Academia.eduAcademia.edu

Polityka strachu. Nowy kierunek badań sceny politycznej

In sty tut Stu diów Re gio nal nych UJ Po li ty ka stra chu. No wy kie ru nek ba dań sce ny po li tycz nej "The on ly thing we ha ve to fe ar is fe ar it self" Fran klin De la no Ro ose velt "Pe ople re act to fe ar, not lo ve. They don't te ach that in Sun day scho ol, but it's true"

Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 34 34 Franciszek Czech Instytut Studiów Regionalnych UJ Polityka strachu. Nowy kierunek badań sceny politycznej „The only thing we have to fear is fear itself” Franklin Delano Roosevelt „People react to fear, not love. They don’t teach that in Sunday school, but it’s true” Richard Nixon Słynne zdanie z przemówienia inauguracyjnego Franklina Delano Roosevelta z 1933 roku, które uczyniłem mottem tego artykułu, zostało przez 32. prezydenta Stanów Zjednoczonych zapożyczone od Henry’ego Davida Thoreau, który z kolei zaczerpnął je z pism Michela de Montaigne (por. Robin 2004: 12). Dzieje tej frazy uświadamiają, od jak dawna strach stanowi wątek dyskursu publicznego i naukowego. Zdając sobie z tego sprawę, będę starał się w niniejszym artykule pokazać, jak w ostatnich latach XX wieku strach stał się znaczącą kategorią opisu i wyjaśniania działań w przestrzeni publicznej, co znajduje swe odzwierciedlenie w zawrotnej karierze określenia polityka strachu i związanym z nim nowym kierunkiem prowadzenia badań. Mając w ten sposób określony cel, zamierzam wyjść od różnorodnych przykładów funkcjonowania strachu w dyskursie publicznym, aby następnie zaprezentować wybrane teorie wyjaśniające ten fragment rzeczywistości i, w ostatniej części, zastanowić się nad statusem tej grupy teorii. Marcin Gadziński, korespondent „Gazety Wyborczej” w Stanach Zjednoczonych, swój artykuł o finale wyścigu wyborczego między Georgem W. Bu- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 35 Polityka strachu. Nowy kierunek badań sceny politycznej 35 shem i Johnem Kerrym w 2004 roku zatytułował Kampania strachu. Opisuje w nim sugestywny spot wyborczy pod tytułem Wilki. „Ostatnia scena to leśna łąka, na której leży stado dzikich wilków. Powoli zaczynają się ruszać, jakby poczuły gdzieś krew, leniwie się podnoszą i stopniowo coraz szybszym krokiem kierują się w stronę kamery. Obraz zatrzymuje się i pada hasło: >Słabość przyciąga tych, którzy tylko czekają by wyrządzić Ameryce krzywdę...<” (Gadziński 2004). Ten film wyborczy uzyskał bardzo dobre oceny w badaniach focusowych i był szykowany na ostatni etap kampanii wyborczej. Został on skoordynowany z serią wystąpień ubiegającego się o reelekcję George’a W. Busha i jego zastępcy Dicka Channeya, w których podkreślano, że istnieje wielkie zagrożenie terroryzmem i tylko zdecydowana polityka, a nie uciekanie od problemu, może przynieść sukces. Strategia ta odwoływała się do wizerunku Kerry’ego, jako polityka „miękkiego”, niezdecydowanego i jednocześnie sugerowała, że dowództwa, zwłaszcza takiego, które wykazuje wolę walki, nie zmienia się w trakcie bitwy. Tak prowadzony marketing wyborczy określany był przez polityków i sympatyków Partii Demokratycznej mianem propagandy strachu. Bardziej radykalni krytycy Busha używali, i nadal używają sformułowania polityka strachu, odnosząc je do całej polityki prowadzonej przez republikańskiego prezydenta po zamachach z 11 września 2001 roku. Ich zdaniem, administracja Busha manipuluje ludźmi między innymi za pomocą fałszywych alarmów antyterrorystycznych. Zastraszanie społeczeństwa zaś odczytywane jest jako element strategii, która prowadzić ma przez uchwalenie takich ustaw jak Patriot Act (ustawa ta przyznaje różnym instytucjom państwowym większe kompetencje w walce z terroryzmem, co stało się przyczyną olbrzymiej krytyki ze strony opozycji ze względu na obawy dotyczące ograniczenia praw jednostki) i wojnę w Iraku do całkowitego podporządkowania przestraszonych ludzi organom władzy (por. Furedi 2005: 124). W skrajnych przypadkach Bush oskarżany jest nawet o zorganizowanie wielkiej mistyfikacji, polegającej na przypisaniu Al-Kaidzie odpowiedzialności za zamachy, które w rzeczywistości były przygotowane przez niego samego w celu uzyskania pełnej kontroli nad społeczeństwem (por. F. Czech 2006: 98). Kierowane pod adresem prezydenta Busha oskarżenia mają różną naturę. Najłatwiej jest wykazać praktykę stosowania retoryki strachu w ferworze kampanii wyborczej. Im poważniejsze zarzuty, tym trudniej o przekonujące dowody. Niektóre zarzuty najtrafniej wręcz jest oddać jako przykłady spiskowej wizji społeczeństwa. Daniel Pipes te, mające duży związek z rzeczywistością polityczną, schematy wyjaśniające określił jako „lęk przed nieistniejącym spi- Emocja:wspolnotyKor.qxd 36 2009-10-19 19:20 Strona 36 Franciszek Czech skiem” (Pipes 1998: 58). Mechanizm powstawania tego rodzaju konstruktów myślowych polega na tym, że wyjaśnienia nieracjonalne dla danej jednostki traktowane są przez nią jako kłamstwa. Prawdopodobieństwo ocenienia konkretnego działania jako racjonalnego zależy zaś od kompetencji społecznych, znajomości danego fragmentu rzeczywistości, ostrożności w formułowaniu sądów i empatii oraz szacunku dla ocenianego podmiotu. Brak tych cech zwiększa prawdopodobieństwo odwołania się do kategorii spisku w celu nadania sensu niezrozumiałej rzeczywistości. Natomiast brak wiarygodnych dowodów sprawia, że nawet jeśli przeciwnicy Busha przekonani są o prawdziwości swoich sądów, to sądy te mają charakter podobny do krytykowanej przez nich retoryki strachu. Dlatego też ma słuszność brytyjski socjolog Frank Furedi, który przeprowadzając analizę amerykańskiej kampanii wyborczej doszedł do wniosku, że wizerunek Busha w retoryce Demokratów konstruowany jest tak, aby wywołać strach przed urzędującym prezydentem. Furedi – który od dawna głosi radykalnie lewicowe poglądy i już dlatego trudno podejrzewać go o sympatię dla Busha – twierdzi, że „wielu krytyków polityki strachu dostrzega tylko jej najbardziej groteskowe sądy. Stosują oni podwójne standardy przy ocenianiu, kto używa strachu jako politycznej broni. [Jednak] nie ma nic wyjątkowego w stosowanej przez Busha retoryce strachu. Jego przekonania są powtarzane przez liderów innych grup interesów, nawet tych mocno się mu sprzeciwiających. Podczas kampanii prezydenckiej w 2004 roku narracja strachu była nie mniej istotna dla kampanii Kerry’ego” (Furedi 2005: 128). Przykładów wzbudzania obaw przez kandydata Partii Demokratycznej dostarcza zarówno Furedi, jak i Gadziński. Obaj wskazują, że Kerry straszył, iż urzędujący prezydent przywróci obowiązkowy pobór do wojska mimo wielokrotnych zapewnień generałów, przedstawicieli administracji i samego Busha, że tak nie będzie. Kerry manipulował także informacjami, żeby wzbudzić niepokój emerytów przed planowanymi przez republikańską administrację reformami systemu emerytalnego (tamże, s. 124). Tak więc Kerry, być może nieświadomie, stosował się do rad Philipa Goulda, brytyjskiego specjalisty od marketingu politycznego doradzającego Partii Pracy w latach dziewięćdziesiątych, który w cytowanym przez Furediego dokumencie Fighting the Fear Factor pisał: „Współcześni wyborcy uważają, że są zagrożeni i czują się niepewnie. Bardziej obawiają się pogorszenia stanu rzeczy niż spodziewają się poprawy sytuacji. Ten nastrój niepewności wobec przyszłości umożliwił prawicy wykorzystanie taktyki strachu, która pozwoliła jej zdominować politykę w latach osiemdziesiątych i wczesnych latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 37 37 Aby obronić się przed atakami mającymi swe korzenie w strachu, partie postępowe muszą natychmiast zareagować” (Furedi 2005: 133–134). Gould nie pisze wprost, jak wyglądać ma owa reakcja, ale Furedi nie ma wątpliwości, że jedyną metodą jest tu kreowanie własnej wersji zagrożeń (por. tamże, s. 134). Wywoływane przez kandydata Partii Demokratycznej obawy, dotyczące systemu emerytalnego, przypominają strategię zabiegania o głosy w polskiej kampanii wyborczej z 2005 roku. O ile niemały rozgłos w trakcie omawianych amerykańskich wyborów prezydenckich zdobył spot wyborczy Wilki, to w Polsce symbolem kampanii – jak pisze Antoni Dudek – „stała się lodówka, z której znikały różne produkty żywnościowe oraz pluszowy kot Sylwester, z którego, za sprawą reform podatkowych PO, uchodziło powietrze” (Dudek 2007: 502). Tego rodzaju reklamy wyborcze, podobnie jak w Ameryce, były tylko sugestywną ilustracją mających charakter retoryki strachu tez wygłaszanych przez polityków. Retoryka ta była używana przez partię braci Kaczyńskich także po wyborach, choćby w wypowiedzi ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Ludwika Dorna o „wzięciu lekarzy w kamasze”. Zgodnie z obserwacjami Furediego, teza mówiąca, że tylko jedna strona – w tym przypadku Prawo i Sprawiedliwość – używała narracji strachu, wydaje się nieprawdziwa. Tomasz Lis w artykule napisanym dla amerykańskiego „Wall Street Journal” zauważył, że „w tych wyborach, [...] mamy nie tylko alternatywę dwóch kandydatów. Mamy też wybór dwóch strachów i obaw. Z jednej strony strach części społeczeństwa przed zbyt mocną pozycją liberałów. Z drugiej strach może nawet większej części społeczeństwa przed bliźniakami” (Lis 2005). Strach przed braćmi Kaczyńskimi wyraźnie nasilił się po objęciu przez nich władzy. Zarzucano im jednocześnie dążenie do rządów autorytarnych, jak i nieudolność prowadzącą do anarchii. Tego rodzaju retorykę można znaleźć między innymi w artykule Mirosława Czecha pod tytułem Kaczyński: strasz i rządź, gdzie były poseł Unii Wolności przekonuje, że „Jarosław Kaczyński z ludzkich namiętności najbardziej rozumie strach. Wie, że ludzie boją się o siebie, rodzinę, dostatek, pracę i posady. Władzę sprawuje zarządzając tym strachem. We własnej partii wszyscy są podejrzani o nielojalność – i ulegli. W koalicji nie ma uczciwych i skłonnych do ryzyka. Opozycja albo się podda, albo na wszystkich znajdą się haki. Bać się mieli biskupi, gdy sypały się nazwiska kościelnych TW. Strach miał oblecieć biznesmenów, gdy ABW pukała do ich drzwi o godzinie 6 rano. Uległością powinni byli się kierować sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, gdy i na nich znalazły się ”ubeckie” kwity. Respektu przed władzą miały nabrać cztery pielęgniarki, którym Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 38 38 zachciało się głodować, by ujrzeć oblicze Jaśnie Pana Premiera” (M. Czech 2007). Rafał Ziemkiewicz, ustosunkowując się do licznych artykułów napisanych w tym duchu, opublikował głośny tekst, w którym dowodził między innymi, że „cechą zasadniczą tego antykaczyzmu wydaje się tworzenie pewnej wspólnoty; wspólnoty opartej z jednej strony na poczuciu wyższości połączonym z pogardą dla tych, którzy do wspólnoty nie należą, z drugiej – na eskalowaniu poczucia zagrożenia” (Ziemkiewicz 2006). Przytoczone powyżej fragmenty artykułów świadczą o słuszności intuicji Furediego, który twierdzi, że strach stał się walutą dyskursu publicznego. „Strach stał się perspektywą, którą posługują się obywatele ponad politycznymi podziałami. W rzeczy samej, główną cechą różnicującą poszczególne partie i ruchy społeczne jest to, czego boją się