To chyba jednak prawda, że przeciwieństwa się przyciągają - ja, aspołeczna, gburowata istota i ona - najbardziej pogodna osóbka jaką kiedykolwiek spotkałam. Właśnie dlatego nie miałam problemu z jej znalezieniem - od razu spostrzegłam ją w środku tłumu, tańczącą z jakimś brunetem. Zaczęłam jak najszybciej przepychać się przez tłum, gdy naglę drogę zagrodziło mi dwóch mięśniaków, wysokich jak dwie góry. 
- Przepraszam - powiedziałam i uśmiechnęłam się nerwowo. - Czy mogliby panowie mnie przepuścić? Chciałabym porozmawiać z przyjaciółką.
- Nie dziś - powiedział ten z czarnymi jak smoła włosami.
- O ile kiedykolwiek - zaśmiał się drugi, a pan Smoła mu zawtórował.
- Co to ma znaczyć? - spytałam piskliwym głosem i zaczęłam się cofać. Sekundę później odwróciłam się i zaczęłam biec. Wybiegłam bocznym wejściem i dotarłam na miejsce spotkania z tajemniczym blondynem. Rozejrzałam się wokół. Chyba zgubiłam mięśniaków. Szkoda, że tylko mojego ciacha też nigdzie nie było. Nagle usłyszałam czyjeś jęki. Dźwięki dochodziły gdzieś z mojej prawej, jakby zza tych wielkich czerwono-czarnych beczek stojących obok. Podeszłam tam na palcach i zajrzałam za nie. Z moich ust wydał się niekontrolowany jęk, prawdopodobnie spowodowany szokiem. Okazało się, że mój przystojniak nie wystawił mnie do wiatru.  Siedział związany za tymi olbrzymimi metalowymi pojemnikami.
- Cholera - zaklęłam pod nosem i zaczęłam tak delikatnie, jak tylko mogłam go rozwiązywać. Gdy prawie udało mi się pozbyć się węzła na jego nadgarstkach zaczął się niespokojnie wiercić, próbował mi coś powiedzieć. - Spokojnie, spokojnie - szepnęłam, lecz on z jeszcze większą determinacją próbował coś powiedzieć. No tak, zapomniałam wyciągnąć mu knebla z ust. Głupia ja. Miałam już wyjąć ten brudny kawałek jakiejś szmaty z jego buzi, kiedy zobaczyłam padający przede mną cień. Instynktownie odwróciłam się i zobaczyłam tych samych mięśniaków, którzy zaczepili mnie wewnątrz. Byli tylko nieco bardziej... poturbowani. Jeden lekko kulał na prawą nogę, zaś ten ze smolistymi włosami miał rozcięcie nad brwią, które pluło krwią jak świeżo przebudzony wulkan, ale nie to martwiło mnie najbardziej, lecz ich uśmiechy. Wyglądali, jakby chcieli mnie zabić i chyba niestety mięli taki zamiar.
- Tym razem nam się nie wymkniesz - powiedział pan Smoła i uśmiechnął się pokazując brak paru zębów wraz z krwawiącymi dziąsłami. Niestety to było ostatnie, co zobaczyłam. Jeden ze zbirów zarzucił mi worek na głowę i zarzucił mnie sobie na ramię, jakbym nic nie ważyła. Drugi najprawdopodobniej zaczął bić mojego sojusznika - chłopaka z blond włosami. Usłyszałam jego krzyk, sprawiający, że moje serce pękło na kilkaset kawałków. Krzyknęłam najgłośniej jak mogłam w nadziei, że ktoś mnie usłyszy i przybędzie z pomocą. Nie potrzebowałam księcia na białym koniu, zwykły gliniarz by wystarczył. Zaczęłam się szamotać i krzyczeć, nie zamierzałam się poddać bez walki, lecz jeden ze zbirów skutecznie zgasił mi światło mocnym ciosem w głowę.

Podobało się Wam? :)
/Posy 

2 komentarze: