Academia.eduAcademia.edu

Moje, nasze Gliwice

MOJE/NASZE GLIWICE OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA POD rEDAkCJą MAGDALENy MALIk Gliwice 2017 Redakcja; Dr Magdalena Malik Tytuł: Moje/Nasze Gliwice – ocalić od zapomnienia Recenzja: Prof. dr hab. Bogdan Mazur Projekt okładki: Małgorzata Węglarska Ks. Jan Łojczyk Zostały wykorzystane zdjęcia pani Barbary Mikrut Wydawca: Caritas Diecezji Gliwickiej Publikacja została sfinansowana ze środków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2014-2020 - Edycja 2017 Projekt typograficzny, skład, łamanie: Drukarnia PERFEKTA 57-300 Kłodzko, ul. Malczewskiego 9 Opracowanie graficzne: Ks. Jan Łojczyk Gliwice 2017 © Coryright by Caritas Diecezji Gliwickiej SPIS trEśCI Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 rOZDZIAł I Kopalnia – serce miasta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 O kopalni słów kilka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Kartka z kalendarza Piotr Kaczmarczyk. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Załoga Kopalni. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Kartka z kalendarza Jan Śliż i Piotr Kaczmarczyk . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 Kult św. Barbary . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 Kopalnia „Sośnica” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Kartka z kalendarza Andrzej Dziura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 rOZDZIAł II Huta Łabędy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38 Kartka z kalendarza Stanisława Skowronek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 Kartka z kalendarza Barbara Mikrut . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Służba zdrowia dla hutników . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 4 Kartka z kalendarza Regina Bednarska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60 rOZDZIAł III Zakłady Mechaniczne „Bumar-Łabędy” . . . . . . 64 Pierwsze lata działalności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 64 Kartka z kalendarza Karol Andrzej Kornas . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 Zuzanna Kornas z domu Szumniak . . . . . . . . . . . . . 75 Pancerna karta Bumaru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 Kartka z kalendarza Stefan Kurczab . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 81 Sfera cywilna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84 Kartka z kalendarza Barbara Drabik. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 87 Piotr Drabik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 90 Poza produkcją i przemysłem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91 Kartka z kalendarza Rufin Labryga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 Kartka z kalendarza Stanisław Machnik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101 Wiesława Wiatrowska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 106 Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107 5 rOZDZIAł IV „Prosynchem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109 Kartka z kalendarza Dorota Piekarz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 111 „Energoprojekt” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114 Kartka z kalendarza Janusz Sołtysik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 115 rOZDZIAł V Przedsiębiorstwo Wyrobów Chemicznych “Viola-Prodryn” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 118 Kartka z kalendarza Krystyna Dłużak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 119 rOZDZIAł VI Operetka Śląska w Gliwicach . . . . . . . . . . . . . . 122 Kartka z kalendarza Rufin Labryga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 122 rOZDZIAł VII Moje miasto – wspomnienia Seniorów . . . . . . 130 Krystyna Sowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 130 Danuta i Maciej Ciemny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 134 Barbara Gortych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 6 Rufin Labryga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 140 Barbara Spyrka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142 Dorota Frączak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 144 Elżbieta Dudek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 146 Piotr Zygfryd Basan . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 150 Urszula Gorczyca. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 154 rOZDZIAł VIII Klub Seniora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 158 Zanim powstał Klub... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 158 Działalność Klubu Seniora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 160 Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 163 Literatura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 165 Załączniki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 166 Załączniki do rozdziału I: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 166 Załączniki do rozdziału II: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 172 Załączniki do rozdziału III . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 174 Załącznik do rozdziału V . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 179 Załącznik do rozdziału VI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 180 Załącznik do rozdziału VII . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 181 7 WStęP Niniejsza publikacja powstała w ramach zadania publicznego pod nazwą Moje/Nasze Gliwice-ocalić od zapomnienia realizowanego ze środków Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 20142020 przez Caritas Diecezji Gliwickiej. Program w swych generalnych założeniach zakłada poprawę jakości i poziomu życia oraz godne starzenie się poprzez aktywizację określonej grupy do działań na rzecz lokalnej społeczności i powinien przyczynić się do pełniejszego korzystania z potencjału społeczno-zawodowego osób starszych, które mogą pełnić różne role społeczne w życiu publicznym. Działalność społeczna osób starszych może przyjmować różne formy. W naszym przypadku rzecz dotyczyła pracy naukowo-dydaktycznej z Seniorami, którzy aktywnie uczestniczą w działaniach Klubu Seniora w Gliwicach - Łabędy. Podczas wspólnych spotkań były przedstawiane, omawiane i analizowane dokumenty oraz zdjęcia, które posłużyły jako materiał do książki. Dodatkowym efektem pracy Seniorów stały się cenne i wielce interesujące wspomnienia. 8 Uzyskane materiały zostały przedstawione w ośmiu rozdziałach, z których pięć zawiera wprowadzenie do zagadnień poruszanych we wspomnieniach. W każdym z wymienionych rozdziałów znajdują się fragmenty – kartki z kalendarza – są to życiorysy Seniorów opublikowane w wersji oryginalnej. Spisane przez uczestników Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2014-2020 stanowią dodatkowe świadectwo epoki, w której Seniorzy byli aktywni zawodowo. Praca nad przygotowaniem materiałów wyzwoliła wśród uczestników wiele entuzjazmu i poczucie wypełniania ważnej misji przekazywania kolejnym pokoleniom swych bogatych doświadczeń oraz unikalnych dokumentów. Ważną część całego przedsięwzięcia stanowią niepowtarzalne zdjęcia, pochodzące ze zbiorów prywatnych i udostępnione za zgodą każdego z Autorów. Poprzez udział w Programie ASOS Seniorzy mieli możliwość aktywnie pracować na zajęciach z nowych metod dydaktycznych i komputerowych. Uczestnicząc w tych spotkaniach każdy mógł poznać „tajniki sprzętu komputerowego” i skorzystać z nowych technologii aby zatrzymać czas uchwycony w kadrze, a tym samym swoje wspomnienia zapisane na fotografiach. 9 Oddając w Państwa ręce publikację poświęconą dawnym Gliwicom i Łabędom, Seniorzy pozostawiają obraz historii regionalnej, która na przestrzeni lat zmieniła oblicze miasta. Dzięki Ich wspomnieniom możemy dostrzec jakie zmiany społeczne zostały dokonane, chwile, które nie wrócą ale pozostaną w naszej pamięci i na kartkach książki. Pragnę ze swojej strony podziękować Seniorom za okazaną część własnej historii, zaufanie, otwartość oraz serdeczność podczas wspólnych spotkań. Dyrektorowi Caritasu Diecezji Gliwickiej księdzu Rudolfowi Badurze za wsparcie duchowe i możliwość uczestnictwa w Programie. Pani Menadżer Małgorzacie Węglarskiej za koordynowanie całością prac programowych oraz uczestniczenie i wspaniałą, ciepłą atmosferę podczas wspólnych wyjazdów czy spotkań z Seniorami. Pracownikom Caritasu Diecezji Gliwickiej dzięki którym każde spotkanie spełniało wymogi dydaktyczne. dr Magdalena Malik 10 Rozdział I kOPALNIA – SErCE MIAStA O kOPALNI SłóW kILkA W tym roku w okresie górniczego święta, tradycyjnej „Barbórki” mija akurat 17 lat od decyzji o likwidacji Kopalni „Gliwice”. Z krajobrazu Gliwic zniknęły kopalniane wieże szybowe a widok munduru i pióropusza górniczego stał się rzadkością. Wiele zmieniło się od tego czasu w Gliwicach i dziś już nie wielu mieszkańców miasta pamięta, że przy ul. Bojkowskiej przez 87 lat wydobywano węgiel i przez ten okres kopalnia dawała pracę tysiącom ludzi. Jeszcze w czasie działań wojennych 24 lutego 1945 roku, Ministerstwo Przemysłu Rządu Tymczasowego, powołało do życia Centralny Zarząd Przemysłu Węglowego, który z kolei powołał 8 zjednoczeń i miedzy innymi Gliwickie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego, w skład którego weszła kopalnia „Gliwice”. Dopiero po konferencji poczdamskiej, która uregulowała sprawy terytorialne, na mocy dekretu o nacjonalizacji, zarządzeniem Ministerstwa Przemysłu z dnia 29 sierpnia 1946 roku kopalnia „Gliwice” została oficjalnie przejęta pod zarząd państwa polskiego. 11 Uruchomienie wydobycia w kopalni było zadaniem trudnym, gdyż brakowało kadry technicznej i wykwalifikowanej załogi. Przy bardzo słabej mechanizacji robót górniczych, podstawowym warunkiem zwiększenia wydobycia, było zwiększenie zatrudnienia. Ponadto w celu zachęcenia do podejmowania pracy w górnictwie w tym trudnym okresie powojennym, zapewniano wyższe zarobki, lepszą aprowizację i towary konsumpcyjne. Ciągły brak rąk do pracy stał się przyczyną zatrudniania w kopalni nawet kobiet i więźniów a w 1951 r. zostały utworzone Bataliony Zastępcze Służby Wojskowej, przemianowane później na Wojskowy Korpus Górniczy, w ramach którego poborowi odpracowywali służbę wojskową w kopalni. Ponadto prowadzono akcje werbunkowe na terenach nieuprzemysłowionych Polski, gwarantując młodym ludziom zakwaterowanie w „domach górnika” i szybki awans społeczny. Wszystkie działania doprowadziły, że zatrudnienie na dole wynosiło już prawie 3 tys. osób a roczne wydobycie 590 tys. ton. W następnym roku pogłębiono szyb wentylacyjny „Wójtowa Wieś” do poziomu 305 m, a w latach 1956 – 1958 do poziomu 520 m. Za dwa lata szyb II pogłębiono do poziomu 403 m i wtedy dopiero w tle kopalni pojawiła się druga wieża szybowa, gdyż do tej pory był to szyb bez wieży, z czasem szyb został zgłębiony do poziomu 520 m. 12 Dalszy rozwój kopalni to zgłębienie szybu IV „Ostropa” i otwarcie w 1962 r. odrębnego pola eksploatacyjnego o tej samej nazwie. Pod koniec lat 60-tych został zgłębiony szyb V „Łabędy” i w 1974 r. zostało otwarte trzecie pola wydobywcze „Łabędy”, które stało się ostoją kopalni do ostatnich dni istnienia. Początek transformacji ustrojowych w 1989 roku i wprowadzone mechanizmów gospodarki rynkowej, przyniósł kopalni „Gliwice” widmo likwidacji. Bardzo trudne warunki górniczo-geologiczne wyróżniające kopalnię pod tym względem spośród innych kopalń, powodowały wysokie koszty produkcji, które mimo wysokiej jakości wydobywanego węgla, stawiały kopalnie na straconej pozycji. W 1990 r. władze państwowe podjęły wstępną decyzję o likwidacji czterech kopalń wśród których znalazła się kopalnia „Gliwice’. Pogorszenie sytuacji kopalni nastąpiło w momencie wejścia w struktury powołanej Gliwickiej Spółki Węglowej w 1993 r., kiedy to wszystkie decyzje dotyczące kopalni przepuszczane były już przez sito technokratów zasiadających w tym urzędzie a uzyskiwane wyniki poddawane były odpowiedniej obróbce we wspólnym „kotle” spółki. 13 Końcówka lat 90. to okres zdecydowanej restrukturyzacji całej gałęzi górnictwa węglowego, objętej programem rządowym. Spadek zapotrzebowania na węgiel i duża konkurencja na rynku światowym a przy tym nadmiernie rozbudowana struktura i moce produkcyjne naszego górnictwa popadającego w nieodwracalny kryzys ekonomiczny, stanęły u podstaw likwidacji kopalń o kończących się zasobach i trwale nierentownych. W zasięgu tych działań znalazła się kopalnia „Gliwice”, która praktycznie miała już zapisany w swoim życiorysie termin likwidacji z racji kończących się zasobów. Termin ten w harmonogramach kopalni naznaczony był na koniec 2000 r., ale z powodu wprowadzonej reformy górnictwa oraz pogarszających się warunków górniczo-geologicznych w resztkach eksploatowanego złoża oraz fakt załamania się rynku węgla koksowego w 1998 roku, spowodował przyspieszenie terminu likwidacji kopalni. Decyzja o likwidacji kopalni zapadła w grudniu 1998 roku z terminem zakończenia wydobycia 15 września 1999 roku. Decyzja ta nie zaskoczyła kierownictwa i załogi kopalni, gdyż były ku temu naturalne powody a z terminem likwidacja, wszyscy byli doskonale obeznani już od 1990 roku. Zakończona likwidacja na koniec 2000 roku była ostatnim etapem historii kopalni „Gliwice”. 14 Zdjęcie 1. Kopalnia Gliwice Źródło: Zbiory Piotra Kaczmarczyka. KARTKA Z KALENDARZA Piotr Kaczmarczyk Z Gliwicami jestem związany od 1966 roku, kiedy to rozpoczynałem studia na Politechnice Śląskiej na Wydziale Górniczym o specjalizacji „Eksploatacja Podziemna Złóż”. W 1972 roku ukończyłem edukację uzyskując dyplom magistra inżyniera górnika. Studia wspominam bardzo pozytywnie, grono profesorskie przekazało mi wiedzę potrzebną do pracy zawodowej. Studia to nie tylko okres nauki ale też działalności 15 społecznej w organizacji młodzieżowej, praca w spółdzielni studenckiej dzięki której zwiedzałem świat. Pracę podjąłem zaraz po studiach zgodnie z wykształceniem w Kopalni Węgla Kamiennego „Gliwice”, w której przepracowałem 28 lat pełniąc funkcje w dozorze od najniższego szczebla do dyrektora kopalni. Od samego początku praca dała mi dużo satysfakcji, dzięki czemu miałem dobry start życiowy, (mieszkanie, samochód). Czy kopalnia była moim wymarzonym miejscem pracy? Tak, polubiłem kopalnię chociaż to nie była łatwa praca, trudne warunki górniczo-geologiczne (niskie i silnie nachylone pokłady węgla eksploatowano nietypowymi systemami), zmuszały górników do ciężkiej pracy. Za tą pracę górnicy byli nagradzani odznaczeniami państwowymi. Również mnie wyróżniano różnymi medalami i stopniami górniczymi. Największą satysfakcję daje praca z załogą. W „mojej kopalni” załogę stanowili pracownicy z pobliskich osiedli górniczych i z okolicznych miejscowości, których bardzo dobrze znałem. Stanowili jedną wielką rodzinę, dlatego przy likwidacji kopalni najtrudniej było rozstać się z załogą. Relacje pomiędzy mną (dyrektorem kopalni) a władzami zwierzchnimi układały się bardzo dobrze, chociaż były różnice w temacie zawodowym to zawsze dochodziło do porozumienia. 16 Na wielkie wyróżnienie zasługuje cała kadra kierownicza jak również związki zawodowe, wszyscy ze sobą dobrze współpracowali. Związki zawodowe dbały nie tylko o interes załogi ale również o interes zakładu pracy. Załoga miała dostęp do służby zdrowia oraz do ośrodków wypoczynkowych których kopalnia posiadała w różnych regionach kraju. Kopalnia otoczyła opieką również rodziny górnicze, organizując im wczasy a dzieci chętnie korzystały z kolonii letnich w kraju i za granicą a zimą korzystały z kopalnianego ośrodka narciarskiego w Korbielowie. Przy kopalni prężnie działał klub sportowy „Carbo Gliwice”,który zrzeszał wielu sympatyków sportu. Złoże kopalni Gliwice zostało wyczerpane, pozostały jedynie w niewielkich parcelach niewielkie ilości które nie gwarantowały rentowności kopalni. Dlatego w dniu 1. 12. 1998 roku podjęto decyzję o zamknięciu kopalni, eksploatację zakończono 15. 09. 1999. Całkowita likwidacja zakładu górniczego nastąpiła 31. 12. 2000 roku. Załoga różnie przyjmowała decyzję o likwidacji, ale dobrze przygotowany plan restrukturyzacji pomógł sprostać potrzebom załogi. Dla mnie trudno było rozstać się z pracownikami, potrafiłem docenić ich wartość. Były przecież też trudne chwile ale te szybko się zapomina, pozostają te radosne (wręczanie odznaczeń, spotkania „barbórkowe”). Kopalnie na Śląsku na początku lat 2000-nych zamykano przede wszystkim z powodu wyeksploatowania złoża, ale 17 też były przypadki zamykania kopalń w wyniku decyzji nie do końca przemyślanych (uzasadniając decyzję o stale nierentownej kopalni). ZAłOGA kOPALNI W wyniku zaistniałych przemian dziejowych, przez kopalnię przewinęła się załoga o zróżnicowanej tożsamości narodowej i kulturowej. W całej historii kopalni, pomimo różnej przynależności państwowej, trzon załogi kopalni stanowili zawsze Ślązacy w większości o tożsamości polskiej. Podjęte działania kierownictwa kopalni, pozwoliły w krótkim czasie na skompletowanie prawie nowej załogi, która mogła zmierzyć się z nakładanymi planami wydobycia, bo kraj czekał na węgiel. Ta nowa załoga nie była jednak jednolita i stanowiła mieszankę często przypadkowych ludzi z terenu całej Polski, którzy szukali swojej przyszłości na Śląsku. Grupa rodowitych Ślązaków była raczej skromna, zdarzało się, że była wyśmiewana ich pracowitość i przywiązanie do kopalni, co powodowało przykre dla nich sytuacje a nawet konflikty, gdy taki „werbus”, jak potocznie nazywano przyjezdnych, ostentacyjnie recytował w twarz Ślązakowi „Mamo, Tato sprzedaj krowę, kup Ślązaka, będzie.... na 18 Polaka”. Z czasem załoga ta jednak stabilizowała się i mocno identyfikowała z kopalnią a spoiwem łączącym załogę był kult patronki górników św. Barbary. W latach 70-tych w wyniku likwidacji „żelaznej kurtyny”, nastąpił exodus znacznej części załogi kopalni do Niemiec, który miał charakter niby narodowościowy ale tak naprawdę górę brały aspekty ekonomiczne. Pierwsze wyjazdy miały charakter ucieczek a dotyczyły nawet kierownictwa kopalni i osób dozoru, co mocno bulwersowało opinię, jednak kiedy państwo polskie dało przyzwolenie na wyjazdy na mocy porozumienia z Niemcami, z terenów dawnej III Rzeszy ruszyła lawina wyjazdów a w tym około 20% załogi kopalni „Gliwice”. Ubytki załogi uzupełniane były poprzez akcje werbunkowe a ponadto pod koniec lat 80-tych załoga kopalni została zasilona liczną grupą górników z likwidowanego Zagłębia Dolnośląskiego. Ta dojrzałość załogi przydała się w okresie restrukturyzacji kopalni po 1990 r., kiedy to kopalnię próbowano zlikwidować a załoga stanęła w obliczu utraty miejsc pracy. Załoga ta pozwoliła wtedy na redukcję prawie o połowę zatrudnienia przez oddalenie z kopalni pracowników przypadkowych i figurantów, którzy przyszli na kopalnię tylko dla deputatu węglowego. Również po decyzji o likwidacji kopalni na koniec 1998 r., załoga zrozumiała, że to naturalny koniec 19 kopalni i pozostało tylko pożegnać się z „Gliwicką”, która przez tyle lat była ich żywicielką. W momencie decyzji o likwidacji, w kopalni pracowało jeszcze 2600 pracowników. Dla tej załogi opracowany został „Program socjalny”, uwzględniający indywidualne plany każdego pracownika. W ramach tego programu 60 % załogi skorzystało z tzw. pakietu socjalnego w postaci jednorazowych odpraw, urlopów górniczych i zasiłków socjalnych, 5 % przeszło do powstałego Gliwickiego Zakładu Usług Górniczych Sp. z o.o. a pozostałe 35 % przeszło do sąsiednich kopalń. Pomimo na pozór wielce humanitarnego oddalenia załogi likwidowanej kopalni, nie zabrakło jednak osobistych dramatów a sytuacja niektórych górników, którzy zdecydowali się na jednorazowe odprawy stała się trudna, zasilili grono bezrobotnych a często zeszli na margines życia społecznego. Likwidacja kopalni spowodowała zerwanie wspólnych więzi rozproszonych górników a szczególnie emerytów, którzy nie mogą już wspólnie spotkać się i kultywować tradycję górniczą, co jest ważnym elementem życia starszych ludzi. Skończyła się też możliwość korzystania z świadczeń i pomocy socjalnej, gdyż właściciel likwidując kopalnię nie stworzył właściwego zabezpieczenia w tym zakresie. Najbardziej 20 jednak przykrą sprawą dla środowiska górniczego jest fakt, że na pogrzebach odchodzących górników kopalni „Gliwice” brakuje orkiestry górniczej, która przez wiele lat uświetniała ich okres życia zawodowego. Tych faktów jednak już nikt nie zmieni, dlatego należy zachować pamięć o tej załodze, która w tych wyjątkowo trudnych warunkach pracowały i straciły zdrowie a w wielu przypadkach nawet życie. KARTKA Z KALENDARZA Jan Śliż i Piotr Kaczmarczyk W 1998 r. za rządów AWS i premiera Jerzego Buzka został opracowany i wprowadzony w życie rządowy program reformujący górnictwo, przyjęty w formie ustawy. Podstawowym założeniem tej reformy było ograniczenie zdolności produkcyjnych polskiego górnictwa i dopasowanie do krajowego zapotrzebowania i prognozowanego eksportu. Za sprawą gigantomanii lat 70-tych Gierka, możliwości wydobywcze polskich kopalń wynosiło około 200 mln ton. Pomimo, że w 1998 r. wydobycie wynosiło już tylko około 140 mln, to analizy zapotrzebowania wskazały na konieczność obniżenia produkcji do wysokości około 80 mln ton. Logika podpowiadała, że osiągnąć to można przez likwidację kopalń trwale nierentownych przynoszących 21 straty oraz kopalń z kończącymi się zasobami. Do kopalń tej drugiej kategorii należała kopalnia „Gliwice”, która według wszystkich danych miała funkcjonować do końca 2000 r. i na tej podstawie Zarząd Gliwickiej Spółki Węglowej SA w przeddzień górniczego święta „Barbórki” 1998 r. podjął decyzję o likwidacji kopalni. Prawdą jest natomiast, że w latach 1997 – 98 