one najbardziej” (Furedi 2005: 140). W polskim dyskursie publicznym odmienne obawy poszczególnych grup wyraźnie widać w mającym niewątpliwie polityczny charakter wzajemnym strachu środowisk Radia Maryja i „Gazety Wyborczej”. Damian Leszczyński, filozof z Uniwersytetu Wrocławskiego, w artykule napisanym dla „Rzeczypospolitej” ten obopólny strach przedstawił następująco: „język Radia Maryja jest przeładowany emocjami i oskarżeniami, nietrudno też dostrzec, że pełni instrumentalną rolę wobec pewnej politycznej wizji. Pod tym względem przypomina język „Gazety Wyborczej” – jest językiem uczuć, nie rozumu – choć w obu wypadkach efekt uzyskuje się za pomocą innych środków. Zresztą Michnik i Rydzyk są do siebie dość podobni, oczywiście nie w poglądach, ale w sposobie uprawiania polityki. Obaj starają się kształtować ją z zewnątrz, środkami medialnymi, poprzez umiejętne dawkowanie przesady i wykorzystywanie ludzkich lęków – czy to przed >endecją< i »ciemnogrodem« czy też »masonami« i »liberałami«” (Leszczyński 2007). Dwa skontrastowane powyżej przejawy strachu pokazują, jak pojemna jest to kategoria. Mianem strachu określa się nawet werbalnie wyrażony stan zaniepokojenia jakąś sytuacją, który ma charakter przekonań niejednokrotnie na tyle luźnych, że nie modyfikuje bezpośrednio zachowań jednostki. Obawiając się czegoś działamy dokładnie w ten sam sposób, jak gdybyśmy nie podzielali danych przekonań. Z drugiej strony kategoria strachu rozciąga się aż na sytuacje, w których poczucie zagrożenia sprawia, że aktywnie przeciwdziałamy niebezpieczeństwu albo uciekamy, lub też sparaliżowani bezradnie czekamy na rozwój sytuacji. Ta konstatacja dotycząca janusowego oblicza strachu pozwala przejść od przykładów do bardziej systematycznych prób opisu strachu. Będę chciał zatem naszkicować zręby wybranych systemów wyjaśniających, budowanych przez naukowców, którzy dostrzegają rolę strachu w ży- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 39 39 ciu publicznym. Oczywiście, współczesne rozważania akademickie nad rolą strachu w polityce, zresztą jak każde inne zjawisko społeczne, nie powstały w próżni. Corey Robin, w swojej książce Fear. The history of a political idea wskazuje, że wątek strachu, choć zazwyczaj poboczny, był obecny od samego początku refleksji nad sferą publiczną. Długo dominował pogląd, wyrażany między innymi przez Arystotelesa i Św. Augustyna, że strach pojawia się, gdy jednostka działa wbrew prawu naturalnemu i dlatego odgrywa on pozytywną rolę dla systemu społecznego. Ten typ myślenia dobrze reprezentuje idea bojaźni bożej. Ale strach ujmowano także na inne sposoby. Jak pokazuje Robin, na przykład Sokrates, w podejściu bliskim współczesnemu konstruktywizmowi społecznemu, twierdził, że strach jest produktem przekonań, które z kolei są wytworem poetów i nauczycieli, będących produktem republiki, czyli społeczeństwa (Robin 2004: 6–11). Pisząc o uwzględniających lęk wizjach polityki, które powstały przed narodzinami nauk społecznych i systematycznej refleksji nad sferą publiczną, nie sposób pominąć dorobku Niccolo Machiavelliego oraz Thomasa Hobbesa. Obaj byli zaangażowani w życie polityczne i obaj doszli do wniosku, że strach jest niezbędnym składnikiem życia politycznego. Machiavelli w swoich wskazówkach dla księcia doradzał używać strachu jako narzędzia podtrzymującego władzę, a Hobbes strach przed instytucjami państwa uważał za remedium przeciw wojnie wszystkich ze wszystkimi, wytwarzającej nota bene inny rodzaj strachu. Dla współczesnych systematycznych studiów nad lękiem w przestrzeni politycznej pierwszorzędne znaczenie miała teoria społeczeństwa ryzyka rozwinięta przez Ulricha Becka, którego, moim zdaniem, można uznać za prekursora omawianego w tekście kierunku badań. Według tego najbardziej znanego obecnie niemieckiego socjologa zasadniczą cechą współczesności są zagrożenia związane z produkcją przemysłową. Teoria Ulricha Becka została przeze mnie znacznie dokładniej zrekonstruowana i w kilku punktach skrytykowana w eseju recenzyjnym Społeczeństwo ryzyka a kultura strachu (por. F. Czech 2007: 59–87). Dlatego też w niniejszym artykule naszkicowany jest jedynie polityczny wymiar jego koncepcji. Beck uważa, że wypadki takie jak ten w Czarnobylu oraz niezauważalna na co dzień emisja wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń nie tylko mogą doprowadzić do zagłady świata, ale również zmieniają nasze życie, także polityczne. W przeciwieństwie do czasów wcześniejszych, kiedy zagrożenie często było zauważalne w postaci pożaru czy hordy najeźdźców, obecnie ryzyko „przejawia się dopiero i tylko w (naukowej względnie antynaukowej) wiedzy na jego temat i może być przez tę wiedzę zmienione, pomniejszone lub powiększone, udramatyzowane lub zbaga- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 40 40 telizowane i jest przez to w szczególny sposób otwarte na społeczne procesy definiowania. Przez to media i ośrodki związane z definiowaniem ryzyka stają się kluczowymi ośrodkami społeczno-politycznymi” (Beck 2004: 31). W dalszej części Beck dowodzi, że nie tylko ryzyko się upolitycznia, ale zmienia się również sama polityka i w jej obrębie pojawiają się wcześniej nieobecne kwestie ekologiczne. W konsekwencji mamy do czynienia z nowymi źródłami politycznego konfliktu i konsensu (por. tamże: 28). Widać to nader wyraźnie w krajach rozwiniętych, gdzie wartości postmaterialne, takie właśnie jak ochrona środowiska, cieszą się dużo większą popularnością. Tam właśnie, jak to określa Beck, solidarność w biedzie jest zastępowana przez solidarność w strachu. Bezpieczeństwo