Jest pewne słowo, które za każdym razem wywołuje we mnie masę pozytywnych emocji i uruchamia proces myślenia i wyobrażania sobie niestworzonych rzeczy. Tym słowem jest "olej" (lub "olejek"). Uwielbiam je w kuchni i w pielęgnacji włosów, twarzy oraz ciała. Mają niesamowite wszechstronne działanie. Obcując z nimi budzi się we mnie trener Pokemonów i "chcę złapać je wszystkie". Ciągle szukam swojego ulubieńca w pielęgnacji. Dziś więc o pewnym olejku do masażu, który trafił do mnie jeszcze zanim zaczęłam się tym interesować. Przedstawiam Państwu olej z pestek moreli firmy Stenders.
Zacznijmy może od butelki. Jest ona wykonana z ciemnozielonego przezroczystego dość miękkiego plastiku. Dobrze więc widać ile zostało nam kosmetyku. Etykieta nie odpada, nie odmaka co ma duże znaczenie, bo jak widzicie na zdjęciu olejek podczas używania lubi spłynąć po butelce i zostać wchłonięty przez etykietę. Wygląda to mało estetycznie. Design jest ogólnie bardzo ładny.