kopalnia „Gliwice” przeżywała wyjątkowy kryzys, zresztą jak całe polskie górnictwo, gdyż załamał się rynek węgla koksującego i jak nigdy w historii na kopalnianych zwałach leżało 150 tys. ton węgla, którego nikt nie chciał kupić. Proces likwidacji rozpoczęto z początkiem 1999 roku z równoczesnym prowadzeniem jeszcze wydobycia do 15 września tego roku na polu wydobywczym „Łabędy”. Likwidacja kopalni jest złożonym procesem i niczym jest likwidacja strony technicznej i fizycznej kopalni w porównaniu z likwidacją żywego organizmu jakim jest załoga, która na dzień podjętej decyzji liczyła 2600 pracowników. Lata pracy i często zdrowie pozostawione na kopalni, czynią trwałą więź z zakładem, która nagle została zerwana i wśród załogi nastąpił stan poczucia braku stabilizacji i niepewność jutra. Załoga nie została jednak pozostawiona z tymi problemami i opracowany został „Program socjalny likwidacji kopalni”, który uwzględniał indywidualne plany i potrzeby każdego pracownika z wykluczeniem zwolnień. Duże znaczenie w tym względzie miał 22 tzw. „Pakiet Socjalny” zapewniony ustawowo, Zgodnie z tym Programem zatwierdzonym przez związki zawodowe prawie 60% załogi skorzystało z pakietu socjalnego w postaci jednorazowych odpraw, urlopów górniczych i zasiłków socjalnych, 5% przeszło do nowo powstałego podmiotu gospodarczego Gliwickiego Zakładu Usług Górniczych Sp. z o.o. a natomiast pozostałe 35% podjęło pracę w sąsiednich kopalniach. Ostatni historyczny zjazd na dół kopalni na poziom 520 m, nastąpił 29 sierpnia 2000 roku w czasie którego, dokonano kontroli rejonu szybu II w którym został zabudowany głębinowy agregat pompowy a po wyjeździe nastąpiło wyłączenie maszyny wyciągowej i przystąpiono do likwidacji ostatniego szybu I przy ul. Bojkowskiej. Ogółem likwidacja fizyczna kopalni objęła prawie 150 km głównych wyrobisk dołowych, 4 szyby, 5 wież szybowych, 95 zbędnych budynków o łącznej kubaturze 290 tys. m³, 15 zbiorników wgłębnych, 8 kanałów wgłębnych 2 chłodnie kominowe, 1 komin przemysłowy i 61 różnego typu instalacji, maszyn i urządzeń. Ponadto zrekultywowano znaczne tereny pogórnicze i usunięto szkody górnicze w 35 obiektach. Likwidację kopalni zakończoną do końca 2000 r., podsumowała dokumentacja pt. „Ocena wpływu zlikwidowanej kopalni „Gliwice” na otaczające środowisko”, która dobitnie 23 dowodzi o zdecydowanej poprawie stanu środowiska w otoczeniu działalności kopalni i tylko sentymenty byłych pracowników mogą budzić namiętności co do celowości likwidacji kopalni „Gliwice”. Zlikwidowana kopalnia „Gliwice” trwale wpisała się w historię miasta Gliwice i pozostawiła po sobie wiele obiektów, które jeszcze przez długie lata będą służyły społeczeństwu i przypominały o istnieniu kopalni. Sztandarowymi obiektami po kopalni „Gliwice” niewątpliwie jest obecne centrum edukacyjno-biznesowe „Nowe Gliwice” przy ul. Bojkowskiej, powstałe na bazie dwóch potężnych budynków z 1912 r., wyróżniających się oryginalną architekturą z czerwonej cegły klinkierowej, objęte ochroną konserwatorską. Budynki te zostały zaprojektowane w stylu niderlandzkiego neobaroku przez architektów braci G. i E. Zillmann z pracowni w Charlottenburgu po Berlinem. Jeden z nich to budynek cechowni wraz z łaźnią górniczą z górującą nad terenem wieżą ciśnień, w którym obecnie mieści się Gliwicka Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości. Mieści się tam audytoryjna aula wykładowa i w miejscu gdzie stał kiedyś ołtarz z wizerunkiem św. Barbary, stoi teraz ołtarz ale w postaci katedra wykładowczej z nowoczesnym sprzętem do wizualizacji na potężnym ekranie. Jedynym elementem pozostałym po cechowni to zabytkowy drewniany 24 sufit, wspaniale komponujący tą nowoczesność z przeszłością. Na Zachodzie o najbardziej renomowanych uniwersytetach mówi się „Red Bricks Universities”, czyli „Uniwersytety z Czerwonej Cegły”, bo właśnie z takiej cegły najczęściej byłe budowane, oby ta gliwicka uczelnia w kopalnianych obiektach wykonanych właśnie z czerwonej cegły wpisała się w tą tradycję. Zdjęcie 2. Zabytkowe wnętrze cechowni. Występ zespołu „Śląsk” z okazji „Barbórki” 1998 Źródło: Zbiory Piotra Kaczmarczyka i Jana Śliża. Drugi budynek o podobnej fakturze, architektonicznie przypominający budynki fabryczne Łodzi, to budynek w którym do 1970 r. mieściło się biuro dyrekcji oraz przez cały czas funkcjonowania kopalni pracowały w nim maszyny wyciągowe i urządzenia mechaniczno-energetyczne. W budynku tym 25 obecnie mieści się Inkubator Przedsiębiorczości oraz Muzeum Odlewnictwa Oprócz tych okazałych zabytkowych budynków pozostał jeszcze biurowiec dyrekcji z lat 70-tych oraz willa dyrektora o potocznej nazwie „biały domek”, dawna siedziba Zakładowego Komitetu PZPR i Związków Zawodowych. Budynek dyrekcji został zburzony do fundamentów i wzniesiony na nowo według najnowszych trendów architektonicznych, w którym obecnie mieści się obecnie Kolegium Językowe natomiast odremontowany „biały domek” stał się siedzibą firmy. Zdjęcie 3. Biały domek Źródło: Zbiory Piotra Kaczmarczyka. 26 Funkcjonująca aktualnie przychodnia zdrowia „Unii Brackiej” przy ul. Bojkowskiej to dawny kopalniany ośrodek zdrowia. Duży udział kopalni był w zakresie tworzenia bazy rekreacyjno-sportowej i dziś osoby korzystające z obiektów Gliwickiej Agencji Turystycznej winne wiedzieć że ośrodek rekreacyjno-sportowy przy ul. Jasnej w Gliwicach, ośrodek narciarski w Korbielowie „Jontek” z kompleksem wyciągów na Pilsko, dom sanatoryjno-wypoczynkowy „Barbara” w Kudowie, budowane były wysiłkiem i rękami całej załogi kopalni. Ponadto ośrodek wypoczynkowo-żeglarski „Józek” w Swornychgaciach nad jeziorem Charzykowskim w Borach Tucholskich, oraz ośrodek wczasowy „Wieżyca” w Wieżycy na Kaszubach przejęte przez samorządy lokalne i prywatne osoby, również były dziełem kopalni „Gliwice”. Nie można zapomnieć również o klubie sportowym „Carbo”, którego najlepszy okres działalności sportowej związany był z kopalnią a sekcja bokserska przez długi okres miała sukcesy w I lidze a jego zawodnicy zdobywali mistrzowskie tytuły w kraju i na świecie. Wybudowany przez kopalnię stadion w „Ostropie”, jeszcze przez długi czas będzie służył miejscowej społeczności. Ciekawostką mało znaną jest fakt, że budowa stadionu XX-lecia przedstawiającego obecnie kompletną ruinę, na której 27 ma powstać hali widowiskowo-sportowej „Podium” rozpoczęta była w 1926 r. przez kopalnię „Gliwice” z kamienia kopalnianego, dowożonego wąskotorówką, której szyny do dziś przecinają ulicę Kujawską. Pomimo że z pejzażu miasta Gliwice zniknęły górnicze wieże wyciągowe, to jeszcze przez długie lata wiele obiektów, będzie przypominało, że kiedyś przy ul. Bojkowskiej fedrowało się węgiel. kuLt śW. BArBAry W całej historii kopalni „Gliwice” kult św. Barbary – patronki górników był nieodłącznym elementem życia załogi kopalni i pomimo licznych zawirowań był pieczołowicie pielęgnowany. Ciekawie przedstawia się historia symboli tego kultu, które po likwidacji kopalni pozostały w środowiskach górniczych Gliwic. Głównym elementem tego kultu obraz przedstawiający wizerunek św. Barbary, który w okresie I wojny światowej został umieszczony na centralnym miejscu cechowni. Górnicy często przed zjazdem na dół, zatrzymywali się przed obrazem i w krótkiej modlitwie polecali opiece patronki, natomiast po wyjeździe z dołu, dziękowali za szczęśliwie przepracowaną „szychtę”. 28 Kult dwukrotnie próbowano przerwać i to pierwszy raz w okresie II wojny światowej, kiedy kopalnia stała się strategicznym zakładem III Rzeszy i zostały wprowadzone obostrzenia dyscyplinarne. Kierownictwo i dozór kopalni stanowili wtedy tylko rodowici Niemcy, którzy odcinali się od górnośląskiej tradycji a w tym od kultu św. Barbary, co pogorszyło nastroje wśród złogi. Drugi raz kult św. Barbary został zaatakowany po II wojnie światowej już w PRL przez władze socjalistyczne. Obraz patronki przetrwał w cechowni zawieruchy wojenne i nie przeszkadzał nawet dowództwu wojsk sowieckich w 1945 r., kiedy stacjonowało w cechowni i dopiero działająca w kopalni komunistyczna partia PZPR w latach 50-tych postanowiła rozprawić się kultem św. Barbary. Początkowo obraz został z punktu centralnego cechowni przesunięty na boczną ścianę do wnęki okiennej, gdzie wkrótce został zasłonięty deskami. Górnicy po wyjeździe z dołu kilofami oderwali deski zasłaniające obraz a przy tym mocno poturbowali interweniującą straż przemysłową kopalni. Po tych zajściach komuniści nie dali za wygrane i potajemnie wywieźli obraz nocą do kościoła św. Michała. Z powodu braku miejsca w tym małym kościele na bardziej okazałą ekspozycję, miejscowy proboszcz przekazał obraz do kościoła garnizonowego pw. św. Barbary. Po odwilży październikowej w 1956 r. obraz wrócił na swoje miejsce 29 w cechowni kopalni. Z czasem do kopalni napływało coraz więcej młodych osób różnych przekonań, szukających na Śląsku szansy na lepsze życie i ta zmiana pokoleniowa, powodowała osłabienie kultu św. Barbary, której obraz i jego otoczenie w cechowni stawały się coraz bardziej zaniedbane. Zdjęcie 4. Święta Barbara Źródło: Zbiory Piotra Kaczmarczyka i Jana Śliża. 30 Zdarzył się nawet incydent, że jeden niegodziwy przodowy wraz ze swoim „śleprem” dopuścili się zbezczeszczenia obrazu przez wydłubanie kilofem oczu w wizerunku św. Barbary a szczególnego wymiaru temu zdarzeniu nadał fakt, że w niedługim czasie obaj zginęli w wypadku na dole kopalni. Obraz ten niestety dalej był solą w oku Komitetu Zakładowego PZPR i w 1973 r., kiedy kopalnia miała być odznaczana w cechowni Sztandarem Pracy I Klasy, sekretarz Komitetu Zakładowego przed remontem cechowni polecił usunąć obraz a we wnęce gdzie wisiał, wykonane zostały drzwi do biura sztygarów. Po remoncie, obraz nie wrócił już do cechowni, został jednak w tajemnicy przechowywany przez grono zaufanych osób w zakładowej bibliotece. W czasie sierpniowych strajków 1980 r., załoga upomniała się o wizerunek swojej patronki i zgodnie z zapisami postulatów strajkowych, do dnia „Barbórki” w cechowniach na każdym polu wydobywczym miały zostać umieszczone ołtarze z wizerunkiem św. Barbary. Do cechowni pola „Gliwice” powrócił odnowiony obraz św. Barbary związany z historią kopalni, zaś na polu „Ostropa” umieszczono na ołtarzu figurę św. Barbary wyrzeźbioną w węglu przez górnika kopalni „Gliwice” Leszka Sempkę. Wprowadzenie wizerunków św. Barbary do 31 cechowni odbywało się w sposób wielce uroczysty z udziałem Biskupa opolskiego Alfonsa Nosola. Na Ostropie Biskupowi została przekazana również miniaturka figury św. Barbary w węglu umieszczonej w cechowni, którą zobowiązał się przekazał Papieżowi Janowi Pawłowi II jako symbol zaistniałych przemian polskiej. Figura św. Barbary z „Ostropy” po zamknięciu pola w 1991 r. została przeniesiona do cechowni na Polu „Gliwice” a po zakończeniu likwidacji kopalni w 2000 r. została przekazana wraz z kopalnianymi sztandarami do „Izby Pamięci Górniczej” przy kopalni „Knurów”. O figurę upomnieli się jednak górnicy zamieszkujący w Ostropie i w dniu 4 grudnia 2003 r. została uroczyści przekazana do kościoła pw. Św. Ducha w Ostropie. Obraz z cechowni Pola „Łabędy” w ostatnim etapie likwidacji kopalni został skradziony i nie odnalazł się. Opisane symbole kultu św. Barbary zlikwidowanej kopalni „Gliwice” jeszcze przez długie lata będą towarzyszyły górnikom tej kopalni i ocalą od zapomnienia te wartości moralne i duchowe, jakie towarzyszyły załodze w całej historii kopalni. 32 kOPALNIA „SOśNICA” Kopalnia funkcjonuje od jesieni 1917 r., kiedy zostały wydobyte pierwsze tony węgla z poziomu 130 metrów. W latach 20 i 30 XX wieku następowała rozbudowa kopalni. Pogłębiono szyby I i II oraz budowano nowe poziomy wydobywcze. Kolejne szyby IV, VI zostały udostępnione w II połowie XX wieku, co przyczyniło się do otwarcia nowych poziomów wydobywczych (750 m, 950 m). Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przeprowadzono restrukturyzację techniczno – technologiczną, która miała na celu obniżenie kosztów jej działalności. W czasach przejścia na gospodarkę rynkową starano się przystosować kopalnię do stawianych wówczas wymagań dla zakładów produkcyjnych. Wysiłki nie poszły na marne ponieważ Sad konkursowy Szkoły eksploatacji Podziemnej w konkursie „Najlepsza w roku” przyznał kopalni drugie miejsce za 2000 r. i trzecie za osiągnięcia w 2002 r. W 2005 r. kopania „Sośnica” w Gliwicach wraz z kopalnią „Makoszowy” w Zabrzu zostały połączone w jedną funkcjonujący zakład w ramach Kompani Węglowej SA Celem było uproszczenie infrastruktury technicznej. Po dziesięciu latach wspólnej działalności na mocy Uchwały Zarządu Kompanii Węglowej S. A w dniu 20 kwietnia 33 2015 r. Oddział KWK „Sośnica – Makoszowy” z siedzibą w Zabrzu został rozdzielony. Powstała Kompania Węglowa S. A Oddział KWK „Sośnica” z siedzibą w Gliwicach i Kompania Węglowa S. A Oddział KWK „Makoszowy” z siedzibą w Zabrzu. KARTKA Z KALENDARZA Andrzej Dziura „Z ziemi krakowskiej na śląską” Urodziłem się w czasie wojny, w 1944 roku w miejscowości Sierpaw, w byłym województwie krakowskim. W tym czasie moi rodzice pracowali w miejscowej Szkole Podstawowej. Ojciec jako woźny, mama jako sprzątaczka. Miałem starszą siostrę i młodszego brata. W roku 1947 zmarł nasz tata. Po jego śmierci mama postanowiła razem z nami przenieść się do babci, na małe gospodarstwo rolne, które ledwo mogło nas wyżywić. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej wyczytałem w gazecie, że jest nabór do Zawodowych Szkół Górniczych, gdzie zapewnia się uczniom darmowy pobyt w internacie, umundurowanie i dla dobrych uczniów stypendium, które zapewniało fundusze na wydatki np.: przejazdy. W Szkole Górniczej zorientowałem się, że wstąpiłem w bardzo trudny zawód, który wymagał dużej siły fizycznej 34 oraz stwarzał bardzo dużo zagrożeń. Po moich przemyśleniach zdecydowałem, że muszę za wszelką cenę podnieść własne kwalifikacje. W związku z tym po ukończeniu Szkoły Górniczej wstąpiłem do Technikum Górniczego w Bytomiu, które ukończyłem w 1965 r. W Technikum poznałem wspaniałych nauczycieli a szczególnie mojego Dyrektora Ludwika Bandera, który przeżył obóz koncentracyjny. Mój dyrektor był i pozostanie na zawsze wielkim autorytetem pod każdym względem. W związku z tym, że dyrektor był również moim wychowawcą klasowym, przed maturą zaproponował mi pójście na studia. Brał pod uwagę moje wyniki w nauce, które wysoko cenił. Ja jednak obawiając się kosztów finansowych zrezygnowałem z dalszej nauki. W tym samym roku rozpocząłem pracę na kopalni węgla „Sośnica” w Gliwicach jako kandydat na pracownika dozoru technicznego –inaczej sztygara. Zderzyłem się pod ziemią z bardzo trudnym zadaniem. Były to relacje z przełożonymi oraz pracownikami którzy mi podlegali. Zatrudniani pracownicy pochodzili z różnych środowisk. Często nie posiadali ukończonej szkoły podstawowej, z przeszłością kryminalną o trudnych charakterach, z nałogami. Trudno było wyegzekwować od nich solidną i bezpieczną pracę. Należało mieć wiedzę fachową i być dobrym psychologiem żeby 35 wykorzystać ukryte w tych ludziach predyspozycje. Praca była bardzo stresująca ale w obliczu zagrożenia życia pracownicy potrafili wykazać że potrafią się poświęcić dla innych. Oprócz tej trudnej pracy były również chwile przyjemne jak wspólne uroczystości i zabawy. Zdjęcie 5. Źródło: Zbiory Andrzeja Dziury. 36 Do nich należała ‘Barbórka”, pochody 1-majowe. W związku z tym, że pod ziemią obowiązywała praca trzyzmianowa to jedyną okazją do wspólnych spotkań były powyższe imprezy. Moja praca w kopalni była dobrze oceniana. Otrzymywałem odznaczenia takie jak: brązowy, srebrny i złoty krzyż zasługi oraz sztandar pracy. Za nienaganną pracę otrzymałem Honorową Szpadę Górniczą oraz Dyplom Honorowy od Ministra Górnictwa i Energetyki. Ważną odmianą w moim życiu było przejście na emeryturę. W początkowych miesiącach wypełniając wolny czas nadrabiałem zaległości w spotkaniach rodzinnych i towarzyskich. W późniejszym czasie za namową brata włączyłem się w rodzinne wykonywanie rzemiosła. Oprócz tego zakupiliśmy z żoną działkę rekreacyjną która dawała nam sporo zajęcia, przyjemności i satysfakcji. Od pewnego czasu mocno angażujemy się w atrakcyjne spotkania w gronie koła emerytów w Łabędach pod przewodnictwem pani Krystyny Sowy i innych osób z nią współpracujących. Daje nam dużo radości i wypełnia wolny czas. 37 Rozdział II HutA łABęDy Wojska radzieckie w drugiej połowie stycznia 1945 r. wyzwoliły spod okupacji niemieckiej Łabędy. Z chwilą odzyskania niepodległości rozpoczął się demontaż wszystkich maszyn oraz urządzeń przez wojsko radzieckie i ładowanie sprzętu na wagony celem wywiezienia do ZSRR. Nowoczesne przedwojenne walcowania, stalownia i prasownia zostały bezpowrotnie stracone. Na opisywanym terenie znaleźli się ludzie, którzy przyjechali z Westfalii, Francji, a także Polacy z centralnej i wschodniej części kraju oraz repatrianci ze wschodu. Na początku 1945 r. został powołany do życia Centralny Zarząd Przemysłu Hutniczego, który objął swoim zasięgiem wszystkie przedsiębiorstwa. Jednak dopiero rok później można było mówić o prowadzonych naprawach i wkraczaniu w normalność. Formalne przejęciu huty nastąpiło, kiedy do każdego przedsiębiorstwa został skierowany dyrektor wraz z kadrą techniczną oraz załoga do kierowania odbudową i uruchamianiem sprzętu produkcyjnego. Huta Łabędy była filią Huty „Pokój” i jako pierwszy został uruchomiony Wydział Remontowo-Energetyczny. Na jego bazie pracę rozpoczął Wydział Konstrukcji Stalowych, który został przeniesiony z Huty Pokój. Rozpoczęcie 38 funkcjonowania pierwszych wydziałów otworzyło rynek pracy dla miejscowej, i nie tylko, ludności. W ramach CZPH powołano 1 stycznia 1948 r. trzy Zakłady Hutnicze i Naczelna Dyrekcja Inwestycji, w skład których wchodziły: Gliwickie Zakłady Hutnicze, Dąbrowskie Zakłady Hutnicze i Hajduckie Zakłady Hutnicze. Do pierwszej grupy należały: Huta Łabędy, Pokój, Kościuszko, Gliwice, Andrzej, Bobrek, Małapanew, Szczecin. Dyrektorem Naczelnym GZH został inż. Stanisław Barliński. W pierwszym kwartale 1948 r. została uruchomiona w halach starych walcowni gorących przeniesioną, z Huty Pokój, walcownia uniwersalna. Duża była w tym zasługa osoby inż. Alojzego Kriegera, który był Głównym walcownikiem Huty Herman i mistrza walcowni – pana Debernitza. W kolejnym roku został uruchomiony łukowy piec elektryczny marki Siemens – Halsie, który miał pojemność 25 ton oraz rozpoczęła działać walcownia taśm Robertsona z ocynownią z Huty Będzin (obecnie huty metali niezależnych). KARTKA Z KALENDARZA Stanisława Skowronek Urodziłam się i mieszkałam do końca II wojny światowej we wschodniej Małopolsce. Po zakończeniu działań wojennych, 39 na skutek przesunięcia wschodnich granic Polski na zachód, zostaliśmy zobowiązani do pozostawienia naszej ojczyzny, domu, rodzinnej ziemi, wszystkiego, co się posiadało i wyjechać w nieznane, na obce ziemie poniemieckie, zwane ziemiami odzyskanymi. Było to bardzo trudna decyzja. W przypadku odmowy wyjazdu trzeba było zrzec się obywatelstwa polskiego, a czuliśmy się Polakami, i przyjąć obywatelstwo radzieckie i pozostać w ZSRR. Zostaliśmy zobowiązani do podjęcia decyzji w sprawie obywatelstwa do października 1945 r. Nasz Tato zdecydował, że pojedziemy na zachód, możliwie jak najbliżej granicy wschodniej. Po opuszczeniu naszego dużego domu i zabraniu tego, co było dozwolone przez władze radzieckie, np. ubrania, pościel, artykuły spożywcze – mąka, kasze, suszony chleb, wyjechaliśmy do odległego o około 17 km Chodorowa i zajęliśmy wolne miejsce na rampie, czekając na podstawienie wagonów, do których mieliśmy się załadować. Czekaliśmy na tę chwilę 3 tygodnie. To koczowisko znajdowało się pod gołym niebem, a był to przełom października i listopada. Pogoda była różna, deszcze, przymrozki, śnieg. 