staje się podstawowym celem politycznym. Trzeba dodać, że celem mającym niejednokrotnie charakter ponadnarodowy. W tych warunkach świat kurczy się do wspólnoty zagrożeń, co sprawia, że perspektywę strachu należy brać pod uwagę nie tylko w poszczególnych państwach, ale również jako element stosunków międzynarodowych i procesów globalizacyjnych. W ujęciu Becka strach w polityce jest więc rezultatem szerszych społeczno-przemysłowych zmian. Strach, podobnie jak świadomość ryzyka, jest dla Becka pożądanym stanem, gdyż może prowadzić do działań zwiększających bezpieczeństwo. Pisze on: „wszechogarniający i przenikający wszystko brak poczucia bezpieczeństwa nie jest tylko ciemną stroną wolności. Ważne jest odkrycie jego pozytywnych aspektów. Wprowadzenie niepewności do naszych myśli i żądzy może pomóc […] w zmianie prowadzącej do innej nowoczesności” (tamże, s. 168). Przytoczony cytat pozwala dostrzec paralelę myśli Becka z ideami Judith Shklar, zajmującej się filozofią polityki na Uniwersytecie Harvarda. Jej koncepcja liberalizmu strachu stanowi przykład stosunkowo szerokiego, także współcześnie, nurtu myślenia o strachu, którego korzenie sięgają prac Arystotelesa i św. Augustyna. Podobnie jak Beck, i ci myśliciele wskazują, że strach może stanowić wartość w życiu publicznym. Shklar, sama będąc Żydówką, która uciekła przed nazizmem do Ameryki, zwraca uwagę na to, że idealizm często prowadził do terroru i z tego powodu sama proponuje bardzo ograniczony projekt polityczny. Pokazuje ona, że zamiast dążyć do ideałów, powinniśmy zabiegać o ograniczenie otaczającego nas zła i okropności. Dlatego właśnie strach przed złem i okropnością powinien być fundamentem liberalizmu. Strach bowiem ma tę właściwość, że jest uniwersalną emocją i nie wymaga żadnych uzasadnień. Wszak nie trzeba nikogo przekonywać, że się boimy, tak jak przekonuje się do racji danej ideologii (por. Shklar 1989). W ten właśnie Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 41 41 sposób idee polityczne zastępowane są przez strach, przy czym rozumiany jest on jako zjawisko pozytywne. Z dwóch powodów zdecydowałem się przywołać tu koncepcję liberalizmu strachu, mimo że raczej należy ona do świata polityki niż go opisuje. Po pierwsze, ta mająca inny niż pozostałe charakter koncepcja dowodzi, że na wiele sposobów można interpretować zależności między strachem a polityką. Po drugie, ta tradycja myślenia o strachu w polityce, pokazuje coś, co moim zdaniem stanowi fundament polityki strachu. Mianowicie, warunkiem wzrostu znaczenia strachu w polityce jest zjawisko, które określa się jako upadek idei postępu (por. Krasnodębski 1991). Od oświecenia, w europejskiej i amerykańskiej myśli społeczno-politycznej dominowało przekonanie, że ludzie są w stanie zbudować idealne społeczeństwo. Istniały różne projekty takiego perfekcyjnego systemu społecznego. Zwłaszcza od połowy XIX wieku trwała wielka debata, by nie powiedzieć wojna, o to, który z tych projektów jest lepszy. Równocześnie rozwój technologiczny i poprawa niektórych aspektów życia uwiarygodniały owe spekulacje. Działo się tak na dobrą sprawę aż do 1989 roku, kiedy to wraz z obaleniem muru berlińskiego pozbawiono się złudzeń wobec ostatniego, a zarazem najbardziej wpływowego z projektów. Chociaż szczątki tych jakże silnych wcześniej ideologii wciąż istnieją, to nie mają one już realnego wpływu na wyobraźnie większości współczesnych ludzi. Pustkę po nich wypełnił zaś strach. W rezultacie dominantą współczesnych idei politycznych, jak to widać u Shklar, nie są już pozytywne projekty, a obawy przed czarnymi scenariuszami. Krytykiem liberalizmu strachu jest Furedi. Uważa on, że strach często nie prowadzi do przeciwdziałania złu, ale jest przejawem tchórzostwa. Uzasadnia to twierdzenie budując teorię sytuującą strach polityczny w ramach szerszych procesów kulturowych. Dowodzi, że politycy nie byliby w stanie stworzyć poczucia zagrożenia w próżni, gdyby nie istniała atmosfera strachu. Zdaniem Furediego politycy manipulują strachem, ale nie są jego twórcami. Raczej dzięki swej pozycji są wyrazicielami szerszych zbiorowych emocji. Politycy więc nie tyle cynicznie kreują lęk przed zagrożeniami stworzonymi dla swoich potrzeb, ile autentycznie obawiają się pewnych niebezpieczeństw, które dzięki nim znajdują się w centrum uwagi. Natomiast zdaniem Furediego charakterystyczny dla współczesności strach, obawy przed przyszłością i paraliżująca niewiara w możliwości przeciwdziałania zagrożeniom stanowią rezultat przyspieszonych zmian społecznych i technologicznych. Głębokie i nieuastanne przemiany społeczne prowadzą do anomicznego braku orientacji o tym, jak funkcjonuje społeczeństwo i bardziej Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 42 42 ogólnego lęku. Z tego powodu cechą wyróżniającą współczesnych społeczeństw jest zasada bezpieczeństwa polegająca na tym, iż każda najdrobniejsza czynność jest oceniana przede wszystkim z punktu widzenia bezpieczeństwa. Dzieje się tak do tego stopnia, że rozróżnia się nawet pomiędzy bezpiecznym i niebezpiecznym seksem (por. Furedi 2002: 4). W ten sposób kultura strachu – jak brzmi nazwa pracy Furediego opisującej współczesną kulturę – prowadzi do powstania polityki strachu – jak zatytułowana jest następna, interesująca mnie tu książka brytyjskiego socjologa. Polityka strachu jest zatem rezultatem fatalistycznej wrażliwości, której często ulegają sami politycy. Jej przejawem jest sekularyzacja lęków polegająca na tym, że ostrzeżenia o niebezpieczeństwie lub wręcz grożącej zagładzie, które były kiedyś domeną proroków i kaznodziejów, wyrażane są teraz przez polityków i dziennikarzy, jak dzieje się na przykład w przypadku zagrożeń ekologicznych (por. Furedi 2005: 131). Strach polityczny widoczny jest nie tylko w tych najbardziej abstrakcyjnych kwestiach, dotyczących przyszłości całej ludzkości, ale też w drobnych, często odnoszących się do wąskiego segmentu społeczeństwa, decyzjach. Bezpieczeństwo staje się podstawową wartością polityczną nawet dla takich aktorów sceny publicznej jak związki zawodowe, które, przynajmniej w najbardziej rozwiniętych krajach, dążą nie tyle do poprawy sytuacji finansowej pracowników, ale do zapewnienia bezpieczeństwa w miejscu pracy. Wskaźników takiej tendencji dostarczają cytowane przez Furediego badania Jeffreya Berry’ego. Wyliczył on, że w latach sześćdziesiątych 70% amerykańskiego ustawodawstwa dotyczyła alokacji zasobów ekonomicznych. Wielkość ta spadła do 30% w 1991 roku. W tym samym czasie wzrosła natomiast do ponad 70% liczba ustaw motywowanych wartościami postmaterialnymi, takimi jak bezpieczeństwo (por. Furedi 2002: 175–177). Rola ruchów ekologicznych i związków zawodowych oraz takich grup lobbingowych, jak zrzeszenia konsumenckie czy kluby biznesowe jest ważna dlatego, że obok partii politycznych współtworzą one kategorię, jak nazywa je Furedi, przedsiębiorców strachu. Każda z tych grup dąży do realizacji własnych interesów odwołując się do poczucia strachu obywateli. Taka specjalizacja sceny politycznej jest jego zdaniem niekorzystna. Furedi nie traktuje zaangażowania kolejnych podmiotów w życie publiczne w kategoriach rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Uważa on natomiast, że w ten sposób rośnie znaczenie grup bez demokratycznej legitymacji, które dążą do realizacji partykularnych celów określonej grupy społecznej, a nie dobra wspólnego, jak to ma miejsce w przypadku tradycyjnych organizacji pożytku publicznego. Ponadto, jak Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 43 43 uważa Furedi, rozwój przedsiębiorców strachu prowadzi do instytucjonalizacji strachu na scenie politycznej (por. Furedi 2005: 142). Na inny aspekt politycznych funkcji strachu zwraca uwagę Barry Glassner. Interesuje go społeczna cena błędnie zidentyfikowanych, wyolbrzymionych obaw, które prowadzą do błędnych decyzji i niepotrzebnych wydatków. Uważa on, podobnie jak Shklar, że strach generalnie pełni potrzebną rolę pozwalającą zareagować na niebezpieczeństwa, ale z różnych powodów często obawy dotyczą nie tego, co rzeczywiście stanowi największe zagrożenie. Analizując sferę publiczną w Stanach Zjednoczonych dochodzi do wniosku, że takim wyolbrzymionym strachem są emocje narastające wokół zjawiska narkomanii. Glassner przytacza dane, z których wynika, że w latach dziewięćdziesiątych w stosunku do poprzedniej dekady o połowę spadła liczba narkomanów. Pomimo tego, w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku, kiedy prezydent Bill Clinton prowadził restrykcyjną politykę fiskalną w celu opanowania deficytu budżetowego, wydatki na przeciwdziałanie narkomanii rosły w przeciwieństwie do niemal wszystkich innych obciążeń budżetowych (por. Glassner 1999: XI i 131). Podobnie było z poziomem przestępczości, który w ostatniej dekadzie XX wieku zdecydowanie spadł, co jednak nie znalazło odbicia w nastrojach społecznych. W rezultacie wydatki Kalifornii na więziennictwo przewyższyły te na szkolnictwo wyższe (por. tamże, s. XVIII). Wskazówkę pozwalającą odpowiedzieć na zadane w podtytule książki Glassnera pytanie – „Dlaczego Amerykanie obawiają się niewłaściwych rzeczy?” – można znaleźć w następującym stwierdzeniu: „Między 1990 a 1998 rokiem, kiedy liczba popełnionych w Stanach Zjednoczonych morderstw spadła o 20%, liczba doniesień o morderstwach w programach informacyjnych wzrosła o 600%” (por. tamże, s. XXI). Glassner uważa, że jakakolwiek analiza kultury strachu pomijająca media będzie niepełna, bowiem nie bierze się wówczas pod uwagę mechanizmu nazywanego przez psychologów heurystyką dostępności, polegającego na tym, że zdarzenia, o których słyszymy najwięcej, traktowane są jako najczęściej występujące (tamże, s. 133). Jednak media nie są jedynymi promotorami strachu. Zaliczają się do nich także przedsiębiorstwa (na przykład firmy ochroniarskie), grupy adwokackie i partie polityczne. Glassner pokazuje, że oprócz takich sytuacji, gdzie media są recenzentami polityków, zdarza się i tak, że obie te grupy aktorów współpracują. W rezultacie media zyskują sensacyjną historię, a politycy mobilizują społeczeństwo do walki z zagrożeniem. W ten sposób, w połowie lat dziewięćdziesiątych wybuchła w Stanach Zjednoczonych panika moralna wokół podejrzeń o wykorzystywanie dzieci przez wychowawców w przedszkolach. Koszty śledztw, procesów i specjal- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 44 44 nych programów kontrolnych miały wynosić ponad miliard dolarów, a okazało się, że zagrożenie było w znacznej mierze wyobrażone (tamże, s. XVII). Często cena strachu jest mniej spektakularna niż w tym przypadku. Glassner twierdzi, że nieracjonalnie duże sumy pieniędzy przeznacza się na poprawę bezpieczeństwa transportu lotniczego, zaniedbując tym samym bezpieczeństwo w miejscach pracy. Takie wydatki są jego zdaniem nieuzasadnione z dwóch powodów. Po pierwsze, zwiększenie już i tak dużych subwencji przeznaczonych w budżecie publicznym na bezpieczeństwo transportu lotniczego, zgodnie z prawem Gossena znanym jako zasada malejącej wartości krańcowej, przyniesie niewiele korzyści. Popularną ilustrację tego prawa stanowi zabawne stwierdzenie, że dziesiąte