40 W końcu wystąpił „wymarzony” czas i zostały podstawione wagony, którymi mieliśmy wyjechać w nieznane. Udało się zająć wagon towarowy z dziurami w podłodze i dachu. Musiało się w nim zmieścić pięć rodzin. Nasza rodzina liczyła pięć osób, inne podobnie. Po załadowaniu się całego transportu do około 30 wagonów, pociąg ruszył. Jechaliśmy bardzo długo. Z Chodorowa do Gliwic było około 600 km. Podróż trwała trzy tygodnie. Pierwszy postój był koło Rzeszowa, drugi koło Krakowa, a trzeci na bocznicy kolejowej w Łabędach. Był 6 grudnia 1945 r. Na dworze było biało, śnieg i mróz, prawdziwa zima. W taki mroźny poranek odwiedził nas w wagonach przedstawiciel Państwowego Urzędu Repatriacyjnego i zaproponował wyładowanie się z wagonów i przeniesienie do pustych baraków, które opuścili jeńcy wojenni. Z całego transportu tylko jedna, nasza rodzina, zdecydowała się zostać w Łabędach. W barakach otrzymaliśmy jeden duży ogrzany pokój. Była wielka radość. Było ciepło, żelazne łóżka i w końcu ciepła woda, w której można się było umyć po 6 tygodniach poniewierki oraz ciepła zupa. Mieszkaliśmy w barakach ponad rok. W 1946 r. dostaliśmy przydział od Starostwa na mieszkanie w domku jednorodzinnym. Rozpoczęła się nasza adaptacja do nowego miejsca 41 zamieszkania, poznawanie okolicy, mieszkańców, gwary, którą się posługiwali. Na co dzień autochtoni używali języka niemieckiego lub gwary. Był to trudny czas, niezrozumiały dla obu stron. Przyszło nam zamieszkać w Łabędach, gdzie znajdowały się duże zakłady przemysłowe. Bezpośrednio po zakończeniu wojny, wycofujące się wojska niemieckie wysadziły most na Kanale Gliwickim, przerywając łączność pomiędzy starymi i nowymi Łabędami. Z jednej strony na drugą można się było przedostać przez odległe o 7 km Gliwice / w jedną stronę/. Pod koniec roku 1945 wybudowana została kładka dla pieszych. W Łabędach w czasie wojny działały: Walcownia Metali Nieżelaznych, Huta Hermina i Zakłady Mechaniczne. Po pewnym okresie produkcja we wszystkich zakładach została zatrzymana. Do huty doprowadzony został szeroki tor i rozpoczął się demontaż urządzeń. Wywożono je do ZSRR. Po rozebraniu urządzeń w halach pozostały tylko gruzy, zniszczone resztki maszyn, zdewastowane instalacje. Władze polskie po przejęciu huty, w miejscu przedwojennych nowoczesnych wydziałów – stalowni, walcowni i prasowni, zastały zrujnowane hale. Wszystko zostało stracone. Miejscowa załoga, która brała udział w rozbieraniu urządzeń była przetrzymywana w obozie przejściowym, 42 utworzonym na ul. Wolności, w części tzw. dużego osiedla. Pracowników pilnowali radzieccy żołnierze. Po wykonaniu zadania większość załogi łabędzkich zakładów została internowana do ZSRR. Pozostała część mieszkańców, po przeprowadzeniu weryfikacji, została wysiedlona do stref okupacyjnych. Ci, którzy zostali na miejscu brali udział w odbudowie przemysłu i tworzeniu podstaw normalnego życia. W roku 1946 do Łabęd zaczęli przyjeżdżać emigranci z Westfalii, Francji oraz Polacy ze wschodu. Z otrzymaniem mieszkań nie było problemu, bo pozostały one po Niemcach, wysiedlonych poza granice Polski. Jako repatriantka, częściowo pogodzona z rzeczywistością i perspektywą dłuższego pobytu w Łabędach, zaczęłam w roku szkolnym 1946/47 edukację, najpierw w Szkole nr 2, potem nr 1. Po ukończeniu ósmej klasy zostałam przyjęta do szkoły średniej w Gliwicach. Pracę zaczęłam bezpośrednio po jej ukończeniu w Hucie „Łabędy” na stanowisku urzędniczym. Przeszłam wszystkie szczeble zawodowe, od referenta do specjalisty ds. planowania i ekonomii i kierownika Biura Ruchu włącznie. W tym czasie stale się uczyłam. Do moich obowiązków należało m.in. planowanie produkcji stali na poszczególnych piecach martenowskich, 100 i 200 – tonowych. Plany były dobowe, miesięczne, kwartalne, roczne 43 i wieloletnie. Planowałam też i koordynowałam remonty pieców. W imieniu stalowni współpracowałam z Głównym Stalownikiem w Zarządzie Przemysłu Hutniczego w Katowicach. Wykonywałam wiele ciekawych obowiązków, wynikających bezpośrednio z charakteru procesu produkcji stali, np. obliczanie wskaźników zużycia materiałów. Innym obowiązkiem, jaki na mnie spoczywał był nadzór nad prawie tysiącosobową załogą stalowni i zapewnienie pracownikom wszelkich potrzeb pracowniczych, włącznie z płacami. W mojej pracy był też czas na rozrywki. Pracownicy z poszczególnych brygad i całego wydziału uczestniczyli w wyjazdach do teatru, na koncerty, wycieczki krajoznawcze, zabawy karnawałowe, imprezy plenerowe, spotkania towarzyskie na łonie natury, wspólne przygotowywanie „pieczonek”, organizowanie spotkań dla dzieci. Bardzo uroczyście obchodzony był Dzień Hutnika, z akademią, odznaczeniami państwowymi, nagrodami dla jubilatów, kończony występem znanego zespołu i zabawą taneczną. W szczególny sposób pozostał mi w pamięci ogłoszony w Polsce stan wojenny. W grudniu 1981 r. po przyjściu do pracy zostaliśmy zobowiązani, aby każdemu pracownikowi dać imienne zaświadczenie, stwierdzające, kiedy zaczyna i kończy 44 pracę. Obowiązywała wtedy godzina policyjna i zakaz poruszania się po ulicach pomiędzy godz. 22. 00 a 6. 00, a stalownia pracowała w ruchu ciągłym, przez całą dobę. Takich dokumentów wypisałam ręcznie, w ciągu jednego dnia prawie tysiąc. Musieli się nimi legitymować ci, którzy w czasie godziny policyjnej znaleźli się w miejscu publicznym. Były to czasy trudne, ciężkie i niespokojne. Odczuwało się napięcie i niepewność. Brakowało praktycznie wszystkiego, a szczególnie żywności. Sklepy były puste. Na półkach sklepowych oprócz octu nie było nic. Wprowadzono reglamentację artykułów spożywczych, mięsa, środków czystości i wielu towarów pierwszej potrzeby. Zakłady pracy realizowały nowy obowiązek rozprowadzania kartek żywnościowych. Przekazywały je pracownikom niczym druki ścisłego zarachowania. Istniała realna obawa, że towaru zabraknie i kartek nie da się zrealizować. Cały czas mojej długoletniej pracy w największym wydziale Huty „Łabędy” był to okres codziennego, bezpośredniego kontaktu z pracownikami i przełożonymi. Wspominam go z ogromnym sentymentem, był miły i nacechowany dobrymi relacjami. Na Stalowni przepracowałam 38 lat. Do pracy przyjął mnie w roku 1952 szef wydziału Władysław Hanzel. W czasie mojej pracy miałam 16 kierowników Stalowni i 8 dyrektorów naczelnych huty. 45 Kiedy nadszedł czas decyzji o przejściu na emeryturę, długo nie mogłam pogodzić się ze świadomością, że zakończę pracę zawodową, pozostanę bez mojego wydziału, w domu. Zaproponowano mi pozostanie na dotychczasowym stanowisku na ½ etatu. Chętnie z tej okazji skorzystałam i pracowałam jeszcze 3 lata. Będąc na emeryturze i ciesząc się pełnią sił fizycznych i psychicznych, zaczęłam udzielać się społecznie. Pomagam osobom starszym, samotnym i biednym, wspieram w wykonywaniu codziennych czynności, odwiedzam je i rozmawiam. Od 18 lat pracuję na rzecz mojej Parafii pw. WNMP. Jestem przewodniczącą Parafialnej Caritas, organizuję zbiórki, dostarczam produkty potrzebującym. Korzystam z bezcennego wsparcia ze strony Caritas Diecezji Gliwickiej. W tym roku skończyłam 85 lat. W sierpniu po raz 16 uczestniczyłam w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Dystans z Gliwic do Częstochowy pokonałam bez jakichkolwiek trudności. Prowadzona reorganizacja zarządzania przemysłem zaowocowała powołaniem w dniu 1 kwietnia 1950 r. samodzielne przedsiębiorstwo pod nazwą Huta Łabędy. W jego skład wchodziła dzisiejsza: Huta Łabędy, Bumar-Łabędy, część obecnej Walcowni Metali Łabędy. Po uruchomieniu 46 wydziałów produkcji hutniczej, uruchomiono Zakład Inwestycyjno–Remontowy, który w założeniach miał stanowić podstawową bazę remontową dla części krajowego hutnictwa. Produkcję zakładu stanowiły ciężki suwnice i mosty wodne. Rok później na mocy zarządzenia Ministra Przemysłu Ciężkiego nr 97/51 z dnia 1 kwietnia 1951 r. Huta Łabędy została podzielona na część hutniczą z walcowniami i stalownią martenowską jako Huta Łabędy, pozostała część utworzono Zakłady Mechaniczne Łabędy. W 1950 r. uruchomiono dwa kolejne piece martenowskie o pojemności 75 ton każdy. Wzrost ilościowy produkcji wyrobów ze stali węglowych w latach 1950-1975 w Hucie Łabędy należy uznać że był on godny z rozwojem produkcji światowej. Wzrost produkcji stali osiągany był wielokierunkowymi działaniami. Zaliczyć do nich należy przede wszystkim takie czynniki jak: 1. rozbudowa wszystkich pieców martenowskich 2. coraz lepsze materiały ogniotrwałe do budowy poszczególnych elementów pieców martenowskich 3. dobieranie odpowiednich mieszanek węglowych do produkcji gazu czadnicowego, będącego podstawowym paliwem w piecach martenowskich 4. organizacja pracy 5. wprowadzenie elementów małego postępu technicznego i racjonalizacji pracowniczej 47 6. ukształtowanie się trzonu załogi obsługi podstawowych agregatorów produkcyjnych huty Zwiększono pojemność pieców martenowskich z 75 ton do 100 ton. Nowe piece były dwukomorowymi z rozrządami Blow-Knox, opalanymi olejem opałowym. W latach 1968-1972 na wszystkich piecach po kolei zostały wprowadzone wyparkowe chłodzenia belek oporowych i ram okien wsadowych. Huta składała się z następujących wydziałów: • wydział stalowni • wydział walcowni średniej z gięciarnią łuków • wydział walcowni uniwersalnej Pion Główny Energetyka z wydziałami: • elektrycznym • energetycznym Pion Mechanika z wydziałami: • mechaniczno-remontowym • remontowo-budowlanym Wydział Kolejowy Inne oddziały i oddziały pomocnicze. Modernizacja walcowni uniwersalnej odsunęła widmo jej kolejnej likwidacji. Unowocześnienie podstawowych urządzeń produkcyjnych pozwoliło na uruchomienie produkcji dach uniwersalnych o podwyższonej jakości. 48 Poprawiły się znacznie warunki pracy załogi i zmniejszyły się zagrożenia BHP. Wzrost zdolności produkcyjnej umożliwił obniżenie kosztów produkcji i poprawił rytmikę wykonywania kolejnych planów miesięcznych i rocznych. Na przełomie lat 80 i 90 dokonana została w Hucie Łabędy ogromna modernizacja całej gospodarki wodno-ściekowej i zamknięcia obiegów wodnych. Zbudowano istniejące do dzisiaj chłodnie i ciągi wody chłodzącej. Zamiana nastawienia gospodarki pod koniec lat 80. Zaowocowała w Hucie Łabędy powstaniem pierwszej spółki prawa handlowego o nazwie FERROPOL. Formalnie powstała w dniu 20 grudnia 1988 r. W 1995 r. następuje otwarcie elektrostalowni Rok później 11 kwietnia 1996 r. Huta Łabędy uzyskuje certyfikat ISO-9002. Z dnia 10 października 1997 r. Minister Skarbu Państwa Mirosław Pietrewicz podpisuje zgodę na prywatyzację Huty Łabędy. 49 KARTKA Z KALENDARZA Barbara Mikrut „Życia nie można opisać, można je tylko przeżyć” OSKAR WILDE Moje miejsce na ziemi. „Żaden człowiek nie jest samotną wyspą, każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu”. ERNEST HEMINGWAY Nazywam się Mikrut Barbara. Urodziłam się i wychowałam w Kutnie, małym mieście w centralnej Polsce. Kutno leży kilkanaście kilometrów od geometrycznego środka Polski. Maturę zdałam w I Liceum Ogólnokształcącym im. Gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, które było szkołą z tradycjami. Zostało założone już w 1907 roku jako 4-klasowa Szkoła Realna Polskiej Macierzy Szkolnej. W tym roku /2017/ obchodzi 110 rocznicę powstania. 50 Zdjęcie 6. Źródło: Ze zbioru Autora (Barbara Mikrut) II. Gliwice – moja edukacja. „Samopoznanie jest szkołą mądrości”. BALTASAR GRACJAN MORALES Po maturze przyjechałam na Śląsk do Gliwic aby studiować na Politechnice Śląskiej na Wydziale Chemicznym. Wtedy 51 bardzo popularne było hasło: ‘Chemia żywi, leczy, buduje” bardzo obiecujące i efektowne, i to zadecydowało o wyborze kierunku moich studiów. Zamieszkałam w nowo wybudowanym akademiku Karolince, który był akademikiem chemików. Na owe czasy był ładny, nowoczesny i świetnie się w nim mieszkało. Studia nie były łatwe, ale oprócz nauki był czas na młodzieńczą radość życia. Były coroczne Igry studenckie, gdzie wszyscy świetnie się bawili, były częste wypady do Chatki Chemików w Jeleśni i spotkania w klubach studenckich / Klub Spirala / a także śpiewanie w Akademickim Chórze Politechniki Śląskiej. Zdjęcie 7. Igry studentów Politechniki Śląskiej Źródło: Ze zbioru Autora (Barbara Mikrut) 52 Zdjęcie 8. Igry studentów Politechniki Śląskiej Źródło: Ze zbioru Autora (Barbara Mikrut) III. Praca – „Huta Łabędy” – całe życie zawodowe. „Praca to proces, poprzez który człowiek i ludzkość czyni sobie ziemię poddaną”. JAN PAWEŁ II Po skończeniu studiów pierwszą pracę, i, jak się później okazało, jedyną rozpoczęłam w Hucie Łabędy 2 listopada 1977 roku. Była to praca w laboratorium chemicznym. Od początku dostałam bardzo ambitne zadanie, jakim było uruchomienie kwantometru. Było to, zakupione w Holandii, bardzo 53 drogie i bardzo nowoczesne urządzenie do analizy stali. Problemów przy wdrażaniu kwantometru było wiele ze względu na całkowicie odmienny sposób pobierania próbek stali do analizy, jak również na elektronikę, którą był naszpikowany. Pamiętam pierwsze moje wyjście na stalownię w celu pobrania próbek stali i strach jakiego doznałam na widok wsadzarek i ciężkiej pracy hutników. Pamiętam również dzień, kiedy całe kierownictwo Huty otoczyło wianuszkiem urządzenie /ja demonstrowałam działanie kwantometru/ aby przyjrzeć się jego pracy i zobaczyć jak błyskawicznie powstaje analiza próbki stali. Zakup kwantometru był bardzo dobrym pociągnięciem zarówno technologicznym jak i ekonomicznym. Pozwalał na szybkie i dokładne określenie składu chemicznego analizowanej stali. Później przyszedł czas na rodzinę. Dzieci i urlop wychowawczy. Wróciłam do pracy do Działu Księgowości na krótko. Następnie był Dział Inwestycji a zakończyłam pracę na stanowisku Inspektora w Dziale Ochrony Środowiska. Praca w moim życiu była bardzo ważna i sprawiała mi dużą satysfakcję. Był to czas, kiedy zakład pracy dbał o pracownika. Był bardzo rozbudowany fundusz socjalny. Były wycieczki zakładowe 54 po Polsce i Europie, kolonie letnie i zimowiska dla dzieci, różnego rodzaju festyny. Huta Łabędy to nietypowa huta, bo mała, pełna zieleni i bardzo rodzinna. Z czasów mojej pracy największą wartością dla mnie były jednak dobre relacje międzyludzkie, których obecnie bardzo brakuje. Dzielnicę Gliwic Łabędy znają wszyscy. Ze względy na dawne / niestety obecnie podupadłe/ duże zakłady przemysłowe, świeże powietrze, otaczające lasy, ciszę i spokój. Dobrze się tu żyje. Zdjęcie 9. Źródło: Ze zbioru Autora (Barbara Mikrut) 55 Zdjęcie 10. Zasłużony przy Sztandarze Huty Łabędy. Źródło: Ze zbioru Autora (Barbara Mikrut) 56 IV. Aktywny senior – to brzmi dumnie. „Człowiek jest wielki, nie przez to co ma, nie przez to co posiada, lecz przez to czym dzieli się z innymi”. Od kilkunastu lat czynnie udzielam się w działalności Caritasu przy kościele św. Anny w Łabędach. Caritas prowadzi świetlicę, gdzie pomagam dzieciom w lekcjach, zwłaszcza w matematyce. Uczestniczę również w czynnej działalności Caritasu. Odkąd przeszłam na emeryturę / od 1, 5 roku / związana jestem z Łabędzkim Klubem Seniora, który bardzo prężnie działa. Jest liczne grono wspaniałych ludzi, dobrze zorganizowanych. Cieszę się, że właśnie w Łabędach jest moje miejsce na ziemi. SłużBA ZDrOWIA DLA HutNIkóW Historia służby zdrowia datuje się na 1947 r. Jej twórcą była dr Hanna Kostecka. Zakłady podlegały Centralnemu Zarządowi Przemysłu Hutniczego, których naczelnym lekarzem był dr n. med. Edmund Rudnicki. Pani Kostecka została zaangażowana do pracy na stanowisku lekarza 57 przemysłowego. Objęcie powyższej funkcji wiązało się z zorganizowaniem lecznictwa przemysłowego w Łabędach. Historię służby zdrowia Huty Łabędy można podzielić na trzy okresy: 1. 1947-1951: istniała jedna przychodnia przemysłowa zorganizowana i prowadzona przez dr Kostecką, 2. 1951-1957: przychodnia jest przeznaczona wyłącznie dla pracowników Huty. Obok walcowni działa budynek, w którym przyjmują: dr Stefan Wiczkowski a od 1 sierpnia 1957 r. dr Karol Pluskiewicz 3. 1957-1997: czas rozwoju przychodni W 1950 r. lekarz przemysłowy podlegał ubezpieczalni społecznej, a w kolejnym roku Wydziałowi Zdrowia Powiatowej Rady Narodowej w Gliwicach. Z dniem 7 lutego 1953 r. ukazało się rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie organizacji i zadań zakładów leczniczo – zapobiegawczych przy zakładach pracy. Dokument ułatwił w istotny sposób urzeczywistnienie poczynań w zakresie podnoszenia świadczeń profilaktyczno – leczniczych. Na wiosnę 1960 r. została otwarta nowa przychodnia, w której uruchomiono następujące jednostki: BHP, punkt pierwszej pomocy (był czynny całą dobę, cały rok) wraz z karetką, gabinet lekarzy przemysłowych, gabinet chirurgiczny oraz gabinet dla kobiet, okulistyczny, a także laryngologiczny. Poza tym pracowało laboratorium analityczne, 58 pracownia RTG, EKG, zakład fizykoterapii wraz z salą gimnastyczną. Personel medyczny przemysłowy uzyskał specjalizacje z medycyny pracy. W 1969 r. został zorganizowany Ośrodek Rehabilitacyjny w budynku szatni. Wykonywano w nim zabiegi: światłolecznicze, ciepłownicze, wodolecznicze oraz inhalacje, masaże, leczenie zimnem a także polem magnetycznym i laserem. Od lat 50 istniał gabinet stomatologiczny, który mieścił się przy ulicy Jaracza w budynku stołówki hutniczej, a od 1964 r. przy ulicy Metalowców. Osobą, która nieprzerwanie pracowała przy organizacji służby zdrowia w wybranej dziedzinie był dr Jan Stachowski, jego działania zaczęły się w 1955 r. gabinet zajmował się profilaktyką, leczeniem zachowawczym oraz chirurgia szczękową, protetyką wraz diagnostyką. Był też miejscem szkoleń dla młodych lekarzy. Zatrudnieni lekarze brali udział w szkoleniach i zjazdach naukowych. Ich prelekcje były publikowane w czasopismach naukowych z dziedziny medycznej. W samym zakładzie organizowano sympozja naukowe poświecone zagadnieniom szeroko ujętego lecznictwa. 59 KARTKA Z KALENDARZA Regina Bednarska Przyjechałam do Łabęd z rodzicami kiedy miałam 12 lat, z okolic Nowego Bytomia. Same Łabędy znałam już wcześniej, ponieważ z bratem i siostrą przyjeżdżaliśmy na półkolonie i tzw. prewentorium. Było to piękne miejsce w lesie, zwane Zakątkiem Leśnym. Mieszkaliśmy w murowanych domach w środku, na polanie był duży zielony barak, w którym była stołówka. Był rok 1947, wówczas Łabędy bardzo mi się podobały, były czyste, miały sporo zieleni. Jako dzieci z prewentorium dużo spacerowaliśmy i bawiliśmy się na podwórku. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że na półkoloniach i w prewentorium było bardzo dobre jedzenie. Bardzo się cieszyliśmy, ze mogliśmy sobie dobrze „pojeść”, gdyż w domu była bieda. Miło wspominam naukę w szkole podstawowej, w jednej z dzielnic (Wirek) obecnej Rudy Śląskiej. Po jej ukończeniu kontynuowałam naukę w Liceum ogólnokształcącym TPD w 1954 r. Codziennie rano raz w tygodniu, w poniedziałek mieliśmy apel. Na nim jedna z wytypowanych koleżanek przedstawiała tzw. prasówkę, czyli przegląd wydarzeń politycznych, gospodarczych w kraju i za granicą. Wcześniej wszyscy śpiewaliśmy hymn. 60 Wydaje mi się, że na dzisiejsze czas, to było coś bardzo dobrego. To było od młodości wpajanie w młodego człowieka pozytywnych cech patriotyzmu, których dzisiaj brakuje. Dzisiaj młody człowiek nie patrzy czy może swoimi wiadomościami albo zdrowym zaangażowaniem przyczynić się do polepszenia warunków dobrobytu kraju tylko za ile. Do pracy poszłam jako 16 latka, do Huty 1-Maja. Bardzo się z tego cieszyłam. Tam miałam dużo koleżanek i kolegów. Byliśmy paczką zgraną, gdyż byliśmy jak na tamte czasy zgromadzeni w ZMS-ie. Była to organizacja wg. Mnie bardzo fajna. Uczyła młodych ludzi pozytywnego patrzenia na świat. Wiem, że to była komunistyczna organizacja ale tam nie było nic złego. Organizowaliśmy wycieczki, spotkania młodych w klubie przy Hucie 1 Maja. Były potańcówki czy prelekcje na różne tematy. Wiem, że jak poprosiłam o pomoc, to mogłam zawsze na nią liczyć. Wszyscy każdemu pomagali w różnych okolicznościach. Pamiętam takie momenty, że akurat było rozbiórka pieca martenowskiego na stalowni. Piec był wygaszany. My młodzi ZMS-owcy podjęliśmy wyzwanie, że pomożemy przy tej pracy. Ustawiliśmy się jedne za drugim i podawaliśmy cegły wrzucając je do wagonu. Ja, że byłam niskiego wzrostu podłożyłam sobie cegły, żeby dosięgnąć do wagonu. Dla mnie młodego człowieka to była frajda. Byłam młoda, zdrowa, chciałam pomagać. 61 Rozpoczynając prace w hucie, chciałam pomóc mamie bo było jej ciężko. Zatrudniona zostałam jako goniec. Praca bardzo mi się podobała, chodziłam z pocztą po różnych wydziałach, m.in.: odlewnia W-60, prasownia W-39, metali kolorowych W-44, transportu W-20, elektryczny 0-612, stalownia W-12, modelarnia 0-614. Najważniejszy był wydział W-57 zwany zestawy kolejowe. Podstawowa produkcja huty. Jako młoda dziewczyn bardzo chłonęłam tajniki produkcji; obserwowałam, stałam blisko podczas wytopu stali. Na stalowni pracował mój tata jako kontroler. Dawał mi ochronne okulary i przyglądałam się procesowi. Po jakimś czasie awansowałam jako pomoc biurowa, a później byłam już nawet kierowniczką biura ruchu. Skończyłam w tym czasie wieczorowe Technikum Ekonomiczne i pracowałam w Dyrekcji Huty. Chciałam jeszcze dodać, że w tym czasie byłam młodą mężatką i mało wiedziałam o życiu. Dużo pomogła mi poprzez rozmowy koleżanka z pracy, doradzając jak przygotować jedzenie. Wydaje mi się, że w tamtym okresie można było liczyć na wzajemną pomoc. Ludzie sobie doradzali, pomagali a dzisiaj każdy pilnuje swojego stanowiska, jest nieuprzejmy i nieżyczliwy. Każdy zamyka się w sobie a najlepiej, żeby drugiemu powinęła się noga. Uważam, że młodość przypadła mi w dobrych czasach. Dzisiaj jest wyścig szczurów. 62 Gliwice wspominam dobrze i za moich młodych lat jak i później. Jako młodzi korzystaliśmy z różnych imprez na wolnym powietrzu. Bawiliśmy się na Placu krakowskim, na Placu grunwaldzkim (Huta organizowała pokazy i szkolenia pierwszej pomocy P. C. K). Dzisiejszy Plac Grunwaldzki jest zapomniany i zarośnięty. Współczesny Teatr Muzyczny (dawna Operetka) nie tak prężny jak kiedyś. Zakłady pracy rozdawały bezpłatne bilety pracownikom na różne imprezy. Obecnie czas spędzam z mężem na działce. Nasze emerytury nie są wysokie ale potrafimy skromnie żyć i starcza nam na wszystko. Potrafimy coś zaoszczędzić a to pozwala nam na udział w pielgrzymkach z Kościołem do miejsc świętych. Ważne, że nie chorujemy. W Gliwicach-Łabędach spędziłam młode lata, obecnie jestem szczęśliwa i spełniona. 63 Rozdział III ZAkłADy MECHANICZNE „BuMAr-łABęDy” Zakończenie działań wojennych w 1945 r. i powrót do codzienności w przypadku Bumaru był podobny jak w innych fabrykach czy zakładach na terenie Polski. Wojska radzieckie potraktowały wyposażenie jako zdobycz, która została wywieziona za wschodnią granicę. Ciężkie chwile przeżywała, również ludność cywilna, która była wywożona do pracy przymusowej w ZSRR lub wysiedlana do okupowanych Niemiec. Do Gliwic w tym także do Łabęd przyjeżdżali ludzie ze wschodnich terenów kraju, repatrianci oraz reemigranci z Europy Zachodniej. W każdej z tych osób była ogromna chęć powrotu do normalnego życia. Przyszłe kierownictwo i pracownicy zakładu stanęli przed trudnym zadaniem. PIErWSZE LAtA DZIAłALNOśCI Z dniem 28 lutego 1945 r. powołany został Centralny Zarząd Przemysłu Hutniczego (CZPH), na czele którego stanął inż. Ignacy Borejdo. Powstałemu CZPH podlegały wszystkie zakłady hutnicze w kraju, w tym Huta „Łabędy”, w skład której wchodziły istniejące wówczas poniemieckie 64 wydziały dzisiejszego Bumaru. Stan wyposażenia przedstawiał obraz opłakany. Przedstawiony został przez osobę 16–letniego wówczas Pawła Broma, przyszłego pracownika: „ (…) Przygotowaliśmy pierwszą halę Wydziału Konstrukcji Stalowych. Maszyn nie było wcale. Narzędzie tez nie za wiele. Kraj był zniszczony, roboty mieliśmy pełne ręce. Zadaniem brygady, w której pracowałem było usuwanie zniszczeń, jakie pozostawiła po sobie wojna. Kiedy stanęliśmy przy rumowisku cegieł i stali, (…), nie bardzo wiedzieliśmy od czego zacząć (…)” 1. Dzięki zaangażowaniu ludzi wszystko posprzątano i zainstalowano podstawowe maszyny. Z początkiem 1947 r. rozpoczęła się planowa produkcja stalowych konstrukcji – mostów drogowych i kolejowych, m.in. został wyprodukowany most wieży radiowej w Raszynie czy wrocławska iglica. W tym samym roku powstaje Gliwickie Zjednoczenie Hutnicze. Obejmuje huty: Pokój, Łabędy, 1 Maja, Zawadzkie i Kościuszko. Rok później utworzono Zakład Inwestycyjno – Remontowy. Jego działalnością kieruje inż. Henryk Hłasko, następnie Stefan Karwat. Zmiany reorganizacyjne, które wprowadzał polski rząd objęły przede wszystkim przemysł. Jednym z działań było 1 Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar–Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd.. Zakłady Mechaniczne Bumar–Łabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 23. 