zjedzone ciasteczko nie smakuje tak dobrze jak pierwsze. Znacznie większy pożytek, według Glassnera, przyniosłoby wsparcie organizacji kontrolującej bezpieczeństwo pracy, gdyż badania pokazują, że po każdej kontroli liczba wypadków w danym miejscu pracy spada o 20% na około trzy lata, a liczba kontrolerów pozwala na przeprowadzenie inspekcji w danej firmie przeciętnie raz na sto lat (tamże, s. 198). Przyczyną kosztownej obsesji, dotyczącej bezpieczeństwa podróży lotniczych, zdaniem Glassnera, jest wpisująca się w logikę funkcjonowania mediów spektakularność katastrof samolotowych, w których ginie jednocześnie wiele osób. Jednak Glassner dowodzi, że istnieje jeszcze głębsza przyczyna takiego stanu rzeczy. Utrzymuje on, że samolotami częściej podróżują zamożniejsi obywatele i rozpowszechnianie obaw związanych z bezpieczeństwem lotów legitymizuje wydawanie środków publicznych zgodnie z interesami bogatszych (tamże, s. 201). Tak rozumiana polityka strachu jest więc manifestacją klasowych interesów. Ostatnie podejście, które zamierzam tu zaprezentować, nawiązuje do wskazanego powyżej wątku klasowego. Robin zajmuje się strachem politycznym (political fear), przez który rozumie „ludzkie obawy dotyczące zagrożenia dla zbiorowego dobrobytu strach przed terroryzmem, panika dotycząca przestępczości, niepokój związany z przekonaniem o moralnym upadku – oraz obawy będące wynikiem zastraszania mężczyzn i kobiet przez rządy i inne grupy. Tym, co tworzy oba typy strachu raczej politycznym niż personalnym, jest to, że emanują one ze społeczeństwa lub mają konsekwencje dla społeczeństwa” (Robin 2004: 2). Ten rodzaj lęku przyjmuje często postać uogólnionego strachu (generalized fear), który nie wynika z indywidualnych, bezpośrednich doświadczeń, ale rodzi się na poziomie dyskursu społecznego. Robin wyróżnia dwa rodzaje takiego uogólnionego strachu. Pierwszy z nich jednoczy naród (lub inną grupę) w obliczu określonego przez liderów Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 45 45 zewnętrznego zagrożenia. Taką naturę miały lęki wywołane zamachami z 11 września 2001 roku. Drugi rodzaj strachu prowadzi do podziałów społecznych i nazywany jest przez amerykańskiego politologa strachem represyjnym albo wertykalnym. Wynika on ze społecznych różnic w posiadaniu kapitału, władzy oraz statusu i używany jest przez różne grupy dla zdobycia lub utrzymania przywilejów społecznych (por. tamże, s. 18). Robin twierdzi, że zbyt dużo uwagi poświęca się lękom pierwszego rodzaju i dlatego sam koncentruje się na analizie lęku wertykalnego. W związku z tym, że zwraca on przede wszystkim uwagę na polityczne użycie strachu przez grupy uprzywilejowane, jego koncepcja wpisuje się w tradycję paradygmatu konfliktowego i badań stosunków klasowych. Lecz dla Robina strach nie jest wyłącznie elementem relacji pracodawca – pracownik, ale występuje on także w kontekście relacji politycznych i rasowych. Warto dodać, że dla Robina strach polityczny, zarówno pierwszego jak i drugiego rodzaju, jest naturalnym zjawiskiem w warunkach wolności i demokracji i nie można się go całkowicie pozbyć. Przy czym nie należy tego rozumieć w ten sposób, że strach jest wyróżnikiem naszych czasów. Stanowi on raczej dla Robina zaniedbany wcześniej przedmiot badań (por. tamże, s. 164–165). Do tej pory w niniejszym artykule zaprezentowane zostały przykłady zjawisk określanych mianem polityki strachu oraz pięć różnych (Beck, Shklar, Furedi, Glassner, Robin) propozycji ogarnięcia tego wymiaru rzeczywistości społecznej. Oczywiście jest to wybór dalece niekompletny. Nie uwzględniłem tu na przykład propozycji mających bardziej doraźny charakter, które nie tyle dążą do zrekonstruowania fragmentu rzeczywistości, ile do krytyki określonego aktora lub decyzji. Tak zakwalifikowałem między innymi stanowisko Benjamina Barbera zawarte w książce Imperium strachu (por. Barber 2005), które przede wszystkim jest głosem krytycznym wobec polityki Georga W. Busha po atakach z 11 września 2001 roku. Pominąłem tutaj również przedsięwzięcia naukowców, którzy badają strach polityczny przez pryzmat mających szersze zastosowanie podejść i narzędzi badawczych. Lęk polityczny może być wszak przedmiotem badań prowadzonych zgodnie z optyką, dajmy na to, teorii racjonalnego wyboru. Przeglądu takich badań dostarcza Daniel Béland (por. Béland 2005). Dążąc do pokazania tu koncepcji, w których strach polityczny stanowi centrum zainteresowań, pominąłem też teorie emocji, które mogą mieć polityczne implikacje. Osobną grupę nieuwzględnionych przeze mnie tekstów tworzy liczny zbiór prac, odwołujących się do polityki strachu w celu opisania sytuacji w określonym państwie. Z wykorzystaniem tej perspektywy analizowana jest na przykład sytuacja w Birmie, Turcji czy Peru, Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 46 46 ale i w Stanach Zjednoczonych (por. m.in. Burt 2006; Skidmore 2004; Hakon Yavuz 2002; Haughton, Schowyer 1995). Ukazawszy wielowątkowość zagadnienia, czas na ustalenia metodologiczne, dotyczące interesującej mnie tu perspektywy polityki strachu. Nietrudno zaobserwować fakt, że omawiane tu podejścia, mimo istotnych różnic, wiele łączy. To pozwala myśleć o nich jako o pewnej grupie teorii. W naukach społecznych takie „rodziny” teorii bywają określane jako paradygmaty albo jako szkoły. Paradygmat to najogólniejszy sposób widzenia nauki, czyli „konstelacja przekonań, wartości i technik itp. wspólnie uznawanych przez członków społeczności uczonych” (Sztompka 1985: 17). Kuhn zauważa też, że w przeciwieństwie do nauk przyrodniczych, gdzie w danym okresie