65 wydanie zarządzenia przez Ministra Przemysłu Ciężkiego w dniu 1 kwietnia 1951 r., na mocy którego Huta „Łabędy” została podzielona na dwie części: hutniczą (walcownia i stolarnia) i część metalurgiczną (większą) z Zakładem Inwestycyjno – Remontowym, który był częścią nowego przedsiębiorstwa, na czele którego stanął inż. Kazimierz Ząbik. Niebawem, bo dnia 20 kwietnia 1951 r. ukazało się kolejne zarządzenie Ministra Przemysłu Ciężkiego na mocy którego powołano do życia Zakłady Mechaniczne Łabędy w Łabędach. Ich Dyrektorem naczelnym został inż. Kazimierz Torbus. W skład ścisłego kierownictwa weszli: • Partorg – tow. Jan Miska • Przewodniczący rady zakładowej ZZH – Marian Michalak • Przewodniczący zarządu zakładowego ZMO – Jerzy Kasprzak Kolejna zmiana w nazewnictwie nastąpiła w 1953 r. kiedy Zakład w dniu 15 grudnia otrzymał patrona w osobie Józefa Stalina. Wówczas przez okres trzech lat aż do wydarzeń październikowych w 1956 r. nosił nazwę Zakłady Mechaniczne imieniem Józefa Stalina. 66 Zdjęcie 11. Źródło: Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd. Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 40 Nie była to ostatnia zmiana, ponieważ w 1974 r. decyzją Ministra Przemysłu Maszynowego zakład przemianowano na Kombinat Urządzeń Mechanicznych Bumar-Łabędy w Gliwicach. W jego skład wchodziły różne przedsiębiorstwa, także z poza terenu Gliwic. 67 Zdjęcie 12. Źródło: Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd. Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 95 Pod nową nazwą zakład funkcjonował do 1993 roku kiedy zaczął obowiązywać szyld – Zakłady Mechaniczne „Bumar-Łabędy” SA w Gliwicach. Ostatecznie po jeszcze kilku zmianach ta nazwa się utrzymała i od 2014 r. należy do Polskiej Grupy Zbrojeniowej SA i podlega osłonie operacyjnej SKW. 68 KARTKA Z KALENDARZA Karol Andrzej Kornas Przyjechałem do Gliwic z Matką moją Aleksandrą Kornas zimą 1946 r. z Nowego Bytomia, gdzie Matka moja była nauczycielką. Pamiętam jak przyjechaliśmy pociągiem i po wyjściu brnęliśmy w głębokim śniegu na Zakątek Leśny w Łabędach gdzie Matka moja prowadziła prewentorium dla sierot i biednych dzieci. Ośrodek był zorganizowany przez Hutę Pokój w Nowym Bytomiu oraz Inspektorat Oświaty. W Łabędach zacząłem uczęszczać do Szkoły Podstawowej, do pierwszej klasy. W placówce byli uczniowie w wieku od 7 lat do 14 roku życia. Były to dzieci repatriantów z Francji i Westfalii ale można się było porozumieć. Bawiliśmy się razem, graliśmy w piłkę, dwa ognie, palanta, monety. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpocząłem naukę w Technikum Mechanicznym w Gliwicach, którą ukończyłem w 1959 r. przy specjalności dźwigi i transport. W tym samym roku rozpocząłem pracę w Zakładzie Mechanicznym Łabędy na Wydziale Remontowym – Remonty Suwnic i dźwigi. Następnie pracowałem w Dziale Kontroli Technicznej i w Izbie Pomiarów. Z Działu Kontroli poszedłem do Działu Głównego Technologa pracując jako kalkulator a następnie jako starszy technolog. W 1975 r. zostałem przeniesiony do Działu Głównego Konstruktora na stanowisko starszy 69 konstruktora w sekcji dźwigów oraz przy konstrukcji koparki hydraulicznej. Praca była bardzo ciekawa Relacje między pracownikami były bardzo dobre i koleżeńskie. Razem tworzyliśmy zgrany kolektyw. Po zmianie profilu produkcji Zakładu przeszedłem do Działu Socjalnego jako kierownik sekcji rekreacyjnej Sekcja miała zadanie organizowania rekreacji dla wszystkich Wydziałów Zakładu. Rocznie organizowaliśmy 40 festynów wydziałowych, 7 spartakiad (piłkarską, siatkarską, tenisa ziemnego i stołowego, pływania, strzelecką narciarską). Zorganizowaliśmy pod patronatem Dyrekcji oraz Związków Zawodowych festyny na ośrodku zakładowym w Pławniowicach i Dzierżnie dla pracowników całego Zakładu z rodzinami. Sześć imprez jeden festyn dla 10 000 pracowników z rodzinami pięć festynów po 3 tys. pracowników. 70 Zdjęcie 13. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) Zdjęcie 14. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) 71 Zdjęcie 15. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) 72 Zdjęcie 16. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) W imprezach wspomagani byliśmy przez żołnierzy J. W 2719 (pancerniak) pomoc w sprzęcie namioty kuchnie polowe i prace pomocnicze. W ośrodku w Brennej zorganizowaliśmy 4 spartakiady zimowe i kuligi. Jeden festyn zimowy z udziałem 2 tys. pracowników z rodzinami. W festynie Brenna pracownicy i rodziny bawili się na kuligach nartach saneczkach dętkach ogniskach grochówkach z kuchni wojskowej. W imprezach uczestniczyli przedstawiciele Dyrekcji związków rady pracowniczej oraz organizacji społecznych. Celem imprez była integracja pracowników oraz wytworzenie więzi międzyludzkiej i dobrego klimatu. 73 Zdjęcie 17. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) Zdjęcie 18. Źródło: Z albumu prywatnego Autora (Karol Kornas) 74 Poza moja praca zawodową czynnie uczestniczyłem w życiu społecznym w Łabędach. Przez 15 lat byłem kierownikiem sekcji tenisa ziemnego ŁTS sekcja awansowała od Ligi okręgowej do drugiej Ligi Państwowej. Prowadziłem jako trener szkolenie podstawowe dla dzieci i młodzieży W szkoleniu tym uczestniczyło rocznie około 50 dzieci Za pracę dla tenisa ziemnego otrzymałem złotą odznakę Polskiego Związku TZ. W latach 1988-1992 prowadziłem lodowisko przy szkole 38 i liceum organizowałem imprezy okolicznościowe – zdjęcie w załączeniu. W zakładzie byłem kierownikiem drużyny strzeleckiej Drużyna strzelecka była czołówką w miejskiej Lidze strzeleckiej Gliwic i województwa katowickiego. Za pracę w LOK otrzymałem złotą i srebrną od: medal LOK. Obecnie od 6 lat pracuję w Zarządzie Grupy Związkowej emerytów Bumar Łabędy organizuję wycieczki i imprezy towarzyszące Jestem członkiem Klubu Seniora i czynnie uczestniczę w jego działalności. Zuzanna Kornas z domu Szumniak Do Gliwic przybyłam z Pyskowic. Tam skończyłam Szkołę Podstawową nr 3 w 1955 r. Szkoła była cudowna. Należałam do harcerstwa gdzie prężnie działałam. Organizowano ogniska wycieczki oraz była wspólna praca. 75 Pojechaliśmy do Łukawicy koło Leska. Organizowany był obóz przez Powiat I Miasta Gliwice było 5 podobozów Koło 350 uczestników byłam oboźną harcerzy z powiatu. Potem po podstawówce poszłam do ogólniaka w Pyskowicach. Po skończeniu małej matury dnia 1.07.1957 r. poszłam do pracy w Pyskowickiej Budowlanej Spółdzielni Pracy im. 1 maja. Pracowałam jako pracownik umysłowy. Potem przez 5 lat od 1958 do 31. 03. 1962 pracowałam w Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Pyskowicach. W międzyczasie zrobiłam maturę w Gliwicach. Od 4 maja 1962 r. pracowałam w Zakładach Mechanicznych w Łabędach potem Bumar. Do 2. 02. 1968 r. pracowałam w sekcji Finansowej jako księgowa Głównym Księgowym była pan Hatko. Po trzech latach przeniesiono mnie do Sekcji Kontroli Wewnętrznej Kierownikiem była Jurczak Praca była trudna ale potrzebna. Kontrolowaliśmy działalność całego zakładu inwestycje. Koledzy i koleżanki byli wspaniali pomagaliśmy sobie wzajemnie każdy był życzliwy uśmiechnięty mimo że mógł mieć trudne chwile w sowim życiu. Po ślubie w sierpniu 1963 r. zamieszkałam w Łabędach z mężem To były trudne lata pracowaliśmy również w soboty. Zostawały tylko niedziele a trzeba było zając się domem i dziećmi. Mieliśmy 2 synów, którzy są wspaniali i jesteśmy z nich 76 dumni. W 1968 r. przeszłam na rentę z powodu choroby. I czynnie działam w Klubie seniora. PANCErNA kArtA BuMAru Sytuacja polityczna jaka nastąpiła w Polsce po II wojnie światowej, a także odradzające się Ludowe Wojsko Polskie, spowodowała, że należało podjąć decyzję o uruchomieniu właściwej linii produkcyjnej. 12 października 1951 r. zostało powołane do życia 33 Rejonowe Przedstawicielstwo Wojskowe. Jego pierwszym dowódcą oraz organizatorem został kapitan Czesław Bruzda. Jego wspomnienia z tamtego okresu: „ (…)wizyty Dyrektorowi Naczelnemu Zakładów, aby zakomunikować mu o organizowaniu przeze mnie Przedstawicielstwa Wojskowego. Dyrektor, inż. Kazimierz Torbus przyjął mnie serdecznie i zapewnił o pełnej pomocy zakładów przy realizacji tego zadania. Z tego dnia, tj. 12.10 datowany jest wydany rozkaz dzienny Nr 1 o zorganizowaniu 33 Rejonowego Przedstawicielstwa Wojskowego” 2. Wymieniony powyżej dzień można uważać za oficjalne rozpoczęcie produkcji czołgów T-34. 2 Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd.. Zakłady Mechaniczne BumarŁabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 30. 77 Zdjęcie 19. Źródło: Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd. Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 32-33 Ze względu na niejawność produkcji wprowadzono szyfrowanie, które w nomenklaturze zakładowej nosiło symbol S-1. Produkty finalne musiały spełniać najwyższe wymagania jakościowe. Rozpoczęcie ważnej produkcji (symbol „S” – specjalna) wymagało od Zakładu dodatkowej infrastruktury. Powołano do życia samodzielny Oddział Wykonawstwa Inwestycji. W tym czasie wprowadzony zostaje trzyzmianowy system pracy. Wydziały 420 i 430 rozpoczynają produkcję. W laboratorium zakładowym powstają nowe wydziały: laboratorium spektralne i badań dylatometrycznych. 78 Uruchomienie produkcji nazywanej, od tego czasu, zasadniczą spowodowało, że odbiorcy wojskowemu zaczęły podlegać pierwsze detale, jakie były przeznaczone do czołgów. Czasy świetności przechodził wówczas Wydział 500, który zajmował się montażem finalnym. Na jego czele stał podporucznik Mieczysław Maleszko. Zakład przeprowadzał próby czołgów na terenie otwartym i ogólnodostępnym, co należało zmienić. Postanowiono utworzyć Wydziału Prób, który otrzymał symbol 600. W ramach zadań Wydziału prowadzenie badań i prób pod ostrzałem płyt i odlewów pancernych, jazd próbnych, a także strzałów z broni pokładowej. W razie wojny wydział 600 miał usuwać usterki, wykonywać prace wykończeniowe, kompletować osprzęt, uzbrojenie i amunicję, tankować czołgi w paliwo i oleje oraz przekazywać je załogom w stanie gotowym do boju. Jego lokalizacja była wyznaczona w łabędzkim lesie. Pod koniec lat 50 rozpoczęła się produkcja czołgów T-54 a następnie T-55. Planowano zmiany kalibru z 85 mm na 200 mm, stabilizowanie w płaszczyźnie pionowej, z czasem poziomej oraz noktowizje i na wypadek ukrycia broni jądrowej poprzez zastosowanie wykładzin zabezpieczających przed promieniowaniem gamma i neutronowego. Była to 79 oferta przeznaczona dla polskiej armii. W czołgu zostały wprowadzone nowe wykładziny ze specjalnego tworzywa, których celem była ochrona załogi przed skutkami działań broni ABC. Z początkiem lat 60. Zakład w Łabędach otrzymał zlecenie na produkcje ciągnika artyleryjskiego. Sprzęt pozytywnie przeszedł próby poligonowe i miał być wytwarzany w zakładzie zbrojeniowym w Kurhanie na Syberii. W 1968 r. powstaje Zakład Produkcji Doświadczalnej, przeznaczonych do ewaluacji uszkodzonych czołgów na polu walki oraz udzielania niezbędnej pomocy technicznej niesprawnym pojazdom, w którym rozpoczyna się praca nad wozami zabezpieczenia technicznego WZT-1 WZT-2. Idea konstrukcji została wykorzystana przy produkcji WZT3. W 1977 r. zostaje podpisana umowa licencyjna na uruchomienie produkcji czołgów T-72M posiadająca termin ważności na 10 lat. Na przełomie lat 1990/1991 rozpoczęły się prace nad modyfikacją konstrukcji czołgów T-72M1. Efektem był wyprodukowany w Łabędach czołg PF-91. Zostają podpisane i realizowane zlecenia zagraniczne, m.in.: do Indii, do Malezji czy krajów europejskich. W 2006 r. nastąpiło uruchomienie produkcji wież HITFIST 30 do KTO 80 Rosomak, a także zostają wykonane przeglądy wież czołgów Leopard 2A4. KARTKA Z KALENDARZA Stefan Kurczab „Moja droga do Łabęd” Urodziłem się 3 sierpnia 1941 r. w podgórskiej ładnej miejscowości Limanowa w licznej rodzinie. Pożar domu i trudna sytuacja materialna połączona na dodatek ze śmiercią matki spowodowała, że w latach 1952-1955 przebywałem u mojej ciotki, która mieszkała w Wielopolu Skrzyńskim na dawnej Rzeszowszczyźnie. Tu kończę 5, 6 i 7-mą klasę szkoły podstawowej i jednocześnie przeżywam 11 maja 1955 r. kolejną tragedię w postaci pożaru kina objazdowego w którym ginie 58 osób. Cudem uratowany z tego pożaru w którym jednak ginie moja młodsza o dwa lata kuzynka. Po wakacjach w 1955 r. rozpoczynam naukę w Technikum Kinotechnicznym w Krakowie skąd w 1956 r. przenoszę się ze względów materialnych do Limanowej i tu kontynuuję naukę w 2 klasie Zasadniczej Szkoły metalowej. Kończę w 1958 r. i już w czerwcu po zakończeniu szkoły wyjeżdżam na Śląsk początkowo zaczynam pracę w Świętochłowicach a znajomy pracujący w ówczesnych Zakładach Mechanicznych namawia 81 mnie do przeniesienia się do Łabęd. Tu trafiam we wrześniu 1958 r. i rozpoczynam swoją ścieżkę w obecnym „Bumarze – Łabędy”. Do roku 1976 pracuję na stanowisku montera pojazdów szybkobieżnych i w tym samym roku przechodzę na stanowisko Mistrza na tym samym wydziale co wcześniej tzn. Wydziale produkcji fin analnej „Bumaru”. W 1980 r. przechodzę na stanowisko Kierownika Zmiany – 1986 r. jestem powłoka na stanowisko Kierownika Oddziału Prób Poligonowych a w 1988 r. wracam na poprzedni Wydział na stanowisko Zastępcy Kierownika Wydziału Montażu produkcji specjalnej. Praca zawodowa prawie cały czas łączyła się z różnymi pracami społecznymi. Jest to działalność w organizacjach młodzieżowych, związkach zawodowych a chyba najwyższa funkcją było przewodzenie w latach 1988-1989 Radzie Pracowniczej „Bumaru Łabędy”. Lata 80-te były to lata świetności „Bumaru” i bardzo dobrych wyników ekonomicznych. Choć nigdy nie korzystałem z tzw. ścieżki partyjnej bo nigdy nie byłem członkiem PZPR to jednak spotkałem się z dużym poparciem pracowników i współpracowników w zakresie zawodowym. 82 Zdjęcie 20. Źródło: Ze zbiorów Autora (Stefan Kurczab) Zdjęcie 21. Źródło: Ze zbiorów Autora (Stefan Kurczab) 83 W latach 1969-1974 jestem jako radny Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach, w latach 1984-1988 z kolei byłem radnym Miejskiej Rady Narodowej w Gliwicach. Dużo również pracowałem w dawnym Komitecie Osiedlowym w Łabędach 2006-2014 w Radzie osiedla Łabędy. Tutaj też byłem współautorem powołania Klubu Seniora który funkcjonuje do dzisiaj z dużym powodzeniem. Z innych ciekawszych momentów to ukończenie Technikum dla Pracujących w Łabędach w 1976 r. w styczniu. W okresie 1993 sierpień do lutego 1994 byłem delegowany na Syberię do miejscowości Nojabrsk by uruchomić skład serwisowy do sprzętu cywilnego produkowanego w tym czasie w „Bumarze”. Od 1 stycznia 1998 r. przebywam na emeryturze na którą przeszedłem ze stanowiska Kierownika Prób Poligonowych. Czas wolny wypełniam pracą w Klubie Seniora jak również przez 13 lat prowadziłem Wspólnotę Mieszkaniową którą zresztą współzakładałem. Mam dwie córki i czwórkę wnucząt. SfErA CyWILNA. Do połowy lat 50 wprowadzone zostały w Zakładzie kolejne zmiany, m.in. z hali norweskiej utworzono Wydział 410. W hartowni zostały zamontowane pierwsze piece gazowe a narzędziownia otrzymała precyzyjne obrabiarki zaś 84 w laboratorium centralnym zaczęły działać przecinarka anodowa i defektoskop magnetyczny. Powstała galwanizernia. Oddział Wykonawstwa Inwestycyjnego zaczął realizować oprócz inwestycji przemysłowych, inwestycje socjalne. Oznaczało to pojawienie się na rynku: żurawi, koparek czy ładowarek górniczych oraz młotów (MPM-1000, MPM2000, MPM-10000, MPM-20000). W ramach planu mechanizacji budownictwa, rolnictwa i leśnictwa podjęto seryjną produkcję. Jedyną wówczas w kraju, ciągników gąsienicowych KD-35, a następnie Mazur D-35 i D-40, które były przystosowane do prac w ciężkich warunkach terenowych. Ogółem wyprodukowano od 1954 r. 2590 egzemplarzy. Ciągnik Mazur wziął udział w wyprawie polarnej PAN na Spitsbergen. Nie była to jedyna nowość w produkcji Zakładu. Z czasem przystąpiono do produkcji koparek KU-1206 serii UNIKOP, na bazie licencyjnych E-1001 i E-1004. Do 1980 r. wyprodukowano 3955 sztuk koparek serii UNIKOP, z czego na eksport do 35 krajów pojechało 2484 sztuki. W tym samy czasie rozpoczęła się produkcja młotów spadowo-oleskowych, kotłów i zbiorników, tzw. baniaków do cystern kolejowych. Na Wydziale 220 ruszyły prasy i nożyce. Wydział 710 wzbogacił się o usługowiec i Izbę Pomiarów. 85 Nie posiadając własnego źródła energii rozpoczęła się budowa elektrociepłowni. Powstało laboratorium korozyjne. Laboratorium chemiczne zostało wzbogacone o pracownie analiz smarów, farb i lakierów. Prace modernizacyjne przyczyniły się do powstania nowej maszyny KU-120613, która posiadała wydzieloną kabinę dla operatora i dwupozycyjne sterowanie hydrauliczne co wpływało na jego pracę. W 1966 r. została podpisana umowa kooperacyjna z angielską firmą „Jones” na budowę koparek, których produkcja ruszy rok później. Urządzenie będzie posiadało symbol KU-1207. 15 grudnia 1981 r. wyprodukowano ostatnią tego typu koparkę. Ogółem na rynek zostało wypuszczonych 3978 sztuk, z czego 1460 dla kraju a 2518 na eksport. Wycofano koparkę zastąpiła w 1988 r. nowa hydrauliczna BRAWAL 1611. Z każdym rokiem sprzęt jest modernizowany i ulepszany. Koparki zostały wykorzystane przy budowie Tamy Asuańskiej, czy w kamieniołomach w Chinach oraz pogłębiały deltę Nilu, a także rozbudowywały Hawanę. Poza opisanym wyżej sprzętem Bumar może pochwalić się produkcją takich wyrobów jak: maszynki do chleba, żyrandole, młotki, imadła czy pralki. 86 Zdjęcie 22. Źródło: Pancerny Bumar. 55 lat zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy SA, Wojciech Gargała (red.), wyd.. Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy S. A, Gliwice, 2006, s. 56-57 KARTKA Z KALENDARZA Barbara Drabik Urodziłam się 2 grudnia 1946 r. i mieszkałam w Szczecinie. Po ukończeniu szkoły naukę kontynuowałam w szkole podstawowej a potem w zasadniczej szkole handlowej po której zakończeniu podjęłam pracę w handlu. W 1967 r. wyszłam za mąż i już jako mężatka wyjechałam na Śląsk. Zamieszkałam w Pyskowicach. W 1972 r. zatrudniłam się w „Bumarze” w Łabędach i rozpoczęłam pracę jako archiwistka. Główne 87 Archiwum Zakładowe mieściło się w głównym budynku Bumaru. Była tam cała dokumentacja związana z budową czołgu i ciągnika, produkcji wojskowej zakładu. Wszystko co tworzono, od podstaw. Każdy wydział zgodnie z wykonawstwem posiadał własne archiwum. Materiały Bemaru można było podzielić na jawne i utajnione. Po krótkim czasie zaczęłam uczęszczać do wieczorowego Liceum. Po jego ukończeniu i zdaniu matury awansowano mnie na pracownika umysłowego i jako sekretarka pracowałam w Wydziale Magazynów a następnie w Wydziale Kolejowym. Zajmowano się tutaj odbiorem gotowego wyrobu i załadowaniem na wagony (lora). Produkt był gotowy do wysłania do miejsca przeznaczenia. Zatrudnionych było około 200 osób. Panowała dyscyplina pracy i kontrola. Pracowano w systemie trzyzmianowym: 6. 00-14. 00, 7. 00-15. 00, 22. 00-6. 00. Obowiązywały karty wejściowe, przepustki, nie tolerowano spóźnień. Na Wydziale Kolejowym byłam przewodniczącą grupy związkowej i brałam udział w organizowanych wycieczkach, festynach, zabawach karnawałowych i sylwestrach na których spotykaliśmy się z kolegami i z koleżankami z pracy. Uczestniczyłam również w koloniach letnich i zimowych dla dzieci pracowników. 88 Zdjęcie 23. Zabawa sylwestrowa w Domu Kultury w Łabędach. Źródło: Ze zbiorów Autora (Barbara Drabik) Zdjęcie 24. Pracownicy wydziału 720. Matrycownia. Źródło: Ze zbiorów Autora (Barbara Drabik) 89 Atmosfera w pracy była dobra, ludzi cechowała odpowiedzialność. Potrafiono sobie pomagać. Załoga była zjednoczona, trzymaliśmy się razem, w ważnych sprawach, również w tych związanych z krajem. Po otrzymaniu zakładowego mieszkania, zamieszkaliśmy w Łabędach w 1977 r. gdzie zostaliśmy do dnia dzisiejszego. Tu wychowały się moje dzieci, syn w 1968 r. i córka w 1970 r. Obecnie mają swoje rodziny, syn mieszka w Łabędach córka w Rokitnicy. Na wszystkie organizowane imprezy prze Klub Seniora chętnie przychodzę i w nich uczestniczę. Piotr Drabik Urodziłem się 15 listopada w 1944 r. i mieszkałem w Szczecinie Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Łobzie podjąłem naukę w Technikum Górniczym w Bytomiu. Po zdaniu matury w 1966 r. byłem jako wychowawca z młodzieżą górniczą na koloniach letnich w Zbąszynku i Międzyrzeczu. W Międzyrzeczu spotkałem kierownika kolonii dzieci z „Bumaru-Łabęd”, który zaproponował mi pracę w „Bumarze”. 14 września 1966 r. podjąłem prace w „Bumarze” w Łabędach. Po ukończeniu 9 miesięcznego stażu awansowałem na planistę Wydziału Rozdzielni Robót W-720 i następnie na stanowisko starszego mistrza obróbki ręcznej i hurtowni 90 W-720 i do momentu rozwiązania umowy o pracę z Bumarem Łabędy w 2003 r. zostałem na stanowisku starszego mistrza. Pracując w Bumarze byłem przewodniczącym grupy związkowej przy W-720 i równocześnie członkiem Zakładowego Zarządu Związków Zawodowych W 1987-1988 zostałem wybrany na Radnego Miejskiej Rady Narodowej w Gliwicach. Będąc przewodniczącym grupy związkowej organizowałem zabawy karnawałowe i sylwestrowe co roku. Organizowałem wycieczki krajoznawcze, np.: do Warszawy, Zakopanego, oraz liczne festyny w Dzierżnie i Pławniowicach. W roku 1967 ożeniłem się i wraz z żoną Barbarą zamieszkaliśmy w Pyskowicach w 1977 r. otrzymaliśmy zakładowe mieszkanie w Łabędach gdzie obecnie mieszkamy. Dzieci (syn i córka)założyli własne rodziny. Obecnie jestem członkiem zarządu wspólnoty mieszkaniowej i członkiem Klubu seniora w którego spotkaniach uczestniczymy. POZA PrODukCJą I PrZEMySłEM Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy posiadały swoje logo. W Urzędzie Patentowym zarejestrowano pierwszy znak towarowy. Był to stylizowany w locie łabędź na tle koła zębatego. Wewnątrz koła napis ZAM (Zakłady Mechaniczne) 91 tworzyły wraz ze skrzydłem ptaka literę Ł - jak Łabędy. Współcześni specjaliści od reklamy oceniają, że znak jest jako jeden z najlepiej zapamiętywanych i kojarzonych znaków firmowych. Pracownicy firmy mieli zagwarantowano pełną opiekę ze strony zakładu. Funkcjonowały dwa żłobki przyzakładowe, jeden dzienny w Łabędach, tygodniowy w Pyskowicach Przebywało w nich 100 maluchów. Działały tam również przedszkola, które opiekowały się 210 dziećmi.. Dzieci wyjeżdżały na kolonie do Czechosłowacji, na Węgry i do ZSRR. W lecie Bumar mając 4 obiekty kolonijne zapewniał wypoczynek dla ponad 1000 dzieci. Do tego trzeba doliczyć zabawy karnawałowe czy spotkania z Mikołajem. Pracownicy mieli możliwość od 1974 r. uzupełniać swoje wykształcenie. W Łabędach działała szkoła Przysposobienia Przemysłowego zamieniona w rok później na Szkołę Przemysłową. W roku szkolnym 1950/1951 powstała Zasadnicza Szkoła Zawodowa. W 1965 r. rozpoczynają działalność wydzielone przy ZM Łabędy Warsztaty Szkolne, w których uczyło się 300 uczniów. Działała siec barów i stołówek mieszczących się przy wydziałach oraz kombinat gastronomiczny – Oddział zaopatrzenia Robotniczego, który wydawał do 2 tys. tanich obiadów dziennie. Oddział dysponował siecią 4 stołówek, 92 4 barów samoobsługowych, gotowalnią herbaty, kawiarenką i obsługiwał 4 tys. pracowników dziennie. Działała Międzyzakładowa Przychodnia Przemysłowa, która skupiała: • 9 Gabinetów lekarskich • 9 Gabinetów specjalistycznych • 1 gabinet chirurgii stomatologicznej • 3 gabinety dentystyczne • 3 gabinety fizykoterapii • 1 gabinet higieny szkolnej • 2 pracownie EKG • 2 laboratoria • 4 karetki pogotowia Pracowało 24 lekarzy 25 pielęgniarek. Lekarze pełnili całodobowy dyżur. Komisja sanatoryjna przydzielała miesięcznie 74 skierowania na leczenie do sanatoriów. Od 1967 r. w Bumarze –Łabędy działał Klub Honorowy Dawców Krwi. Założyła go i prowadziła osoba o wielkim sercu-Zofia Harycka. Pracownicy Bumaru mieli zapewnione dojazdy do pracy i po jej zakończeniu. Osoby, które przybyły do Łabęd z dalszych rejonów kraju były kwaterowane w hotelach pracowniczych lub dostawali przydział na mieszkanie zakładowe. Budownictwo mieszkalne objęło – osiedle 22 Lipca, Kosmonautów w Łabędach, Gliwicach-przy ul. Warszawskiej, 93 w Pyskowicach – przy ul. Szpitalnej czy na osiedlu Zabrze – Helenka. Zakład posiadał domy wczasowe: Łabędź i Pelikan w Świnoujściu, w Gierałtowie koło Stronia Śląskiego, w Brennej, Wysowej czy Dzierżnie lub Pławniowicach. KARTKA Z KALENDARZA Rufin Labryga MOJE ZWIĄZKI Z ŁABĘDAMI Moje początki z Łabędami zaczęły się wiosną 1952 roku, kiedy to z rodzicami i rodzeństwem przybyłem do Łabęd. Tutaj ukończyłem szkołę podstawową, dzisiaj w budynku nie ma już tej szkoły. W Łabędach ukończyłem Liceum Ogólnokształcące i w Łabędach przepracowałem 41 lat. Pierwszą moją pracę podjąłem w Powszechnej Spółdzielni Spożywczej mieszczącej się na rynku w Łabędach. Dzisiaj tego budynku już nie ma. Rodzice mieszkali w Łabędach, w Łabędach mieszka moja siostra i syn z rodzinami, czyli kontakt z Łabędami miałem i mam na bieżąco. Do „Łabędzia” przyjeżdżam na spotkania Klubu Seniora, uczestniczę we wszystkich imprezach organizowanych przez Klub. Imprezy i spotkania organizuje też grupa emerytów i rencistów ze Związków Zawodowych Bumaru. 94 Spotkania emerytów odbywają się w różnych miejscach, między innymi na stadionie ŁTS-u. W Bumarze pracowałem od 1960 roku. Było to duże przedsiębiorstwo przemysłowe dobrze zorganizowane, zatrudniające około dziewięć tysięcy osób. Razem z zakładami przynależnymi Kombinat liczył ponad dwanaście tysięcy osób. Wspomnę tylko o jednym zakładzie to Prototypownia zatrudniająca około sześćdziesiąt osób. Później rozbudowała się do większej jednostki o nazwie Zakład Produkcji Doświadczalnej. Dzisiaj ta jednostka to Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych „OBRUM” mieszczący się na ulicy Toszeckiej. W strukturze organizacyjnej Bumaru było kilka pionów. Pracowałem w pionie pracowniczym w komórce kadrowej oraz w pionie ekonomicznym w komórce zatrudnienia i płac oraz płacowej. Dzisiaj te komórki połączone są w jedną służbę kadrowo-płacową. Z czterdziestoletniej pracy zawodowej wybrałem kilka nazwijmy to instytucji z zakresu kadr, zatrudnienia i płac wartych omówienia i zapamiętania. Instytucja przeszeregowania –awanse. Dział szkolenia organizował szkolenia kwalifikacyjne, przeprowadzał egzaminy i typował do przeszeregowania. Komórka płacowa na tej podstawie przyznawała pracownikowi wyższe kategorie osobistego zaszeregowania. 95 Pracownicy na stanowiskach nierobotniczych przechodzili przez system oceny pracowniczej i ścieżki awansu zawodowego. Utworzona została tzw. Rezerwa kadrowa, zaczynała się ona od typowania pracowników do awansu, tworzyła bazę danych, z której dyrektorzy pionów wybierali kandydatów na stanowiska kierownicze. W Bumarze powstała komórka ergonomiczna włączona do działu kadr. Była między innymi zalążkiem powstawania drogi awansu i oceny pracownika. Funkcjonowało współzawodnictwo pracy pomiędzy wydziałami produkcyjnymi, potem rozszerzone było na wydziały pomocnicze i inne komórki organizacyjne Bumaru. Wyróżniający się pracownicy jeździli na kilkudniowe wycieczki turystyczno-krajoznawcze. Typowani też byli w pierwszej kolejności do awansu i odznaczeń. Zasłużeni pracownicy wyjeżdżali także „Pociągami przyjaźni” i autobusami do krajów obozu socjalistycznego. W Bumarze organizowano wycieczki wydziałowe/ działowe, zabawy, organizowano spotkania w pionach organizacyjnych. Emeryci spotykali się corocznie w „Orionie” (początkowo była to stołówka zakładowa), na obiedzie, kawie i ciastku. Najwięcej zapewne cieszyli się z koperty w której było sto zł. Dzisiaj w tym ośrodku jest trzygwiazdkowa restauracja i hotel „Arsenał”. W płacach funkcjonował tzw. współczynnik 96 „ppww” – planowany przyrost wysokości wynagrodzenia. Przekroczenie tego współczynnika pociągało za sobą ostre sankcje personalne kierownictwa. System spowalniał podnoszenie płac pracownikom do wyższych kategorii osobistego zaszeregowania. Żywot tego współczynnika ku zadowoleniu pracowników nie trwał jednak długo. Kolejna instytucja – wartościowanie pracy. Zakłady pracy zobowiązane były do przeprowadzania wartościowania pracy na stanowiskach pracowniczych. Najogólniej wycena wyglądała w ten sposób, że za pomocą specjalistycznej metody UMEWAP (Uniwersalna Metoda Wartościowania Pracy) wyceniano wartość danego stanowiska robotniczego i nierobotniczego. Na tej podstawie powstawały taryfikatory kwalifikacyjne i tabele płac. Duża instytucja to Zakładowe Układy Zbiorowe Pracy (ZUZP). Poprzedzone były eksperymentalnym Układem. Układ zawierały dwie strony zakładu pracy. Stronę Pracodawcy reprezentowały: dział organizacji, dział płac, dział kadr, dział socjalny i dział bhp. Drugą stroną były funkcjonujące w Bumarze związki zawodowe. Przed powstaniem układu odbywały się liczne szkolenia specjalistyczne, w których brałem udział. Szczególną instytucją było przyznawanie odznaczeń i wyróżnień pracowniczych. Zarządzeniem Dyrektora Bumaru było wydanie zasad przyznawania odznaczeń pracowniczych. 97 Przechodziły one cztery szczeble. Zaczynało się od wytypowania pracowników do określonego odznaczenia w kolejności ważności i zasług. Listy podpisywały ponadto funkcjonujące w wydziałach/działach kolektywy. Czteroszczeblowa droga gwarantowała, że wytypowany do odznaczenia pracownik odznaczenie to otrzyma. Odznaczenie przyznawała Rada Państwa, a pracownikowi wręczano je na Święcie Metalowca. Było bardzo wiele odznaczeń państwowych i wewnętrznych zakładowych, przyznawanych w dużych ilościach. We wszystkich powyższych instytucjach brałem bezpośredni udział. Podnoszeniu kwalifikacji zawodowych towarzyszył równolegle awans zawodowy do stanowiska kierownika działu włącznie. Pracując w komórce zatrudniono-płacowej ukończyłem Pomaturalne Zaoczne Studium Ekonomiczne w Chorzowie. Później ukończyłem Wydział Prawa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, Podyplomowe Studium Zarządzania i Organizacji Pracy. Ponadto uczestniczyłem w licznych kursach i szkoleniach specjalistycznych. Podnosząc kwalifikacje stopniowo awansowałem i zakończyłem pracę na stanowisku kierownika działu. Praca mnie kochała z wzajemnością. Praca mnie szukała, a ja udawałem, że się przed nią ukrywam. Wytypowano mnie na ławnika sądowego i na społecznego kuratora sądowego z racji 98 posiadanego wykształcenia i pracy zawodowej. Proponowano mi pracę nauczyciela w wieczorowym technikum mechanicznym i prowadzenie kursów kadrowo-płacowych w Bumarze. Nie umiałem odmówić, ciekawy byłem wyzwań. Dzisiaj przypominam sobie te czasy i nie żałuję. Stawiam tylko pytanie skąd miałem na to czas i siłę?. Teraz poświęcę więcej uwagi Załodze Bumaru. Pracownicy pracowali w akordzie, w godzinach nadliczbowych, w trójzmianowym systemie pracy. Brali udział w czynach społecznych, niejednokrotnie w niedzielę. Pracownicy należeli do licznych branżowych stowarzyszeń np. SIMP (wyjazdy na Targi Poznańskie), Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, Stowarzyszenie Księgowych w Polsce i inne. Wydziały i działy organizowały we własnym zakresie wycieczki turystyczne. Wycieczki organizowane były także przez zakładowe koło PTTK. Organizowane były rajdy, zawody sportowe, spartakiady. Zakład miał kilka własnych domów i wynajmował prywatne kwatery w całym kraju. Bardzo dużo pracowników wyjeżdżało na wczasy. Część pracowników jeździła pociągami nad morze. Do innych miejscowości dowoziły i odwoziły pracowników autobusy zakładowe. Dział socjalny organizował kolonie dla dzieci, w niektórych latach kolonie były darmowe. Z okazji różnych świąt Załoga bawiła się 99 w Zakładowym Domu Kultury, Zameczku Leśnym w Gliwicach i w innych miejscach. Dzisiaj pracownicy nie jeżdżą już na wczasy zakładowe. Nie ma szkoły przyzakładowej, która zasilała kadry pracowników. Nauka w szkole zaliczana była do stażu pracy, co w późniejszym okresie było przydatne przy wcześniejszym przechodzeniu na emeryturę w czasach kiedy spadała raptownie produkcja i dochodziła do zwolnień zbiorowych. Nie ma, nie ma, nie ma – mógłbym tak wymieniać bez końca. Niektóre „wydarzenia i miejsca” minęły bezpowrotnie. Warto dokonać posumowania. Jak już wspominałem na początku, przyszło mi pracować w dużym zakładzie pracy, w którym doznałem wiele satysfakcji i zadowolenia. W firmie poznałem i zaprzyjaźniłem się z wieloma osobami. Kontakty między nami trwają do dzisiaj. Widoczni jesteśmy w grupie związkowej bumarowskich emerytów i rencistów, w Klubie Seniora i spotykamy się prywatnie. Bumar to był moloch, w którym funkcjonowały związki i zależności między komórkami i pracownikami – na wielu płaszczyznach. Sądzę, że poza wymienionymi instytucjami, sprawami pracowniczymi, w których brałem bezpośredni udział i z tego powodu omówiłem je i umieściłem w artykule mogę jak to się 100 popularnie mówi zabrać głos w kwestiach ogólnych dotyczących ZAŁOGI BUMARU. Pracownicy Bumaru tworzyli Załogę, byli prawie Rodziną. Załoga i Kierownictwo zbudowali potęgę firmy. Produkcja Bumaru wykorzystywana jest w kraju i zagranicą. Wobec powyższego Łabędy, Bumar warte są ze wszech miar, aby uchronić je od zapomnienia. KARTKA Z KALENDARZA Stanisław Machnik Urodziłem się w 1945 r. w miejscowości Korczyna powiat Krosno na Podkarpaciu, w rodzinnie chłopskiej jako najmłodsze szóste dziecko. Gdy miałem siedem lat w roku 1952 rozpocząłem naukę w Szkole Podstawowej, którą ukończyłem 1959 r. Podczas nauki w szkole należałem do ZHP jak również byłem drużynowym Drużyny Zuchów. W 1959 r. podjąłem naukę w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Miejscu Piastowym, w powiecie krośnieńskim, którą ukończyłem w 1962 r. uzyskując zawód ślusarz – mechanik obróbki skrawania. W szkole pełniłem funkcje społeczne przewodniczącego Rady Internatu i Drużynowego Drużyny Harcerskiej. Uczestniczyłem w sekcjach zainteresowań takich jak kółko fotograficzne i klub krótkofalowców. 101 W wrześniu 1962 wyjechałem na Śląsk za na mową kolegów. Pracę podjąłem w Zakładach Mechanicznych „Bumar Łabędy” w Dziale Głównego Technologa w Laboratorium Skrawania, gdzie pod kierownictwem mgr inż. Piotra Wrzoska pracowałem w raz zespołem przy prototypach narzędzi skrawających. W październiku 1964 r. zostałem powołany do od bycia służby wojskowej. Skierowany zostałem do Podoficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych w Nysie. Szkołę ukończyłem w 1966 r. uzyskując stopień kpr. podch. ze specjalnością mechanik kierowca czołgu T-55A, po dalszej służbie w Jednostce Liniowej w Żaganiu zostałem przeniesiony do rezerwy. Powróciłem do Pyskowic gdzie mieszkałem w Hotelu Pracowniczym i podjąłem ponownie pracę w Zakładach Mechanicznych „Bumar Łabędy” na wydziale montażu pojazdów gąsienicowych jako monter – kierowca pojazdów gąsienicowych. W czasie 9 – letniej pracy na wydziale 530 aktywniej działałem w Radzie Oddziałowej organizując dla załogi różnego rodzaju imprezy i wycieczki. Pasją którą się interesowałem były rajdy motorowe. Działałem czynnie w Klubie Motorowym PTTK, turystyka była moją pasją. W tym celu ukończyłem kurs Organizatorów Turystyki co pozwoliło na organizacje wycieczek krajowych i zagranicznych. 102 W tym okresie gdzie mieszkałem w hotelu pracowniczym pracowałem w Samorządzie Hotelowym, organizowałem dla mieszkańców wycieczki i również imprezy kulturalne. Moja praca była doceniona przez kierownictwo Domu Kultury w Łabędach. Zaproponowano mi dodatkową pracę jako instruktora KO na obu hotelach w Pyskowicach. Utworzyłem klub kulturalno – oświatowy, gdzie działały sekcje zainteresowań, odbywały imprezy muzyczne i spotkania z ciekawymi ludźmi, znanymi artystami, sportowcami oraz wyświetlano filmy. W hotelu w Pyskowicach mieszkałem i pracowałem do 30 marca 1975 roku. Od 1 kwietnia 1975 roku zostałem przeniesiony z wydziału W-530 do wydziału administracji Bumar – Łabędy gdzie objąłem funkcję kierownika hotelu nr 1 w Łabędach i od tego dnia zamieszkałem w Łabędach. Równocześnie podjąłem naukę III Liceum Ogólnokształcącym Zaocznym w Gliwicach, które ukończyłem w 1979 r. Hotel pracowniczy nr 1 w Łabędach przy ulicy Wolności powstał w 1953 roku jako pierwszy hotel Zakładów Mechanicznych „Bumar”. Zamieszkiwali w nim pracownicy Zakładów przyjezdni z różnych stron Polski. W tym czasie mieścił około 360 lokatorów. Pierwszym kierownikiem był Jan Zagórski, drugim Wiktor Golisz, trzecim Otton Błażyca od 1 kwietnia 1975 roku 103 objąłem funkcję kierownika hotelu, którą pełniłem przez 20 lat i 3 miesiące do 30 czerwca 1995 roku. Hotel przejąłem w stanie likwidacji z kilkunastoma lokatorami. Było to następstwem decyzji Dyrekcji Zakładów nadbudowy trzeciego piętra budynku. Od tego projektu jednak odstąpiono. W tej sytuacji przystąpiono do remontu kapitalnego, który trwał szereg lat przy normalnym funkcjonowaniu hotelu. Hotel posiadał 152 miejsca dla mieszkańców stałych i 70 miejsc w pokojach gościnnych. Zmieniono status hotelu z nazwy Hotel Pracowniczy na nazwę Hotel Turystyczno – Pracowniczy „Biały Łabędź”. W pokojach gościnnych przyjmowano codziennie gości delegowanych z kraju i zagranicy jak również artystów występujących w Domu Kultury. Liczba gości w różnych latach wynosiła nawet 10 tysięcy rocznie. Byli to goście krajowi jak również zagraniczni z całego świata takich jak Chiny, Japonia, Australia, niezwykłym wyzwaniem dla całego naszego personelu była wizyta w 1988 roku 30 gości z Iraku przez okres 2 miesięcy. Hotel prowadził pod patronatem MDK, aktywną działalność kulturalną. W tym miejscu należało by docenić doskonałą współpracę z Dyrekcją Domu Kultury. Dyrektor mgr Władysław Zając, doskonale rozumiał potrzeby środowiska młodych ludzi. W ramach współpracy odbywały się cykliczne spotkania z ciekawymi ludźmi, filmy video, imprezy muzyczne. Na mini 104 scence w kameralnych warunkach występowali znani artyści scen polskich, tacy jak: Wanda Polańska, Andrzej Szajewski, Barbara Dunin, Zbigniew Kurtycz i inni oraz kabarety dziennikarze tacy jak Tomasz Hopffer, Bartosz Janiszewski, ludzie świata nauki, aktorzy tacy jak Wacław Kowalski „Pawlak”, Alina Janowska, Edward Lubaszenko, Stanisław Mikulski, Ewa Szykulska, Mieczysław Czechowicz i wiele, wiele innych. W 1981 roku podjąłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu na Wydziale Turystyki i Rekreacji na kierunku hotelarstwo. Z uwagi na stan wojenny i reorganizację Wydziału na uczelni studia przerwałem. W wyniku restrukturyzacji Zakładów Mechanicznych Bumar, utworzone zostało Państwowe Przedsiębiorstwo Remontów i Eksploatacji Domów, gdzie zostałem służbowo przeniesiony 1 października 1992 r., w którym pracowałem do 30 czerwca 1995 roku. W tym dniu hotel został ostatecznie zlikwidowany. Od 1 lipca 1995 r. zostałem zatrudniony w macierzystym Zakładzie „Bumar-Łabędy” na Wydziale Remontów-Budowlanych na stanowisku zastępcy kierownika wydziału. Praca zawodowa trwała do 31 marca 2000 roku. Tylko w jednym Zakładzie „Bumar-Łabędy” przepracowałem 39 lat i stąd przeszedłem na emeryturę. 105 Zawsze udzielałem się społecznie jako członek Zrzeszenia Wędkarskiego „Uklejka” od 50 lat pracuję w Zarządzie. Od roku 1980 jestem działkowiczem w Ogrodzie Działkowym „Nasza Przyszłość”. Przez 3 kadencje pełniłem funkcję członka Komisji Rewizyjnej oraz aktywnie uczestniczę przy organizacji imprez działkowych. Od 2005 roku do 2015 roku pracowałem jako przedstawiciel lokatorów Wspólnoty Mieszkaniowej Waryńskiego 10, praca była satysfakcjonująca doceniana przez lokatorów. Jako członek Łabędzkiego Klubu Seniora uczestniczę w różnych pracach na rzecz jego członków. Wiesława Wiatrowska Podsumowanie Przyjechałam do Łabęd z Pyskowic. Pierwsze spotkanie miało miejsce w 1968 r. kiedy zaczęłam się uczyć w szkole zawodowej dla pracujących, która istniała przy Zakładach Mechanicznych” Łabędy”. W tym samym czasie zaczynaliśmy zazielenianie Łabęd, sadząc żywopłoty. Po szkole zaczęłam pracować w Zakładach Mechanicznych w tym czasie dużo jeździłam na wycieczki i wczasy. Zwiedziłam tym sposobem trochę kraju. Może życie było skromne ale bardzo wesołe. Spotykaliśmy się na różnych festynach między wydziałami, gdzie było 106 współzawodnictwo, gry i zabawy. W pracy poznałam męża tak jak wielu z nas. Przez to że pracowałam w Zakładach Mechanicznych dostałam z mężem przydział na mieszkanie. Kiedyś w Łabędach chodziło się na spacery, wędrowało się do tynku, gdzie były kawiarnie, kino, restauracje, kwitło życie towarzyskie, w soboty chodziło się na dancingi. Teraz nie ma już po co chodzić bo już nie ma gdzie się zatrzymać, żeby napić się czegoś chłodnego a dzieci, żeby zjadły coś słodkiego. Ludziom się spieszy. ZAkOńCZENIE Zmiany polityczne w kraju, przyniosły przekształcenia w sferze gospodarczej. Dnia 29 stycznia 1993 r. Rada Ministrów wyraziła zgodę na przekształcenie Kombinatu Urządzeń Mechanicznych „Bumar-Łabędy” w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. Został zredukowany stan zatrudnienia o 35%, zaprzestano finansowania bazy socjalno-bytowej oraz zintensyfikowano działania zmierzające do przebudowy programu produkcji, mimo bardzo trudnej sytuacji finansowej. Na zlecenie Agencji Restrukturyzacji Przemysłu brytyjska firma WSATKINS Int opracowała Studium Restrukturyzacyjne. Od dnia 1 lipca 1993 r. rozpoczęło 107 funkcjonowanie nowe przedsiębiorstwo o nazwie: Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy SA W 2005 Zakłady zajęły się 257 pozycję wśród największych przedsiębiorstw ogłaszanych przez Tygodnik Polityka. Dwa lata później Bumar –Łabędy SA wchodzą do grupy Polskiego Holdingu Obronnego. W zakładzie prowadzone są remonty sprzętu pancernego dla wojska polskiego, produkcja korpusów do Samobieżnej Armatohaubicy KRAB oraz przeglądy czołgów Leopard 2A4. Od Holdingu przejęła Bumar Polska Grupa Zbrojeniowa SA. Zakład jest zaliczany do grupy przedsiębiorstw kluczowych dla polskiej gospodarki. 