dominuje jeden paradygmat, w naukach społecznych nie mamy jednego dominującego paradygmatu, co określa się mianem stadium przedparadygmatycznego albo wieloparadygmatyczności (por. tamże, s. 34–35). Z kolei szkoły, zdaniem Stanisława Ossowskiego świadomie przeciwstawiają się innym stanowiskom, przy czym spory dotyczą nie nowych problemów, a od dawna już istniejących dylematów, które ujmuje się wybierając jedną z tradycji czerpanych od poprzedników (mistrzów). Tak rozumiane szkoły dominowały w socjologii od Comte’a do przynajmniej lat trzydziestych XX wieku (por. Ossowski 1967: 228.) Warto w tym miejscu zauważyć, że na przykład funkcjonalizm określany jest zarówno mianem szkoły, jak i paradygmatu. Początkowo zamierzałem pokazać, że zrekonstruowane pomysły teoretyczne łączą się w jeden paradygmat, albo stanowią fragment pewnej szkoły badań. Po głębszej analizie uważam jednak, że już pięć omawianych koncepcji dzielą zbyt duże różnice, aby te określenia były adekwatne. Mimo pewnych wzajemnych odwołań i debat brakuje też tu punktu wyjścia, wspólnej tradycji badań, które są tak wyraźne w przypadku szkoły. W tej sytuacji zarysowaną grupę teorii najlepiej określić mianem kierunku. Według Ossowskiego, kierunek wyróżnia się odrębną problematyką badań, a nie leżącymi u jej podstaw założeniami. Przykładem może być kierunek ekologiczny w socjologii (por. tamże). Z taką samą sytuacją mamy do czynienia w przypadku badań nad strachem politycznym. Wspólnym mianownikiem tej grupy badań i teorii są nie tyle założenia ani tradycja ujmowania problemu, lecz podobne pole tematyczne i preferencje badawcze. Jednym z przejawów kształtowania się kierunku badawczego jest dążenie do zainteresowania problemem innych przedstawicieli danej nauki. Czasem czyni się to nie wprost, na przykład poprzez uświadamianie wieloaspektowości problemu i pokazywanie, jak on był dotychczas niedoceniany przez na- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 47 47 ukowców, jak to robi Furedi w artykule pod tytułem Towards sociology of fear (por. Furedi 2007), a czasem wprost przez podkreślanie konieczności zajęcia się danym kierunkiem, tak jak Robin (por. Robin 2004: 23). Trudno powiedzieć, jak dalece takie apele są skuteczne. Faktem pozostaje natomiast wzrost liczby książek i artykułów poruszających daną problematykę. Wykres 1. Wzrost zainteresowania zagadnieniem polityki strachu Podstawę obliczeń stanowią dwa wskaźniki. 1. (kolor ciemnoszary) liczba pozycji zindeksowanych w bibliotece University of Washington w Seattle jako książki z zakresu socjologii i politologii w języku angielskim, w których pojawia się zagadnienie „polityka strachu”. 2. (kolor jasnoszary) liczba artykułów w których pojawia się określenie „politics of fear” w internetowej bazie artykułów Blackwell Synergy. Stan na: 09. 07. 2007. O tym, że mamy do czynienia z nową przestrzenią badawczą, którą można nazywać kierunkiem, świadczy też to, że nie są to pojedyncze pomysły rozwijane w izolacji, lecz pozostające w pewnym związku koncepcje. Nie znaczy to, że ich autorzy zawsze się ze sobą zgadzają. Często mamy do czynienia z dialogiem i krytyką. Artykuły przeglądowe i wspólne konferencje uprawniają twierdzenie, że tak jest w przypadku polityki strachu. Ważne są również odniesienia do poprzedników, pojawiające się w nowych pracach. Założenia metody socjometrycznej podsunęły mi pomysł prześledzenia nawiązań do innych prac w omawianych wcześniej koncepcjach, której wyniki teraz przedstawię dla ilustracji. Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 48 48 Wykres 2. Przestrzeń badań polityki strachu Nawiązania do wcześniejszych prac w tym zakresie. U góry przedstawione zostały prace nowsze, a na dole te starsze, nawet z lat osiemdziesiątych. Po prawej stronie znajdują się prace socjologów, a po lewej politologów. Ze względu na czytelność uwzględnione zostały tylko książki zawierające podejścia omawiane w tym artykule oraz artykuły mające charakter przeglądowy (Beland 2005). Jedynie w przypadku Furediego przeanalizowałem dwa teksty (książka Politics of fear i artykuł Towards sociology of fear). Dla przejrzystości wykresu zamieściłem wyłącznie publikacje, do których odwołuje się więcej niż dwóch autorów. Musze dodać, że wyjątek stanowi praca oznakowana „Douglas”. Napisana została ona przez anropolożkę M. Douglas i politologa A. Wildavsky’ego. Z tego względu umieszczona ona została na środku wykresu. Z diagramu wynika, że wraz z upływem czasu omawiany kierunek badań coraz bardziej się konsoliduje. Widać też, że istnieje pewna wspólna przestrzeń badań nad strachem w polityce, którą dzielą socjologowie (prawa strona wykresu) i politolodzy (lewa strona wykresu). Interdyscyplinarność badań sceny politycznej nie jest zresztą niczym nowym. Zwłaszcza w świecie anglosaskim subdyscyplina socjologii polityki przenika się z teorią polityki (i coraz częściej z teorią stosunków międzynarodowych). Inaczej jednak dzieje się w Polsce, gdzie teoria polityki, jako sfera badań politycznych jest bardzo słabo rozwinięta, co, z oczywistych powodów wynika z zaszłości historycznych. Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 49 49 Podsumowując ostatnie akapity, rzecz się ma następująco: istnieje socjologiczno-politologiczna przestrzeń badań, w ramach której rozwija się kierunek polityki strachu. Pozostaje więc odpowiedzieć na pytanie, jakie są przyczyny rozwoju tego kierunku. Wydaje się, że można wskazać źródła dwojakiego typu. Pierwsze stanowiłyby same przemiany rzeczywistości. Przemiany zainteresowań badawczych można bowiem traktować jako odbicie zmiany społecznej. Zauważalny wzrost liczby artykułów i książek, poruszających kwestię polityki strachu po roku 2000 świadczy o tym, że problem terroryzmu uzmysłowił znaczenie strachu nie tylko publicystom, ale również badaczom życia politycznego. Uwzględnienie tego problemu badań było tym bardziej prawdopodobne, że już przez ostatnią dekadę XX wieku funkcjonował publiczny dyskurs strachu. Świadczy o tym między innymi, wspominana już wcześniej w niniejszym tekście, lawinowo rosnąca liczba materiałów medialnych o różnego rodzaju lękach. Drugim źródłem zmian jest wewnętrzna logika nauk społecznych. Zanim zaczęto badać polityczny wymiar strachu, rozwinęła się czerpiąca z psychologii socjologia emocji. Jednak naukowcy, zajmujący się polityką strachu, stosunkowo rzadko nawiązują do osiągnięć tej subdyscypliny, co może wiązać się z tym, że istotna tam perspektywa symbolicznego interakcjonizmu o mikrosocjologicznym wydźwięku wydaje się mało przydatna do analizy, mającej raczej makrostrukturalny charakter sceny politycznej. Dużo większy wpływ na rozwój kierunku polityki strachu niż omawiane przez Johnatana Turnera podejścia interakcjonistyczne (por. Turner 2005) miała socjologia ryzyka z naszkicowanymi tu teoretycznymi pomysłami Becka. Analizy polityki strachu czerpią też dużo z podejść konstruktywistycznych i analizy dyskursu. W wielu teoriach strachu politycznego zwraca się uwagę na rolę mediów i pokazuje, implicite lub explicite, jak emocje (w tym strach) są konstruowane. Dlatego też sam strach jest w tych badaniach często traktowany nie tyle jako emocja odczuwana przez jednostkę, ile jako funkcjonujące w społecznej świadomości wyobrażenia i symbole kulturowe, które wywołują lęk. Thomas Janowski wraz ze współpracownikami w podręczniku socjologii polityki określa lata sześćdziesiąte XX wieku jako okres zwrotu językowego (linguistic turn) w teoriach wyjaśniających wydarzenia na scenie politycznej (por. Janowski, Alford, Hicks, Schwartz red. 2005: 153 i nast.). Wcześniej badacze tej sfery rzeczywistości mieli się koncentrować na działaniach politycznych, takich jak sposoby stanowienia prawa, strategie rywalizacji partyjnej, sposoby rządzenia. Pod wpływem, jak to zwykle bywa, przemian społecznych (powstanie Nowej Lewicy, kontrkulturowe idee lat sześćdziesiątych) i rozwo- Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 50 50 ju w naukach społecznych (teorie Foucaulta czy Habermasa) dostrzeżono, że wiedza i praktyki językowe stanowią istotny wymiar władzy. Wydaje się, że pojawienie się polityki strachu jako kierunku badań życia politycznego stanowi kolejny taki zwrot. Bibliografia Barber, Benjamin. 2005. Imperium strachu, Warszawa: Wydawnictwo Literackie „Muza“. Beck, Urlich. 2004. Społeczeństwo ryzyka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar. Béland, Daniel. 2005. The Political Construction of Collective Insecurity: From Moral Panic to Blame Avoidance and Organized Irresponsibility, Cambridge, Massachusetts, Center for European Studies Working Papper series 126, Harvard University, www.ces.fas.harvard.edu/publications/docs/pdfs/Beland.pdf (24. 06. 07). Burt, Jo-Marie. 2006. „Quien habla es terrorista” The political use of fear in Fujimori’s Peru, „Latin American Review” 3 (41). Czech, Franciszek. 2006. Filmy jako teorie. Filmy Michaela Moore’a jako teorie spiskowe, w: M. Korczyński, P. Pluciński, Konstrukcja czy rekonstrukcja rzeczywistości? Dylematy społecznego zaangażowania, Poznań: Bogucki Wydawnictwo Naukowe. Czech, Mirosław. 2007. Kaczyński: strasz i rządź, „Gazeta Wyborcza” 11. 07. 2007. Dudek, Antoni. 2007. Historia polityczna Polski, Kraków: Arcana. Furedi, Frank. 2002. Culture of Fear, London: Continuum. Furedi, Frank. 2005. Politics of Fear, London: Continuum. Furedi, Frank. 2007. „Towards sociology of fear”, niepublikowany artykuł znajdujący się w posiadaniu autora niniejszej publikacji. Gadziński, Marcin. 2004. Kampania strachu, „Gazeta Wyborcza” 25. 10. 2004. Glassner, Barry. 1999. The Culture of Fear: Why Americans Are Afraid of the Wrong Things?, New York: Basic Books. Haughton, Rosemary, Nancy Schowyer. 1995. Welfare reform and national scapegoating: the politics of fear, „Cross Currents” 1 (45). Janowski, Thomas, Robert Alford, Alexander Hicks, Miltred Schwartz (red.). 2005. The Handbook of political sociology, Cambridge: Cambridge University Press. Emocja:wspolnotyKor.qxd 2009-10-19 19:20 Strona 51 51 Krasnodębski, Zdzisław. 1991. Upadek idei postępu, Warszawa: PIW. Leszczyński, Damian. 2007. Radio Maryja – język emocji, a nie rozumu, „Rzeczpospolita” 20. 07. 2007. Lis, Tomasz. 2005. Donald or Duck, „The Wall Street Journal” 20. 10. 2005. Ossowski, Stanisław. 1967. O osobliwościach nauk społecznych, w: tenże, Dzieła, tom IV, Warszawa: PWN. Pipes, Daniel. 1998. Potęga spisku, Warszawa: BEJ Service. Robin, Corey. 2004. Fear. The History of Political Idea, Oxford: Oxford University Press. Shklar, Judith. 1989. The liberalism of fear, w: N. Rosenblum (red.), Liberalism and the moral life, Cambridge: Harvard University Press. Skidmore, Monique. 2004. Karaoke Fascism: Burma and the politics of fear, Philadelphia: University of Pensylvania Press. Turner, Jonathan H. 1985. Struktura teorii socjologicznej, Warszawa: PWN. Turner, Jonathan H., Jan E. Stets. 2005. The sociology of Emotions, Cambridge: Cambridge University Press. Yavuz, Hakan. 2002. The Politics of Fear: the rise of National Action Party (MHP) in Turkey, „The Middle East Journal” 2 (56). Ziemkiewicz, Rafał. 2006. Krytyka małpiego rozumu, „Dziennik. Polska-Europa-Świat” 4. 09. 2006.