108 Rozdział IV „PrOSyNCHEM” W 1955 r. „Prosynchem” został wyodrębniony z „Biprochemu” i podporządkowany Zjednoczeniu Przemysłu Syntezy Chemicznej, którego działalność była kontynuowana przez Zjednoczenie Przemysłu Azotowego w Krakowie. W ramach wzajemnej współpracy światło dzienne ujrzała dokumentacja projektowo – kosztorysowa budowy a następnie rozbudowy. Zakładów Azotowych w Kędzierzynie. Pięć lat później prowadzono rozmowy na temat uruchomienia Zakładów Azotowych w Puławach. „Prosynchem” objął wówczas funkcję kierującego biura projektów i był koordynatorem prac osiemnastu podwykonawczych biur projektowych. Z czasem wprowadzał, w niektóre procesy rozwiązania licencyjne, które były oparte na najnowszych osiągnięciach zagranicznych. Kolejnym dziełem firmy było zaprojektowanie fabryki we Włocławku. Skorzystano również z dokumentacji i dostaw z zagranicy. Natomiast dziedziną, której przodowała firma było to projektowanie instalacji metanolu. Została ona zaprojektowana w 1956 r. dla Zakładów Azotowych 109 w Tarnowie, później dla Zakładów Chemicznych Oświęcim i Zakładów Azotowych w Chorzowie. W 1965 r. „Prosynchem” otrzymał do opracowania koncepcję technologiczną dla działu petrochemicznego Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych w Płocku. Od tego roku zakład pełni funkcję koordynatora w petrochemii, obejmując swym zasięgiem dwa przedsiębiorstwa, pod wspólną nazwą – „Petrochemia”. W międzyczasie „Prosynchem” zostaje kierującym biurem projektowym dla zakładów „Gazy Techniczne”. Zostały zaprojektowane nowoczesne i o dużych wydajności wytwórnie gazów technicznych w Warszawie, Mielcu, Skierniewicach i w Pszczynie. Poza tym biuro projektowe dostarczało dokumentację projektowo-kosztorysową dla budowy i rozbudowy zakładów podległych Zjednoczeniu Budowy i Remontów Urządzeń Chemicznych. Podczas swojej działalności biuro pełniło funkcję kierującą dla przemysłu koksochemicznego, czyli zakładów: „Hajduki”,” Concordia”,” Szczecin”, „Warszawa”. Prócz współpracy z przedsiębiorstwami „Prosynchem” w wykonywał prace dla pracowni naukowo-badawczych, do których można zaliczyć: Politechnikę Szczecińską, Uniwersytet Marii Skłodowskiej-Curie 110 w Lublinie, Instytut Nawozów Sztucznych w Puławach, Centrum Badań Naukowych PAN w Zabrzu. Biuro posiada w swojej historii karty współpracy z zagranicą. Dla Jugosławii została wykonana dokumentacja projektowo-kosztorysowa produkcji syntetycznego metanolu, dla NRD sporządzono projekt wytwórni fenolu i acetonu metodą kumenową oraz wytwórni kauczuku zaś dla CSRS projekt wytwórni saletrzaku. W samym zakładzie został utworzony Resortowy Ośrodek Maszyn Matematycznych. Do jego zadań należało opracowywanie metod i programów obliczeniowych z dziedziny ekonomiki przemysłu chemicznego, inżynierii chemicznej, a także wykonywanie obliczeń technicznych wraz z ekonomicznymi na potrzeby resortu. Z czasem w „Prosynchemie” powołano do życia stały sekretariat resortowej Komisji Normatywów Projektowania, resortowy Ośrodek Projektowania Modelowego czy Zespół Rzeczoznawców Opiniowania Projektów Inwestycyjnych. KARTKA Z KALENDARZA Dorota Piekarz Urodziłam się na Śląsku w Skierniewicach. Jako małe dziecko przeprowadziłam się do Wilczego Gardła, gdzie 111 ukończyłam szkołę podstawową, następnie zamieszkaliśmy w Gliwicach. Tam skończyłam szkołę średnia oraz kurs kreśleń technicznych. Szkołę średnią wspominam bardzo miło mimo, że to było dość dawno i niewiele już pamiętam. Były to najlepsze beztroskie lata szkolne. Nauczyciele byli sympatyczni, starali się jak najwięcej przekazać wiadomości oraz mądrości życiowych. Miałam kilka wspaniałych koleżanek z kilkoma mam kontakt do tej pory. Podczas kursu poznałam wiele ciekawych zagadnień, dużo się nauczyłam, było to przygotowanie do zawodu, było wiele ciekawych przedmiotów: matematyka, architektura, encyklopedia budownictwa, kreślenie techniczne rysunków oraz liternictwo (wszystkie rodzaje pisma). Podjęłam prace w Biurze Projektów „Prosynchem”, gdzie pracowałam jako pomoc techniczna (kreślarz) na desce kreślarskiej. Obecnie te prace wykonywane są na komputerze. Deski kreślarskie przeszły do historii. Bardzo miło sobie wspominam te prace. Dyrekcja bardzo dbała o pracowników i atmosferę w biurze. W pracy była serdeczna atmosfera, każdy każdemu pomagał, jeśli była taka potrzeba. Na desce kreślarskiej wykonywałam rysunki w resorcie chemicznym, były to laboratoria, hale, rurociągi na estakadach, rysunki technologiczne dla Zakładów Azotowych w Puławach, Zakładów chemicznych Oświęcim. W biurze była biblioteka z której można było korzystać oraz mieściła się stołówka, której były smaczne potrawy. 112 Biuro dysponowało własnym autokarem, organizowano wycieczki oraz wyjazdy na wczasy i kolonie dla dzieci. Zdjęcie 25. Źródło: Zbiory Doroty Piekarz Byłam pracownikiem biura do 1986 r. Obecnie jest tam amerykańska firma „Fluor” a dyrekcja znajduje się w Teksasie. Na emeryturze pomagam przy wychowywaniu wnuków, zajmuję się przydomowym ogródkiem. Lubię kwiaty oraz rośliny, w wolnych chwilach maluje obrazy – pejzaże oraz kwiaty. 113 Pomagam w Caritasie przy naszej Parafii, robiąc stroiki i sprzedając na kiermaszach przed świętami. Wyjeżdżam na wycieczki organizowane przez politechnikę Śląską, podczas których chodzimy po górach oraz odwiedzamy muzea, podziwiamy architekturę i zabytki historyczne. „ENErGOPrOJEkt” W 1949 r. w Warszawie powołano do życia przedsiębiorstwo pod nazwą Biuro Projektów „Energprojekt”, które posiadało ekspozyturę w Katowicach, podlegała jemu brygada w Gliwicach. Celem działania było wówczas zapewnienie produkcji i dostawy energii potrzebnej do uruchomienia ważnych dla gospodarki zakładów przemysłowych na Śląsku oraz na potrzeby mieszkańców. W 1952 r. brygada w Gliwicach została przekształcona w Oddział Katowickiego Biura Projektów siłowni Cieplnych. Po czterech latach funkcjonowania nastąpiła kolejna zmiana i powstało samodzielne gliwickie Biuro Projektów Siłowni Cieplnych. W latach 1958 – 1967 placówki projektowania energetyki nosiły nazwę „Energoprojekt”. Potem w związku z poszerzeniem działalności zmieniono nazwę na Biuro Studiów i Projektów energetycznych „Energoprojekt” w warszawie, Oddział w Gliwicach. 114 Firma opracowała projekty nowych elektrowni w Blachowni śląskiej, Halembie, we Wrocławiu czy Stalowej Woli. Poza tym były wykonywane projekty dla przemysłu chemicznego, hutniczego i górniczego oraz maszynowego. Realizowano kompleksową dokumentację projektowo – kosztorysową dla elektrowni i elektrociepłowni na paliwach stałych, płynnych czy gazowych. Opracowywano koncepcje rozwoju energetyki zawodowej, typizację i unifikację rozwiązań. Do jednych z inwestorów, dla których były wykonywane projekty zaliczały się m.in.: Mazowieckie Zakłady Rafineryjne i Petrochemiczne w Płocku. Na uwagę zasługuje fakt, że sporządzono projekt instalacji polskich turbozespołów dla Finlandii oraz elektrociepłowni w Indiach. KARTKA Z KALENDARZA Janusz Sołtysik Przyjazd do Łabęd wspominam bardzo miło gdyż był on bezpośrednio związany z moim ślubem z rodowitą łabędzianką. Był to rok 1983. W 1976 r. rozpocząłem pracę w Biurze Studiów i Projektów Energetycznych „Energoprojekt’ Gliwice. Pracowało w nim wówczas 600 osób. Zespół ten był podzielony na działy, 115 a one z kolei na pracownie o różnych specjalnościach takich jak: budowlana, cieplna, elektryczna, instalacyjna, wodna, mechaniczna, remontowa, architektoniczna, automatyki, planów generalnych. Była też grupa pracowników nie związana bezpośrednio z projektowaniem, do której należała: dyrekcja, administracja, księgowość, dział zajmujący się powielaniem, ekspedycją i przechowywaniem dokumentacji. Gliwicki „Energoprojekt” wraz z innymi oddziałami tego biura w Polsce posiadał ośrodki wczasowe w rożnych regionach kraju, z których załoga mogła korzystać na zasadzie wymiany. Były również organizowane wycieczki, wyjazdy na narty, wypady w góry, zabawy sylwestrowe, wszystko po to by uprzyjemnić czas wolny pracownikom. Po wielu przeobrażeniach w polskiej gospodarce zmiany nastąpiły też i biurach projektów. Ośrodki wczasowe zostały sprzedane w prywatnym inwestorom więc pracownicy zaczęli organizować sobie czas wolny we własnym zakresie. By integrować załogę ze sobą były organizowane co roku na początku września z okazji „Dnia Energetyka” spotkania w plenerze. W czasie moich 40-tu lat pracy w biurze brałem udział w wielu projektach dla energetyki dla takich obiektów jak: Elektrociepłownia Wrocław, EC Czechnica, EC Huta Katowice, EC Pustków, EC Gorzów, EC Zielona Góra, Elektrownia 116 Opole, El. Dolna Odra i wiele innych. W biurze były też wykonywane projekty na eksport dla Finlandii, Iranu, Niemiec, Hiszpanii, Holandii. W „Energoprojekcie” pracował zgrany zespół pracowników. Przy projektowaniu tak dużych obiektów energetycznych i współpracy z wieloma pracowniami branżowymi relacje musiały być dobre gdyż w innym przypadku praca była by niemożliwa Po zakończeniu zatrudnienia szukałem sobie nowego zajęcia by wypełnić nadmiar wolnego czasu i tak trafiłem do Klubu Seniora przy Radzie Osiedla Łabędy. W ciągu mojego życia miałem wiele pasji, ale jedną najważniejszą, która towarzyszy mi przez cały czas to są podróże te bliskie i dalsze najpierw z rodziną, a gdy dzieci dorosły to z żoną. W łabędzkim klubie seniora włączyłem się w jego działalność organizując dwie wycieczki by osobom w nim zrzeszonym umilić czas na zasłużonych emeryturach. Jest wiele ciekawych miejsc w kraju, a także za granicą, które są warte zobaczenia i w miarę możliwości seniorów i klubu chciałbym moją pasję rozwijać. 117 Rozdział V PrZEDSIęBIOrStWO WyrOBóW CHEMICZNyCH “VIOLA-PrODryN” Działalność Przedsiębiorstwa Wyrobów Chemicznych „Viola-Prodryn” odbijała się szerokim echem w kraju. Nie zabrakło informacji o prowadzonej działalności na łamach publikacji popularno-naukowych. W artykule pt.: „Chemiczny przerób odpadowego tłuszczu norczego” autorstwa H. Turewicz, H. Szczepańska, A. Szulc możemy przeczytać: „Przedstawiono trzy sposoby przerobu tłuszczu norczego na surowiec kosmetyczny. Z przeprowadzonych badań wynika, że wskutek chemicznej modyfikacji odpadowego tłuszczu norczego otrzymuje się produkty o właściwościach odpowiadającym wymaganiom stawianym surowcom kosmetycznym. W latach 80 zapoczątkowano w Polsce przemysłową produkcję oleju kosmetycznego z odpadowego tłuszczu tkankowego zwierząt futerkowych hodowanych przede wszystkim w celu uzyskania futer. Wykorzystanie tego surowca (…) zostało (…) zainicjowane przez dr Irenę Kosko (…) a zrealizowane (…) następnie w Zakładach Viola – Prodryn zgodnie z patentem” (załącznik nr) Największą popularnością cieszyły się wśród odbiorców produkowane perfumy, najbardziej znana to „Tabacora”. 118 Przeglądając obecne fora internetowe można przeczytać wpisy na temat historycznej wody kwiatowej. Krem dla niemowląt F18 z witamina f znalazł kontynuatora swojej produkcji w firmie Viola Duo PPHU SC, która powstała w 1994 r. w wyniku prywatyzacji oddziału produkcji kremów, państwowego przedsiębiorstwa – fabryki kosmetyków Viola. KARTKA Z KALENDARZA Krystyna Dłużak Jestem z urodzenia gliwiczanką, tutaj się urodziłam, wychowałam, uczyłam i tutaj podjęłam swoją pierwszą pracę. Od 1 marca 1978 r. pracowałam w Przedsiębiorstwie Wyrobów Chemicznych “Viola – Prodryn” w Gliwicach. Moja praca była trzy zmianowa, na taśmie produkcyjnej. Pracowały cztery osoby plus brygadzistka. W hali stała wielka maszyna, do której się wsypywało granulki a z nastawni płynął płyn do kąpieli lub szampon. W zależności co było produkowane w danym dniu. Z maszyny wychodziła gorąca butelka z nadlewem, osoba siedząca nabrywała i nakręcała nakrętkę, druga osoba etykietowała ręcznie następni. Kolejna osoba wkładała do kartonu po 12 sztuk, banderolowała i odnosiła na magazyn, przyklejając etykietę i pieczętując. 119 Dziennie produkowaliśmy 900 tysięcy sztuk butelek szamponu czy tez płynu do kąpieli. Na terenie Gliwic było 10 oddziałów wytwarzających około 70% globalnej produkcji, która służyła zaspokojeniu potrzeb rynku. W 1977 r. przedsiębiorstwo uzyskało 28% w porównaniu do wyników produkcyjnych z 1975 r. osiągniętych przez jednostki organizacyjne, które weszły w skład przy spadku zatrudnienia o 5,5%. Głównym celem przedsiębiorstwa było zaspokojenie potrzeb mieszkańców województwa katowickiego. W 1978 r. załoga liczyła 785 osób zatrudnionych w zakładach zwartych oraz 330 nakładów. Wyprodukowała masę towarową wartości 450 mln zł. W tym na zaspokojenie rynku 400 mln zł oraz eksport 1, 2 mln zł. Asortyment wytwarzanych wyrobów był bardzo szeroki i liczył 500 pozycji około 30% stanowiły wyroby z tworzyw sztucznych, 45% wyroby kosmetyczne i perfumeryjne, 25% wyroby chemii gospodarczej. Przewidywano, że w latach następnych struktura asortymentowa produkcji ulegnie zmianie na korzyść wyrobów chemii gospodarczej. Z pośród znanych i poszukiwanych na rynku firmowych wyrobów kosmetycznych i perfumeryjnych należy wymienić wody kwiatowe “Tabacora”, “Fascination”, “Sexy”,” Pokusa”. Płyny do kąpieli: “Atma”, “Viola” i szampony oraz krem “F18” z witaminą dla niemowląt oraz emulsje. Receptury wszystkich 120 produkowanych wyrobów były opracowywane w Zakładowym Laboratorium Badawczym. Większość wyrobów była a zaliczana do I klasy krajowej. Drugą specjalnością były środki piorące i czyszczące “Alkilo-elanol” oraz “Cytrynka”. W 1978 r. zostały wprowadzone nowe wyroby do wybielania tkanin “Bieluks” I pasta do czyszczenia sanitariatów “Vidopur” oraz płyn do mycia szyb. Na szczególne uznanie znaku jakości była woda kwiatowa “Tabacora”. 17 lutego 2003 r. Viola-Prodryn ogłosiła upadłość. Okres spędzony w pracy wspominam bardzo miło. Były to dobre lata. Obecnie interesuję się sportem, należę do klubu seniora, uczestniczę w różnych wycieczkach oraz koncertach. 121 Rozdział VI OPErEtkA śLąSkA W GLIWICACH KARTKA Z KALENDARZA Rufin Labryga PAMIĘTAJMY O OPERETCE ŚLĄSKIEJ W GLIWICACH. Z Operetką Śląską łączy się wiele wydarzeń dotyczących Łabęd. Mieszkańcy Gliwic i dzielnic masowo przyjeżdżali na spektakle operetkowe do Gliwic na Nowy Świat 53/55. Gliwickie zakłady pracy w tym Bumar organizowały w tym budynku swoje święta branżowe, służby socjalne tych zakładów rozdawały darmowe bilety na przedstawienia operetkowe, potem także do Opery Śląskiej w Bytomiu. Operetka Śląska powstała w 1952 roku i przeszła dwukrotnie przeorganizowanie. W 1996 roku połączyła się z Miejskim Ośrodkiem Kultury (MOK) i przyjęła nazwę Teatr Muzyczny w Gliwicach. Od 2001 roku po kolejny przeorganizowaniu nazywała się Gliwickim Teatrem Muzycznym (GTM) Wróćmy do początków życia muzycznego w Gliwicach. W mieście istniało wiele miejsc gdzie można było posłuchać 122 muzyki a także i potańczyć. Odbywało się to głównie w takich miejscach jak w restauracji Kissling przy Wilhelmstrase (dzisiaj ulica Zwycięstwa), czy w restauracji Hohenzollern (dzisiaj ulica Kozielska), później kino „Apollo” (obecnie „Biedronka”). Na przedmieściu Gliwic znajdowała się Wenecja – miejsce różnych zabaw letnich i zimowych. Pod sam koniec II wojny światowej Teatr Miejski Victoria został prawie doszczętnie spalony. Dzisiaj teatr ten jest rozbudowywany i jest miejscem różnych widowisk i spektakli muzycznych. Pierwszą placówką muzyczną w Gliwicach jeszcze przed zakończeniem wojny był Instytut Muzyczny im. Ignacego Jana Paderewskiego założony 21.03.1945 roku. 16 czerwca 1945 roku nastąpiło oficjalne otwarcie tego Instytutu z udziałem Ludomira Różyckiego wybitnego kompozytora osiadłego w Katowicach. W koncercie wystąpiła jego żona Stefania Różycka, której komponował mąż. Pierwszym dyrektorem Instytutu był Marcin Kamiński. Razem z żoną Jadwigą i Przemysławem Bachowskim należeli do organizatorów życia muzycznego w Gliwicach. W podzięce za przywiezione instrumenty muzyczne przez żołnierzy radzieckich z dawnej muzycznej szkoły niemieckiej, szkoła dała dwa występy dla rannych żołnierzy radzieckich. Przy Instytucie powstało Towarzystwo 123 Miłośników Muzyki i Związku Zawodowego Muzyków. Ze szkołą została związana administracyjnie prywatna Szkoła Baletowa założona przez prof. Śliwskiego. Masowo powstawały chóry i zespoły orkiestrowe także przy zakładach pracy i Politechnice Śląskiej. W Gliwicach powstała Szkoła Muzyczna imieniem Ludomira Różyckiego na ul. Wieczorka. Operetka Śląska miała siedzibę działalności artystyczne w budynku przy ul. Nowy Świat 53/55. Początki budynku sięgają pierwszej połowy XIX wieku. W 1827 roku skarbnik miejski zbudował na ogromnej parceli w Wójtowej Wsi (ul. Nowy Świat) dużą salę koncertową. Członkowie Gliwickiego Bractwa Strzeleckiego urządzali w tej Sali spotkania towarzyskie. Muzykę taneczną organizował kantor E. Kunze, nauczyciel muzyki i organizator wielu przedstawień teatralnych w Kościele Wszystkich Świętych. W budynku odbywały się występy małych teatrzyków rewiowych, różnego rodzaju imprezy okolicznościowe i zjazdy. Budynek stale się rozrastał i modernizował. Od 1952 roku budynek był kolejno siedzibą Operetki Śląskiej w Gliwicach, Teatru Muzycznego w Gliwicach, na końcu (2016 r.) Gliwickiego Teatru Muzycznego. Rozbudowa i modernizacja budynku rozpoczęła się już w następnym roku. W grudniu 1953 roku dobudowano dwa piętra o kubaturze 4700 m3. W latach pięćdziesiątych za 124 dyrekcji Mieczysława Teliszewskiego dobudowano skrzydło, w którym mieszczą się do dzisiaj administracja, sale baletowe i chóralne oraz garderoby. Pralnia i farbiarnia umieszczone były w budynku przyoperetkowym. Za rządów kolejnego dyrektora Stanisława Tokarskiego w latach 60-tych zmodernizowano salę teatralną, zmodernizowano system ogrzewania, zbudowano budynek mieszczący pracownie: krawiecką, szewską, tapicerską, zdobniczą i modelarnię. W latach 80-tych XX wieku przeprowadzono kolejną modernizację obiektu. Dyrektorem był wówczas Zbigniew Kalemba. Przyozdobiono marmurami foyer i położono boazerię w sali widowiskowej. Za rządów kolejnego dyrektora – Ewy Strzelczyk zmieniono wystrój sali koncertowej i zmodernizowano system oświetlenia i nagłośnienia. W 1996 roku na wewnętrznym dziedzińcu budynku urządzono patio z fontanną i małą estradą. Dnia 11. 02. 1998 roku otwarto w budynku na Nowym Świecie „Kawiarnię Wiedeńską”. Pierwszym gościem reprezentującym kierownictwo Operetki była Krystyna Westfal (Zeszyty Gliwickie 27). Przez pierwsze trzy lata Operetka Śląska znajdowała się pod opieką Opery Śląskiej w Bytomiu. Później funkcjonowała już jako samodzielny podmiot muzyczny. 125 Pierwsza premiera odbyła się 11 października 1952 roku. Władze centralne wybrały na premierę Operetki „Krainę uśmiechu” – Franciszka Lehara. Na inauguracji obecni byli przedstawiciele miejskich władz państwowych i politycznych, także ówczesny minister Kultury i Sztuki. W premierowej obsadzie wystąpili Jan Korczyński, Maria Artykiewicz (Liza), Zygmunt Łuczak, Maria Polakowa, Władysław Ermow (Książę Su Czong), Ksenia Grey, Antoni Wolny, Adam Kaczorowski. W 1997 roku Operetka Śląska obchodziła czterdziestopięciolecie działalności artystycznej. Michał Wroński, kierownik literacki Operetki Śląskiej w artykule „45 Lat Operetki Śląskiej” (Zeszyty Gliwickie) pisze: „Zespół Teatru…przez scenę Operetki Śląskiej przewinęło się tysiące artystów-solistów, chórzystów, tancerzy, w orkiestronie grało kilka setek muzyków, pamiętać należy także o setkach rzemieślników wykonujących dekoracje i kostiumy, o pracownika obsługi administracji, których nazwiska nigdy nie widniały na afiszach. Oni wszyscy stanowili wielką rodzinę, ZESPÓŁ dzięki któremu powstawały barwne, roztańczone przedstawienia. W ostatnim dwudziestoleciu gliwickiej placówki muzycznej występowali artyści, których należy wymienić: Naira Ayvazyan, Wioletta Białk, Tomasz Białek, Jerzy Bytnar, Jan Chmaj, Małgorzata Długosz, Arkadiusz Dołęga, Wiesław Gawałek, Krystyna 126 Giżyńska, Jan Herma, Alicja Ilewicz – Mikołajczyk, Anna Jakiesz – Błasiak, Jolanta Kremer, Magdalena Łamacz, Przemysław Łamacz, Anita Maszczyk, Adam Mazoń, Stanisław Meus, Michał Musioł, Oksana Pryjmak, Janusz Ratajczak, Aleksandra Stokłosa, Jadwiga Widuch-Jagielska, Witold Wrona, Katarzyna Wysłucha. W ponad sześćdziesięcioletnim funkcjonowaniu gliwickiej placówki muzycznej wystawiono dokładnie 200 premier. Pierwszą była „Kraina uśmiechu”, a ostatnia „Rodzina Adamsów”. Wystawiono ponad 150 tytułów, niektóre operetki miały po kilka premier. Cztery premier miała „Wesoła wdówka”, po trzy razy wystawiano „Hrabinę Maricę” i „Krainę uśmiechu”, „Księżniczkę czardasza”, „Orfeusza w piekle”, „Ptasznika z Tyrolu”, „Zemstę nietoperza”. Dwukrotnie wystawiano: „Bajaderę”, „Bal w Savoju” (Tangolita), „Cnotliwą Zuzannę”,” Hello, Dolly!”, „Hrabiego Luksemburg”, „Króla włóczęgów”, „Kwiat Hawai”, „My Fair Lady”, „Wiktor i jej huzar”. Operetka Śląska i indywidualni artyści wyjeżdżali najpierw do miast województwa a potem byli obecni w całym kraju. Operetka Śląska chętnie jeździła i była zapraszana na festiwale. Najczęściej do Krynicy, Buska-Zdroju, i Cieszyna. Artyści gliwiccy startowali w konkursach i turniejach. Zespół i artyści Operetki często przyjeżdżali do Domu Kultury w Łabędach. W Domu Kultury działalność prowadziły różne kółka zainteresowań. Było kino, biblioteka i kawiarnia. W Domu Kultury grał na pianinie 127 młodziutki Krystian Zimerman, późniejszy zwycięzca Konkursu Chopinowskiego. Zespół i poszczególni artyści występowali zagranicą Bogata i wszechstronna działalność artystyczna, sława i rozgłos nie mogły być niezauważone. Operetka Śląska otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Na Zespół i poszczególnych artystów posypał się grad odznaczeń i wyróżnień. Osobna ostatnią część Wspomnień poświęcam armii ludzi, osobom bez których Operetka Śląska i kolejne dwa Teatry nie osiągnęłyby takiego poziomu artystycznego co zaowocowało otrzymaniem odznaczeń i wyróżnień. Trzeba zauważyć, że artyści Operetki Śląskiej stworzyli bardzo zgraną i szanującą się rodzinę. Po spektaklach rozpamiętywali swoje wydarzenia sceniczne. Odwiedzali się w domach. Jerzy Miachalus ulubieniec melomanów śląskich zaskarbił sobie przyjaźń wśród koleżanek i kolegów Operetki. Po jubileuszowym rubinowym spektaklu otrzymał laurkę ze zdjęciami i ich podpisami. Na koniec zostawiłem wisienkę w torcie. W Operetce Śląskiej śpiewała w latach 70-tych koleżanka z ogólniaka Bożena Zborowska z domu Kurek, znakomita solistka. Oglądałem ja na scenie w operetce Leo Falla „Róża Stambułu”. Potem śpiewała w Lublinie 128 w tamtejszej Operetce. Występowała na scenach teatrów warszawskich i w telewizji. W sztuce nie pamiętam tytułu grała córkę Małgorzaty Lorentowicz. Ojciec Bożeny był znanym i szanowanym stomatologiem w Łabędach. Syn Jan poszedł w ślady ojca. W Operetce Śląskiej tańczył długie lata Mikołaj Szeja z Łabęd, w chórze występowały żony pracowników Bumaru. Gliwicka placówka muzyczna ostatnio nazwana Gliwickim Teatrem Muzycznym zakończyła swoją działalność artystyczną w 2016 roku. 129 Rozdział VII MOJE MIAStO – WSPOMNIENIA SENIOróW Krystyna Sowa Wszystko kręci się wokół Łabęd Jeśli życie człowieka jest wielopłaszczyznowe, wypełnione aktywnością o różnych charakterze, bogate w doświadczenia, odbywa się w biegu i natłoku codziennych spraw … warto spojrzeć na nie z dystansu, znaleźć rządzące nim reguły, przewartościować cele, ocenić skuteczność… To na pewno nie jest łatwe, ale warte podjęcia. Spróbuję podjęć to wyzwanie. Poszukując w tym, co robiłam i co robię, jakiegoś wewnętrznego ładu i porządku, uświadomiłam sobie, że moje życie kreci się wokół Łabęd. Samej wydało mi się to ciekawe. Okazało się bowiem, że wszystko, co związane jest z moim życiem rodzinnym, zawodowym i społecznym, wszystko, co składa się na moją przeszłość i teraźniejszość ma swoje źródło tu, w Łabędach. Łabędy to w moim życiu najważniejszy punkt odniesienia. Jeśli przy różnych okazjach przedstawiam się jako 130 łabędzianka to czynię to z prawdziwą dumą. Traktuję to jak mój znak rozpoznawczy. W Łabędach mieszkam całe życie. Początkowo, gdy chodziłam do szkoły podstawowej, wolno mi było chodzić nie dalej niż do Kłodnicy. Potem, będąc uczennicą łabędzkiego liceum mogłam wypuszczać się nieco dalej, ale też bez przesady, tyle, ile trzeba. Po krótkim rozstaniu na czas studiów wróciłam do Łabęd. Teraz byłam już nauczycielką języka polskiego. Gdzie? W moim niedawno ukończonym liceum. Pierwsze wejście w nowej roli do pokoju nauczycielskiego, pełnego moich profesorów, uznaję za jedno z mocniejszych przeżyć, jakich przyszło mi doświadczyć. Początek życia zawodowego splótł się z wyjściem za mąż. Założyć rodzinę udało mi się bez uzależniania tej decyzji od rytmu pracy, ale już z urodzeniem dziecka nie poszło tak łatwo. Dyrektor szkoły zapowiedziała mi, że o ciąży mogę myśleć dopiero wtedy, gdy moja klasa zda maturę. Potraktowałam to bardzo poważnie, a ponieważ sprawowałam opiekę nad kl. III, matką zostałam trzy lata później niż mogłam. Praca w liceum była najcudowniejszym czasem w moim życiu. Uczniowie niewiele ode mnie starsi, ale znający swoje miejsce, cudowni, rozwijający się i dojrzewający na moich 131 oczach. Wielu życiowych mądrości uczyłam się razem z nimi. Zawsze uważam ich i uważam za największy dar i największą szansę, jaką otrzymałam. Wykorzystałam ją w pełni. Spotykam ich stale, są wszędzie, przyznają się do mnie, a nawet pamiętają, co mówiłam. To zawsze wywołuje we mnie lekkie zdenerwowanie, bo nie wiem, co za chwilę zostanie zacytowane i czy to ma sens. To nie koniec związków zawodowych z Łabędami. Było jeszcze pełnienie funkcji zastępcy dyrektora ZSO 2, dyrektora, a potem nauczyciela w SP 32. Ten czas to drugi ważny okres budowania autorytetu środowiskowego i zawodowego, który okazał się bezcenny w moich działaniach pozaoświatowych. Zawód nauczyciela zawsze był dla mnie niezmiernie ważny, wykonywałam go z sercem i poświęceniem, nauczył mnie zaangażowania, aktywności, niestania z boku … i to wszystko sprawiło, że odczułam potrzebę pracowania dla całych Łabęd, dla wszystkich mieszkańców, nie tylko tych, których znałam ze szkoły, ale i tych spoza niej. I to był początek mojej społecznej aktywności. Łabędy wysłały mnie – jak mawiają łabędzianie – do Gliwic. Radną miejską po raz pierwszy zostałam w roku 1984. I tak jest do dzisiaj, z małą przerwą jednej kadencji, w roku 1990 nie 132 startowałam w wyborach. Ale wystartowałam w roku 1994, obecnie jestem radną szóstej z kolei kadencji. Od kiedy jestem na emeryturze całą swą energię poświęcam pracy społecznej. Pracuję na rzecz Łabęd i na rzecz naszego miasta. Obserwuję jego rozwój z bliska od 23 lat, a właściwe nie obserwuję, tworzę go wspólnie z innymi radnymi i władzami miasta. Jestem z tego niezmiernie dumna. Możliwość bezpośredniego wpływania na wiele spraw ważnych dla mieszkańców Gliwic daje mi poczucie samospełnienia. Łabędy nie pozwalają mi na nudę. W roku 2007 oddelegowały mnie do pracy w Radzie Osiedla Łabędy, a to oznacza niekończącą się aktywność. Współdziałam z niezmiernie wartościowymi ludźmi, oddanymi Łabędom równie mocno, jak ja. Jesteśmy skuteczni, a to oznacza, że mieszkańcy mają wobec nas coraz większe oczekiwania. Jeśli na jakiś czas opuszczałam Łabędy to po to, aby objąć jakąś ważną funkcję, a było ich trochę. W końcu lat 80 – tych poprzedniego wielu byłam Inspektorem Oświaty i Wychowania w Gliwicach, w roku 1996 Wicekuratorem Oświaty i Wychowania, a potem Kuratorem Oświaty w Katowicach. Później byłam Dyrektorem gliwickiej Delegatury Kuratorium. Pracując na eksponowanych stanowiskach zawsze myślałam sobie – „proszę, łabędzianka pełni takie ważne funkcje”. 133 Pisząc tekst na potrzeby niniejszej publikacji uzmysłowiłam sobie, że podstawową dominantą mojego życia są Łabędy. Tu mieszkają moi bliscy, tu spoczywają ci członkowie mojej rodziny, którzy już odeszli, tu czuję się u siebie, zna mnie osobiście, z widzenia lub słyszenia bardzo wielu mieszkańców, wielu z nich pomagam, np. od 18 lat organizując bezpłatne zimowiska dla dzieci, dobrze znam swoją dzielnicę, mam możliwości, aby zabiegać o jej interesy, potrafię wskazać zmiany, jakie z moim udziałem zachodzą. Pracy jest dużo, ale ani się jej nie boję, ani jej nie unikam. Poświęcam jej wiele czasu i energii. Na szczęście, jak trzeba, mogę pracować i w dzień, i w nocy, bo nazywam się Sowa z domu Skowronek. Danuta i Maciej Ciemny „Panie spraw abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy co pociechę dawać, nie tyle szukać zrozumienia co rozumieć, nie tyle szukać miłości co kochać. Albowiem dając otrzymujemy, wybaczając –zyskujemy przebaczenie, a umierając-rodzimy się do wiecznego życia”. MATKA TERESA Z KALKUTY Urodziłam się 9 lutego 1946 r. w Strzelcach Opolskich. Byłam bardzo chorowitym dzieckiem ale bardzo chciałam żyć 134 –tak mówiła moja mama. W 1950 r. tatuś dostał przydział do pracy w Pyskowicach na kolei i tym samym mieszkanie kolejowe. Mama wraz z nami, z trzema córkami przeprowadziliśmy się wszyscy do nowego miejsca zamieszkania. Tam chodziłam do szkoły podstawowej i średnie wykształcenie robiłam Gliwicach w Technikum Ekonomicznym. Nie praca zawodowa była moim marzeniem ale posiadanie własnego domu z ogrodem i podróżowanie. Jeśli tylko padło hasło: jedziemy, to w 30 minut byłam spakowana. Ciekawił mnie wschód –czyli ziemie dawnego ZSRR. W 1966 r. wyszłam za mąż za Macieja, który jest moim mężem do dzisiaj. Mąż pracował w Hucie Łabędy. Od kiedy zawarliśmy związek małżeński razem dążyliśmy do osiągania wspólnych celów w życiu. Jednym z pierwszych zrealizowanych marzeń było kupno samochodu, w 1970 r. mogliśmy ruszyć nową syreną 104 w drogę. Było to możliwe tylko w soboty po południu, ponieważ w latach 70-tych pracowało się 6 dni w tygodniu. Wolny czas spędzaliśmy u rodziny lub w górach, zabierając ze sobą dzieci. Nasze wyjazdy odbywały się na wczasy do ośrodków które posiadała Huta Łabędy. Moja praca wiązała się z duszpasterstwem, dawała mi ogromnie dużo radości i satysfakcji. Prowadziłam zajęcia z młodymi ludźmi, konferencje, spotkania wszystko wiązało się 135 z przygotowaniem ich do życia w małżeństwie. Wówczas mówiło się o wartości życia, o poczęciu, o miłości, uczulało się młodych, którzy zawierali związek małżeński jak ważne jest życie ludzkie (człowiek w momencie poczęcia otrzymuje duszę nieśmiertelną od Pana Boga). Każdy z nas w momencie poczęcia był „ja kobieta i mężczyzna powinni rozumieć kierowanie swoją płodnością”. Uczyłam naturalnych metod aby małżonkowie wiedzieli że mogą planować każde poczęcie swojego dziecka. Grupy słuchaczy nauk ogólnych były nawet do 50 osób. Natomiast w Poradni na pierwszym spotkaniu było trzy do pięciu par na drugim spotkaniu już tylko jedna para wtedy to już odbywały się rozmowy bardzo intymne. Naturalnymi metodami bardzo zainteresowani byli mężczyźni. Wiadomości które przekazywałam 20 lat temu były przyjmowane z zainteresowaniem sądzę ze w dużej mierze były wdrażane w życiu małżeńskim, dlatego że często pary już ze stażem małżeńskim nieraz odwiedzały katolickie poradnie.. Jak jest dzisiaj trudno powiedzieć młodzi z reguły współżyją bardzo wcześnie brak moralności a tez mają duży dostęp do środków antykoncepcyjnych kiedyś było bardziej po bożemu-dziewczyny bardziej się ceniły była miłość. Mam znajome pary które obchodziły 25-lecie pożycia małżeńskiego są szczęśliwe kochające się rodziny, wychowali dzieci są już dziadkami. 136 Fakt że były pary które rozeszły się po 10-ciu, 15-ach ale w ich małżeństwie nie było miłości, Pana Boga, owszem mieli dzieci które najbardziej ucierpiały i przeżyły rozstanie rodziców i to dla mnie było bolesne że tak ich życie małżeńskie potoczyło się powiem tak: pobierali się tylko dlatego że za kilka miesięcy mieli zostać rodzicami. Chcę użyć słów Jana Pawła II: „Bronić życia i umacniać je, czcić je i kochać –oto zadanie które Bóg powierza każdemu człowiekowi. W podróży jesteśmy od 1973 r. kiedy ruszyliśmy do Bułgarii, potem była Jugosławia, w międzyczasie Fiatem 125 zwiedziliśmy Austrię. Z czasem nasze podróże zaczęły wychodzić poza Europę. Życie jest piękne każdy dzień przynosi coś nowego trzeba tylko dziękować Bogu że każdy dzień i prosić o następny. My z mężem razem przeżyliśmy 51 lat, mamy wspaniałe dzieci, kochane wnuki możemy spełniać swoje marzenia, modlimy się o zdrowie i witamy każdy dzień z radością. Barbara Gortych „Moje Łabędy” Ja od 66 lat mieszkam w Łabędach. Teraz to jest dzielnica Gliwic. Moja ulicą była wpierw ulica Dzierżyńskiego, potem na Daszyńskiego a teraz Róży Luksemburg. 137 Jak byłam mała często przebywałam na boisku gdzie mieszkali moi dziadkowie. Kiedy babcia umarła poszliśmy z bratem do przedszkola przy ulicy Majakowskiego. Teraz tam jest blok mieszkalny. Jak chodziłam do drugiej klasy, zaczęli budować szkołę nr 32 i rozbudowywać szkołę nr 38, która kiedyś nazywała się imieniem gen. Karola Świerczewskiego. W czynie społecznym wybudowaliśmy chodniki, posadziliśmy drzewa oraz krzaki przy domach. Z rodzicami często chodziłam na Stare Łabędy. Za kanałem wybudowano nowy most betonowy na miejsce drewnianego. Był tam też pałacyk który w latach sześćdziesiątych zburzono. Odbywały się w nim bale sylwestrowe. Funkcjonowało Bistro relaks, do którego chodziło się na kawę i lody. W drugiej części był bar i można było zjeść coś na szybko. W czasach mojej młodości zostało wybudowane osiedle Kosmonautów, 22 Lipca, osiedla górnicze, kościół św. Anny. Teraz Łabędy są bardzo kolorowe i oświetlone. Jak byłam mała to nie wszędzie były lampy, dopiero rodzice z nami zakładali słupy betonowe oraz chodniki przy ulicy Przyszowskiej. Na rogach ulic były budki z lodami, od czasu do czasu, było można kupić watę cukrową. Były podwórka, na których bawiły się dzieci. Teraz są place zabaw ale dzieci muszą być pod opieką starszych a to już jest nie to co dawniej. Miedzy blokami były ogródki, na których hodowano świnki, kury czy króliki. Ludzie posiadali własne jarzyny i owoce. We wrześniu 138 przyjeżdżały kartofle, które rodzice zamawiali w zakładzie. Czasem i w nocy trzeba byłe je przebierać. Zawsze sąsiedzi piekli placki ziemniaczane, a później się nimi dzielili. Ja pracowałam na „Bumarze” następnie byłam na rencie inwalidzkiej. Potem pracowałam w różnych klepach. Najdłużej pracowałam na rynku w sklepie ogólno-przemysłowym „Zorza”. W tym sklepie wpierw było kino i kawiarnia „Maleńka”. Po pracy chodziliśmy do kina, były również różne występy piosenkarzy i zespołów muzycznych. Chodziliśmy również także na boks który był bardzo rozpowszechniony w naszej dzielnicy. Czasem przyjeżdżała Operetka na która bardzo chętnie chodziliśmy. Na ulicy wolności był Dom Kultury, było kino, jedyna na Śląsku scena obrotowa. Po wojnie tam gdzie był Dom Kultury i Przysłówka były obozy pracy-Huta, walcownia, zakłady mechaniczne były połączone. Dopiero później się odrodziły. Były tez różne festyny, zabawy wydziałowe. Były bezpłatne kolonie dla dzieci i wczasy wypoczynkowe. Teraz n emeryturze nadrabiam zaległości w lekturze. Zbieramy się z koleżankami co środę na różnych spotkaniach w bibliotece gdzie odbywają się liczne zajęcia. W ostatni czwartek miesiąca są występy różnych zespołów w Łabędziu”. Teraz zapisałam się na lekcje samoobrony. Jeździmy z koła emerytów na wycieczki do spalarni śmieci czy do muzeów. We wrześniu jedziemy do Sandomierza. 139 Ja wiem ze bardzo się unowocześnił cmentarz przy ulicy Olimpijskiej wybudowano kaplice cmentarna oraz miejsca na urny. Ludzie mówią na to klatki. Zbudowano ogrodzenie wokół cmentarza teraz buduje się tam parking dla aut. Moje Koleżanki rozjechały się do różnych miast. Niektóre mieszkają nadal w Łabędach ale są już na rencie lub emeryturze. Bawią wnuki Niektórzy już nie żyją. Rufin Labryga MOJE ZWIĄZKI Z ŁABĘDAMI Pierwszą moją pracę podjąłem w Powszechnej Spółdzielni Spożywczej mieszczącej się na rynku w Łabędach. Dzisiaj tego budynku już nie ma. Przed wojną i krótko po wojnie w budynku mieściła się restauracja. Później budynek ten miał wiele przeznaczeń, było w nim, kino, mała kawiarenka i mini bar piwny oraz parę pokoi hotelowych a także kilka mieszkań prywatnych. Ostatnio w budynku był pawilon handlowy „Zorza”, dzisiaj pozostały tylko wspomnienia i zdjęcia. Po PSS pracowałem 40 lat w Bumarze w Łabędach. Zakład ten wydzielił się z Huty Łabędy w 1951 roku, a wcześniej Huta Łabędy była filią Huty „Pokój” w Nowym Bytomiu. 140 Do 1965 roku mieszkałem w Łabędach, potem kolejno na osiedlu Millenium i Kopernika w Gliwicach. Mieszkając w Łabędach chodziłem regularnie do trzech bibliotek, szkolnej, hutniczej na Rynku, miejskiej na ulicy Dworcowej. Dzisiaj z tych bibliotek pozostała tylko miejska, która z ulicy Dworcowej przeniesiona została do Domu Kultury i osiadła na dobre w „Łabędziu”. Jako młody chłopak chodziłem na mecze piłkarskie i obserwowałem grę Lucjana Brychczego, późniejszego wieloletniego reprezentanta Polski w piłce nożnej. Na stadionie tym odbywały się też wyścigi kolarskie, zawody lekkoatletyczne, spartakiady w tym bumarowskie. Dawniej na tym stadionie kończyły się obchody 1 – majowe. Później obchody 1-majowe kończyły się przed Domem Kultury. Część uczestników przenosiła się na działki pracownicze, inni świętowali w domach. Dzisiaj w Łabędach nie ma obchodów 1-majowych, a na stadionie grają tylko piłkarze i sporadycznie występują zespoły wokalne, przy okazji obchodzonych przez Bumar świąt branżowych. Dom Kultury od powstania był miejscem wielu różnych wydarzeń artystycznych, sportowych. Obchodzono święta okolicznościowe i rocznice. W budynku było kino, biblioteka, mini restauracja. Funkcjonował prężnie Klub Młodych organizując wieczorki taneczne. Przyjeżdżali z monologami aktorzy 141 z Warszawy, kabarety, występowała Operetka Śląska. Odbywały się próby orkiestry przyzakładowej Bemaru. Działały Kluby radiotelegrafistów i inne. Dzisiaj w budynku znajduje się filia banku i zakład fryzjerski. Budynek jest niewykorzystany i czeka na lepsze czasy. Barbara Spyrka Urodziłam się w listopadzie 1943 roku, jako najmłodsza pociecha z pięciorga dzieci Marii i Józefa. Mama pochodziła z Gliwic. W Łabędach zamieszkała w 1928 roku, zaraz po ślubie. Rodzice prowadzili gospodarstwo, które ojciec objął jako najstarszy syn po swoim ojcu. Moja mama, jako osoba z miasta musiała się dużo nauczyć aby podołać obowiązkom na gospodarstwie. Ja, jako najmłodsze dziecko musiałam zawsze rodzicom pomagać. Starsze rodzeństwo (dwie siostry i brat ukończyli szkoły zawodowe i podjęli pracę, drugi z braci – najstarszy Rudolf zmarł będąc dzieckiem), a ja zawsze przy rodzicach. Rodzice byli już w podeszłym wieku (mama rocznik 1902, a tata 1905) więc pomoc była potrzebna i w domu, i w polu. Wtedy wiele rzeczy robiło się ręcznie, nie było takiej mechanizacji jak teraz. W 1966 roku wyszłam za mąż. Przejęliśmy z mężem gospodarstwo rodziców i mieszkamy tu do dziś. 142 Moja edukacja skończyła się na szkole podstawowej. Nie mogłam uczyć się dalej. Starsze rodzeństwo wyfrunęło z domu i ktoś musiał opiekować się rodzicami i im pomagać. Udało mi się ukończyć trzystopniowy kurs kroju i szycia. To była trafna decyzja. Mogłam szyć dla siebie i dzieci ubrania i robić przeróbki. Gdy przejęliśmy gospodarstwo na nic nie było już czasu. Trójka małych dzieci, starsi rodzice wymagający opieki i gospodarstwo. Zazwyczaj mieliśmy 5 krów, 2 konie, kilka świń, cielaki i kury. Pola mieliśmy 4 hektary i 3 hektary łąki. Robota od rana do wieczora, czy lato czy zima. Gospodarstwo było za małe, by inwestować w mechanizację. Mąż zaczął chorować, znalazła się osoba zainteresowana kupnem pola, więc zdecydowaliśmy się je sprzedać. Poszłam do pracy do Huty Łabędy. Przepracowałam tam 10 lat. Teraz jestem już na emeryturze. Dzięki rejsowi statkiem naszej łabędzkiej mariny, w którym wzięłam udział w bieżącym roku, wróciły stare wspomnienia. Miałam około 16 lat, gdy popłynęłyśmy z koleżanką statkiem Neptun z Łabęd do Koźla, tam była krótki postój, grochówka, a potem powrót do domu. Po drodze cały czas grała muzyka i można było potańczyć. 143 Co roku z okazji Święta 1-go Maja oprócz pochodu odbywały się zabawy. Na Rynku, tam gdzie obecnie jest plac zabaw była muszla koncertowa. Co roku Orkiestra Huty Łabędy między 14 a 22 przygrywała łabędzianom do tańca. Oprócz tego stał samochód ciężarowy Star z którego były sprzedawane słodycze i napoje. U nas na Rynku w miejscu zburzonego Domu Handlowego Zorza w latach 50-60-tych mieściło się Kino Zorza i Kawiarnia. Na Rynku można było kupić wszystko, był sklep obuwniczy, z materiałami, odzieżowy ze sprzedażą ratalną, sklep wielobranżowy, fotograf, złotnik, zegarmistrz, szewc, drogeria, apteka, jarzynowy, rzeźnik, fryzjer, piekarnia. Po dawnej świetności nie ma śladu. Dorota Frączak Urodziłam się w Łabędach, w domu niedaleko Kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, który był wtedy jedynym Kościołem w naszej dzielnicy. Było to na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. W wieku pięciu lat rodzice zaprowadzili mnie do przedszkola, które prowadziła zakonnica z zakonu Karola Boromeusza – Siostra Helena. Przedszkole to znajdowało się na początku 144 ulicy Klasztornej; w budynku głównym mieścił się tzw. „dom starców”, który był prowadzony przez wspomniane siostry Boromeuszki, a w odrębnym skrzydle Siostra Helena prowadziła zajęcia z dziećmi. Był to piękny czas, gdyż nie było wtedy ani radia ani telewizji i mogliśmy przebywać z innymi dziećmi – spędzając miło czas, uczyć się różnych piosenek, recytowania wierszy, zachowania przy stole itp. Siostra Helena szczególnie lubiła występy teatralne i przygotowywanie dzieci do świątecznych wystąpień. Naukę w Szkole Podstawowej – obecnie numer 29 – znajdującej się naprzeciw Kościoła WNMP, rozpoczęłam w trakcie trwania wojny. Pierwsze lata były bardzo trudne. Nauka odbywała się w języku niemieckim, był to wówczas nas rodzimy język. Ciągłe alarmy przeciwlotnicze powodowały liczne przerwy w lekcjach i brak spokoju w czasie zajęć. Po zakończeniu wojny, w szkole zaczął obowiązywać język polski, więc musiałam się go nauczyć, podobnie jak pozostali uczniowie. Dzięki temu, że babcia zwana „starką” umiała mówić „po polsku”, szybko przestawiliśmy się na język polski. Przez dwa lata w szkole uczyłam się również języka francuskiego, niestety pamiętam z tego niewiele, a do dzisiaj potrafię tylko liczyć do dziesięciu w tym języku. 145 Pomimo, że był to trudny czas, bardzo miło wspominam tamte lata. Miałam dużo koleżanek i kolegów, szczęśliwą rodzinę, kochających rodziców. Dlatego też Łabędy zawsze były, są i będą bardzo bliskie mojemu sercu. Do dnia dzisiejszego mieszkam w domu, w którym się urodziłam. Elżbieta Dudek Urodziłam się 11 listopada 1928 r. w Opolu, zaraz po moim urodzeniu cała rodzina przeprowadziła się do Rzeczyc. W 1935 roku rozpoczęła się budowa Osiedla w Brzezince. Przeprowadziliśmy tam przed Bożym Narodzeniem, chociaż prace budowlane jeszcze trwały. W 1936 roku poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej nowo wybudowanej na tym osiedlu. Szkoła podstawowa im. Herbert Norkus Schule – była to ośmioklasowa bardzo nowoczesna szkoła. Miała aulę, klasy, pokoje nauczycielskie i pomieszczenia do przechowywania sprzętu sportowego. Był to jednopiętrowy budynek, otynkowany na jasny kolor, jak na tamte czasy bardzo dobrze wyposażony. Na parterze był hol i aula, tam odbywały się apele, tam też odbywały się recytacje wierszy i spotkania z nauczycielami. Klasy lekcyjne miały duże okna i ściany białe, w każdej z nich uczyło się około 40 uczniów. Uczniowie od pierwszej do 146 piątej klasy siedzieli w ławkach, starsi, z klasy VI, VII i VIII, mieli stoliki wraz z krzesłami. W szkole też był fortepian wykorzystywany był na lekcjach śpiewu. Dzieci z rodzin górników otrzymywały darmowe książki. W czasie wojny był też nauczyciel oficer Schramek. Przybył raz ze swoimi kolegami do szkoły w mundurze i na koniach. Pokazał swoim kolegom naszą szkołę. Gdy byłam w czwartej albo w piątej klasie, został zabrany na front, gdzie zginął. Jego miejsce w szkole zajęła Jego żona która też była nauczycielką. Muzyki uczył Qwisek, religii Kauch i Ledwig. Jako przedmiot raz w tygodniu odbywała się nauka gotowania, prace ręczne” koch und handarbeit” uczyła nas też Pani Magdalena Kempe Jej mąż także służył w wojsku. Inne przedmioty to niemiecki, matematyka, geografia historia i przyroda. Lekcje trwały od godz. 8.00 do 13.30 czasami dwie godziny mniej, jak nie uczestniczyli w nauce religii uczniowie innych wyznań. Obowiązywała dyscyplina – sprawdzanie czystych rąk i ubrań, które musiały być czyste. Mundurki nie obowiązywały. W przerwach między lekcjami chodziliśmy na spacery – toalety były na zewnątrz w budynku w oddzielnym zabudowaniu – wszystko było pod kontrolą nauczycieli. 147 Wakacje dzieliły się na dwa okresy letnie i jesienne /okres zbierania ziemniaków/. Szkołę ukończyłam wiosną w 1943 r., koło Wielkanocy. Jako najstarsza z rodziny wielodzietnej mogłam jeden rok spędzić w domu. Po skończeniu szkoły każdy uczeń odpracował rok u rodzin, gdzie było więcej dzieci, a ojcowie służyli w wojsku. Po roku, jesienią 1944 r. rozpoczęłam pracę sprzedawczyni w piekarni w Łabędach ul. Strzelców Bytomskich /obecna nazwa tej ulicy/. Pracowałam cztery miesiące. Jak przyszłą Armia Czerwona zakończyłam pracę i byłam w domu, pomagałam rodzinie, bo Ojca zabrano 14 lutego 1945 r. do internowania i wywieziono do Rosji. Zabierano mężczyzn w wieku od 16-tu do 60-ciu lat. Mój Ojciec nie wrócił z niewoli. 1 sierpnia 1945 roku był napad żołnierzy radzieckich na nasze osiedle. Była to noc z 1 na 2 sierpnia. W tym napadzie zginęła moja 15 letnia siostra, została zastrzelona. Po śmierci siostry matka moja zachorowała i znalazła się w szpitalu w Gliwicach i ja musiałam się opiekować rodzeństwem dwoma braćmi i trzema siostrami, najmłodszy braciszek miał dwa lata a ja 16. Do pracy poszłam do pracy w Walcowni Metali Kolorowych Łabędy, gdzie pracowałam w magazynie, przygotowującym blachy do wysyłki ma teren kraju i do NRD. 148 W roku 1946 poznałam swojego męża który przyjechał w 1945 r. do z Rzeszowa do Gliwice w poszukiwaniu pracy. Ostatecznie trafił do Zakładów Mechanicznych Łabędy gdzie były dobre zarobki i możliwość uzyskania mieszkania. W roku 1947 zawarliśmy związek małżeński. W marcu 1958 r., otrzymaliśmy przydział na mieszkanie na ul. Wolności, gdzie mieszkam do chwili obecnej. Nie pracowałam zajmowałam się wychowaniem córki i syna. Starałam się być jak najlepszą gospodynią domową. Cieszyłam się z tego, że mogłam się zajmować ogródkiem przydomowym, gdzie uprawiałam ciekawe warzywa, rośliny ozdobne i kwiaty. To było pożyteczne dla moich dzieci, które mogły się bawić blisko domu. Z dziećmi, jak również z mężem, mieliśmy pod tym względem wspólne zainteresowania i ze wspólnie spędzonych chwil czerpaliśmy wiele radości. Dziś mieszkam sama, niezmiennie od 1958 na ul Wolności, w moich Łabędach. Jak na swój wiek jestem dosyć samodzielna. Bardzo lubię czytać książki o tematyce historycznej i politycznej, a także religijnej. Czytam prasę i oglądam telewizję, gdyż jestem zainteresowana sprawami bieżącymi. 149 Piotr Zygfryd Basan Urodziłem się w 1940 roku w Gliwicach. Do Łabęd przeprowadziłem się, bo moja żona Agata jest rodowitą łabędzianką. W latach 1992 – 2000 byłem Przewodniczącym Koła Mniejszości Niemieckiej w Łabędach. W tym czasie udało mi się zrealizować kilka ważnych spraw. W roku 1995 byłem inicjatorem pierwszej oficjalnej mszy św. w intencji internowanych z Obozu Zbiorczego w Łabędach. Jej odprawienie możliwe było dzięki dobrej współpracy z księdzem proboszczem – Antonim Pleśniakiem z kościoła pw. św. Jerzego w Łabędach. W roku 1997 w kościele Wniebowzięcia NMP w Łabędach została poświęcona przez ówczesnego ks. proboszcza – Ernesta Janoszkę – tablica pamiątkowa oddająca cześć poległym w I i II wojnie światowej. Byłem Inicjatorem i autorem tej tablicy przy współpracy z Panią Marią Hajduk z domu Draga. Tablica pamiątkowa została sfinansowana przez członków Koła Mniejszości Niemieckiej w Łabędach. Następnie rodził się pomysł na nową tablicę – ku czci internowanych obozu w Łabędach. Tablicę projektowałem, 150 kilkakrotnie zmieniając ej wersje. Ostateczny jej projekt został dopuszczony do realizacji. W roku 2009 przy dobrej współpracy z ks. proboszczem Anonim Pleśniakiem i radną – panią Krystyną Sową, otrzymałem zgodę na postawienie tej tablicy przy kościele św. Jerzego w Łabędach. Od tego momentu współpracowałem z panem Marcinem Basskiem z Zarządu Oddziału TSKN woj. Śląskiego w Gliwicach, który to zajmował się sprawami finansowymi. Tablica pamiątkowa została wykonana w Zakładzie Kamieniarskim Hajduk w Paczynie. Uroczyste poświęcenie tej tablicy przez ks. Biskupa Jana Wieczorka odbyło się 13 lutego 2010 r. W uroczystości brali udział: ks. Infułat Paweł Pyrchała, ks. dziekan Piotr Kansy, ks. dr Piotr Górecki, ks. Jerzy Hetmańczyk oraz ks. proboszcz Antoni Pleśniak. W uroczystości brali również udział: Konsul z Konsulatu Niemieckiego w Opolu, Przewodniczący Organizacji Mniejszości Niemieckiej w Polsce – Bernard Gajda, Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego TSKN woj. Śląskiego Marcin Lippa, Przewodniczący Zarządu Oddziału TSKN Marcin Bassek. Obecni byli również przedstawiciele miasta – pani Krystyna Sowa i pan Andrzej Karasiński oraz koledzy i koleżanki z Kół Mniejszości Niemieckiej. 151 Bardzo zależy mi, aby ocalić od zapomnienia pamięć o obozie zbiorczym dla internowanych Niemców, który powstał w Łabędach 12 lutego 1945 r. Teren obozu był ogrodzony kilkakrotnie przeciągniętym drutem kolczastym a na rogatkach były wieże strażnicze. Obóz mieścił się na obecnych ulicach: Majakowskiego, Wolności, Tuwima, Wieniawskiego i Batorego. Obóz otwierała obecna ulica Karola Marksa a zamykała ulica Partyzantów. Mieszkańcy znajdujących się tam bloków dostali nakaz opuszczenia swych mieszkań w ciągu ok. 2 godzin. Nie wolno im było zabrać ze sobą ziemniaków, węgla i drewna. W lutym 1945 r. na ulicach miast i wsi pojawiły się plakaty radzieckich władz wojskowych wzywających mężczyzn w wieku 16 – 60 lat do stawienia się w wyznaczonych miejscach zbiórek. Wyjątków nie czyniono wobec kobiet. Ludzi tych umieszczano w prowizorycznych punktach internowania tj. w szkołach, świetlicach i piwnicach. Tam byli wykorzystani do prac porządkowych. Na miejscach zbiórek przeprowadzono kontrole osobiste. Zabierano: pierścionki, zegarki, mapy a nawet buty będące w dobrym stanie w zamian za gorsze. Ludzie ci zostali następnie skierowani do obozów zbiorczych w Łabędach i Oświęcimiu. 152 Do obozu zbiorczego w Łabędach byli kierowani głównie mieszkańcy powiatów: bytomskiego, gliwickiego, strzeleckiego i zabrzańskiego Obozy przejściowe działały w Bytomiu Miechowicach, Gliwicach, Chorzowie i w Zabrzu. Internowani byli wykorzystywani do różnych prac. Na przykład w Łabędach do demontażu maszyn i urządzeń przemysłowych w obecnych zakładach: Bumar Łabędy, Huta Łabędy, Walcownia Metali a także w porcie gliwickim. Pracowali również przy poszerzaniu torów kolejowych do wymiarów radzieckich torów. Od marca rozpoczęły się wywózki. Tuż przed wyjazdem pierwszej grupy ks. Antoni Liszka proboszcz parafii św. Jerzego uprosił komendanta NKWD o zgodę na odprawienie mszy św. I udzielenie Komunii św. Taką zgodę otrzymał a msza św. trwała 3 godziny. Do Komunii przystąpiło ok. 5 tys. internowanych. Na następne odprawienie mszy nie otrzymał już zgody. W tym czasie ks. Proboszcz mieszkał przy ul Strzelców Bytomskich 52 gdzie również mieściła się komenda NKWD. Dom Parafialny Kościoła św. Jerzego został zbudowany w latach pięćdziesiątych. Z obozu internowania maszerowali internowani do Pyskowic do dworca kolejowego skąd w wagonach towarowych 153 (krowiaki) zostali wywiezieni w głąb Związku Radzieckiego. Z obozu internowania w Łabędach miało zostać wywiezionych ok. 80 tys. ludzi. Pierwsze powroty internowanych odnotowano pod koniec 1945 r. Były też powroty w roku 1954. Urszula Gorczyca Urodziłam się w Łabędach. Od dziecka mieszkam na Starych Łabędach przy ulicy Kościelnej (obecnie ul. Staromiejskiej). Jako mała dziewczynka uczęszczałam do przedszkola prowadzonego przez Siostry Boromeuszki, które znajdowało się przy dawnym Domu Starców przy ul. Klasztornej. Później uczęszczałam do Szkoły Podstawowej nr 1 (obecnie SP nr 29) naprzeciw naszego kościoła parafialnego Wniebowzięcia NMP. W czasie nauki w szkole nastąpiła zmiana systemu nauczenia – mój rocznik uczęszczał do podstawówki przez 7 klas, nie jak dotychczas przez 8. W szkole uczyłam się w języku polskim. 8 i 9 klasa była poza szkoła podstawową i nazywano ją „Małą Maturą” (robiłam ją we Wrocławiu u Sióstr Urszulanek). Za czasów mojego dzieciństwa na naszej ulicy było aż 6 sklepów spożywczych. Jeden z nich prowadziła moja babcia (Emma Moesler) – sklep ten istniał do roku 1950 w naszym domu rodzinnym przy ul. Kościelnej 44. Do dziś pamiętam, 154 jak zakradałam się do babci sklepu i „częstowałam się” landrynkami. Magazyn tego sklepu znajdował się w budynku obok. Dzięki tej działalności nasza rodzina w dostatku przeżyła trudny okres II wojny światowej – mieliśmy na bieżąco dostęp do wszystkich artykułów spożywczych. Poza tym na terenie gdzie mieszkam znajdowało się również 6 dużych gospodarstw rolnych – u Państwa Pieścioch, Buck, Rasek, Janota, Draga i Gorki. Z tych powodów na Starych Łabędach w okresie wojennym ludzie żyli w dostatku, mieli pracę, a także dostęp do artykułów spożywczych. Był jeszcze jeden powód, dlaczego wojna nie dała się mieszkańcom naszej części dzielnicy aż tak bardzo w znaki. Przyczyniło się do tego wysadzenie mostu na Kanale Gliwickim – dzięki temu Rosjanie nie mogli do nas się dostać (aby tu dojechać musieli przedostać się przez Gliwice). Rosjanie „urzędowali” po drugiej stronie Kanału. Na wprost obecnego przystanku autobusowego przy Dworcu PKP, gdzie obecnie znajdują się budynki mieszkalne, znajdowały się baraki policyjne, które stały się atakiem Rosjan (chcieli oni przejąć kontrolę). Oprócz przedszkola, szkoły, kościoła i sklepów jest jeszcze kilka ważnych miejsc, które odwiedzałam w dzieciństwie. W rejonie obecnej ul. Zamkowej znajdował się pałac należący do rodziny Welczków. Został on częściowo spalony w okresie 155 II Wojny Światowej. Właściciele uciekli i pozostał pustostan. Z niezniszczonej części korzystała nasze szkoła podstawowa – odbywały się tam liczne przedstawienia teatralne np. pastorałki, kolędowania itp. Pałac został zburzony w lach 60 ubiegłego stulecia. Ruiny zamku przestały istnieć, gdy tereny te zostały przejęte przez PGR. Mieszkańcy Łabęd bardzo żałują, że tak się stało. Posiadłość Rodziny Welczek była wspaniała. Pałac z przepięknym parkiem, mógłby w dzisiejszych czasach zostać pięknie odrestaurowany i mielibyśmy wspaniałą atrakcję turystyczną na tym terenie – cudowny kompleks pałacowo-parkowy. Niestety dziś ten obiekt możemy oglądać tylko na starych fotografiach i usłyszeć o nim od najstarszych mieszkańców naszej dzielnicy. Na Starych Łabędach funkcjonował Ośrodek Zdrowia, który zlokalizowany był na miejscu dawnej „Fregaty”. Mieliśmy dwa cmentarze – przy kościele zlokalizowany był cmentarz dla dzieci, a duży cmentarz znajdował się tam gdzie jest on obecnie. Za naszym przedszkolem działała jedna z dwóch Cegielni – wypalano w niej cegły. Następnie te świeżo wypalone cegły były transportowane szynami do drugiej cegielni (szyny ułożone były na polach za dzisiejszą ul. Pszenną, Pokoju i Klasztorną. Cegielnia działała tak do czasów wojny. 156 Będąc dzieckiem dużo czasu spędzałam na „Szachcie”, gdzie w upalne dni wszyscy chodzili „kąpać się”. Często chodziliśmy również na „Kasztanówkę” – polną drogę wzdłuż której do dziś rosną potężne kasztanowce. Nasza rodzina miała w tym rejonie pola rolne, które zostały sprzedane w 1978 roku. Z Łabędami związana jestem przez całe swoje życie, również w sprawach zawodowych. Pracowałam w sklepach spożywczych – najpierw na ul. Staromiejskiej, potem na Wolności i w starym Pawilonie do 1992 roku. Potem pracowałam jako pomoc w sklepie siostry, gdzie sprzedawane były serwetki, obrusy, hafty itp. W domu przy ul. Staromiejskiej mieszkałam do 1971 roku, następnie wraz z rodziną (mam córkę i trzech synów) przeprowadziłam się do naszego nowo wybudowanego domu (przybudówka tego domu została wybudowana z cegieł z wyburzonej Cegielni, o której wcześniej wspominałam), zlokalizowanego w ogrodzie rodzinnej posiadłości. Mieszkam tu do dnia dzisiejszego. W moim rodzinnym domu obecnie mieszka mój najstarszy syn wraz ze swoją rodziną. Jestem dumna z faktu bycia łabędzianką. Łabędy to „mój dom”. 157 Rozdział VIII kLuB SENIOrA Prawie wszyscy Seniorzy po zakończeniu pracy zawodowej czynnie spędzają czas na zasłużeni rencie lub emeryturze. Dzieje się tak za sprawą prężnie działającego Klubu Seniora, który powstał w lipcu 2012 r. ZANIM POWStAł kLuB... Dzielnica Gliwic, Łabędy cyklicznie wybiera swoich przedstawicieli do Rady Osiedla. Osoby uzyskujące mandat reprezentują i efektywnie pracują na rzecz potrzeb społeczności lokalnej i dobra dzielnicy. Warto zaznaczyć, że od 2007 r. mieszkańcy Łabęd mają możliwość być na bieżąco w sprawach ważnych dla nich poprzez czytanie gazety osiedlowej „Nasze Łabędy”. Wszystkie artykuły są redagowane przez zespól, w składzie: Krystyna Sowa, Sabina Gorczyca-Kamaj, Renata Jaros, Tadeusz Barcik. Niewątpliwie „siłą napędową” do działań na rzecz dzielnicy jest pani Krystyna Sowa. Przewodnicząca Rady Osiedlowej. Niewątpliwie cieszy się sporym zaufaniem społeczności lokalnej, co 158 odzwierciedlają wyniki (1793 głosy, 553 głosy) w wyborach do Rady Osiedla. Na pochwałę zasługuje jej obecność i realizacja sztandarowych celów związanych z Łabędami. Sprawy, które rozpatruje Rada Osiedla to m.in.: spotkania z Prezydentem Gliwic, konsultacje społeczne i mediacje oraz organizacja imprez. Mieszkańcy mają możliwość przekazywać swoje sugestie i oczekiwania drogą telefoniczną, za pośrednictwem poczty internetowej a także osobiście. Zdjęcie 26. Źródło: Gazetka „Nasze Łabędy” Wiele rozwiązywanych problemów czy organizowanych uroczystości była związana z kwestiami odnoszącymi się do seniorów. W tym celu Rada Osiedla powołała zespół 159 ds. emerytów i rencistów. W jego skład weszli: Stefan Kurczab, Ewa Mizera, Krystyna Sowa i Marta Wojsław. Celem Zespołu była organizacja spotkań i imprez przeznaczonych dla najstarszych mieszkańców Łabęd. W dniu 7 lipca 2007 r. powołano do życia Klub Seniora. Zainteresowanie odbiorców było bardzo duże, postanowiono sformalizować członkostwo i przygotowane zostały legitymacje. DZIAłALNOśĆ kLuBu SENIOrA W trakcie swojej działalności, część zorganizowanych imprez przybrała charakter cykliczny. Należy tutaj wymienić: majówki przy grillu, bale karnawałowe, Andrzejki, wczasy w Wysowej a także wycieczki czy spotkania okolicznościowe. Warto opisać kilka wybranych imprez, w których udział wzięli seniorzy. Wczasy w Wysowej – są organizowane przez przewodniczącego Klubu Seniora pana Stefana Kurczaba. Cieszą się dużą popularnością, czego dowodzi ilość chętnych, którzy biorą udział. Około 300 osób. Podczas wyjazdu seniorzy odpoczywają, bawią się i relaksują. Za każdym razem gościny udziela im Ośrodek Wczasów Rodzinnych „Zacisze”, 160 którego kierownik otrzymał statuetkę w kształcie łabędzia za postawę wobec swoich gości. Wycieczka po mieście – udział wzięło 42 osoby a czas trwania wyniósł sześć godzin. W trakcie zwiedzania seniorzy odwiedzili unowocześniona Centralną Oczyszczalnię Ścieków, Muzeum Techniki Sanitarnej oraz pawilon akwarystyczny w Palmiarni Miejskiej. Na zakończenie wycieczki seniorzy byli w Zarządzie Dróg Miejskich gdzie mogli zobaczyć Centrum Sterowania ruchem. Organizatorami oraz towarzyszami w wycieczce byli: Krystyna Sowa, Stefan Kurczab i Sabina Gorczyca-Kamaj. „Senior – aktywny gliwicki obywatel” – program był realizowany przez Fundację Lepszy Świat oraz Klub Jagielloński. Jego celem było promowanie partycypacji obywatelskiej seniorów oraz zwiększenie świadomości w zakresie korzyści płynących z angażowania się w Zycie publiczne. Spotkania miały miejsce w Centrum Sportowo-Kulturalnym ‘Łabędź”. Poza wymienionymi imprezami należy dodać, że są organizowane czwartki z muzyką. Ambicja organizatorów jest aby każdy koncert był niepowtarzalny i stał się znaczącym wydarzeniem kulturalnym. 161 Zdjęcie 27. Źródło: Gazetka „Nasze Łabędy” W tym roku Klub Seniora w Łabędach dla swoich członków a także osób zainteresowanych przygotował interesujące formy spędzania czasu wolnego. Część będzie kontynuacją dotychczasowej oferty ale pojawią się również rzeczy nowe. 162 ZAkOńCZENIE Aktywność społeczna osób starszych w większości przypadków koncentruje się najczęściej wokół spraw lokalnych. Uwzględniając naturalną tendencję zaproponowaliśmy w ramach Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych na lata 2014-2020 w Gliwicach-Łabędach sięgnięcie do ich dokonań życiowych i znajomości realiów tej dzielnicy w bliższej i dalszej przeszłości. Inicjatywa spotkała się z dużym odzewem i zaowocowała wieloma relacjami oraz dyskusjami nad ich treścią i ocenami przeszłości. Zaprezentowane tu wspomnienia Seniorów oraz towarzyszące im fotografie są tylko częścią bogatego zbioru dokumentów znajdujących się w rekach uczestników programu. Każdy z Seniorów dysponował bogatym zasobem materiału nawiązującego do okresu szkolnego, zawodowego czy towarzyskiego. Niewątpliwie na uwagę zasługuje oddanie i szacunek jaki Seniorzy przedstawili we wspomnieniach opisując dom rodzinny czy rysując postaci nauczycieli. Wiele z tych osób było zmuszonych do walki z przeciwnościami losu, które wystąpiły w trudnym okresie czasu dla kraju i społeczeństwa. Jednak wiara, nadzieja oraz umiejętność czerpania radości z życia stworzyła z nich osoby odpowiedzialne, pracowite i o dużej empatii wobec drugiego człowieka. 163 Wiele z materiałów zasługuje na to aby ujrzeć światło dzienne poprzez publikowanie w czasopismach popularno-naukowych, pedagogicznych czy socjologicznych. I tak się zapewne stanie, jako że szlak został przetarty a chęć podzielenia się z kolejną generacją doświadczeniami i historią ich miasta została rozbudzona. Oferta jaką kieruje dla osób starszych Państwo czy organizacje pozarządowe pozwala na realizację zamierzonych celów, do których zaliczyć należy angażowanie Seniorów na płaszczyźnie społecznej, kulturalnej czy oświatowej oraz zdrowotnej. Wszystkie podejmowane inicjatywy mogą zostać zrealizowane dzięki współpracy międzypokoleniowej a także wysiłkom samych Seniorów. Od kilku lat są organizowane koncerty, zabawy oraz wczasy i wycieczki. Seniorzy chętnie uczestniczą w działaniach edukacyjnych, czego przykładem mogą być zajęcia z pracy z komputerem, które realizowane są od jesieni bieżącego roku. Wiele zadań jest organizowanych przez Klub Seniora, który dba o kondycję swoich członków, dobre samopoczucie a także możliwość dzielenia się posiadaną wiedzą i umiejętnościami w wybranych dziedzinach. W najbliższym czasie planowany jest udział w kolejnej edycji Programu ASOS oraz w projektach z zakresu kształcenia ustawicznego. 164 LItErAturA L. Dubiel, książka protokolarna Związku Pszczelarzy na Łabędy i okolice [w:] Zeszyty Gliwickie nr 4 B. Fic, Moja Mała Ojczyzna, cz. 1, Łabędy W. Goląb, Przyczynek do historii hutnictwa T 6 M. Głowala, M. Garczyńska przy współpracy ks. Piotra Kansego, 25 lat ze św. Anną. Jak budowano łabędzką wspólnotę, Gliwice 2010 P. Nagla, Zarys dziejów Kopalni Węgla Kamiennego „Gliwice” ze wstępem Piotra Kaczmarczyka, Dyrektora KWK „Gliwice” F. Nowak (red.), Huta Łabędy SA Zarys dziejów, Gliwice 1998 Pancerny Bumar. 55 lat Zakładów Mechanicznych Bumar – Łabędy S. A, Łabędy 2006 J. Schmidt, Dzieje Łabęd. Laband., Gliwice 2012 J. Schmidt, Historia kolei w Gliwicach [w:] Rocznik Muzeum, T 7 J. Schmidt, Historia problemów wodnych w Gliwicach, Gliwice 2001 J. Schmidt, Historia spichlerza w Starych Gliwicach [w:] Zeszyty Gliwickie nr 27 J. Schmidt, Życie muzyczne w Gliwicach, Gliwice 2003 A. Sraba, Powstanie, rozwój i modernizacja Walcowni Metali „Łabędy” [w:] Zeszyty Gliwickie nr 21 To wielka łaska. Wpływ budowy kościoła św. Anny w Gliwicach – Łabędach na życie religijne parafian (1983-1996) H. Turewicz, H. Szczepańska, A. Szulc, Chemiczny przerób odpadowego tłuszczu norczego. [w:] Przemysł chemiczny, nr 11, 1988 r. H. Wojciechowska, Pradzieje Ziemi Gliwickiej [w:] Zeszyty Gliwickie nr 12 165 ZAłąCZNIkI ZAłąCZNIkI DO rOZDZIAłu I: Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Jana Śliża i Piotra Kaczmarczyka. Zdjęcie 28. ,, Biały domek” przy ul. Kopalnianej był siedzibą: Dyrektora Kopalni, Ośrodkiem zdrowia, władz politycznych, związków zawodowych. 166 Zdjęcie 29. Zabytkowa cechownia Zdjęcie 30. Po remoncie 167 Zdjęcie 31. Zespół,, Śląsk” na nadszybiu szybu I. Zdjęcia Andrzeja Dziury Zdjęcie 32. 168 Zdjęcie 33. Zdjęcie 34. 169 Zdjęcie 35. Wizyta w przedszkolu. Zdjęcie 36. Wizyta w przedszkolu. 170 Zdjęcie 37. Z wnuczką 171 ZAłąCZNIkI DO rOZDZIAłu II: Zdjęcia udostępniła Barbara Mikrut. Zdjęcie 38. 172 Zdjęcie 39. Walcownia maszyny Zdjęcie 40. 173 ZAłąCZNIkI DO rOZDZIAłu III Zdjęcia udostępniła Barbara Drabik Zdjęcie 41. Spływ Dunajcem-wycieczka Wydziału 720 174 Zdjęcie 42. Pochód na 1 Maja – grupa pracowników Wydziału 720. Pochód otwierały dzieci, które miały czapeczki, chorągiewki, baloniki, peleryny. Zdjęcie 43. Pochód 1-majowy 175 Zdjęcia udostępnił Karol Kornas Zdjęcie 44. Zakłady Mechaniczne Bumar Łabędy – Sekcja Rekreacyjna, organizowanie imprez dla wszystkich wydziałów. Zdjęcie 45. 176 Zdjęcie 46. Zdjęcie 47. 177 Zdjęcie 48. 178 ZAłąCZNIk DO rOZDZIAłu V Zdjęcie 49. 179 ZAłąCZNIk DO rOZDZIAłu VI Zdjęcie udostępnił Rufin Labryga Zdjęcie 50. ,,Róża Stambułu” L. Fall, 1974 r., po lewej stronie Irena Pierzchała, po prawej Bożena Zborowska 180 ZAłąCZNIk DO rOZDZIAłu VII Dokumenty udostępniła Danuta Ciemny. Zdjęcie 51. Zdjęcie 52. 181